Kalasancjusz_4_2013:Layout 1.qxd
Transkrypt
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1.qxd
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 Kwiecień 2013 2013-04-24 14:06 nr 4 (13) Strona 1 PISMO PARAFII ŚW. JÓZEFA KALASANCJUSZA W RZESZOWIE Kyrie elejson, Chryste elejson, Kyrie elejson. Chryste, usłysz nas, Chryste, wysłuchaj nas. Ojcze z nieba, Boże, – zmiłuj się nad nami. Synu, Odkupicielu świata, Boże, Duchu Święty, Boże, Święta Trójco, Jedyny Boże, Święta Maryjo – módl się za nami. Święta Panno nad pannami, Matko Chrystusowa, Matko Kościoła, Matko łaski Bożej, Matko nieskalana, Matko najczystsza, Matko dziewicza, Matko nienaruszona, Matko najmilsza, Matko przedziwna, Matko dobrej rady, Matko Stworzyciela, Matko Zbawiciela, Panno roztropna, Panno czcigodna, Panno wsławiona, Panno można, Panno łaskawa, Panno wierna, Zwierciadło sprawiedliwości, Stolico mądrości, Przyczyno naszej radości, Przybytku Ducha Świętego, Przybytku chwalebny, Przybytku sławny pobożności, Różo Duchowna, Wieżo Dawidowa, Wieżo z kości słoniowej, Domie złoty, Arko przymierza, Bramo niebieska, Gwiazdo zaranna, Uzdrowienie chorych, Ucieczko grzesznych, Pocieszycielko strapionych, Wspomożenie wiernych, Królowo Aniołów, Królowo Patriarchów, Królowo Proroków, Królowo Apostołów, Królowo Męczenników, Królowo Wyznawców, Królowo Dziewic, Królowo wszystkich Świętych, Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta, Królowo Wniebowzięta, Królowo Różańca świętego, Królowo rodziny, Królowo pokoju, Królowo Polski – módl się za nami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 2 RZESZOWSKI Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 3 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI 3 Aby przeżyć Triduum Paschalne owocnie, przystąpiłam w tych dniach do sakramentu pokuty. Dokonała się we mnie śmierć i zmartwychwstanie. W tych dniach, w Wielki Czwartek, Piątek, Sobotę i Niedzielę uczestniczyłam w różnych nabożeństwach i adoracji przy Grobie Pańskim. Z kolei Niedziela Wielkanocna była dla mnie radosnym dniem. Skończył się okres smutku, którego nie lubię. Cieszę się, gdy wszyscy są weseli, chociaż wiem, że okres Wielkiego Postu jest nam potrzebny. Chciałabym, żeby ten nastrój świąteczny dalej we mnie był i pomagał mi żyć. Wiktoria z SP nr 12 Dla mnie świętowanie prawdy o Zmartwychwstaniu Pana Jezusa jest zawsze wyjątkowe i uroczyste. Dzięki Triduum Paschalnemu zbliżyłam się bardziej do Boga, pomogło mi to się odnaleźć. Dzięki postanowieniom wielkopostnym uwierzyłam w swoje możliwości. Podczas Triduum Paschalnego bardzo podoba mi się, w jaki sposób księża potrafią dobrze przekazać, jaką mękę musiał przejść Jezus. W Święta Wielkanocne najpiękniejsza jest radość ze Zmartwychwstania Jezusa i rodzinne świętowanie. Justyna z SP nr 12 Moje Święta Wielkanocne były udane pomimo choroby. W Wielki Czwartek, gdy moja rodzina uczestniczyła we Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej, ja zostałem sam w domu, uczestnicząc w Mszy Św. nadawanej przez radio. Pragnąłem bardzo przyjąć Pana Jezusa do serca, ale mogłem to zrobić tylko na sposób duchowy. W Wielki Piątek – w dniu Męki Pańskiej odbyła się Liturgia z ucałowaniem krzyża, ale ja mogłem tylko wziąć swój krzyżyk i pocałować go – tak uczyniłem. Cała Liturgia była dla mnie szczególnym przeżyciem. W Wielką Sobotę – mimo choroby – zobaczyłem Grób Pana Jezusa i adorowałem Go. Udało mi się pocałować krzyż w kościele. Byłem jeszcze na święceniu pokarmów. Przeżywałem razem z Ojcem Świętym Mszę Św. W Wielką Sobotę było także odnowienie przyrzeczeń chrztu świętego. W Wielką Niedzielę rozpocząłem radośnie dzień od rezurekcji. Później razem z rodziną zjedliśmy śniadanie wielkanocne. Alleluja! Jezus żyje! Wojtek z SP nr 12 Schola dziecięca podczas adoracji Pana Jezusa w ołtarzu Ciemnicy w Wielki Czwartek Wielki Czwartek jest pamiątką ustanowienia Najświętszej Ofiary. W tym dniu, jak co roku, uczestniczyłam we Mszy Św., w czasie której odczytywany jest fragment Pisma Świętego opisujący Ostatnią Wieczerzę. Liturgia była dla mnie wielkim przeżyciem, ponieważ było bardzo uroczyście. Wszyscy kapłani z naszej parafii odnawiali przyrzeczenia kapłańskie. Wielki Piątek jest dniem Męki Pańskiej. Jest to dla mnie smutny dzień, ponieważ to właśnie nasze grzechy przyczyniły się do Jego męki i śmierci. Wieczorem poszłam do kościoła, aby uczestniczyć w nabożeństwie drogi krzyżowej. W Wielką Sobotę święciliśmy pokarmy, modliliśmy się przy Grobie Pańskim, a wieczorem uczestniczyłam we Mszy Św. W tym dniu zaczęłam odczuwać podniosłą atmosferę związaną ze Zmartwychwstaniem Pańskim. W Niedzielę Wielkanocną razem z rodziną byłam na rezurekcji. Później zjedliśmy śniadanie wielkanocne. Resztę dnia spędziliśmy rodzinnie w miłej atmosferze świątecznej. Triduum Paschalne było dla mnie czasem wielu przeżyć, a Wielkanoc czasem wielkiej radości Aleksandra z SP nr 12 Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 4 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 4 RZESZOWSKI Takie pytanie zadaliśmy naszym Parafianom tydzień po Świętach Wielkiej Nocy, w Niedzielę Miłosierdzia. Okazało się, że próba nawiązania dialogu w formie pisemnej nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. W związku z tym, poprosiliśmy kilka osób o krótkie wypowiedzi na podany wyżej temat. Rozmowa z młodą kobietą Trudno mi cokolwiek powiedzieć, jestem osobą średnio wierzącą. Chodzę do Kościoła, ale miałam kilka takich zwrotów w życiorysie i teraz jest różnie. Wielkanoc to najważniejsze święto w Kościele, nie Boże Narodzenie, ale Zmartwychwstanie. Jeżeli chodzi o refleksje, to one pojawiają się u mnie cały czas, nie tylko przy okazji tych świąt. Patrząc ze świeckiego punktu widzenia, święta są fajne ze względu na spotkania z rodziną i to jest dobre. Uważam, że jeśli Bóg istnieje, to już sama forma przeżywania świąt, to że ludzie spędzają ze sobą czas, że się odwiedzają, pogłębiają swoje relacje, zacieśniają więzi, znajduje uznanie w oczach Boga. Nieraz był taki czas, że chodziłam sobie do kościoła sama i tam po swojemu rozmawiałam. Wybierałam takie miejsca, gdzie nikt mnie nie znał, wolałam być sama, żeby nie było ludzi. Jak mam coś do powiedzenia, to uważam, że ja to powiem sama lepiej, a do „góry” dojdzie i tak. Człowiek nie musi zawsze mieć pośredników, żeby dotrzeć tam, gdzie chce dotrzeć. Wydaje mi się, że to jest indywidualna sprawa, że lepiej czasem usiąść na łące i podziwiać, jakie to wszystko jest piękne, jak to jest cudnie stworzone i że ktoś to musiał stworzyć. W czasie świąt byłam w naszym kościele. Wydawało mi się całe życie, że nie jestem osobą wierzącą, ale chyba jestem. Są momenty, kiedy przychodzi zwątpienie i są okresy, kiedy jest świetnie. Temu wszystkiemu towarzyszą przeżycia trudne do opowiedzenia, są one bardzo osobiste i nie jest łatwo o nich mówić. Rozmowa z młodym małżeństwem z dzieckiem Pani: Spędzamy święta akurat poza naszą parafią... ale w Wielką Sobotę byliśmy na poświęceniu pokarmów z synkiem, potem modliliśmy się przy Bożym Grobie, a później wyjechaliśmy do rodziców. Były to drugie święta z naszym synkiem, a pierwsze święcenie w tym kościele. Wyjątkowość tych świąt po części wiązała się z tym, że do kościoła już nie szliśmy sami, ale w towarzystwie naszego rocznego synka. Zdecydowanie inaczej się przeżywa, gdy idzie się samemu, a inaczej gdy prowadzi się ze sobą jedno, dwoje, czy troje pociech. Z przeżyć duchowych istotnym wydarzeniem była spowiedź Wielkanocna i związane z tym po- stanowienie, żeby jednak zatroszczyć się o głębsze przeżywanie niedzielnej Mszy Świętej. Czasem zdarza się nam być na Mszy z dzieckiem i to tak rożnie bywa ze skupieniem. Będziemy próbowali trochę inaczej zorganizować sobie czas. Pan: Jesteśmy co prawda w powiększonym gronie, chociaż też był pewien smutek, bo akurat mama żony wyjechała za granicę, nie spędzała z nami świąt. Odczuwaliśmy jej brak. Z mojej strony jakichś szczególnych postanowień nie było. Starałem się, żeby maksymalnie przeżyć te święta – i rodzinnie i w jakiś sposób pogłębić więź z Panem Bogiem. Będąc w rodzinie i z rodziną, nie można zapominać, że Bóg jest ciągle między nami. 19 kwietnia 2013 r. rozmawiała Krystyna