1.48. Frege, Tarski i Quine na tropie prawdy, w

Transkrypt

1.48. Frege, Tarski i Quine na tropie prawdy, w
Adam Nowaczyk
Frege, Tarski i Quine na tropie prawdy1
R. i I. Ziemińscy (red.) Byt i sens. Księga pamiątkowa VII Polskiego Zjazdu filozoficznego, Wydawnictwo USz, Szczecin 2005, s.
Trójcę filozofów wymienionych w tytule łączy to, iż wypowiadają się na
temat pojęcia prawdy orzekanego, lub winny sposób powiązanego ze zdaniami
rozumianymi jako twory graficzne bądź akustyczne, wytwarzane i percypowane przez ludzi. Tym, co mnie w niniejszym referacie szczególnie interesuje,
jest stosunek tych filozofów do idei prawdy jako “korespondencji” czyli “zgodności z rzeczywistością” — stosunek wyrażający się niekoniecznie w składanych otwarcie deklaracjach. Frege — jak wiadomo — głosił, iż prawda nie polega na “zgodności z czymś innym”2, lecz jest pewnym szczególnym przedmiotem denotowanym przez zdania, tymczasem przyjęta przezeń zasada kompozycyjności i konsekwentne traktowanie wyrażeń, które nie są nazwami ani zdaniami, jako funktorów (czyli wyrażeń denotujących funkcje) otwierała drogę do
indukcyjnej definicji pojęcia zdania prawdziwego — definicji, której warunki
wyjściowe przypisują denotacje prostym składnikom zdań. A kiedy prawdziwość orzekamy o zdaniach, to założenie, iż pewne składniki zdań denotują,
lub inny sposób odnoszą się do przedmiotów pozajęzykowych, wydaje się
niezbędnym warunkiem adekwatnej eksplikacji idei korespondencji.
Z kolei Tarski w słynnej rozprawie z 1933 roku3 zapewniał, że zmierza do
eksplikacji klasycznego pojęcia prawdy jako “zgodności z rzeczywistością”.
Zadanie, które podjął polegało na skonstruowaniu “merytorycznie trafnej i formalnie poprawnej definicji terminu «zdanie prawdziwe» w zastosowaniu do
zdań języków sformalizowanych teorii dedukcyjnych. Realizując to zadanie postanowił nie korzystać z żadnych pojęć semantycznych jako pojęć pierwotnych.
Deklarował, że zamierza zdefiniować pojęcie prawdy na gruncie “morfologii
języka”, czyli jego składni. Założył, że tezy teorii dedukcyjnych są niewątpliwie
zdaniami prawdziwymi i nie miałby nic przeciwko “czysto strukturalnej” definicji pojęcia prawdy utożsamiającej zbiór zdań prawdziwych ze zbiorem tez. Jeśli
opowiedział się ostatecznie za “definicją semantyczną”(co nie oznaczało przy1
We fragmencie dotyczącym teorii prawdy Tarskiego tekst niniejszy różni się nieco od wersji przed-
stawionej na Zjeździe. Spowodowała to polemiczna uwaga Jana Woleńskiego wygłoszona w trakcie dyskusji
nad moim referatem.
2
G. Frege, Pisma semantyczne, PWN, Warszawa 1977 (przekład B. Wolniewicza) s. 105.
3
Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych. Wszystkie odsyłacze do pism Tarskiego odnoszą się
do wydania: A. Tarski, Pisma logiczno-filozoficzne. Tom I, Prawda, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa
1995 (wstęp, przekład i opracowanie Jana Zygmunta).
1
zwolenia na korzystanie z pojęć semantycznych), to tylko dlatego, że zbiór tez
teorii dedukcyjnej jest na ogół zbiorem niezupełnym, natomiast definicja zdania
prawdziwego powinna — jego zdaniem — pociągać zasadę wyłączonego środka.
