Wspomnienia z wyzwolenia Prandocina

Transkrypt

Wspomnienia z wyzwolenia Prandocina
WSPOMNIENIA Z WYZWOLENIA PRANDOCINA W 1945 ROKU
16 stycznia 2012 r. minęła 67 rocznica wyzwolenia spod okupacji niemieckiej naszego
regionu. Ten niezwykle trudny okres naszej historii trwał 1957 dni. Zanim nadszedł
upragniony 16 stycznia, wiele wydarzeń złożyło się na kres panowania Niemiec
w Generalnej Guberni.
W nocy z 12 na 13 stycznia 1945 roku ruszyła kolejna ofensywa „Wisła–Odra”, której
celem było rozbicie wojsk niemieckich na zachód od Wisły, sforsowanie Odry i w dalszej
kolejności zdobycie Berlina. Realizacji tych zadań podjął się I Front Białoruski pod
dowództwem marszałka G. Żukowa oraz I Front Ukraiński dowodzony przez marszałka
I. Koniewa. Terenów między Wisłą, a Karpatami, przez które przebiegała linia frontu, broniła
niemiecka grupa Armii „A” pod dowództwem gen. płk. J. Harpego (od 17 stycznia pod
dowództwem feldmarszałka Schoernera). W tym czasie Rosjanie dysponowali już dużą
przewagą militarną nad wojskami niemieckimi.
Jako pierwsze rozpoczęły działania wojska I Frontu Ukraińskiego nacierając
z przyczółka sandomierskiego w kierunku Kielc, Krakowa, Częstochowy i Wrocławia. Opór
niemiecki był stosunkowo słaby. Już 13 stycznia Rosjanie po przerwaniu frontu wyzwolili
szereg miejscowości z naszego regionu. Odgłosy walk, a zwłaszcza huk artylerii, słychać było
w Prandocinie. Na niebie pojawiały się nieliczne już w tym czasie formacje samolotów, które
z lotniska Rakowice w Krakowie atakowały zbliżające się z kierunku północnego wojska
rosyjskie. 15 stycznia Rosjanie opanowali Kielce. 16 stycznia, po uprzednim zajęciu
Jędrzejowa, wkroczyli do Miechowa, opuszczonego poprzedniego dnia przez administrację
i wojska niemieckie. Niemcy, wycofując się z miasta, zniszczyli 3 mosty kolejowe i podpalili
największy młyn w powiecie miechowskim, zwany „Marymontem”. W czasie wycofywania
wojsk okupanci zniszczyli ważny węzeł kolejowy koło Miechowa Tunel. Zniszczenia samego
miasta były stosunkowo niewielkie, a to między innymi dlatego, że wskutek szybkiej
ofensywy sowieckiej
Niemcy nie zdążyli obsadzić wojskami umocnień na zachód od
Miechowa. Nieliczna załoga niemiecka, broniąca się w okopach i bunkrach, została
częściowo zniszczona, a część żołnierzy dostała się do niewoli sowieckiej.
Prandocin został wyzwolony 16 stycznia, miałem wtedy dziesięć lat. Kiedy wracam
wspomnieniami do tamtych dni, przypominam sobie melodię często śpiewaną przez
Niemców, którzy w asyście mieszkańców Prandocina i okolicznych wsi, maszerowali do prac
przy budowie okopów w rejonie Smrokowa, ZagajaSmrokowskiego i Kacic. Była to melodia
Haili, hailu, hajla. Niemcy zajęli budynek szkoły i remizę strażacką. Był to oddział
składający się z około 30 żołnierzy.
W dniu wyzwolenia czuło się, że dzieje się cos nadzwyczajnego. Cała moja rodzina
zgromadziła się w domu. Byliśmy pod opieką ojca, który posiadał doświadczenie wojenne,
gdyż brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku i jako żołnierz przemierzył ze swoim
oddziałem szlak z Krakowa za Lwów, gdzie został wzięty do niewoli przez Rosjan. Nasz dom
znajdował się w środku prowizorycznych umocnień zajmowanych przez Niemców, którzy
prawdopodobnie szykowali się do obrony przed Rosjanami odcinka drogi dzisiejszej E-7.
W ciszy jaka zapanowała w godzinach popołudniowych, usłyszeliśmy warkot maszyn
i szczęk czołgowych gąsienic, zbliżających się od strony wschodniej. Przez okna
zobaczyliśmy pierwszy czołg, który ostrożnie wjechał w rejon, w którym Niemcy czaili się na
swoich stanowiskach. Z posesji naszego sąsiada wystrzelono pocisk, który zerwał gąsienice w
czołgu. Pojazd wraz z załogą, został unieruchomiony na środku drogi. Niemcy go nie
atakowali. Kolejne dwa czołgi z desantem żołnierzy posuwały się ostrożnie, badając teren.
Ten moment utkwił mi w pamięci do dziś. Wyglądając przez okno, widziałem jednego z
żołnierzy rosyjskich, który zeskoczył z czołgu i strzelając z pepeszy szedł w stronę dawnego