Janowska Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 5 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI Joanna Drozdowska Wielkanoc 2013 Aby odnaleźć Zmartwychwstanie Trzeba na nowo się narodzić Trzeba wysławiać, dziękować i prosić Jedynie wtedy wiara i modlitwa jest nadzieją Bo jest w roku taki czas Gdzie radość i łzy Na jednej drodze spotykasz Jest taki moment W którym miłość i łzy Na jednej drodze spotykasz Jest taki dzień Który inne życie rozpoczyna Jest Ktoś Kto zło w dobro odmienia I śmierć człowieka – w życie zamienia. Ks. Jan Twardowski Wielkanocny pacierz Nie umiem być srebrnym aniołem – ni gorejącym krzakiem – Tyle Zmartwychwstań już przeszło – A serce mam byle jakie. Tyle procesji z dzwonami – Tyle już alleluja – A moja świętość dziurawa Na ćwiartce włoska się buja. Wiatr gra mi na kościach mych psalmy jak na koślawej fujarce – żeby choć papież spojrzał na mnie – przez białe swe palce. Żeby choć Matka Boska Przez chmur zabite wciąż deski – Uśmiech mi swój zesłała Jak ptaszka we mgle niebieskiej. I wiem, gdy łzę swoją trzymam Jak złoty kamyk z procy – Zrozumie mnie mały Baranek, Z najcichszej Wielkiej Nocy. Pyszczek położy na ręku – Sumienia wywróci podszewkę – Serce moje ocali czerwoną chorągiewką. 5 Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 6 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 6 RZESZOWSKI Wspomnienie w trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej „Parafialny Klub Sportowy Calasanz”, doroczna „Parafiada lokalna” w naszej pijarskiej parafii pw. św. Józefa Kalasancjusza, wyjazdy dzieci i młodzieży na „Parafiadę Regionalną” do Krakowa, Poznania, czy Łowicza albo na „Finały Międzynarodowej Parafiady” do Warszawy, to dziedzictwo po pijarze o. Józefie Jońcu, który w Rzeszowie był prawdopodobnie tylko jeden raz, by zapoczątkować któreś z tych dzieł. Korzystamy z dorobku o. Józefa, którego nie ma pośród nas – zginął w katastrofie samolotu prezydenckiego, gdy wraz z oficjalną delegacją udawał się 10 kwietnia 2010 r. na obchody siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej. By przybliżyć całość bogatej działalności duszpasterskiej i pedagogicznej śp. o. Józefa Jońca, zamieszczamy poniżej Jego życiorys. Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży w Warszawie na Siekierkach podczas trwania Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży. Ojciec Joniec pełnił tu różne funkcje duszpasterskie przez ponad 20 lat. Ojciec Józef Joniec urodził się 12 października 1959 roku w Laskowej koło Limanowej. Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkał tam do 1973 r., kiedy to pożar całkowicie strawił ich rodzinny dom. Po pożarze cała rodzina przeprowadziła się do Wilkowa w gminie Kocmyrzów-Luborzyca pod Krakowem. Po ukończeniu szkoły podstawowej rozpoczął naukę w Liceum Pijarów w Krakowie i został przyjęty do Niższego Seminarium Zakonu Pijarów. W roku szkolnym 1976/77 odbył nowicjat zakonny w Hebdowie, po czym 16 sierpnia 1977 r. złożył pierwszą profesję zakonną, przyjmując za patrona św. Krzysztofa. Do kapłaństwa przygotowywał się poprzez studia w Instytucie TeologicznegoFilozoficznym Księży Misjonarzy i w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął 18 maja 1985 r. z rąk ks. bp. Władysława Miziołka w Łowiczu. Po otrzymaniu święceń był duszpasterzem w Łowiczu, następnie w parafii w Hebdowie i w Krakowie-Rakowicach. W latach 1986–1992 studiował filologię klasyczną na Uniwersytetach Jagiellońskim i Warszawskim. Wyjeżdżał na stypendia językowe do Austrii, Niemiec, Włoch i Francji. Od 1990 r. pełnił posługę duszpasterską w parafii Matki Bożej Królowej Wyznawców w Warszawie na Siekierkach, gdzie był katechetą, wizytatorem katechetycznym, duszpasterzem akademickim, proboszczem parafii (1995–2001), pierwszym rektorem kolegium pijarskiego (1990–1999) i pierwszym kustoszem ustanowionego przez Prymasa Polski kard. Józefa Glempa w 1997 r. Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży (1997–1999) oraz dyrektorem Pijarskiego Centrum Edukacyjnego im. Stanisława Konarskiego. Swój charyzmat pijarski realizował pracując z dziećmi i młodzieżą, w tym z harcerzami, sportowcami, Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 7 KALASANCJUSZ młodzieżą akademicką, w różnych ośrodkach na terenie Polski oraz poza jej granicami. Jego pasją było też „odkurzanie” wspaniałych kart historii warszawskich pijarów sprzed kasaty zakonu przez Moskali w 1864 r. W 1992 r. dla uczczenia 350-lecia działalności pijarów w Polsce założył w Warszawie szkołę podstawową im. o. Onufrego Kopczyńskiego (sławnego pijara). Był pomysłodawcą stworzenia z istniejących pijarskich szkół w Warszawie Collegium Nobilium Novum. Był współzałożycielem Fundacji Krąg Przyjaciół Dziecka im. św. Józefa Kalasancjusza (1991 r.), Katolickiego Stowarzyszenia Sportowego RP (1993 r.), gdzie w latach 1993–2002 pełnił funkcję wiceprezesa ds. organizacyjnych. Należał do Stowarzyszenia Wychowanków Szkół Zakonu Pijarów im. ks. Stanisława Konarskiego w Krakowie. W parafii Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na Siekierkach w Warszawie zorganizował Parafialny Klub Sportowy „Falconia”. Największym osiągnięciem jego życia był udział w tworzeniu i propagowaniu od 1988 r. ruchu parafiadowego, którego głównym przesłaniem jest wychowanie młodego pokolenia poprzez wiarę, kulturę i sport, zgodnie z zaczerpniętą ze starożytnej Grecji triadą: świątynia-teatrstadion. W 1992 r. założył Stowarzyszenie „Parafiada” im. św. Józefa Kalasancjusza, którego celem jest promocja i realizacja parafiadowego programu wychowawczo-profilaktycznego. Dzięki niemu ten ruch stał się ważnym ogniwem procesu wychowania młodzieży w naszym kraju, ale także rozwinął się w wielu krajach europejskich, szczególnie za wschodnią granicą Polski. O. Józef był również twórcą RZESZOWSKI 7 i organizatorem Finałów Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży, w których corocznie bierze udział ok. 3 tys. dzieci i młodzieży, nauczycieli, wychowawców, duszpasterzy, rodziców i wolontariuszy. Za niezliczoną ilość inicjatyw, wiele zorganizowanych spotkań, kursów, programów, setki obozów parafiadowych, ponad dwadzieścia Finałów Parafiady wdzięczne mu jest szerokie grono osób z Polski i z zagranicy: dzieci, młodzież, wychowawcy, nauczyciele, duszpasterze, sportowcy i ludzie kultury. O. Józef był całkowicie pochłonięty promowaniem idei parafiadowej, w którą głęboko wierzył i uznać to należy za wyjątkowe dzieło jego życia. Dał się również poznać jako kierownik, lider i koordynator licznych projektów oraz programów lokalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych, takich jak: „Moja Mała Ojczyzna”, „Patriotyzm – z pokolenia na pokolenie”, „Wybieram zdrowie”, „Od małej Ojczyzny do wielkiej historii”, „Edukacja poprzez sport”, „Młodzież w działaniu”, „Sport uczy i łączy wszystkich”, „Ruch rzeźbi umysł, serce i ciało”, „Katyń... ocalić od zapomnienia”. W latach 1994–2002 był członkiem Komisji Młodzieżowej w Federation International Catholique d'Education Physique et Sportive, członkiem Rady przy Delegacie Konferencji Episkopatu Polski ds. Sportu (od 1997 r.), członkiem Komisji Polonijnej przy Polskim Komitecie Olimpijskim (od 1998 r.), członkiem Ogólnopolskiej Rady Ruchów Katolickich w Polsce (od 1995 r.), członkiem Federacji Sportu dla Wszystkich (od 1999 r.), Forum Społecznego m. st. Warszawy (2005–2008) i Komisji Fair Play przy Polskim Komitecie Olimpijskim (od 2006 r.). Na wniosek Senatu RP Młodzież biorąca udział w Międzynarodowej Parafiadzie, 5 lipca 2009 r. Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 8 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 8 RZESZOWSKI przyznano mu w 2004 r. Złoty Krzyż Zasługi za pomoc Polakom na Wschodzie i realizację programu „Międzynarodowa Parafiada Dzieci i Młodzieży”. Otrzymał także Medal Komisji Edukacji Narodowej, tytuł „Budowniczego Polskiego Sportu” (2006 r.) oraz liczne nagrody, z których wśród najważniejszych należy wymienić: „Pro publico bono” za najlepszą inicjatywę obywatelską, „Totus Tuus” w 2004 w kategorii promocji człowieka, nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka, „Fair play” oraz pijarską „Pietas et Litterae” (2008 r.). W grudniu 2008 r. został odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za szczególne zasługi na rzecz rozwoju kultury fizycznej i sportu. 