Kalasancjusz_4_2013:Layout 1.qxd

Transkrypt

Kalasancjusz_4_2013:Layout 1.qxd
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
Kwiecień 2013
2013-04-24
14:06
nr 4 (13)
Strona 1
PISMO PARAFII ŚW. JÓZEFA KALASANCJUSZA W RZESZOWIE
Kyrie elejson, Chryste elejson,
Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas, Chryste,
wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże,
– zmiłuj się nad nami.
Synu, Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty, Boże,
Święta Trójco, Jedyny Boże,
Święta Maryjo – módl się za nami.
Święta Panno nad pannami,
Matko Chrystusowa,
Matko Kościoła,
Matko łaski Bożej,
Matko nieskalana,
Matko najczystsza,
Matko dziewicza,
Matko nienaruszona,
Matko najmilsza,
Matko przedziwna,
Matko dobrej rady,
Matko Stworzyciela,
Matko Zbawiciela,
Panno roztropna,
Panno czcigodna,
Panno wsławiona,
Panno można,
Panno łaskawa,
Panno wierna,
Zwierciadło sprawiedliwości,
Stolico mądrości,
Przyczyno naszej radości,
Przybytku Ducha Świętego,
Przybytku chwalebny,
Przybytku sławny pobożności,
Różo Duchowna,
Wieżo Dawidowa,
Wieżo z kości słoniowej,
Domie złoty,
Arko przymierza,
Bramo niebieska,
Gwiazdo zaranna,
Uzdrowienie chorych,
Ucieczko grzesznych,
Pocieszycielko strapionych,
Wspomożenie wiernych,
Królowo Aniołów,
Królowo Patriarchów,
Królowo Proroków,
Królowo Apostołów,
Królowo Męczenników,
Królowo Wyznawców,
Królowo Dziewic,
Królowo wszystkich Świętych,
Królowo bez zmazy pierworodnej
poczęta,
Królowo Wniebowzięta,
Królowo Różańca świętego,
Królowo rodziny,
Królowo pokoju,
Królowo Polski – módl się za nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy
świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy
świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy
świata, zmiłuj się nad nami.
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 2
RZESZOWSKI
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 3
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
3
Aby przeżyć Triduum Paschalne owocnie, przystąpiłam
w tych dniach do sakramentu pokuty. Dokonała się we mnie
śmierć i zmartwychwstanie. W tych dniach, w Wielki Czwartek, Piątek, Sobotę i Niedzielę uczestniczyłam w różnych
nabożeństwach i adoracji przy Grobie Pańskim. Z kolei Niedziela Wielkanocna była dla mnie radosnym dniem. Skończył się okres smutku, którego nie lubię. Cieszę się, gdy
wszyscy są weseli, chociaż wiem, że okres Wielkiego Postu
jest nam potrzebny. Chciałabym, żeby ten nastrój świąteczny
dalej we mnie był i pomagał mi żyć.
Wiktoria z SP nr 12
Dla mnie świętowanie prawdy o Zmartwychwstaniu Pana
Jezusa jest zawsze wyjątkowe i uroczyste. Dzięki Triduum
Paschalnemu zbliżyłam się bardziej do Boga, pomogło mi to
się odnaleźć. Dzięki postanowieniom wielkopostnym uwierzyłam w swoje możliwości. Podczas Triduum Paschalnego
bardzo podoba mi się, w jaki sposób księża potrafią dobrze
przekazać, jaką mękę musiał przejść Jezus. W Święta
Wielkanocne najpiękniejsza jest radość ze Zmartwychwstania Jezusa i rodzinne świętowanie.
Justyna z SP nr 12
Moje Święta Wielkanocne były udane pomimo choroby.
W Wielki Czwartek, gdy moja rodzina uczestniczyła we Mszy
Świętej Wieczerzy Pańskiej, ja zostałem sam w domu, uczestnicząc w Mszy Św. nadawanej przez radio. Pragnąłem bardzo przyjąć Pana Jezusa do serca, ale mogłem to zrobić tylko
na sposób duchowy. W Wielki Piątek – w dniu Męki Pańskiej
odbyła się Liturgia z ucałowaniem krzyża, ale ja mogłem
tylko wziąć swój krzyżyk i pocałować go – tak uczyniłem.
Cała Liturgia była dla mnie szczególnym przeżyciem.
W Wielką Sobotę – mimo choroby – zobaczyłem Grób Pana
Jezusa i adorowałem Go. Udało mi się pocałować krzyż
w kościele. Byłem jeszcze na święceniu pokarmów. Przeżywałem razem z Ojcem Świętym Mszę Św. W Wielką Sobotę było także odnowienie przyrzeczeń chrztu świętego.
W Wielką Niedzielę rozpocząłem radośnie dzień od rezurekcji. Później razem z rodziną zjedliśmy śniadanie wielkanocne. Alleluja! Jezus żyje!
Wojtek z SP nr 12
Schola dziecięca podczas adoracji Pana Jezusa w ołtarzu Ciemnicy
w Wielki Czwartek
Wielki Czwartek jest pamiątką ustanowienia Najświętszej
Ofiary. W tym dniu, jak co roku, uczestniczyłam we Mszy Św.,
w czasie której odczytywany jest fragment Pisma Świętego
opisujący Ostatnią Wieczerzę. Liturgia była dla mnie wielkim
przeżyciem, ponieważ było bardzo uroczyście. Wszyscy
kapłani z naszej parafii odnawiali przyrzeczenia kapłańskie.
Wielki Piątek jest dniem Męki Pańskiej. Jest to dla mnie
smutny dzień, ponieważ to właśnie nasze grzechy przyczyniły się do Jego męki i śmierci. Wieczorem poszłam do kościoła, aby uczestniczyć w nabożeństwie drogi krzyżowej.
W Wielką Sobotę święciliśmy pokarmy, modliliśmy się przy
Grobie Pańskim, a wieczorem uczestniczyłam we Mszy Św.
W tym dniu zaczęłam odczuwać podniosłą atmosferę
związaną ze Zmartwychwstaniem Pańskim. W Niedzielę
Wielkanocną razem z rodziną byłam na rezurekcji. Później
zjedliśmy śniadanie wielkanocne. Resztę dnia spędziliśmy
rodzinnie w miłej atmosferze świątecznej. Triduum Paschalne było dla mnie czasem wielu przeżyć, a Wielkanoc czasem
wielkiej radości
Aleksandra z SP nr 12
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
4
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 4
RZESZOWSKI
Takie pytanie zadaliśmy naszym Parafianom tydzień po Świętach Wielkiej Nocy, w Niedzielę Miłosierdzia.
Okazało się, że próba nawiązania dialogu w formie pisemnej nie przyniosła oczekiwanych rezultatów.
W związku z tym, poprosiliśmy kilka osób o krótkie wypowiedzi na podany wyżej temat.
Rozmowa z młodą kobietą
Trudno mi cokolwiek powiedzieć, jestem osobą średnio
wierzącą. Chodzę do Kościoła, ale miałam kilka takich
zwrotów w życiorysie i teraz jest różnie.
Wielkanoc to najważniejsze święto w Kościele, nie Boże Narodzenie, ale Zmartwychwstanie.
Jeżeli chodzi o refleksje, to one pojawiają się u mnie cały
czas, nie tylko przy okazji tych świąt. Patrząc ze świeckiego
punktu widzenia, święta są fajne ze względu na spotkania
z rodziną i to jest dobre.
Uważam, że jeśli Bóg istnieje, to już sama forma przeżywania świąt, to że ludzie spędzają ze sobą czas, że się odwiedzają, pogłębiają swoje relacje, zacieśniają więzi, znajduje
uznanie w oczach Boga.
Nieraz był taki czas, że chodziłam sobie do kościoła sama
i tam po swojemu rozmawiałam. Wybierałam takie miejsca,
gdzie nikt mnie nie znał, wolałam być sama, żeby nie było
ludzi. Jak mam coś do powiedzenia, to uważam, że ja to
powiem sama lepiej, a do „góry” dojdzie i tak. Człowiek
nie musi zawsze mieć pośredników, żeby dotrzeć tam,
gdzie chce dotrzeć.
Wydaje mi się, że to jest indywidualna sprawa, że lepiej czasem usiąść na łące i podziwiać, jakie to wszystko jest
piękne, jak to jest cudnie stworzone i że ktoś to musiał
stworzyć.
W czasie świąt byłam w naszym kościele.
Wydawało mi się całe życie, że nie jestem osobą wierzącą,
ale chyba jestem. Są momenty, kiedy przychodzi zwątpienie
i są okresy, kiedy jest świetnie.
Temu wszystkiemu towarzyszą przeżycia trudne do opowiedzenia, są one bardzo osobiste i nie jest łatwo o nich
mówić.
Rozmowa z młodym małżeństwem z dzieckiem
Pani: Spędzamy święta akurat poza naszą parafią... ale
w Wielką Sobotę byliśmy na poświęceniu pokarmów z synkiem, potem modliliśmy się przy Bożym Grobie, a później
wyjechaliśmy do rodziców. Były to drugie święta z naszym
synkiem, a pierwsze święcenie w tym kościele. Wyjątkowość tych świąt po części wiązała się z tym, że do kościoła
już nie szliśmy sami, ale w towarzystwie naszego rocznego
synka. Zdecydowanie inaczej się przeżywa, gdy idzie się
samemu, a inaczej gdy prowadzi się ze sobą jedno, dwoje,
czy troje pociech. Z przeżyć duchowych istotnym wydarzeniem była spowiedź Wielkanocna i związane z tym po-
stanowienie, żeby jednak zatroszczyć się o głębsze przeżywanie niedzielnej Mszy Świętej. Czasem zdarza się nam
być na Mszy z dzieckiem i to tak rożnie bywa ze skupieniem. Będziemy próbowali trochę inaczej zorganizować
sobie czas.
Pan: Jesteśmy co prawda w powiększonym gronie, chociaż
też był pewien smutek, bo akurat mama żony wyjechała za
granicę, nie spędzała z nami świąt. Odczuwaliśmy jej brak.
Z mojej strony jakichś szczególnych postanowień nie było.
