„Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą…”

Transkrypt

„Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą…”
„Spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą…” - montaż słowno - muzyczny z okazji
Miesiąca Pamięci Narodowej - Alicja Barbara Zakrzewska
Na scenie przy stoliku półkolem siedzą uczniowie. W głębi widać wagon pociągu towarowego, jakim
przewożono ludzi do obozów zagłady i kilka drzew. Wszystko wykonane z papieru. Podkładem muzycznym
może być muzyka: Beethovena, Chopina, Bacha, Brahmsa.
W scenariuszu wykorzystałam utwory: T. Różewicza, K. K. Baczyńskiego, J. Twardowskiego, T. Gajcego, Cz.
Miłosza.
Uczeń I
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
Zostaną po nich buty i telefon głuchy […]
Uczeń II
Najważniejsze tak prędkie, że nagle się staje
Potem cisza normalna, więc całkiem nieznośna
Jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
Kiedy myślimy o kimś zostając bez niego.
Uczeń III
Nie bądź pewny, że czas masz (powtórzone trzykrotnie coraz ciszej).
Na scenę wchodzi uczeń ucharakteryzowany na wiekowego mężczyznę.
Mędrzec
Korzystam z najstarszego prawa wyobraźni
i po raz pierwszy w życiu przywołuję zmarłych,
wypatruję ich twarzy, nasłuchuję kroków,
chociaż wiem, że kto umarł, ten umarł dokładnie.
Mędrzec siada przy uczniach. Wchodzi staruszka - matka, rozgląda się.
Głos (dochodzi zza wagonu)
Nie zobaczysz matko syna
choćbyś oczy wypatrzyła
choćbyś co dzień rannym świtem
na skraj drogi wychodziła.
Jego ręce zatrzymane – nie będą już nic robiły
Jego usta przysypane – nie będą już nic mówiły.
Matka
- Zapomnieli synku przyjaciele.
Nikt z kolegów ciebie nie wspomina.
Narzeczona dzieci urodziła
I o tobie nie pomyśli w nocy.
Zbudowali w Warszawie pomniki
A na żadnym twojego imienia […]
- Mówią synku, że wstydzić się trzeba,
że niedobrej broniłeś ty sprawy.
A ja nie wiem, niechaj Bóg osądzi
Kiedy z tobą rozmawiać nie mogę.
Matka również siada przy uczniach.
Uczennica
Wierzyłam, że zdradzili, że niewarci imion
Skoro chwast się natrząsa z ich nieznanych mogił,
I kruki przedrzeźniają i śnieżyce szydzą.
Mędrzec
Umarłych wieczność dotąd trwa,
Dokąd pamięcią się im płaci
Chwiejna waluta. Nie ma dnia,
By ktoś wieczności swej nie tracił.
Dziś o wieczności, więcej wiem:
Można ją dawać i odbierać.
Kogo nazwano zdrajcą – ten
Razem z imieniem ma umierać.
Uczeń I
Nie mogę przypomnieć sobie jego twarzy
stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem złoty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat
Uczeń II
On pierwszy pokazał nam nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy.
Uczeń III
Z jego namowy
w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło.
Uczeń I
W drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii.
Wszyscy uczniowie ( mówią kolejno po jednym wersie oprócz 3. i 4. - wygłasza je jeden uczeń)
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą…
Głos (rozlega się zza pociągu)
Ich wszystkich było pięćdziesięciu.
Wiązano grupy po dziesięciu
I pchano siłą w paszcze aut,
A potem – Wola, Włochy, dworzec…
Uczeń II
W zaplombowanych wagonach
jadą krajem imiona,
a dokąd tak jechać będą,
a czy kiedy wysiędą,
nie pytajcie, nie powiem, nie wiem.
Imię Natan bije pięścią ścianę
imię Izaak śpiewa obłąkanie
imię Sara, wody woła dla imienia
Aaron, które umiera z pragnienia.[...] Tory wiodą w ciemny las.
Mędrzec
Jeszcze pełen krwi swojej
lud odchodzi z nadzieją
jeszcze nie wie, że z grozy
sznury dzwonów siwieją.
Uczeń III (zwraca się do kolegi siedzącego przy stoliku)
Napisz to. Napisz. Zwykłym atramentem
na zwykłym papierze: nie dano im jeść,
wszyscy pomarli z głodu.
Uczeń IV
Wszyscy. Ilu? To duża łąka.
Ile trawy przypadło na jednego?
Uczeń I
Napisz: nie wiem.
Historia zaokrągla szkielety do zera.
Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc.
Ten jeden, jakby go wcale nie było:
płód urojony, kołyska próżna,
elementarz otwarty dla nikogo,
powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie,
schody dla pustki zbiegającej do ogrodu,
miejsce niczyje w szeregu.
Żołnierz
Kochałem tak jak ty zapewne
ale mi serca dano skąpo
na miłość moją niepotrzebną
bowiem stawały nad epoką
której imiona dajesz teraz
olbrzymia śmierć i przerażenie.
Na scenę wychodzi uczestnik powstania warszawskiego i zwraca się do uczniów i widzów. Chłopak ma na
ramieniu biało-czerwoną opaskę, a na bluzie znak Polski Walczącej.
Akowiec
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży
wyhuśtała mnie chmur kołyska
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja – syn dziki mego narodu.
Matka (zwracając się do syna - akowca, który w czasie jej słów bardzo wolno odchodzi)
Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
I poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut – zło.
Zanim padłeś jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Mędrzec
Powoli, drążąc tunel, posuwa się strażnik – kret
Z małą czerwoną latarką przypiętą na czole.
Dotyka ciał pogrzebanych, liczy, przedziera się dalej,
Rozróżnia ludzki popiół po tęczującym oparze,
Popiół każdego człowieka po innej barwie tęczy.
Rozlega się dźwięk melodii „Ave Maryja”, trwa dopóki ostatni uczeń nie postawi znicza.
Uczeń II
Za tych – co batem ścięte liście
za tych – co ptaki z wosku lane,
Uczennica
Tych - co im krew znużeniem tryśnie,
i tych – co wbici cieniem w ścianę.
Uczeń III
Za poległych na nieludzkiej ziemi…
Tych troje dzieci zapala znicze i ustawia je przy wagonie. Każde z nich robi to od razu po wypowiedzeniu
swojej kwestii.
Matka
Opłakujemy sześćdziesiąt trzy dni
i sześćdziesiąt trzy noce
walki. I godzinę
kiedy się wszystko skończyło.
Kiedy na miejsce, gdzie żyło milion ludzi
przyszła pustka po milionie ludzi.
Uczeń IV (zwracając się do matki)
A przecież mogli – odejść i przeżyć. W śmierć nie patrzeć.
Młodości nie ubierać w pocisku koronę.
Nie ginąć w majestacie, nie zastygać w grozie….
Mędrzec
Czas się już spełnił, lecz myślą jeszcze powracam do dymów i białych astrów, i ludzi, których już nie ma. I
widzę pożary na niebie, i widzę twarze przyjaciół, tych, co na stoku łąki dla żywych zeszli pod ziemię…
„Żeby Polska była Polską”- utwór Jana Pietrzaka
Opracowanie:
Alicja Barbara Zakrzewska
nauczycielka języka polskiego
w Gimnazjum nr 1 im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Augustowie