10 kwietnia 2010 r. o. Józef Joniec znalazł się wśród zaproszonych gości w prezydenckim samolocie, który rozbił się pod Smoleńskiem. Celem podróży miało być upamiętnienie tragedii mordu polskich oficerów w Katyniu w 1940 r. i złożenie im hołdu. Zaproszenie o. Józefa do uczestnictwa w oficjalnej delegacji państwowej na uroczystości w Lesie Katyńskim, było ze strony Prezydenta RP, prof. Lecha Kaczyńskiego, wyrazem uznania dla działalności Stowarzyszenia „Parafiada” podejmowanej już wcześniej w programie edukacyjnym „Katyń... ocalić od zapomnienia”. Celem tego programu jest uczczenie pamięci bohaterów zbrodni katyńskiej, a zarazem przywrócenie ich sylwetek zbiorowej pamięci Narodu poprzez posadzenie 21 857 dębów pamięci z okazji 70. rocznicy zbrodni ka- tyńskiej. Każdy dąb upamiętnia konkretną osobę, która zginęła w Katyniu, Twerze lub Charkowie, według zasady: jeden dąb – jedno nazwisko. W Programie uczestniczą instytucje z Polski i spoza jej granic. Pan Prezydent prof. Lech Kaczyński patronował temu przedsięwzięciu; dwa dni po powrocie z Katynia, 12 kwietnia, dąb katyński miał być posadzony w ogrodach prezydenckich przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Zostało to unicestwione z powodu katastrofy samolotu i tragicznej śmierci wszystkich Pasażerów lotu. 15 kwietnia 2010 r. stołeczna rada przyznała O. Józefowi pośmiertne wyróżnienie „Zasłużony dla miasta Warszawy”, a 16 kwietnia został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Pochowany został 20 kwietnia 2010 r. w Panteonie Wielkich Polaków w Świątyni Bożej Opatrzności w Warszawie–Wilanowie. Uroczystości pogrzebowe z udziałem tysięcy rozmodlonych ludzi odbyły się w tym dniu o godz. 11.00 w Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży na Siekierkach, a o godz. 16.00 w Świątyni Bożej Opatrzności w Wilanowie. Msze święte koncelebrowali Księża Biskupi, Ojciec Generał Zakonu Pijarów, wielu kapłanów zakonnych i diecezjalnych. Wśród uczestników były oficjalne delegacje instytucji państwowych, samorządowych, organizacji edukacyjnych, sportowych, poczty sztandarowe szkół i uczelni, wierni oraz rzesza dzieci i młodzieży. Młodzi ludzie modlą się przy trumnie Ojca Józefa Jońca w Sanktuarium na Siekierkach Jan Taff SchP Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 9 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI 9 O. Stefan Denkiewicz SchP Gdy idę w ciemności, nie lękam się złego. Tak szedłem przed laty, gdy byłem maleńki, maleńki tak bardzo, że droga dziś krótka, ta sama co wtedy, dla małych mych kroków i płuc mych maleńkich była nieskończona. Wyciągnąłem ręce moje słabe w górę i szedłem tak, szedłem w ciemności gęstwinie trzymany po lewej ręką ojca twardą, pieszczony po prawej miękką matki dłonią, spokojny, szczęśliwy, nieczujący czasu... Szczęśliwy tak bardzo pewnością kochania i bezpieczny w dłoniach, co mnie prowadziły po wybojach drogi i twardych korzeniach, że słabiutkie światła, dla innych nadzieja, mąciły mi spokój na radości drodze. Mama (w białym kołnierzyku) ze Stefanem Denkiewiczem na byłej granicy niemiecko-sowieckiej pod Ostrołęką po roku 1941 Więc zamknąłem oczy, dałem się prowadzić, rwałem się do lotu, bujałem w przestworzach! Potem czułem ciepło na piersi tak miłe i objęcie mocne rękami dobrymi, zapadanie w miękkość i w piosnkę anioła... Gdy się przebudziłem, ciemności nie było, tylko światło! światło! i uśmiech mej matki, radość ojca mego i wszystkich wokoło! rajska słodycz miodu, smak chleba czarnego, słońca pełno w kwiatach i w liściach na drzewach, i muzyki tyle ptaków tuż za oknem! Stefan z Mamą na nartach, które sam sobie zrobił Gdy idę w ciemności, nie lękam się złego, bo Pan mnie prowadzi swą ścieżką bezpiecznie. A gdybym się zachwiał, podtrzyma mnie czule; gdybym się przewrócił, podniesie mnie prędko; gdybym nawet umarł, życiem mnie obdarzy i wprowadzi w światło dotąd niewidziane, otoczy muzyką do dziś niesłyszaną, otworzy swe serce dla serca mojego i pozwoli spocząć w miejscu przewidzianym dla tych, co na ziemi szczerze Go miłują. Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 10 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 10 RZESZOWSKI Gdyby przeprowadzić plebiscyt na najpiękniejszy miesiąc, z całą pewnością palmę pierwszeństwa zdobyłby maj. I trudno się temu dziwić. W żadnym innym miesiącu przyroda swoim pięknem nie oddziałuje tak mocno na wyobraźnię człowieka i jego doznania estetyczne. Niepowtarzalna wielobarwność i mnogość kwiatów, dynamizm wylewającej się z każdego zakątka zieleni. Dodatkowo towarzyszy temu różnorodność ptasich śpiewów. I to wszystko, jakby oprawione bardzo często ciepłem słonecznej pogody. Nic więc dziwnego, że taki właśnie miesiąc człowiek w swojej pobożności już dawno temu postanowił ofiarować Matce Boga – Maryi. Wyrazem tej pobożności stały się Nabożeństwa Majowe w całości poświęcone Matce Boskiej. Ich szczególnym wyrazem jest to, że odprawiane są one każdego dnia, gdy przedwieczór uspakaja pęd całodziennej bieganiny. Ich główną treść stanowi Litania do Najświętszej Maryi Panny, zwana Loretańską, modlitwa „Pod Twoją obronę” oraz przepiękne w swojej treści i melodyjności pieśni poświęcone Matce Bożej. Pierwsze nabożeństwo majowe na ziemiach polskich zostało odprawione w roku 1838 w Tarnopolu. Początkowo większość nabożeństw majowych – zwłaszcza na wsiach – było odprawianych bez udziału księdza. Do okresu II wojny światowej Msze święte odprawiano wyłącznie rano, a wieczorem okoliczni mieszkańcy gromadzili się pod przydrożnym krzyżem lub pod figurą Matki Bożej i śpiewali Litanię Loretańską. Dopiero z czasem nabożeństwa prze- niesiono do kościołów, gdzie zaczęły się one odbywać przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, a kończyło je uroczyste błogosławieństwo. Z biegiem lat do nabożeństwa dołączono jeszcze jeden element: tzw. czytanki majowe. Najczęściej koncentrują się one wokół osoby Matki Bożej lub świętych, którzy byli szczególnymi Jej czcicielami. Mniej więcej w tej formie znamy nabożeństwo majowe obecnie. Dziś trudno byłoby sobie wyobrazić maj bez nabożeństw majowych, pięknie przyozdobionych kapliczek maryjnych, atmosfery umiłowania Matki Bożej, odczuwalnej w polskich kościołach. Niepokoić może jednak fakt, że w wielu miejscach podczas nabożeństw maryjnych brakuje ludzi młodych. Zdecydowanie maleje również liczba uczęszczających na nie dzieci. Miejmy jednak nadzieję, że kult maryjny w najbliższych dziesięcioleciach odrodzi się z nową siłą, a wiernych uczęszczających na popularne majówki – będzie przybywać. To istotne dla naszej katolickiej i narodowej tożsamości. Dk. Dawid Borkowski SchP Źródła: Tadeusz Basiura, O majowym nabożeństwie, czyli z troskami do matki, [w:] http://www.katolik.pl/o-majowym-nabozenstwie-czyli-z-troskami-do-matki,22824,416,cz.html, dn. 17.04.2013 r. Paweł Pomianek, Nabożeństwa majowe, [w:] http://dziennikparafialny.pl/2012/nabozenstwa-majowe, dn. 17.04.2013 r. W połowie XIX wieku, w miejscu, w którym stoi dzisiaj mała, skromna kapliczka, znajdował się krzyż. Stał on na skrzyżowaniu drogi wiejskiej z drogą prowadzącą do Słociny, nieopodal drewnianej karczmy. Kapliczka została ufundowana przez Jana i Józefę Pelców w 1926 r., a obecnie opiekuje się nią wnuczka fundatorów, pani Aleksandra Śmigiel, jej dzieci i sąsiedzi. Pani Śmigiel mówi, że odkąd pamięta, okoliczni mieszkańcy przychodzili pod kapliczkę na nabożeństwa majowe. Również w tym roku serdecznie zapraszamy na wspólne śpiewanie Litanii Loretańskiej przy kapliczce na ulicy Olbrachta, w pobliżu Rzeszowskiego Domu Kultury, obok domu nr 118, zawsze o godz. 20.00. Pani Śmigiel przyznaje, że na nabożeństwo przychodzą przede wszystkim starsze panie, rzadziej dzieci i młodzież. Może od tego roku będziemy przychodzić pod kapliczkę z dziećmi, by – tak jak nasi przodkowie – kultywować tradycję wspólnej modlitwy i wspólnego śpiewu na chwałę Maryi. Tym bardziej, że jest to już chyba ostatnia kapliczka na Wilkowyi, przy której śpiewa się jeszcze „majówki”. Niedawno mieszkańcy Wilkowyi śpiewali jeszcze przy kapliczce obok starego młyna. Ale to