Odkryj w sobie bohatera
Transkrypt
Odkryj w sobie bohatera
Odkryj w sobie bohatera © Copyright by „Charaktery.pl”, nr 7, 2011. Byłem „złym naukowcem”. Przez czterdzieści lat zajmowałem się złem. Tworzyłem sytuacje, które sprawiały, że dobrzy ludzie robili złe rzeczy. Teraz chciałbym to odwrócić. Stworzyć środowisko sprzyjające kształtowaniu bohaterstwa - mówi Philip Zimbardo. Dorota Krzemionka, Agnieszka Chrzanowska: – Kto był Pana ulubionym bohaterem w dzieciństwie? PHILIP ZIMBARDO: – Superman. Fascynowała mnie transformacja łagodnego Clarka Kenta w kogoś, kto sprzeciwia się złu i ratuje świat. Może dlatego, że sam byłem taką łagodną osobą. Gdy miałem pięć lat przez kilka miesięcy leżałem w szpitalu z powodu kokluszu i obustronnego zapalenia płuc. Czytałem komiksy o superbohaterze i wyobrażałem sobie, że pewnego dnia zyskam podobną moc. Tymczasem zyskał Pan moc transformacji zwykłych ludzi w oprawców, wykonawców zła... – Bohaterowie z komiksów często walczyli z szalonym naukowcem – genialnym umysłem, który zamiast wykorzystać swoją wiedzę dla dobra i postępu, przeszedł na ciemną stronę, ulegając pragnieniu zdobycia kontroli nad światem. Sam stałem się do pewnego stopnia takim „złym naukowcem”. Przez czterdzieści lat zajmowałem się złem. Chciałem zrozumieć, jak ono działa. I pokazał Pan, że działa podstępnie, kusi. Wystarczy zwolnić się z myślenia, oceny sytuacji... – To prawda, złu często poddajemy się bezmyślnie. Patrzymy wokół, widzimy, że wszyscy postępują w określony sposób, więc robimy to samo. Rozmawiałem ze strażnikiem z Abu Ghraib, oskarżonym o znęcanie się nad irackimi więźniami. Ivan „Chip” Frederick był świetnym ojcem, żołnierzem. Zapytałem go, dlaczego to zrobił. Nie wiedział. Nie potrafił tego wyjaśnić. Miał to nieszczęście, że znalazł się w określonej sytuacji i bezmyślnie podlegał działaniu różnych sił: stresu, naciskom administracji, wpływowi grupy. Podobnie szef obozu w Auschwitz Adolf Eichmann był – jak dowodziła Hannah Arendt – całkiem normalnym człowiekiem. Wykonywał swoją pracę. Jak inżynier. Inżynier śmierci. A poza nią był dobrym ojcem i mężem. Przerażająco normalnym. 1 Hanna Krall powiedziała kiedyś, że w każdym z nas drzemie cząstka komendanta Treblinki i cząstka Marka Edelmana, bohatera powstania w getcie. – Każdy ma potencjał, by być dobry albo zły. To sytuacja popycha nas w jednym lub w drugim kierunku. Do tej pory tworzyłem sytuacje, które sprawiały, że dobrzy ludzie robili złe rzeczy. Pokazywałem, jak łatwo można dać się uwieść złej stronie. Teraz chciałbym to odwrócić – stworzyć środowisko sprzyjające kształtowaniu bohaterstwa. Kiedy umieścimy w nim zwykłych ludzi, wierzę, że większość z nich zachowa się w heroiczny sposób, gdy będzie potrzeba. Środowisko wystarczy? Zakładamy, że bohaterowie mają jakieś szczególne cechy. Irena Sendler, Gandhi, Mandela – to ludzie wyjątkowi, niepodobni do nas... – Ulegamy temu, co psychologowie nazywają podstawowym błędem atrybucji. Uznajemy, że źródłem tak zła, jak i dobra są jakieś wewnętrzne cechy. Cały system społeczny i prawny oparty jest na tym założeniu. A fakty? Przeprowadziłem z moimi współpracownikami badania na czterech tysiącach Amerykanów. Pytaliśmy, czy zachowali się kiedykolwiek w bohaterski sposób. Co piąta osoba odpowiedziała: tak. Postanowiliśmy sprawdzić, co różni bohaterów od reszty. Przebadaliśmy różne cechy osobowości. I co Pan