Odkryj w sobie bohatera

Transkrypt

Odkryj w sobie bohatera
Odkryj w sobie bohatera
© Copyright by „Charaktery.pl”, nr 7, 2011.
Byłem „złym naukowcem”. Przez czterdzieści lat zajmowałem się złem. Tworzyłem
sytuacje, które sprawiały, że dobrzy ludzie robili złe rzeczy. Teraz chciałbym to
odwrócić. Stworzyć środowisko sprzyjające kształtowaniu bohaterstwa - mówi Philip
Zimbardo.
Dorota Krzemionka, Agnieszka Chrzanowska: – Kto był Pana ulubionym bohaterem w
dzieciństwie?
PHILIP ZIMBARDO: – Superman. Fascynowała mnie transformacja łagodnego Clarka Kenta w
kogoś, kto sprzeciwia się złu i ratuje świat. Może dlatego, że sam byłem taką łagodną osobą.
Gdy miałem pięć lat przez kilka miesięcy leżałem w szpitalu z powodu kokluszu i obustronnego
zapalenia płuc. Czytałem komiksy o superbohaterze i wyobrażałem sobie, że pewnego dnia
zyskam podobną moc.
Tymczasem zyskał Pan moc transformacji zwykłych ludzi w oprawców, wykonawców
zła...
– Bohaterowie z komiksów często walczyli z szalonym naukowcem – genialnym umysłem, który
zamiast wykorzystać swoją wiedzę dla dobra i postępu, przeszedł na ciemną stronę, ulegając
pragnieniu zdobycia kontroli nad światem. Sam stałem się do pewnego stopnia takim „złym
naukowcem”. Przez czterdzieści lat zajmowałem się złem. Chciałem zrozumieć, jak ono działa.
I pokazał Pan, że działa podstępnie, kusi. Wystarczy zwolnić się z myślenia, oceny
sytuacji...
– To prawda, złu często poddajemy się bezmyślnie. Patrzymy wokół, widzimy, że wszyscy
postępują w określony sposób, więc robimy to samo. Rozmawiałem ze strażnikiem z Abu
Ghraib, oskarżonym o znęcanie się nad irackimi więźniami. Ivan „Chip” Frederick był świetnym
ojcem, żołnierzem. Zapytałem go, dlaczego to zrobił. Nie wiedział. Nie potrafił tego wyjaśnić.
Miał to nieszczęście, że znalazł się w określonej sytuacji i bezmyślnie podlegał działaniu
różnych sił: stresu, naciskom administracji, wpływowi grupy. Podobnie szef obozu w Auschwitz
Adolf Eichmann był – jak dowodziła Hannah Arendt – całkiem normalnym człowiekiem.
Wykonywał swoją pracę. Jak inżynier. Inżynier śmierci. A poza nią był dobrym ojcem i mężem.
Przerażająco normalnym.
1
Hanna Krall powiedziała kiedyś, że w każdym z nas
drzemie cząstka komendanta Treblinki i cząstka Marka
Edelmana, bohatera powstania w getcie.
– Każdy ma potencjał, by być dobry albo zły. To sytuacja popycha
nas w jednym lub w drugim kierunku. Do tej pory tworzyłem
sytuacje, które sprawiały, że dobrzy ludzie robili złe rzeczy.
Pokazywałem, jak łatwo można dać się uwieść złej stronie. Teraz
chciałbym to odwrócić – stworzyć środowisko sprzyjające
kształtowaniu bohaterstwa. Kiedy umieścimy w nim zwykłych
ludzi, wierzę, że większość z nich zachowa się w heroiczny
sposób, gdy będzie potrzeba.
Środowisko wystarczy? Zakładamy, że bohaterowie mają
jakieś szczególne cechy. Irena Sendler, Gandhi, Mandela –
to ludzie wyjątkowi, niepodobni do nas...
– Ulegamy temu, co psychologowie nazywają podstawowym
błędem atrybucji. Uznajemy, że źródłem tak zła, jak i dobra są
jakieś wewnętrzne cechy. Cały system społeczny i prawny oparty jest na tym założeniu. A
fakty? Przeprowadziłem z moimi współpracownikami badania na czterech tysiącach
Amerykanów. Pytaliśmy, czy zachowali się kiedykolwiek w bohaterski sposób. Co piąta osoba
odpowiedziała: tak. Postanowiliśmy sprawdzić, co różni bohaterów od reszty. Przebadaliśmy
różne cechy osobowości.
