João de Deus

Transkrypt

João de Deus
João de Deus
Paul Eijkemans
O Janie od Boga, a po portugalsku João de Deus, po raz pierwszy usłyszałem kiedy spędzałem
dwumiesięczny urlop w ośrodku medytacyjnym Las Pirámides w Gwatemali. To tam spotkałem
duńską producentkę filmów dokumentalnych, która powiedziała mi, że jeśli chcę zobaczyć coś
ciekawego, muszę udać się do Brazylii. Powiedziała mi też, że w Abadiânia, około dwóch godzin
drogi na południe od stolicy Brazylii, João Teixeira de Faria, bo tak się naprawdę nazywa, ma swój
ośrodek uzdrawiania, w którym trzy dni w tygodniu przeprowadza “operacje duchowe”na ludziach.
Nota bene, niektóre z jego technik polegaja na robieniu nacięć na ciele człowieka kuchennym
nożem, przez co jest tak rozpoznawalny.
Abadiânia to miejsce pielgrzymek około tysiąca czterystu Brazylijczyków i ponad setki osób z
zagranicy dziennie, przybywających w poszukiwaniu pomocy João w najróżniejszych chorobach –
fizycznych i niefizycznych. Wspomniana przeze mnie duńska producentka filmów dokumentalnych
spędziła kilka tygodni w jego otoczeniu, nakręciła o swoim pobycie krótki film i była naocznym
świadkiem jego pracy na ludziach. Nieprzerwanie mówiła o krążących tam energiach.
Nie żebym nie słyszał już o podobnym zjawisku. Lata temu oglądałem film dokumentalny o różnych
„cudownych lekarzach” z Filipin. Ich zabiegi wyglądały tak jakby, nie mając żadnego przeszkolenia
medycznego, wyciągali całe skupiska komórek rakowych czy zaatakowanych inna chorobą. „Lekarzy”
tych szybko zdemaskowali naukowcy, którzy odkryli, że „usuwali” oni ze swoich pacjentów kawałki
mięsa z kurczaka. W filmie tym wspomniano też o ludziach takich jak Peter Popoff – uzdrowiciel
mocą wiary – z powodzeniem zdemaskowany przez słynnego sceptyka Jamesa Randi, który wraz z
asystentem, odkrył, że „wiadomości osobiste”, jakie ten pajac otrzymywał z „niebios” tak naprawdę
pochodziły od jego żony. Stała ona ze słuchawką w uchu poza miejscem wystąpień, którą on miał przy
krótkofalówce, i podawała mu potrzebne informacje, by mógł przekonać ludzi o swych boskich
mocach, a także, by ich namówić do zaspokojenia jego, najwyraźniej boskiej, żądzy pieniądza. Po tym
jak nagranie z taśmy zawierającej „boskie przekazy” odtworzono w popularnym programie
telewizyjnym, Popoff wystąpił do sądu o ogłoszenie bankructwa. Tak więc pomimo, że powiedziano
mi, że umiejętności João były prawdziwe, wspomniane przypadki nie bardzo zwiększają ogólną wiarę
ludzi w uzdrowicieli duchowych, nie wspominając już o mojej własnej. Jednak pogawędka o João
wzbudziła moją ciekawość więc postanowiłem polecieć do Brazylii w następne wakacje.
W Brazylii nie tylko João jest “duchowym fenomenem”. Kraj ten pełen jest ciekawych miejsc i ludzi;
ma też wieloletnią historię w temacie sił nadprzyrodzonych. Przede wszystkim mieszkają tam
plemiona brazylijskich Indian z dorzecza Amazonii, którzy prowadzili swe praktyki duchowe przez
millenia zanim Europejczycy w ogóle dowiedzieli się, że istnieje taki kontynent jak Ameryka
Południowa, a ich praktyki przypominają praktyki Szuarów i innych rdzennych kultur, u których
uczyłem się. Potem, od początku szesnastego wieku aż do zakazu niewolnictwa, z Afryki przywożono
pełne statki czarnoskórych niewolników, którzy przywieźli ze sobą, zawarty w pradawnych
afrykańskich rytuałach, animizm. Kamieniem węgielnym wielu z tych praktyk są zdolności medium,
według których osoba będąca medium, w stanie transu, rozmawia z osobami, przebywającymi w
świecie duchów. Żyjący w XIX w. Alan Kardec był jednym z pierwszych, który naukowym okiem zbadał
i opisał te praktyki, a jego książki stały się podstawą ruchu duchowego składającego się z szerokiego
wachlarza niezwiązanych ze sobą grup, w niektórych krajach silnych po dziś dzień.