znalazł? – Nic. Osobowość nie ma tu żadnego znaczenia. Bohaterem może być i ekstrawertyk, i introwertyk, bardziej czy mniej neurotyczny. Ważne natomiast okazało się wykształcenie, miejsce zamieszkania i kolor skóry. Wykształcenie, jak sądzę, uwrażliwia nas na to, co się dzieje wokół nas. Bohaterów częściej spotykamy w mieście, wśród ludzi wykształconych i wśród czarnoskórych Amerykanów. Prawdopodobieństwo, że ci ostatni zostaną bohaterami, jest ośmiokrotnie większe niż dla pozostałej części populacji! Dlaczego? – Nie wiem. Może mają więcej okazji do heroizmu, ponieważ częściej żyją w niebezpiecznych dzielnicach? A może są bardziej wrażliwi, bo sami cierpieli... Jeśli ktoś doświadczył osobistej traumy, prawdopodobieństwo, że stanie się bohaterem, wzrasta o jedną trzecią. W każdym razie obraz współczesnego bohatera daleko odbiega od wojownika na pięknym koniu z włócznią w dłoni. Takimi mitami nas karmiono. Bohaterem był Agamemnon czy Achilles – walczył, zabijał i zwyciężał. W tych opowieściach o bohaterstwie nie ma ani kobiet, ani przegranych, ani zwykłych ludzi. A przecież Irena Sendlerowa i kilkanaście innych kobiet uratowały ponad dwa tysiące żydowskich dzieci. Chcę zmienić koncepcję bohatera, zdemokratyzować ją. Każdy może być bohaterem. Idea banalności heroizmu obala mit supermena, przypisywanie mu jakichś wyjątkowych cech. I jest antidotum na banalność zła. Twierdzi Pan, że wszyscy potencjalnie jesteśmy bohaterami czekającymi na swój moment. – Jak mówi prezydent Barack Obama, bohater to zwykły człowiek, który podejmuje nadzwyczajne działanie. Robi coś dobrowolnie, działa na rzecz innej osoby, która znajduje się w potrzebie, lub w obronie moralności. Świadomy jest przy tym osobistych kosztów i ryzyka, nie liczy na nagrodę. Wstaje i zabiera głos. Protestuje, jak Rosa Parks, czarnoskóra szwaczka, która pierwsza odmówiła zajmowania miejsca w tyle autobusu. Rozpoczęła w ten sposób rewolucję społeczną, która doprowadziła do zakończenia segregacji rasowej na południu. Albo Vaclav Havel - skromny, nieśmiały człowiek. Może pozostałby tylko pisarzem, gdyby na jego drodze nie stanęła praska wiosna. Trafił do więzienia, dostał zakaz publikowania. Reakcją była Karta 77 – stał się opozycjonistą, architektem aksamitnej rewolucji. Daniel Ellsberg, ekonomista, pracował w Departamencie Stanu, gdy w jego ręce trafiły tajne dokumenty: „Pentagon Papers”. Wynikało 2 z nich, że zdaniem generałów wojna w Wietnamie od początku była niemożliwa do wygrania. Ujawniając je, Ellsberg doprowadził do szybszego zakończenia wojny. Oszczędził życie wielu Amerykanów i wielu Wietnamczyków. Ale wiele ryzykował: za zdradę stanu mógł dostać ponad sto lat więzienia. Bohater jest wrażliwy. Nazywa zło po imieniu. Dostrzega korupcję, brak tolerancji, znęcanie się nad słabszym. Widzi, że ktoś cierpi. I co ważne – podejmuje działanie. Samo współczucie nie wystarczy? – Nie, bo żyjemy w świecie pełnym zła. Współczując, dzielimy z kimś uczucia. Dopóki jednak czegoś nie zrobimy, ktoś nadal będzie cierpieć. Rozmawiałem niedawno z Dalajlamą. Jego Świątobliwość uważa, że gdyby wszyscy ludzie na świecie byli pełni współczucia, zło by nie istniało. Według mnie to sen. A czekając na jego spełnienie, musimy działać. Współczując, bohater mówi głośno NIE, sprzeciwia się niesprawiedliwości, przekształca empatię i troskę w działanie. Brak interwencji jest wsparciem dla zła. Wojciech Tochman