Starałem się, żeby maksymalnie przeżyć te święta – i rodzinnie i w jakiś sposób pogłębić więź z Panem Bogiem.
Będąc w rodzinie i z rodziną, nie można zapominać, że Bóg
jest ciągle między nami.
19 kwietnia 2013 r.
rozmawiała Krystyna Janowska
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 5
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
Joanna Drozdowska
Wielkanoc 2013
Aby odnaleźć Zmartwychwstanie
Trzeba na nowo się narodzić
Trzeba wysławiać, dziękować i prosić
Jedynie wtedy wiara i modlitwa jest nadzieją
Bo jest w roku taki czas
Gdzie radość i łzy
Na jednej drodze spotykasz
Jest taki moment
W którym miłość i łzy
Na jednej drodze spotykasz
Jest taki dzień
Który inne życie rozpoczyna
Jest Ktoś
Kto zło w dobro odmienia
I śmierć człowieka – w życie zamienia.
Ks. Jan Twardowski
Wielkanocny pacierz
Nie umiem być srebrnym aniołem –
ni gorejącym krzakiem –
Tyle Zmartwychwstań już przeszło –
A serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami –
Tyle już alleluja –
A moja świętość dziurawa
Na ćwiartce włoska się buja.
Wiatr gra mi na kościach mych psalmy
jak na koślawej fujarce –
żeby choć papież spojrzał
na mnie – przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
Przez chmur zabite wciąż deski –
Uśmiech mi swój zesłała
Jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
Jak złoty kamyk z procy –
Zrozumie mnie mały Baranek,
Z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku –
Sumienia wywróci podszewkę –
Serce moje ocali
czerwoną chorągiewką.
5
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
6
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 6
RZESZOWSKI
Wspomnienie w trzecią rocznicę
katastrofy smoleńskiej
„Parafialny Klub Sportowy Calasanz”, doroczna „Parafiada lokalna” w naszej pijarskiej parafii pw. św.
Józefa Kalasancjusza, wyjazdy dzieci i młodzieży na
„Parafiadę Regionalną” do Krakowa, Poznania, czy
Łowicza albo na „Finały Międzynarodowej Parafiady” do Warszawy, to dziedzictwo po pijarze
o. Józefie Jońcu, który w Rzeszowie był prawdopodobnie tylko jeden raz, by zapoczątkować któreś
z tych dzieł. Korzystamy z dorobku o. Józefa, którego
nie ma pośród nas – zginął w katastrofie samolotu
prezydenckiego, gdy wraz z oficjalną delegacją udawał się 10 kwietnia 2010 r. na obchody siedemdziesiątej rocznicy zbrodni katyńskiej. By przybliżyć
całość bogatej działalności duszpasterskiej i pedagogicznej śp. o. Józefa Jońca, zamieszczamy poniżej
Jego życiorys.
Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży w Warszawie na
Siekierkach podczas trwania Międzynarodowej Parafiady Dzieci
i Młodzieży. Ojciec Joniec pełnił tu różne funkcje duszpasterskie
przez ponad 20 lat.
Ojciec Józef Joniec urodził się 12 października 1959 roku
w Laskowej koło Limanowej. Wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkał tam do 1973 r., kiedy to pożar całkowicie
strawił ich rodzinny dom. Po pożarze cała rodzina przeprowadziła się do Wilkowa w gminie Kocmyrzów-Luborzyca pod Krakowem. Po ukończeniu szkoły podstawowej
rozpoczął naukę w Liceum Pijarów w Krakowie i został
przyjęty do Niższego Seminarium Zakonu Pijarów. W roku
szkolnym 1976/77 odbył nowicjat zakonny w Hebdowie, po
czym 16 sierpnia 1977 r. złożył pierwszą profesję zakonną,
przyjmując za patrona św. Krzysztofa. Do kapłaństwa przygotowywał się poprzez studia w Instytucie TeologicznegoFilozoficznym Księży Misjonarzy i w Papieskiej Akademii
Teologicznej w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął
18 maja 1985 r. z rąk ks. bp. Władysława Miziołka w Łowiczu. Po otrzymaniu święceń był duszpasterzem w Łowiczu,
następnie w parafii w Hebdowie i w Krakowie-Rakowicach.
W latach 1986–1992 studiował filologię klasyczną na
Uniwersytetach Jagiellońskim i Warszawskim. Wyjeżdżał na
stypendia językowe do Austrii, Niemiec, Włoch i Francji.
Od 1990 r. pełnił posługę duszpasterską w parafii Matki
Bożej Królowej Wyznawców w Warszawie na Siekierkach,
gdzie był katechetą, wizytatorem katechetycznym, duszpasterzem akademickim, proboszczem parafii (1995–2001),
pierwszym rektorem kolegium pijarskiego (1990–1999)
i pierwszym kustoszem ustanowionego przez Prymasa Polski kard. Józefa Glempa w 1997 r. Sanktuarium Matki Bożej
Nauczycielki Młodzieży (1997–1999) oraz dyrektorem
Pijarskiego Centrum Edukacyjnego im. Stanisława Konarskiego. Swój charyzmat pijarski realizował pracując z dziećmi i młodzieżą, w tym z harcerzami, sportowcami,
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 7
KALASANCJUSZ
młodzieżą akademicką, w różnych ośrodkach na terenie
Polski oraz poza jej granicami. Jego pasją było też „odkurzanie” wspaniałych kart historii warszawskich pijarów
sprzed kasaty zakonu przez Moskali w 1864 r. W 1992 r. dla
uczczenia 350-lecia działalności pijarów w Polsce założył
w Warszawie szkołę podstawową im. o. Onufrego Kopczyńskiego (sławnego pijara). Był pomysłodawcą stworzenia z istniejących pijarskich szkół w Warszawie Collegium
Nobilium Novum. Był współzałożycielem Fundacji Krąg
Przyjaciół Dziecka im. św. Józefa Kalasancjusza (1991 r.),
Katolickiego Stowarzyszenia Sportowego RP (1993 r.),
gdzie w latach 1993–2002 pełnił funkcję wiceprezesa ds.
organizacyjnych. Należał do Stowarzyszenia Wychowanków
Szkół Zakonu Pijarów im. ks. Stanisława Konarskiego
w Krakowie. W parafii Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży
na Siekierkach w Warszawie zorganizował Parafialny Klub
Sportowy „Falconia”.
Największym osiągnięciem jego życia był udział w tworzeniu i propagowaniu od 1988 r. ruchu parafiadowego,
którego głównym przesłaniem jest wychowanie młodego
pokolenia poprzez wiarę, kulturę i sport, zgodnie z zaczerpniętą ze starożytnej Grecji triadą: świątynia-teatrstadion. W 1992 r. założył Stowarzyszenie „Parafiada” im.
św. Józefa Kalasancjusza, którego celem jest promocja i realizacja parafiadowego programu wychowawczo-profilaktycznego. Dzięki niemu ten ruch stał się ważnym ogniwem
procesu wychowania młodzieży w naszym kraju, ale także
rozwinął się w wielu krajach europejskich, szczególnie za
wschodnią granicą Polski. O. Józef był również twórcą
RZESZOWSKI
7
i organizatorem Finałów Międzynarodowej Parafiady Dzieci
i Młodzieży, w których corocznie bierze udział ok. 3 tys.
dzieci i młodzieży, nauczycieli, wychowawców, duszpasterzy, rodziców i wolontariuszy. Za niezliczoną ilość inicjatyw, wiele zorganizowanych spotkań, kursów, programów,
setki obozów parafiadowych, ponad dwadzieścia Finałów
Parafiady wdzięczne mu jest szerokie grono osób z Polski
i z zagranicy: dzieci, młodzież, wychowawcy, nauczyciele,
duszpasterze, sportowcy i ludzie kultury.
O. Józef był całkowicie pochłonięty promowaniem idei
parafiadowej, w którą głęboko wierzył i uznać to należy za
wyjątkowe dzieło jego życia. Dał się również poznać jako
kierownik, lider i koordynator licznych projektów oraz programów lokalnych, ogólnopolskich i międzynarodowych,
takich jak: „Moja Mała Ojczyzna”, „Patriotyzm – z pokolenia
na pokolenie”, „Wybieram zdrowie”, „Od małej Ojczyzny
do wielkiej historii”, „Edukacja poprzez sport”, „Młodzież
w działaniu”, „Sport uczy i łączy wszystkich”, „Ruch rzeźbi
umysł, serce i ciało”, „Katyń... ocalić od zapomnienia”.
W latach 1994–2002 był członkiem Komisji Młodzieżowej
w Federation International Catholique d'Education Physique et Sportive, członkiem Rady przy Delegacie Konferencji Episkopatu Polski ds. Sportu (od 1997 r.), członkiem
Komisji Polonijnej przy Polskim Komitecie Olimpijskim (od
1998 r.), członkiem Ogólnopolskiej Rady Ruchów Katolickich w Polsce (od 1995 r.), członkiem Federacji Sportu dla
Wszystkich (od 1999 r.), Forum Społecznego m. st. Warszawy (2005–2008) i Komisji Fair Play przy Polskim Komitecie Olimpijskim (od 2006 r.). Na wniosek Senatu RP
Młodzież biorąca udział w Międzynarodowej Parafiadzie, 5 lipca 2009 r.
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
8
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 8
RZESZOWSKI
przyznano mu w 2004 r. Złoty Krzyż Zasługi za pomoc
Polakom na Wschodzie i realizację programu „Międzynarodowa Parafiada Dzieci i Młodzieży”. Otrzymał także
Medal Komisji Edukacji Narodowej, tytuł „Budowniczego Polskiego Sportu” (2006 r.) oraz liczne nagrody,
z których wśród najważniejszych należy wymienić:
„Pro publico bono” za najlepszą inicjatywę obywatelską,
„Totus Tuus” w 2004 w kategorii promocji człowieka,
nagrodę im. Włodzimierza Pietrzaka, „Fair play” oraz pijarską „Pietas et Litterae” (2008 r.). W grudniu 2008 r.
został odznaczony przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego
Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za szczególne zasługi na rzecz rozwoju kultury fizycznej i sportu.