Do bardziej współczesnych osób z tej tematyki w Brazylii należy Tia Neiva – medium, która pod
koniec lat sześćdziesiątych założyła społeczność duchową o nazwie The Valley of the Dawn, około
trzydziestu mil na północ od Brazylii. Grupa ta istnieje nadal, choć ich kolorowe ceremonie
przyciągają obecnie znacznie mniej osób niż za czasów kiedy Tia Neiva żyła. Ciekawym zjawiskiem jest
jednak ujrzenie na własne oczy jak pozostali członkowie tej grupy ubierają się do ferii rytuałów, które
wydają się być mieszanką typu „Best Of” różnych religii, w których mogą uczestniczyć również osoby
postronne. Innym, ciekawym miejscem niedaleko Brazylii , w którym jeszcze nie byłem, jest the
Eclectic City. Tę New-Age’ową osadę w 1956 roku założył samozwańczy Mesjasz Master Yokaanam,
uprzednio pracujący dla Brazylijskich Sił Powietrznych. Według jego własnych słów, dwanaście lat
wcześniej, otrzymał od istoty pozaziemskiej zadanie wybudowania miasta; istota ta przelatywała nad
obszarem, gdzie później powstała Brazylia . I ostatnia, lecz równie ważna kwestia: obserwatorzy UFO
mogą zadręczyć się w tym miejscu, ponieważ jest ono jednym z najczęstszych miejsc na Ziemi, w
których widziano UFO, i to prawie wszędzie na tym obszarze.
Co ciekawe, Brazylijska Rada Turystyki aktywnie promuje turystykę duchową, do tego stopnia, że
wydała przewodnik po mistycznych miejscach w pobliżu stolicy. Jednak nawet bez odrobiny kultu
możesz zaangażować się w spirytualizm kiedy jesteś w Brasílii. Wybudowane pod koniec lat
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, według wytycznych prezydenta Juscelino Kubitscheka – osoby
niezwykle zainteresowanej spirytualizmem – większa część architektury centrum tego miasta sprawia
wrażenie jakby nie z tego świata. Spacer nocą po Brasílii jest jak odkrywanie odległego, niezwykłego
miasta, pełnego niezwykłych kształtów i form. A zatem, pomimo, że João sam w sobie nie jest
związany z żadną z tych grup, z całą pewnością pasuje do tej części świata.
Według słów João, zanim odwiedzi się jego ośrodek, warto przeczytać jego historię, by przynajmniej
jakąś część zachodzących tam zdarzeń sprowadzić do właściwej perspektywy. João urodził się w 1942
roku, w biednej rodzinie i w młodości odebrał zaledwie dwa lata edukacji. Według jego matki, już
jako chłopiec posiadał pewne zdolności jasnowidzenia, jak na przykład umiejętność przewidywania
burzy. Wszystko nabrało tempa kiedy, jako nastolatek, poszedł do kościoła i tam stracił przytomność.
Kiedy ją odzyskał, otaczali go ludzie, którzy mówili mu, że przez ostatnie trzy godziny leczył ich i
dziękowali mu, chociaż on sam niczego nie pamiętał. Kilka minut później, ponownie stracił
przytomność i rozpoczął kolejną sesję uzdrawiania. I od tamtej pory nadal to robi, choć obecnie
pracuje na znacznie szerszą skalę. Średnio 1500 osób dziennie, przez trzy dni w tygodniu, w ciągu
czterdziestoletniej praktyki – policz sam.
