Sanganai - Jakub Ciećkiewicz

Transkrypt

Sanganai - Jakub Ciećkiewicz
C13
2.12.2011
Kocham cię jak Zimbabwe (4)
Sanganai
Jakub Ciećkiewicz
J
est chłodny wieczór. Wiatr
pędzi tumany mgły znad
jeziora Kariba, powietrze
przepełniała gęsta, zielono–brązowa poświata, jeszcze godzina i zabłysną
pierwsze reflektory gwiazd.
Turbośmigłowiec Air Zimbabwe leci nisko, odsłaniając kosmiczne
pejzaże. Poniżej, jak na dłoni, widać potężne pasmo górskie Nyanga i jego najwyższy szczyt Inyangani, liczący 2600
metrów, potem ogromny, złoty księżyc
rozświetla żyłki kwarcu na granitowych
skałach Chimanimani – łańcuchu wzniesień i wodospadów obdarzonych baśniową urodą. Dumie Zimbabweńczyków.
Prawdziwym skarbie przyrody!
Młody Belg, siedzący w sąsiednim
fotelu, ubrany w dizajnerski strój afry- Rano wybucha Sanganai. W błękicie nieba, w zieleni parków, w fiolecie drzew jackarandy, w szmaragdowych
kańskiego zdobywcy, rozkłada ilustrowaną mundurach damskich i męskich orkiestr dętych, w czerwonych i niebieskich strojach mażoretek. FOT. AUTOR
mapę i próbuje zorientować samolot
w przestrzeni. Świat, który roztacza się
wokół, zaciekawia. Na południu ciągnie
się Zambia, ze słynnym kurortem Livingstone i bujnymi parkami narodowymi,
pełnymi dzikich zwierząt. Trochę na zachód – Namibia, znana z pomarańczowej
pustyni Namib i Czerwonych Ludzi Himba. Nieco niżej Botswana, z niezwykłą,
ginącą w ziemi rzeką Okavango. Na
wschodzie – pełen ryb i rekinów Mozambik, dalej – Wyspa Beniowskiego
– Madagaskar. A na południu – RPA
z mityczną krainą rozrywek w Sun City
i Parkiem Krugera. Wszystko o rzut kamieniem! Tuż za rogiem.
Młody Belg, dziennikarz piszący
o przyrodzie, wyjmuje teczkę z napisem
Sanganai World Travel and Tourism
Africa Fair –jedzie na organizowane już
po raz czwarty wielkie zimbabwskie targi
turystyczne, w trakcie których spotka się
250 afrykańskich wystawców, 47 organizacji turystycznych z całego świata, 24
agencje podróżnicze i dziennikarze z 18
krajów. Zimbabwe leży przecież w samym
sercu PRAWDZIWEJ Afryki!
***
W najmilszej restauracji Harare, uroczej
Amanzi – drewnianej, niskiej, otoczonej
parkiem – obsługa wynosi na werandę
koce i okrywa gości. Wino i pieczone
krewetki rozpływają się w ustach. Z ukrytych głośników płynie dyskretna muzyka.
Luksus, charme, komfort – dają wyobrażenie o czasach kolonialnych!
Na kolację zapraszają miejscowi Polacy – państwo Grabowscy, posiadacze
przepięknej willi w stylu angielskim i największej w okolicy kolekcji sztuki afrykańskiej. Pan Wiesław jest gwiazdą piłki
nożnej, byłym trenerem kadry narodowej
Suazi, Zambii, Kenii i wieloletnim selekcjonerem Zimbabwe. Pani Krystyna, właścicielka klinki ginekologicznej, to polski
konsul honorowy: kobieta energiczna,
wesoła, dynamiczna – z klasą. Gościem
specjalnym wieczoru jest minister turystyki – Karikoga Kaseke.
Rozmowa toczy się powoli – minister
opowiada, że jego kraj, jeszcze niedawno
był magnesem dla spragnionej przygody
młodzieży z RPA, Anglii, Niemiec, Francji,
a nawet Australijczyków i Nowozelandczyków. Potem, kiedy nastąpił kryzys polityczny (2000–2009) spora część turystów przeniosła się do pobliskiej Zambii,
ale dziś sytuacja znów wraca do normy.