10 kwietnia 2010 r. o. Józef Joniec znalazł się wśród
zaproszonych gości w prezydenckim samolocie, który
rozbił się pod Smoleńskiem. Celem podróży miało być upamiętnienie tragedii mordu polskich oficerów w Katyniu
w 1940 r. i złożenie im hołdu. Zaproszenie o. Józefa do
uczestnictwa w oficjalnej delegacji państwowej na uroczystości w Lesie Katyńskim, było ze strony Prezydenta RP,
prof. Lecha Kaczyńskiego, wyrazem uznania dla działalności
Stowarzyszenia „Parafiada” podejmowanej już wcześniej
w programie edukacyjnym „Katyń... ocalić od zapomnienia”. Celem tego programu jest uczczenie pamięci bohaterów zbrodni katyńskiej, a zarazem przywrócenie ich
sylwetek zbiorowej pamięci Narodu poprzez posadzenie
21 857 dębów pamięci z okazji 70. rocznicy zbrodni ka-
tyńskiej. Każdy dąb upamiętnia konkretną osobę, która
zginęła w Katyniu, Twerze lub Charkowie, według zasady:
jeden dąb – jedno nazwisko. W Programie uczestniczą
instytucje z Polski i spoza jej granic. Pan Prezydent prof.
Lech Kaczyński patronował temu przedsięwzięciu; dwa
dni po powrocie z Katynia, 12 kwietnia, dąb katyński miał
być posadzony w ogrodach prezydenckich przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Zostało to unicestwione
z powodu katastrofy samolotu i tragicznej śmierci wszystkich Pasażerów lotu. 15 kwietnia 2010 r. stołeczna rada
przyznała O. Józefowi pośmiertne wyróżnienie „Zasłużony
dla miasta Warszawy”, a 16 kwietnia został pośmiertnie
odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia
Polski. Pochowany został 20 kwietnia 2010 r. w Panteonie
Wielkich Polaków w Świątyni Bożej Opatrzności w Warszawie–Wilanowie. Uroczystości pogrzebowe z udziałem
tysięcy rozmodlonych ludzi odbyły się w tym dniu o godz.
11.00 w Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży
na Siekierkach, a o godz. 16.00 w Świątyni Bożej Opatrzności w Wilanowie. Msze święte koncelebrowali Księża
Biskupi, Ojciec Generał Zakonu Pijarów, wielu kapłanów
zakonnych i diecezjalnych. Wśród uczestników były oficjalne delegacje instytucji państwowych, samorządowych,
organizacji edukacyjnych, sportowych, poczty sztandarowe szkół i uczelni, wierni oraz rzesza dzieci i młodzieży.
Młodzi ludzie modlą się przy trumnie Ojca Józefa Jońca w Sanktuarium na Siekierkach
Jan Taff SchP
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 9
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
9
O. Stefan Denkiewicz SchP
Gdy idę w ciemności,
nie lękam się złego.
Tak szedłem przed laty,
gdy byłem maleńki,
maleńki tak bardzo,
że droga dziś krótka,
ta sama co wtedy,
dla małych mych kroków
i płuc mych maleńkich
była nieskończona.
Wyciągnąłem ręce
moje słabe w górę
i szedłem tak, szedłem
w ciemności gęstwinie
trzymany po lewej
ręką ojca twardą,
pieszczony po prawej
miękką matki dłonią,
spokojny, szczęśliwy,
nieczujący czasu...
Szczęśliwy tak bardzo
pewnością kochania
i bezpieczny w dłoniach,
co mnie prowadziły
po wybojach drogi
i twardych korzeniach,
że słabiutkie światła,
dla innych nadzieja,
mąciły mi spokój
na radości drodze.
Mama (w białym kołnierzyku) ze Stefanem Denkiewiczem na byłej
granicy niemiecko-sowieckiej pod Ostrołęką po roku 1941
Więc zamknąłem oczy,
dałem się prowadzić,
rwałem się do lotu,
bujałem w przestworzach!
Potem czułem ciepło
na piersi tak miłe
i objęcie mocne
rękami dobrymi,
zapadanie w miękkość
i w piosnkę anioła...
Gdy się przebudziłem,
ciemności nie było,
tylko światło! światło!
i uśmiech mej matki,
radość ojca mego
i wszystkich wokoło!
rajska słodycz miodu,
smak chleba czarnego,
słońca pełno w kwiatach
i w liściach na drzewach,
i muzyki tyle
ptaków tuż za oknem!
Stefan z Mamą na nartach, które sam sobie zrobił
Gdy idę w ciemności,
nie lękam się złego,
bo Pan mnie prowadzi
swą ścieżką bezpiecznie.
A gdybym się zachwiał,
podtrzyma mnie czule;
gdybym się przewrócił,
podniesie mnie prędko;
gdybym nawet umarł,
życiem mnie obdarzy
i wprowadzi w światło
dotąd niewidziane,
otoczy muzyką
do dziś niesłyszaną,
otworzy swe serce
dla serca mojego
i pozwoli spocząć
w miejscu przewidzianym
dla tych, co na ziemi
szczerze Go miłują.
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
10
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 10
RZESZOWSKI
Gdyby przeprowadzić plebiscyt na najpiękniejszy miesiąc,
z całą pewnością palmę pierwszeństwa zdobyłby maj.
I trudno się temu dziwić. W żadnym innym miesiącu przyroda swoim pięknem nie oddziałuje tak mocno na wyobraźnię człowieka i jego doznania estetyczne. Niepowtarzalna wielobarwność i mnogość kwiatów, dynamizm wylewającej się z każdego zakątka zieleni. Dodatkowo
towarzyszy temu różnorodność ptasich śpiewów. I to
wszystko, jakby oprawione bardzo często ciepłem słonecznej pogody. Nic więc dziwnego, że taki właśnie miesiąc
człowiek w swojej pobożności już dawno temu postanowił
ofiarować Matce Boga – Maryi.
Wyrazem tej pobożności stały się Nabożeństwa Majowe
w całości poświęcone Matce Boskiej. Ich szczególnym wyrazem jest to, że odprawiane są one każdego dnia, gdy
przedwieczór uspakaja pęd całodziennej bieganiny. Ich
główną treść stanowi Litania do Najświętszej Maryi Panny,
zwana Loretańską, modlitwa „Pod Twoją obronę” oraz przepiękne w swojej treści i melodyjności pieśni poświęcone
Matce Bożej.
Pierwsze nabożeństwo majowe na ziemiach polskich
zostało odprawione w roku 1838 w Tarnopolu. Początkowo
większość nabożeństw majowych – zwłaszcza na wsiach –
było odprawianych bez udziału księdza. Do okresu II wojny
światowej Msze święte odprawiano wyłącznie rano, a wieczorem okoliczni mieszkańcy gromadzili się pod przydrożnym krzyżem lub pod figurą Matki Bożej i śpiewali
Litanię Loretańską. Dopiero z czasem nabożeństwa prze-
niesiono do kościołów, gdzie zaczęły się one odbywać
przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, a kończyło je uroczyste błogosławieństwo. Z biegiem lat do
nabożeństwa dołączono jeszcze jeden element: tzw. czytanki majowe. Najczęściej koncentrują się one wokół osoby
Matki Bożej lub świętych, którzy byli szczególnymi Jej czcicielami. Mniej więcej w tej formie znamy nabożeństwo majowe obecnie.
Dziś trudno byłoby sobie wyobrazić maj bez nabożeństw majowych, pięknie przyozdobionych kapliczek maryjnych, atmosfery umiłowania Matki Bożej, odczuwalnej
w polskich kościołach. Niepokoić może jednak fakt, że
w wielu miejscach podczas nabożeństw maryjnych brakuje
ludzi młodych. Zdecydowanie maleje również liczba
uczęszczających na nie dzieci. Miejmy jednak nadzieję, że
kult maryjny w najbliższych dziesięcioleciach odrodzi się
z nową siłą, a wiernych uczęszczających na popularne majówki – będzie przybywać. To istotne dla naszej katolickiej
i narodowej tożsamości.
Dk. Dawid Borkowski SchP
Źródła:
Tadeusz Basiura, O majowym nabożeństwie, czyli z troskami
do matki, [w:] http://www.katolik.pl/o-majowym-nabozenstwie-czyli-z-troskami-do-matki,22824,416,cz.html, dn. 17.04.2013 r.
Paweł Pomianek, Nabożeństwa majowe, [w:] http://dziennikparafialny.pl/2012/nabozenstwa-majowe, dn. 17.04.2013 r.
W połowie XIX wieku, w miejscu, w którym stoi dzisiaj
mała, skromna kapliczka, znajdował się krzyż. Stał on na
skrzyżowaniu drogi wiejskiej z drogą prowadzącą do
Słociny, nieopodal drewnianej karczmy. Kapliczka została
ufundowana przez Jana i Józefę Pelców w 1926 r., a obecnie opiekuje się nią wnuczka fundatorów, pani Aleksandra
Śmigiel, jej dzieci i sąsiedzi.
Pani Śmigiel mówi, że odkąd pamięta, okoliczni mieszkańcy przychodzili pod kapliczkę na nabożeństwa majowe.
Również w tym roku serdecznie zapraszamy na wspólne
śpiewanie Litanii Loretańskiej przy kapliczce na ulicy
Olbrachta, w pobliżu Rzeszowskiego Domu Kultury, obok
domu nr 118, zawsze o godz. 20.00. Pani Śmigiel przyznaje,
że na nabożeństwo przychodzą przede wszystkim starsze
panie, rzadziej dzieci i młodzież. Może od tego roku będziemy przychodzić pod kapliczkę z dziećmi, by – tak jak
nasi przodkowie – kultywować tradycję wspólnej modlitwy
i wspólnego śpiewu na chwałę Maryi. Tym bardziej, że jest
to już chyba ostatnia kapliczka na Wilkowyi, przy której
śpiewa się jeszcze „majówki”. Niedawno mieszkańcy Wilkowyi śpiewali jeszcze przy kapliczce obok starego młyna.
Ale to już historia.
