Bóg Cię kocha

Transkrypt

Bóg Cię kocha
Bóg Cię kocha
Poprawiony poniedziałek, 29 lutego 2016 11:51
Miłość Boża
Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim... (Iz 43,1)
Bóg Cię kocha! Ta prawda jest fundamentem naszej wiary. Wydaje się, że w naszym
chrześcijańskim życiu słyszymy te słowa zbyt często lub zbyt rzadko. Zbyt często, by się do
nich przyzwyczaić, a może zbyt rzadko by im uwierzyć. A prawda jest taka, że jeżeli
doświadczysz osobistej i bezwarunkowej miłości Boga, który jest Twoim Ojcem, to Twoje życie
się zmieni i nie będzie już takie nim usłyszałeś: jesteś kochany.
Czasami gdy jesteśmy w kościele, gdy uczestniczymy w jakiś praktykach religijnych, czy
nawet wtedy gdy klękamy do modlitwy, czujemy się przed Bogiem bardzo anonimowi, dalecy i
Bóg wydaje się też jakiś daleki. Tymczasem Boża miłość jest osobista. Pismo Święte często
mówi o Bogu: Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba. Twój Bóg to Bóg konkretnych osób,
Bóg, który zna twoje imię, który mówi do ciebie: "Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem Cię
po imieniu: tyś moim!" (Iz 43, 1) Gdybyś był jedynym mieszkańcem tej ziemi, to Bóg nie mógłby
Cię kochać ani mniej, ani bardziej, bo właśnie TERAZ w tej minucie obdarza Cię całą miłością
Boga Wszechmogącego. Zdarza się, że słyszymy przejmujące bólem słowa: byłem
1/5
Bóg Cię kocha
Poprawiony poniedziałek, 29 lutego 2016 11:51
niechcianym dzieckiem, rodzice mnie nie zaplanowali, to była wpadka. Ale nie taki jest Bóg,
On cię dziś i każdego kolejnego dnia zapewnia:
"Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która
kocha
s
yna sw
ego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie."
"Oto wyryłem cię na obu dłoniach."
(Iz 49, 15-16a)
Bóg składa obietnicę i zapewnienie. Jesteś moim ukochanym dzieckiem. Jesteś chciany i
zaplanowany, od zawsze znam twoje imię, jesteś moim upragnionym dzieckiem. Twoje imię
jest wyryte na moich dłoniach. Ono nie jest tam napisane, ono jest wyryte, nie da się go
zetrzeć czy wymazać, jest zawsze przede mną, tak jak zawsze moja miłość jest z tobą. Nie
ma minuty, sekundy kiedy bym o tobie nie myślał. Te słowa zachęcają, by do Boga zwracać
się jak do najlepszego Taty, bo Jego miłość jest opiekuńcza, troskliwa, delikatna, Jego miłość
może przemienić życie człowieka. Bywa również tak, że wraz z naszymi doświadczeniami
wynosimy przeświadczenie, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, aby jej zaznać trzeba sobie
najpierw na nią zapracować. Trzeba być jakimś albo zrobić coś, aby stać się godnym, by ktoś
mnie pokochał. Jednak Boża miłość nie jest taka. Bóg kocha bezwarunkowo. On kocha cię
dokładnie takim, jakim jesteś w tym momencie. Twoja przeszłość, czy teraźniejszość ani to co
zrobisz w przyszłości nie może sprawić, że Jego miłość odstąpi od ciebie. Bóg jest potężny,
wielki, wszechmogący, jednak w całej swej potędze nie może przestać cię kochać. On nie
kocha cię dla twoich zalet, ale kocha cię z twoimi zaletami. Nie przestanie cię kochać ze
względu na grzech, które popełniasz. Bóg nie aprobuje zła, które czynisz, ale akceptuje cię i
robi to z miłością. Bóg kocha cię nie dlatego, że jesteś dobry, ale dlatego że On jest dobry.
Świadectwo Moniki
Od zawsze tym, czego najbardziej pragnęłam, było, by ktoś mnie kochał. Na tym polu
doznałam niejednego zawodu. Między innymi nigdy nie czułam się kochana przez moją
mamę, która całe życie dawała mi do zrozumienia, że jestem do niczego, że jestem zakałą.
Było też tak, że żaden chłopak nigdy nie odwzajemniał moich uczuć. Zaczęłam wierzyć w to,
że mnie nie można kochać. Więc i ja sama przestałam się akceptować. Wydawało się, że
wszystko co robię, robię źle. Ale Bóg zapragnął wyrwać mnie z tego podłego stanu, który
niszczył mnie samą i moje relacje z bliskimi. On przekonał mnie, że kocha mnie właśnie taką,
2/5
Bóg Cię kocha
Poprawiony poniedziałek, 29 lutego 2016 11:51
jaką jestem. To nie jest ludzka miłość, która ocenia. Serce Boga jest tak wielkie, że mieszczę
się w Nim cała, z całym bagażem słabości, niepowodzeń, z tym co mam i tym, czego nie
mam. A On mnie przygarnia i zapewnia, że taką właśnie mnie chce, bo w Jego oczach jestem
wartościowa. Odkrycie tej prawdy nie było dla mnie jednorazowe. Poczucie, że jestem bez
wartości wkrada się co jakiś czas w moje serce mimo, że od 4 lat trwam we Wspólnocie oraz
jestem we wspaniałym związku. Ale widzę, że Bóg dokańcza we mnie procesu uzdrowienia.
