Łże jak pies - Andrzej Jarczewski

Transkrypt

Łże jak pies - Andrzej Jarczewski
„Łże jak pies”. Co wyraża to ludowe spostrzeżenie? Otóż celem psa jest miska. Oczywiście – pełna jego przysmaków, co do których zwykły człowiek może mieć różne poglądy. Ale on to lubi. By zapewnić sobie miskę, pies wykonuje mnóstwo pożytecznych czynności i na różne sposoby stara się przypodobać swemu panu. A pan o tym wie. Wymaga
od psa posłuszeństwa, ochrony mienia i żeby nie robił kupy pod drzwiami. I na ogół pan
stara się, by nigdy psa nie zawieść. Zawsze o właściwej porze miska się zapełnia i wszyscy są zadowoleni, tzn. i pan (tu – obywatele miasta) i pies (tu – prezydent miasta). Zdarza się jednak, że ogon kręci psem, a pies swoim panem.
ŁŻE JAK PIES?
Andrzej Jarczewski
Gliwice, 16.07.2010
Większych trudności nie sprawia gliwiczanom oddzielenie tego, co prezydent Frankiewicz zrobił dobrze od tego, co zrobił źle. To można dość łatwo udowodnić, choć
wymaga to sporego nakładu czasu i pracy. Najtrudniej nam przedrzeć się przez propagandę sukcesu i zrozumieć, co jest rzeczywistą zasługą prezydenta, a co wynika
z innych przyczyn. Wymieńmy ze trzy takie – niezależne od prezydenta – przyczyny.
1. Ustawodawstwo. Od 20 lat mamy prawdziwy samorząd. W różnych miejscach
krytykuję pewne błędy w ustawach samorządowych, ale generalnie uważam, że te
ustawy są niewyobrażalnym wręcz błogosławieństwem dla Polski. W każdym wielkim mieście i w każdej małej wioseczce ludzie zabrali się za naprawę swego otoczenia, a wyniki ich pracy są naprawdę fenomenalne. Kto pamięta PRL, potrafi to docenić. Na tym tle Gliwice wypadają dobrze, a co najmniej – lepiej niż średnio. Mamy tu
porównanie z innymi miastami. Nasz prezydent, gdy dostrzegał problem – dążył do
jakiegoś sensownego rozwiązania i lepiej czy gorzej, ale pojawiające się problemy
rozwiązywał. W tym samym czasie prezydent innego miasta, gdy widział jak mu zapadają się całe kwartały – szedł na wódkę, a całą trzeźwość kierował na autopromocję, co pozwoliło mu wygrać kolejne wybory prezydenckie. W Gliwicach też mamy
patologiczną autopromocję i łatwe reelekcje, ale prezydent nie pije.
2. Kapitał ludzki. Pod tym względem w roku 1990 Gliwice – jako miasto – urodziły
się po raz drugi. Tym razem „w czepku”. Poza Warszawą nie było w Polsce miejsca
tak bogato wyposażonego w najcenniejsze w owym czasie, decydujące o sukcesie:
kadry inżynierskie. Można to było całkiem zmarnować, można też było wykorzystać
znacznie lepiej. Ogólnie jednak dorobek prezydenta Frankiewicza i na tym polu jest
pozytywny, choć istotnym błędem było faktyczne odcięcie samorządu od Politechniki
Śląskiej. Mając w niezbyt dużym mieście tak wielką i tak znakomitą uczelnię – należało zrobić wszystko, by osiągnąć synergię zarówno na poziomie organizacji czy
techniki, jak też kultury. Niestety – miasto praktycznie odwróciło się od studentów,
a ambicje profesorskie prezydenta Frankiewicza (przy nader skromnym dorobku naukowym) doprowadziły do zupełnie niepotrzebnych tarć i wzajemnych uników.
3. Pół wieku pokoju. Dziś pokój wydaje się nam oczywistością. Tymczasem –
z punktu widzenia historii – jest to jakiś nietypowy i być może niestabilny okres
w dziejach Europy. Ale jest. Przez dziesiątki krwawych wieków różnym fragmentom
naszego kontynentu przytrafiały się podobne momenty, nawet gdy tuż obok toczyły
się niszczycielskie wojny. I ludzkość dawno na to wpadła, że chwile pokoju trzeba
maksymalnie spożytkować dla rozwoju. Jedni potrafią takie chwile ciszy wykorzystać, inni nie. By nie brnąć tu w teoretyzowanie, wskażę na przykład odległy: Koreę.
Część południowa przeżywa niebywały rozkwit, a część północna głoduje na granicy
kanibalizmu. A powracając do Polski – łatwo odnajdziemy miasta, które przedłużający się czas bez wojen wykorzystały lepiej niż Gliwice. Musimy jednak przyznać, że
i w tej dziedzinie: miast, które gorzej niż Gliwice wykorzystały pokojową koniunkturę, jest w Polsce więcej niż tych pierwszych.
A. Decyzje oczywiste. Dysponując trzema wyżej wymienionymi atutami, ale przecież i wieloma innymi, każdy prezydent miasta Gliwice podejmowałby decyzje takie
same, jak prezydent Frankiewicz. Niektórzy mogliby coś spaprać, inni wykorzystaliby możliwości zlekceważone przez Frankiewicza. Generalnie – bilans jest pozytywny,