João operuje w swoim domu Casa de Dom Inácio, zwanym po prostu „Domem”, stojącym na krańcu
Abadiânia. Ludzie przybywają do niego z całego kraju, by wyleczył ich z przeróżnych chorób – od
nowotworów po chorobę Parkinsona. Zazwyczaj są zbyt biedni, by przylecieć samolotem więc podróż
zajmuje im całe dnie. Czasem też to João jeździ do innych krajów, by tam robić to co robi, jak w 1991
roku, kiedy był w Peru, gdzie nie tylko pracował nad dwudziestoma tysiącami mieszkańców Peru,
zgromadzonych na stadionie piłkarskim, ale także spotkał się z prezydentem Peru Alberto Fujimori i
jego chorym synem, od którego otrzymał odznaczenie honorowe za swoją pracę na tym spotkaniu.
A jak pracuje? João mówi, że on sam nie robi nic, że „leczy Bóg”, i że nie każdy doznaje uzdrowienia.
João wyjaśnia ten proces mówiąc, że jego świadomość opuszcza ciało, które następnie staje się
częścią jednej z ponad trzydziestu istot, zgranych i pasujących do choroby pacjenta oraz określonych
umiejętności istoty wchodzącej w ciało João. Wedle tego wyjaśnienia, istoty te są duchami, które już
zajmowały się uzdrawianiem lub pracą z ludzka świadomością kiedy żyli jako ludzie. Są one nie tylko
ze świata medycyny, lecz także dobrze znanymi postaciami w swoich czasach. Jedną z nich jest doktor
Oswaldo Cruz, który na przełomie XX wieku pomógł zwalczyć żółtą febrę. Inny to, żyjący w XVI wieku,
były żołnierz, który za życia stał się świętym, Dom Inácio de Loyola, którego imieniem nazwano
ośrodek. Według relacji osób często odwiedzających to miejsce można nawet zobaczyć istoty, jedna
po drugiej wcielające się w ciało João, ponieważ kiedy zmieniają się one, zachodzi kompletna zmiana
w jego mimice i ruchach.
Ludzie godzinami stoją w długiej kolejce, by zobaczyć Istotę, jak ogólnie nazywają wcielające się w
João istoty. Ubrani są cali na biało. Krążą pogłoski, że wówczas Istota lepiej widzi pole energetyczne
człowieka, lecz poza tym osobiście uważam, że biały kolor ubrań dodaje atmosfery wyjątkowości
temu miejscu. Kiedy w końcu znajdą się przed Istotą, spogląda ona na nich pobieżnie i mamrocze
kilka słów. Słowa te mogą być bardzo różne – od porady, po następny krok w ich procesie
uzdrawiania. W większości przypadków jest to recepta na zioła, sprzedawane za kilka reali
brazylijskich, w innych – siedzenie w kilkugodzinnej medytacji, a dla nielicznych „wybrańców” –
operacja duchowa.
Oczywistym jest, że praktyki te nie tylko przyciągają spory tłum „wyznawców” i zainteresowanie
mediów, lecz także wielu krytyków. Wydaje się, że w kwestii jego mocy, media pozostają
niezdecydowane: Internet pełen jest informacji, zarówno pozytywnych – opublikowanych przez
wierzących w jego moc – jak i negatywnych, przez tych, którzy w nią nie wierzą. Brak jednak
wiarygodnej, obiektywnej opinii. Co jednak zastanawiające, João nie pobiera żadnych pieniędzy za
swoje usługi, a i ceny zalecanych lekarstw ziołowych, nawet najbardziej zagorzali krytycy określają
jako śmiesznie niskie. Dom wydaje te pieniądze, by móc funkcjonować oraz na działanie kilku
„garkuchni” dla ubogich w całym kraju. Poza tym, pozostałe cztery dni w tygodniu João nie poświęca
swego ciała uzdrawianiu ludzi, lecz jest emerytowanym biznesmenem, który dorobił się na
wydobywaniu kryształów. Krytykom pozostaje więc tylko skupienie się na tym czy w jego ośrodku
naprawdę zachodzi leczenie ludzi.