mówi o zbrodniach milczenia. Palotyni, którzy przez lata tłumaczyli mieszkańcom Rwandy, czym jest dobro, potem bezwolnie przyglądali się, jak mordowani są Tutsi. – Bierność dobrych ludzi to jedyne, czego zło potrzebuje, by się plenić. Mamy dwa rodzaje zła. Zło czynne, intencjonalne, wynikające z dyskryminacji, uprzedzeń, nienawiści. Niewielu jest takich złoczyńców. I to bierne: zaniechanie działania w obliczu korupcji, znęcania się na słabszymi uczniami, przemocy w domu. Zdarza się, że jedno z rodziców znęca się nad dzieckiem. Jeśli drugie nie robi nic, w rzeczywistości przyłącza się do agresora. Nie wystarczy, że mama przytuli dziecko, pocieszy je. To nie zmieni jego sytuacji. Nie robiąc nic, wspieramy w utajony sposób zło. Przypomnijmy sobie mój eksperyment więzienny. Na jednej zmianie zawsze było trzech strażników. Jeden znęcał się nad więźniami, drugi był miły, łagodny, a trzeci mógł zmienić całą sytuację, gdyby tylko stanął po stronie dobrego strażnika. Ale zazwyczaj stawał po stronie złego. Dlaczego nie reagujemy, widząc zło? – Z jednej strony zarażeni jesteśmy genem tchórzostwa. Tak nazywam postawę, której często uczą nas rodzice, powtarzając: pilnuj swojego nosa, nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa. Na to właśnie liczy zło. Ulegamy też sile, presji grupy, wpływom autorytetu. Nie wiemy, co zrobić, więc spoglądamy na innych, a oni też nie wiedzą. Tak działa zjawisko niewiedzy wielu – dobrzy ludzie zarażają się nawzajem bezsilnością i biernością. Często nie reagujemy na zło, bo go nie widzimy. Zło opakowane jest w piękną ideologię. Ukrywa się w tłumie. Wyręcza autorytetami. Czasem wygodniej go nie widzieć, zachować „spokój sumienia”. Havel w listach z więzienia pisał, że pierwszym krokiem do obalenia krzywdzącego porządku społecznego jest uświadomienie sobie przez obywateli, że wygodnie żyją w kłamstwie. Wierzymy, że jesteśmy zaimpregnowani na zło, a gdy zajdzie potrzeba, potrafimy zachować się przyzwoicie, ujawnić niegodziwość. – To iluzja, a uleganie jej czyni nas bardziej podatnymi na działanie zła. Kiedy myślimy o hipotetycznej sytuacji, siebie widzimy jako bohaterów. Myślimy: potrafię wybrać to, co jest dobre. Nie doceniamy jednak mocy sytuacji, autorytetu. Pytanie, jak zareagowalibyśmy, wiedząc, że dzieje się coś złego. Czy dalibyśmy się skorumpować? Wkręcić w dwuznaczną sytuację? Wyobraźmy sobie, że wzbudzający szacunek 40-letni mężczyzna prosi nas, byśmy zachęcili swych znajomych do udziału w badaniu dotyczącym deprywacji sensorycznej. Uprzedza, że jest ono niebezpieczne, wiele osób z powodu deprywacji cierpi, ma halucynacje i bóle głowy. Przyznaje, że komisja, która zatwierdza badania na ludziach, jest zaniepokojona przeprowadzeniem takiego badania. Dlatego – mówi badacz – chcemy, abyście zapewnili znajomych, że wszystko jest w porządku, że nie ma powodu do obaw. Przeciwnie, powiedzcie im, że badanie jest ekscytujące, innowacyjne. W pokoju obok czeka już przygotowany list do znajomych. Jesteśmy sami, możemy podpisać list lub nie, dodać jakieś ostrzeżenie. Wiemy, że nikt nigdy nie dowie się, co zrobiliśmy... Co wybieramy? Gdy opisujemy studentom to badanie, zdecydowana większość, bo aż 80 procent twierdzi, że odmówiłoby podpisania listu, 3 poinformowało innych, że badanie może być szkodliwe. Podobnie gdy Stanley Milgram pytał, czy na polecenie eksperymentatora porażą prądem niewinną osobę – większości ludzi zaprzeczała, oburzona, że ktoś w ogóle o to pyta. Tymczasem większość uczestników jego eksperymentu naciskała kolejne przyciski do końca, wiedząc, że rażą innego człowieka prądem o napięciu aż 450 woltów. Czy ludzie w opisanym przez Pana eksperymencie podpisali list do znajomych? – Tak, zachowali się przeciwnie niż oczekiwali. Aż 76 procent uczestników postąpiło zgodnie z instrukcją eksperymentatora, 14 procent odmówiło, a tylko 9 procent poinformowało o niebezpieczeństwie. Badanie przeprowadził na Free University w Amsterdamie jeden z naszych współpracowników, sycylijski psycholog społeczny. Kiedy myślimy o hipotetycznej sytuacji, widzimy siebie jako bohaterów, jesteśmy przekonani, że na pewno nie postąpimy w niewłaściwy sposób. Myślimy: ja nie jestem taką osobą, jestem dobry, potrafię wybrać to, co jest dobre. Nie doceniamy jednak mocy sytuacji, autorytetu i presji grupy. To by wyjaśniało paradoks, dlaczego zło jest tak powszechne, a zarazem mało kto uważa siebie za złą osobę. Ale przecież Pan twierdzi, że każdy jest potencjalnym bohaterem. Nie ma w tym sprzeczności? – Nie, bo heroizm to zdolność, którą trzeba trenować. Aby umieć na zło reagować, trzeba mieć trening. Temu służy służy Hero Imagination Project. Chodzi w nim o uzyskanie pewnego stanu umysłu – o wytworzenie w sobie przekonania ja też mogę być bohaterem. Ta postawa sprawi, że gdy sytuacja będzie tego wymagać, podejmiemy bohaterskie działanie. Taką siłę ma nasz umysł – moc kształtowania naszego zachowania. Umysł ma też brzydką skłonność do dzielenia wszystkiego, również ludzi wokół nas, na kategorie, na swoich i obcych. Ci obcy są mi obojętni, czasem gorsi, godni pogardy. Nie do końca są ludźmi. – To prawda, kategoryzacja i etykietowanie są źródłem zła. Określam to jako „kataraktę korową”. Kiedy mamy kataraktę na oczach, widzimy rozmyty świat. Kiedy mamy kataraktę w mózgu, rozmywa się nasza percepcja innych jako ludzi. Stają się wszami – jak mówili o Żydach naziści, albo karaluchami – jak afrykańscy Tutsi dla Hutu. Nasze „ja” obejmuje ludzi podobnych do nas, takich jak „my”. Innych traktujemy jako gorszych. Pytanie, jak sprawić, by inni stali się interesujący w swojej odmienności? By ich różnorodność – zamiast budzić lęk – cieszyła nas? „My” tak naprawdę nie istnieje. Jestem ja i inni – ludzie innych narodowości, o innym wyglądzie, innej religii itp. Jesteśmy istotami społecznymi. Rozwijanie tego poczucia i włączenie potencjalnie każdego innego w obszar „my”, „swoi” – jest częścią naszej misji kształtowania bohaterów. Problem w tym, że jak mówi poeta Piotr Peter Lachman, Niemiec z pochodzenia, Polak z wyboru, granice między ludźmi i narodami tkwią w głowie. A mentalne szlabany podnoszą się najwolniej. Jak Pan trenuje bohaterów? – Najpierw gromadzimy siły przeciw ciemnej stronie. Pokazujemy, jak kusi zło. Mamy wideoklipy, każdy z nich ilustruje jakąś zasadę wpływu społecznego. Niektóre obrazy są zaczerpnięte z mojego eksperymentu więziennego, inne dotyczą eksperymentu Stanleya Milgrama nad posłuszeństwem wobec autorytetu, jeszcze inne – badań Solomona Asha nad konformizmem. Zapoznajemy ludzi z mechanizmami wpływu. Pokazujemy im, jakich mechanizmów używają złoczyńcy. Następnie uświadamiamy, że wszyscy jesteśmy podatni na działanie zła. Pozbawiamy człowieka iluzji, że nic mu nie grozi, że on taki nie jest, że nie byłby do tych złych rzeczy