Redakcja „Kalasancjusza Rzeszowskiego”
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 11
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
11
Matce Jezusa w Kościele poświęcono najpiękniejszy wiosenny miesiąc – maj, a tradycja ta sięga XII wieku. Jednak
dopiero na początku XVIII stulecia, ojciec Gaetano Ansolani (jezuita) wprowadził jedno z najpiękniejszych nabożeństw – nabożeństwo majowe, podczas którego wierni
śpiewają pieśni maryjne i odmawiają Litanię Loretańską do
Najświętszej Panny. Na polskie ziemie dotarło ono w XIX
wieku, przybierając tu formę modlitwy odmawianej nie
tylko w kościołach, ale też w domach wraz z sąsiadami.
Przez cały maj przydrożne kapliczki i krzyże toną w zieleni
i kwiatach. Wieczorami gromadzą się przy nich na majowych nabożeństwach mieszkańcy wsi, miasteczek, oraz
wielkomiejskich osiedli. Płoną świece i znicze, pachną
zioła.
Kwiaty i zioła
Miało być o pieśniach, a tymczasem pozostańmy jeszcze
przy dygresji botanicznej, aby może właśnie w ten sposób
podkreślić, jak ważne miejsce zajmuje postać Matki Bożej
w naszej kulturze ludowej: folklorze, obrzędach i zwyczajach – jak była i jest odbierana.
Natrafiłem na legendę ludową, według której, Pan Bóg
po stworzeniu Adama powołał do życia kobietę uformowaną z kwiatów – piękną i delikatną. Spostrzegł jednak
od razu, że nie jest to istota odpowiednia dla „ulepionego”
z gliny człowieka, więc powołał do życia Ewę, silną i masywną, uczynioną z adamowego żebra. Nie zrezygnował
jednak Pan Bóg ze swego pierwszego pomysłu. Niewiasta
stworzona z kwiatów została przeznaczona na matkę dla
jego Syna. W ten oto sposób na Ziemi pojawiła się Maryja.
I rzeczywiście także w innych podaniach kwiaty towarzyszą stale Najświętszej Maryi Pannie łącznie z samym
cudem Wniebowzięcia, kiedy to apostołowie, zamiast ciała
Matki Bożej, mieli znaleźć w trumnie niezwykłej urody lilie
i róże.
W tym samym duchu kształtować się będą w Maju nasze
śpiewy i choć w samej Litanii Loretańskiej pojawi się tylko
jedno „botaniczne” odniesienie do Matki Bożej – jako do
Róży − to wiele pieśni, bardziej lub mniej znanych, korzysta z tego typu określeń.
Nie można pominąć w tym miejscu postaci ks. Karola
Antoniewicza, jezuity, który jest autorem słów do wielu popularnych pieśni religijnych, np: Nazareński śliczny kwiecie; Nie opuszczaj nas; O Józefie uwielbiony; – w tym także
maryjnych: O Maryjo, przyjm w ofierze; Panie, w ofierze
Tobie dzisiaj składam i bodaj najbardziej znanej Chwalcie
łąki umajone; a także wielu innych.
Na zakończenie przytoczę słowa pieśni jego autorstwa,
dedykowanej na miesiąc Maryjny, do której (jak wynika
z notki w śpiewniku ks. Siedleckiego) sam ułożył również
melodię.
Obraz Matki Bożej Łaskawej z Chmielnika koło Rzeszowa
Zawitał dla nas majowy poranek
Ziemia i niebo błogo się śmieje,
Podajcie kwiaty, aby uwić wianek,
Lecz wianek taki, który nie więdnieje.
Na żyznej ziemi kwiat pełny urośnie,
Na twardej skale tylko głóg kolący,
A my na wianek zbierajmy przy wiośnie,
Nie ostre głogi, lecz kwiat woniejący.
Na nas Maryja w radości spogląda,
Jako ta gwiazda co na niebie świeci,
Przyjmie ten wieniec, i tego zażąda:
Wianka serc naszych, jako serc swych dzieci.
Złóżmy na wieniec wszystkie serca cnoty,
Które wykwitły w świetle Jej opieki,
Te kwiaty duszy, dajmy Jej z ochoty,
A taki wieniec nie zwiędnie na wieki.
Opracował Paweł Sołtys
organista naszej parafii
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
12
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 12
RZESZOWSKI
Karol Wojtyła miał nieomylną gwiazdę, którą wskazywał
całemu światu – Maryję! W gruncie rzeczy całe Jego
przesłanie zamyka się w słowach św. Bernarda z Clairvaux.1
Idąc za przykładem błogosławionego Jana Pawła II,
który był człowiekiem skromnym, emanującym pogodą
ducha, otwartością serca, zrozumieniem i miłością do
każdego człowieka, pragnę zachęcić w maju do codziennego czytania słów modlitwy św. Bernarda z Clairvaux.
Ostatnie rozważanie przed modlitwą ANIOŁ PAŃSKI
napisane przez Jana Pawła II na 3 kwietnia 2005 roku,
którego nie mógł już wypowiedzieć, było następujące: Ludzkości, która czasami wydaje się zagubiona i opanowana przez moce zła, egoizm i lęk,
zmartwychwstały Pan ofiaruje w darze swą przebaczającą miłość, która daje pojednanie i na nowo
otwiera serce na nadzieję. Miłość ta nawraca serca
i obdarza pokojem. Jak bardzo świat potrzebuje zrozumienia i przyjęcia Bożego miłosierdzia! Jan Paweł
II, który rozpoznał to miłosierdzie bezpośrednio w oczach
Jezusa i Maryi, przez cały swój pontyfikat usiłował pokazać nam jego piękno i dać do zrozumienia, że tylko ono
ma nieprzemijającą wartość.2
Dzięki opiece i miłości płynącej od naszej Matki „świat
dla nas może być piękniejszy”. Nieraz w życiu człowieka
przychodzi nam dzielić chwile radosne, pełne uśmiechu,
ale i smutne, pełne rozgoryczenia i rozczarowania. Najważniejszy jest jednak fakt, że zawsze możemy liczyć na
opiekę Matki Nieustającej Pomocy, która z ogromną troską
prowadzi nasze życie.
Kapliczka fundacji Marcina i Maryanny Szczepańskich z 1896 r.,
zrekonstruowana w 2000 r. Stoi przy ul. Lwowskiej, obok młyna
Mając okazję podziękować Jej za to, zachęcam do rozmowy z Nią podczas nabożeństw w maju!
Spotykajmy się zatem, aby wielbić Jej imię – znajdźmy
czas, przeczytajmy, pomyślmy, przyjdźmy – Ona na Nas
czeka!
Jeśli podniosą się wiatry pokus, jeśli zderzysz się
z rafami pokusy, patrz na gwiazdę, wzywaj Maryję.
Jeśli w okręt twej duszy uderzą gwałtownie gniew,
chciwość lub nieczystość, patrz na Maryję.
Jeśli przerażony pamięcią o swoich grzechach, zawstydzony brzydotą twego sumienia, zlękniony na
myśl o sądzie zaczynasz się pogrążać w bezdenną
otchłań smutku lub w przepaść rozpaczy, pomyśl
o Maryi.
W niebezpieczeństwach, trwogach, wątpliwościach
myśl o Maryi, wzywaj Maryję.
Niechaj Maryja nie schodzi z twoich ust, nie oddala
się z twego serca; a żeby uzyskać Jej wstawienniczą
pomoc, nie oddalaj się od przykładów Jej cnót.
Jeżeli za Nią pójdziesz – nie zbłądzisz,
jeżeli będziesz Ją prosił – nie popadniesz w rozpacz,
jeżeli o Niej będziesz myślał – nie zginiesz.
Jeśli Ona będzie cię trzymać za rękę, nie upadniesz;
jeżeli będzie cię strzec – niczego nie musisz się obawiać;
jeżeli Ona będzie twoją przewodniczką – nie zmęczysz się;
jeżeli Ona będzie ci pomagać – szczęśliwie dotrzesz
do portu.3
Św. Bernard z Clairvaux
Opracowała: Joanna Drozdowska
Obraz Matki Bożej Królowej Świata – Opiekunki Ludzkich Dróg
z Sokołowa Małopolskiego. Jego koronacja odbędzie się
8 czerwca 2013 r.
Antonio Socci Tajemnice Jana Pawła II, s. 252–254.
L’Osservatore Romano, nr 5/2005, s.19.
3 Antonio Socci Tajemnice Jana Pawła II, s. 252–254.
1
2
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 13
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
13
O wyzwaniach biotycznych, przed którymi stoi współczesny człowiek
Długo oczekiwany dokument Konferencji Episkopatu Polski w sprawie bioetyki został opublikowany 5 kwietnia
2013 r. Czytamy w nim: W deklaracji Kongregacji Nauki
Wiary Quaestio de abortu procurato, a następnie w encyklice Evangelium vitae przypomniano: „Skoro tylko komórka jajowa ulega zapłodnieniu, rozpoczyna się życie,
które nie należy już ani do ojca, ani do matki, ale do
nowej, żyjącej istoty ludzkiej, która rozwija się dla siebie
samej. I nigdy nie stanie się ludzką, jeśli już wtedy nią nie
była. Najnowsza genetyka bardzo jasno potwierdza to
wszystko, co zawsze było oczywiste. (…) Wykazała mianowicie, że istota żyjąca ma już od pierwszej chwili stałą
strukturę, czyli informację genetyczną (…). Od momentu
zapłodnienia rozpoczyna się cudowny bieg każdego życia
człowieka, którego jednak wszystkie wielkie zdolności wymagają czasu na właściwe uporządkowanie i przygotowanie do działania” (Quaestio 12–13; por. także EV 60).
