Wpływ nierówności społeczno-ekonomicznych na stopę wzrostu
Transkrypt
Wpływ nierówności społeczno-ekonomicznych na stopę wzrostu
SZKOŁA GŁÓWNA HANDLOWA w Warszawie STUDIUM MAGISTERSKIE Kierunek: Ekonomia Grzegorz Siemionczyk Nr albumu: 31925 WPŁYW NIERÓWNOŚCI SPOŁECZNO-EKONOMICZNYCH NA STOPĘ WZROSTU GOSPODARCZEGO Praca magisterska napisana w Katedrze Teorii Systemu Rynkowego pod kierunkiem naukowym prof. dr hab. Marka Garbicza Warszawa 2009 Spis treści: I. Słowo wstępne.........................................................................................................1 II. Korzyści z nierówności............................................................................................6 2.1. Wprowadzenie..................................................................................................6 2.2. Kaldora funkcja inwestycji...............................................................................6 2.3. Niepodzielność inwestycji..............................................................................11 2.4. Motywacyjne i informacyjne aspekty nierówności........................................13 2.4.1. Nierówności a motywacja do wysiłku.........................................................14 2.4.2. Nierówności płacowe jako sygnał rynkowy................................................16 2.4.3. Organizacja przedsiębiorstw, wydajność i rozkład dochodów....................20 2.5. Szkodliwa polityka egalitaryzmu....................................................................22 III. Ujemny wpływ nierówności na wzrost..................................................................26 3.1.Uwagi wstępne.................................................................................................26 3.2. Nierówności a presja redystrybucyjna............................................................28 3.3. Korupcjogenne nierówności ..........................................................................37 3.4. Socjopolityczny kanał transmisji....................................................................40 3.5. Nierówności a szoki makroekonomiczne.......................................................44 3.6. Niedoskonałości rynku kredytowego..............................................................50 3.6.1. Schemat podstawowy...................................................................................51 3.6.2. Alokacja uzdolnień w warunkach niedoskonałości rynku...........................53 3.6.3. Demotywujący wpływ pożyczek.................................................................56 3.6.4. Nierówności a struktura zawodowa społeczeństwa.....................................58 3.6.5. Uwagi krytyczne..........................................................................................60 3.7. Dysproporcje społeczne a struktura popytu....................................................63 3.8. Społeczna dysfunkcjonalność nierówności.....................................................64 3.9. Utrwalanie się szkodliwych instytucji............................................................68 IV. Niejednoznaczna rzeczywistość - zniuansowanie problematyki..........................70 4.1. Sprzeczne wyniki............................................................................................70 4.2. Źródła nieliniowości ......................................................................................73 4.3. Czym właściwie są nierówności?...................................................................77 4.3.1. Płaszczyzny nierówności ............................................................................78 4.3.2. Podmiot pomiaru dysproporcji....................................................................85 4.3.3. Kontrowersyjny pomiar nierówności ..........................................................87 4.4. Szkodliwość nierówności w krajach rozwijających się..................................91 4.5. Szkodliwość nierówności w krajach rozwiniętych.........................................94 4.6. Moderujący wpływ mobilności społecznej.....................................................98 4.7. Rozróżnienie na krótki i długi okres.............................................................102 4.8. Nierówności w skali mikro i makro..............................................................104 V. Konkluzje.............................................................................................................107 VI. Spis tabel, wykresów i rysunków.........................................................................110 VII.Bibliografia..........................................................................................................111 Część I Słowo wstępne Z pewnością żadne społeczeństwo, którego większa część jest uboga i nieszczęśliwa, nie może być szczęśliwe i kwitnące Adam Smith Relacja wymienna między równością a efektywnością jest najważniejszym społeczno-ekonomicznym kompromisem, wobec jakiego stoimy. Arthur Okun We wczesnych latach 60. niewielkie gospodarki Korei Południowej oraz Filipin1 na poziomie podstawowych agregatów makroekonomicznych były do siebie niezwykle podobne. Zarówno liczebność populacji, poziom PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca, stopień urbanizacji, jak i upowszechnienie edukacji na poziomie podstawowym i średnim były niemal identyczne. A jednak w ciągu kolejnego ćwierćwiecza pierwszy z tych krajów rozwijał się w średnim tempie 6 proc. rocznie, awansując do grona najwyżej rozwiniętych państw świata, podczas gdy drugi wzrastał w tempie 2 proc. rocznie. Rzecz jasna, przyczyn tej dywergencji może być wiele2, lecz jedna wydała się badaczom szczególnie charakterystyczna. Otóż podczas gdy Korea Południowa wskutek przeprowadzonej po II wojnie światowej reformy rolnej cechowała się w roku 1965 współczynnikiem Gini'ego dla rozkładu dochodów na poziomie nieznacznie przekraczającym 34 proc., o tyle na Filipinach wskaźnik ten przewyższał 51 proc. Ponieważ krzywa Lorenza dla Filipin leżała w każdym punkcie poniżej analogicznej krzywej dla Korei Południowej, różnice w indeksie Gini'ego dają się w tym wypadku łatwo zinterpretować. Społeczeństwo filipińskie charakteryzowało się mianowicie zdecydowanie większymi nierównościami dochodowymi, niż społeczeństwo koreańskie. Pod tym względem przypominało bardziej słynące z rażących dysproporcji społecznych kraje Ameryki Łacińskiej. I podobnie jak te państwa, w kolejnych dekadach pogrążyło się w stagnacji, podczas gdy inne kraje Azji Południowo-Wschodniej pracowały na miano „tygrysów”. „Na gruncie ekonomii rozwoju od dawna uznaniem cieszy się teza, że 1 Przykład ten zaczerpnąłem z Benabou (1996) 2 Filipiny charakteryzowały się m.in. znacznie wyższą stopą przyrostu naturalnego, niż Korea Południowa. Z kolei wysokość wydatków publicznych na edukację w stosunku do PKB była w latach 1970-80 prawie trzykrotnie wyższa w Korei niż na Filipinach. Także pod względem ochrony praw własności Korea Płd. zdecydowanie przodowała. 1 wyjątkowo równomierny rozkład dochodów i ziemi w krajach azjatyckich odegrał istotną rolę w ich rozwoju, podczas gdy wysoki stopień koncentracji majątku w krajach Ameryki Łacińskiej stanowił poważną przeszkodę dla wzrostu gospodarczego” - konkluduje Benabou3 (1996). Jak sądzę, ilustrujący to zjawisko wykres 1. uzasadnia zainteresowanie, jakim ekonomiści obdarzyli nierówności społeczno-ekonomiczne jako jedną z istotnych determinant rozwoju gospodarczego. Wykres 1. Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy w Azji Płd.-Wsch. i Ameryce Łac. Średnia stopa wzrostu PKB w latach 1960-90 Średnia wartość indeksu Gini'ego w latach 1960-90 Źródło: Birdsall (2001) Lata 90. zrodziły szereg teorii wyjaśniających ujemną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Ich omówieniu poświęcę część III niniejszej pracy. Samo w sobie takie streszczenie literatury nie byłoby jednak specjalnie interesujące, gdyby nie fakt, że jeszcze 30 lat wcześniej ekonomiści myśleli o problemie nierówności w zupełnie innych kategoriach. Przeglądu tych klasycznych argumentów, wskazujących, że nierówności społeczne stanowią katalizator wzrostu gospodarczego, dokonam w części II. Problem relacji między dysproporcjami społecznymi a efektywnością gospodarki stanie się jednak naprawdę ciekawy dopiero wówczas, gdy uświadomimy sobie, że nowsze teorie nie zdetronizowały wcale poglądów wcześniejszych ekonomistów. Choć historia dywergencji Filipin i Korei Południowej, czy też szerzej, Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki Łacińskiej jest niezwykle sugestywna, można współcześnie znaleźć przykłady państw, gdzie nierówności społeczne okazały się zjawiskiem korzystnym, czy też patrząc na to z innej strony, niekorzystne okazały się próby zażegnania nierówności. I tak, podczas gdy reforma 3 Benabou (1996), s. 2 2 rolna przyniosła korzyści w Korei Południowej, podobne przedsięwzięcie w Zimbabwe4 doprowadziło do katastrofy, która przemieniła dawny „spichlerz Afryki” w nękany klęskami żywiołowymi ugór. Mniej kontrowersyjnym przykładem są Stany Zjednoczone, które w gronie krajów wysoko rozwiniętych wyróżniają się zarówno dużymi rozbieżnościami dochodowymi, jak i stosunkowo wysoką dynamiką wzrostu gospodarczego. Ponadto, jak wskazuje w kilku swoich pracach Partridge, nawet w obrębie samych USA, charakteryzujące się mniej egalitarnym rozkładem dochodów stany południowe, rozwijały się w ostatnim półwieczu lepiej, niż stany północne. Jak zatem pogodzić ze sobą tak przeciwstawne świadectwa i teorie? Odpowiedzi na to pytanie będę poszukiwał w części IV. Bodźca do tych rozważań dostarczyły mi prace Roberta J. Barro, który zasugerował, że nierówności są szkodliwe w krajach rozwijających się, natomiast mogą być korzystne w krajach rozwiniętych (rozdział 4.4.). Uzasadnienia tej tezy można poszukiwać na gruncie wpływowej koncepcji, jakoby nierówności były w obliczu niedoskonałości rynków kredytowych przyczyną niedoinwestowania w kapitał ludzki. Jedną z implikacji tej teorii jest to, że stopień rozwoju rynków kapitałowych powinien wyznaczać siłę zależności między dysproporcjami społecznymi a stopą wzrostu gospodarczego. Wydaje się jednak, że stopień rozwoju rynków kapitałowych idzie w parze z poziomem PKB per capita. Niezależnie od tego, czy teza Barro jest słuszna czy też nie, rzuca nowe światło na wszystkie niemal argumenty, wysuwane w badaniach nad relacją między nierównościami społecznymi a stopą wzrostu gospodarczego. Podobnie jak wspomniana w poprzednim akapicie koncepcja zakładająca niedoskonałość rynków kredytowych, większość z nich przybiera bowiem postać warunkową. Szereg przykładów podam w rozdziale 4.2. Tropem tym można jednak pójść jeszcze dalej i spróbować zrelatywizować efekty nierówności do szeregu innych okoliczności, nie uwzględnionych bezpośrednio w poszczególnych modelach. I tak, można wprowadzić do rozważań wymiar czasowy, aby sprawdzić, czy nierówności są szkodliwe w krótkim terminie, a pozytywne w długim, lub też odwrotnie (rozdział 4.7.). Można uszczegółowić pojęcie nierówności, aby przekonać się, że zjawisko to jest wielowymiarowe, a każdy z tych wymiarów może być inaczej skorelowany ze stopą wzrostu gospodarczego (rozdział 4.3.). Uwzględnić należy również znaczenie takich czynników jak mobilność społeczna czy częściowo z nią powiązana tolerancja dla dysproporcji społecznych, 4 Zdaje sobie sprawę, że motywy redystrybucji ziemi w Zimbabwe były znacznie mniej szlachetne, niż w Korei Południowej. Jestem również świadomy, że przykłady tego afrykańskiego państwa używa się zwykle do zilustrowania roli klarownych praw własności w rozwoju gospodarczym. Niemniej jednak wydarzenia w Zimbabwe pod wieloma względami nadają się również do wyjaśnienia znaczenia nierówności. W dalszej części pracy ilustrując niektóre mechanizmy oddziaływania nierówności społecznych na wzrost gospodarczy będę do tego przykładu wracał. 