zdolny. Czy wiedza i świadomość wystarczą? – Nie. Ważny jest kolejny etap: jak wiedzę przekształcić w działanie? Na przykład wiemy, że działa efekt przechodnia. Eksperymenty Johna Darleya i Bibba Latané pokazują, że im więcej świadków zdarzenia, tym mniejsza jest szansa, że ktoś pomoże. Pytanie, co zrobimy z tą 4 wiedzą? Jak zachowamy się, gdy będziemy świadkami nagłej sytuacji? Czy pierwsi zareagujemy, wezwiemy policję? Tę zasadę trzeba zastosować w działaniu. Bardzo żałuję, że nie uczyłem tego moich studentów. Zawsze wydawało mi się najważniejsze, by zrozumieli mechanizmy wpływu. Teraz jednak wiem, że to za mało. Dlatego tym, którzy zdecydują się zaangażować w nasz projekt, proponujemy takie ćwiczenia. Ćwiczenia z bycia bohaterem? Jak to wygląda? – Ćwiczenia uczą, jak być bohaterem. Czasem wymaga to największego poświęcenia, jak w przypadku japońskich inżynierów zabezpieczających elektrownię po wybuchu. Oni doskonale wiedzieli, jaki jest poziom promieniowania i czym grozi przebywanie na tym terenie. Ratowali jednak życie innych. To jest heroizm ostateczny. Na co dzień jednak nikt nie wymaga od nas takiego poświęcenia. Bohater powinien być jednak socjocentryczny, przekraczać własne ego, troszczyć się o innych. Proponujemy więc ćwiczenie: spraw, aby ktoś dziś poczuł się dobrze. Jak to zrobić? Powiedz komplement – na przykład mamie, że przygotowała pyszny obiad, koleżance, że pięknie wygląda. Takie ćwiczenie pozwala przełamać egocentryczne zaabsorbowanie sobą. A gdy będziemy to robić codziennie, to zamiast koncentrować się na sobie, częściej pomyślimy o innych ludziach. Chciałbym wprowadzić podobny program w Chinach, tam dominują teraz jedynacy. Są całkowicie egocentryczni. Trudno z tej perspektywy działać na rzecz innych. Nie zawsze koncentracja na sobie oznacza egocentryzm. Czasem wnikam w siebie, żeby lepiej zrozumieć siebie, dostrzec, co jest dla mnie ważne, a czego oczekuje druga osoba, przyjąć jej perspektywę. – Tak, samowiedza jest kluczem do wiedzy społecznej. Tylko wtedy, kiedy rozumiem siebie i swoje ograniczenia, mogę w pełni zrozumieć innych. Egocentryzm polega na budowaniu muru wokół siebie i zajmowaniu się tylko sobą. Samowiedza oznacza natomiast, że znam ryzyko egocentryzmu, zdaję sobie sprawę, że mogę się bać, że niektórzy ludzie mnie onieśmielają. Znając siebie, mogę nad tym panować. Pytanie, czy potrafię przeciwstawić się presji, nie ulec grupie. Bohater często musi iść pod prąd. To wymaga odwagi bycia innym. Proponujemy więc kolejne ćwiczenie: namaluj sobie na czole czarną kropkę i chodź tak cały dzień. Ludzie będą na nas dziwnie patrzeć, skłaniać, byśmy starli kropkę. Jeśli uda nam się to przetrwać, zyskamy ważne doświadczenie: przekonamy się, że jeśli trzeba, potrafimy się przeciwstawić mocy grupy. Dzięki takim ćwiczeniom dowiadujemy się, kim jesteśmy i rozwijamy umiejętności potrzebne, aby być bohaterem. Gdzie dziś można być bohaterem? – Wszędzie. Od roku działa grupa Tech-bohaterów. Jej członkowie regularnie odwiedzają starsze osoby i uczą je korzystać z internetu. Na tym polega bohaterstwo? – Oni w jakimś sensie ratują starszym ludziom życie. Uczą ich nowych umiejętności, dzięki którym mogą się komunikować z dziećmi, odświeżyć kontakty ze znajomymi. Badania dowodzą, że dzięki temu poprawia się ich zdrowie fizyczne. Z kolei Eko-bohaterowie ratują środowisko dla przyszłych pokoleń. Pilnują rodziców, by