Proponowana przez Tarskiego metoda polega w istocie na definiowaniu
pojęcia zdania prawdziwego języka zwanego przedmiotowym w jego metajęzyku za pomocą ogółu terminów identycznych z terminami deskryptywnymi (pozalogicznymi) języka przedmiotowego bądź będących ich przekładami. Wśród
filozofów jest nadal kwestią sporną, czy zdefiniowany w ten sposób zbiór zdań
języka przedmiotowego jest eksplikacją korespondencyjnej idei prawdy. Chciałoby się powiedzieć, że jest, ale pod warunkiem, że terminom tego języka zostały przyporządkowane jakieś przedmioty jako ich denotacje. Jeśli założymy —
co wydaje się naturalne i nieuniknione — że wyrażenia metajęzyka są w określony sposób interpretowane (a tym samym jego terminy deskryptywne mają
ustalone denotacje) warunek ten wydaje się spełniony, ale tylko przy milczącym
założeniu, że terminy deskryptywne języka przedmiotowego mają te same denotacje, co ich odpowiedniki w metajęzyku.
Tarski miał na uwadze języki sformalizowane będące produktem formalizacji teorii dedukcyjnych. Nawet zakładając, że aksjomaty owych teorii mają
mieć zapewnioną prawdziwość, w przyporządkowaniu denotacji terminom języków sformalizowanych mamy dużą swobodę, zaś zakres terminu “zdanie prawdziwe” zmienia się wraz ze zmianą tego przyporządkowania. Można przypuszczać, że spostrzeżenie to przyczyniło się do narodzin tzw. teoriomodelowego
pojęcia prawdy. Tarski posługuje się tym pojęciem począwszy od lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Aczkolwiek mamy tu do czynienia z kontynuacją, pojęcie prawdy przedstawione w rozprawie z 1933 roku (i jej wersji niemieckojęzycznej z roku 1936) różni się istotnie od pojęcia teoriomodelowego: to pierwsze pozbawione jest wszelkiej relatywizacji (przynajmniej explicite), natomiast
to drugie jest zrelatywizowane do modeli języka sformalizowanego odpowiadających różnym możliwym jego interpretacjom. Często uważa się, że
teoriomodelowe pojęcie prawdy jest skorygowaną wersją koncepcji z lat
trzydziestych, za czym przemawia fakt, że teren zamierzonych zastosowań
dawnego i “poprawionego” pojęcia prawdy jest ten sam. Jest nim
metamatematyka.
Formalna poprawność teoriomodelowego pojęcia prawdy jest poza podejrzeniami. Ponadto — jak wiadomo — znajduje ono płodne zastosowania w logice, metamatematyce, lingwistyce teoretycznej i — jak się wydaje — oddaje w
pewien sposób ideę korespondencji. Dlaczego zatem przedmiotem zainteresowania filozofów są z reguły rozprawy Tarskiego z lat trzydziestych, a przedstawiona w nich definicja pojęcia prawdy jest przedmiotem sporów, jak również
sama możliwość zdefiniowania tego pojęcia jest poddawana w wątpliwość?
Sądzę, iż jest tak przede wszystkim dlatego, że na pytanie “Czy zdanie języka polskiego «Śnieg jest biały» jest prawdziwe?” nie reagujemy pytaniem “A
2
w jakim modelu języka polskiego?” Nawet w “językach nauk dedukcyjnych”,
które miał na uwadze Tarski, rzecz ma się podobnie: na pytanie “Czy zdanie języka arytmetyki «2 + 2 = 4» jest prawdziwe?” nie reagujemy na ogół pytaniem
“A w jakim modelu tego języka?”. Sądzimy, że jest “po prostu prawdziwe” i
już!
Przekonanie to jest — moim zdaniem — błędne: żadne zdanie nie jest ani
po prostu prawdziwe, ani po prostu fałszywe. Zdanie jest tylko sekwencją figur
geometrycznych lub dźwięków, i jako takie nie jest ani prawdziwe ani fałszywe.
Prawda i fałsz nie są absolutnymi własnościami zdań takimi jak ich długość, kolor lub głośność, lecz własnościami przysługującymi im ze względu na coś. Na
przykład ze względu na pewien model języka. Dlaczego zatem nie zadowala
nas pojęcie prawdy zrelatywizowane do modelu języka?