już historia. Redakcja „Kalasancjusza Rzeszowskiego” Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 11 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI 11 Matce Jezusa w Kościele poświęcono najpiękniejszy wiosenny miesiąc – maj, a tradycja ta sięga XII wieku. Jednak dopiero na początku XVIII stulecia, ojciec Gaetano Ansolani (jezuita) wprowadził jedno z najpiękniejszych nabożeństw – nabożeństwo majowe, podczas którego wierni śpiewają pieśni maryjne i odmawiają Litanię Loretańską do Najświętszej Panny. Na polskie ziemie dotarło ono w XIX wieku, przybierając tu formę modlitwy odmawianej nie tylko w kościołach, ale też w domach wraz z sąsiadami. Przez cały maj przydrożne kapliczki i krzyże toną w zieleni i kwiatach. Wieczorami gromadzą się przy nich na majowych nabożeństwach mieszkańcy wsi, miasteczek, oraz wielkomiejskich osiedli. Płoną świece i znicze, pachną zioła. Kwiaty i zioła Miało być o pieśniach, a tymczasem pozostańmy jeszcze przy dygresji botanicznej, aby może właśnie w ten sposób podkreślić, jak ważne miejsce zajmuje postać Matki Bożej w naszej kulturze ludowej: folklorze, obrzędach i zwyczajach – jak była i jest odbierana. Natrafiłem na legendę ludową, według której, Pan Bóg po stworzeniu Adama powołał do życia kobietę uformowaną z kwiatów – piękną i delikatną. Spostrzegł jednak od razu, że nie jest to istota odpowiednia dla „ulepionego” z gliny człowieka, więc powołał do życia Ewę, silną i masywną, uczynioną z adamowego żebra. Nie zrezygnował jednak Pan Bóg ze swego pierwszego pomysłu. Niewiasta stworzona z kwiatów została przeznaczona na matkę dla jego Syna. W ten oto sposób na Ziemi pojawiła się Maryja. I rzeczywiście także w innych podaniach kwiaty towarzyszą stale Najświętszej Maryi Pannie łącznie z samym cudem Wniebowzięcia, kiedy to apostołowie, zamiast ciała Matki Bożej, mieli znaleźć w trumnie niezwykłej urody lilie i róże. W tym samym duchu kształtować się będą w Maju nasze śpiewy i choć w samej Litanii Loretańskiej pojawi się tylko jedno „botaniczne” odniesienie do Matki Bożej – jako do Róży − to wiele pieśni, bardziej lub mniej znanych, korzysta z tego typu określeń. Nie można pominąć w tym miejscu postaci ks. Karola Antoniewicza, jezuity, który jest autorem słów do wielu popularnych pieśni religijnych, np: Nazareński śliczny kwiecie; Nie opuszczaj nas; O Józefie uwielbiony; – w tym także maryjnych: O Maryjo, przyjm w ofierze; Panie, w ofierze Tobie dzisiaj składam i bodaj najbardziej znanej Chwalcie łąki umajone; a także wielu innych. Na zakończenie przytoczę słowa pieśni jego autorstwa, dedykowanej na miesiąc Maryjny, do której (jak wynika z notki w śpiewniku ks. Siedleckiego) sam ułożył również melodię. Obraz Matki Bożej Łaskawej z Chmielnika koło Rzeszowa Zawitał dla nas majowy poranek Ziemia i niebo błogo się śmieje, Podajcie kwiaty, aby uwić wianek, Lecz wianek taki, który nie więdnieje. Na żyznej ziemi kwiat pełny urośnie, Na twardej skale tylko głóg kolący, A my na wianek zbierajmy przy wiośnie, Nie ostre głogi, lecz kwiat woniejący. Na nas Maryja w radości spogląda, Jako ta gwiazda co na niebie świeci, Przyjmie ten wieniec, i tego zażąda: Wianka serc naszych, jako serc swych dzieci. Złóżmy na wieniec wszystkie serca cnoty, Które wykwitły w świetle Jej opieki, Te kwiaty duszy, dajmy Jej z ochoty, A taki wieniec nie zwiędnie na wieki. Opracował Paweł Sołtys organista naszej parafii Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 12 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 12 RZESZOWSKI Karol Wojtyła miał nieomylną gwiazdę, którą wskazywał całemu światu – Maryję! W gruncie rzeczy całe Jego przesłanie zamyka się w słowach św. Bernarda z Clairvaux.1 Idąc za przykładem błogosławionego Jana Pawła II, który był człowiekiem skromnym, emanującym pogodą ducha, otwartością serca, zrozumieniem i miłością do każdego człowieka, pragnę zachęcić w maju do codziennego czytania słów modlitwy św. Bernarda z Clairvaux. Ostatnie rozważanie przed modlitwą ANIOŁ PAŃSKI napisane przez Jana Pawła II na 3 kwietnia 2005 roku, którego nie mógł już wypowiedzieć, było następujące: Ludzkości, która czasami wydaje się zagubiona i opanowana przez moce zła, egoizm i lęk, zmartwychwstały Pan ofiaruje w darze swą przebaczającą miłość, która daje pojednanie i na nowo otwiera serce na nadzieję. Miłość ta nawraca serca i obdarza pokojem. Jak bardzo świat potrzebuje zrozumienia i przyjęcia Bożego miłosierdzia! Jan Paweł II, który rozpoznał to miłosierdzie bezpośrednio w oczach Jezusa i Maryi, przez cały swój pontyfikat usiłował pokazać nam jego piękno i dać do zrozumienia, że tylko ono ma nieprzemijającą wartość.2 Dzięki opiece i miłości płynącej od naszej Matki „świat dla nas może być piękniejszy”. Nieraz w życiu człowieka przychodzi nam dzielić chwile radosne, pełne uśmiechu, ale i smutne, pełne rozgoryczenia i rozczarowania. Najważniejszy jest jednak fakt, że zawsze możemy liczyć na opiekę Matki Nieustającej Pomocy, która z ogromną troską prowadzi nasze życie. Kapliczka fundacji Marcina i Maryanny Szczepańskich z 1896 r., zrekonstruowana w 2000 r. Stoi przy ul. Lwowskiej, obok młyna Mając okazję podziękować Jej za to, zachęcam do rozmowy z Nią podczas nabożeństw w maju! Spotykajmy się zatem, aby wielbić Jej imię – znajdźmy czas, przeczytajmy, pomyślmy, przyjdźmy – Ona na Nas czeka! Jeśli podniosą się wiatry pokus, jeśli zderzysz się z rafami pokusy, patrz na gwiazdę, wzywaj Maryję. Jeśli w okręt twej duszy uderzą gwałtownie gniew, chciwość lub nieczystość, patrz na Maryję. Jeśli przerażony pamięcią o swoich grzechach, zawstydzony brzydotą twego sumienia, zlękniony na myśl o sądzie zaczynasz się pogrążać w bezdenną otchłań smutku lub w przepaść rozpaczy, pomyśl o Maryi. W niebezpieczeństwach, trwogach, wątpliwościach myśl o Maryi, wzywaj Maryję. Niechaj Maryja nie schodzi z twoich ust, nie oddala się z twego serca; a żeby uzyskać Jej wstawienniczą pomoc, nie oddalaj się od przykładów Jej cnót. Jeżeli za Nią pójdziesz – nie zbłądzisz, jeżeli będziesz Ją prosił – nie popadniesz w rozpacz, jeżeli o Niej będziesz myślał – nie zginiesz. Jeśli Ona będzie cię trzymać za rękę, nie upadniesz; jeżeli będzie cię strzec – niczego nie musisz się obawiać; jeżeli Ona będzie twoją przewodniczką – nie zmęczysz się; jeżeli Ona będzie ci pomagać – szczęśliwie dotrzesz do portu.3 Św. Bernard z Clairvaux Opracowała: Joanna Drozdowska Obraz Matki Bożej Królowej Świata – Opiekunki Ludzkich Dróg z Sokołowa Małopolskiego. Jego koronacja odbędzie się 8 czerwca 2013 r. Antonio Socci Tajemnice Jana Pawła II, s. 252–254. L’Osservatore Romano, nr 5/2005, s.19. 3 Antonio Socci Tajemnice Jana Pawła II, s. 252–254. 1 2 Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 13 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI 13 O wyzwaniach biotycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek Długo oczekiwany dokument Konferencji Episkopatu Polski w sprawie bioetyki został opublikowany 5 kwietnia 2013 r. Czytamy w nim: W deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Quaestio de abortu procurato, a następnie w encyklice Evangelium vitae przypomniano: „Skoro tylko komórka jajowa ulega zapłodnieniu, rozpoczyna się życie, które nie należy już ani do ojca, ani do matki, ale do nowej, żyjącej istoty ludzkiej, która rozwija się dla siebie samej. I nigdy nie stanie się ludzką, jeśli już wtedy nią nie była. Najnowsza genetyka bardzo jasno potwierdza to wszystko, co zawsze było oczywiste. (…) Wykazała mianowicie, że istota żyjąca ma już od pierwszej chwili stałą strukturę, czyli informację genetyczną (…). Od momentu zapłodnienia rozpoczyna się cudowny bieg każdego życia człowieka, którego jednak wszystkie wielkie zdolności wymagają czasu na właściwe uporządkowanie i przygotowanie do działania” (Quaestio 12–13; por. także EV 60). Życie nie zaczyna się w jakimś dowolnie wybranym momencie, ani nie rozwija się skokowo. Natomiast jedynym w swoim rodzaju zdarzeniem jest właśnie poczęcie człowieka. Wszystkie kolejne momenty jego życia są konsekwencją tego pierwszego, najważniejszego. Nie wolno stosować podwójnej moralności: mówić o swojej wierze i przeprowadzać aborcję, albo domagać się in vitro, albo bronić prawa do