Interesujące jest to, że słowa oznaczające matkę i ojca są
Transkrypt
Interesujące jest to, że słowa oznaczające matkę i ojca są
Witaj, mowo − podtrzymanie dialogu poprzez M.S.W. 161 Interesujące jest to, że słowa oznaczające matkę i ojca są uderzająco podobne we wszystkich kulturach („mama” i „tata”, „mati” i „tati”, „mater” i „fater” itd.). Rodzice naturalnie zakładają, że dziecko w końcu nazywa ich w ten sposób, lecz Alison Gopnik, Ph.D., Andrew N. Meltzoff, Ph.D. i Patricia K. Kuhl, Ph.D. − autorzy książki pt. „Naukowiec w kołysce” (The Scientist in the Crib) podnoszą interesującą kwestię: „Nie jest całkowicie jasne, czy niemowlęta mówią »mama« i »dada«, ponieważ ich ukochani rodzice sami tak siebie nazywają, czy też − przeciwnie − rodzice tak siebie nazywają, ponieważ niemowlęta zawsze zwracają się do nich w ten sposób”. Autorzy piszą również, że wyniki badań przeprowadzonych w ostatnim dwudziestoleciu rzucają fascynujące światło na pierwsze słowa wypowiadane przez człowieka. Niemowlęta rzeczywiście mówią „mama” i „dada” (co oczywiście nie wiąże się z zagadnieniem pierwszeństwa!). Ponadto wypowiadają wiele słów, których dorośli nie zauważają (prawdopodobnie dlatego, że ich nie oczekują). Znaczenia większości pierwszych słów dziecka znane są tylko jemu samemu (oraz jego starszemu rodzeństwu − patrz: tekst wyodrębniony na s. 156). Przykładem może być „bu-ta-ta” mojej Sary − oznaczające herbatkę. Słowa te mogą znaczyć to, co przypuszczamy lub też zupełnie co innego. Dlatego właśnie uważna obserwacja i słuchanie mają tak wielkie znaczenie (nie ma innego sposobu wydobycia tych znaczeń z kontekstów). W końcu jednak dziecko przyswaja sobie prawdziwe znaczenie słowa i zaczyna je stosować w różnych sytuacjach. Jest to już jakieś osiągnięcie. Co innego wypowiadać słowo, a co innego używać go prawidłowo do nazywania przedmiotów, zdając sobie sprawę, że mimo oczywistych różnic ta sama nazwa może pasować do dwóch różnych przedmiotów. Amy, na przykład, nazywająca ciężarówki „...lówkami”, potrafiła sobie uświadomić, że każdy duży i hałaśliwy pojazd przejeżdżający ulicą należy do tej samej kategorii, co nieduża zabawka w jej pokoju. Nietrudno zrozumieć, dlaczego ogarnięcie tej ogromnie skomplikowanej idei − że te same słowa oznaczają różne rzeczy należące do wspólnych abstrakcyjnych kategorii − często współistnieje w czasie z zabawami wymagającymi twórczej wyobraźni i posługiwania się pojęciem symbolicznej reprezentacji. Na tym etapie rozwoju umysł dziecka gwałtownie rozszerza swoje możliwości. Działa jak komputer, do którego wprowadzamy nowe dane. Maluszek stara się zrozumieć, co właściwie znaczą nowo poznane słowa. Chwilami może to być trudne zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców. Pomóżmy mu, nazywając każdą rzecz, którą wskaże. Może się też zdarzyć, 162 JĘZYK DWULATKA że słowo „kubek” będzie oznaczało pragnienie, a nie tylko wskazanie lub dostarczenie kubeczka stojącego na półce. Jeżeli wydaje nam się, że chodzi o sam przedmiot, podajmy go. Gdy dziecko protestuje, to znaczy że coś się za tym kryje. „Aha, pewnie chce ci się pić, prawda?”