Sądzę, iż dlatego, że posługując się zdaniami pewnego języka w komunikacji — zwłaszcza podporządkowanej celom poznawczym — jesteśmy przekonani, że pewne składniki tych zdań (zazwyczaj wyróżnione jako “deskryptywne”) do czegoś się odnoszą. Wskazywanie określonego modelu języka, który to
odniesienie ustala, wydaje się wówczas zbędne. Zresztą moglibyśmy ów model
wskazać tylko za pomocą wrażeń innego języka, co oznaczałoby regressus ad
infinitum.
W definicji pojęcia zdania prawdziwego, którą sformułował Tarski w latach trzydziestych żadna relatywizacja explicite nie występuje. Jednakże w znanej wymianie zdań z Marią Kokoszyńską, która dostrzegała tu potrzebę relatywizacji do znaczenia wyrażeń, Tarski proponował relatywizację do języka, ponieważ “pojęcie języka wydaje się pojęciem jaśniejszym i logicznie mniej
skomplikowanym od pojęcia znaczenia”4. Czy istotnie za takie je uważał?
Trudno ustalić jakie to pojęcie języka Tarski miał wówczas na myśli. Nie
mogło to być pojęcie języka sformalizowanego dopuszczającego różne interpretacje, ponieważ różnym interpretacjom odpowiadają różne zbiory zdań prawdziwych. Tarski zastrzegał, iż jego rozważania dotyczą języków, których wyrażeniom “przypisujemy zawsze całkiem konkretne i zrozumiałe dla nas znaczenie”5. Taki charakter przypisywał niewątpliwie niesformalizowanemu metajęzykowi, w którym definicja pojęcia prawdy była formułowana i —wtórnie —
sformalizowanemu językowi przedmiotowemu za sprawą ustalonego przekładu
tego języka na metajęzyk. Tarski utrzymywał ponadto, że w językach nauk dedukcyjnych, “język zrasta się z nauką w jedną całość”6, z czego wynika, że na
konstytutywną charakterystykę języka składają się nie tylko reguły składni, lecz
4
A. Tarski, Pisma, s. 203.
5
A. Tarski, Pisma, s.33.
6
A. Tarski, Pisma, s.32.
3
również reguły wnioskowania i aksjomaty właściwe danej nauce. Powiedział
również, że w językach, które ma na uwadze, “sens każdego wyrażenia jest jednoznacznie wyznaczony przez jego kształt”. Być może znaczy to tylko tyle, iż w
językach nauk dedukcyjnych wyrażenie danego kształtu ma stale to samo znaczenie niezależnie od kontekstu. Nie można jednakże wykluczyć, że Tarski podzielał opinię, głoszoną wówczas przez Ajdukiewicza7, że w tzw. “językach
formalnych” (czyli językach nauk dedukcyjnych: logiki i matematyki) znaczenia
wyrażeń są jednoznacznie określone przez aksjomatyczne i dedukcyjne “reguły
sensu”. Gdyby tak było, to Tarski miałby na myśli języki w rodzaju układów
typu:
L = 〈L, Cn, A〉〉
(gdzie L jest zbiorem zdań danego języka, Cn — określoną w nim konsekwencją, zaś A — zbiorem aksjomatów), a zarazem sądził, że wyrażenia tak scharakteryzowanych języków mają sens jednoznacznie określony, ten zaś determinuje
jednoznacznie zbiór zdań prawdziwych danego języka.
Przyznanie, że pojęcie prawdy powinno być zrelatywizowane do języka,
pociąga za sobą istotne zobowiązania, zwłaszcza gdy — jak to postulował Tarski — definicja zdania prawdziwego ma być sformułowana na gruncie metateorii będącej nauką dedukcyjną. Pojęcie języka staje się wówczas jednym z pojęć
metateorii i wymaga odpowiedniego sprecyzowania, zaś samo pojęcie prawdy
musi być wówczas zdefiniowane w kategoriach konstytutywnych dla pojęcia
języka. Analogiczne wymogi są w naukach dedukcyjnych powszechnie respektowane. Spełnia je również pojęcie prawdy zrelatywizowane do modelu języka:
mniej lub bardziej ogólne pojęcie języka sformalizowanego i jego modeli precyzuje się na gruncie teorii mnogości, a pojęcie zdania prawdziwego definiuje się
— jak wiadomo — w kategoriach charakteryzujących modele.