Życie nie zaczyna się w jakimś dowolnie wybranym momencie, ani nie rozwija się skokowo. Natomiast jedynym
w swoim rodzaju zdarzeniem jest właśnie poczęcie
człowieka. Wszystkie kolejne momenty jego życia są konsekwencją tego pierwszego, najważniejszego. Nie wolno
stosować podwójnej moralności: mówić o swojej wierze
i przeprowadzać aborcję, albo domagać się in vitro, albo
bronić prawa do decydowania o życiu nienarodzonego
dziecka. Biskupi przypominają, że katolik nie może milczeć, gdy słyszy o pochwale zabijania nienarodzonego
dziecka, albo o prawie do zabijania starych, mniej sprawnych ludzi, albo o prawie do posiadania dziecka, kosztem
zabicia kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu innych dzieci
w „zabiegu in vitro”. Procedura ta, znana w hodowli roślin i zwierząt, została wprowadzona do medycyny i nie
jest w istocie procedurą leczniczą. Jej celem jest wytworzenie człowieka w laboratorium i przeniesienie go mechanicznie do organizmu matki. W procedurze tej tworzy
się większą liczbę zarodków i poddaje się je selekcji. Część
z nich jest w przewidywalny sposób narażana na zniszczenie lub przeznaczona do zamrożenia. Po to, aby zwiększyć szansę powodzenia zabiegu, do organizmu matki
przenosi się kilka embrionów. Po pewnym czasie sprawdza się ich rozwój i pozostawia przeważnie jeden z nich –
ten najlepiej oceniany. Pozostałe zostają przeznaczone do
selektywnej aborcji, w celu ograniczenia ryzyka związanego z ciążą mnogą. Wobec wielkiej popularności w niektórych środowiskach tej drogi radzenia sobie z niepłodnością zdziwienie budzi fakt, że skuteczność metody
in vitro mierzona liczbą urodzeń w stosunku do liczby
prób zapłodnienia wynosi zaledwie kilka procent. „Postępowe” ustawodawstwo decyduje, ile lat, np. pięć, należy
przechowywać zamrożonych ludzi – pod kryptonimem zarodki – i kiedy można tych ludzi zabić, czyli albo wylać, albo
wykorzystać do produkcji kosmetyków, czasem leków.
Leków z zabijanych ludzi. „Postęp” oznacza traktowanie
dzieci, zwłaszcza nienarodzonych, jak rzeczy, cennych
półproduktów, surowców. To jest zabijanie. To jest sprzeczne z chrześcijaństwem. Stąd właśnie bierze się Boże ostrzeżenie skierowane na samym początku Biblii do osób
niszczących życie ludzkie: „Upomnę się też u człowieka
o życie człowieka i u każdego – o życie brata” (Rdz 9, 5).
Także Jan Paweł II mocą władzy apostolskiej podkreślał,
że „bezpośrednie przerwanie ciąży, to znaczy zamierzone
jako cel czy jako środek, jest zawsze poważnym nieładem
moralnym, gdyż jest dobrowolnym zabójstwem niewinnej istoty ludzkiej” (EV 62). Papież dodał następnie:
„Ocena moralna przerywania ciąży dotyczy także nowych
form zabiegów dokonywanych na embrionach ludzkich,
które chociaż zmierzają do celów z natury swojej godziwych, prowadzą nieuchronnie do zabicia embrionów”
(EV 63). Ojcu świętemu chodziło tu o: eksperymenty na
embrionach, wykorzystanie ich jako „materiału biologicznego”, źródła organów albo tkanek do przeszczepów,
służących leczeniu niektórych chorób, prenatalne techniki
diagnostyczne, jeżeli są one motywowane racjami eugenicznymi (EV 63). „Postęp” ma oznaczać prawo dorosłego
do zabicia, bo jego prawo jest nieograniczone, a dziecko
nie ma praw. Chyba, że dorośli pozwolą mu się urodzić.
Przy in vitro wybiorą człowieka – kryptonim zarodek –
spośród wielu, którym nie pozwolą się urodzić. Bo NIE. Bo
mają prawo decydowania. Bo zgrzeszyli pychą, pychą diabelską. Tą pychą z rajskiego ogrodu. Ja, człowiek, będą
decydował, bo od niewielu lat wmawia się ludziom („postępowym”, rzecz jasna), że mają prawa reprodukcyjne.
Stąd ma się brać uzasadnienie dla prawa do posiadania
dziecka poczętego z pomocą metod sztucznych lub – z drugiej strony – do przerwania ciąży w przypadku poważnej
choroby, zagrożenia rozwoju lub wady genetycznej dziecka
poczętego, a jeszcze nieurodzonego. Co więcej, lekarzy
z prawym sumieniem, odmawiających uczestnictwa
w diagnostyce prenatalnej podejmowanej w celach eugenicznych, piętnuje się publicznie, oskarża o łamanie prawa, a niekiedy karze, stosując sankcje dyscyplinarne,
zawodowe czy karne, a także pociąga do odpowiedzialności cywilnej za tzw. wadliwe urodzenie. W tym ostatnim
przypadku traktuje się bowiem urodzenie chorego i niechcianego dziecka jako źródło zawinionej przez lekarza
szkody, którą ponosi matka lub rodzina. Jeśli dorosły
przyznaje sobie takie prawo, to dziecko takiego prawa nie
ma. Jeśli wszyscy mają mieć dzieci, choć natura na to nie
pozwala, to „postęp” daje prawo do dziecka kosztem zabicia – od razu, albo po pięciu latach, albo po zabiciu dziecka
przerobionego na maść. Skuteczność metody in vitro mierzona liczbą urodzeń w stosunku do liczby prób zapłodnienia wynosi zaledwie kilka procent.
Nie do pominięcia w ocenie etycznej metody in vitro są
zagrożenia zdrowotne. Informacja genetyczna wyznaczająca możliwości rozwoju człowieka jest określona już
w czasie poczęcia. Decyduje ona o indywidualnych przymiotach osoby, jak też przynależności do gatunku ludzkiego. W pierwszych dniach zarodkowego życia
człowieka zachodzą procesy dostosowywania się
nowo powstającego organizmu do potrzeb dalszego
istnienia. Metody sztucznej prokreacji człowieka zaburzają ten proces – z uwagi na odmienne warunki środowiskowe, w jakich dokonuje się połączenie komórek
rozrodczych w laboratorium, w porównaniu do naturalnych warunków organizmu matki.
Hormony aplikowane kobiecie celem jednoczesnego pozyskiwania kilku komórek jajowych (dla ich zapłodnienia in vitro) wpływają na cechy genetyczne zarówno tych
komórek, jak i na zdrowie kobiety. Niekiedy zostaje wy-
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
14
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 14
RZESZOWSKI
wołany tzw. zespół hiperstymulacji jajników z zaburzeniami krzepnięcia, obrzękami, zespołem depresyjnym
i z zagrożeniem życia włącznie.
Brak naturalnej bariery biologicznej, która zabezpiecza
przed łączeniem się komórek niedojrzałych lub uszkodzonych genetycznie, dodatkowo sprzyja powstawaniu
kolejnych zaburzeń u dziecka. Nierzadko konieczne są
następnie procesy naprawcze w postaci różnych kosztownych terapii, dźwiganych następnie przez całe społeczeństwo, a nie przez ośrodki odpowiedzialne za skutki
podejmowanych praktyk. Notujemy w przypadku tych zabiegów zwiększoną liczbę poronień samoistnych
i zmian genetycznych, jak też częstsze urodzenia
dzieci z wadami rozwojowymi.
Zagrożenia te wymagają stosowania diagnostyki przedimplantacyjnej, polegającej na wykrywaniu zmian genetycznych zarodka uzyskanego in vitro. Na tej podstawie
dokonuje się selekcji ludzi w fazie zarodkowej: zauważone lub podejrzewane zmiany genetyczne stanowią
podstawę do decyzji o niszczeniu życia dziecka – jako niechcianego właśnie z powodu zaburzeń genetycznych. Nierzadko dzieci bywają też odrzucane na tym etapie ich
rozwoju, gdyż są niechcianej przez rodziców płci. Toteż
metoda in vitro jest kolejnym eksperymentowaniem na
człowieku. To „produkcja” człowieka, stanowiąca w istocie formę zawładnięcia życiem ludzkim.
Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje
Niepokalana Matka Boska z Guadalupe!
Znajdźcie trzy godziny i obejrzyjcie Cristiadę, film meksykański, który pokaże Wam rzeczywistość, o której nie mieliście pojęcia. Serio. Co wie Polak o Meksyku z czasów
II Rzeczypospolitej, czasów budowania Gdyni, czy świata
sprzed Wielkiego Kryzysu? O Meksyku, gdzie za odprawienie nabożeństwa ksiądz był wieszany w obrabowanym
i sprofanowanym kościele, księża musieli składać przysięgę
urzędnikowi na wierność konstytucji, a przyklęknięcie
i przeżegnanie się przez obywatela Meksyku – było karane
zgodnie z prawem – więzieniem, (pobiciem i łapówką dla
bijących) albo śmiercią? Od wprowadzenia praw Reformy
w latach 1857–1861 i rozstrzelania francuskiego cesarza
Maksymiliana Kościół katolicki był wrogiem, a ludzie
wierzący byli źle widziani lub po prostu nie przyjmowani
do armii, urzędów federalnych, stanowych, ale przepisów
antykatolickich raczej nie stosowano jako prawa. Kiedy
w 1910 r. wybuchły bunty generałów, zwane rewolucją meksykańską, dla katolików i księży przyszły tragiczne chwile.
W każdym zdobytym przez rewolucjonistów mieście mordowano, torturowano, poniżano bądź deportowano księży,
profanowano naczynia liturgiczne, plądrowano kościoły
oraz urządzano w nich orgie i tańce; palono też biblioteki,
a także konfesjonały, jako… meble wykorzystywane do
konspirowania przeciwko rewolucji. W maju 1915 roku
Nadliczbowe embriony są mrożone w celu ich przechowywania i ewentualnego wykorzystania w dalszych próbach uzyskania ciąży, jeżeli wcześniejsze próby okażą się
nieskuteczne. Już sam ten proces uwłacza ludzkiej godności. Zresztą większość zamrażanych i rozmrażanych
embrionów obumiera w tym procesie lub staje się niezdolna do dalszego zdrowego rozwoju. A przecież embrion to człowiek i każdy z embrionów okazuje się
bezradnym członkiem ludzkiej rodziny, którego godność
i prawa bezwzględnie podeptano.
Do ludzi wierzących (ponoć 90% Polaków jest ochrzczonych) może trafić oferta (będąca lukratywną procedurą zarobkową dla gabinetów często nazywanych „klinikami”):
posiadania dziecka za odpowiednią opłatą. Zapłacicie – to
otrzymacie zamówiony produkt, będziecie mieli dziecko.