3 które mogą zmieniać jakościową rolę nierówności (rozdział 4.6.). Wreszcie, jeśli to zniuansowanie problematyki okaże się celowe, możemy dojść do przekonania, że międzynarodowe porównania nie szczególnie nadają się do badania zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Jeśli bowiem wpływ nierówności może się zmieniać z okresu na okres, oraz z kraju na kraj, zapewne może się również zmieniać z regionu na region. Ostatecznie więc, pytanie o to, czy nierówności społeczno-ekonomiczne stanowią przeszkodę dla wzrostu gospodarczego, czy też są jego katalizatorem jest źle postawione. Właściwe pytanie brzmi: w jakich warunkach dysproporcje społeczne są szkodliwe, a w jakich mogą się okazać pożyteczne? Nie sugeruje oczywiście, że zajmujący się tą kwestią ekonomiści - nawet ci, którzy formułowali swoje tezy dość kategorycznie - byli w błędzie. Przeciwnie, w pracy tej chciałbym pokazać, że wszyscy mieli trochę racji. Ogólniej zaś, relacja między nierównościami a stopą wzrostu PKB prawie na pewno nie jest liniowa. Chciałbym na wstępie poruszyć jeszcze kilka kwestii technicznych. Przede wszystkim, przeciwna relacja przyczynowa, prowadząca od rozwoju gospodarczego do nierówności nie będzie mnie w tej pracy szczególnie interesowała. W kilku jednak miejscach będę musiał do tego zagadnienia nawiązać. Liczne badania sugerują, że zjawiska powszechnie uważane za motory wzrostu gospodarczego, takie jak postęp technologiczny, upowszechnienie edukacji, czy też liberalizacja handlu z samej swej istoty powiększają skalę rozpiętości dochodów. Jeśli rzeczywiście nierówności społeczne stanowią nieuchronny korelat rozwoju gospodarczego, to wydaje się, że próby ich ograniczenia muszą ten rozwój hamować. Odrzucenie tego argumentu, wskazującego na ważną rolę nierówności w procesie rozwoju, postawiłoby nas w trudnej sytuacji. Jeśli bowiem uznamy, że nierówności negatywnie oddziaływają na stopę wzrostu gospodarczego, trudno uniknąć zaskakującego wniosku, że wzrost ten sam się wygasza za pośrednictwem dysproporcji społecznych. Jak sądzę, paradoks ten można potraktować jako kolejną sugestię, że nie należy rozpatrywać relacji nierówności-wzrost gospodarczy w kategoriach dychotomicznych. Przede wszystkim jednak pokazuje on, że pod pewnymi względami relacja prowadząca od wzrostu gospodarczego do dysproporcji dochodowych oraz interesująca nas zależność przebiegająca w kierunku przeciwnym nie dają się łatwo odseparować. Stąd, wypadnie mi do tego problemu w kilku miejscach wrócić. „Jednym z zasadniczych bodźców do badań nad relacją między rozkładem dochodów a aktywnością gospodarki są dane empiryczne, które systematycznie wskazują na silną korelację tych zmiennych” - wyjaśniają Galor i Zeira (1993)5. Mimo to, badania empiryczne tej relacji są według mnie stosunkowo nieciekawe. W większości były one prowadzone na 5 Galor, Zeira (1993), s. 35; 4 danych przekrojowych, jeśli więc prawdziwa jest centralna teza niniejszej pracy, że zależność między nierównościami a stopą wzrostu gospodarczego zależy od wielu dodatkowych okoliczności i w każdym kraju może być odmienna, wynikiem tych badań będzie jedynie mało interesująca wypadkowa tych wewnątrzkrajowych relacji. Ponadto, nawet jeśli przyjmowano bardziej odpowiednią do takich badań metodologię panelową, często estymowano równanie liniowe, co również nie może dać odpowiedzi na pytanie, jakie sobie postawiłem. Z tego powodu praca ta ma zasadniczo charakter teoretyczny. Mimo to, starałem się przywołać możliwie wiele badań empirycznych, przede wszystkim dlatego, że często pojawiały się wcześniej, niż uzasadniające je teorie. Ponadto, nawet jeśli ogólne badania nad znakiem korelacji między nierównościami a wzrostem gospodarczym są niekonkluzywne, zarzut ten nie dotyczy empirycznych dociekań nad trafnością poszczególnych mechanizmów oddziaływania na siebie tych zmiennych. Zasadnicze tezy, jakie będę usiłował w tej pracy wysunąć, pojawiają się explicite dopiero w IV części pracy. Taksonomiczne odróżnianie kanałów transmisji nierówności na wzrost gospodarczy, któremu poświęciłem wcześniejsze rozdziały, może w tym świetle sprawiać wrażenie niepotrzebnej pedanterii6. W rzeczywistości jednak odpowiada celom, jakie sobie postawiłem: wyszczególnienie możliwie wielu mechanizmów oddziaływania dysproporcji społecznych na dynamikę gospodarki uwypukla, jak skomplikowana i niejednoznaczna jest ta relacja. Choć pojęcie „nierówności” społeczno-ekonomicznych jest stosunkowo niejasne, kwestiami definicyjnymi również zajmę się dopiero w części IV, pominąwszy krótkie wzmianki potrzebne dla klarowności wywodu. Nie jest to wynik niedopatrzenia. Większość autorów, których prace omawiam w częściach II i III także nie zaprzątała sobie tym problemem głowy. Skłoniło mnie to do potraktowania złożoności zjawiska nierówności społeczno-ekonomicznych jako jednego z możliwych wyjaśnień sprzeczności obecnych w literaturze empirycznej i teoretycznej. Dlatego właśnie problematykę tą rozważam dopiero w końcowej, syntetycznej części pracy. 6 Inną sprawą jest to, że przegląd teorii w rozdziałach II i III bynajmniej nie jest kompletny. W szczególności, nie wyczerpałem krytycznych argumentów przeciwko niektórym kanałom transmisji nierówności na wzrost gospodarczy. Dotyczy to zwłaszcza mechanizmów wskazujących, że zależność między tymi zmiennymi jest pozytywna. Wynika to z faktu, że część z nich stanowi w zasadzie nie tyle obronę nierówności, co wolnego rynku, którego dysproporcje społeczne są nieuchronnym skutkiem. Tymczasem argumenty za lub przeciwko ingerencji państwa w funkcjonowanie gospodarki przebiegają całą teorię ekonomii, nie sposób więc ich w niniejszej pracy nawet zarysować. 5 Część II Korzyści z nierówności 2.1.Wprowadzenie Prezentacja teorii, postulujących dodatnią zależność między dysproporcjami społecznymi a wzrostem gospodarczym, jest zadaniem stosunkowo niewdzięcznym. Nie chodzi tu wyłącznie o to, że wydają się one w dzisiejszych czasach niemodne. Ważniejsza jest pewna niewspółmierność tej literatury wobec prac autorów z lat 90., postulujących w większości negatywną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Podczas gdy ci ostatni posługują się do zilustrowania swych tez modelami, „klasyczne” poglądy na kwestię nierówności nie znalazły tak klarownego ujęcia, przez co mogą sprawiać wrażenie niedostatecznie uargumentowanych, nienaukowych, lub wręcz osadzonych w ideologii okresu, w jakim powstawały. Jak sądzę, właśnie ten fakt sprawił, że Osberg (1995) dawniejsze badania nazywa „retoryką o trade-off'ie1”, a dopiero badania z lat 90. rzetelną analizą relacji między nierównościami a wzrostem. Z opinią tą trudno się jednak zgodzić, bowiem założenia, na jakich oparte są współczesne modele są w wielu przypadkach daleko bardziej nieprawdopodobne, niż przeświadczenia, do jakich odwoływano się w pracach dawniejszych. Autorzy dokonujący przeglądu tych argumentów, np. Attanasio i Binelli (2003) oraz Aghion, Caroli i Garcia-Penalosa (1999), zwykli dzielić je na trzy grupy. Do pierwszej zaliczane są zagadnienia osnute wokół funkcji inwestycji Kaldora, do drugiej kwestie związane z niepodzielnością inwestycji, a do trzeciej motywacyjne aspekty nierówności. Ja również pójdę tym utartym szlakiem, jednak trzecią grupę rozbuduje o rozważania dotyczące informacyjnych funkcji nierówności. 2.2. Kaldora funkcja inwestycji Argument ten wywodzi się z przeświadczenia, obecnego w myśli ekonomicznej przynajmniej od czasów Adama Smitha2, lecz kojarzonego na ogół z nazwiskiem Nicholasa Kaldora, który powiadał, że krańcowa skłonność ludzi pracy do oszczędzania jest niższa, niż w przypadku kapitalistów. Innymi słowy, krańcowa stopa oszczędności rośnie wraz z dochodami (rys. 1). Gdyby tak było istotnie, nierówności dochodowe kanalizowałyby kapitał w ręce tych, których skłonności do oszczędzania są większe. W tej sytuacji, im 1 Relacji wymiennej między nierównościami a wzrostem gospodarczym. 2 Pardo-Beltran (2002), s. 2; 6 bardziej nierównomierny jest rozkład dochodów w społeczeństwie, tym wyższa zagregowana stopa oszczędności. Jednocześnie, „w klasycznych modelach ekonomicznych zakładano, że wzrost gospodarczy zależy przede wszystkim od stopy akumulacji produktywnych zasobów”3, która z kolei jest sprzężona ze stopą oszczędności. Stąd, jeśli większe nierówności prowadzą do wyższej stopy oszczędności, to muszą stanowić czynnik napędzający wzrost gospodarczy. W kolejnych akapitach przeanalizuję zasadność obu etapów tego rozumowania. Istnieje kilka powodów, dla których można spodziewać się, że krańcowa stopa oszczędności będzie rzeczywiście rosła wraz z dochodami. Przede wszystkim, istnieją pewne minimalne potrzeby egzystencjalne, które muszą zostać zaspokojone, zanim człowiek będzie mógł zacząć odkładać środki na przyszłość i wygładzać konsumpcję w cyklu życiowym. W ujęciu formalnym oznacza to, że międzyokresowa elastyczność substytucji dla osób konsumujących mniej niż minimum egzystencjalne jest zerowa, a powyżej tego minimum Oszczędności rośnie wraz z konsumpcją4. Przy takiej funkcji oszczędności, dwie osoby, jedna bogata o dochodach c, a druga uboga o dochodach a, oszczędzą łącznie więcej, niż dwie osoby o dochodach b. Redystrybucja dochodów od osoby c, do osoby a, obniżyłaby więc stopę oszczędności w takim społeczeństwie. A B Dochody a b c Rys. 1. Rosnąca krańcowa skłonność do konsumpcji. Kolejnym powodem może być ograniczony dostęp ludzi ubogich do rynków finansowych. W wielu krajach, zwłaszcza rozwijających się, niższe warstwy społeczne, zamieszkujące często na obszarach wiejskich, mogą mieć ograniczony dostęp do banków. Związane z wysoką inflacją ryzyko, że realne oprocentowanie niewielkich lokat będzie ujemne, dodatkowo zniechęca do oszczędzania. Natomiast ludzie majętni mają z reguły lepszy dostęp do instytucji finansowych, łatwiej jest im zmaksymalizować stopę zwrotu poprzez 3 Quintin, Saving (2008), s. 1; 4 Smith (2001), s. 115; 7 dywersyfikację inwestycji5, a przed inflacją mogą się zabezpieczyć lokując swoje środki za granicą. W tym kontekście Cook (1995) zauważa, że ludzie ubodzy w krajach wschodzących często pracują w sektorze rolniczym, który oferuje mniejsze możliwości inwestycyjne, a przez to odbiera motywację do oszczędzania. Thorbecke i Charumilind (2002) wymieniają dodatkowo motywy dynastyczne, które sprawiają, że ludzie bogaci oszczędzają, aby zostawić swoim potomkom odpowiedni spadek. Z drugiej strony, argumenty przeciwko hipotezie Kaldora także nie trudno znaleźć. Jak zauważa Smith (2001), równie dobrze można utrzymywać, że to właśnie biedni powinni mieć najwyższe stopy oszczędności. „Przykładowo, osoba o niskich dochodach i niewielkim zasobie kapitału ludzkiego stoi wobec większej niepewności zatrudnienia, a ewentualny szok dochodowy pochłonie większą część jego zarobków. To jest silny bodziec do zapobiegawczego oszczędzania”6. Często wskazuje się też, że zamożne warstwy społeczeństwa dużą część swoich środków przeznaczają na ostentacyjną konsumpcję i symbole statusu, zamiast na inwestycje. W swoim znanym podręczniku Debraj Ray (1998) podkreśla, że upowszechniające się wzorce zachodniego stylu życia sprawiają, że największe aspiracje przejawiają ci ludzie, którzy wydostali się już z ubóstwa lecz nadal znaczny dystans dzieli ich od pożądanego poziomu życia. Uporczywie dążąc do poprawy losu swoich dzieci, ludzie ci zwykle oszczędzają znaczną część swoich dochodów7. Rozważania teoretyczne wskazują zatem, że funkcja oszczędności jest przypuszczalnie bardziej skomplikowana, niż ta na rys. 1 (wrócę do tej kwestii w dalszej części pracy). Oznacza to, że istnienie efektu Kaldora może zostać zweryfikowane jedynie empirycznie. Cook (1995) oraz Thorbecke i Charumilind (2002) podają, że pierwsze badania w latach 60., koncentrujące się na danych mikroekonomicznych wykazały, że w krajach azjatyckich stopy oszczędności z kapitału są zdecydowanie wyższe, niż z dochodów z pracy. Także w późniejszych dekadach badacze analizujący dane sondażowe konsekwentnie stwierdzali, że bogatsze gospodarstwa domowe oszczędzają większą część swoich dochodów, niż gospodarstwa uboższe8. Wyniki badań opartych na makroekonomicznych agregatach nie są już tak jednoznaczne. Venieris i Gupta (1986) sugerują, że największą stopą oszczędności charakteryzuje się klasa średnia9. Z kolei Schmidt-Hebbel i Serven (2000), a przed nimi kilku innych autorów10, nie byli w stanie odnaleźć wyraźnej relacji między nierównościami a stopą 5 6 7 8 9 Voitchovsky (2005), s. 275; Smith (2001), s. 115; Ray (1998), s. 214; Schmidt-Hebbel, Serven (2000), s. 418; Autorzy wskazują jednak, że może to dotyczyć jedynie produktywnych oszczędności, czyli takich, które zasilają w kapitał krajową gospodarkę. Niewykluczone, że bogaci w rzeczywistości oszczędzają więcej, lecz środki te odprowadzają za granicę, bądź inwestują je nieproduktywnie, np. w metale szlachetne, waluty itp. 10 Schmidt-Hebbel, Serven (2000), s. 418; 8 oszczędności. Z drugiej strony Cook (1995) potwierdził istnienie efektu Kaldora w próbie 49 krajów wschodzących, zaś Smith (2001) w grupie 66 państw, zarówno rozwiniętych jak i rozwijających się. Ta ostatnia praca jest szczególnie interesująca, bowiem omawiana zależność została przetestowana zarówno metodami przekrojowymi, jak i panelowymi, z uwzględnieniem wielu innych potencjalnych determinant stopy oszczędności. Dodatkowo, autor zbadał przyczyny występowania efektu Kaldora, konkludując, że kryją się za nim przede wszystkim niedoskonałości rynku kredytowego. Wpływ dysproporcji społecznych na skłonność do oszczędzania okazał się wszakże stosunkowo słaby. „Wzrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie standardowe, które dzieli np. Filipiny od Korei Południowej, zwiększa stopę oszczędności o około 1,5 proc., czyli jedną czwartą odchylenia standardowego (...). Duży skok nierówności powoduje więc relatywnie niewielki wzrost prywatnych oszczędności”11 - podsumowuje Smith (2001). Przyjmijmy jednak, że hipoteza Kaldora jest prawdziwa i można przejść do drugiej części argumentu, łączącego nierówności ze wzrostem gospodarczym za pośrednictwem stopy oszczędności. Należałoby pokazać, że