I co Pan znalazł?
– Nic. Osobowość nie ma tu żadnego znaczenia. Bohaterem może być i ekstrawertyk, i
introwertyk, bardziej czy mniej neurotyczny. Ważne natomiast okazało się wykształcenie,
miejsce zamieszkania i kolor skóry. Wykształcenie, jak sądzę, uwrażliwia nas na to, co się dzieje
wokół nas. Bohaterów częściej spotykamy w mieście, wśród ludzi wykształconych i wśród
czarnoskórych Amerykanów. Prawdopodobieństwo, że ci ostatni zostaną bohaterami, jest
ośmiokrotnie większe niż dla pozostałej części populacji!
Dlaczego?
– Nie wiem. Może mają więcej okazji do heroizmu, ponieważ częściej żyją w niebezpiecznych
dzielnicach? A może są bardziej wrażliwi, bo sami cierpieli... Jeśli ktoś doświadczył osobistej
traumy, prawdopodobieństwo, że stanie się bohaterem, wzrasta o jedną trzecią. W każdym
razie obraz współczesnego bohatera daleko odbiega od wojownika na pięknym koniu z włócznią
w dłoni. Takimi mitami nas karmiono. Bohaterem był Agamemnon czy Achilles – walczył, zabijał
i zwyciężał. W tych opowieściach o bohaterstwie nie ma ani kobiet, ani przegranych, ani
zwykłych ludzi. A przecież Irena Sendlerowa i kilkanaście innych kobiet uratowały ponad dwa
tysiące żydowskich dzieci. Chcę zmienić koncepcję bohatera, zdemokratyzować ją. Każdy może
być bohaterem. Idea banalności heroizmu obala mit supermena, przypisywanie mu jakichś
wyjątkowych cech.
I jest antidotum na banalność zła. Twierdzi Pan, że wszyscy potencjalnie jesteśmy
bohaterami czekającymi na swój moment.
– Jak mówi prezydent Barack Obama, bohater to zwykły człowiek, który podejmuje
nadzwyczajne działanie. Robi coś dobrowolnie, działa na rzecz innej osoby, która znajduje się w
potrzebie, lub w obronie moralności. Świadomy jest przy tym osobistych kosztów i ryzyka, nie
liczy na nagrodę. Wstaje i zabiera głos. Protestuje, jak Rosa Parks, czarnoskóra szwaczka, która
pierwsza odmówiła zajmowania miejsca w tyle autobusu. Rozpoczęła w ten sposób rewolucję
społeczną, która doprowadziła do zakończenia segregacji rasowej na południu. Albo Vaclav
Havel - skromny, nieśmiały człowiek. Może pozostałby tylko pisarzem, gdyby na jego drodze nie
stanęła praska wiosna. Trafił do więzienia, dostał zakaz publikowania. Reakcją była Karta 77 –
stał się opozycjonistą, architektem aksamitnej rewolucji. Daniel Ellsberg, ekonomista, pracował
w Departamencie Stanu, gdy w jego ręce trafiły tajne dokumenty: „Pentagon Papers”. Wynikało
2
z nich, że zdaniem generałów wojna w Wietnamie od początku była niemożliwa do wygrania.
Ujawniając je, Ellsberg doprowadził do szybszego zakończenia wojny. Oszczędził życie wielu
Amerykanów i wielu Wietnamczyków. Ale wiele ryzykował: za zdradę stanu mógł dostać ponad
sto lat więzienia.
Bohater jest wrażliwy. Nazywa zło po imieniu. Dostrzega korupcję, brak tolerancji, znęcanie się
nad słabszym. Widzi, że ktoś cierpi. I co ważne – podejmuje działanie.
Samo współczucie nie wystarczy?
– Nie, bo żyjemy w świecie pełnym zła. Współczując, dzielimy z kimś uczucia. Dopóki jednak
czegoś nie zrobimy, ktoś nadal będzie cierpieć. Rozmawiałem niedawno z Dalajlamą. Jego
Świątobliwość uważa, że gdyby wszyscy ludzie na świecie byli pełni współczucia, zło by nie
istniało. Według mnie to sen. A czekając na jego spełnienie, musimy działać. Współczując,
bohater mówi głośno NIE, sprzeciwia się niesprawiedliwości, przekształca empatię i troskę w
działanie. Brak interwencji jest wsparciem dla zła.