Biorąc pod uwagę moje zainteresowanie tym tematem, nadszedł czas, bym na własne oczy przekonał
się, co naprawdę ma miejsce w Domu. Zarezerwowałem więc pokój w jednym z pousadas, czyli
domków gościnnych, w pobliżu Domu. Miejsca te odgrywają istotną rolę w procesie przybywania na
leczenie do João, ponieważ prowadzą je osoby posiadające poufne informacje o tym procesie,
mogące pomóc chorym jak najlepiej skorzystać z wizyty, zwłaszcza, jeśli przeszli operację duchową i
potrzebują opieki. Właścicielką mojej pousada’y okazała się być osobista tłumaczka João, która
udzieliła mi masy informacji na temat tego dokąd się udać i co zobaczyć. Naprawdę bardzo poręcznie!
Tak więc już następnego ranka stałem w kolejce do wewnętrznego sanktuarium w domu João.
Zaledwie pobieżne spojrzenie na osoby stojące ze mną w kolejce ujawniło, że przypuszczalnie
wszyscy z nich byli w znacznie gorszym stanie ode mnie. Jeśli chciałbyś dokonać głębokiego przeglądu
ludzkiego cierpienia zgromadzonego w jednym miejscu, wówczas ta kolejka byłaby najtrafniejszym
wyborem. Ludzie kalecy na kulach, upośledzeni na wózkach inwalidzkich, osoby z bandażami na
całym ciele – znajdowało się tam wszelkiego rodzaju ludzkie cierpienie, jakie można sobie tylko
wyobrazić. Ci najbardziej chorzy mieli pierwszeństwo, co odrobinę zmniejszyło moje poczucie winy za
samo stanie w tej kolejce, ponieważ, o ile mi wiadomo, nie było we mnie nic do pilnego naprawienia
– żadnego nowotworu, wirusa HIV, zniekształconych części ciała czy wrzodów na całym ciele. Pewnie,
jak każdy inny, nadal miałem kilka osobistych kwestii do przepracowania, lecz w porównaniu z
fizyczną udręką niektórych ludzi, którzy przyszli do Domu, były one niczym.
Kolejka wolno przesuwała się w stronę Domu. Pierwsze pomieszczenie, do którego wszedłem było
małe, a najlepiej określa je wyrażenie „energetyczna pralka”. W pomieszczeniu tym wiele osób
medytowało i wszyscy otrzymali wyraźne instrukcje, by nie otwierać oczu i nie krzyżować rąk ani nóg.
Istota wydaje się korzystać z energii wytwarzanej w tym i przyległym pomieszczeniu, a według
instrukcji, João i pacjent odczuwają ból kiedy ich mijasz. Poruszając się wolno naprzód i zwracając
uwagę jak trzymam ręce, wszedłem do drugiego pomieszczenia. Był to duży korytarz z około
dwustoma medytującym wraz z João osobami oraz kilkoma wysoce skoncentrowanymi medium z
tyłu, za João.
Kiedy tam wszedłem, wydarzyło się coś interesującego. Niespodziewanie i znikąd ogarnęła mnie
ogromna fala energii – jak jedna z tych, której doświadczyłem później, w tym samym miesiącu, na
plaży Copacabana, która przecież składa się z energii. W swoim wnętrzu czułem jak coś, co
zdecydowanie nie było mną, miotało moimi emocjami i z całą pewnością nie było to brazylijskie
śniadanie, które zjadłem tamtego ranka. Było to uczucie, jakby coś naprawdę głębokiego i
fundamentalnego bawiło się moimi uczuciami, nie powodując we mnie żadnego dyskomfortu.
Mogłem tylko szeroko uśmiechać się, choć nie do końca wiedziałem czego się spodziewać i mogłem
polegać wyłącznie na pogłoskach, ale najwyraźniej znalazłem się we właściwym miejscu i we
właściwym czasie. I tak przesuwałem się powoli bliżej João.