oszczędności rzeczywiście są czynnikiem napędzającym inwestycje. Jednak spór o to, czy głównym motorem wzrostu są oszczędności, czy konsumpcja zapełnia sporą część podręczników do historii myśli ekonomicznej. Ponieważ roztrząsanie tego obszernego zagadnienia wykraczałoby poza zakres tej pracy, poprzestanę jedynie na kilku uwagach. Przede wszystkim, istnieje tu problem natury definicyjnej12. Granica między oszczędnościami a konsumpcją była wyraźna, dopóki słowo „kapitał” rozumiano tradycyjnie. Gdy termin ten zaczął obejmować także kapitał ludzki, rozróżnienie stało się trudniejsze. Ma to znaczenie zwłaszcza na niższych szczeblach drabiny społecznej. Czy wydatkowanie środków na zdrowe pożywienie, ochronę zdrowia, czy edukację, które podnoszą produktywność pracownika, powinniśmy zaklasyfikować jako oszczędności czy konsumpcję? Odpowiedź na to pytanie wydaje się kluczowa, aby określić, czy większy wpływ na wzrost gospodarczy ma konsumpcja czy oszczędności. Oszczędności pełniły istotną rolę w neoklasycznych modelach Ramsey'a oraz Solowa, doraźnie zwiększając stopę wzrostu gospodarczego. Lecz, jak zauważa Smith (2001), takie bezpośrednie przełożenie stopy krajowych oszczędności na inwestycję i wzrost zachodzi wyłącznie w gospodarce zamkniętej. W gospodarce otwartej, charakteryzującej się dużą mobilnością kapitału, może nie istnieć żadna korelacja między tymi zmiennymi. Wydaje się jednak, że w większości państw brak prawnych barier hamujących przepływ kapitału może co 11 Smith (2001), s. 111; 12 Thorbecke, Charumilind (2002), s. 1482; 9 najwyżej osłabić wpływ krajowych oszczędności na stopę wzrostu gospodarczego, lecz nie jest w stanie całkowicie go zniwelować. Po pierwsze, w latach 90. zaobserwowano, że inwestorzy preferują inwestowanie swego kapitału na rodzimym rynku, nawet jeśli międzynarodowa dywersyfikacja portfela pozwalałaby osiągnąć wyższą stopę zwrotu. Zjawisko to, nazywane „home bias”, może wynikać z faktu, że rodzimy rynek łatwiej jest dogłębnie poznać, a zatem ryzyko inwestycji jest mniejsze. Po drugie, Aghion, Comin i Howitt (2006) wystąpili z modelem, na gruncie którego oszczędności mają znaczenie dla wzrostu gospodarczego także w małych i otwartych gospodarkach, szczególnie na niższym etapie rozwoju. W modelu tym, wzrost gospodarczy napędzany jest innowacjami, które pozwalają krajowym producentom wykorzystać wiodące technologie. Lecz w gospodarce znajdującej się na niskim szczeblu zaawansowania technologicznego, wprowadzenie takich innowacji wymaga zaangażowania zagranicznego inwestora, zaznajomionego z najnowszymi technologiami. Aby przyciągnąć zagraniczny kapitał do danego kraju, potrzebne jest jednak współfinansowanie projektów inwestycyjnych przez kapitał rodzimy, pochodzący właśnie z oszczędności. Zaangażowanie lokalnych banków, monitorujących przebieg takich przedsięwzięć, zwiększa bowiem prawdopodobieństwo ich sukcesu, a więc także oczekiwaną przez zewnętrznego inwestora stopę zwrotu. W modelu tym oszczędności pełnią zatem rolę poręczenia, ubezpieczającego zagranicznych inwestorów przed nadmiernym ryzykiem (czyli w pewien sposób łagodzą motywy, powodujące u zagranicznych inwestorów wspomniany „home bias”). Aghion, Comin i Howitt (2006) ilustrują swoją tezę, porównując historię gospodarczą Ameryki Łacińskiej i wschodniej Azji. W 1960 r. regiony te charakteryzowały się zbliżonym poziomem PKB per capita, lecz w kolejnych dekadach kraje azjatyckie wyraźnie się wysforowały. Czynnikiem, który mógłby wyjaśnić ich gwałtowny rozkwit mogą być właśnie prywatne oszczędności, których średnia stopa w latach 1960-2000 sięgała 25 proc. w porównaniu z 14 proc. w Ameryce Łacińskiej. Wydaje się to tym bardziej wiarygodne, że Chile, które w porównaniu z innymi latynoamerykańskimi krajami rozwijało się nadzwyczaj szybko, także charakteryzowało się wysoką stopą prywatnych oszczędności (około 20 proc.). Dodatkowo, autorzy weryfikują swoje przypuszczenia na danych panelowych ze 118 państw z lat 1960-2000. Okazuje się, że średnia stopa oszczędności w danym pięcioletnim okresie <t-4, t> pozytywnie oddziałuje na stopę wzrostu gospodarczego w kolejnej dekadzie (t, t+10>. Zgodnie z przewidywaniami modelu, efekt ten jest szczególnie silny w krajach rozwijających się13 a znaczenie mają wyłącznie oszczędności prywatne, w przeciwieństwie do 13 Przy czym za państwa bogate autorzy uznali wszystkie kraje o poziomie PKB per capita przekraczającym 16,5 proc. tego poziomu w kraju najbogatszym. 10 publicznych. Ponadto, powiązanie oszczędności i wzrostu gospodarczego następuje wyłącznie dzięki rosnącej produktywności czynników produkcji (TFP), a nie dzięki akumulacji kapitału. Stanowi to potwierdzenie tezy, że oszczędności sprzyjają importowi nowoczesnych technologii. Dodatkowym empirycznym potwierdzeniem mechanizmu naszkicowanego w modelu jest silna korelacja między stopą prywatnych oszczędności a poziomem bezpośrednich inwestycji zagranicznych oraz importu zaawansowanych technologii w kolejnych latach. 2.3. Niepodzielność inwestycji Druga klasa argumentów, podkreślających znaczenie nierówności dla rozwoju gospodarczego, osnuta jest wokół zagadnienia niepodzielności inwestycji. Zainicjowanie działalności przemysłowej, utworzenie firmy, czy prowadzenie badań nad nowymi technologiami wymagają na ogół utopienia znacznych kosztów, zanim przedsięwzięcia te przyniosą jakiekolwiek efekty. Gdy rynki kredytowe są niedoskonałe, skierowanie odpowiedniej puli środków na takie inwestycje może być niemożliwe, nawet przy znacznej stopie oszczędności w danym społeczeństwie. Koncentracja kapitału w rękach nielicznych inwestorów może w tych warunkach być jedyną szansą na zrealizowanie drogich projektów inwestycyjnych i pobudzenie w ten sposób wzrostu gospodarczego. Mechanizm ten ma dość klarowne implikacje empiryczne. Przewiduje bowiem, że nierówności powinny mieć silniejszy wpływ na gospodarkę w tych krajach, gdzie rynki kapitałowe funkcjonują słabo. Nie udało mi się jednak dotrzeć do badań, które by taką zależność testowały. Powyższy argument można także zmodyfikować tak, żeby dotyczył on konsumpcji. Wiąże się to bezpośrednio z prawem Engla mówiącym, że udział wydatków na żywność maleje wraz z dochodami, co odzwierciedla hierarchiczność ludzkich preferencji. W tych warunkach rozkład dochodów oddziałuje na strukturę popytu. Jak sądzę, na takim rozumowaniu opiera się spostrzeżenie Friedricha von Hayeka14, że nierówności społeczne są warunkiem wszelkiego rozwoju, rozumianego jako powstawanie nowych usług i produktów. Otóż innowacyjne produkty są początkowo drogie w produkcji, więc ich ceny muszą być wysokie. Istnienie grupy osób, które godzą się płacić wysoką cenę za luksus, daje producentom czas na opracowanie metod produkcji masowej15. Na pierwszy rzut oka, teorii tej zdaje się przeczyć praca Murphy'ego, Schleifera i Vishny'ego (1989) poświęcona roli, jaką 14 Hayek (2006), Rozdział 6, s.95-111; 15 Na zbliżone do tego zjawisko zwrócił uwagę inny noblista William R. Fogel, który zauważył, że im szybciej na rynku pojawiają się nowe, luksusowe modele danych produktów, tym szybciej tanieją produkty poprzedniej generacji. W efekcie, rosnącym nierównościom towarzyszy szybka poprawa standardów życia na niższych szczeblach drabiny społecznej. Równocześnie ze wzrostem nierówności dochodowych, zmniejszać się mogą nierówności konsumpcyjne. 11 rozkład dochodów odgrywa w procesie industrializacji. Autorzy ci twierdzą, że kołem zamachowym wzrostu gospodarczego jest rozległa klasa średnia, ponieważ to właśnie ona generuje popyt na masowe, fabryczne wyroby, których produkcja charakteryzuje się korzyściami skali. Gdyby dochody były skoncentrowane w rękach niewielkiej grupy krezusów, ich popyt skierowany byłby przede wszystkim na dobra luksusowe, pochodzące przypuszczalnie z importu. Model ten nie stoi jednak w bezpośredniej sprzeczności z tezą Hayeka. Przede wszystkim, popyt na dobra masowej produkcji zależy nie tylko od rozkładu dochodów, ale także od wielkości kraju, jego otwartości na handel zagraniczny, homogeniczności gustów społeczeństwa (co może mieć np. podłoże kulturowe), stopnia urbanizacji itp. Pod tym względem spostrzeżenie austriackiego ekonomisty wydaje się bardziej uniwersalne. Wydaje się też, że zjawiska opisane przez Hayeka oraz Murphy'ego, Schleifera i Vishny'ego (1989) dotyczą innych kategorii dóbr, lub też tych samych dóbr, lecz na innych etapach ich rozwoju. W pierwszym z tych przypadków trzeba by się zastanowić, które kategorie dóbr stanowią nośnik postępu technologicznego i rozwoju, a w drugim, który etap jest ważniejszy z perspektywy firm wprowadzających nowe produkty. Pewnej odpowiedzi na te pytania dostarcza model Foellmi'ego i Zweimuellera (2004). Wzrost gospodarczy napędzany jest w nim innowacjami, które stanowią odpowiedź na zapotrzebowanie na nowatorskie produkty. Wobec założenia, że ludzkie potrzeby nie są jednakowo pilne, popyt ten zależy od rozkładu dochodów konsumentów. Dynamika dochodów determinowana jest zaś zwrotnie przez proces innowacji. W ramach tej struktury, autorzy analizują dynamikę zysków firmy, która dokonuje innowacji wprowadzając na rynek pewien produkt (X). Mogą one kształtować się pod wpływem zmian liczby konsumentów, których stać na X przy danej cenie (efekt wielkości rynku), bądź też pod wpływem zmian dochodów dotychczasowych konsumentów, co wymaga dostosowania ceny dobra X do ich możliwości (efekt cenowy). Proces ten najłatwiej prześledzić na przykładzie społeczeństwa podzielonego na dwie klasy: zamożną i ubogą. Wówczas rozkład dochodów wyraża się dwoma parametrami: a) udziałem dochodów klasy biednej w zagregowanych dochodach (λ) oraz b) udziałem w społeczeństwie klasy ubogiej (σ). Załóżmy, że nierówności zmniejszają się ze względu na wzrost λ przy zachowaniu średniego poziomu dochodów w społeczeństwie na niezmienionym poziomie. Oznacza to, że klasa zamożna relatywnie ubożeje, a więc maleje jej skłonność do kupowania produktu X, zmuszając producenta do obniżenia ceny produktu. Efekt cenowy ma zatem w tym wypadku ujemny wpływ na zyski firmy. Z drugiej strony, klasa uboga staje się bogatsza, dzięki czemu potencjalny rynek zbytu na dobro X się zwiększa. Zatem efekt wielkości rynku ma korzystny wpływ na zyski producenta dobra X. Foellmi i Zweimueller (2004) pokazują jednak, że 12 ujemny efekt cenowy zawsze przeważa. Wynika to z faktu, że efekt wielkości rynku działa z opóźnieniem: zyski są niskie w pierwszej fazie po wprowadzeniu produktu X, a dopiero po pewnym czasie, w miarę wzrostu dochodów całego społeczeństwa i ewentualnego cięcia ceny dobra X, rynek się powiększa. Dyskontowanie sprawia jednak, że wzrost zysków w późniejszym okresie nie jest w stanie zrekompensować niskich zysków w pierwszej fazie innowacji. Przyjmijmy następnie, że nierówności zwiększają się na skutek wzrostu parametru σ, przy czym λ się nie zmienia. Oznacza to, że jest teraz mniej ludzi zamożnych, ale relatywnie bogatszych. Efekt cenowy ma więc w tym przypadku pozytywny wpływ na zyski producenta dobra X, bowiem bogaci są skłonni więcej za nie płacić. Jednocześnie rynek na dobro X kurczy się, co ujemnie oddziałuje na zyski producenta. To, który z efektów przeważy tym razem, zależy od rynkowej siły firmy dokonującej innowacji. Gdy dla X brak substytutów, producent może ustalić początkowo wysokie ceny i efekt cenowy przeważy nad efektem wielkości rynku. Gdy jednak istnieją substytuty dla X, cena będzie musiała być niższa, a wówczas nasila się znaczenie efektu wielkości rynku. W pierwszym przypadku mobilizacja do innowacji zwiększa się, a w ślad za nią stopa wzrostu gospodarczego, w drugim wypadku obie te zmienne maleją. Ostatecznie, konkludują Foellmi i Zweimueller (2004), w większości przypadków innowacyjności sprzyjają większe nierówności. Relacja nie jest wszelako tak jednoznaczna, jak to sugerował Hayek. 2.4. Motywacyjne i informacyjne aspekty nierówności „Do niedawna, szerokie spektrum idei skłaniało większość ekonomistów do poglądu, że nierówności powinny być, jeśli już, czynnikiem sprzyjającym wzrostowi gospodarczemu”16. W odniesieniu do argumentów, którymi zajmę się w tym rozdziale, kluczowe w tym zdaniu są słowa „jeśli już”. Twierdzi się w nich bowiem, że nierówności pełnią w gospodarce funkcję informacyjną, która usprawnia proces alokacji zasobów pomiędzy sektory, zawody i regiony. Stanowią także czynnik motywacyjny, powiązany z takimi „schumpeterowskimi cechami, jak przedsiębiorczość, skłonność do ryzyka, innowacyjność, a także z pracowitością”17 Nie oznacza to jednak, że nierówności są czymś korzystnym, do czego należałoby zmierzać poprzez odpowiednie reformy. Jeśli zaistniałe na rynku nierówności są naturalnym składnikiem jego sprawnego funkcjonowania, to zarówno próby ich usunięcia, jak i zwiększenia, nieuchronnie spowodują pewne zaburzenia. Ściśle rzecz biorąc, argumenty te wskazują zatem na istnienie relacji wymiennej między dążeniem 16 Quintin, Saving (2008), s. 1; 17 Partridge (2005), s. 363; 13 do wyrównania rozkładu dochodów, a efektywnością gospodarki (equality-efficiency tradeoff). Gwoli przejrzystości podzieliłem niniejszy rozdział na trzy części, lecz są one ze sobą ściśle powiązane. 