– Dochody z turystyki przynoszą 6,8 proc.
PKB, a docelowo sięgną aż 20 procent.
Zimbabwe jest ambitne. Przed kilku laty
ambasadorem honorowym mianowało
Michaela Jacksona! W zeszłym roku
w Harare gościła Shakira... Na tegoroczne
Sanganai przyjechał przedstawiciel Ministerstwa Sportu i Turystyki z Warszawy.
Zaprosił Zimbabwe Tourism Authority
do promocji Afryki Południowej na TT
Warsaw oraz Tour Salon w Poznaniu.
Nienaganni kelnerzy rozlewają fantastyczne wina. Kolejne dania są najwyższej próby. Rozmowa zaciekawia, a nawet
ekscytuje. Jak się okazuje pan Kaseke
jest właścicielem fermy krokodyli, a jego
żona –bussineswoman –jeszcze niedawno
myślała o założeniu własnych linii lotniczych i ukończyła kursy menedżerskie
w Londynie. Oboje byli w Polsce, ciepło
wspominają Kraków. Zachęcają, żebyśmy
przyjeżdżali do Zimbabwe.
***
Rano wybucha Sanganai. W błękicie nieba, w zieleni parków, w fiolecie drzew
jackarandy, w szmaragdowych mundurach damskich i męskich orkiestr dętych,
w czerwonych i niebieskich strojach mażoretek. W łomocie piszczałek, w słodkim
dźwięku mbir, w łoskocie plemiennych
bębnów, w tańcu, rytmie i oszołomieniu!
Na ulice wiosennego miasta wychodzi
Afryka!
Do studia TV jadę z asystentką programu „Dzień dobry Zimbabwe”, który
ma tutaj sporą oglądalność. Po drodze
Haben zachwala swoją 10–letnią toyotę,
która w Japonii jeździć już nie może, ale
jest jeszcze przecież całkiem fajna, więc
przypłynęła do RPA, a stamtąd trafiła do
Harare.
Mijamy pałac prezydenta, strzeżony
niezbyt pilnie przez kilku rozleniwionych
komandosów. Wszędzie wokoło widać
portrety starszego pana w okularach.
Roberta Mugabe, 87–letniego „Wuja
Boba”, niegdyś, obok Nelsona Mandeli,
największej chluby Afryki, ojca niepodległości, wyzwoliciela. Potem, już tylko
dyktatora, obłożonego sankcjami UE
i Ameryki. O dziwo, Mugabe wciąż jeszcze
cieszy się poparciem: przywódców RPA,
Mozambiku, Namibii, a także wielu Shona.
Dlaczego? Bo jak nikt inny przywalił Anglikom.
Szlaban. Uzbrojony żołnierz odbiera
dokumenty (chociaż mojego paszportu
zabrać zapomina). Niski budynek studia.
Kontrola przy wejściu. Kto? Do jakiego
programu? Na czyje zaproszenie? W poczekalni wisi wielki plazmowy telewizor.
Kończy się bajka dla dzieci – zaczyna polityka. Na ekranie pani wiceprezydent
ogląda gospodarstwo hodowlane i wskazuje palcem dorodne tuczniki. Potem
długo przemawia do zgromadzonych ludzi. O czym mówi? Łatwo się domyśleć...
Zanim nastąpił kryzys, gospodarstwa
rolne były skarbem Zimbabwe. Wytwarzany tu tytoń przynosił 40 procent dochodów z eksportu. Na farmach zatrudniano 25 proc. pracujących. Uprawy pozwalały wykarmić miasta, a nawet wspomagać kraje sąsiednie. Ich właściciele
– biali farmerzy – stanowili jednak zaledwie 1 procent ludności Zimbabwe,
a zajmowali niemal całą ziemię. Dlatego,
kiedy w 2000 roku prezydent Mugabe
postanowił zmienić konstytucję, aby przedłużyć sobie panowanie, i nieoczekiwanie
przegrał referendum – obciążył winą
białych farmerów, którzy faktycznie go
nie poparli. Wkrótce gospodarstwa zaczęli
zajmować „weterani wojenni”, dawni wła-
ściciele mogli pozostać już tylko dzierżawcami, nowi nie potrafili prowadzić
specjalistycznych upraw – rolnictwo upadło, ziemię porosły chwasty, sprzęt zardzewiał. Dziś większość produktów spożywczych trafia do Harare z RPA, a nawet
z Japonii. Dlatego pani wiceprezydent
mówi do zgromadzonych ludzi, że trzeba
podjąć hodowlę, bo im więcej tuczników
wykarmimy sami, tym mniej trzeba będzie
eksportować... A może mówi także, że
źle zarządzane farmy będą miejscowym
ludziom odbierane?
