Mój syn Piotrek

Transkrypt

Mój syn Piotrek
Reportaż literacki,
Aleksandra Bednarczyk
ul. Kilińskiego 15, 22-400 Zamość
Eliza Leszczyńska-Pieniak
,,Mój syn Piotrek”
Jestem Urszula i można rzec, że jestem spełniona . Mam męża , dzieci, całkiem
ładny dom i sporo oszczędności . Lecz ,aby moje życie nie było takie piękne,
mam jeden problem, jest nim mój syn Piotrek…
Powrót syna marnotrawnego
Doskonale pamiętam ten dzień, gdyż był dla mnie bardzo uciążliwy. Cały dzień
prałam, sprzątałam i byłam naprawdę wykończona. Marzyłam o wypoczynku.
Godzina 1 w nocy. Dzwonek do drzwi . Ula nie wstawaj , ja otworzę- mówi mój
mąż . Dobrze , myślę sobie, to pewnie i tak nie do mnie. Mikołaj wstaje i
otwiera. W drzwiach stoi Piotrek. Nie widziałam go parę lat , lecz pierwsze co
przychodzi mi na myśl , to to , że znów będę miała przez niego kłopoty…
Synku , gdzie byłeś?
Nie mogę spać , przewracam się z boku na bok, myślę nad Piotrkiem i o tym , w
co to dziecko znów się wpakowało.
Nastaje ranek , wstaję już o 5: 30 , Piotrek oczywiście śpi. Czekam do 8 .
Wchodzę do pokoju. Mamo wyjdź nie teraz, jestem zmęczony. Dobrze , czekam
kolejne dwie godziny. Znów podnoszę klęskę , mój syn nawet nie ma zamiaru
ze mną rozmawiać . Zajmuję się czymś innym, próbując nie myśleć o intruzie
śpiącym obok w pokoju.
O godzinie 14:30 synio wstaje z łóżka. Mamuś zjadłbym coś – mówi synek . Od
razu coś się we mnie gotuje, nie mogę uwierzyć własny oczom , mój syn
wygląda gorzej niż żul. Nie mogę na niego patrzeć , roztył się okropnie, cały
czerwony, opuchnięty. Teraz już wiem, że to narkotyki tak go wykończyły …
Dopiero, gdy nażarł się do syta był w stanie coś powiedzieć . Okazało się , że
moje dziecko sięgnęło dna. Wplątał się w to gówno. Bił dzieci, Olkę i ćpał,
ciągle ćpał. Olka nie wytrzymała, wygoniła gnoja z domu. Piotruś wyprowadził
się po wielkiej awanturze. Postanowił jechać do Włoch. Na lotnisku znów dał
niezły popis, gdyż okazało się, że ma za duży nadbagaż . Wyrzucił połowę
swoich ubrań i jakoś dostał się do Włoch, lecz bez pieniędzy, dachu nad głową i
o suchym pysku. Moje dziecko spało na ulicy, było bezdomne. Gdy mi to
opowiadał , wiedziałam , że poniosłam klęskę , jako matka, opiekun…. Już nic
gorszego nie mogło mi się przytrafić , lecz oczywiście myliłam się..
Mamo, dasz mi na papierosy?
34-letni chłop prosi mnie o pieniądze. Nie wiem , jak on mógł się do tego
dopuścić . Po dalszej rozmowie nowe fakty wyszły na jaw. Jak zjawił się
niespodziewanie w moich drzwiach myślałam, że to zjawa, lecz teraz już wiem ,
że to nie przypadek. Ksiądz pomógł temu marnotrawcy wrócić do domu. Zabrał
go z ulicy, kupił bilet i wsadził do samolotu, abym to ja miała się czym martwić.
Męczyłam go dwa miesiące , aby poszedł do jakiejś pracy , bez skutku.
Wysyłałam go do różnych ośrodków, łudząc się , że może coś jeszcze z niego
będzie. Najpierw pojechał do Abramowic. Długo tam nie zastał. Po dwóch
tygodniach wrócił znów do mamusi . Następnie pojechał do Krakowa, lecz też
na krótko. Gdy wrócił za drugim razem Mikołaj wkroczył do akcji. Znalazł mu
pracę . Już następnego dnia miał zjawić się w robocie …... W dzień wyjścia do
pracy , moje dziecko jest obłożnie chore. Nie może zejść z łóżka. Wszystko go
boli, nie pozwala odsłonić zasłon. Robi sobie szpital myślę. Nie zamierzam mu
na to pozwolić . Staram się przemówić mu do rozsądku, ale to jest bez sensu, nic
do niego nie dociera. Nie umiem rozmawiać z dzieckiem. Trudno. Takie jest już
moje życie.