Należałoby zatem oczekiwać, że pojęcie prawdy zrelatywizowane do języka zostanie zdefiniowane w kategoriach konstytutywnych dla pojęcia języka,
które zostało wpierw odpowiednio uściślone. Koncepcja języka sformalizowanego jako układu L = 〈L, Cn, A〉〉 mogłaby oczekiwania te spełnić, ale wbrew
intencjom Tarskiego pozwoliłaby zdefiniować jedynie koherencyjne pojęcie
prawdy jako “zgodności z systemem”. W myśl takiej definicji zdania prawdziwe
to konsekwencje aksjomatów, zaś fałszywe to te, które dołączone do systemu
czynią go sprzecznym. Kiedy — jak to zazwyczaj bywa — system jest niezupełny, takie pojęcia prawdy i fałszu nie spełniają zasady dwuwartościowości,
którą Tarski słusznie wiązał z klasycznym, czyli korespondencyjnym pojęciem
prawdy.
7
W ramach jego tzw. “dyrektywalnej teorii znaczenia” przedstawionej w Sprache und Sinn (“Erkennt-
nis” IV, 1934). Przekład polski w: K. Ajdukiewicz, Język i poznanie t. I, PWN, Warszawa 1985, s. 145 – 174.
4
Z wywodów powyższych wynika, że pojęcie prawdy zrelatywizowane do
języka, które mogłoby stanowić eksplikację idei korespondencji, wymaga innej
koncepcji języka. Mógłby to być oczywiście język pojęty jako para: język sformalizowany plus jego model, jednakże takie pojęcie języka nastręcza filozofom
często dyskutowany problem: jak z pojęciem języka scharakteryzowanym wyłącznie pod względem syntaktycznym związać określony model. Rozprawy podejmujące ów problem (należy tu wspomnieć liczne publikacje Przełęckiego8)
prowadzą do wniosku, że nie jest to możliwe. Model taki można wyróżnić jedynie w sposób bardzo niejednoznaczny, skutkiem czego wartość logiczna większości zdań nietautologicznych danego języka pozostaje nieokreślona.
Należy tu zauważyć, że Tarski pisząc rozprawę o prawdzie z 1933 roku
zdawał sobie sprawę z problemów jakie pociąga za sobą relatywizacja pojęcia
prawdy do języka i postanowił ich uniknąć. Był przekonany, że relatywizacja
taka jest w istocie zbędna, gdy mówimy o prawdziwości zdań pojedynczego
języka sformalizowanego w jego metajęzyku, na który został w określony sposób przełożony. Konieczność relatywizacji do języka pojawia się — zdaniem
Tarskiego — tylko wtedy, gdy dociekania dotyczą większej liczby języków i
prowadzone są we wspólnym metajęzyku. Wówczas to “nazwa «zdanie prawdziwe» przestaje być jednoznaczna i musimy ją zastąpić terminem relatywnym
«zdanie prawdziwe ze względu na dany język»9. Tarski przewidywał, że mogą
wówczas wyłonić się “nowe zupełnie komplikacje (związane np. z koniecznością sprecyzowania wyrazu «język»)”. Oznajmiał, że:
Dla badań tego typu nie widać dotąd szerszych perspektyw. W szczególności byłoby iluzją przypuszczać, że relatywizacja pojęcia prawdy — w
tym kierunku, o którym była mowa powyżej — otwiera drogę do jakiejś
ogólnej teorii tego pojęcia, dotyczącej wszelkich możliwych języków lub
choćby tylko wszelkich języków sformalizowanych.10
Jakież to komplikacje Tarski przewidywał? Czy dotyczyły one trudności z
uzyskaniem ścisłego i zarazem w miarę ogólnego pojęcia języka sformalizowanego? Dziś pojęciem takim dysponujemy, ale dopóki jest to język sformalizowany scharakteryzowany wyłącznie w kategoriach syntaktycznych (“morfologicznych” w terminologii Tarskiego) relatywizowanie doń pojęcia prawdy nie
jest ani niezbędne, ani sensowne. Składnia odpowiada na pytanie, które wyrażenia danego języka są jego zdaniami. Odpowiedź na pytanie, które zdania danego języka są w nim prawdziwe wymaga koncepcji języka, którego konstytutywna charakterystyka nie ogranicza się do aspektów syntaktycznych. W roz8
W szczególności Z semantyki pojęć otwartych, “Studia Logica” t.15 (1964)