Wojciech Tochman mówi o zbrodniach milczenia. Palotyni, którzy przez lata
tłumaczyli mieszkańcom Rwandy, czym jest dobro, potem bezwolnie przyglądali się,
jak mordowani są Tutsi.
– Bierność dobrych ludzi to jedyne, czego zło potrzebuje, by się plenić. Mamy dwa rodzaje zła.
Zło czynne, intencjonalne, wynikające z dyskryminacji, uprzedzeń, nienawiści. Niewielu jest
takich złoczyńców. I to bierne: zaniechanie działania w obliczu korupcji, znęcania się na
słabszymi uczniami, przemocy w domu. Zdarza się, że jedno z rodziców znęca się nad
dzieckiem. Jeśli drugie nie robi nic, w rzeczywistości przyłącza się do agresora. Nie wystarczy,
że mama przytuli dziecko, pocieszy je. To nie zmieni jego sytuacji. Nie robiąc nic, wspieramy w
utajony sposób zło. Przypomnijmy sobie mój eksperyment więzienny. Na jednej zmianie zawsze
było trzech strażników. Jeden znęcał się nad więźniami, drugi był miły, łagodny, a trzeci mógł
zmienić całą sytuację, gdyby tylko stanął po stronie dobrego strażnika. Ale zazwyczaj stawał po
stronie złego.
Dlaczego nie reagujemy, widząc zło?
– Z jednej strony zarażeni jesteśmy genem tchórzostwa. Tak nazywam postawę, której często
uczą nas rodzice, powtarzając: pilnuj swojego nosa, nie wtrącaj się, to nie twoja sprawa. Na to
właśnie liczy zło. Ulegamy też sile, presji grupy, wpływom autorytetu. Nie wiemy, co zrobić,
więc spoglądamy na innych, a oni też nie wiedzą. Tak działa zjawisko niewiedzy wielu – dobrzy
ludzie zarażają się nawzajem bezsilnością i biernością. Często nie reagujemy na zło, bo go nie
widzimy. Zło opakowane jest w piękną ideologię. Ukrywa się w tłumie. Wyręcza autorytetami.
Czasem wygodniej go nie widzieć, zachować „spokój sumienia”. Havel w listach z więzienia
pisał, że pierwszym krokiem do obalenia krzywdzącego porządku społecznego jest
uświadomienie sobie przez obywateli, że wygodnie żyją w kłamstwie.
Wierzymy, że jesteśmy zaimpregnowani na zło, a gdy zajdzie potrzeba, potrafimy
zachować się przyzwoicie, ujawnić niegodziwość.
– To iluzja, a uleganie jej czyni nas bardziej podatnymi na działanie zła. Kiedy myślimy o
hipotetycznej sytuacji, siebie widzimy jako bohaterów. Myślimy: potrafię wybrać to, co jest
dobre. Nie doceniamy jednak mocy sytuacji, autorytetu. Pytanie, jak zareagowalibyśmy,
wiedząc, że dzieje się coś złego. Czy dalibyśmy się skorumpować? Wkręcić w dwuznaczną
sytuację? Wyobraźmy sobie, że wzbudzający szacunek 40-letni mężczyzna prosi nas, byśmy
zachęcili swych znajomych do udziału w badaniu dotyczącym deprywacji sensorycznej.
Uprzedza, że jest ono niebezpieczne, wiele osób z powodu deprywacji cierpi, ma halucynacje i
bóle głowy. Przyznaje, że komisja, która zatwierdza badania na ludziach, jest zaniepokojona
przeprowadzeniem takiego badania. Dlatego – mówi badacz – chcemy, abyście zapewnili
znajomych, że wszystko jest w porządku, że nie ma powodu do obaw. Przeciwnie, powiedzcie
im, że badanie jest ekscytujące, innowacyjne. W pokoju obok czeka już przygotowany list do
znajomych. Jesteśmy sami, możemy podpisać list lub nie, dodać jakieś ostrzeżenie. Wiemy, że
nikt nigdy nie dowie się, co zrobiliśmy... Co wybieramy? Gdy opisujemy studentom to badanie,
zdecydowana większość, bo aż 80 procent twierdzi, że odmówiłoby podpisania listu,
3
poinformowało innych, że badanie może być szkodliwe.