decydowania o życiu nienarodzonego dziecka. Biskupi przypominają, że katolik nie może milczeć, gdy słyszy o pochwale zabijania nienarodzonego dziecka, albo o prawie do zabijania starych, mniej sprawnych ludzi, albo o prawie do posiadania dziecka, kosztem zabicia kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu innych dzieci w „zabiegu in vitro”. Procedura ta, znana w hodowli roślin i zwierząt, została wprowadzona do medycyny i nie jest w istocie procedurą leczniczą. Jej celem jest wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do organizmu matki. W procedurze tej tworzy się większą liczbę zarodków i poddaje się je selekcji. Część z nich jest w przewidywalny sposób narażana na zniszczenie lub przeznaczona do zamrożenia. Po to, aby zwiększyć szansę powodzenia zabiegu, do organizmu matki przenosi się kilka embrionów. Po pewnym czasie sprawdza się ich rozwój i pozostawia przeważnie jeden z nich – ten najlepiej oceniany. Pozostałe zostają przeznaczone do selektywnej aborcji, w celu ograniczenia ryzyka związanego z ciążą mnogą. Wobec wielkiej popularności w niektórych środowiskach tej drogi radzenia sobie z niepłodnością zdziwienie budzi fakt, że skuteczność metody in vitro mierzona liczbą urodzeń w stosunku do liczby prób zapłodnienia wynosi zaledwie kilka procent. „Postępowe” ustawodawstwo decyduje, ile lat, np. pięć, należy przechowywać zamrożonych ludzi – pod kryptonimem zarodki – i kiedy można tych ludzi zabić, czyli albo wylać, albo wykorzystać do produkcji kosmetyków, czasem leków. Leków z zabijanych ludzi. „Postęp” oznacza traktowanie dzieci, zwłaszcza nienarodzonych, jak rzeczy, cennych półproduktów, surowców. To jest zabijanie. To jest sprzeczne z chrześcijaństwem. Stąd właśnie bierze się Boże ostrzeżenie skierowane na samym początku Biblii do osób niszczących życie ludzkie: „Upomnę się też u człowieka o życie człowieka i u każdego – o życie brata” (Rdz 9, 5). Także Jan Paweł II mocą władzy apostolskiej podkreślał, że „bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej” (EV 62). Papież dodał następnie: „Ocena moralna przerywania ciąży dotyczy także nowych form zabiegów dokonywanych na embrionach ludzkich, które chociaż zmierzają do celów z natury swojej godziwych, prowadzą nieuchronnie do zabicia embrionów” (EV 63). Ojcu świętemu chodziło tu o: eksperymenty na embrionach, wykorzystanie ich jako „materiału biologicznego”, źródła organów albo tkanek do przeszczepów, służących leczeniu niektórych chorób, prenatalne techniki diagnostyczne, jeżeli są one motywowane racjami eugenicznymi (EV 63). „Postęp” ma oznaczać prawo dorosłego do zabicia, bo jego prawo jest nieograniczone, a dziecko nie ma praw. Chyba, że dorośli pozwolą mu się urodzić. Przy in vitro wybiorą człowieka – kryptonim zarodek – spośród wielu, którym nie pozwolą się urodzić. Bo NIE. Bo mają prawo decydowania. Bo zgrzeszyli pychą, pychą diabelską. Tą pychą z rajskiego ogrodu. Ja, człowiek, będą decydował, bo od niewielu lat wmawia się ludziom („postępowym”, rzecz jasna), że mają prawa reprodukcyjne. Stąd ma się brać uzasadnienie dla prawa do posiadania dziecka poczętego z pomocą metod sztucznych lub – z drugiej strony – do przerwania ciąży w przypadku poważnej choroby, zagrożenia rozwoju lub wady genetycznej dziecka poczętego, a jeszcze nieurodzonego. Co więcej, lekarzy z prawym sumieniem, odmawiających uczestnictwa w diagnostyce prenatalnej podejmowanej w celach eugenicznych, piętnuje się publicznie, oskarża o łamanie prawa, a niekiedy karze, stosując sankcje dyscyplinarne, zawodowe czy karne, a także pociąga do odpowiedzialności cywilnej za tzw. wadliwe urodzenie. W tym ostatnim przypadku traktuje się bowiem urodzenie chorego i niechcianego dziecka jako źródło zawinionej przez lekarza szkody, którą ponosi matka lub rodzina. Jeśli dorosły przyznaje sobie takie prawo, to dziecko takiego prawa nie ma. Jeśli wszyscy mają mieć dzieci, choć natura na to nie pozwala, to „postęp” daje prawo do dziecka kosztem zabicia – od razu, albo po pięciu latach, albo po zabiciu dziecka przerobionego na maść. Skuteczność metody in vitro mierzona liczbą urodzeń w stosunku do liczby prób zapłodnienia wynosi zaledwie kilka procent. Nie do pominięcia w ocenie etycznej metody in vitro są zagrożenia zdrowotne. Informacja genetyczna wyznaczająca możliwości rozwoju człowieka jest określona już w czasie poczęcia. Decyduje ona o indywidualnych przymiotach osoby, jak też przynależności do gatunku ludzkiego. W pierwszych dniach zarodkowego życia człowieka zachodzą procesy dostosowywania się nowo powstającego organizmu do potrzeb dalszego istnienia. Metody sztucznej prokreacji człowieka zaburzają ten proces – z uwagi na odmienne warunki środowiskowe, w jakich dokonuje się połączenie komórek rozrodczych w laboratorium, w porównaniu do naturalnych warunków organizmu matki. Hormony aplikowane kobiecie celem jednoczesnego pozyskiwania kilku komórek jajowych (dla ich zapłodnienia in vitro) wpływają na cechy genetyczne zarówno tych komórek, jak i na zdrowie kobiety. Niekiedy zostaje wy- Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 14 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 14 RZESZOWSKI wołany tzw. zespół hiperstymulacji jajników z zaburzeniami krzepnięcia, obrzękami, zespołem depresyjnym i z zagrożeniem życia włącznie. Brak naturalnej bariery biologicznej, która zabezpiecza przed łączeniem się komórek niedojrzałych lub uszkodzonych genetycznie, dodatkowo sprzyja powstawaniu kolejnych zaburzeń u dziecka. Nierzadko konieczne są następnie procesy naprawcze w postaci różnych kosztownych terapii, dźwiganych następnie przez całe społeczeństwo, a nie przez ośrodki odpowiedzialne za skutki podejmowanych praktyk. Notujemy w przypadku tych zabiegów zwiększoną liczbę poronień samoistnych i zmian genetycznych, jak też częstsze urodzenia dzieci z wadami rozwojowymi. Zagrożenia te wymagają stosowania diagnostyki przedimplantacyjnej, polegającej na wykrywaniu zmian genetycznych zarodka uzyskanego in vitro. Na tej podstawie dokonuje się selekcji ludzi w fazie zarodkowej: zauważone lub podejrzewane zmiany genetyczne stanowią podstawę do decyzji o niszczeniu życia dziecka – jako niechcianego właśnie z powodu zaburzeń genetycznych. Nierzadko dzieci bywają też odrzucane na tym etapie ich rozwoju, gdyż są niechcianej przez rodziców płci. Toteż metoda in vitro jest kolejnym eksperymentowaniem na człowieku. To „produkcja” człowieka, stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim. Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Niepokalana Matka Boska z Guadalupe! Znajdźcie trzy godziny i obejrzyjcie Cristiadę, film meksykański, który pokaże Wam rzeczywistość, o której nie mieliście pojęcia. Serio. Co wie Polak o Meksyku z czasów II Rzeczypospolitej, czasów budowania Gdyni, czy świata sprzed Wielkiego Kryzysu? O Meksyku, gdzie za odprawienie nabożeństwa ksiądz był wieszany w obrabowanym i sprofanowanym kościele, księża musieli składać przysięgę urzędnikowi na wierność konstytucji, a przyklęknięcie i przeżegnanie się przez obywatela Meksyku – było karane zgodnie z prawem – więzieniem, (pobiciem i łapówką dla bijących) albo śmiercią? Od wprowadzenia praw Reformy w latach 1857–1861 i rozstrzelania francuskiego cesarza Maksymiliana Kościół katolicki był wrogiem, a ludzie wierzący byli źle widziani lub po prostu nie przyjmowani do armii, urzędów federalnych, stanowych, ale przepisów antykatolickich raczej nie stosowano jako prawa. Kiedy w 1910 r. wybuchły bunty generałów, zwane rewolucją meksykańską, dla katolików i księży przyszły tragiczne chwile. W każdym zdobytym przez rewolucjonistów mieście mordowano, torturowano, poniżano bądź deportowano księży, profanowano naczynia liturgiczne, plądrowano kościoły oraz urządzano w nich orgie i tańce; palono też biblioteki, a także konfesjonały, jako… meble wykorzystywane do konspirowania przeciwko rewolucji. W maju 1915 roku Nadliczbowe embriony są mrożone w celu ich przechowywania i ewentualnego wykorzystania w dalszych próbach uzyskania ciąży, jeżeli wcześniejsze próby okażą się nieskuteczne. Już sam ten proces uwłacza ludzkiej godności. Zresztą większość zamrażanych i rozmrażanych embrionów obumiera w tym procesie