Kiedy dzieliło nas około czworo ludzi, nagle poczułem dokuczliwy ból, trochę poniżej splotu
słonecznego, na który nie zwracałem zbytniej uwagi, jako że byłem bardzo zaabsorbowany
„niezwykłym momentem” poznania João. Trzy, dwie, jedną osobę później, stałem już przed nim i
spotkaliśmy się wzrokiem. Popatrzył na mnie intensywnie przez pół milisekundy, a następnie
powiedział po portugalsku, co przetłumaczyli jego asystenci: „Operacja o 2-giej dziś po południu”, po
czym szybko odprawiono mnie. Przed wizytą u João de Deus nie wiedziałem czego się spodziewać,
lecz na pewno nie spodziewałem się, że zostanę wybrany z tej kolejki do operacji duchowej,
zwłaszcza, że średnio tylko dwa procent wszystkich przyjeżdżających do João zostaje do tego
wybranych. A zwłaszcza, że o ile wiedziałem, nie cierpiałem na żadną straszną chorobę, w
porównaniu do tej ogromnej liczby osób, które ewidentnie cierpiały. Wyszedłem stamtąd trochę za
bardzo przygnębiony, by zjeść zupę, którą częstowano w Domu.
A zatem, o 2-giej po południu znalazłem się w pokoju, razem z około trzydziestoma innymi osobami.
Po wspólnej medytacji przedstawiono mi dwie możliwości. Personel powiedział mi o możliwości
leczenia widzialnego i niewidzialnego. To ostatnie okazało się być najłatwiejszym wyborem. Taka
osoba przez kilka godzin medytuje wraz z innymi w pomieszczeniu, Istota przynosi mnóstwo energii,
po czym „pacjent” wraca do domu, gdzie kilka tygodni bądź miesięcy później może się uwolnić od
dolegliwości, z powodu których wybrała się z wizytą do João. Większość osób obecnych w
pomieszczeniu wybrało tę opcję. Kiedy zapytano kto chciałby przejść „widzialną” operację, moja
prawa ręka sama poszybowała w górę, zupełnie jakby żyła własnym życiem. Spojrzałem na nią z
przerażeniem, lecz nie było już odwrotu. Ja oraz cztery inne osoby wybraliśmy rodzaj operacji ,
wymagającej troszkę więcej pracy, i która przeznaczona jest dla tych, którzy naprawdę chcą poczuć,
że się nad nimi pracuje. Przeszliśmy więc razem do publicznej części Domu, gdzie zgromadziło się już
kilkaset osób, czekających na „pokaz”.
O „widzialnej” operacji wiedziałem już od właścicielki hostelu, w którym się zatrzymałem.
Powiedziano mi, że João ma kilka standardowych procedur, jakie wykonuje na ludziach, a z których
słynie z powodu uwagi mediów. Przede wszystkim jest skrobanie gałki ocznej. Istota w ciele João,
czyli inaczej wcielony João, zwykłym, kuchennym nożem skrobie gałkę oczną pacjenta, zdejmując z
niej trochę śluzu. Jest też ruch, za pomocą którego kulkę z waty wpycha głęboko w nozdrza pacjenta.
I ostatni, lecz na pewno niemniej ważny, zabieg to wykonanie nacięcia klatki piersiowej – tym samym
kuchennym nożem – włożenie w nie palców i wywołanie pewnego rodzaju wstrząsu elektrycznego.
Wszystkie te zabiegi są symboliczne – prawdziwa praca zachodzi na znacznie głębszym poziomie.
Teraz już zapewne rozumiesz moje przerażenie kiedy moja ręka poszybowała odruchowo w górę –
miałem być poddany jednemu z tych zabiegów.
Stojąc na podwyższeniu, zadawałem sobie pytanie dlaczego na Boga wybrałem operację „widzialną”
kiedy mogłem był tę prostszą, polegającą na medytacji w przepełnionym energią miejscu. Fakt, że w
otoczeniu João znajdowało się kilku lekarzy medycyny, którzy będą przyglądali się całej procedurze
nie bardzo uspokajał mnie w moim lęku w całej tej sytuacji. Na szczęście nie musiałem iść pierwszy.
Kobieta stojąca po mojej prawej miała ten zaszczyt bycia pierwszą do operacji i to ona została
poddana zabiegowi z kulkami waty przez nos, o czym wówczas nie wiedziałem, ponieważ
powiedziano nam, byśmy zamknęli oczy, stojąc na podium. Ale jeden ze stojących w tłumie
asystentów, nagrał wszystko, więc miałem okazję zobaczyć to później. Kiedy João zajmował się
wspomnianą kobietą, jedyną rzeczą, o jakiej myślałem było: „tylko nie skrobanie gałki, proszę, tylko
nie to”!