. Nalejmy więc trochę wody do kubeczka i dajmy dziecku do wypicia. Co? Nie ma taty? Ku wielkiemu zdziwieniu i rozczarowaniu własnych ojców, wiele dwulatków zaczyna nagle nazywać „tatą” każdego mężczyznę −od wujków poczynając, a na doręczycielach kończąc. Powtarzanie słowa nie musi oznaczać, iż dziecko dokładnie je rozumie. Przed osiągnięciem pewnego poziomu poznawczego „tata” − jak wiele innych słów − ma dla konkretnego dziecka specjalne znaczenie. Musi jednak upłynąć trochę czasu, nim skojarzy je ono z człowiekiem, który co wieczór przychodzi do domu i goni swego synka po pokoju. Niektórzy tatusiowie mają nieco inne „zażalenia”. Jeden z nich zapytał mnie niedawno, dlaczego Ola mówi słowo „mama”, a nie mówi „tata?”. Okazało się, że dziewczynka prawie nigdy tego słowa nie słyszała, ponieważ do jej taty wszyscy zwracają się w domu po imieniu. Nie mogła więc nauczyć się słowa „tata”, bo go nie znała. Wczesne słownictwo dziecięce bywa różne, choć pewne słowa związane z życiem codziennym maluszka pojawiają się częściej niż inne, np.: jeść, pić, buzi, kicia, kąpu, bucik, soczek. Niektóre wyrazy i pojęcia przyswajane są niemal natychmiast, trzeba jednak pamiętać, że w nauce języka dzieci potrzebują praktyki, podobnie jak dorośli; nie wystarczy jednorazowe usłyszenie słowa − aby się go naprawdę nauczyć, trzeba słyszeć je wielokrotnie w różnych kontekstach. Uważam, że ze słowami jest podobnie jak z jedzeniem − trzeba coś podać cztery lub pięć razy, by dziecko przyzwyczaiło się do tego. Nie popadajmy we frustrację, gdy nie powtarza od razu nowego słowa; zaakceptujmy to, że nie jest jeszcze gotowe. Wprowadzajmy również słowa oznaczające emocje. Pokażmy dziecku obrazek i powiedzmy: „Ta mała dziewczynka wygląda na smutną”. Albo: „Czy widzisz, które dziecko jest smutne?”. Zapytajmy, co je zasmuciło. Zwróćmy uwagę, że ludzie czasem płaczą, kiedy są smutni. Zobaczmy, czy nasze dziecko potrafi pokazać smutną buzię. (Patrz także: s. 228). Witaj, mowo − podtrzymanie dialogu poprzez M.S.W. 163 Pamiętajmy, że dla naszego malucha wszystko jest ciekawe; każde nowe doświadczenie czegoś go uczy. Nazywajmy słowami rzeczy i działania wypełniające dzień (patrz: teksty na ss. 152−153). Mówmy do dziecka stale krótkimi zdaniami, np.: „Popatrz, tam jedzie czerwony samochód”. Dziecko będzie umiało zareagować na proste pytania (np.: „Gdzie włożyłaś misia?”) i nieskomplikowane polecenia (np.: „Przynieś do mamy swoje buciki”). Będzie się czuło ważne i dumne, gdy uda mu się rozwiązać prosty problem i pomyślnie wykonać prośbę. Trzeba mu stwarzać jak najwięcej możliwości w życiu codziennym: „Przynieś mi książeczkę o króliczku”, „Włóż do wanienki zabawki, które chcesz”, „Wybierz sobie książeczkę” itp. WSKAZÓWKA: Powinniśmy odpowiednio reagować, gdy dziecko wyraża emocje. Traktując „ryjki” maluszka jako rzecz miłą oraz reagując na nie śmiechem i przytulaniem, rodzice dają dziecku sprzeczne komunikaty. Praktyka taka może doprowadzić do tego, że nie będzie wiadomo, czy kolejny „ryjek” oznacza niezadowolenie, czy tylko próbę zwrócenia na siebie uwagi (patrz także: ss. 239−240). Zabawa z nazywaniem rzeczy. Po kilku miesiącach rozmów z dzieckiem, które jeszcze nie mówi, zaznajamiających je z nazwami rzeczy, następuje nagle gwałtowna eksplozja mowy. W naszych zapiskach − jeśli je prowadziliśmy − znalazło się prawdopodobnie około 20−30 pierwszych słów maluszka. Teraz dziecko, wskazując różne przedmioty, nazywa je. W okresie 2−3 miesięcy jego słownictwo może się zwiększyć do dwustu słów (a przed ukończeniem czwartego roku życia do około pięciu tysięcy). Przedtem wydawało nam się, że dziecko nie zapamiętuje naszych objaśnień; obecnie zadziwia nas liczbą zapamiętanych wyrazów. Naukowcy wysuwają wiele hipotez na temat przyczyn owych nagłych wybuchów mowy. Większość z nich jest zgodna, iż