Podobnie gdy Stanley Milgram pytał, czy na polecenie eksperymentatora porażą
prądem niewinną osobę – większości ludzi zaprzeczała, oburzona, że ktoś w ogóle o
to pyta. Tymczasem większość uczestników jego eksperymentu naciskała kolejne
przyciski do końca, wiedząc, że rażą innego człowieka prądem o napięciu aż 450
woltów. Czy ludzie w opisanym przez Pana eksperymencie podpisali list do
znajomych?
– Tak, zachowali się przeciwnie niż oczekiwali. Aż 76 procent uczestników postąpiło zgodnie z
instrukcją eksperymentatora, 14 procent odmówiło, a tylko 9 procent poinformowało o
niebezpieczeństwie. Badanie przeprowadził na Free University w Amsterdamie jeden z naszych
współpracowników, sycylijski psycholog społeczny. Kiedy myślimy o hipotetycznej sytuacji,
widzimy siebie jako bohaterów, jesteśmy przekonani, że na pewno nie postąpimy w niewłaściwy
sposób. Myślimy: ja nie jestem taką osobą, jestem dobry, potrafię wybrać to, co jest dobre. Nie
doceniamy jednak mocy sytuacji, autorytetu i presji grupy.
To by wyjaśniało paradoks, dlaczego zło jest tak powszechne, a zarazem mało kto
uważa siebie za złą osobę. Ale przecież Pan twierdzi, że każdy jest potencjalnym
bohaterem. Nie ma w tym sprzeczności?
– Nie, bo heroizm to zdolność, którą trzeba trenować. Aby umieć na zło reagować, trzeba mieć
trening. Temu służy służy Hero Imagination Project. Chodzi w nim o uzyskanie pewnego stanu
umysłu – o wytworzenie w sobie przekonania ja też mogę być bohaterem. Ta postawa sprawi,
że gdy sytuacja będzie tego wymagać, podejmiemy bohaterskie działanie. Taką siłę ma nasz
umysł – moc kształtowania naszego zachowania.
Umysł ma też brzydką skłonność do dzielenia wszystkiego, również ludzi wokół nas,
na kategorie, na swoich i obcych. Ci obcy są mi obojętni, czasem gorsi, godni
pogardy. Nie do końca są ludźmi.
– To prawda, kategoryzacja i etykietowanie są źródłem zła. Określam to jako „kataraktę
korową”. Kiedy mamy kataraktę na oczach, widzimy rozmyty świat. Kiedy mamy kataraktę w
mózgu, rozmywa się nasza percepcja innych jako ludzi. Stają się wszami – jak mówili o Żydach
naziści, albo karaluchami – jak afrykańscy Tutsi dla Hutu. Nasze „ja” obejmuje ludzi podobnych
do nas, takich jak „my”. Innych traktujemy jako gorszych. Pytanie, jak sprawić, by inni stali się
interesujący w swojej odmienności? By ich różnorodność – zamiast budzić lęk – cieszyła nas?
„My” tak naprawdę nie istnieje. Jestem ja i inni – ludzie innych narodowości, o innym wyglądzie,
innej religii itp. Jesteśmy istotami społecznymi. Rozwijanie tego poczucia i włączenie
potencjalnie każdego innego w obszar „my”, „swoi” – jest częścią naszej misji kształtowania
bohaterów.
Problem w tym, że jak mówi poeta Piotr Peter Lachman, Niemiec z pochodzenia,
Polak z wyboru, granice między ludźmi i narodami tkwią w głowie. A mentalne
szlabany podnoszą się najwolniej. Jak Pan trenuje bohaterów?
– Najpierw gromadzimy siły przeciw ciemnej stronie. Pokazujemy, jak kusi zło. Mamy
wideoklipy, każdy z nich ilustruje jakąś zasadę wpływu społecznego. Niektóre obrazy są
zaczerpnięte z mojego eksperymentu więziennego, inne dotyczą eksperymentu Stanleya
Milgrama nad posłuszeństwem wobec autorytetu, jeszcze inne – badań Solomona Asha nad
konformizmem. Zapoznajemy ludzi z mechanizmami wpływu. Pokazujemy im, jakich
mechanizmów używają złoczyńcy. Następnie uświadamiamy, że wszyscy jesteśmy podatni na
działanie zła. Pozbawiamy człowieka iluzji, że nic mu nie grozi, że on taki nie jest, że nie byłby
do tych złych rzeczy zdolny.