Kiedy João już prawie kończył zabieg na kobiecie, znów poczułem dokuczliwy ból poniżej splotu
słonecznego, który tym razem był znacznie mocniejszy niż wtedy w holu, kiedy poznałem João.
Operacja kobiety zakończyła się i wtedy, otaczająca ją grupa asystentów, skierowała się w moją
stronę. João odwrócił się i po portugalsku zwrócił się do tłumu. Przetłumaczono mi jego słowa dzień
później – głośno oznajmił, że „następną osobę zoperuje nawet jej (czyli mnie) nie dotykając”.
Następnie wziął rękę jednego z obecnych tam lekarzy i umieścił ją w odległości około ośmiu
centymetrów od mojego czoła. Wówczas, już i tak palące miejsce w moim splocie słonecznym zaczęło
jeszcze bardziej piec, a po kilku sekundach stopniowo nasiliło się jeszcze bardziej, do tego stopnia, że
po upływie około pół minuty czułem, że już dłużej nie wytrzymam. Nie mogłem już znieść tego
dojmującego bólu, lecz pieczenie nasilało się i nasilało, a potem poczułem się tak jakby pod moimi
stopami otworzyła się zapadnia. Po prostu osunąłem się. Przez cały ten czas João w ogóle mnie nie
dotykał.
Nie straciłem przytomności, ale odczuwałem ciało jakby było z galaretki i czułem, że nie dam rady
podnieść się. Wylądowałem na wózku inwalidzkim, który natychmiast mi podstawiono i odwieziono
do izby chorych w Domu, gdzie przez około dwie godziny znajdowałem się w stanie półsnu zanim
zostałem zabrany do mojej pousada’y i przespałem tam kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Obudziłem się, nie całkiem odświeżony, za to z uczuciem głębokiego zaufania do świata i własnego
wnętrza, wiedząc, że wszystko będzie dobrze. Lecz co u licha tam zaszło? Szczerze mówiąc, nie do
końca wiedziałem. Nie przybyłem do Domu z konkretnym problemem fizycznym, wymagającym
leczenia, lecz oczywiście miałem przeczucie na temat tego, co mi zrobił. Wychowałem się w dość
dysfunkcyjnej rodzinie i nie zawsze było łatwo, co w późniejszym okresie stanowiło obszar do
„przerobienia”. Wywnioskowałem z tego, że João pomógł mi uleczyć kwestie dotyczące poczucia
pewności siebie i dlatego miałem większą przejrzystość swojej roli w tym gigantycznym
przedstawieniu, w którym, jak czuję, wszyscy bierzemy udział. Ale poza tym przeczuciem, nie dało się
zaprzeczyć, że João położył mnie na ziemię nawet mnie nie dotykając.
I dlaczego na Boga, zdecydowałem się na operację „widzialną”. Spoglądając wstecz, dostrzegłem
dwupoziomowość odpowiedzi. Przede wszystkim, z czystego zainteresowania tematem naprawdę
chciałem doświadczyć tego typu uzdrawiania z bliska. A poza tym, chciałem poznać uczucie strachu,
jakiego doświadczają ludzie przed pojawieniem się przed kimś, kto może skrobać ich gałki oczne
kuchennym nożem lub też kto podaje im porcję Natem, której muszą zaufać. Mogę powiedzieć, że
oba te powody zostały nader wyczerpująco zaspokojone.
Czasem ludzie pytają mnie jak udało mi się zostać wybranym z kolejki do operacji oraz jaki jest trik
zwiększenia na to szansy. Po przemyśleniu tej kwestii, jedyną radą, jakiej mogłem im udzielić było:
„nie chcieć być wybranym”. Chociaż byłem zadowolony, że wybrano mnie, ponieważ chciałem
przeżyć to doświadczenie, nie przejąłbym się też gdyby stało się inaczej. W chwili, w której zaczynasz
robić z bycia wybranym z kolejki kwestię życia lub śmierci, zaczynasz ją kontrolować, a kontrolowanie
nie działa na João, jak i na żadną kwestię w życiu, co doskonale odzwierciedla proces wyboru z
kolejki. Wszyscy są równi, a zatem ból każdego człowieka jest taki sam. Możesz mieć zmiany
nowotworowe na całym ciele i może ci odpadać nos, a i tak João może wybrać osobę stojącą obok
ciebie, która ma zaledwie schodzący paznokieć. Wszyscy są równi.