są one oznaką nowej fazy rozwoju pojmowania oraz że warunkiem pojawienia się zjawiska jest wcześniejsze przyswojenie 30−50 słów. Łatwo można zaobserwować, że dzieci, z którymi bawiono się w nazywanie rzeczy, wcześniej uświadamiają sobie, iż przedmioty mają nazwy. Objawem tego są pytania w rodzaju „Cio to?” oraz powtarzanie zwrotów często wypowiadanych przez dorosłych. Dotyczy to wszystkiego co mówimy, trzeba więc mieć się na baczności, jeżeli nie chcemy, by nasze dzieciątko krzyknęło pewnego dnia „Cholera jasna!” (lub gorzej). Wykrzykując kiedyś często „Jezus, Maria!” w chwilach silnego zdenerwowania, nie przypuszczałam nawet, że moja Sara to zauważała. Wreszcie któregoś dnia w supermarkecie stojąca przed 164 JĘZYK DWULATKA nami kobieta upuściła butelkę z wybielaczem. Gdy tylko butelka rozbiła się o podłogę, moja córeczka krzyknęła głośno swoim cienkim głosikiem: „Jeziuś, Maria!!!”. Miałam w tym momencie ochotę wpełznąć pod kontuar. WSKAZÓWKA: Czasami dzieci przechodzą przez stadium echolalii − ciągłego kopiowania wszystkiego, co słyszą. Zamiast odpowiedzieć na pytanie, np.: „Czy chcesz Cheerios czy kulki kakaowe?” powtarzają dwa lub trzy ostatnie słowa pytania. Jestem wprawdzie zwolenniczką zachęty do mówienia, w tym przypadku jednak lepiej będzie poprosić maluszka o wskazanie wybranego przedmiotu. W fazie, o której mowa, dziecko zaczyna również łączyć słowa w proste zdania, np.: „Mama chodź!”, „Daj cukierka!” „Pa, pa, tato!” itp. Zauważymy również, że mówi do siebie podczas zabawy, przed spaniem oraz w trakcie zasypiania. Mowa jest dla nas oczywistością, ponieważ słowa bez większego wysiłku przechodzą nam przez usta. Spójrzmy na to jednak z perspektywy dwulatka − musi on nie tylko umieć użyć dwóch słów naraz, lecz także wiedzieć, jak je połączyć, by wyrażały jego myśl. WSKAZÓWKA: Słówko „nie!” wcale nie musi oznaczać, że nasz maluszek jest uparciuchem. Może on nawet nie wiedzieć, co to słowo oznacza. Małe dzieci często mówią „nie”, ponieważ słyszą ów wyraz wiele razy. Chcąc zatem ograniczyć u dziecka tę formę słownej negacji, zobaczmy jak często sami ją wyrażamy. Innym cennym działaniem jest przemawianie do dziecka, słuchanie wszystkiego, co ma nam do powiedzenia i poświęcanie mu uwagi, której od nas potrzebuje. Na tym etapie wiele dzieci zaczyna również grupować przedmioty. Jeżeli np. rozłożymy jakieś zabawki i poprosimy o wkładanie jednych do naszej prawej dłoni, a innych do lewej, zwykle zostaną one jakoś posegregowane − samochodziki w jednej kupce, a laleczki w drugiej. Dotąd wszystkie czworonożne zwierzęta były pieskami; teraz dziecko zdaje sobie sprawę, że istnieją też krówki, owieczki i kotki. Dobrym ćwiczeniem pogłębiającym takie pojmowanie jest prośba o nazwanie wszystkich zwierzątek, które dziecko zna − takich, które mieszkają w zoo lub w gospodarstwie rolnym. Mimo dużej liczby wypowiadanych słów, etap ten może być dla dziecka frustrujący. Może mieć kłopoty z wymową niektórych słów. Może się zacinać w środku rozmowy, nie wiedząc, jak się dana rzecz nazywa. Na Witaj, mowo − podtrzymanie dialogu poprzez M.S.W. 165 pewno będzie zadawało wiele pytań, a „nie!” będzie jednym z jego najbardziej ulubionych słów. Jest to właściwy czas na uczenie dobrych manier. Kiedy dziecko o coś prosi, przypominajmy mu słówko „proszę”, podpowiadając dopóty, dopóki go sobie nie przyswoi. Podając dziecku cokolwiek, w podobny sposób uczymy je słowa „dziękuję”. Powtarzanie tych samych sekwencji pięćdziesiąt