2.4.1. Nierówności a motywacja do wysiłku Jak zauważył Welch (1999), pytanie o to, czy nierówności są zjawiskiem korzystnym czy też nie, jest źle postawione. Należy się raczej zastanowić, dlaczego nierówności powstają. Ponieważ grupa argumentów broniących nierówności ze względów motywacyjnych, dotyczy przede wszystkim rynku pracy, skoncentruję się obecnie na nierównościach płacowych. Zasadniczego ich źródła należy zaś poszukiwać w podręcznikowym mechanizmie, według którego na wolnym rynku pracownicy będą zawsze wynagradzani zgodnie ze swoją krańcową produktywnością. Według tej teorii, nierówności płacowe odzwierciedlają po prostu różnicę we wrodzonych i nabytych zdolnościach pracowników, ale ponad wszystko, we włożonym w pracę wysiłku. Mechanizm ten rzecz jasna nie stosuje się jedynie do „laboratoryjnych” warunków wolnego rynku. Będzie zachodził zawsze, o ile płace będą choć do pewnego stopnia na powyższe czynniki wrażliwe. Zarazem wrażliwość ta jest niezbędna, aby pracowników zmotywować, przy założeniu, że wysiłek wkładany przez nich w pracę zależy od oczekiwanej stopy zwrotu z tych starań. „W długim okresie, takie instytucjonalnie uwarunkowane różnice w wysiłku pracowników mogą się zmaterializować w postaci wyższej stopy wzrostu gospodarczego”18. Pewne potwierdzenie tych przypuszczeń odnajdujemy w pracy Bell i Freeman (2001), stawiającej sobie za cel wyjaśnienie znacznej różnicy w średniej tygodniowej liczbie godzin pracy w USA i Niemczech. Autorzy wskazują, że jeszcze w 1970 r. obie nacje były jednakowo pracowite. W ciągu kolejnych 27 lat Niemcy skrócili jednak czas przeznaczany na pracę średnio o 409 godzin rocznie, podczas gdy Amerykanie nieznacznie go wydłużyli. Mimo to w sondażach Niemcy deklarują chęć dalszego ograniczenia czasu pracy, Amerykanie chcieliby pracować jeszcze więcej. Bell i Freeman (2001) przyczyny tego stanu rzeczy dopatrują się w różnicy w poziomach nierówności, jaka dzieli te kraje. Większe nierówności płacowe w USA sprawiają bowiem, że wzrost dochodów związany z awansem jest ceteris paribus wyższy, niż w Niemczech, a zatem większa jest oczekiwana stopa zwrotu z dodatkowego wysiłku. Jednocześnie, ewentualna strata wynikająca z niedostatecznego wysiłku, np. degradacja na niższe stanowisko, zwolnienie z pracy itp., jest w USA znacznie bardziej dotkliwa niż w Niemczech. Zatem nierówności płacowe stanowią tutaj 18 Bjornskov (2004), s. 5; 14 „aproksymację pochodnej po wysiłku z życiowego strumienia dochodów”19. Na gruncie tego rozumowania powinniśmy oczekiwać, że także w obrębie jednego kraju większą motywacją do pracy będą się charakteryzowały osoby wykonujące zawody, w których nierówności płacowe są większe. Właśnie tę hipotezę autorzy poddają bezpośredniej weryfikacji. Model przybiera zatem postać: lnH 0 = aσ lnW o + blnW o + X T i + uo n 1 W równaniu tym lnHo oznacza logarytm średniej tygodniowej liczby godzin przepracowanych przez pracownika w zawodzie o, σlnWo oznacza odchylenie standardowe logarytmu średniej godzinowej płacy w zawodzie o, zaś Ti to zero-jedynkowa zmienna czasowa, przy czym n=10 w przypadku Niemiec (lata 1985-1995) oraz n=7 w przypadku USA (lata 1989-1996). uo to składnik losowy. Regresja została przeprowadzona oddzielnie dla USA i Niemiec. W Tabeli 1. przedstawiam niektóre rezultaty dla osób pracujących ponad 35 godzin tygodniowo (dla osób pracujących co najmniej 20 godz. tygodniowo wyniki są zbliżone). Tabela 1. Nierówności a motywacja do pracy Współczynniki Niemcy: wszyscy Niemcy: tylko USA: wszyscy USA: tylko przy pracownicy mężczyźni pracownicy (>35h) mężczyźni zmiennych (>35h) (>35h) (>35h) niezależnych a 0,096 (0,017) 0,103 (0,019) 0,127 (0,017) b 0,045 0,032 0,025 (0,011) (0,013) (0,009) Źródło: Opracowanie własne na podstawie Bell, Freeman (2001) 0,071 (0,016) 0,038 (0,011) Zgodnie z oczekiwaniami, współczynnik przy zmiennej wyrażającej dysproporcje płacowe (a) w danym zawodzie ma dodatni znak, czyli zwiększają one liczbę przepracowanych godzin. Co ciekawe, wpływ ten jest w każdym przypadku co najmniej dwukrotnie silniejszy, niż wpływ wysokości płac (współczynnik b). Okazuje się więc, że nierówności płacowe motywują do większego wysiłku zarówno pracowników niemieckich, jak i amerykańskich. W tej sytuacji można przypuszczać, że słabsza motywacja Niemców do pracy wynika częściowo z mniejszej dyspersji dochodów, jaką charakteryzuje się tamtejsze społeczeństwo. Może się wydawać, że rezultaty te pokazują – wbrew temu, co twierdziłem na początku tego rozdziału – że większe nierówności są zjawiskiem pożądanym. Sądzę jednak, że tak nie jest. Bell i Freeman (2001) nie biorą bowiem poprawki na instytucje takie jak 19 Bell, Freeman (2001), s. 188; 15 system podatkowy, system zabezpieczeń społecznych, płace minimalne czy regulacje rynku pracy, które mają na celu skompresowanie rozkładu dochodów. Ponieważ można oczekiwać, że instytucje te są silniej rozbudowane w Niemczech, powyższe wyniki mogą wskazywać po prostu na nieefektywność takich ingerencji w działanie rynku. 2.4.2.Nierówności płacowe jako sygnał rynkowy Kolejną przyczyną nierówności płacowych są strukturalne rozbieżności między popytem na pracę a jej podażą. W tym sensie dysproporcje płacowe sygnalizują relatywny niedobór lub nadmiar pracowników o danych kwalifikacjach. Ponieważ zaś kwalifikacje dają się łatwo kształtować, nierówności stanowią zachętę, aby nabywać te, które aktualnie są na rynku pożądane20. W dłuższej perspektywie proces ten powinien doprowadzić do efektywniejszej alokacji zasobów ludzkich pomiędzy zawody i sektory gospodarki. Zagadnienie to wiąże się ściśle z teorią dotyczącą wpływu wzrostu gospodarczego na kształtowanie się nierówności. Stąd, kilka kolejnych akapitów poświęcę na krótkie omówienie najważniejszych aspektów tej problematyki. Otóż obserwowany od lat 80. wzrost nierówności płacowych w krajach rozwiniętych21 spowodowany jest przede wszystkim ze wzrostem premii za wykształcenie i doświadczenie. Wyjaśnienia tej tendencji badacze poszukiwali między innymi w postępie technologicznym faworyzującym pracowników wykwalifikowanych (skill-biased technological change) oraz w zmianie organizacji przedsiębiorstw22. Pierwsza z tych koncepcji wskazuje, że pewne formy postępu technologicznego, np. informatyzacja procesów produkcji, ujawniają i potęgują różnice w zdolnościach pracowników, które wcześniej były niezauważalne, oraz sprawiają, że wzrasta komplementarność kapitału fizycznego i ludzkiego. Przyjmijmy, że funkcja produkcji przyjmuje postać23: b Y = F Al L, Ah H c gdzie zmienne L i H oznaczają kolejno podaż niewykwalifikowanej siły roboczej i wykwalifikowanej siły roboczej, zaś Al i Ah produktywności tych grup pracowników. Otóż postęp technologiczny faworyzuje pracowników wykwalifikowanych, jeśli prowadzi do wzrostu stosunku Ah/Al. Gdy stosunek ten pozostaje nie zmieniony, postęp technologiczny jest neutralny ze względu na kwalifikacje. Załóżmy, że funkcja produkcji F jest postaci CES: 20 Welch (1999), s. 1; 21 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (2001), s. 32-33; 22 Trzecia często omawiana hipoteza wzrost nierówności w krajach rozwiniętych przypisuje intensyfikacji wymiany handlowej z krajami rozwijającymi się. Nie ma ona jednak wyraźnego związku z problematyką tej pracy. 23 Poniższy fragment opiera się na pracy Acemoglu (2000); 16 Y= Db cρ b Al L + Ah H cρ E1 *ρ Wówczas elastyczność substytucji pomiędzy pracą wykwalifikowaną i niewykwalifikowaną wynosi σ=1/(1-ρ). Jak podaje Acemoglu (2000), w większości oszacowań empirycznych σ przybiera wartość z zakresu [1,2], co oznacza, że te dwa rodzaje pracy są niedoskonałymi substytutami. Przyjmując, że rynek pracy jest konkurencyjny, płace obu typów pracowników wynoszą: D b cρ ∂f Yf ρ f f f f f f ρ ρ wL = f = A l Al + Ah H + L ∂L ρf f f f f f f f f f f f f f f E1fffff@ D b c ∂f Y ρ f f f f f f f f ρ ρ H+ L @ ρ wH = f = Ah Al + Ah ∂H Premia za wykształcenie, tzn. różnica w ρ ρf f f f f f f f f f f f f f f E1fffff@ ρ płacy pracownika wykwalifikowanego i niewykwalifikowanego wynosi zatem: ω = 1f f f f f f f f f f f f f f f b c h 1f h iρ iσfffff@ f f f f f σ f f g@ 1 @ ρ g@ σ wf A H H f f f f f fj A f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f hf hf h k = =j k wl Al L Al L W formie logarytmicznej premię tę możemy zapisać jako: h i f g σf @ 1f f f f f f f f f f f f f f f jA f f f f f f f f f f H f f f f f hf k@ 1f lnω = f ln f ln f σ Al σ L Jak ta premia za wykształcenie reaguje na zmianę technologiczną? Różniczkując lnω po ln(Ah /Al) otrzymujemy (σ-1)/σ. Ponieważ z empirycznych oszacowań wynika, że σ>1, pochodna ta ma znak dodatnim a więc premia za wykształcenie rośnie, gdy zmiana technologiczna preferuje pracę wykwalifikowaną. Skoro jednak powstające w ten sposób nierówności płacowe stanowią sygnał do zdobycia odpowiednich kwalifikacji, wzrost premii powinien być przejściowy. Wkrótce bowiem zwiększyłaby się relatywna podaż pracy wykwalifikowanej H/L, co ma jednoznacznie ujemny wpływ na ω. Na danych amerykańskich widać jednak24, że choć podaż pracy wykwalifikowanej od czasu II wojny światowej nieustannie rośnie, stopa zwrotu z wykształcenia – a także z doświadczenia – obniżała się tylko w latach 70., gdy na rynek pracy wkroczyło pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Jednak od tego momentu premia za wykształcenie rośnie w bezprecedensowym tempie, a wraz z nią nierówności płacowe. I tak, Amerykanin z dyplomem wyższej uczelni zarabiał w 1980 r. 50 proc. więcej, niż osoba z wykształceniem średnim. W ostatnich latach różnica ta wzrosła do ponad 100 24 Welch (1999); 17 proc.25 Acemoglu (2000) proponuje następujące wyjaśnienie tego zjawiska. Przede wszystkim wydaje się, że zmiana technologiczna faworyzująca pracę wykwalifikowaną nabrała w latach 80. rozmachu, stąd nawet bezprecedensowe tempo akumulacji kapitału ludzkiego nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania na wykształconych pracowników. Dlaczego jednak ten asymetryczny postęp technologiczny przyspieszył?26Z jednej strony można argumentować, że za sprawą pojawienia się w tym czasie mikrochipów, komputerów, czy Internetu doszło do rewolucji technologicznej. Teoria ta jest wszakże trudna do pogodzenia z faktem, że dynamika wzrostu produktywności czynników produkcji (TFP) począwszy od lat 70. w wielu rozwiniętych krajach wyhamowała27. Więcej świadectw przemawia na rzecz hipotezy, że zmiana technologiczna faworyzująca pracę wykwalifikowaną reaguje zwrotnie na podaż tej pracy. Im wyższy poziom wykształcenia w danym społeczeństwie, tym bardziej opłacalne staje się stosowanie technologii komplementarnych z kapitałem ludzkim28. Zmiana technologiczna jest w tym ujęciu samonapędzającym się procesem: postęp technologiczny zwiększa premię za kwalifikacje, zachęcając pracowników do zdobywania wykształcenia, a to z kolei sprzyja dalszemu rozwijaniu technologii faworyzujących pracę wykwalifikowaną. Nierówności płacowe pełnią w tym procesie rolę łącznika, toteż próba ich zniwelowania musiałaby zablokować postęp technologiczny ukierunkowany na umiejętności, który z perspektywy wzrostu gospodarczego wydaje się zjawiskiem korzystnym29. Jak zauważają Murphy i Becker (2007), „potencjał, jaki generują rosnące stopy zwrotu z edukacji przenosi się z indywidualnych osób na całą gospodarkę. Wzrost poziomu wykształcenia stanowił ważne źródło wzrostu płac, produktywności i standardów życiowych w ostatnim wieku”. Autorzy ci żartują więc, że zwiększenie progresywności systemu podatkowego miałoby ten sam efekt, co obłożenie podatkiem uczęszczania na studia, przy jednoczesnym subsydiowaniu porzucania nauki na etapie szkoły średniej. Welch (1999) zauważa z kolei, że nierówności w poszczególnych krajach pobudzają też mobilność w skali międzynarodowej. „Relatywnie wysokie płace, które w USA otrzymują lekarze, naukowcy i profesorowie przyciągnęły wielu imigrantów. Czy bylibyśmy w lepszym położeniu, gdyby do nas nie przyjechali?” - pyta retorycznie Welch30. 25 Becker, Murphy (2007); 26 Warto w tym kontekście zauważyć, że postęp technologiczny ukierunkowany na pracowników wykwalifikowanych jest zjawiskiem relatywnie nowym. Jeszcze w XIX w. to fabryki, zatrudniające rzesze niewykwalifikowanych robotników, odbierały pracę wykwalifikowanym rzemieślnikom. 27 Acemoglu (2000), s. 6, a także Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 46; 28 Acemoglu (2000), s. 6; 29 Choć ściśle rzecz biorąc, przyspieszenie tego asymetrycznego postępu technologicznego nie musi oznaczać szybszego postępu w ogóle. Po prostu rozwijany jest inny rodzaj technologii. Aghion, Caroli, GarciaPenalosa (1999) omawiają szereg powodów, dla których postęp technologiczny ukierunkowany na umiejętności może wręcz być odpowiedzialny za spadek całkowitej produktywności czynników produkcji (TFP). 