Zwykła niecodzienność
Transkrypt
Zwykła niecodzienność
ARSENAŁ PAMIĘCI Anna Szczurek „Zwykła niecodzienność” (foto. Anna Szczurek) Opiekun: Lucyna Kandefer Zespół Szkół Publicznych w Miejscu Piastowym Miejsce Piastowe, 2015r. Na początku pisania swojej pracy pragnę gorąco podziękować cioci Zofii Węgrzyn i wujkowi Tadeuszowi Węgrzyn, bez których ta praca nie miałaby takiej formy i nie wiem, czy kiedykolwiek i w ogóle by powstała. „Zwykła niecodzienność” To, jakimi ludźmi jesteśmy, jak postępujemy, jak się zachowujemy i jakie mamy nastawienie do świata, i innych ludzi zależy od tego, kim się otaczamy. Naszą lokalną społeczność tworzą najbliżsi otaczający nas ludzie. Często „cichymi” bohaterami, którzy rozsiewają nadzieję są nasi sąsiedzi, niekiedy osoby znane nam tylko z widzenia. Doskonałym przykładem takiej postaci może być Anna Michna z Miejsca Piastowego, której pragnę poświęcić swą pracę. Poprzez zwykłe proste życie szerzyła wśród swoich sąsiadów i bliskich niezwykłą pogodę ducha. „Zawsze na wszystko miała radę. Zawsze dla wszystkich miała czas. Nikogo nie odsyłała z kwitkiem. Posiadała ogromną wiedzę zarówno w sprawach związanych z czynnościami codziennymi, jak i związanych z ważnymi wyborami”- wspomina ciocia Zosia. Z dostępnych źródeł udało mi się ustalić, że Anna Michna urodziła się w 1884r., a zmarła w 1960, jej grób znajduje się w Miejscu Piastowym. Ciocia Zosia pamięta tylko 15 lat z życia Anny (z drugiej strony aż 15 lat!). Dla mojego dziadka jest to babcia, więc dla mnie to praprababcia. Zdjęcia z nagrobka Anny Michny. (foto – Anna Szczurek) Anna była osobą niską, o miłej aparycji, zawsze uśmiechnięta, ciepła. Miała niezwykle rozległą mądrość życiową. Radziła sobie w każdej sytuacji, a przy okazji udzielała cennych wskazówek tym, którzy ich potrzebowali. Jej karnacja była jasna, oczy wesołe, mądrze spoglądające na rzeczywistość tamtych lat. Zajmowała się domem i dziećmi. Ciocia ani wujek, niestety nie pamiętają, kiedy i za kogo wyszła za mąż. Mimo wszystko była dobrze ustawiona życiowo, miała dwójkę kochających dzieci: Genowefę i Antoniego. Anna zasłynęła z tego, iż wszystkich odwiedzających ją gości zapraszała do potężnego ogrodu (koło kościoła parafialnego w Miejscu Piastowym- ul. Starowiejska), rozciągającego się z dwóch stron ulicy, na zbiory: gruszek, jabłek, wiśni... Ciocia Zosia wspomina z uśmiechem na ustach, że do ogrodu można było przyjść zawsze i o każdej porze, aby skosztować przepysznych polskich owoców lub po prostu najeść się. Michnina, jak o niej mówiono, nikomu nie odmawiała tej przyjemności. Praprababcia słynęła także z leczenia tradycyjnymi sposobami. Kwiatu lipy używała do parzenia herbaty ziołowej, która miała działanie przeciwzapalne. Jabłka „bukówki” były wykorzystywane przez nią do sporządzania wywarów o działaniu przeciwgruźliczym. Każdemu, kto miał problemy z pamięcią lub tzw. „robakami” zalecała spożywanie orzechów - oczywiście ze swojego ogrodu. Wujek odgrzebując stare wspomnienia, ciągle ma przed oczami Zenka Węgrzyna (byłego sołtysa wsi) wyrywającego zęby. Anna udzielała podpowiedzi nawet w tej kwestii. Umiała rozpoznać, który ząb nadaje się do wyrwania. Ciocia i wujek wspominają Annę, jako kobietę niezwykle bogatą, jak na tamte czasy. Była właścicielką dużego gospodarstwa rolnego przy ul. Łysogórskiej w Miejscu Piastowym (ponad 4,5ha!). Zawsze, gdy wchodziło się do sieni domu, czuć było zapach cudownego, domowego chleba wypiekanego przez Annę. Nieco dalej na sznurkach wisiały boczki, kiełbasy, szynki, co na tamte czasy wskazywało ogromne bogactwo gospodarzy. Anna posiadała także krowę, świnię i dwa konie. Do wypieków używała foremki i pieca. Do innych zaś wyrobów korzystała z brytfanny. Mieszkańcy Miejsca Piastowego, sprzątając kościół parafialny, korzystali z wody ze studni praprababci Anny. Mieli oni aż dwie studnie z korbami (o dziwo!) i pięknymi wiadrami, co w tamtych czasach świadczyło o bogactwie i zasobności gospodarzy. Wujek z dużą przyjemnością wraca do tych czasów, kiedy spragniony szedł do Michnowskiej studni, aby napić się wody ze zdobionego wiadra. Druga zaś studnia służyła do prania skarpetek, podkolanówek, bielizny oraz do mycia. Z obydwu studzien korzystał każdy, kto tego potrzebował. Ich dom był ogrodzony, ale otwarty raczej dla wszystkich potrzebujących i gości. Ciocia Zosia obecnie. (Zdj. archiwum rodzinne p. Węgrzynów) Wujek Tadeusz obecnie. (Zdj. archiwum rodzinne p.Węgrzynów) Ciocia Zosia ze swoją Mamą i Siostrami. (Zdj. archiwum rodzinne p. Węgrzynów) U Michnów gospodarstwem zajmował się