Czy działanie João de Deus jest prawdziwe czy nie? No cóż, a ty co powiedział(a)byś gdybyś
doświadczył(a) czegoś takiego jak ja? Mogę się tu odnieść wyłącznie do moich osobistych
doświadczeń, które nie dotyczyły wyraźnej choroby fizycznej , a zatem nie mogę powiedzieć czy João
jest ci w stanie pomóc. Za to udało mi się rozpytać mnóstwo osób o niego kiedy byłem w Abadiânii i
zaskoczyła mnie ilość pozytywnych relacji po wizycie w Domu. Był wśród nich, na przykład, pewien
weteran wojny w Wietnamie, o imieniu Bob, który miał ostateczne stadium raka tarczycy i któremu
lekarze dawali zaledwie kilka miesięcy życia zanim poddał się leczeniu u João. Było to pięć lat przed
tym jak go poznałem i od tamtej pory co roku przyjeżdżał do João tylko po to, by upewnić się, że
nowotwór trzyma się od niego z daleka. Prawie wszyscy, spotkani przeze mnie w Abadiânii ludzie,
opowiadali podobne historie – o sobie lub o innych. Są też relacje spisane w różnych książkach na
temat fenomenu João i Domu. Trudno jednak o ostateczne wnioski naukowe bez odpowiednio
przeprowadzonych badań. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości znajdą się na tyle otwarci
naukowcy, by rozpocząć badania bez negatywnego nastawienia i uprzedzeń od samego początku.
Inną, cenną kwestią, jaką wyniosłem z wizyty u João jest okazja do przyjrzenia się z bliska jego
umiejętności zapraszania różnych duchów do swojego ciała. Dzięki otwartym zmysłom podczas mojej
wizyty, uzyskałem przydatne informacje na temat tego jak przebiega ten proces, co z całą pewnością
pomogło mi rozwinąć własne umiejętności w tym zakresie: zdolności, które wykorzystuję w czasie
organizowanych przeze mnie ceremonii. Ale najprzydatniejszą lekcją, jaką wyniosłem z Domu była
okazja zobaczenia długiej kolejki ludzkiego cierpienia, której wychodzi naprzeciw jeszcze „większy
ogonek” współczucia dla drugiego człowieka i miłości. Odzwierciedlały się one w mężczyźnie, który
dostał strzał bezwzględny w czasie napadu rabunkowego w São Paolo, a którym teraz bardzo czule
opiekuje się ojciec, jako że on sam nie jest nawet w stanie samodzielnie jeść. Przejawiały się również
w spastycznej dziewczynie, której nagłe i szorstkie ruchy spotkały się z głębokim zrozumieniem
innych ludzi czekających na wizytę u João, czy w parze starszych osób, która znalazła w sobie
nawzajem siłę, by zmierzyć się z typowymi wyzwaniami, jakie niesie ze sobą upływ lat. Ujawniły się
również poprzez dziewczynkę, która urodziła się ze zbyt niską masą mięśniową, by funkcjonować
podobnie do większość z nas, a którą ogromną miłością niósł na rękach ojciec. Współczucie ludzkie,
okazywane sobie przez ludzi w Domu i w jego okolicy jest tak niespotykane, że dotąd nie
zaobserwowałem takiego nigdzie indziej, a możliwość bycia jego świadkiem jest prawdziwym darem.
Wizyta u João de Deus bardziej leczy serce niż cokolwiek innego.
Artykuł ten jest fragmentem książki pt. „Uwishin”, która ukaże się jeszcze w tym roku, o
doświadczeniach autora z rdzennymi szamanami Górnej Amazonii. Z autorem można skontaktować
się drogą e-mailową: [email protected] lub przez stronę internetową: www.Tsunki.com. Autor
pozostaje otwarty na pytania i konstruktywne dyskusje na temat stosowania medycyny roślinnej.
Serdecznie zaprasza też do dzielenia się linkiem do tego artykułu z innymi.

Podobne dokumenty