30 Welch (1999), s. 1; 18 Motywacyjną i informacyjną rolę nierówności w procesie postępu technologicznego ilustruje model Galora i Tsiddona (1997). Opiera się on na spostrzeżeniu, że dokonując wyboru zawodu jednostki kierują się swoimi indywidualnymi umiejętnościami oraz czynnikami rodzinnymi, takimi jak poziom i rodzaj kapitału ludzkiego rodziców. Czynniki rodzinne sprawiają, że kontynuowanie zawodu rodziców gwarantuje szybką karierę. Dopóki te korzyści przewyższają stopę zwrotu z kwalifikacji, wybór zawodu w oparciu o umiejętności jest więc nieoptymalny. Kryterium to nabiera jednak znaczenia, gdy dokonuje się postęp technologiczny. Pod pojęciem postępu technologicznego autorzy rozumieją ciąg odkryć, które początkowo zwiększają popyt na pracę wykwalifikowaną, lecz z czasem się upowszechniają i ich zastosowanie staje się łatwiejsze. Przypuszczalnie można ten proces utożsamiać z rozprzestrzenianiem się technologii ogólnego zastosowania ( ang. general puropse technologies – GPT), do których należą m.in. silnik spalinowy, komputer, czy Internet31. Gdy pojawia się nowa GPT, na rynku pracy wzrasta zapotrzebowanie na uzdolnione jednostki, bowiem dotychczasowy kapitał ludzki okazuje się nieodpowiedni. Wzrost premii za umiejętności skłania zdolne jednostki do podjęcia pracy w zaawansowanym technologicznie sektorze, co zwiększa nierówności oraz mobilność społeczną. Wywołana w ten sposób koncentracja uzdolnionych pracowników w postępowym sektorze zwiększa prawdopodobieństwo kolejnych odkryć. Dopiero gdy dana GPT upowszechni się na tyle, że do jej obsługi nie są potrzebne kwalifikacje, premia za umiejętności maleje i nawet zdolne jednostki wolą kontynuować karierę rodziców. Nierówności maleją, lecz odbywa się to kosztem mobilności społecznej. „Model ten demonstruje rolę, jaką nierówności odgrywają w ustalaniu tempa wzrostu gospodarczego, poprzez swój wpływ na mobilność, alokację talentu między zawody i częstotliwość przełomów technologicznych” - konkludują autorzy32. Wszakże teza, że nierówności pełnią w procesie postępu technologicznego pożyteczną funkcję, nie jest bezsporna. Nawiązując do powojennych doświadczeń gospodarek skandynawskich Agel i Lommerud (1993) twierdzą, że dysproporcje płacowe blokują przemiany strukturalne w przedsiębiorstwach i opóźniają rozwój wschodzących gałęzi przemysłu. Natomiast kompresja płac, w powiązaniu z aktywną polityką rynku pracy33, jest z teoretycznego punktu widzenia ekwiwalentem subsydiowania tych gałęzi. Wyjaśnienie tego mechanizmu nie jest trudne. „(...) firmy z rozwijających się sektorów gospodarki muszą 31 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 42; 32 Galor, Tsiddon (1997), s. 364; 33 Nie oznacza to, że Agel i Lommerud (1993) opowiadają się za rozbudowanym państwem dobrobytu. Przeciwnie, podkreślają, że mogłoby to wymagać dławiących wzrost gospodarczy podatków. Zastrzeżenie to okaże się ważne w świetle rozdziału 2.4. Autorzy nie twierdzą też, że likwidacja nierówności jako takich jest pożądana. Idzie jedynie o spłaszczenie struktury płac, podczas gdy na nierówności społeczne wpływ ma także rozkład dochodów z kapitału. 19 oferować wyższe płace, aby przyciągnąć pracowników ze starych, znajdujących się w zastoju sektorów. Takie premie płacowe zwiększają jednak koszty działalności postępowych spółek, spowalniając w ten sposób tempo przemian strukturalnych”34. Aby temu zapobiec, w krajach skandynawskich usiłowano niwelować różnice płacowe między produktywnymi a nieproduktywnymi sektorami. Płace zrównywano jednak do poziomu nieoptymalnego z perspektywy spółek z tradycyjnych sektorów gospodarki, co zmuszało je do redukcji zatrudnienia. Dzięki aktywnej polityce rynku pracy, pracowników zwolnionych z tych spółek zachęcano do podjęcia pracy w nowoczesnych sektorach. Na gruncie modelu endogenicznego wzrostu Agel i Lommerud (1993) pokazują, że taka polityka pozwala osiągnąć szybsze tempo przemian strukturalnych, niż polityka leseferystyczna. Wynik ten opiera się na dwóch kluczowych założeniach35: a) produkcja w nowoczesnych sektorach gospodarki charakteryzuje się pozytywnymi efektami zewnętrznymi, modelowanymi jako dodatnia korelacja między liczbą zatrudnionych w tych sektorach osób a stopą akumulacji kapitału ludzkiego oraz b) mobilność siły roboczej jest niedoskonała, ze względu na lokalizacyjne preferencje pracowników. 2.4.3.Organizacja przedsiębiorstw, wydajność i płace W poprzednim podrozdziale próbowałem wykazać, że linię obrony nierówności można oprzeć na teoriach dotyczących wpływu postępu technologicznego na rozkład płac. Analogiczną argumentację można przeprowadzić w odniesieniu do hipotez wskazujących, że za wzrostem nierówności kryją się zmiany organizacyjne w przedsiębiorstwach. Spostrzeżenie to nie jest zresztą zaskakujące, skoro reorganizacja pracy firm jest często uważana za skutek postępu technologicznego preferującego pracowników wykwalifikowanych36. Reorganizacja przedsiębiorstw przejawia się m.in. tendencją do spłaszczania struktur organizacyjnych tak, że stają się one mniej hierarchiczne. Jednocześnie rozszerza się zakres obowiązków każdego pracownika, a więc zmniejsza się specjalizacja, rozumiana jako przyporządkowanie osoby do konkretnego zadania. Taka wielozadaniowość jest właśnie jedną 34 Agell, Lommerud (1993); s. 560; 35 Ibidem, s. 564; 36 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 55-57; Autorzy oponują przeciwko rozpowszechnionemu przekonaniu, że zmiana organizacyjna musi koniecznie prowadzić do wzrostu nierówności. Rzeczywiście, zwiększa ona nierówności płacowe między przedsiębiorstwami, lecz spłaszcza struktury płacowe w ramach poszczególnych przedsiębiorstw. Ostateczny wpływ reorganizacji na nierówności zależy więc od tego, który z tych efektów przeważa. Co do tego jednak, że zmiana organizacyjna w przedsiębiorstwach jest powiązana z postępem technologicznym, autorzy wątpliwości nie mają. Po pierwsze – zauważają - nowe technologie wymuszają reorganizację, ponieważ wymagają sprawnego zarządzania przepływem informacji. Po drugie zaś, postęp technologiczny umożliwił zmiany organizacyjne, m.in. usprawniając metody nadzoru pracowników, obniżając koszty komunikacji itd. 20 z przyczyn, dla których zmiana organizacyjna – podobnie jak zmiana technologiczna - jest asymetryczna względem kwalifikacji. Kolejną przyczyną jest segregacja pracowników, przejawiająca się wzrastającą homogenicznością siły roboczej w ramach jednego przedsiębiorstwa. Najbardziej znanym modelem, który obrazuje to przejście od zmiany organizacyjnej do wzrostu nierówności jest „teoria uszczelki” (ang. O-Ring theory) Michaela Kremera, znana również jako teoria najsłabszego ogniwa. Model Kremera (1993) opiera się na oryginalnej funkcji produkcji, gdzie proces produkcyjny składa się z n zadań, z których każde może być wykonywane przez jednego pracownika. Produkt końcowy ma pełną wartość tylko wówczas, gdy wszystkie zadania zostaną wykonane prawidłowo. Funkcja produkcji O-Ring przybiera postać37: f * + gdzie qi 2 0,1 g y = Y q1 nB n i= 1 oznacza poziom umiejętności pracownika wykonującego i-te zadanie, rozumiany jako prawdopodobieństwo prawidłowego wypełnienia tego zadania. B można interpretować jako poziom technologii. Kluczową własnością tej funkcji produkcji jest niemożność zastąpienia w niej jakości ilością. Innymi słowy, jednego wykwalifikowanego pracownika (o wysokim q) nie można zastąpić dwoma niewykwalifikowanymi (o niskim q), nawet jeśli w sumie posiadają oni ten sam potencjał produkcyjny. Funkcja ta charakteryzuje się więc rosnącą stopą zwrotu z poziomu kwalifikacji siły roboczej wziętej jako całość38. Dzieję się tak, ponieważ produktywność każdego pracownika rośnie wraz z kwalifikacjami innych pracowników, co pokazuje dodatni znak pochodnej krańcowego produktu umiejętności i-tego pracownika po kwalifikacjach pozostałych pracowników: df yf f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f d e= n dy f f f f f f f f f f = nB Y q j >0 dqi i≠ j 2 dqi d Y j≠ i nB >0 qj W tej sytuacji firma maksymalizująca zyski będzie dążyła do zatrudnia pracowników o jednakowym poziomie kwalifikacji. Krańcowa produktywność najlepszego nawet pracownika, byłaby bowiem niska w otoczeniu pracowników niewykwalifikowanych. Pozostaje jeszcze zbadać, jak kształtują się płace w takiej gospodarce. Zyski firm wyrażają się wzorem: z = nB Y qi @ X w qi n n i= 1 i= 1 ` a gdzie w(qi) oznacza płacę i-tego pracownika. Maksymalizując to wyrażenie ze względu na q i 37 W modelu Kremera występują dwa czynniki produkcji, praca i kapitał, lecz pominięcie kapitału nie zmienia jego implikacji. Gwoli przejrzystości skoncentruję się więc na wariancie z jednym czynnikiem produkcji. 38 Kremer (1993), 553-554; 21 otrzymujemy warunek pierwszego rzędu: dz dw f f f f f f f f f f f f f f f f f f f = Bn Y q j @ f = 0 j≠ i dqi dqi dw f f f f f f f f f f dy f f f f f f f f f f = = nB Y q j j≠ i dqi dqi Ponieważ zaś firmy dobierają pracowników o jednakowych kwalifikacjach, ostatni z tych warunków możemy zapisać jako: dw n@1 f f f f f f f f f = Bnq dq gdzie q można rozumieć jako poziom kwalifikacji pracowników w ramach jednej firmy lub grupy roboczej w obrębie firmy. Po scałkowaniu otrzymujemy: w=Bqn. Płaca jest więc uzależniona od kwalifikacji w sposób nieliniowy. Teoria „uszczelki” wyjaśnia zatem, jak niewielkie różnice w kwalifikacjach mogą doprowadzić do ogromnych różnic w produktywności pracowników i płacach, poprzez segregacje siły roboczej zgodnie z kryterium kwalifikacji39. Jednocześnie taka organizacja pracy przedsiębiorstw, wiążąca się ze znacznymi nierównościami płacowymi w danej gospodarce, maksymalizuje produkcję. O ile model Kremera (1993) jest trafny, spłaszczenie struktury płac przyniosłoby szkodę gospodarce, co prowadzi do wniosku o istnieniu wymiennej relacji między równością społeczną a gospodarczą efektywnością. 2.5.Szkodliwa polityka egalitaryzmu Jak zauważył Osberg (1995), „ważnym elementem opowieści o istnieniu relacji wymiennej między egalitaryzmem a wzrostem gospodarczym była zawsze krytyka polityki redystrybucyjnej, w szczególności zaś podatków progresywnych”40. Jest kilka powodów, dla których kwestia ta była uwypuklana. Po pierwsze, z oczywistych względów redystrybucję atakowali ci autorzy, którzy dopatrywali się pozytywnej zależności między dyspersją dochodów a efektywnością gospodarki. Po drugie, jak zauważyłem we wprowadzeniu do rozdziału II.3., istnieją powody aby sądzić, że pewien poziom nierówności jest nieodzowny, ponieważ stanowią one źródło sygnałów rynkowych. Usunięcie tych sygnałów z pobudek egalitarystycznych zaburzyłoby funkcjonowanie gospodarki. Po trzecie, niezależnie od poglądu na rolę nierówności społeczno-ekonomicznych, wskazywano na inherentne wady progresji podatkowej. W tym kontekście często przywoływano sformułowaną przez Arthura Okuna w latach 70. metaforę „dziurawego wiadra”41, za pomocą którego dochody są transferowane od biednych do bogatych. W niniejszym rozdziale przedstawię zwięzłą syntezę 39 Te nierówności płacowe mogą powstawać zarówno między państwami, jak i między firmami w obrębie jednego państwa czy nawet zespołami w ramach jednej firmy. 40 Osberg (1995), s. 10; 41 Siebert (1998), s. 277; 22 tych argumentów oraz ich krytykę. Metafora „dziurawego wiadra” opierała się na spostrzeżeniu, że jeden dolar odebrany ludziom zamożnym nie przekłada się na jednego dolara podarowanego ubogim. W procesie redystrybucji znaczna część środków jest bowiem marnotrawiona, przy czym koszty transakcyjne są jednym z mniej znaczących źródeł tej nieefektywności. Według podręcznikowej już argumentacji, najbardziej szkodliwym aspektem redystrybucji jest jej zniekształcający wpływ na dokonywane przez aktorów ekonomicznych wybory, zwłaszcza względem podziału czasu między pracę a odpoczynek. Z jednej strony skonfrontowani z wysoką krańcową stopą podatkową płatnicy netto mogą zmniejszyć podaż pracy. Ponadto, progresywny system podatkowy może zmniejszyć korzyści netto z posiadania wyższego wykształcenia, zniechęcając tym samym do inwestowania w kapitał ludzki. Z drugiej zaś strony beneficjenci świadczeń socjalnych, planując powrót na rynek pracy muszą uwzględnić koszt alternatywny tego posunięcia, czyli utratę zasiłków dla bezrobotnych, ulg mieszkaniowych itp. Przykładu na ten demobilizujący wpływ redystrybucji dostarcza Welch (1999)42. Autor ten wskazuje, że w latach 1967-1997 średnia roczna podaż pracy mężczyzn zmniejszyła się w USA o 150 godzin, czyli cały miesiąc. Dane pokazują jednak, że tendencja ta nie dotyczyła wszystkich pracowników, lecz głównie tych o niskim potencjale zarobkowym (Tabela 2.). Tabela 2. Odsetek niepracujących mężczyzn w wieku 25-44 lata w USA Okres/Wykształcenie Podstawowe Średnie Wyższe niepełne Wyższe 1967-1971 3,9 1,5 1,9 1,6 1972-1976 7,4 2,7 3,0 2,0 1977-1981 10,1 3,6 3,5 2,2 1983-1987 15,1 5,8 4,6 2,7 1988-1992 15,9 6,2 4,5 2,7 1993-1997 18,1 Źródło:Welch (1999); 8,4 5,4 3,5 Jednocześnie, zauważa Welch (1999), gospodarstwa domowe niepracujących mężczyzn nie są horrendalnie ubogie (ich dochody przypadają na 23-25 percentyl rozkładu dochodów) i znaczna część ich dochodów pochodzi ze źródeł