zakręcali wodę. Uczą ich segregować śmieci. Między sobą konkurują, kto zbierze więcej śmieci. Inne grupy dbają o zdrowie, skłaniają rodziców, by ograniczyli palenie. W ten sposób dziecko bierze odpowiedzialność za zdrowie swoich rodziców. Chcemy wyciągnąć młodych chłopców z ich pokoi, sprzed komputera. Rob Pardo, twórca popularnej gry Warcraft, przyznaje, że niektórzy młodzi potrafią spędzać na grze i 25 godzin tygodniowo. Świat zamyka się im na ekranie monitora, nie potrafią wchodzić w interakcję z drugim człowiekiem. Czują się bohaterami, bo zabijają wirtualne postacie, naciskając guzik. Chcemy im pokazać, że lepiej pomagać prawdziwym ludziom. Bohater walczy ze złem, ale to wciąż nierówna walka. – Złoczyńcy stanowią mniejszość, ale są mistrzami wpływu. Potrafią zachęcać ludzi do prostytucji, zażywania narkotyków, korupcji, oszustw, handlu żywym towarem, palenia 5 papierosów. Rekrutują zwykłych ludzi. Bohaterowie zaś są skromni, pokorni, nie działają dla sławy. Ma to jednak pewną wadę: nikt nie wie, czego dokonali. Są rozproszeni, niezorganizowani. Dlatego mówimy młodym ludziom, by zachęcali do praktykowania heroizmu swoich znajomych, umieszczali odpowiednie informacje na Facebooku. Rozwijamy interaktywną stronę internetową. Nagłaśniamy informacje o bohaterskich działaniach. Chcemy w ten sposób stworzyć HIP-społeczność. Inni dają wsparcie społeczne. Jeśli bohater działa w pojedynkę, inni mogą powiedzieć: to fanatyk, i odrzucą go jako obłąkaną osobę, która próbuje szerzyć dziwne idee. Bohaterowie – jak Ghandi, Nelson Mandela, Martin Luther King czy Irena Sendler – mieli sieć wsparcia. Sami nic by nie zdziałali. Opracowaliśmy już listę heroicznych czynów dokonanych przez naszych bohaterów. Najwięcej, bo 70 procent z nich pomogło komuś w niebezpiecznej nagłej sytuacji, 10 procent przeciwstawiło się niesprawiedliwości ze strony władz, 16 procent doniosło o dziejącej się niesprawiedliwości. Ale żadna z tych 800 osób nie była bohaterem narodowym. Wiedzą o nich tylko przyjaciele i bliscy. Im to wystarczy, ale przez to nie mogą inspirować innych. O tych bohaterach milczą media i podręczniki. Podręczniki psychologii w ogóle nie wspominają o bohaterstwie. – Piszą o agresji, przemocy. Martin Seligman, lider psychologii pozytywnej, razem z Petersenem napisał książkę Human Strength and Virtues. Przejrzałem ją i nie znalazłem ani słowa o heroizmie. Spytałem go: jak to możliwe, że psychologia pozytywna nie wspomina o bohaterstwie? Odpowiedział, że to nie cnota, tylko działanie. Według mnie heroizm to największa cnota społeczna. Seligman jest liderem psychologii pozytywnej, a nigdy nie pomyślał o heroizmie. A przecież nie jest to nowe pojęcie, nie wymyśliłem nic nowego. „Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach” napisał Czesław Miłosz. Stawia Pan kamienie na drodze lawiny zła. – Myślę, że zło zawsze będzie wśród nas. Niektórzy kierują się chęcią zysku, są egocentryczni, nieuczciwi, ulegają chciwości. Zachłanność zagłusza inteligencję, mądrość, rozsądek. A skutkiem jest kryzys i ruina wielu krajów. Po każdym akcie zła obiecujemy sobie, że to się już nie powtórzy. Po każdej wojnie mówimy, że dość już wojen. Aż do następnej wojny. Ratunkiem dla świata jest rozwijanie innej postawy. Moim projektem chcę rozpocząć rewolucję społeczną. Chcę rozsiać ziarna heroizmu w każdym zakątku świata. By wykiełkowały i dalej rozsiewały się same. 6