choć można szukać dziury w całym, a nawet wskazywać liczne zaniedbania, co czynię w innym miejscu. Ale nikt przy zdrowych zmysłach nie może odpowiedzialnie
stwierdzić, że miastu stała się krzywda pod rządami Frankiewicza. Dopiero teraz,
gdy Zygmunt Frankiewicz zapragnął władzy dożywotniej, dąży nie do tego, by służyć
miastu, ale robi tak, by to miasto służyło jego planom prywatnym. Decyzje, które teraz podejmuje, zwłaszcza wobec zbliżających się wyborów – już oczywiste nie są,
a ich celem nie jest dobro miasta, lecz reelekcja. Dopóki te cele są zbieżne – nic złe go się nie dzieje. Ale nożyce rozwierają się coraz szerzej każdego dnia.
B. Rządy dożywotnie. Przy tej okazji muszę kolejny raz przypomnieć o sprawie pod
omawianym względem najważniejszej. Otóż nie oskarżam prezydenta Frankiewicz
o złą wolę. On naprawdę życzy Gliwicom wszystkiego najlepszego. Ale podobne deklaracje składali wszyscy dyktatorzy. I na początku zawsze mówili prawdę. Po latach
jednak sytuacja przerasta każdego marzyciela i z dobrodzieja ludzkości staje się on
tyranem. Kto żyje wystarczająco długo – podobnych sytuacji naobserwował się wiele
wokół siebie. Idąc do ślubu naprawdę życzymy dobrze naszej wybrance, czy panu
młodemu. Dlaczego zatem ludzie się rozwodzą? Bo sytuacja ich przerosła, a miłość
cokolwiek zwietrzała. Akurat jestem przeciwnikiem rozwodów. M.in. dlatego, że małżonkowie przysięgają sobie, „że cię nie opuszczę aż do śmierci”, a to rodzi zobowiązania wzajemne i daje poczucie bezpieczeństwa. Mimo przejściowych kryzysów staramy się tej przysięgi dotrzymać. Ale prezydentowi Frankiewiczowi nie składaliśmy
przysięgi miłości, wierności i „że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Czas na rozwód!
C. Sukces Gliwic. Teraz znajdźmy najważniejsze tezy propagandowe, powielane
przez prezydenta Frankiewicza tak często i w tak rozmaitych kontekstach, że udało
mu się wręcz utrwalić te tezy w obiegu powszechnym. Pierwsza mówi, że wszyscy są
gorsi od prezydenta, a druga? Otóż na każdym kroku prezydent Frankiewicz twierdzi, że gdy zaczął rządzić – Gliwice znajdowały się na szarym końcu rankingów
miast, że Gliwice były biedniejsze od innych i w ogóle stały na skraju beznadziei.
I oto przychodzi genialny Wuc i robi cud: miasto pod rządami prezydenta Frankiewicza wypływa na czoło rankingów i jest oazą sukcesu w otoczeniu miast, które przeżywają regres, a przynajmniej rozwijają się znacznie gorzej niż Gliwice.
To jest teza główna, która ma co cztery lata dawać Frankiewiczowi prezydenturę. Jeśli jeszcze raz usłyszycie Państwo coś w tym guście – powiedzcie: SPRAWDZAM! Jestem bardzo ciekaw argumentów, jakie się wtedy pojawią. Warto bowiem odnotować, że ta teza jest zwykle podawana bez żadnych dowodów. Nie dlatego, że tych dowodów nie ma, bo zawsze można tak pomanipulować statystyką, żeby coś tam zamącić. Nie podaje się tych dowodów dlatego, że są one dyskusyjne. A wiara w genialność wodza ma być bezdyskusyjna!
Co do rankingów, to akurat w roku 1994 znajdowaliśmy się na DRUGIM MIEJSCU
w Polsce i przez wszystkie następne lata byliśmy w czołówce, co – rzecz jasna – zale żało od tego, kto robi ranking, co bada i kto za to płaci (za część propagandy sukcesu prezydenta płacimy z budżetu miasta). Dyskusyjność rankingów polega na tym,
że często robią to ludzie niekompetentni, co roku zmieniają się metody i w ogóle – te
rankingi, jeżeli mają służyć polityce – to jedna wielka lipa. Naukowcy potrafią wyciągać poprawne wnioski, ale ich opracowań nikt nie czyta, gdyż publikowane są w niskonakładowych wydawnictwach uniwersyteckich i pisane są językiem niestrawnym
dla normalnego czytelnika. Dziennikarze za to piszą ciekawie, ale niezbyt głęboko.
Wbrew prezydentowi twierdzę, że Gliwice już w roku 1990 znalazły się w absolutnej
czołówce miast skazanych na sukces. Pod rządami Zygmunta Frankiewicza nie
zmarnowaliśmy szansy, ale też nie osiągnęliśmy więcej, niż na to sami zasłużyliśmy!
Najnowszy (16.07.2010) ranking „Rzeczpospolitej” ma dwa aspekty. Wśród miast na
prawach powiatu: pod względem informatyki w Urzędzie zajmujemy 3. pozycję
w kraju, a w parametrach finansowych i europejskich – znaleźliśmy się na dopiero
62. miejscu! Kto mądry, niech z tego wyciąga wnioski. Ja zalecam ostrożność.

Podobne dokumenty