pozapłacowych. „Pozapłacowe źródła dochodu, które dziś są bardziej dostępne niż niegdyś, stają się atrakcyjne jako rekompensata krótkiego czasu pracy (...). Do jakiego stopnia nasza sieć zabezpieczeń społecznych stanowi magnes?” - konkluduje autor. Obrona nierówności społecznych poprzez krytykę ich podstawowej alternatywy – 42 Welch (1999), s. 13-15; 23 redystrybucji – ma jednak zasadniczą wadę. Benabou (1996) przywołuje wyniki 10 badań empirycznych, analizujących relację między różnymi miarami redystrybucji a wzrostem gospodarczym. W żadnym z tych badań nie otrzymano ujemnej, statystycznie istotnej korelacji. Przeciwnie, w większości z nich zależność była pozytywna, a w czterech przypadkach dodatkowo statystycznie istotna. Najbardziej zaskakuje to, że rezultaty te dotyczą nie tylko takich wskaźników, jak wydatki rządowe na edukację, lecz także wydatków na ubezpieczenia społeczne. „(...) nawet stopy podatkowe nie mają przewidywanego wpływu na stopę wzrostu gospodarczego. Easterly i Rebello używają 12 różnych średnich i krańcowych stóp podatkowych i stojące przy nich współczynniki są zawsze ujemne, lecz tylko w jednym przypadku znacząco różne od zera. Perotti (1996) wykrył, że zarówno przeciętne, jak i krańcowe stopy podatkowe mają dodatni i statystycznie istotny wpływ na wzrost”43. Wyniki te mają jednak pewne uzasadnienie. Przede wszystkim, klasyczna argumentacja uwypuklająca demobilizujący wpływ redystrybucji zakłada, że opodatkowanie pracy jednoznacznie zmniejsza jej podaż, tak jak gdyby podatki powodowały wyłącznie efekt substytucyjny44. Przekonanie to byłoby do pewnego stopnia uzasadnione w przypadku progresywnego systemu podatkowego, ponieważ uważa się, że efekt substytucyjny uzależniony jest głównie od krańcowej stopy podatkowej, z którą skonfrontowane są poszczególne jednostki. Rzeczywiste reżimy podatkowe nie są jednak na ogół mocno progresywne. Wprawdzie w ten sposób zorganizowany jest w większości krajów OECD podatek dochodowy, lecz występuje wiele elementów spłaszczających tę strukturę: podatki pośrednie, świadczenia socjalne (stanowiące subsydia do czasu wolnego), ulgi podatkowe itp45. W tej sytuacji większe znaczenie może mieć uzależniony od średniej stopy podatkowej efekt dochodowy. Tymczasem działa on w przeciwnym kierunku niż efekt substytucyjny: po opodatkowaniu pracy jednostka ubożeje, toteż chcąc utrzymać konsumpcję na niezmienionym poziomie, zmuszona jest pracować więcej. Wypadkową efektów substytucyjnego i dochodowego jest płacowa elastyczność podaży pracy. Redystrybucja będzie miała jednoznacznie negatywny wpływ na motywację do pracy, gdy elastyczność ta będzie wyraźnie dodatnia. Wówczas bowiem krzywa podaży pracy jest na całej długości rosnąca względem płac. Tymczasem, „od połowy lat 80. rozpowszechniło się przekonanie, że elastyczność podaży pracy jest bliska zera, stąd oszacowania negatywnego wpływu podatków na alokacyjną efektywność stały się 43 Benabou (1996), s. 10; 44 Osberg (1995), s. 10-11; 45 Bovenberg (2003) pokazuje, że po uwzględnieniu tych czynników, systemy podatkowe często okazują się degresywne, np. we Francji czy Wielkiej Brytanii. 24 niewielkie”46. Gdy dodatkowo uwzględnimy fakt, że siła robocza nie jest jednolita a płacowa elastyczność podaży pracy może się różnić w zależności od dochodów oraz innych parametrów47, możemy otrzymać nieliniową krzywą podaży pracy. Szczególnie często wskazuje się, że może ona „zawracać” w przypadku wysoko sytuowanych osób. Wynika to z faktu, że ludzie ci przyzwyczajają się do dobrobytu, a nadto mają liczne zobowiązania finansowe wynikające z posiadania np. rodziny, dużego domu, wysokiego ubezpieczenia itd. Wszystko to sprawia, że przy pewnym poziomie dochodów, łatwiej wyrzec się wolnego czasu niż konsumpcji. Z oczywistych przyczyn, elastyczność płacowa jest również znikoma dla żywiciela rodziny48. Rozważania te komplikuje dodatkowo wieloaspektowość podaży pracy. W szczególności wyróżnia się podaż intensywną (decyzja o liczbie przepracowanych godzin) oraz podaż ekstensywną (decyzja o partycypacji w rynku pracy), lecz jako dodatkowe wymiary podaży pracy można uwzględnić także wysiłek wkładany w pracę oraz kapitał ludzki, odzwierciedlający produktywność i jakość świadczonej pracy. Progresywny system podatkowy może wywierać odmienny wpływ na każdy z tych wymiarów podaży pracy. W szczególności, jak wskazuje Osberg (1995), klasyczne argumenty przeciwko redystrybucji są słuszne w warunkach pełnego zatrudnienia i doskonale konkurencyjnego rynku pracy, gdzie jednostki mogą swobodnie decydować o podaży pracy. W rzeczywistości jednak uwarunkowania tego rynku w większości państw nie pozwalają wybierać liczby przepracowanych godzin, a wówczas znaczenie ma głównie ekstensywna podaż pracy, charakteryzująca się znacznie mniejszą elastycznością49. Osberg (1995) wysuwa jeszcze jedną obiekcję przeciwko hipotezie o wymiennej relacji między równością a efektywnością gospodarczą. Według niego, pojęcie „efektywności” zostało na gruncie tej teorii źle zdefiniowane. Nawet jeśli egalitarystyczne dążenia rzeczywiście zostaną okupione stratą PKB, wynikającą z kosztów redystrybucji oraz reakcji pracowników na progresywny system podatkowy, będzie to koszt jednorazowy. Niewykluczone natomiast, że skutkiem takiej polityki będzie wzrost efektywności dynamicznej, na co wskazują argumenty, które omówię w rozdziale III. „Martwa strata spowodowana podatkami dochodowymi może sięgać około 2 proc. Usunięcie tej przeszkody 46 Osberg (1995), s. 11 oraz Leibrfitz et al. (1997); 47 Wymienia się zwłaszcza takie parametry jak płeć, liczba pracujących osób w gospodarstwie domowym, rodzaj wykonywanej pracy itp. 48 Natomiast dla osób z dołu drabiny społecznej, szczególnie jeśli kwalifikują się do pobierania któregoś ze świadczeń społecznych, elastyczność ta może być znaczna, co ilustruje. omówiony powyżej przykład z pracy Welcha (1999). W tym sensie klasyczna argumentacja przeciwko redystrybucji wydaje się słuszna, choć najwyraźniej efekt ten zależy od celu, na jaki przeznaczane są środki z progresywnego opodatkowania dochodów. 49 Strom, Roed (2002); 25 dla alokacyjnej efektywności spowodowałoby jednorazowy wzrost dochodów. Tymczasem poprawa perspektyw wzrostu z 2 proc. na 2,5 proc. rocznie, po 20 latach zwiększyłaby początkowy PKB o 15 proc., po 40 latach o 48 proc., zaś po 60 latach o 112 proc.” 50 Często opisywanymi w literaturze przykładami polityki redystrybucyjnej, która faktycznie miała taki właśnie skutek, są powojenne reformy rolne w Japonii i Korei Południowej. Podobnie, wydatki publiczne na edukację pozwoliły krajom azjatyckim rozwinąć się szybciej, niż krajom Ameryki Łacińskiej oraz Afryki. Warto jednak zauważyć, że Osberg (1995) nie ma racji twierdząc, że argumenty broniące roli nierówności koncentrują się wyłącznie na efektywności statycznej, czy też alokacyjnej. Z pewnością nie dotyczy to mechanizmów odwołujących się do funkcji inwestycji Kaldora, czy też analizujących wpływ dysproporcji społecznych na strukturę popytu. Nie zmienia to jednak faktu, że relacja pomiędzy systemem podatkowym a efektywnością gospodarki jest tak skomplikowana i niejednoznaczna, że trudno na jej krytyce oprzeć klarowny argument na rzecz nierówności społecznych. Część III Ujemny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy 3.1.Uwagi wstępne Do lat 90. zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym nie była poddawana empirycznej weryfikacji. Dopiero w 19911 r. Persson i Tabellini przeprowadzili takie badanie na danych historycznych (lata 1830-1985) z dziewięciu rozwiniętych państw oraz na powojennych danych (lata 1960-1985) z szerszej grupy krajów, osiągając – jak podkreślili - bezprecedensowy, ujemny wynik. Jako wskaźnik nierówności zastosowano w tym badaniu udział najbogatszych 20 proc. populacji w zagregowanych dochodach. W obu próbach wzrost tego wskaźnika o jedno odchylenie standardowe obniżał stopę wzrostu gospodarczego o około 0,5 pkt proc. Oznacza to, że różnice w rozkładzie dochodów wyjaśniają 1/5 międzynarodowej wariancji w tempie wzrostu PKB. Wyniki uzyskane przez Perssona i Tabellini'ego (1994) potwierdziło w kolejnych latach wielu innych autorów. Przykładowo, Clarke (1995) pokazał, że ujemna empiryczna relacja między dyspersją dochodów a wzrostem gospodarczym nie jest zależna od tego, jaką miarę nierówności dochodowych się przyjmuję. Alesina i Rodrik (1994) przeprowadzili dodatkowo badania z użyciem współczynnika Gini'ego w odniesieniu do rozkładu ziemi dowodząc, że tego typu 50 Osberg (1995), s. 13; 1 W dalszej części pracy będę się odwoływał do opublikowanej w 1994 r. wersji artykułu Persona i Tabellini'ego. Pierwsza wersja ukazała się jednak w 1991 r. jako NBER Working Paper Nr 3599 26 nierówności majątkowe mają jeszcze silniejszy ujemny wpływ na wzrost gospodarczy, niż dysproporcje dochodowe. Birdsall, Ross i Sabot (1995) stwierdzili natomiast, że różnice w poziomie nierówności są w stanie wyjaśnić odmienną ścieżkę rozwoju Azji Wschodniej z jednej strony, oraz Afryki i Ameryki Łacińskiej z drugiej. Także Sylwester (2000) dowodził, że wpływ nierówności jest niebagatelny: wzrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (10 pkt. proc., czyli różnica między Japonią a Chile) prowadzi do zmniejszenia stopy wzrostu gospodarczego o 0,7 pkt. proc. Za podsumowanie tych badań może służyć Wykres 2. Wykres 2. Zależność między stopą wzrostu gospodarczego a nierównościami dochodowymi. Średnia stopa wzrostu PKB w latach 1960-2000 Współczynnik Gini'ego w 1960 r. Źródło: Quintin, Saving (2008)2 Rezultaty tych badań, choć później zostały zakwestionowane ze względu na niedoskonałości metodologiczne i wykorzystanie danych wątpliwej jakości, sprowokowały poszukiwania koncepcji, która byłaby w stanie je wyjaśnić3. Teorie jakie zaproponowano, można podzielić na siedem kategorii, którymi zajmę się w kolejnych podrozdziałach. I tak, wytłumaczenia negatywnego wpływu dysproporcji społecznych doszukiwano się na gruncie ekonomii politycznej (3.1 oraz 3.2). Argumentowano także, że nierówności społeczne mogą stać się źródłem socjopolitycznej niestabilności (3.3.). Jeszcze inni autorzy dowodzili, że nierówności obniżają odporność państwa na szoki makroekonomiczne (3.4.) lub zwracali 2 Ten prosty wykres sprawdza się jako ilustracja wyników Perssona i Tabellini'ego (1994) oraz innych wspomnianych autorów. W rzeczywistości jednak ma jedną, zasadniczą wadę: powstał w oparciu o bardzo proste równanie regresji, które nie uwzględnia czynników, mogących tę relację zaburzyć. Przykładowo, wykres wyglądałby identycznie, gdyby ujemny wpływ na wzrost gospodarczy miał pewien czynnik, który jednocześnie prowadzi do nierówności. 3 Lloyd-Ellis (2003), s. 68; 27 uwagę na ich szkodliwość w kontekście niedoskonałych rynków kredytowych (3.6.). Wskazywano również na ogólną dysfunkcjonalność dużych dysproporcji społecznych (3.5) oraz na ich szkodliwe oddziaływanie na strukturę popytu (3.7). I tak „(...) pozytywna korelacja między równością a wzrostem stała się nową ortodoksją w literaturze dotyczącej wzrostu gospodarczego”4. Każda z tych koncepcji proponuje odmienny mechanizm transmisji nierówności na wzrost gospodarczy, lecz przewija się przez nie szereg wspólnych wątków, uzasadniających porzucenie przekonania o pozytywnej relacji między tymi zmiennymi. Jednym z takich kamieni węgielnych literatury, którą zajmę się w tym rozdziale, jest dostrzeżenie roli, jaką w gospodarce odgrywa kapitał ludzki. Na gruncie teorii endogenicznego wzrostu prywatne inwestycje w kapitał ludzki mogą mieć pozytywne efekty zewnętrzne na produktywność inwestycji innych osób, a inwestujące jednostki zwykle nie uwzględniają tych efektów w swoich ekonomicznych kalkulacjach. Na tej podstawie można podważyć alokacyjną skuteczność wolnego rynku i uzasadnić ingerencję państwa w jego funkcjonowanie5. Wielu autorów badających w latach 90. wpływ dysproporcji społecznych na sferę makroekonomiczną przyjmowało także, że rynki kapitałowe są niedoskonałe. Lecz, wbrew wysuwanym niekiedy twierdzeniom6, nie była to całkowita nowość w badaniach nad relacją nierówności-wzrost. Wystarczy przypomnieć omówioną w rozdziale II.2. teorię, jakoby niepodzielność inwestycji wymagała koncentracji kapitału. Wniosek ten bazuje bowiem właśnie na zawodności rynków kredytowych. 3.2. Nierówności a presja redystrybucyjna W pierwszej połowie lat 90. pojawiła się seria modeli, które powiązania nierówności społecznych ze stopą wzrostu gospodarczego dopatrywała się w ekonomii politycznej. Najczęściej wymienianymi modelami tej kategorii, są te naszkicowane w pracach Alesiny i Rodrika (19947) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994). Charakterystyczne dla nich jest to, że zarówno wzrost gospodarczy, jak i proces ustalania polityki fiskalnej są endogeniczne. Oba też prowadzą do wniosku, że nierówności społeczne stanowią grunt, na którym kwitną rozwiązania podatkowe szkodliwe dla akumulacji kapitału, a w rezultacie dla tempa rozwoju gospodarki. Alesina i Rodrik (1994) wyróżniają dwa czynniki produkcji: kapitał oraz pracę. Pierwszy z nich rozumiany jest szeroko i oprócz kapitału fizycznego obejmuje wszelkie 4 5 6 7 Osberg (1995), s. 3; Lloyd-Ellis (2003), s. 66; Np. Quintin, Saving (2008), s. 4 Artykuł ten został opublikowany po raz pierwszy w 1991 r. jako Working Paper Nr 3668 Amerykańskiego Urzędu Badań Ekonomicznych (NBER). 