Mam już pewność, że zostałam stworzona tak, by już niczym więcej nie musieć zasłużyć na
Miłość.
Monika (studentka biotechnologii, wiosna 2008)
Świadectwo Artura
Hmm, jak to było u mnie z Miłością Bożą??? - BARDZO RÓŻNIE... Wychowywałem się w
katolickiej rodzinie, gdzie Mama stawiała duży nacisk na wiarę, nie było u mnie problemów z
odprawianiem praktyk religijnych, ( bo chyba tylko tak mogę to nazwać). Chodziłem do
kościoła - "bo tak trzeba". Nie mogę powiedzieć żeby moje życie wyglądało wtedy jakoś
specjalnie źle, nie piłem, nie ćpałem, w miarę się uczyłem, w sumie nie ma, na co narzekać,
jednak coś było nie do końca fajnie. Jakoś tak kijowo, jakby pusto i bez sensu. I tak się moje
życie przewlokło do momentu, kiedy poznałem pewną dziewczynę. Ona była jakaś inna niż
wszyscy, nie kumałem, czemu wszystko widzi przez różowe okulary i szczerze mówiąc
cholernie mnie to irytowało. Pewnego dnia powiedziała mi, abym poszedł na rekolekcje - kurs
Filip. Po tym kursie zajarzyłem, co jej siedzi w głowie i czemu jest taka "Uśmiechnięta". Na
kursie tym powiedziano mi, że Pan Bóg mnie kocha., fajnie .. ale co z tego!!! Przez kilka dni
było miło, ale później znów powrót do rzeczywistości. Jakoś to do mnie nie trafiało. Może
inaczej wtedy myślałem, nie ważne nie czułem tego. Cały czas mi się wydawało, że Pan Bóg,
jest owszem, ale jest cholernie daleko, jak coś przeskrobie to da mi kopa w tyłek, aż grzecznie
pójdę do spowiedzi. To był Bóg a'la Rambo - jak jesteś grzeczny, to jest miły, jak nie to Ci
zrobi w życiu taką rozwałkę, że pożałujesz. i to bardzo. W takim przeświadczeniu przeżyłem
ponad rok mojego bytu, bo życiem tego nie nazwę. Po pewnym zdarzeniu w moim życiu,
które Pan Bóg miał rozwiązać pomyślnie, (czego oczywiście nie zrobił). Stwierdziłem:
Chrzanie to!!! On ma gdzieś, o co go proszę, ma gdzieś mnie, to, że mnie kocha to jedna
wielka ściema, walę!!! Nie chce mieć z Nim nic do czynienia. w moim życiu to był czas
osiągnięcia duchowego DNA. A ile osób przy okazji skrzywdziłem, szkoda gadać. W ogóle .
po prostu dramat. Bóg przyszedł ze swą miłością wtedy, gdy sytuacja wydawała się być
zupełnie beznadziejna. To było w wakacje, zupełnie samotne wakacje, nie miałem obok sienie
nikogo. NIKOGO!!!!!!!!! Wszyscy wydawało się odwrócili, albo byli 2 tys. km dalej. Został
TYLKO ON, jedyny, najwierniejszy i najprawdziwszy Przyjaciel. Tam dostrzegłem jak wielki
błąd zrobiłem, wyrzekając się Go. Dostrzegłem i zrozumiałem, że to nie jest handlarz, u
którego możesz sobie kupić różne łaski. A przede wszystkim to nie jest Rambo, który daje w
3/5
Bóg Cię kocha
Poprawiony poniedziałek, 29 lutego 2016 11:51
mordę jak grzeszysz. Najważniejsze w moim życiu było otwarcie się na Bożą miłość, ze
wszystkim, co Ona ze sobą niesie, a to czasami może zaboleć i wymagać zrezygnowania z
tego, co wydaje ci się dobre. I muszę przyznać, że jest to jedna z cięższych chwil życia. Ale
za to, jakie są niespodzianki cuda i prezenty, to nawet sobie nie można wyobrazić. ( Prosiłem
Boga o to by jakoś mnie przeprowadził przez studia i dyplom i wiecie co: mam na dyplomie
ponad dobry, to dopiero cud!). Wiem teraz po tym wszystkim jedno: Bóg chce dla Ciebie jak
najlepiej i bardzo Cię kocha, nawet nie wiesz jak bardzo, a tych, których kocha, tych czasem
łoi. A cały pic polega na tym, żeby uwierzyć, że ON WIE, CZEGO CI POTRZEBA! Artur
(inżynier, wiosna 2008)
Świadectwo Kasi
Zawsze uważałam, że miłość, to takie brzydkie słowo z serii: litość, kość, ość ...dość. Jeśli w
filmach przedwojennych wypowiadał to słowo Eugeniusz Bodo, mogłam je znieść, to jednak w