Przeznaczenie
Piotrek wydał na siebie wyrok.
- Idę do Radecznicy. Nie pójdę do pracy.
- Niech Ci będzie, chociaż nie będziesz mieszkał pod moim dachem . Niech
inni się o Ciebie martwią .
Takimi słowami wysłałam syna do psychicznie chorych. Załatwiłam mu
skierowanie od lekarza i dnia 14 kwietnia 2008 roku Piotruś wyjechał do
Radecznicy.
Co z Ciebie za matka?!
To nie był koniec moich zmartwień, można powiedzieć, że właśnie wtedy
zaczęły się moje problemy. Piotrek nie dawał mi spokoju. Wydzwaniał, żalił się,
że nie może tam wytrzymać . Obiecał mi nawet, że pójdzie do pracy. Od tamtej
pory moje zdrowie zaczęło się pogarszać. Zawsze miałam z nim problemy, ale
teraz już wiem , że to przez niego ono ciągle się pogarszało. Zaczęły się ciągłe
wizyty w szpitalu , karetki, leki i bezsenne noce.
O niczym innym nie myślałam, jak o nim i o tym, jak on sobie poradzi, wśród
tych psycholi. Nie wytrzymałam , pojechałam do niego . Przywitał mnie bardzo
przyjaźnie, nawet nigdy nie widziałam , aby tak cieszył się na mój widok. I
właśnie wtedy zobaczyłam otaczające go środowisko. To była jakaś dżungla. Te
krzyki, piski i płacze. Było mi bardzo przykro, że właśnie w takim miejscu
musze odwiedzać syna. Lecz o co mogło mu chodzić ? O pieniądze . Nie mam
pojęcia, po kim on jest tak zepsuty . Przekonał mnie. Dostał, czego chciał,
chociaż wiem, że to nie był dobry pomysł. Jeśli raz mu ulegnę , to ciągle będzie
chciał więcej i więcej . Wiem ,że zbankrutuje przez tego gówniarza .
Po powrocie do domu było tylko gorzej. W nocy karetka znów zabrała mnie do
szpitala. Rano dostałam wypis z coraz gorszym samopoczuciem. Nie mogłam
się na niczym skupić , nie byłam w stanie nawet zrobić obiadu. To trwało
tydzień, po tygodniu było znacznie lepiej. Do następnego telefonu…
Niespodziewany , czy spodziewany telefon?
Po jakimś czasie znów zadzwonił . Mamuś przyjedź , nie mogę dać sobie rady.
Proszę przyjedź . Jadę znów do niego . Gdy docieram na miejsce widzę go w
oknie. Jest strasznie smutny. Z daleka widzę przeszywający ból w jego oczach.
Idę do lekarza. Pani syn ma wysokie stadium depresyjne. Pomyślałam, że to z
powodu tego miejsca. Ale co mogłam zrobić? Nie mogłam wziąć go do siebie,
ponieważ sama wylądowałabym w szpitalu psychiatrycznym.
Wspaniałe życie
Mija już czwarty rok od przyjazdu Piotrka do kraju. Od czterech lat nie mogę
sobie z nim poradzić , przynajmniej raz w tygodniu chodzę do lekarza po nową
receptę , gdyż jak się okazuje nic mi nie pomaga na dłuższą metę. Piotrek jest
teraz w DPS ( dom pomocy społecznej ) koło Krasnobrodu . Zamierza wyjechać
do Irlandii do dzieci, lecz zarówno on , jak i ja wiemy, że nic z tego nie będzie.
Przyzwyczaiłam się do tego, że mój syn to szubrawiec, lecz teraz jestem o wiele
mądrzejsza. Staram się zmniejszyć spotkania z synem do minimum, nie
odbieram od niego telefonów oraz próbuję jakoś żyć . Nie wiem, ile to wszystko
jeszcze potrwa, ale staram się o tym nie myśleć . Będę łudzić się do końca życia,
że Piotrek ułoży sobie życie i spróbuje żyć uczciwie, nie na garnuszku państwa.
P.S Wysłuchałam i opisałam historię mojej babci.