28 „produktywne aktywa” i zasoby dające się akumulować, a więc także kapitał ludzki oraz technologię. Stąd pod pojęciem pracy rozumie się wyłącznie niezmienny zasób pracy niewykwalifikowanej. Nierówności w społeczeństwie wynikają właśnie z różnego uposażenia (ang. endowment) jednostek w kapitał. Kluczowym, a zarazem najbardziej interesującym aspektem tego modelu jest rola, jaką odgrywa w nim strona rządowa. Dostarcza ona pewnego dobra publicznego, finansowanego z podatków nałożonych na kapitał. Autorzy sugerują, że może nim być np. porządek prawny, lecz rodzaj tego dobra jest sprawą drugorzędną. Istotne jest natomiast to, aby stanowiło czynnik podnoszący krańcową produktywność kapitału i pracy. Przy tych założeniach, pewien poziom opodatkowania kapitału sprzyja całemu społeczeństwu. Jednak optymalna stopa podatkowa różni się dla poszczególnych jednostek, w zależności od tego, jaką część dochodów uzyskują one z pracy, a jaką z kapitału. Wynika to z faktu, że finansowane podatkami dobro publiczne prowadzi do wzrostu zarówno płac, jak i stóp procentowych, lecz kosztami obciążony jest jedynie kapitał. W rezultacie, zależność dochodów z pracy od podatków jest liniowa, zaś w przypadku przychodów netto z kapitału przybiera kształt odwróconej litery „U”. Przy niskich podatkach, dominuje pozytywny wpływ dobra publicznego na produktywność kapitału, lecz w pewnym momencie obciążenia podatkowe zaczynają przewyższać te korzyści. W efekcie, tylko czysty kapitalista wybierze poziom opodatkowania, maksymalizujący dochody netto z kapitału. Każdy inny członek społeczeństwa będzie się również troszczył o poziom płac, czemu sprzyjają wyższe podatki. W ten sposób, preferowana przez daną jednostkę stopa podatkowa rośnie wraz z udziałem pracy w jej dochodach.. Skoro założyliśmy, że zasób pracy jest niezmienny, wzrost gospodarczy w tym modelu musi być napędzany akumulacją kapitału. Ta uzależniona jest zaś od przychodów netto z kapitału, a skoro przychody te najpierw rosną wraz z wysokością podatków, a później maleją, to samo dotyczy stopy wzrostu gospodarczego. Lecz, jak wspomnieliśmy, poziom podatków maksymalizujący tempo ekspansji kapitału, a więc pośrednio wzrostu gospodarczego, wybiorą jedynie jednostki, który cały swój dochód czerpią z kapitału. Reszta społeczeństwa opowie się więc za polityką fiskalną, przy której wzrost gospodarczy będzie niższy od optymalnego. Przejścia od preferencji społeczeństwa względem opodatkowania kapitału do faktycznej polityki fiskalnej państwa Alsina i Rodrik (1994) dokonują za pośrednictwem teorematu medianowego wyborcy. W zastosowaniu do omawianego modelu teoremat ten głosi, że rząd wprowadzi podatki odpowiadające wyborcy, który znajduje się pośrodku społeczeństwa uszeregowanego pod względem dochodów. Preferencje tego wyborcy kształtują się zaś w zależności od udziału pracy w jego dochodach, o czym przesądza rozkład 29 kapitału w społeczeństwie. Im bardziej ten rozkład nierówny, tym mniejszym kapitałem rozporządza medianowy wyborca i tym większe opodatkowanie tego czynnika produkcji preferuje. „Stąd, naszym zasadniczym wnioskiem teoretycznym jest to, że nierówności majątkowe i dochodowe są ujemnie powiązane ze stopą wzrostu gospodarczego”8 konkludują autorzy. Model Perssona i Tabellini'ego (1994), choć także oparty na teoremacie medianowego wyborcy, w pewnych ważnych aspektach różni się od perspektywy Alesiny i Rodrika (1994). Przede wszystkim, przybiera on strukturę nakładających się pokoleń (OLG), których członkowie żyją przez dwa okresy. W pierwszym okresie pracują, uzyskując z tego tytułu wynagrodzenie zależne od ich indywidualnych umiejętności oraz od zasobu kapitału zakumulowanego przez poprzednie pokolenie. Stanowiąc katalizator produktywności pracy, kapitał pełni więc w tym modelu rolę podobną do tej, jaką u Alesiny i Rodrika (1994) odgrywały finansowane przez państwo dobra publiczne. Stąd też najlepiej interpretować ten czynnik jako „kapitał fizyczny lub ludzki, który ma pozytywne efekty zewnętrzne na poziom umiejętności młodego pokolenia”9, bądź też „wiedzę, sprzyjającą postępowi technologicznemu”10. Ze względu na tą charakterystykę kapitału, jego akumulacja jest kluczowym bodźcem rozwoju gospodarczego. Ponieważ kapitał ten stanowi nieskonsumowaną w pierwszym okresie część wynagrodzenia za pracę, kluczową rolę odgrywa jednakowa dla wszystkich członków społeczeństwa stopa oszczędności. Jej poziom wyznacza egzogeniczna stopa procentowa oraz ustalana w pierwszym okresie w drodze powszechnego głosowania wysokość podatku od kapitału. W przeciwieństwie do poprzednio omawianego modelu, w pracy Perssona i Tabellini'ego (1994) polityka fiskalna wywiera jednoznacznie negatywny wpływ na stopę oszczędności. Zmniejszając stopę zwrotu z kapitału, zmniejsza bowiem opłacalność jego akumulacji. Z podatku finansowana jest polityka redystrybucyjna, polegająca na transferze kapitału od tych, którzy akumulują go więcej niż średnia dla całego społeczeństwa, do tych, którzy akumulują mniej niż średnia. Skoro wszyscy oszczędzają jednakową część swoich zarobków, różnice w ilości zakumulowanego kapitału wynikać mogą wyłącznie z nierówności płacowych, odzwierciedlających początkowy rozkład umiejętności. Nierówności te przesądzają również o preferencjach względem polityki fiskalnej: wszyscy o oszczędnościach mniejszych niż średnie optują za opodatkowaniem kapitału, bowiem korzyści z transferu przewyższają stratę, jaką odniosą wskutek zmniejszenia się zasobów kapitału podlegających 8 Alesina, Rodrik (1994), s. 466; 9 Persson, Tabellini (1994), s. 602; 10 Ibidem 30 opodatkowaniu. Znów, najważniejszy jest głos medianowego wyborcy. Przy dużych nierównościach społecznych, wyborca taki będzie uboższy niż przeciętny członek społeczeństwa, opowie się więc za polityką redystrybucyjną. Zatem „nierówności spowalniają wzrost gospodarczy. (...) W dużej mierze jest on bowiem zdeterminowany przez akumulację kapitału, kapitału ludzkiego i wiedzy przydatnej w produkcji. Motywacja jednostki do tej produktywnej akumulacji zależy od możliwości zatrzymania przez nią owoców własnych wysiłków, która z kolei w sposób istotny zależy od polityki podatkowej i regulacyjnej przyjętej w danym państwie”11. Tymczasem „w społeczeństwie, w którym konflikt na tle rozkładu dochodów jest wyraźny, decyzje polityczne skutkują rozwiązaniami, które opodatkowują inwestycje i działania sprzyjające wzrostowi gospodarczemu, aby sfinansować redystrybucję”12. Trzeba podkreślić, że modele te mają stanowić tylko ilustrację pewnej ogólnej tezy. W szczególności, nie należy się przywiązywać do konkretnych sformułowań polityki fiskalnej oraz procesu, w jakim zostaje ona wyznaczona. Polityczny kanał transmisji nierówności na wzrost gospodarczy modelować można na wiele różnych sposobów, ostatecznie jednak sprowadza się on do dwóch zależności: a) dysproporcje społeczne rodzą zwiększone zapotrzebowanie na politykę redystrybucyjną b) wysokie podatki oraz inne instytucje państwa socjalnego, wprowadzone w celu przeprowadzenia tej redystrybucji, szkodzą gospodarce. Przyjrzyjmy się bliżej tym tezom. Pierwsza jest niezwykle intuicyjna. Jeśli przyjmiemy dość oczywiste przesłanki, że ludzie ubożsi cenią sobie transfery, a politycy ich poparcie, nieuchronnie narzuci się nam konkluzja, że rozpowszechnienie populistycznych programów politycznych musi być silnie skorelowane z udziałem biedoty w społeczeństwie. A jednak teza ta nie jest niepodważalna. Przeciwnie, do jej odrzucenia wystarczy prosty eksperyment myślowy. Na liście krajów kojarzonych na ogół z rozbudowanym systemem redystrybucyjnym nie znajdziemy Brazylii, Kolumbii, ani RPA, czyli państw o legendarnych wręcz dysproporcjach majątkowych. Wyjątkowo jaskrawym przykładem jest Gwatemala, gdzie indeks Gini'ego sięga 55 proc., a wydatki publiczne stanowią zaledwie 10 proc. PKB i należą tym samym do najniższych na świecie. Nawet przyglądając się krajom rozwiniętym przekonamy się, że instytucje „państwa dobrobytu” funkcjonują raczej w relatywnie egalitarnych państwach Europy, aniżeli w bardziej zróżnicowanych USA. Te luźne skojarzenia znajdują do pewnego stopnia odzwierciedlenie w wynikach badań empirycznych. W sześciu spośród siedmiu przywołanych przez Benabou (1996) studiów dotyczących interesującej nas kwestii, nie 11 Persson, Tabellini (1994), s. 600 12 Ibidem 31 wykryto żadnej wyraźnej zależności między nierównościami a fiskalizmem państwa. W jednym przypadku13 okazuje się wręcz, że w krajach OECD zależność ta jest negatywna. Podobne rezultaty w szerszej grupie państw otrzymują Pineda i Rodriguez (1999). Także Perotti (1996) nie wykrył żadnych regularności między sześcioma różnymi probierzami poziomu redystrybucji a nierównościami. Wyniki te nie zakłopotałyby jednak autorów tezy o politycznym kanale transmisji nierówności na wzrost gospodarczy. Zarówno Alesina i Rodrik (1994), jak i Persson i Tabellini (1994) czynią zastrzeżenie, że wszelkie miary redystrybucji są mało wiarygodne. Oczywiście, można odnieść różne kategorie wydatków budżetowych do PKB, lub też zmierzyć obciążenia podatkowe i poziom transferów, lecz wskaźniki te nie są wystarczająco szerokie. Rządy mogą bowiem prowadzić politykę redystrybucyjną także za pomocą minimalnych płac, ograniczeń w handlu, restrykcji w obrocie kapitałem, polityki patentowej oraz wielu innych, dyskretniejszych niż polityka fiskalna instrumentów. Nawet tak nienamacalne czynniki jak skuteczność systemu prawnego i stopień ochrony praw własności mają redystrybucyjne konsekwencje. Podobnie jest w przypadku inflacji, przed którą łatwiej zabezpieczyć się ludziom zamożnym. Nie sposób skonstruować indeksu, który by obejmował wszystkie te instrumenty i pozwalał na międzynarodowe porównanie zakresu redystrybucji. Z tego właśnie powodu autorzy ci w swoich badaniach empirycznych sceptycznie zapatrywali się na wyniki bezpośredniej weryfikacji tez wynikających z ich teorii. Zgodzę się jednak ze spostrzeżeniem Benabou (1996), że argumentacja ta nie jest do końca przekonywająca. Trudno w modelach politycznego oddziaływania nierówności na gospodarkę dopatrzeć się powodów, aby presja redystrybucyjna przejawiała się tylko w sposób niebezpośredni, nie mając jednocześnie wpływu na typowe miary wielkości transferów społecznych. Persson i Tabellini (1994) usiłowali również do problemu podejść inaczej. Analizując dane z 56 państw z lat 1960-1985 odkryli, że kraje bardziej egalitarne rozwijały się szybciej14, co potwierdza tezę o negatywnym wpływie nierówności na stopę wzrostu gospodarczego. Następnie podzielili całą próbę na państwa o ustroju demokratycznym i niedemokratycznym15 zakładając, że jeśli za tą relację odpowiada polityczny kanał transmisji, to powinna ona ujawniać się przede wszystkim tam, gdzie społeczeństwo rzeczywiście może głosować, 13 Lindert P. „What limits Social Spending?”, Explorations in Economic History, Vol. 33, Nr 1, styczeń 1996, s. 1–34; 14 Jako wskaźnik równości autorzy zastosowali udział trzeciego kwantyla rozkładu dochodów w zagregowanych dochodach. W odniesieniu do omawianego modelu wskaźnik ten ma tę zaletę, że aproksymuje położenie medianowego wyborcy. Wyniki ich badań sugerowały, że wzrost miary równości o jedno odchylenie standardowe przekłada się na wyższą o 0,5 pkt. proc. stopę wzrostu gospodarczego. 