9
A. Tarski, Pisma, s.153.
10
A. Tarski, Pisma, s. 154.
5
prawie Tarskiego taka dodatkowa charakterystyka języka przedmiotowego pojawia się wraz ze wskazaniem sposobu jego przekładu na metajęzyk. Przekład
taki ustala implicite denotacje terminów. Ponieważ na ogół jest to jeden wielu
przekładów możliwych, relatywizacja pojęcia prawdy do konkretnego przyporządkowania denotacji terminom deskryptywnym jest niezbędna. Pojawia się
ona explicite w pojęciu prawdy zrelatywizowanym do modelu języka.
Poza charakterystykę czysto syntaktyczną, ale bez odwoływania sję do
pojęcia modelu wykracza koncepcja języka, którą posługuje się Quine. Jest to
koncepcja pragmatyczna11. Zdaniem Quine’a, na konstytutywną charakterystykę języka składa się — poza aspektami czysto syntaktycznymi — zespół ludzkich dyspozycji do zachowań werbalnych uruchamianych przez bodźce, zarówno werbalne jak i niewerbalne, oddziałujące na nasze zmysły. Takie dyspozycje
do zachowań są z natury prywatne, jednakże odpowiednio zuniformizowane w
pewnej społeczności stają się jej językiem. Odwołując się do wspomnianych
dyspozycji jesteśmy w stanie określić pewne własności zdań i relacje między
zdaniami. Według Quine’a są to: “znaczenie bodźcowe zdań obserwacyjnych”,
“bodźcowa analityczność”, “bodźcowe wynikanie” i “bodźcowa synonimiczność”.
Nasuwa się pytanie, czy taka pragmatyczna koncepcja języka może stanowić podstawę do eksplikacji pojęcia prawdy jako korespondencji. Należy zauważyć, że Quine nie próbuje scharakteryzować pojęcia prawdy za pomocą pojęć pragmatycznych, czego należałoby oczekiwać, gdyby pojęcie prawdy miało
być zrelatywizowane do języka. Nie sądzi też, aby pojęcia prawdy nie dało się
zdefiniować. Jego zdaniem, jedynym możliwym i uprawnionym sposobem definiowania tego pojęcia jest metoda Tarskiego. Jak wiadomo, warunkiem adekwatności definicji jest — według Tarskiego — wynikanie z niej znanych równoważności w rodzaju:
(*) “Śnieg jest biały” jest zdaniem prawdziwym wtedy i tylko wtedy, gdy śnieg
jest biały.
Zdaniem Quine’a ogół takich równoważności stanowi jednoznaczną charakterystykę zakresu terminu “zdanie prawdziwe”, aczkolwiek nie jest jego definicją,
ponieważ nie jest pojedynczym zdaniem. Aby skonstruować właściwą definicję,
należy odwołać się do pojęcia denotowania i zdefiniować to pojęcie indukcyjnie
wychodząc od trywialnych konstatacji w rodzaju “«królik» denotuje króliki”,
“«Boston» denotuje Boston”itp. Trzeba tu zauważyć, że w — odróżnieniu od
Tarskiego — Quine proponuje definiować pojęcie zdania prawdziwego nie w
metajęzyku, lecz w języku przedmiotowym (oczywiście stosując odpowiednie
restrykcje, aby uniknąć antynomii).