lub staje się niezdolna do dalszego zdrowego rozwoju. A przecież embrion to człowiek i każdy z embrionów okazuje się bezradnym członkiem ludzkiej rodziny, którego godność i prawa bezwzględnie podeptano. Do ludzi wierzących (ponoć 90% Polaków jest ochrzczonych) może trafić oferta (będąca lukratywną procedurą zarobkową dla gabinetów często nazywanych „klinikami”): posiadania dziecka za odpowiednią opłatą. Zapłacicie – to otrzymacie zamówiony produkt, będziecie mieli dziecko. Czy płacenie za tę metodę przez budżet państwa i dla małżeństw i tak zwanych par to rzeczywiście polityka prorodzinna? Jedność i zespolenie między małżonkami zostają oddzielone od aktu poczęcia: plemniki uzyskuje się od ojca w akcie samogwałtu, manipuluje się wielokrotnie organizmem matki, a dziecko staje się „produktem”. Zachęcam do przeczytania całości dokumentu w internecie, na stronie Konferencji Episkopatu Polski. P.S.: Nigdy Kościół nie potępiał dzieci urodzonych in vitro. Stanisław Alot Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 15 KALASANCJUSZ tymczasowy prezydent de facto gen. Carranza umocnił swoją władzę po pokonaniu najgroźniejszych rywali w obozie rewolucji: Villi i Zapaty, rozpoczął się kolejny okres gwałtownych prześladowań Kościoła. Wszyscy biskupi zostali aresztowani albo wygnani z kraju, zamordowano ponad 160, a uwięziono około 100 księży, liczbę kapłanów w poszczególnych stanach ograniczono od jednego do trzech na 5–10 tysięcy mieszkańców, w zależności od uznania danego gubernatora. Zamknięto wszystkie klasztory i szkoły katolickie, skonfiskowano dobra kościelne, nałożono ogromne kontrybucje. We wrześniu 1916 roku Carranza wydał dekret naznaczający wybory do Kongresu Konstytucyjnego. Znaleźli się w nim wyłącznie rewolucjoniści, różniący się tylko stopniem wrogości do religii, bo dekret pozbawiał biernego prawa wyborczego osoby „wrogie sprawie konstytucjonalistycznej”. Konstytucja tworzyła podległy państwu Kościół, któremu nie wolno było zakładać i prowadzić szkół, nie wolno było składać święceń i działać zakonom kontemplacyjnym. Po przejęciu wszystkich nieruchomości przez państwo (z wyjątkiem instytucji dobroczynnych), wypożyczano kościoły „ministrom kultu” pod nadzorem urzędnika. Kapłanów pozbawiono czynnego i biernego prawa wyborczego, nie wolno im było komentować wydarzeń politycznych, a księża urodzeni poza Meksykiem mieli opuścić kraj. Od władz stanowych zależało, ilu „ministrów kultu” świadczących usługi religijne pozostanie w danym stanie do dyspozycji jeszcze wierzących. Konstytucja nie była wykonywana, ale z rąk bojówek antyklerykalnych ginęli księża, ginęli wierni, wybuchały bomby m.in. w pałacu arcybiskupa Meksyku i największej świętości katolików meksykańskich – sanktuarium w bazylice Virgen de Guadalupe. Najgorsze miało nadejść z wyborem Plutarco Elías Callesa (mason, założyciel partii rządzącej Meksykiem do 2000 r.) na prezydenta kraju (w 1924 r.), który rozpoczął zdecydowaną wojnę z katolikami. I wtedy zaczyna się akcja filmu. To najdroższy film meksykański – choć 12 milionów dolarów nie jest rekordem światowym – ale zdążył zarobić najwięcej z filmów wyświetlanych w Meksyku. Reżyserował Dean Wright – główny spec od efektów specjalnych od „Titanica” do „Opowieści z Narnii” i „Władcy Pierścieni”. Scenariusz napisał Michael Love i miał kłopot: jak opowiedzieć kilka lat z życia narodu, który stracił co najmniej 90 tysięcy ludzi z obu RZESZOWSKI 15 stron. Aktorzy są siłą filmu: Peter O’Toole jest prawdziwie stary, ale widać w nim Lawrance’a z Arabii. Nie ucieka za granicę, przyjmuje swój los i kształtuje młodego (dziś powiedzielibyśmy; gimnazjalistę) Józefa Sánchez del Río na cristeros – w tej roli Mauricio Kuri. Na wysoką ocenę zasłuży u tych widzów (i jako postać i jako aktor), którzy wierzą, że niektórzy młodzi ludzie mogą być wzorem dla dorosłych, „natchnieniem”, jak mówi gen. Enrique Gorostieta Velarde, (w tej roli Andy García). Ta rola to ciekawa próba zmierzenia się z pierwowzorem: utalentowanym generałem, który stłumił rewolucję 1914 r., ale nie jest już potrzebny postępowym politykom, dla którego nie ma miejsca w wojsku, któremu zostało produkowanie mydełek. Godzi się przeszkolić chłopów i pastuchów żołnierzy – za duże pieniądze i ubezpieczenie – i stworzyć prawdziwą armię od obrony praw katolików i walki ze złym prezydentem. Nie jest katolikiem praktykującym, ale wierzy w konstytucyjne prawo do wolności wyznania. Jak zmienia ochotników w żołnierzy, a szereg oddziałków w dobrze dowodzoną armię, jak sam zmienia poglądy – warto popatrzeć. W pewnym momencie zaczynamy się orientować, że scenariusz przekazuje nam niewygodną dla „postępowców” – tych od wieszania genitaliów na krzyżu jako „artystycznego eksperymentu” – prawdę. Tak było. Przekazuje losy prawdziwych cristeros, przekazuje niewygodną prawdę o „postępie”, który często oznaczał krwawą walkę z katolikami. Powiem tylko, że po seansie widzowie wychodzili milcząc, a scena stąpania po soli stopami bez skóry naprawdę wywołuje łzy. Wykorzystanie przez „federalnych” słupów telegraficznych wzdłuż torów kolejowych jako przestrogę dla cristeros, los rodziny gen. Gorostiety już po ugodzie, pytanie skierowane do katolików meksykańskich, których dwa miliony podpisów pod petycją zostały zlekceważone, czy chrześcijanie powinni tylko bronić przed przeciwnikami swoich praw, czy też powinni walczyć o zwycięstwo – są pytaniami do nas. Czy jestem gotów na poświęcenie czegoś ważnego dla mnie, nawet życia, za Chrystusa? Bo wielu bohaterów Cristiady, świętych i zapomnianych, zaryzykowało. Naprawdę. Stanisław Alot Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 16 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 16 RZESZOWSKI Ojciec Jan Tauler opowiada o tym, jak przez wiele lat prosił Pana, aby przysłał mu kogoś, kto nauczyłby go prawdziwego życia duchowego. Pewnego dnia usłyszał głos: Idź do kościoła, przy drzwiach znajdziesz tego, kogo szukasz. Idzie więc do kościoła i przy drzwiach znajduje bosego i obdartego żebraka; pozdrawia go: Dzień dobry przyjacielu. A biedak odpowiada: Mistrzu, nie przypominam sobie, bym miał kiedyś zły dzień. A ojciec na to: Bóg niech cię obdarzy szczęśliwym życiem. Odpowiedział biedak: Nigdy nie byłem nieszczęśliwy. A potem dodał: Słuchaj ojcze, nie przez przypadek powiedziałem ci, że nigdy nie przeżyłem złego dnia, ponieważ kiedy jestem głodny, wielbię Boga, kiedy pada śnieg lub deszcz, błogosławię Mu; jeśli ktoś mną pogardza, wyrzuca mnie, jeśli doświadczam innej udręki, zawsze oddaję chwałę mojemu Bogu. Powiedziałem, że nigdy nie byłem nieszczęśliwy, i to jest prawdą, ponieważ gorąco, bez reszty pragnę tego, czego chce Bóg. Dlatego wszystko, co przychodzi, czy jest pełne słodyczy, czy goryczy, przyjmuję z Jego ręki z radością jako coś dla mnie najlepszego, i to jest moje szczęście.1 Jest zimowe, sobotnie popołudnie, odwiedzam dom przy ulicy Jana Styki 21, gdzie mieści się schronisko dla bezdomnych i jadłodajnia. Czeka na mnie kierownik schroniska i pan Adam, którego jakiś czas temu spotkałam na ulicy, a który obiecał, że opowie mi swoją historię. Spotykam się z ciepłym i bardzo życzliwym przyjęciem. W małym pomieszczeniu, jakim jest tzw. dyżurka, dominuje duża tablica, na której umieszczone są podłużne karteczki. Dowiaduję się, że obecnie jest 110 takich kartoników z zapisanymi nazwiskami mieszkańców domu. Jednym z pensjonariuszy jest pan Adam, który jest dzisiaj moim rozmówcą. Panie Adamie, w jakich okolicznościach zostaje się mieszkańcem tego szczególnego domu? Kto może tutaj mieszkać? – Każdy, kto znajdzie się na życiowym „zakręcie”. Osoby, które nie są z Rzeszowa czy też z ościennych gmin, mogą przebywać tutaj przez krótki okres, miesiąc lub dwa, po czym muszą wracać w swoje rejony, niestety. Jeżeli ktoś jest z tego rejonu, tak jak ja, to może zostać na dłużej. Jak długi jest Pana staż? – Dziesięć lat, z mniejszymi lub dłuższymi przerwami. Może Pan tutaj przebywać bez przerwy, bez względu na porę roku i bez ograniczeń czasowych? – Tak, jak najbardziej, można tutaj przebywać, tylko wie pani, jest jeden problem: najpierw trzeba zaakceptować swój pobyt tutaj. Nie każdy chce się z tym pogodzić. Niestety, trzeba podporządkować