razy dziennie spowoduje, że staną się stałym elementem kontaktów werbalnych maluszka. WSKAZÓWKA: Ucząc małe dziecko słowa „przepraszam” w chwilach gdy chcąc coś powiedzieć, przerywa rozmowę, nie mówmy: „Poczekaj minutkę, aż skończę”. Po pierwsze, dwulatek nie wie, co to jest minuta, a po drugie, wysyłamy mu w ten sposób sprzeczne komunikaty. Najpierw każemy mu przeprosić, a potem czekać. Zamiast tego lepiej pochwalić za grzeczność i posłuchać, co ma do powiedzenia. Dorosła osoba, z którą rozmawiamy, na pewno to zaakceptuje. Na tym etapie, gdy dziecko zaczyna wzbogacać swoje słownictwo i wyrażać bardziej złożone idee, ogromnego znaczenia nabiera czynność wyjaśniania. Nigdy nie sugeruję zasiadania z małym dzieckiem do nauki, zalecam natomiast organizowanie zabaw w taki sposób, by miało możność manipulowania kształtami i porównywania kolorów. Starajmy się unikać egzaminowania dziecka w zakresie rozpoznawania barw; zamiast tego wskazujemy od czasu do czasu jakiś przedmiot mówiąc: „To jest żółty banan, a to czerwony samochodzik”. Dobre są również zabawy, w których dziecko porównuje i dobiera kolory. Dajemy mu, np. czerwoną koszulkę mówiąc: „Poszukaj czerwonych skarpetek, które będą do niej pasowały”. Dzieci potrafią dopasowywać kolory, nim nauczą się je nazywać. Wprowadzamy również takie pojęcia, jak: „miękki”, „twardy”, „płaski”, „okrągły”, „w środku”, „na wierzchu” itp. Używanie tych słów pozwala dziecku zrozumieć, że przedmioty mają różne fizyczne właściwości. Maluszek wciąż jeszcze chętnie uczestniczy w „niemowlęcych” zabawach, powtarzając żłobkowe wyliczanki, których nauczył się w poprzednim okresie, teraz jednak znacznie więcej rozumie. Sam inicjuje to powtarzanie, wprowadzając nawet samodzielnie różne zmiany. Uwielbia rytm i powtarzalność. Kocha muzykę i względnie łatwo uczy się słów piosenek. Pomagają mu w tym towarzyszące słowom gesty. Dzieci w tym wieku bardzo lubią naśladować ruchy osób dorosłych. Zabawy związane z liczeniem ułatwiają dziecku rozumienie liczb. To samo można powiedzieć o piosenkach-wyliczankach, takich jak „Były sobie kurki trzy” itp. 166 JĘZYK DWULATKA W okresie, o którym mowa, trzeba szczególnie starannie dostrajać się do rozwoju dziecka. W procesie tym, jak zwykle, pozwalamy mu prowadzić. Opowiadamy o rzeczach, które dziecko interesują − o tych, którym chętnie się przygląda i którymi się bawi. W pierwszej kolejności maluszek uczy się słów związanych z codziennymi czynnościami. Zadajemy mu również pytania kształcące pamięć, zmuszające do myślenia o wydarzeniach przeszłych i o przyszłości („Fajnie było wczoraj w parku, prawda?”; „Jutro odwiedzi nas babcia. Czym ją poczęstujemy?”). Prowadząc z dzieckiem pogodną i radosną rozmowę, uczymy je tego, że porozumiewanie się jest cudowną i cenną umiejętnością. I to jest najważniejsze. Komitywa z dobrą książką (ku uciesze dwulatka) Nawet niemowlęta uwielbiają „lektury”. Wczesny kontakt z książkami sprawia, że stają się one przyjaciółmi dziecka. Nie ograniczajmy się do monotonnego czytania; modulujmy głos, wcielając się w postacie. Opowiadajmy o nich własnymi słowami. Książeczki dla dzieci poniżej trzeciego roku życia powinny spełniać następujące warunki: Proste opowiastki − dzieci młodsze lubią rozpoznawanie przedmiotów, starsze natomiast potrafią podążać za tokiem prostego opowiadania. Trwałość − książeczki dla dzieci do piętnastu miesięcy powinny mieć kartki z tektury i druk wykonany nietoksycznymi farbami. Dobre ilustracje − wyraziste kolory i czytelne, realistyczne obrazki najlepiej odpowiadają dzieciom młodszym; wraz z wiekiem dziecko radzi sobie coraz lepiej z percepcją wizerunków bardziej fantastycznych. Dalszy rozwój mowy. W trzecim roku życia dziecko znacznie poszerza swój słownik, zaczynając powoli budować trzy- i czterowyrazowe zdania. Może przy tym popełniać językowe błędy, mówiąc np. „ludź” zamiast „człowiek”, „poszłem” zamiast „poszedłem” itp. Nie trzeba się tym zbytnio przejmować. Użycia poprawnych form dzieci uczą się przez naśladownictwo, a nie w wyniku korygowania błędów. Trzylatek rozumie już znaczenie mowy jako narzędzia społecznego oraz używa jej do wyrażania siebie i zaspokajania własnych potrzeb. Bawi się słowami, wykorzystując je na wiele sposobów i cieszy się nimi. Czytanie na głos, recytowanie wierszyków i śpiewanie piosenek to wspaniałe formy zabawy służące doskonaleniu umiejętności językowych. Zabawy, w których dziecko przyjmuje na siebie Witaj, mowo − podtrzymanie dialogu poprzez M.S.W. 167 i odgrywa różne role, stają się coraz bardziej wymyślne i złożone, a w jego ruchy i działania wplatane są słowa narracji. Możemy mu w tym pomóc, dostarczając rozmaitych rekwizytów − odświętnych ubranek na przyjęcia dla lalek oraz różnych akcesoriów przypominających zajęcia dorosłych, np. słuchawki i walizeczka mogą pomagać w zabawie w lekarza. Nie zapomnijmy też o kredkach; maluszek będzie nimi rysował, a może nawet powie nam, że „pisze”. Dziecięce gryzmoły będą teraz bardziej przypominały pismo niż kilka miesięcy temu. Pod koniec trzeciego roku życia pojawia się zainteresowanie książeczkami do nauki alfabetu, nie zasiadajmy jednak do nich z dzieckiem, usiłując zmusić je do nauki literek. Zgodnie z opisanymi wcześniej zasadami wstrzymajmy się z tym do chwili, gdy samo wykaże zainteresowanie. Najważniejsze jest to, by identyfikacja liter nie była wyłącznie wizualna, lecz by kojarzyły się one z dźwiękami mowy. I z tego można także zrobić zabawę. „Zacznijmy od literki B. B... bu... bu... bucik. Widzę... bucik! Co widzisz?”. Jeżeli czytanie było dotąd częścią rytuału wieczornego (a jeśli nie, to dlaczego?), to można się spodziewać, że maluszek przyjmie z ochotą naukę czytania. Nie bądźmy zdziwieni, gdy przez wiele miesięcy będzie prosił co wieczór o tę samą książeczkę. Jeżeli za którymś razem pominiemy kilka stron, natychmiast przywoła nas do porządku: „Nie, to nie tak. Teraz powinno być o kurczaczku!”. W odpowiednim czasie nasza pociecha może nas nawet chcieć wyręczyć w czytaniu. Pozwólmy jej to zrobić; z pewnością zna cały tekst na pamięć. Mówić czy nie mówić Postępy dziecka we władaniu mową są dla rodziców niewyczerpanym źródłem radości, a czasami − jak w opisanym przeze mnie zdarzeniu z Sarą w supermarkecie − bywają także przyczyną zakłopotania. Najlepiej uczą się mowy te dzieci, których rodzice wiele do nich mówią, stosując zasady „M.S.W.” − mówienia, słuchania i wyjaśniania − oraz poświęcają im sporo czasu. W kontaktach z dzieckiem nie powinno się używać niemowlęcej mowy zastępczej, ponieważ w ten sposób uczymy słów zniekształconych. Wielką cnotą rodzicielską jest cierpliwość, pozwólmy więc naszym dzieciom rozwijać się w ich własnym tempie. Fascynacja tym rozwojem nie powinna nas skłaniać do popisywania się „osiągnięciami” („Zaśpiewaj cioci Oli swoją nową piosenkę!”). Zgodnie ze wskazówkami umieszczonymi w zestawieniu na s. 170, należy zwrócić uwagę na objawy ubytku słuchu lub opóźnień w rozwoju.