11
Najobszerniej wyrażona w W. V. Quine, Word and Object, MIT, Cambridge Mass. 1960. Przekład
polski : Słowo i przedmiot, ALETHEIA, Warszawa 1999, (tłum. C. Cieśliński).
6
Zdaniem Quine’a, pojęcie prawdy może być wyłącznie pojęciem immanentnym konkretnego języka. Pojęciem tym posługujemy się w odniesieniu do
zdań pewnego języka nie po to, aby opisywać ich własności i relacje ze światem, lecz wyłącznie po to, aby móc powiedzieć coś o rzeczywistości pozajęzykowej, co bez posłużenia się pojęciem prawdy wymagałoby wypowiedzenia nieskończenie wielu zdań. Unikamy tego “przechodząc na poziom semantyczny” i
mówiąc, że wszystkie zdania mające pewną formę są prawdziwe. Nie wykluczone, że zdaniem Quine’a do tego sprowadza się użyteczność pojęcia prawdy.
“Prawda to usuwanie cudzysłowu” — mówi Quine — dodając iż “ktoś mógłby
powiedzieć, że korespondencyjna teoria prawdy znalazła tu swój niesławny koniec, okaże się jednak, że więcej w tym chwały, niż można się spodziewać”12.
Immanentne pojęcie prawdy zapewne nie jest korespondencyjnym pojęciem prawdy i zwykle zaliczane jest do grona minimalistycznych, deflacyjnych,
a nawet nihilistycznych pojęć prawdy. A jednak pojawia się wątpliwość, czy
Quine ideę korespondencji faktycznie zdecydowanie odrzuca. Wiadomo, że nie
zaprzecza on odnoszeniu się wyrażeń do przedmiotów pozajęzykowych, podobnie jak — jako naturalista — nie kwestionuje ich istnienia. Nasze powszechne
przekonanie, że odniesienia takie zachodzi, uważa za naturalne i szczegółowo
śledzi jego “ontogenezę”13. Utrzymuje natomiast, że jest ono w dużym stopniu
niedookreślone. Niedookreśloność ta wynika stąd, że pragmatyczna charakterystyka języka dopuszcza wiele jego przekładów wewnętrznych. W rezultacie
termin “królik” może odnosić zarówno do królików jak i do ich “kosmicznych
dopełnień”, jednakże nie do krzeseł ani wielorybów. W tej mierze, w jakiej odniesienie wyrażeń nie jest całkowicie dowolne, jest ono zdeterminowane przez
język, czyli przez dyspozycje werbalne jego użytkowników.
Nasuwa się pytanie, jak teza o niedookreśleniu odniesienia ma się do
kategorycznych stwierdzeń typu: “«królik» denotuje króliki”, “«Boston»
denotuje Boston”, które konstytuują immanentne pojęcia denotacji i prawdy.
Wyjaśnienia, jakich udziela Quine są dość enigmatyczne, ale sugerują, że teza o
niedookreśloności odniesienia nie ma zastosowania do “naszego języka”, czyli
tego, którym się aktualnie posługujemy. Nawiązując do znanej metafory
Neuratha Quine pisze:
Pozostając w łodzi naszego języka i nie kołysząc nią, jesteśmy nią bez
przeszkód unoszeni i wszystko jest w porządku; “królik” denotuje króliki
12
W. V. Quine, Różności. Słownik prawie filozoficzny (tłum. C. Cieśliński), ALETHEIA, Warszawa
1995, s.146.
13
Zwłaszcza w książce The Roots of Reference, Open court, La Salle, Illinois 1973.
7
i nie ma żadnego sensu pytać “króliki, ale w jakim sensie słowa «królik»
?”14
Kilka lat później, na pytanie, czy niedookreśloność odniesienia dotyczy
naszego języka ojczystego, Quine odpowie, iż biorąc nasz język za dobrą monetę “odniesienie przedmiotowe eksplikuje się wedle paradygmatów analogicznych do paradygmatu prawdy, który podał Tarski; “królik” denotuje więc króliki, czymkolwiek by one były”15.