budynku gminy. Ugodzony pociskiem wystrzelonym przez Niemca, zatrzymał się i
przewrócił. Drugi żołnierz sowiecki zginął w podobny sposób, w odległości 30 metrów, koło
remizy strażackiej. Jeden z czołgów przystanął, skierował lufę w stronę remizy i wystrzelił,
przez co uszkodził drogę. Następny pocisk został wystrzelony w stronę wieży kościoła
parafialnego. Żołnierze sowieccy znajdujący się na drugim czołgu zauważyli, że ich kompani
zostali zaatakowani. Jeden z żołnierzy zeskoczył z pojazdu, wytropił Niemca i zastrzelił go na
miejscu. Maszyny powoli posuwały się dalej. Jedna z nich obróciła wieżyczkę w stronę
szkoły i wystrzeliła, trafiając w róg budynku od strony zachodniej. Drugi czołg wystrzelił dwa
pociski w stronę wieży kościoła, spodziewając się tam obserwatora. Kolejna maszyna
wjechała na podwórko posesji pana Adamczyka, uszkadzając róg domu. Stamtąd wystrzelił
dwa pociski w kierunku kościoła. Zahaczyły one o dach domu pana Piotrowskiego, który
szybko się zawalił. Każdy z pięciu pocisków, jakie trafiły w kościół, w czasie remontu
wbudowano w jego mury i tkwią w nich do dziś. Dwa czołgi, mając wolną drogę, ruszyły
dalej w kierunku zachodnim. Niemcy natomiast zabrali zwłoki swego żołnierza i wycofali się
w nieznanym kierunku.
W czasie tej potyczki na niebie ukazał się samolot rosyjski, który zbombardował pozycje
niemieckie zrzucając trzy bomby. Nie wyrządziły one żadnej szkody, pozostawiając jedynie
głębokie leje pomiędzy kościołem, a remizą.
Ciała dwóch żołnierzy sowieckich i trzeciego, który w czasie późniejszym w kolumnie
przechodzących wojsk spadł z pojazdu na drogę i został przejechany, pochowano na
miejscowym cmentarzu od strony północnej. Po kilku latach ciała zostały ekshumowane
i prawdopodobnie pochowane na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
16 stycznia Rosjanie nie pokazali się już w Prandocinie. Rankiem 17 stycznia
widzieliśmy kolumny pojazdów i maszerujących żołnierzy, pytających o drogę na Berlin.
Inaczej wyglądał moment wyzwolenia według relacji mieszkańców Smrokowa (wywiad
w Gazecie Krakowskiej). 16 stycznia 1945 roku od strony Wężerowa wjechały do Smrokowa
trzy czołgi. Jechały bardzo szybko. Rosjanie wiedzieli, że są tam umocnienia, które muszą
zająć. Niemcy mieli niewielu żołnierzy, liczyli na to, że ich armia zdąży nadciągnąć od strony
Iwanowic. Najpierw przebiły się trzy rosyjskie czołgi, jeden z nich został uszkodzony. Drugi
próbował blokować transporty kolejowe od strony Tunelu. Tego dnia Niemcy prowadzili
ostrzał od strony Zagaja, Rosjanie od strony Wężerowa. Kule przelatywały nad głowami
mieszkańców Smrokowa. Atak trwał krótko. Rosjanie posuwali się do przodu bardzo szybko.
Od okopów przy rzece do okopów za szkołą. Rosjanie padali i podrywali się wiele razy, by
wreszcie osiągnąć swój cel, zdobywając okopy. Czterech z pięciu Niemców wyprowadzonych
przez Rosjan zostało zabranych do młyna, gdzie znajdował się pułkownik. Zaraz potem
zostali wyprowadzeni i rozstrzelani. Piątego żołnierza, bez nogi, Rosjanie zabili od razu. Po
trzech dniach mieszkańcy pochowali zabitych Niemców, w miejscu, gdzie później, w latach
70-tych powstało boisko i magazyn na nawozy. W pobliżu rzeki zostali pochowani Rosjanie,
ale ciała ich jeszcze w czerwcu 1945 roku zabrano do Miechowa,
Z pewnością żyje jeszcze wiele osób pamiętających tamte dni, którzy mogliby przekazać
te wspomnienia i historię tamtych lat kolejnym pokoleniom.
Ofensywa trwała dalej. W Krakowie o brzasku od strony Witowic i Bronowic nadciągały
oddziały 135 Dywizji Piechoty i 4 Korpusu Pancernego Gwardii. O godzinie 16.00 radzieckie
czołgi wjechały na Rynek Główny. Zakończyła się okupacja niemiecka, ale dla wielu
krakowian wkroczenie Armii Czerwonej i nastanie nowej władzy nie było wcale początkiem
długo oczekiwanej wolności. Wojska niemieckie, na skutek odcięcia drogi katowickiej przez
oddziały radzieckie musiały wycofać się na południe w kierunku Wadowic i Żywca. Tego
dnia, 18 stycznia 1945 roku na Wawelu znów powiewała biało – czerwona polska flaga.
Stanisław Gołda

Podobne dokumenty