Czy płacenie za tę metodę przez budżet państwa i dla
małżeństw i tak zwanych par to rzeczywiście polityka prorodzinna? Jedność i zespolenie między małżonkami zostają oddzielone od aktu poczęcia: plemniki uzyskuje się
od ojca w akcie samogwałtu, manipuluje się wielokrotnie organizmem matki, a dziecko staje się „produktem”.
Zachęcam do przeczytania całości dokumentu w internecie, na stronie Konferencji Episkopatu Polski.
P.S.: Nigdy Kościół nie potępiał dzieci urodzonych in vitro.
Stanisław Alot
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 15
KALASANCJUSZ
tymczasowy prezydent de facto gen. Carranza umocnił
swoją władzę po pokonaniu najgroźniejszych rywali w obozie rewolucji: Villi i Zapaty, rozpoczął się kolejny okres
gwałtownych prześladowań Kościoła. Wszyscy biskupi zostali aresztowani albo wygnani z kraju, zamordowano ponad
160, a uwięziono około 100 księży, liczbę kapłanów w poszczególnych stanach ograniczono od jednego do trzech
na 5–10 tysięcy mieszkańców, w zależności od uznania danego gubernatora. Zamknięto wszystkie klasztory i szkoły
katolickie, skonfiskowano dobra kościelne, nałożono
ogromne kontrybucje.
We wrześniu 1916 roku Carranza wydał dekret naznaczający wybory do Kongresu Konstytucyjnego. Znaleźli się
w nim wyłącznie rewolucjoniści, różniący się tylko stopniem wrogości do religii, bo dekret pozbawiał biernego
prawa wyborczego osoby „wrogie sprawie konstytucjonalistycznej”. Konstytucja tworzyła podległy państwu Kościół,
któremu nie wolno było zakładać i prowadzić szkół, nie
wolno było składać święceń i działać zakonom kontemplacyjnym. Po przejęciu wszystkich nieruchomości przez państwo (z wyjątkiem instytucji dobroczynnych), wypożyczano
kościoły „ministrom kultu” pod nadzorem urzędnika.
Kapłanów pozbawiono czynnego i biernego prawa wyborczego, nie wolno im było komentować wydarzeń politycznych, a księża urodzeni poza Meksykiem mieli opuścić kraj.
Od władz stanowych zależało, ilu „ministrów kultu”
świadczących usługi religijne pozostanie w danym stanie
do dyspozycji jeszcze wierzących.
Konstytucja nie była wykonywana, ale z rąk bojówek
antyklerykalnych ginęli księża, ginęli wierni, wybuchały
bomby m.in. w pałacu arcybiskupa Meksyku i największej
świętości katolików meksykańskich – sanktuarium w bazylice
Virgen de Guadalupe. Najgorsze miało nadejść z wyborem
Plutarco Elías Callesa (mason, założyciel partii rządzącej
Meksykiem do 2000 r.) na prezydenta kraju (w 1924 r.), który
rozpoczął zdecydowaną wojnę z katolikami.
I wtedy zaczyna się akcja filmu. To najdroższy film meksykański – choć 12 milionów dolarów nie jest rekordem
światowym – ale zdążył zarobić najwięcej z filmów wyświetlanych w Meksyku. Reżyserował Dean Wright – główny spec od efektów specjalnych od „Titanica” do „Opowieści z Narnii” i „Władcy Pierścieni”. Scenariusz napisał
Michael Love i miał kłopot: jak opowiedzieć kilka lat z życia
narodu, który stracił co najmniej 90 tysięcy ludzi z obu
RZESZOWSKI
15
stron. Aktorzy są siłą filmu: Peter O’Toole jest prawdziwie
stary, ale widać w nim Lawrance’a z Arabii. Nie ucieka za
granicę, przyjmuje swój los i kształtuje młodego (dziś powiedzielibyśmy; gimnazjalistę) Józefa Sánchez del Río na
cristeros – w tej roli Mauricio Kuri. Na wysoką ocenę zasłuży
u tych widzów (i jako postać i jako aktor), którzy wierzą, że
niektórzy młodzi ludzie mogą być wzorem dla dorosłych,
„natchnieniem”, jak mówi gen. Enrique Gorostieta Velarde,
(w tej roli Andy García). Ta rola to ciekawa próba zmierzenia się z pierwowzorem: utalentowanym generałem, który
stłumił rewolucję 1914 r., ale nie jest już potrzebny postępowym politykom, dla którego nie ma miejsca w wojsku,
któremu zostało produkowanie mydełek. Godzi się przeszkolić chłopów i pastuchów żołnierzy – za duże pieniądze
i ubezpieczenie – i stworzyć prawdziwą armię od obrony
praw katolików i walki ze złym prezydentem. Nie jest katolikiem praktykującym, ale wierzy w konstytucyjne prawo
do wolności wyznania. Jak zmienia ochotników w żołnierzy, a szereg oddziałków w dobrze dowodzoną armię, jak
sam zmienia poglądy – warto popatrzeć.
W pewnym momencie zaczynamy się orientować, że
scenariusz przekazuje nam niewygodną dla „postępowców” – tych od wieszania genitaliów na krzyżu jako „artystycznego eksperymentu” – prawdę. Tak było. Przekazuje
losy prawdziwych cristeros, przekazuje niewygodną
prawdę o „postępie”, który często oznaczał krwawą walkę
z katolikami.
Powiem tylko, że po seansie widzowie wychodzili
milcząc, a scena stąpania po soli stopami bez skóry naprawdę wywołuje łzy. Wykorzystanie przez „federalnych”
słupów telegraficznych wzdłuż torów kolejowych jako
przestrogę dla cristeros, los rodziny gen. Gorostiety już po
ugodzie, pytanie skierowane do katolików meksykańskich,
których dwa miliony podpisów pod petycją zostały zlekceważone, czy chrześcijanie powinni tylko bronić przed
przeciwnikami swoich praw, czy też powinni walczyć o zwycięstwo – są pytaniami do nas.
Czy jestem gotów na poświęcenie czegoś ważnego dla
mnie, nawet życia, za Chrystusa?
Bo wielu bohaterów Cristiady, świętych i zapomnianych, zaryzykowało. Naprawdę.
Stanisław Alot
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
16
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 16
RZESZOWSKI
Ojciec Jan Tauler opowiada o tym, jak przez wiele lat prosił Pana, aby przysłał mu kogoś, kto nauczyłby go prawdziwego życia duchowego. Pewnego dnia usłyszał głos: Idź do
kościoła, przy drzwiach znajdziesz tego, kogo szukasz. Idzie
więc do kościoła i przy drzwiach znajduje bosego i obdartego żebraka; pozdrawia go: Dzień dobry przyjacielu.
A biedak odpowiada: Mistrzu, nie przypominam sobie,
bym miał kiedyś zły dzień. A ojciec na to: Bóg niech cię
obdarzy szczęśliwym życiem. Odpowiedział biedak: Nigdy
nie byłem nieszczęśliwy. A potem dodał: Słuchaj ojcze, nie
przez przypadek powiedziałem ci, że nigdy nie przeżyłem
złego dnia, ponieważ kiedy jestem głodny, wielbię Boga,
kiedy pada śnieg lub deszcz, błogosławię Mu; jeśli ktoś
mną pogardza, wyrzuca mnie, jeśli doświadczam innej
udręki, zawsze oddaję chwałę mojemu Bogu. Powiedziałem, że nigdy nie byłem nieszczęśliwy, i to jest
prawdą, ponieważ gorąco, bez reszty pragnę tego, czego
chce Bóg. Dlatego wszystko, co przychodzi, czy jest pełne
słodyczy, czy goryczy, przyjmuję z Jego ręki z radością
jako coś dla mnie najlepszego, i to jest moje szczęście.1
Jest zimowe, sobotnie popołudnie, odwiedzam dom
przy ulicy Jana Styki 21, gdzie mieści się schronisko dla bezdomnych i jadłodajnia. Czeka na mnie kierownik schroniska i pan Adam, którego jakiś czas temu spotkałam na
ulicy, a który obiecał, że opowie mi swoją historię. Spotykam się z ciepłym i bardzo życzliwym przyjęciem. W małym
pomieszczeniu, jakim jest tzw. dyżurka, dominuje duża
tablica, na której umieszczone są podłużne karteczki.
Dowiaduję się, że obecnie jest 110 takich kartoników z zapisanymi nazwiskami mieszkańców domu. Jednym z pensjonariuszy jest pan Adam, który jest dzisiaj moim
rozmówcą.
Panie Adamie, w jakich okolicznościach zostaje się
mieszkańcem tego szczególnego domu? Kto może
tutaj mieszkać?
– Każdy, kto znajdzie się na życiowym „zakręcie”. Osoby,
które nie są z Rzeszowa czy też z ościennych gmin, mogą
przebywać tutaj przez krótki okres, miesiąc lub dwa, po
czym muszą wracać w swoje rejony, niestety. Jeżeli ktoś jest
z tego rejonu, tak jak ja, to może zostać na dłużej.
Jak długi jest Pana staż?
– Dziesięć lat, z mniejszymi lub dłuższymi przerwami.
Może Pan tutaj przebywać bez przerwy, bez względu
na porę roku i bez ograniczeń czasowych?
– Tak, jak najbardziej, można tutaj przebywać, tylko wie
pani, jest jeden problem: najpierw trzeba zaakceptować
swój pobyt tutaj. Nie każdy chce się z tym pogodzić. Niestety, trzeba podporządkować się, trzeba trochę pokory,
dyscypliny.
Na czym ta dyscyplina polega?
– Trzeba przyjść o odpowiedniej porze, trzeba się zapowiedzieć, gdzie idę, czy idę. Wie Pani, gdyby nie było takiego twardego regulaminu, to nie dałoby się utrzymać
tego wszystkiego w ryzach.
Sądzę, że jednym z takich podstawowych problemów,
to problem z alkoholem.