się, trzeba trochę pokory, dyscypliny. Na czym ta dyscyplina polega? – Trzeba przyjść o odpowiedniej porze, trzeba się zapowiedzieć, gdzie idę, czy idę. Wie Pani, gdyby nie było takiego twardego regulaminu, to nie dałoby się utrzymać tego wszystkiego w ryzach. Sądzę, że jednym z takich podstawowych problemów, to problem z alkoholem. – Wie Pani, ilu ludzi tyle charakterów, szczególnie w okresie zimowym, to jest taki specyficzny okres, kiedy przy- chodzą ci wszyscy, którzy chcą tylko przezimować, to bardzo różne charaktery i różne problemy. To po pierwsze. A po drugie, był też taki okres, że masę ludzi mieliśmy takich, którzy wyszli z więzień. W zdecydowanej większości – młodzi ludzie w wieku dwudziestu kilku lat. Trudno, aby w tak zróżnicowanym towarzystwie nie było problemów. Proszę Pana, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, to u Pana można było zaobserwować wielki spokój. W tej chwili mam przed sobą również pogodnego, ciągle uśmiechniętego rozmówcę. Pan emanuje spokojem. Zastanawiałam się, jak Pan to robi? Czy ma Pan jakiś sposób na to, żeby zachować pogodę ducha mimo wszystko? – Proszę panią, kosztowało mnie to trzy lata. Przez trzy lata pobytu tutaj była walka ze sobą, z przystosowaniem się, z regulaminami, itd. Rozumiem, że tego uśmiechu wówczas nie było? – No, różnie to wyglądało, i dostałem wyciepkę (utrata prawa pobytu − KJ) ze schronu w ramach nagrody. Musiał to być istotny problem, żeby zasłużyć na taką nagrodę. – Później przychodziła refleksja, chwila opamiętania, a później znowu „dołek”. Stopniowo jednak przychodziły takie małe sukcesy, jakieś pozytywnie załatwione sprawy. Później, później, powoli zaczynała pojawiać się satysfakcja. Satysfakcja, że to jest możliwe, że można inaczej żyć. Teraz jest Pan zadowolony, że osiągnął równowagę, że już nie poddaje się tym nastrojom, nie pozwala emocjom manewrować sobą? – Staram się opanować i doceniać to, co otrzymuję jako mieszkaniec schroniska. Osoby bezdomne, mające problem z alkoholem, odróżniają się od reszty przechodniów swoim zachowaniem, swoim wyglądem; w Pana przypadku tak nie jest. – Po pierwsze, mieszkaniec schroniska nie ma prawa chodzić głodny, nie ma prawa chodzić brudny. Jeżeli zadba o siebie, nie ma prawa być zaniedbanym, bo jest możliwość i przebrać się i wykąpać, nikt nikogo spod prysznica nie wypędza, pościel można nawet i co tydzień zmienić. Wie pani, i druga sprawa... nauczyć cieszyć się z takich drobnych rzeczy. Pięknie powiedziane. – Wie Pani, to daje satysfakcję. Nie oczekiwać nie wiadomo czego, ale po prostu, coś się udało, to tak trzymać. Mały kroczek, ale do przodu. Proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że znalazł się Pan na ulicy? Czym wcześniej się Pan zajmował? Mogę zapytać o wiek, panów chyba można pytać o wiek? – Można, mam 65 lat. Dziesięć lat temu znalazł się Pan tutaj, miał Pan wówczas 55 lat i tyle lat samodzielnego życia. – Proszę panią, powiem otwarcie. Mieliśmy się w chałupie pozabijać? Uznałem, że nie warto. Miał Pan rodzinę? – Oczywiście, że tak. I auto było, i pieniądze, i konto... Pracowałem na WSK, wybudowaliśmy dom, wszystko, później miałem trochę handelku, było auto, jeździło się. No było, było, ale się spit... Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 17 KALASANCJUSZ Czyli powodem były małżeńskie, rodzinne problemy. No, ale ten dom, przecież budowaliście razem... – Tak, był nasz... I po prostu kiedyś wyszedł Pan z tego domu i już nie wrócił. – A po co miałem tam chodzić, mieliśmy sobie nawzajem krzywdę zrobić? Później miałem zawał jeden, drugi, później było chorobowe, grupa... Ma Pan teraz jakieś środki własne? – Emeryturkę, będąc tutaj jeszcze pracowałem. Zdecydował Pan, że wobec tych kłopotów w domu, najlepiej będzie zostawić to wszystko. To nie był prosty wybór. Zapewne czasem wydawało się, że jest to dobre rozwiązanie i że dobrze Pan zrobił, ale na pewno było też trudno… – Proszę panią, było tragicznie nieraz. Wie pani, jak trudno, jak ciężko jest przestawić się na to, żeby na nowo zacząć mieć satysfakcję z życia? To jest „ch...nie” ciężko. Zmienić swój sposób myślenia i zachowania, przestawić się na zupełnie inne tory... Trzy lata mnie kosztowało, żebym zaczął się jakoś odnajdywać. Niekiedy, faktycznie było bardzo źle. I co wtedy się działo? Alkohol? Towarzystwo? – Dokładnie tak. To była wegetacja. Gdzie Pan wtedy mieszkał? – Mam za sobą różne doświadczenia − doświadczenie mieszkania w różnych miejscach: na dworcu, w parku, na klatkach schodowych... Gdzie jeszcze można mieszkać? – Oj wszędzie, to zależy od pory roku. Już i żabki po mnie skakały i ślimaki łaziły... RZESZOWSKI 17 czy chłop – zawsze przywitają się: Cześć Adam, co słychać? Jestem przy okienku, odbieram te brudne miski, miseczki, zamieniamy słowo, mogę też obserwować, co się dzieje na jadalni. Ma Pan kontakt z osobami korzystającymi z jadłodajni. Spotkania, rozmowy przy tej okazji sprawiają Panu radość? – Tak, możemy chwilkę porozmawiać. Często ktoś prosi o pomoc, np. potrzebuje reklamówki, albo słoika, ktoś zapomniał pojemnika na zupę dla kogoś, albo jest pyszna zupa i chce sobie jeszcze zabrać, to czemu nie? Oczywiście, że tak. Móc komuś pomóc, to sama przyjemność. – W każdym bądź razie jeszcze nie zgrzytają zębami na mnie. Tak myślę, że nie. Proszę Pana, miał Pan kiedyś dom, samochód i takie normalne życie, ale czy potrafił się Pan cieszyć tym, że przystanął Pan z kimś na chwilę, porozmawiał, wyświadczył najdrobniejszą nawet przysługę? – Wtedy nie zastanawiałem się nad tym. Wiem natomiast, że w ogólnym rozrachunku swojego życia, nie warto żałować tego, że się miało chałupę, że człowiek musiał kombinować i tego, jak ten dzień był od rana do wieczora napięty i nie wiadomo, czym mógł się skończyć. Już to mówiłem na początku, trzeba umieć cieszyć się z takich drobnostek, z małych sukcesów. Czyli, niewiele człowiekowi potrzeba. – To nie musi być wygrana w totolotka, chociaż przydałaby się, nie powiem. Wie pani jaka to satysfakcja wsiąść na rower, oczywiście nie teraz, ale jak jest ciepło, kwiatki, zielono i sobie tak dyla na Bulwary, później przeskoczyć zaporę, pojechać nad zalew? Trudno sobie to wyobrazić. – Tak było, zanim tu przyszedłem. Później to już tak starałem się... Z różnym skutkiem mi to wychodziło, ale starałem się. Zawsze był najgorszy ten drugi dzień, jutro, kiedy przychodziły takie refleksje... i co dalej? Ale później znalazła się nowa okazja, znowu dzień wrócił do normy. Rzadko mi się to udaje, ale chyba wiem, o czym Pan mówi. Ma pan rower? – Tak, mam swój rower, prawie każdy praktycznie ma tutaj rower. Takie zamknięte koło. Ale powolutku doszedł Pan do tego, że alkohol nie pomoże. A jak jest teraz? – Proszę pani, ja zawsze Boga prosiłem, nie żebym przestał pić, ale żebym nauczył się pić. I chodzi o to, aby owszem, nie powiem, pójdę do znajomych, wypijemy lampkę wina, wypijemy kielicha, pogadamy i na tym się kończy. I nieraz miesiąc, dwa, po prostu nie ma okazji, to się nie pije. Nie ma tak, że idę do sklepu, chociaż pieniądze są, co za problem pójść do sklepu i sobie kupnąć. Chciałby Pan jeszcze coś dodać? – W społeczeństwie istnieje przekonanie, że jak ktoś jest ze schroniska, to jest jakiś wyrzutek, nie wiadomo co. A ja pani powiem, że tutaj są nie tylko pijaki, degeneraci, czy jacyś tam. Są inżynierowie, jest magister, jest prawnik, są osoby, które nie palą, są osoby, które nie piją, są osoby niewierzące, są zielonoświątkowcy. Są osoby, które klną jak szewc, są osoby, które złego słowa nie powiedzą. Są osoby chętne do pomocy i są też tacy, których to nic nie obchodzi. Nie można generalizować, że schronowi to jest samo zło, nie. Naprawdę są tutaj wartościowi ludzie. Już nie czuje Pan takiej potrzeby? Jest dobrze tak jak jest, bez sięgania po alkohol? – Trzeba naumieć się cieszyć z drobnostek. Z takich zwykłych rzeczy. Również tak uważam i w zupełności podzielam Pana zdanie. Bardzo dziękuję za rozmowę. To proszę mi powiedzieć: co Pana wczoraj ucieszyło? – Wczoraj? Co mnie wczoraj ucieszyło? O, to chyba dużo radości, dużo rzeczy. Wie pani, lubię ludzi i vice versa, oni też odnoszą się do mnie, nie jak do schronowego, ale tak normalnie. Często mam dyżur na myjce. Jak przychodzą na zupę z miasta, to czy starszy, czy młodszy, czy dziewucha, 23 lutego 2013 r. rozmawiała Krystyna Janowska Św. Alfons Maria de Liguori, Stając przed Bogiem, Kraków, 2010, str. 129. 