Franciszek Szczurek (mój pradziadek). Helena Folcik (matka cioci Zosi) starała się odwdzięczyć za owoce, pomoc sąsiedzką, wykonując bezpłatnie usługi krawieckie mojej praprababci Annie. Więzi sąsiedzkie były aż tak mocne, że za przyczyną i radą Michniny, że sąsiadka Helena wyszła za mąż za Józefa Folcika (sąsiada Anny Michny). „Szkoła dawniej była tam, gdzie ulica Starowiejska sąsiaduje z Dukielską. Do domu Anny było więc niedaleko Podczas przerw czy upałów można było ją odwiedzić, a i przy okazji wstąpić do sadu. Ten dom miał w sobie coś specyficznego. Ile razy tam nie przyszedłem, zawsze witano mnie z uśmiechem i otwartymi ramionami, nigdy niczego nie odmawiano. Miałem wrażenie, że Anna stoi na straży prawdziwego ogniska domowego” - opowiada wujek. Ciocia lubiła przychodzić do Michniny z wielu powodów. Niejednokrotnie czerpała z tego korzyści materialne. Często dostawała, podzieloną między siebie i rodzeństwo, porcje jajecznicy. Innym znowu razem dostawała podzielony chleb, aby nasycić się. Na co warto zwrócić uwagę? Chleb nie był pokrojony w zwykły sposób. Michnina porcjowała chleb na ukos, aby wizualnie było go więcej i wystarczyło go na dłużej. Ciocia z dużym zaniepokojeniem wspomina pamiętny dzień, kiedy to jej siostra - Maria wypadła z okna. Wszyscy myśleli, że mała Marysia tragicznie zginęła, a tymczasem Michnina wzięła małą na ręce, zaczęła dmuchać jej w oczy, a ona odzyskała przytomność. Inne wydarzenie, które utkwiło cioci Zosi w pamięci, dotyczy jej ojcaJózefa Folcika. Połykał on tabletkę, gdy ta nagle utknęła mu w gardle i zaczął się dusić i dławić. Anna wiedziała, co robić w tej sytuacji. Wykonała okłady z sera i wszystko przeszło. Anna przez dotyk palca do policzka potrafiła określić, czy ktoś ma gorączkę czy też nie. Nikt do dzisiaj nie potrafi wyjaśnić, na jakiej podstawie potrafiła to stwierdzić. Michnina była niezastąpiona w czasie oparzeń czy użądleń. Jak wspomina ciocia- „Michnina dosłownie wysysała wszystko to, co złe i to, co boli”. Ciocia wraca także pamięcią do tych lat, gdy zajmowała się moim dziadkiem. Z uśmiechem na ustach twierdzi, że „Marian był niezwykle rozpieszczony”. Oczywiście babka także i tutaj miała rady dla cioci. Żeby ugotować obiad, posprzątać i jednocześnie zajmować się dzieckiem, babka zalecała stosowanie gumki, którą przywiązywało się do nogi lub ręki. W ten sposób można było oszczędzić czas i robić kilka rzeczy na raz. Anna pod koniec życia ciężko zachorowała na gruźlicę, która na Podkarpaciu dziesiątkowała ludzi. Dziadek niejednokrotnie opowiadał mi, że jako najmłodszy z rodzeństwa, musiał opiekować się swoją babką, ponieważ reszta domowników szła w pole. Pomagał jej w najprostszych czynnościach, a także czuwał „nad wydajnością wentylacyjną płuc Michniny.” To już koniec mojej opowieści o zwykłej prostej kobiecie. Nie było w niej żadnych nadzwyczajnych wydarzeń, lecz szara rzeczywistość XX w. Te kilka stron traktuję bardziej jako gawędę i wspomnienie o tym, co przeminęło. Ukazanie czasów powojennych w nieco innej perspektywie: otwartości, szczęścia, radości. Mam nadzieję, że nawet taka historia jak ta, przyczyni się do tego, aby ocalić od zapomnienia zwykłe historie, na pewien sposób niezwykłych ludzi. A co wyjątkowego jest w Annie? Właśnie to, że przez swoją pogodę ducha potrafiła sprawić, że wszystkie wspomnienia nie były tak bardzo odczuwalne i okrutne. Napełniała rzeczywistość wokół siebie niezwykłością i niecodziennością. Dlaczego wzięłam udział w Arsenale Pamięci? Aby ocalić od zapomnienia historię mojej praprababci Anny, która była wielkim i dobrym człowiekiem, mimo że nie posiadała wykształcenia. W dzisiejszych czasach rzadko można spotkać ludzi, którzy potrafią służyć dobrą radą i są otwarci dla innych. Inspiracją do napisania tej pracy była opowieść Cioci Zosi podczas odwiedzin w moim domu. Poza tym chciałam dowiedzieć się trochę faktów o swoich przodkach. Wydaje mi się, że warto wiedzieć, kto był kim w naszej rodzinie w przeszłości. Powinno być więcej takich konkursów, które uczą młodzież odpowiedzialności za teraźniejszość. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo fascynująca może być taka podróż do przeszłości! Niektóre historie zwykłych, prostych ludzi są godne podziwu! Co więcej nie otrzymali oni żadnych orderów i odznaczeń… Rodzice cioci Zosi w młodości. Ciocia i wujek w młodości. Wszystkie materiały zebrała Anna Szczurek. Wszystkie zdjęcia mogłam umieścić tutaj dzięki życzliwości p. Węgrzynów, którzy udostępnili je ze swoich prywatnych zbiorów, za co serdecznie dziękuję. Anna Szczurek