– Wie Pani, ilu ludzi tyle charakterów, szczególnie w okresie zimowym, to jest taki specyficzny okres, kiedy przy-
chodzą ci wszyscy, którzy chcą tylko przezimować, to bardzo różne charaktery i różne problemy. To po pierwsze.
A po drugie, był też taki okres, że masę ludzi mieliśmy takich, którzy wyszli z więzień. W zdecydowanej większości
– młodzi ludzie w wieku dwudziestu kilku lat.
Trudno, aby w tak zróżnicowanym towarzystwie nie
było problemów. Proszę Pana, kiedy spotkaliśmy się
pierwszy raz, to u Pana można było zaobserwować
wielki spokój. W tej chwili mam przed sobą również
pogodnego, ciągle uśmiechniętego rozmówcę. Pan
emanuje spokojem. Zastanawiałam się, jak Pan to
robi? Czy ma Pan jakiś sposób na to, żeby zachować
pogodę ducha mimo wszystko?
– Proszę panią, kosztowało mnie to trzy lata. Przez trzy lata
pobytu tutaj była walka ze sobą, z przystosowaniem się,
z regulaminami, itd.
Rozumiem, że tego uśmiechu wówczas nie było?
– No, różnie to wyglądało, i dostałem wyciepkę (utrata
prawa pobytu − KJ) ze schronu w ramach nagrody.
Musiał to być istotny problem, żeby zasłużyć na taką
nagrodę.
– Później przychodziła refleksja, chwila opamiętania, a później znowu „dołek”. Stopniowo jednak przychodziły takie
małe sukcesy, jakieś pozytywnie załatwione sprawy. Później,
później, powoli zaczynała pojawiać się satysfakcja. Satysfakcja, że to jest możliwe, że można inaczej żyć.
Teraz jest Pan zadowolony, że osiągnął równowagę,
że już nie poddaje się tym nastrojom, nie pozwala
emocjom manewrować sobą?
– Staram się opanować i doceniać to, co otrzymuję jako
mieszkaniec schroniska.
Osoby bezdomne, mające problem z alkoholem, odróżniają się od reszty przechodniów swoim zachowaniem, swoim wyglądem; w Pana przypadku tak nie
jest.
– Po pierwsze, mieszkaniec schroniska nie ma prawa chodzić głodny, nie ma prawa chodzić brudny. Jeżeli zadba o
siebie, nie ma prawa być zaniedbanym, bo jest możliwość
i przebrać się i wykąpać, nikt nikogo spod prysznica nie wypędza, pościel można nawet i co tydzień zmienić. Wie pani,
i druga sprawa... nauczyć cieszyć się z takich drobnych
rzeczy.
Pięknie powiedziane.
– Wie Pani, to daje satysfakcję. Nie oczekiwać nie wiadomo
czego, ale po prostu, coś się udało, to tak trzymać.
Mały kroczek, ale do przodu. Proszę mi powiedzieć,
jak to się stało, że znalazł się Pan na ulicy? Czym
wcześniej się Pan zajmował? Mogę zapytać o wiek,
panów chyba można pytać o wiek?
– Można, mam 65 lat.
Dziesięć lat temu znalazł się Pan tutaj, miał Pan wówczas 55 lat i tyle lat samodzielnego życia.
– Proszę panią, powiem otwarcie. Mieliśmy się w chałupie
pozabijać? Uznałem, że nie warto.
Miał Pan rodzinę?
– Oczywiście, że tak. I auto było, i pieniądze, i konto... Pracowałem na WSK, wybudowaliśmy dom, wszystko, później
miałem trochę handelku, było auto, jeździło się. No było,
było, ale się spit...
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 17
KALASANCJUSZ
Czyli powodem były małżeńskie, rodzinne problemy.
No, ale ten dom, przecież budowaliście razem...
– Tak, był nasz...
I po prostu kiedyś wyszedł Pan z tego domu i już nie
wrócił.
– A po co miałem tam chodzić, mieliśmy sobie nawzajem
krzywdę zrobić? Później miałem zawał jeden, drugi, później
było chorobowe, grupa...
Ma Pan teraz jakieś środki własne?
– Emeryturkę, będąc tutaj jeszcze pracowałem.
Zdecydował Pan, że wobec tych kłopotów w domu,
najlepiej będzie zostawić to wszystko. To nie był prosty wybór. Zapewne czasem wydawało się, że jest to
dobre rozwiązanie i że dobrze Pan zrobił, ale na
pewno było też trudno…
– Proszę panią, było tragicznie nieraz. Wie pani, jak trudno,
jak ciężko jest przestawić się na to, żeby na nowo zacząć
mieć satysfakcję z życia? To jest „ch...nie” ciężko. Zmienić
swój sposób myślenia i zachowania, przestawić się na zupełnie inne tory... Trzy lata mnie kosztowało, żebym zaczął
się jakoś odnajdywać. Niekiedy, faktycznie było bardzo źle.
I co wtedy się działo? Alkohol? Towarzystwo?
– Dokładnie tak. To była wegetacja.
Gdzie Pan wtedy mieszkał?
– Mam za sobą różne doświadczenia − doświadczenie
mieszkania w różnych miejscach: na dworcu, w parku, na
klatkach schodowych...
Gdzie jeszcze można mieszkać?
– Oj wszędzie, to zależy od pory roku. Już i żabki po mnie
skakały i ślimaki łaziły...
RZESZOWSKI
17
czy chłop – zawsze przywitają się: Cześć Adam, co słychać?
Jestem przy okienku, odbieram te brudne miski, miseczki,
zamieniamy słowo, mogę też obserwować, co się dzieje na
jadalni.
Ma Pan kontakt z osobami korzystającymi z jadłodajni. Spotkania, rozmowy przy tej okazji sprawiają Panu radość?
– Tak, możemy chwilkę porozmawiać. Często ktoś prosi
o pomoc, np. potrzebuje reklamówki, albo słoika, ktoś zapomniał pojemnika na zupę dla kogoś, albo jest pyszna
zupa i chce sobie jeszcze zabrać, to czemu nie?
Oczywiście, że tak. Móc komuś pomóc, to sama przyjemność.
– W każdym bądź razie jeszcze nie zgrzytają zębami na
mnie.
Tak myślę, że nie. Proszę Pana, miał Pan kiedyś dom,
samochód i takie normalne życie, ale czy potrafił się
Pan cieszyć tym, że przystanął Pan z kimś na chwilę,
porozmawiał, wyświadczył najdrobniejszą nawet
przysługę?
– Wtedy nie zastanawiałem się nad tym. Wiem natomiast, że
w ogólnym rozrachunku swojego życia, nie warto żałować
tego, że się miało chałupę, że człowiek musiał kombinować i tego, jak ten dzień był od rana do wieczora napięty
i nie wiadomo, czym mógł się skończyć.
Już to mówiłem na początku, trzeba umieć cieszyć się z takich drobnostek, z małych sukcesów.
Czyli, niewiele człowiekowi potrzeba.
– To nie musi być wygrana w totolotka, chociaż przydałaby
się, nie powiem. Wie pani jaka to satysfakcja wsiąść na
rower, oczywiście nie teraz, ale jak jest ciepło, kwiatki, zielono i sobie tak dyla na Bulwary, później przeskoczyć zaporę, pojechać nad zalew?
Trudno sobie to wyobrazić.
– Tak było, zanim tu przyszedłem. Później to już tak starałem się... Z różnym skutkiem mi to wychodziło, ale starałem się. Zawsze był najgorszy ten drugi dzień, jutro,
kiedy przychodziły takie refleksje... i co dalej? Ale później
znalazła się nowa okazja, znowu dzień wrócił do normy.
Rzadko mi się to udaje, ale chyba wiem, o czym Pan
mówi. Ma pan rower?
– Tak, mam swój rower, prawie każdy praktycznie ma tutaj
rower.
Takie zamknięte koło. Ale powolutku doszedł Pan do
tego, że alkohol nie pomoże. A jak jest teraz?
– Proszę pani, ja zawsze Boga prosiłem, nie żebym przestał
pić, ale żebym nauczył się pić. I chodzi o to, aby owszem,
nie powiem, pójdę do znajomych, wypijemy lampkę wina,
wypijemy kielicha, pogadamy i na tym się kończy. I nieraz
miesiąc, dwa, po prostu nie ma okazji, to się nie pije. Nie
ma tak, że idę do sklepu, chociaż pieniądze są, co za problem pójść do sklepu i sobie kupnąć.
Chciałby Pan jeszcze coś dodać?
– W społeczeństwie istnieje przekonanie, że jak ktoś jest ze
schroniska, to jest jakiś wyrzutek, nie wiadomo co. A ja
pani powiem, że tutaj są nie tylko pijaki, degeneraci, czy
jacyś tam. Są inżynierowie, jest magister, jest prawnik, są
osoby, które nie palą, są osoby, które nie piją, są osoby niewierzące, są zielonoświątkowcy. Są osoby, które klną jak
szewc, są osoby, które złego słowa nie powiedzą. Są osoby
chętne do pomocy i są też tacy, których to nic nie obchodzi.
Nie można generalizować, że schronowi to jest samo zło,
nie. Naprawdę są tutaj wartościowi ludzie.
Już nie czuje Pan takiej potrzeby? Jest dobrze tak jak
jest, bez sięgania po alkohol?
– Trzeba naumieć się cieszyć z drobnostek. Z takich
zwykłych rzeczy.
Również tak uważam i w zupełności podzielam Pana
zdanie. Bardzo dziękuję za rozmowę.
To proszę mi powiedzieć: co Pana wczoraj ucieszyło?
– Wczoraj? Co mnie wczoraj ucieszyło? O, to chyba dużo
radości, dużo rzeczy. Wie pani, lubię ludzi i vice versa, oni
też odnoszą się do mnie, nie jak do schronowego, ale tak
normalnie. Często mam dyżur na myjce. Jak przychodzą na
zupę z miasta, to czy starszy, czy młodszy, czy dziewucha,
23 lutego 2013 r.
rozmawiała Krystyna Janowska
Św. Alfons Maria de Liguori, Stając przed Bogiem, Kraków,
2010, str. 129.