Czy wiedza i świadomość wystarczą?
– Nie. Ważny jest kolejny etap: jak wiedzę przekształcić w działanie? Na przykład wiemy, że
działa efekt przechodnia. Eksperymenty Johna Darleya i Bibba Latané pokazują, że im więcej
świadków zdarzenia, tym mniejsza jest szansa, że ktoś pomoże. Pytanie, co zrobimy z tą
4
wiedzą? Jak zachowamy się, gdy będziemy świadkami nagłej sytuacji? Czy pierwsi
zareagujemy, wezwiemy policję? Tę zasadę trzeba zastosować w działaniu. Bardzo żałuję, że
nie uczyłem tego moich studentów. Zawsze wydawało mi się najważniejsze, by zrozumieli
mechanizmy wpływu. Teraz jednak wiem, że to za mało. Dlatego tym, którzy zdecydują się
zaangażować w nasz projekt, proponujemy takie ćwiczenia.
Ćwiczenia z bycia bohaterem? Jak to wygląda?
– Ćwiczenia uczą, jak być bohaterem. Czasem wymaga to największego poświęcenia, jak w
przypadku japońskich inżynierów zabezpieczających elektrownię po wybuchu. Oni doskonale
wiedzieli, jaki jest poziom promieniowania i czym grozi przebywanie na tym terenie. Ratowali
jednak życie innych. To jest heroizm ostateczny. Na co dzień jednak nikt nie wymaga od nas
takiego poświęcenia. Bohater powinien być jednak socjocentryczny, przekraczać własne ego,
troszczyć się o innych. Proponujemy więc ćwiczenie: spraw, aby ktoś dziś poczuł się dobrze. Jak
to zrobić? Powiedz komplement – na przykład mamie, że przygotowała pyszny obiad,
koleżance, że pięknie wygląda. Takie ćwiczenie pozwala przełamać egocentryczne
zaabsorbowanie sobą. A gdy będziemy to robić codziennie, to zamiast koncentrować się na
sobie, częściej pomyślimy o innych ludziach. Chciałbym wprowadzić podobny program w
Chinach, tam dominują teraz jedynacy. Są całkowicie egocentryczni. Trudno z tej perspektywy
działać na rzecz innych.
Nie zawsze koncentracja na sobie oznacza egocentryzm. Czasem wnikam w siebie,
żeby lepiej zrozumieć siebie, dostrzec, co jest dla mnie ważne, a czego oczekuje
druga osoba, przyjąć jej perspektywę.
– Tak, samowiedza jest kluczem do wiedzy społecznej. Tylko wtedy, kiedy rozumiem siebie i
swoje ograniczenia, mogę w pełni zrozumieć innych. Egocentryzm polega na budowaniu muru
wokół siebie i zajmowaniu się tylko sobą. Samowiedza oznacza natomiast, że znam ryzyko
egocentryzmu, zdaję sobie sprawę, że mogę się bać, że niektórzy ludzie mnie onieśmielają.
Znając siebie, mogę nad tym panować. Pytanie, czy potrafię przeciwstawić się presji, nie ulec
grupie. Bohater często musi iść pod prąd. To wymaga odwagi bycia innym. Proponujemy więc
kolejne ćwiczenie: namaluj sobie na czole czarną kropkę i chodź tak cały dzień. Ludzie będą na
nas dziwnie patrzeć, skłaniać, byśmy starli kropkę. Jeśli uda nam się to przetrwać, zyskamy
ważne doświadczenie: przekonamy się, że jeśli trzeba, potrafimy się przeciwstawić mocy grupy.
Dzięki takim ćwiczeniom dowiadujemy się, kim jesteśmy i rozwijamy umiejętności potrzebne,
aby być bohaterem.
Gdzie dziś można być bohaterem?
– Wszędzie. Od roku działa grupa Tech-bohaterów. Jej członkowie regularnie odwiedzają starsze
osoby i uczą je korzystać z internetu.
Na tym polega bohaterstwo?