Przekonanie, że nasz język ojczysty ma pewien walor, którego nie mają
inne języki byłoby narodową megalomanią, a ponadto absurdem, ponieważ
każdy język naturalny — a o takich tu mowa — jest dla kogoś językiem ojczystym. Mamy tu zatem do czynienia ze stwierdzeniem, że posługując się w praktyce jakimś językiem, po prostu zakładamy, że jego terminy deskryptywne mają odniesienie jednoznacznie określone. Założenie to pozwala utrzymywać, że w
moim języku (tym, którego aktualnie używam) “królik” denotuje króliki i nic
innego. Nie ma to wielkiej wartości informacyjnej; wyraża po prostu przekonanie, że odniesienie słowa “królik” jest określone, oczywiście relatywnie do mojego języka (w innym języku może wszak oznaczać krokodyla).
Odwołując się do teorii modeli wspomniane tu założenie moglibyśmy
sformułować następująco: dla każdego języka, który jest narzędziem komunikacji pełniącym funkcje poznawcze, istnieje dokładnie jeden jego model będący
jego modelem właściwym. Pojęcie modelu właściwego musimy oczywiście potraktować jako pojęcie pierwotne, skoro nie potrafimy go zdefiniować za pomocą konstytutywnych dla pojęcia języka pojęć pragmatycznych. Będzie to pierwotne pojęcie semantyki, które może być punktem wyjścia dla zdefiniowania
innych pojęć semantycznych zrelatywizowanych do języka, a w szczególności
pojęcia prawdy: zdanie prawdziwe danego języka to oczywiście zdanie prawdziwe w jego modelu właściwym.
Przedstawione tu wywody skłaniają do wniosku, że semantyczne pojęcia
denotacji i prawdy orzekane o wyrażeniach danego języka nie dają się zredukować ani do składni, ani do pragmatyki tegoż języka. Nie dają się też zdefiniować
za pomocą jego pojęć przedmiotowych. Są to konstrukty teoretyczne, które dzieli od doświadczenia dystans większy, aniżeli pojęcia składni i pragmatyki.
Ktoś mógłby zauważyć, że założenie o istnieniu modelu właściwego jest
założeniem kontrfaktycznym, które sprawdza się tylko w językach idealnych,
14
W eseju Things and its Place in Theories zamieszczonym w: W.V. Quine, Theories and Things, Har-
vard Univ. Press, Cambridge, Mass., 1981. Cytuję w przekładzie T. Szubki w: T. Szubka (red.), Metafizyka w
filozofii analitycznej, Tow. Naukowe KUL, Lublin 1995, s.48.
15
W.V. Quine, Trzy niezdeterminowania, w: B. Stanosz (red.) Filozofia języka, ALATHEIA-SPACJA,
Warszawa 1993, s. 128.
8
których nie ma. Istotnie, abstrahujemy tu od okazjonalności, jak również od dających się udokumentować świadectw, że osoby, które skłonni jesteśmy zaliczać
do tej samej społeczności językowej odnoszą pewne wyrażenia do różnych
obiektów. Natomiast niezbitych świadectw, iż odnoszą one dane wyrażenie do
tego samego obiektu — przynajmniej zdaniem Quine’a — nie mamy.
Jednakże założenie o istnieniu modelu właściwego, czyli o jednoznacznym odnoszeniu terminów wyróżnionych jako deskryptywne do przedmiotów
pozajęzykowych, wydaje się pełnić ważne funkcje i z tego powodu należy mu
przypisać — korzystając z określenia Poppera — miano zasady regulatywnej16.