1
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
18
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 18
RZESZOWSKI
Spacerował między stoiskami jednego z meksykańskich targów, kiedy to natknął się na połamaną figurę
Chrystusa. Figura stała się wystarczająco silnym bodźcem do napisania książki „Mi Cristo Roco” („Mój
Chrystus połamany”). Jezuita, Ojciec Ramon Cue Romano stworzył historię prostą, a zarazem bardzo intymną, której bohaterem jest sam Bóg.
Książka składa się z dwóch części. Pierwsza to kilka wielkopostnych medytacji wygłoszonych przez zakonnika
w wielu programach telewizyjnych, a następnie wydanych
na płytach; druga powstała kilka lat później.
Papież Jan Paweł II określił twórczość Ramona Cue
„chwalebną formą apostolstwa” i podziękował za nią. „Mój
Chrystus połamany” stał się przewodnikiem dla czytelników, księży (czerpiących z książki inspiracje do swoich
kazań) i… teatrów. Nieskomplikowana fabuła i prostota
formy pozwoliła na dostosowanie historii zapisanej przez
meksykańskiego jezuitę do potrzeb gry scenicznej.
Z możliwości tej skorzystała też nasza „ATMOSFERA”.
Kilka dni po wystawieniu dickensowskiej „Opowieści wigilijnej”, rozpoczęły się przygotowania „Chrystusa…”; przedstawienia dotykającego tego, co dla chrześcijanina jest
najważniejsze w drodze do Nieba – miłosierdzia.
Przygotowanie spektaklu u Pijarów składa się zwykle
z kilku etapów. Pierwszy to tzw. burza mózgów i wybór odpowiedniego scenariusza. Kolejnym są dylematy reżyserki
– Marty Kalandyk, związane z obsadą (jak się okazuje, przydzielenie odpowiedniej roli poszczególnym aktorom jest
nie lada wyzwaniem). Etap trzeci – najbardziej wymagający
– to próby. Dla naszych aktorów są trudne przede wszystkim dlatego, że ustalenie ich terminów staje się skomplikowaną operacją logistyczną. Częstotliwości prób nie
sprzyjają dojazdy związane ze studiami, podobnie jak rozbieżność wiekowa aktorów, którym wśród zajęć dodatkowych nie zawsze łatwo jest wygospodarować odpowiednią
ilość potrzebnego czasu. „Okres próbowania” zamyka się
więc w 6–7 spotkaniach. Etap ostatni, czwarty – to zbieranie owoców „katorżniczej” pracy, czyli występ.
Ostatnie zbiory miały miejsce 7 kwietnia, w dolnym kościele. Początek – o godzinie 9.00. Wczesna pora była uzasadniona: trzeba zasłonić okna, powtórzyć teksty,
ucharakteryzować się i ostatni raz, jeszcze bez tremy, zagrać
przedstawienie we własnym gronie.
Punkt dwunasta, w wypełnionym po brzegi dolnym kościele – przez żądnych „katharsis” widzów – zgasło światło.
Oprócz szmeru widowni słychać było już tylko brzmienie
głośnego gongu, oznajmiającego, że… przedstawienie czas
zacząć. Początek zaskakujący. Na scenie pojawił się
wątpliwy w swej uczciwości blondwłosy handlarz i jego pomocnik – Młody. I jak to nierzadko na targu bywa, był też
nielubiany przez nich obcokrajowiec… o wdzięcznym
pseudonimie – Arab. Do straganów podchodzili kolejni
klienci: dzieci bogate, biedne (które nie mogły liczyć na
łaskawość sprzedawcy), Biznesmen z żoną, prostytutka
Magdalena, złodziej – pijaczek z córką, babunia i braciszek
zakonny, który po zaciętych targach nabył połamaną, drewnianą figurkę Jezusa ukrzyżowanego. Całość wyjęta niczym
ze Stadionu Dziesięciolecia.
Zakonnika śmiało uznać można za jedną z głównych
postaci. Główną, ale nie najważniejszą. Najważniejszy jest
tu Chrystus. To on przemówił z kawałka drewna, dając
świadectwo miłości i zmieniając życie poszczególnych bohaterów. Braciszek zrozumiał, że ważniejsze od skrzętnego
ukrywania i złocenia Boga jest dzielenie się Nim z innymi.
Pijak uświadomił sobie, jak marny pędził żywot i ilu ludzi
skrzywdził. Natomiast Magdalena widząc zmarłą babcię,
która w rękach trzymała figurkę „Chrystusa połamanego”,
zdobyła się na odwagę i powiedziała: Kocham Cię. Jezu, co
chcesz, abym teraz dla Ciebie uczyniła?
Wzruszającą scenę uzupełnił śpiew dziewczyny przed
obrazem Jezusa cierniem ukoronowanego. Potem była już
tylko burza oklasków i zbieranie gratulacji.
Czwarte w kolejności przedstawienie pijarskiego teatru
„ATMOSFERA” należy więc uznać za udane. A kiedy coś się
udaje, od razu pojawia się pytanie: co dalej? Odpowiedź
jest prosta – nowy scenariusz, nowy podział ról, stres
związany z terminami prób, trema i wreszcie samo przedstawienie. Można być pewnym jednej rzeczy; kolejny spektakl będzie inny niż poprzednie. Najprawdopodobniej po
raz pierwszy zobaczymy repertuar świecki – bajkę lub kabaret. Premiera – przed wakacjami.
Jakub Jamrozek
„Chrystus połamany” – OBSADA:
BRAT ZAKONNY – Dawid Oczoś
BOGATE DZIECI – Ola Michno, Kasia Tarnawska
BIEDNE DZIECI – Oskar Rumak, Tomek Sowa,
Adrian Myrda
KLIENTKA – Barbara Tarnawska
BIZNESMEN – Damian Ruszel
ŻONA BIZNESMENA – Monika Oczoś
MARIA MAGDALENA – Marta Kalandyk
PIJAK-ZŁODZIEJ – Miłosz Rumak
CÓRKA PIJAKA – Zosia Kustra
HANDLARZ – Kuba Jamrozek
MŁODY – Dominik Pyjor
ARAB – Łukasz Kotarba
BIZNESMEN II / KIEROWCA WIESŁAW – Damian Szela
STARUSZKA – Agata Chmiel
OBSŁUGA TECHNICZNA – Kuba Malec
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
2013-04-24
14:06
Strona 19
KALASANCJUSZ
RZESZOWSKI
19
Kalasancjusz_4_2013:Layout 1
20
2013-04-24
KALASANCJUSZ
14:06
Strona 20
RZESZOWSKI
Obrazy Matki
Bożej Szkół
Pobożnych
Obraz Matki Bożej Szkaplerznej
w kościele pw. Świętego Krzyża
w Rzeszowie przy ul. 3 Maja pochodzi z czasów, gdy kościół ten i przylegające do niego kolegium (otworzone w 1658 r.) należały do zakonu
pijarów. W wielu miejscach, gdzie
pijarzy podejmowali działalność
szkolną i duszpasterską, zaprowadzali – na wzór Założyciela zakonu
św. Józefa Kalasancjusza – kult Matki
Bożej. Jednym z wyrazów tego kultu
było ufundowanie obrazu Madonny
z Dzieciątkiem, kopii obrazu z maObraz Matki Bożej Szkaplerznej z kościoła
Obraz Matki Bożej Szkół Pobożnych
cierzystego domu i kościoła pw.
pw.
Świętego
Krzyża
w
Rzeszowie
z kościoła pw. św. Pantaleona w Rzymie
św. Pantaleona w Rzymie. W ten spona zdjęciu wykonanym w 2013 r.
sób wierni Rzeszowa, zwłaszcza
młodzież ucząca się, otrzymali obraz
Matki Bożej Szkół Pobożnych. Z biegiem czasu nabożeństwo o tym tytule i obraz zostały przekształcone na kult Matki Bożej
Szkaplerznej, a obraz otrzymał dodatkowe elementy: szkaplerz oraz herby zakonu pijarów i karmelitów – krzewicieli kultu
Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (Szkaplerznej).
KALENDARIUM WYDARZEŃ W NASZEJ PARAFII
1–4 maja – Udział ministrantów w Parafiadzie Środowisk Pijarskich w Krakowie.
3 maja – Pielgrzymka delegacji parafii do Sanktuarium Matki Bożej Nauczycielki Młodzieży w Warszawie
na Siekierkach z okazji 70–lecia objawień na tym miejscu i 25–lecia parafii.
19 maja – Pierwsza Komunia Święta dzieci z naszej parafii.
25 maja – W Krakowie święcenia kapłańskie naszego parafianina diakona Przemysława Belcyra SchP
i diakona Dawida Borkowskiego SchP, który odbywał u nas praktykę duszpasterską.
26 maja – Rocznica przyjęcia Pierwszej Komunii Świętej dzieci klas trzecich.
28 maja – 25. rocznica święceń kapłańskich naszego parafianina o. Mariusza Skotnickiego SchP
pracującego w Łapszach Niżnych.
30 maja – Uroczystość Bożego Ciała – procesja ulicami parafii; odpowiedzialni za budowę ołtarzy i trasa
procesji będą podane w ogłoszeniach duszpasterskich.
31 maja do 2 czerwca – Parafiada regionalna w Rzeszowie przy naszym kościele.
16 czerwca, godz. 12.30 – Msza Święta prymicyjna o. Przemysława Belcyra SchP.
14–20 lipca – Finał jubileuszowej XXV Międzynarodowej Parafiady Dzieci i Młodzieży w Warszawie.
NABOŻEŃSTWA MAJOWE KU CZCI NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
3 maja i niedziele – godz. 17.30
Dni powszednie – godz. 18.30
Wydawca: Parafia Rzymskokatolicka pod wezwaniem św. Józefa Kalasancjusza w Rzeszowie,
ul. Lwowska 125, 35–301 Rzeszów, tel. 17 853 62 62, e-mail: [email protected]
Teksty do redakcji można wysyłać na adres: [email protected], www.rzeszow.pijarzy.pl
Skład: Anna Maternia; Druk: EuroPrint Rzeszów, ul. Wspólna 4, tel. 17 860 05 60
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz zmiany ich tytułów.

Podobne dokumenty