życiu wypowiedzenie tego było dla mnie tak samo trudne, jak mówienie o intymnych
częściach ciała. Może dlatego, że kiedy bohaterowie filmów całowali się na ekranie i nazywali
to miłością, musiałam, jako dziecko, wychodzić z pokoju. Miałam też zawsze przekonanie, że
w mdłym zwrocie "kocham cię" najważniejsze jest to słówko "ja". Nie potrafiłam wtedy
docenić tego, co robili dla mnie rodzice, jak sami pokazywali, co to jest miłość bez względu na
wszystko. Z przekonaniem, że miłość to rodzaj dolegliwości, o której nie należy głośno mówić,
weszłam w świat. W taki świat, w którym trzeba jak najszybciej amputować dziewictwo, a
potem udowadniać, że jestem cokolwiek warta, bo potrafię zasłużyć na kochanka. Pół życia na
to poświęciłam. Może to nawet było w jakiś sposób inspirujące, bo na tej "fali miłości"
nauczyłam się robić witraże, animacje komputerowe, uczyłam się języków: chińskiego,
hiszpańskiego i fińskiego (dopóki nie spotkałam następnej osoby, posługującej się innym
językiem), zmieniałam systemy religijne w zależności od człowieka, który mnie fascynował.
Zmieniałam swój sposób myślenia, gatunki muzyki, której słuchałam. Byłam gotowa jednego
dnia być wróżką i wielbić potęgę numerologii, a następnego dnia przeklinać wróżbiarstwo jako
baptystka. Myślę, że im bardziej chciałam zrobić wrażenie, tym bardziej widoczna była moja
niedoskonałość. Z pewnością robiłam wrażenie osoby niezrównoważonej psychicznie. Bo też
taka byłam. Dużo hałasu wokół, a w środku brud, poplątanie i głębokie poczucie własnej
bezwartościowości, którego żaden człowiek nie mógł zatrzeć. Wyszłam nawet za mąż. I nic.
Dalej bieda, brzydota i byle co. Kiedy już nie miałam zupełnie pomysłu na życie, pojawiła się
Iwona, mój ziemski anioł stróż. Miała pomysł na moje życie. Miała takie szczególne, XIX
-wieczne podejście do miłości . Prosiłam ją często o to, żeby przy mnie nie wypowiadała słowa
"serce", bo zamiast miłości, czuję mdłości. W ramach uprzejmości (czemu to wszystko się
rymuje?) zgodziłam się pójść na spotkanie wspólnoty katolickiej i moje pierwsze wrażenia, to
był obraz ludzi, którzy kleją się do siebie i obcałowują. Pomyślałam, ok., zostaję. Tym bardziej,
że grali niezłą muzykę. Ksiądz, który opiekował się wspólnotą, miał dla mnie dużo czasu. W
4/5
Bóg Cię kocha
Poprawiony poniedziałek, 29 lutego 2016 11:51
ogóle wszyscy mieli dla mnie dużo czasu i cierpliwości. Głaskali, mówili ciepłe słowa, a ja, jak
Zagłoba albo jak Szwejk, opowiadałam o moich przygodach. Jakoś nie mogłam wygenerować
takiego uczucia do Boga, o którym rzewnie mówiono na spotkaniach, ale miałam poczucie
bezpieczeństwa i mój głód wrażeń też był zaspokojony. Do momentu, kiedy musiałam
wszystko przewartościować. Zachorował bardzo poważnie mój tata. Pomyślałam, że Jezus
złamał układ. To ja tu chodzę codziennie na mszę, na spotkania, a On mi takie coś ... Dwa
albo trzy dni wyłam, ale już wiedziałam, że nie mam do kogo pójść. Budda? Alkohol?
Powolutku, powolutku wracałam do Jezusa. Zawarłam nowy układ "ja powierzam Ci, Jezu,
wszystko, a Ty to jakoś dobrze poukładaj". Efekt był natychmiastowy. Całkowita zmiana
mojego życia. Nowa praca. Nowe myśli. Mąż jeszcze (hehe) ten sam. I niech sobie ktoś nie
pomyśli, że nie nawalam, bo ciągle robię coś nie tak. Może jestem byle co, ale już nie muszę
zasługiwać na miłość. Bo jestem kochana przez Boga. Nadal myślę sobie, że to słowo "miłość"
jest marne. Bo tego poczucia spokoju i bezpieczeństwa, kiedy jest się akceptowanym nie da
się nazwać.
Kasia U.
ŹRÓDŁO: http://www.snegdansk.pl/milosc.html
5/5