Jako zasada regulatywna steruje ono w określony sposób naszymi zachowaniami komunikacyjnymi i nabywaniem przekonań. Przede wszystkim, wynikający
zeń wniosek, że zdania danego języka dzielą się bez reszty na prawdziwe i fałszywe, sprawia, że posługujemy się logiką dwuwartościową. Ponadto, w przypadku gdy jeden z użytkowników języka uznaje zdanie, który inny odrzuca,
zwykle odróżniamy przypadki autentycznej różnicy przekonań od braku zgody
semantycznej. Zgodę semantyczną polegającą na tym, że mówimy o tym samym, chociaż niekoniecznie to samo, traktujemy jako normę, a brak zgody jako
zakłócenie komunikacji, któremu trzeba zapobiegać. Dlatego na ogół nie pytamy “co masz na myśli mówiąc «królik»?”, natomiast pytanie takie postawimy
słysząc wypowiadane z asercją zdanie “Króliki są bardzo agresywne”. Stawiamy
je wówczas, gdy różnice w zakresie zdań uznawanych i odrzucanych nie dają się
wyjaśnić ogólnie praktykowanymi i uznanymi procedurami nabywania przekonań.
Założenie o istnieniu modelu właściwego naszego języka prowokuje pytanie: co my o nim wiemy? Czy nie jest to terra incognita? Wiedza o modelu
danego języka sprowadza się oczywiście do wiedzy o tym, które zdania tego
języka są w owym modelu prawdziwe, o tym zaś rozstrzygamy stosując procedury uznawania i odrzucania zdań, które uznajemy za racjonalne. Niektóre spośród tych procedur są zapewne integralnie zawiązane z językiem; inne zaś — z
niezależną od języka metodologią. Zapewne Quine zgodziłby się, że wybór języka zobowiązuje jego użytkowników do uznania (czyli uznania za prawdziwe)
zdania obserwacyjnego, gdy towarzyszy mu bodziec składający się na jego “pozytywne znaczenie bodźcowe”, a odmowa uznania zdania “bodźcowo analitycznego” świadczy o wyłamywaniu się ze wspólnoty językowej. Jednakże fakt, iż
pewne procedury uznawania zdań związane są integralnie z językiem, nie sprawia, że część naszej wiedzy nie jest hipotetyczna, bowiem istnieją okoliczności,
które mogą nas skłonić, a nawet zmusić, do zmiany języka. Zbiór zdań praw-
16
K. R. Popper, Droga do wiedzy. Domysły i refutacje, PWN, Warszawa 1999 (tłum. S. Amsterdamski),
s. 386.
9
dziwych w modelu właściwym języka jest więc nam dany zawsze tylko fragmentarycznie i hipotetycznie.
Zauważyłem na wstępie, że koncepcja prawdy jako korespondencji opiera
się na założeniu, że pewne składniki zdań odnoszą się do przedmiotów. Jest
oczywiste, że one same z siebie do niczego się nie odnoszą; to — co najwyżej
— my, jako członkowie pewnej społeczności językowej odnosimy je do przedmiotów. Hołdując pragmatycznej koncepcji języka powiemy, że jest tak dzięki
temu, że przyswoiliśmy sobie pewne dyspozycje do zachowań werbalnych.
Z tezy Quine'a o niedookreśleniu odniesienia (inaczej “względności ontologicznej”) wynika, że nie może być żadnych świadectw przemawiających niezbicie za tym, że istnieje zgoda semantyczna i z tym — jak sądzę — musimy się
pogodzić. Dla korespondencyjnej teorii prawdy kluczowa staje się wówczas
kwestia, czy mamy jakieś świadectwa braku zgody semantycznej, czy wyłącznie “różnicy zdań” przejawiającej się w tym, że to samo gramatycznie zdanie
jest przez kogoś uznawane, zaś przez kogoś innego odrzucane. Kiedy naszego
rozmówcę, który uznaje jakieś zdanie, które my odrzucamy, pytamy “dlaczego
tak sądzisz?”, zakładamy, że zachodzi zgoda semantyczna; kiedy pytamy “o
czym ty właściwie mówisz?” — podejrzewamy brak zgody semantycznej. Jeśli
dojdziemy do wniosku, że żadne znane nam okoliczności nigdy nie przemawiają
za wyborem jednego z tych pytań, to powinniśmy się opowiedzieć za jakąś koherencyjną lub epistemiczną teorią prawdy, które redukują prawdziwość zdań do
warunków ich akceptowalności.
10

Podobne dokumenty