***
Po chwili zmiana klimatu. Ambasador
turystyki Zimbabwe opowiada o Targach
Sanganai. W tle widać hotel Sheraton,
gdzie rozłożyła się cała Afryka. Są kramy,
stoiska handlowe, foldery, zespoły regionalne! Jest nawet znany krakowianom
Africanus, samochód, którym pierwszy
czarny podróżnik, student Uniwersytetu
Jagiellońskiego – Errol Tapiwa Muzawazi
– objechał kontynent.
W hotelu można spotkać fachowców
od podróży. Ubrani w szare, dizajnerskie
stroje, są gotowi niemal natychmiast wyruszyć na włóczęgę. Pokazują mapy, wyposażenie namiotów, zdjęcia z biwaków
i safari. Na razie nie widać jeszcze prezydenta ani premiera Morgana Tsvangiraia,
którzy od trzech lat tworzą wspólnie Rząd
Jedności Narodowej, w układzie: Jaruzelski – Mazowiecki. Dzięki ich wymuszonej współpracy Zimbabwe w ciągu
3 lat zdławiło inflację, ożyła gospodarka,
ruszył wielki biznes pod przewodnictwem
Chińczyków. Teraz liczy się turystyka!
***
W miejskim parku trwa festyn ludowy.
Panuje nastrój zabawy, tańca, serdeczności.
Zwykli ludzie uśmiechają się, pozują do
zdjęć, pytają o Polskę, niczego nie chcą
w zamian. O nic nie proszą. Jest fajnie,
miło, bezpiecznie, swobodnie.
Na scenie szaleją zespoły baletowe,
wariują bębny, publika bije brawo, w takiej
aurze – luzu, relaksu i zabawy – do mikrofonu podchodzi minister ds. mediów,
informacji i promocji – Webster Shamu.
Shamu ma wyczucie nastroju. Umie
nawiązać bezpośredni kontakt. Żartuje,
zwraca się do ludzi, zaprasza na scenę
artystów, trochę tańczy, a trochę przemawia. W końcu, przez wiele był didżejem
w zimbabweńskim radiu. – Turystyka
wymaga pokoju! – mówi. – Niektórzy boją
się do nas przyjeżdżać, dlatego pozostańmy
w pokoju. A kiedy pójdziemy do wyborów,
zawstydźmy świat, który kojarzy głosowanie w Afryce z przemocą... Minister
zaprasza na scenę dziennikarzy, ściska
dłonie. – Powiedzcie Europie, powiedzcie
światu, że byliście w kraju pokoju. Następnego dnia znajduję swoje zdjęcie
w lokalnej gazecie... Chcę jednak wierzyć,
że minister mówił szczerze. Że Zimbabwe
ma dosyć konfliktów. Że pragnie spokoju,
rozwoju, dobrobytu. Ale ten cel osiągnie
tylko wtedy, gdy nadchodzące wybory
zostaną przeprowadzone uczciwie. W innej atmosferze niż w 2000, 2002, 2005
i 2008 roku.
***
Wieczorem uczestnicy targów przyjeżdżają gromadnie na kolację do ekskluzywnego klubu, gdzie grają dwa zespoły
jazzowe: włoski Italian Jazz Quartet i Jazz
Invitation z Harare. Znakomity pomysł
–doskonały chwyt marketingowy. Muzyka
białych i czarnych, grana razem. Wielkie
jamsession w wielorasowym Zimbabwe!
Wokoło trwa Sanganai – spotkanie! Plemion, kultur, języków. Magia!