– Oni w jakimś sensie ratują starszym ludziom życie. Uczą ich nowych umiejętności, dzięki
którym mogą się komunikować z dziećmi, odświeżyć kontakty ze znajomymi. Badania dowodzą,
że dzięki temu poprawia się ich zdrowie fizyczne. Z kolei Eko-bohaterowie ratują środowisko dla
przyszłych pokoleń. Pilnują rodziców, by zakręcali wodę. Uczą ich segregować śmieci. Między
sobą konkurują, kto zbierze więcej śmieci. Inne grupy dbają o zdrowie, skłaniają rodziców, by
ograniczyli palenie. W ten sposób dziecko bierze odpowiedzialność za zdrowie swoich rodziców.
Chcemy wyciągnąć młodych chłopców z ich pokoi, sprzed komputera. Rob Pardo, twórca
popularnej gry Warcraft, przyznaje, że niektórzy młodzi potrafią spędzać na grze i 25 godzin
tygodniowo. Świat zamyka się im na ekranie monitora, nie potrafią wchodzić w interakcję z
drugim człowiekiem. Czują się bohaterami, bo zabijają wirtualne postacie, naciskając guzik.
Chcemy im pokazać, że lepiej pomagać prawdziwym ludziom.
Bohater walczy ze złem, ale to wciąż nierówna walka.
– Złoczyńcy stanowią mniejszość, ale są mistrzami wpływu. Potrafią zachęcać ludzi do
prostytucji, zażywania narkotyków, korupcji, oszustw, handlu żywym towarem, palenia
5
papierosów. Rekrutują zwykłych ludzi. Bohaterowie zaś są skromni, pokorni, nie działają dla
sławy. Ma to jednak pewną wadę: nikt nie wie, czego dokonali. Są rozproszeni,
niezorganizowani. Dlatego mówimy młodym ludziom, by zachęcali do praktykowania heroizmu
swoich znajomych, umieszczali odpowiednie informacje na Facebooku. Rozwijamy interaktywną
stronę internetową. Nagłaśniamy informacje o bohaterskich działaniach. Chcemy w ten sposób
stworzyć HIP-społeczność. Inni dają wsparcie społeczne. Jeśli bohater działa w pojedynkę, inni
mogą powiedzieć: to fanatyk, i odrzucą go jako obłąkaną osobę, która próbuje szerzyć dziwne
idee. Bohaterowie – jak Ghandi, Nelson Mandela, Martin Luther King czy Irena Sendler – mieli
sieć wsparcia. Sami nic by nie zdziałali.
Opracowaliśmy już listę heroicznych czynów dokonanych przez naszych bohaterów. Najwięcej,
bo 70 procent z nich pomogło komuś w niebezpiecznej nagłej sytuacji, 10 procent
przeciwstawiło się niesprawiedliwości ze strony władz, 16 procent doniosło o dziejącej się
niesprawiedliwości. Ale żadna z tych 800 osób nie była bohaterem narodowym. Wiedzą o nich
tylko przyjaciele i bliscy. Im to wystarczy, ale przez to nie mogą inspirować innych. O tych
bohaterach milczą media i podręczniki.
Podręczniki psychologii w ogóle nie wspominają o bohaterstwie.
– Piszą o agresji, przemocy. Martin Seligman, lider psychologii pozytywnej, razem z Petersenem
napisał książkę Human Strength and Virtues. Przejrzałem ją i nie znalazłem ani słowa o
heroizmie. Spytałem go: jak to możliwe, że psychologia pozytywna nie wspomina o
bohaterstwie? Odpowiedział, że to nie cnota, tylko działanie. Według mnie heroizm to
największa cnota społeczna. Seligman jest liderem psychologii pozytywnej, a nigdy nie
pomyślał o heroizmie. A przecież nie jest to nowe pojęcie, nie wymyśliłem nic nowego.
„Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach” napisał Czesław
Miłosz. Stawia Pan kamienie na drodze lawiny zła.
– Myślę, że zło zawsze będzie wśród nas. Niektórzy kierują się chęcią zysku, są egocentryczni,
nieuczciwi, ulegają chciwości. Zachłanność zagłusza inteligencję, mądrość, rozsądek. A
skutkiem jest kryzys i ruina wielu krajów. Po każdym akcie zła obiecujemy sobie, że to się już
nie powtórzy. Po każdej wojnie mówimy, że dość już wojen. Aż do następnej wojny. Ratunkiem
dla świata jest rozwijanie innej postawy. Moim projektem chcę rozpocząć rewolucję społeczną.
Chcę rozsiać ziarna heroizmu w każdym zakątku świata. By wykiełkowały i dalej rozsiewały się
same.
6