1 Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 18 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 18 RZESZOWSKI Spacerował między stoiskami jednego z meksykańskich targów, kiedy to natknął się na połamaną figurę Chrystusa. Figura stała się wystarczająco silnym bodźcem do napisania książki „Mi Cristo Roco” („Mój Chrystus połamany”). Jezuita, Ojciec Ramon Cue Romano stworzył historię prostą, a zarazem bardzo intymną, której bohaterem jest sam Bóg. Książka składa się z dwóch części. Pierwsza to kilka wielkopostnych medytacji wygłoszonych przez zakonnika w wielu programach telewizyjnych, a następnie wydanych na płytach; druga powstała kilka lat później. Papież Jan Paweł II określił twórczość Ramona Cue „chwalebną formą apostolstwa” i podziękował za nią. „Mój Chrystus połamany” stał się przewodnikiem dla czytelników, księży (czerpiących z książki inspiracje do swoich kazań) i… teatrów. Nieskomplikowana fabuła i prostota formy pozwoliła na dostosowanie historii zapisanej przez meksykańskiego jezuitę do potrzeb gry scenicznej. Z możliwości tej skorzystała też nasza „ATMOSFERA”. Kilka dni po wystawieniu dickensowskiej „Opowieści wigilijnej”, rozpoczęły się przygotowania „Chrystusa…”; przedstawienia dotykającego tego, co dla chrześcijanina jest najważniejsze w drodze do Nieba – miłosierdzia. Przygotowanie spektaklu u Pijarów składa się zwykle z kilku etapów. Pierwszy to tzw. burza mózgów i wybór odpowiedniego scenariusza. Kolejnym są dylematy reżyserki – Marty Kalandyk, związane z obsadą (jak się okazuje, przydzielenie odpowiedniej roli poszczególnym aktorom jest nie lada wyzwaniem). Etap trzeci – najbardziej wymagający – to próby. Dla naszych aktorów są trudne przede wszystkim dlatego, że ustalenie ich terminów staje się skomplikowaną operacją logistyczną. Częstotliwości prób nie sprzyjają dojazdy związane ze studiami, podobnie jak rozbieżność wiekowa aktorów, którym wśród zajęć dodatkowych nie zawsze łatwo jest wygospodarować odpowiednią ilość potrzebnego czasu. „Okres próbowania” zamyka się więc w 6–7 spotkaniach. Etap ostatni, czwarty – to zbieranie owoców „katorżniczej” pracy, czyli występ. Ostatnie zbiory miały miejsce 7 kwietnia, w dolnym kościele. Początek – o godzinie 9.00. Wczesna pora była uzasadniona: trzeba zasłonić okna, powtórzyć teksty, ucharakteryzować się i ostatni raz, jeszcze bez tremy, zagrać przedstawienie we własnym gronie. Punkt dwunasta, w wypełnionym po brzegi dolnym kościele – przez żądnych „katharsis” widzów – zgasło światło. Oprócz szmeru widowni słychać było już tylko brzmienie głośnego gongu, oznajmiającego, że… przedstawienie czas zacząć. Początek zaskakujący. Na scenie pojawił się wątpliwy w swej uczciwości blondwłosy handlarz i jego pomocnik – Młody. I jak to nierzadko na targu bywa, był też nielubiany przez nich obcokrajowiec… o wdzięcznym pseudonimie – Arab. Do straganów podchodzili kolejni klienci: dzieci bogate, biedne (które nie mogły liczyć na łaskawość sprzedawcy), Biznesmen z żoną, prostytutka Magdalena, złodziej – pijaczek z córką, babunia i braciszek zakonny, który po zaciętych targach nabył połamaną, drewnianą figurkę Jezusa ukrzyżowanego. Całość wyjęta niczym ze Stadionu Dziesięciolecia. Zakonnika śmiało uznać można za jedną z głównych postaci. Główną, ale nie najważniejszą. Najważniejszy jest tu Chrystus. To on przemówił z kawałka drewna, dając świadectwo miłości i zmieniając życie poszczególnych bohaterów. Braciszek zrozumiał, że ważniejsze od skrzętnego ukrywania i złocenia Boga jest dzielenie się Nim z innymi. Pijak uświadomił sobie, jak marny pędził żywot i ilu ludzi skrzywdził. Natomiast Magdalena widząc zmarłą babcię, która w rękach trzymała figurkę „Chrystusa połamanego”, zdobyła się na odwagę i powiedziała: Kocham Cię. Jezu, co chcesz, abym teraz dla Ciebie uczyniła? Wzruszającą scenę uzupełnił śpiew dziewczyny przed obrazem Jezusa cierniem ukoronowanego. Potem była już tylko burza oklasków i zbieranie gratulacji. Czwarte w kolejności przedstawienie pijarskiego teatru „ATMOSFERA” należy więc uznać za udane. A kiedy coś się udaje, od razu pojawia się pytanie: co dalej? Odpowiedź jest prosta – nowy scenariusz, nowy podział ról, stres związany z terminami prób, trema i wreszcie samo przedstawienie. Można być pewnym jednej rzeczy; kolejny spektakl będzie inny niż poprzednie. Najprawdopodobniej po raz pierwszy zobaczymy repertuar świecki – bajkę lub kabaret. Premiera – przed wakacjami. Jakub Jamrozek „Chrystus połamany” – OBSADA: BRAT ZAKONNY – Dawid Oczoś BOGATE DZIECI – Ola Michno, Kasia Tarnawska BIEDNE DZIECI – Oskar Rumak, Tomek Sowa, Adrian Myrda KLIENTKA – Barbara Tarnawska BIZNESMEN – Damian Ruszel ŻONA BIZNESMENA – Monika Oczoś MARIA MAGDALENA – Marta Kalandyk PIJAK-ZŁODZIEJ – Miłosz Rumak CÓRKA PIJAKA – Zosia Kustra HANDLARZ – Kuba Jamrozek MŁODY – Dominik Pyjor ARAB – Łukasz Kotarba BIZNESMEN II / KIEROWCA WIESŁAW – Damian Szela STARUSZKA – Agata Chmiel OBSŁUGA TECHNICZNA – Kuba Malec Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 2013-04-24 14:06 Strona 19 KALASANCJUSZ RZESZOWSKI 19 Kalasancjusz_4_2013:Layout 1 20 2013-04-24 KALASANCJUSZ 14:06 Strona 20 RZESZOWSKI Obrazy Matki Bożej Szkół Pobożnych Obraz Matki Bożej Szkaplerznej w kościele pw. Świętego Krzyża w Rzeszowie przy ul. 3 Maja pochodzi z czasów, gdy kościół ten i przylegające do niego kolegium (otworzone w 1658 r.) należały do zakonu pijarów. W wielu miejscach, gdzie pijarzy podejmowali działalność szkolną i duszpasterską, zaprowadzali – na wzór Założyciela zakonu św. Józefa Kalasancjusza – kult Matki Bożej. Jednym z wyrazów tego kultu było ufundowanie obrazu Madonny z Dzieciątkiem, kopii obrazu z maObraz Matki Bożej Szkaplerznej z kościoła Obraz Matki Bożej Szkół Pobożnych cierzystego domu i kościoła pw. pw. Świętego Krzyża w Rzeszowie z kościoła pw. św. Pantaleona w Rzymie św. Pantaleona w Rzymie. W ten spona zdjęciu wykonanym w 2013 r. sób wierni Rzeszowa, zwłaszcza młodzież ucząca się, otrzymali obraz Matki Bożej Szkół Pobożnych. Z biegiem czasu nabożeństwo o tym tytule i obraz zostały przekształcone na kult Matki Bożej Szkaplerznej, a obraz otrzymał dodatkowe elementy: szkaplerz oraz herby zakonu pijarów i karmelitów – krzewicieli kultu Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (Szkaplerznej). KALENDARIUM WYDARZEŃ W NASZEJ PARAFII 1–4 maja – Udział ministrantów w Parafiadzie Środowisk Pijarskich w Krakowie. 3 maja – Pielgrzymka delegacji parafii do Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży w Warszawie na Siekierkach z okazji 70–lecia objawień na tym miejscu i 25–lecia parafii. 19 maja – Pierwsza Komunia Święta dzieci z naszej parafii. 25 maja – W Krakowie święcenia kapłańskie naszego parafianina diakona Przemysława Belcyra SchP i diakona Dawida Borkowskiego SchP, który odbywał u nas praktykę duszpasterską. 26 maja – Rocznica przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej dzieci klas trzecich. 28 maja – 25. rocznica święceń kapłańskich naszego parafianina o. Mariusza Skotnickiego SchP pracującego w Łapszach Niżnych. 30 maja – Uroczystość Bożego Ciała – procesja ulicami parafii; odpowiedzialni za budowę ołtarzy i trasa procesji będą podane w ogłoszeniach duszpasterskich. 31 maja do 2 czerwca – Parafiada regionalna w Rzeszowie przy naszym kościele. 16 czerwca, godz. 12.30 – Msza Święta prymicyjna o. Przemysława Belcyra SchP. 14–20 lipca – Finał jubileuszowej XXV Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży w Warszawie. NABOŻEŃSTWA MAJOWE KU CZCI NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY 3 maja i niedziele – godz. 17.30 Dni powszednie – godz. 18.30 Wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pod wezwaniem św. Józefa Kalasancjusza w Rzeszowie, ul. Lwowska 125, 35–301 Rzeszów, tel. 17 853 62 62, e-mail: [email protected] Teksty do redakcji można wysyłać na adres: [email protected], www.rzeszow.pijarzy.pl Skład: Anna Maternia; Druk: EuroPrint Rzeszów, ul. Wspólna 4, tel. 17 860 05 60 Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.