15 Alternatywnie, zamiast dzielić próby na dwie części, można włączyć do modelu ekonometrycznego jako regresor syntetyczną (multiplikatywną) zmienną, powstałą z przemnożenia zero-jedynkowej zmiennej dotyczącej ustroju danego kraju przez miarę nierówności. Metodologię taką stosuje m.in. Alesina i Rodrik (1994) i Clarke (1995) 32 przynajmniej pośrednio, na konkretne rozwiązania fiskalne. I rzeczywiście, korelacja wskaźnika równości społecznej ze stopą wzrostu PKB okazała się dodatnia dla krajów demokratycznych i ujemna dla autokratycznych. Alesina i Rodrik (1994) oraz Keefer i Knack (1997) podważyli jednak wiarygodność tych rezultatów oceniając, że są jedynie artefaktem wynikającym z doboru próby oraz błędnej klasyfikacji państw pod względem ustroju politycznego. Zarówno ci autorzy, jak i Clarke (1995)16, powtarzając ten eksperyment nie stwierdzili odmiennego wpływu nierówności na wzrost w zależności od ustroju politycznego. To oczywiście nie oznacza jeszcze, że polityczny mechanizm oddziaływania nierówności na sferę makroekonomiczną nie występuje. Jednakowe skutki nierówności w obu podpróbach mogą być jedynie oznaką, że oprócz omawianego kanału transmisji, występują jeszcze inne. Jednak niezależnie od tych empirycznych zawiłości, pomysł badania hipotezy o politycznym kanale transmisji poprzez podział krajów na demokratyczne i niedemokratyczne jest chybiony. Przede wszystkim, niedemokratyczne reżimy nie są jednolite. Niekiedy są lewicowe lub populistyczne, a wówczas nierówności powinny – w myśl omawianej teorii – mieć jeszcze silniejszy negatywny wpływ na wzrost gospodarczy niż w krajach demokratycznych, niekiedy zaś prawicowe i faworyzujące warstwy zamożne 17. Poza tym, czemu wyraz dali Alesina i Rodrik (1994), model polityczny implikuje jedynie, że władze są zależne od nastrojów obywateli, natomiast rodzaj tej zależności nie odgrywa żadnej roli. Wszakże nawet dyktator może ulegać społecznej presji w obawie przed zamachem stanu. Z kolei politycy w krajach demokratycznych nie muszą wcale spełniać swoich wyborczych obietnic, więc głosowanie za programem danej partii nie pokrywa się z głosowaniem za wysokością podatków. Pierwsza faza dowodzenia, którą wyróżniliśmy w politycznym kanale wpływu nierówności na wzrost, okazuje się zatem niepodatna na weryfikację. Niestety, w przypadku drugiej fazy jest niewiele lepiej. Zauważmy przede wszystkim, że teza ta jest powtórzeniem tradycyjnego przeświadczenia o szkodliwym wpływie podatków na akumulację kapitału. Wydaje się to zaskakujące w świetle dość częstych w literaturze konstatacji, jakoby na początku lat 90. w myśleniu na ten temat dokonał się przełom. Osberg (1995), który taką cezurę stawia bodaj najwyraźniej, jako jedną z przyczyn odejścia od przekonania, że egalitaryzm i efektywność gospodarcza się wykluczają, wymienia właśnie zakwestionowanie argumentu o szkodliwości progresji podatkowej18. Tymczasem pierwsi teoretycy pozytywnej 16 Artykuł ten ukazał się już w 1992 r., jako publikacja Banku Światowego. 17 Benabou (1996), s. 13; 18 Knowles (2001) zauważył, że jeśli do empirycznej weryfikacji hipotezy o politycznym kanale transmisji zastosuje się dane o dochodach netto, zredukuje się ona całkowicie do teorii o negatywnym wpływie redystrybucji na wzrost. Jeśli bowiem założenia modelu są prawdziwe (tzn. a) nierówności prowadzą do redystrybucji, a zatem kraje o równej dystrybucji dochodów netto mają wyższy poziom redystrybucji i b) 33 relacji między równością a efektywnością argumentu tego nie odrzucili, tylko skierowali jego ostrze w przeciwną stronę. Ostrze to okazało się jednak obosieczne. Jeśli, jak pokazałem w rozdziale II.4., wpływ podatków na funkcjonowanie gospodarki jest ambiwalentny, do politycznego kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy trzeba podejść sceptycznie. Nawet gdyby redystrybucja rzeczywiście zagrażała akumulacji kapitału, argument ten miałby większą wagę w rękach orędowników tradycyjnych poglądów na społeczne nierówności. W ich teorii służył on bowiem tylko do pokazania, że dla tych dysproporcji nie ma alternatywy, skoro jedyne potencjalne remedium okazuje się trucizną. Natomiast po przeciwnej stronie sporu jego użycie jest dość paradoksalne. Jakie wnioski płyną z twierdzenia, że nierówności dochodowe spowalniają stopę wzrostu? Że ich likwidacja byłaby czymś pożądanym. Tymczasem mówi się nam, że to właśnie podejmowanie takich starań wzrost spowalnia. Paradoks ten, jak sądzę, bierze się stąd, że reakcja władz na nierówności społeczne nie może być traktowana jako nieuchronny ich skutek. W przeciwnym wypadku konstrukcja logiczna tego argumentu będzie przypominała twierdzenie, że grypa skutkuje sennością, ponieważ leki z paracetamolem mają działanie usypiające. Dodatkowo, aby analizowany tok rozumowania miał sens, potrzebne jest założenie, że wprowadzony pod presją nierówności system redystrybucyjny nie wywiera na nie żadnego wpływu. Gdyby takie oddziaływanie dopuścić, mogłoby się okazać, że odpowiednia polityka społeczna w długim terminie prowadzi do zniwelowania nierówności, a tym samym w dalszej perspektywie zwiększa potencjał rozwojowy gospodarki. Takie konsekwencje politycznego kanału transmisji rozbieżności dochodowych na wzrost gospodarczy trafnie ujął Perotti (1993), było to jednak okupione znaczną komplikacją modelu. Te zarysowane przez Alesinę i Rodrika (1994) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994) były bowiem statyczne: ustalona raz stopa podatkowa nie podlegała już żadnym zmianom, skoro preferencje podatkowe wyborców uzależnione są tam od niezmiennego rozkładu dochodów. Praca Perotti'ego wychodzi zaś od spostrzeżenia, że „rozkład dochodów nie jest ustalony, lecz w gospodarce, gdzie system podatkowy redystrybuuje dochody, może być do pewnego stopnia modyfikowany”19. Wybierając stopę podatkową, racjonalne jednostki uwzględniają bowiem jej wpływ na decyzje inwestycyjne innych ludzi, a te z kolei determinują ewolucję rozkładu dochodów. Zacznijmy od statycznego wariantu modelu Perotti'ego. Przybiera on strukturę redystrybucja hamuje wzrost), to stosując dane o dochodach netto, powinniśmy otrzymać pozytywną zależność między nierównościami a wzrostem. Większe nierówności po redystrybucji oznaczają bowiem niższy jej poziom, czyli szybszy wzrost. 19 Perotti (1993), s. 755; 34 zazębiających się pokoleń, z których każde dzieli się na trzy grupy (klasy) dochodowe i żyje przez dwa okresy. Zakłada się, że udział każdej z tych grup w społeczeństwie jest mniejszy niż 0,5, co sprawia, że medianowy wyborca zawsze należy do klasy średniej. Przy tym ujęciu nierówności można modelować w dwójnasób: różnicując dochody trzech klas, lub manipulując ich udziałami w społeczeństwie. Ekspansja tej gospodarki uzależniona jest od akumulacji kapitału ludzkiego, która podobnie jak u Perssona i Tabellini'ego (1994) wywiera dodatnie efekty zewnętrzne. Dokonywana w pierwszym okresie inwestycja w edukację, w drugim okresie zwiększa bowiem nie tylko dochody inwestora, ale także produktywność pozostałych członków społeczeństwa. Jednak przy założeniu o braku rynków kapitałowych inwestycji mogą dokonać wyłącznie te jednostki, których dochód w pierwszym okresie jest co najmniej równy kosztom edukacji. Podejmując decyzję inwestycyjną, jednostki biorą pod uwagę wysokość podatków, także ustalanych i egzekwowanych w pierwszym okresie. Podatki są proporcjonalne do dochodów, a wpływy z nich państwo rozdziela po równo między wszystkich obywateli. Pobór podatków wiąże się z kosztami administracyjnymi, stanowiącymi kwadrat stopy podatkowej. Dzięki temu założeniu, racjonalni wyborcy nigdy nie opowiedzą się za stopą podatkową wyższą niż 50 proc., bowiem po przekroczeniu tego progu wpływy z podatków zaczynają maleć. U Perotti'ego, podobnie jak we wcześniej omówionych modelach, kluczowy jest głos medianowego wyborcy. Tak jak tam, im większe w danym społeczeństwie nierówności, tzn. im niższe dochody brutto tego wyborcy w stosunku do przeciętnych dochodów, tym wyższe podatki będzie preferował. Wynika to z faktu, że podatki są proporcjonalne do dochodów, lecz rządowe transfery są jednakowe dla całego społeczeństwa. W tym modelu jednak, preferencje medianowego wyborcy zależą dodatkowo od stopnia rozwoju danej gospodarki. W państwie bogatym, dochody klas wyższej i średniej pozwalają ich członkom na inwestycje w edukację. Stąd też dalszy rozwój gospodarki zależy już tylko od inwestycji klasy najuboższej. Przy odpowiednio wysokim poziomie podatków, a więc także redystrybucji, będzie to możliwe. Dlatego „w bogatej gospodarce medianowy wyborca opowie się za wyższym poziomem redystrybucji, niż optymalny z jego perspektywy w danym momencie, w zamian za wyższe dochody per capita w przyszłości.20”. Stanie się tak jednak tylko wówczas, gdy przy niezmienionych dochodach klasy najbogatszej, dochody klasy średniej nie będą zanadto odbiegały od klasy najniższej, czyli, gdy społeczeństwo będzie odpowiednio równe. Gdyby rozkład dochodów był inny, a klasa średnia pod tym względem nie ustępowała zanadto najbogatszej grupie, medianowemu wyborcy mogłoby się nie opłacać głosować za podatkami wystarczająco wysokimi, aby najubożsi byli w stanie po otrzymaniu transferów zainwestować 20 Perotti (1992), s. 313. 35 w edukację21. Koszt takich podatków byłby dla niego wyższy, niż korzyści płynące z dodatniego efektu zewnętrznego akumulacji kapitału ludzkiego przez najniższą klasę. Zgoła odmiennie przedstawia się sytuacja w kraju ubogim, gdzie tylko najbogatsi mogą sobie pozwolić na inwestycje w edukację. W tych okolicznościach, obciążenie tej klasy nadmiernymi podatkami zablokuje wzrost gospodarczy. Kluczowy wyborca zdecyduje się więc na niższy niż pożądany przezeń w danym momencie poziom redystrybucji, oczekując dzięki temu wyższych dochodów w przyszłości. Gdyby jednak to ubogie społeczeństwo było bardziej egalitarne, czyli dochody klasy średniej były zbliżone do dochodów klasy najniższej, wówczas medianowy wyborca miałby zbyt duża pokusę obłożenia bogatych wysokimi podatkami i gospodarka w ogóle nie dokonała by postępu. Implikacje tego modelu stają się wyraźniejsze, gdy wprowadzi się do niego element dynamiczny. Perotti (1993) rezygnuje w tym celu ze struktury zazębiających się pokoleń, na ich miejsce wprowadzając jednostki żyjące tylko przez jeden okres i pozostawiające jednego potomka, żyjącego w kolejnym okresie. Teraz możliwe jest prześledzenie kolejnych etapów rozwoju gospodarki. Jak widzieliśmy, wstępnym warunkiem rozwoju kraju o niskich dochodach per capita jest znaczna ich dyspersja. Gospodarka taka awansuje jednak na wyższy poziom z jeszcze większymi nierównościami społecznymi, które staną na przeszkodzie dalszemu rozwojowi. Z drugiej strony, gdyby kraj ten był egalitarny, wzrost gospodarczy nigdy by się nie rozpoczął. Zatem „wzrost w tym modelu następuje poprzez samonapędzający się proces (ang. trickle-down process), w którym dzisiejsza inwestycja jednej grupy, w przyszłości zwiększa zasób środków podlegających redystrybucji i tym samym umożliwia inwestycję innym grupom. Ten proces będzie kontynuowany a wzrost będzie trwał tylko wówczas, jeśli mechanizm polityczny zapewni odpowiedni poziom redystrybucji na każdym poziomie dochodów na ścieżce wzrostu”22. Choć Model Perotti'ego (1993) na poziomie założeń wykazuje wiele podobieństw względem prac Perssona i Tabellini'ego (1994) oraz Alesiny i Rodrika (1994), przeczy obu wysuniętym przez nich tezom i tym samym stanowi dobre podsumowanie zreferowanych wcześniej zarzutów przeciwko nim. Po pierwsze, amplituda dochodów nie jest w sposób jednoznaczny skorelowana z zapotrzebowaniem na redystrybucję. Po drugie, wysoki poziom redystrybucji nie jest w każdych warunkach szkodliwy dla gospodarki. Konkluzje Perotti'ego (1993) sięgają zresztą o wiele głębiej i mają kolosalne znacznie dla tez niniejszej pracy, będę więc do nich jeszcze wracał. 21 Choć Perotti (1993, s, 770) przyznaje, że redystrybucji mogą sprzyjać także osoby o dochodach wyższych niż średnia dla całego społeczeństwa. Jeśli to głównie bogaci - jako pracodawcy - odnoszą korzyści z lepszych kwalifikacji pracowników, mogą we własnym interesie optować za wysokimi podatkami. 22 Perotti (1992), s. 313; 36 3.3. Korupcjogenne nierówności Widzieliśmy więc, że badania empiryczne nie wykryły dodatniej zależności między nierównościami a wysokością podatków. Pewne uzasadnienie tego nieintuicyjnego wyniku stanowi perspektywa Perotti'ego (1993). Jej składową jest twierdzenie, że niezamożni wyborcy nie są krótkowzroczni i rozumieją, że rezygnacja z roszczeń pozwoli wyższym warstwom społecznym na inwestycje, z których korzyści w ostatecznym rozrachunku dadzą się odczuć także na dole drabiny społecznej. Lecz ta konstatacja wydaje się mało uniwersalna. Trudno uniknąć wrażenia, że w uboższych warstwach społeczeństw populistyczni politycy rzeczywiście cieszą się poparciem. Może więc modele politycznego kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy trafnie przewidują preferencje podatkowe wyborców, lecz z jakichś przyczyn nie znajdują one odzwierciedlenia w polityce fiskalnej? Zarówno Persson i Tabellini (1994), Alesina i Rodrik (1994), jak i Perotti (1993) czynią niewypowiedziane założenie, że status ekonomiczny jednostek nie przekłada się na ich siłę polityczną, a co za tym idzie, niezależnie od skali nierówności proces polityczny w każdym kraju przebiega jednakowo. W modelach tych proces ustalania poziomu podatków został określony tak, że opinia każdego obywatela ma równe znaczenie. Dodatkowo, wyborcy kontrolują wszystkie najważniejsze parametry polityki fiskalnej – politycy są jedynie bezkrytycznymi wykonawcami woli społeczeństwa. Jeśli przy tych założeniach przyjąć, że preferencje podatkowe wyborców są skorelowane z położeniem na drabinie społecznej, nierówności muszą rzeczywiście oddziaływać na politykę fiskalną. Logika tego rozumowania prowadzi jednak do konkluzji, że w społeczeństwach o rażących dysproporcjach kapitalizm jest niekompatybilny z demokracją23 w tym sensie, że warstwy ubogie wykorzystałyby jej mechanizmy do odebrania majątku bogatym. W rzeczywistości jednak nic takiego nie obserwujemy. Jednym z powodów może być fakt, że nawet w krajach rozwiniętych ludzie uboższych i gorzej wykształconych charakteryzuje wyższą stopą absencji w wyborach24. Innego wyjaśnienia tego faktu podjął się Rodriguez (2004). Jak zauważył, na szczeblu czysto teoretycznym nierówności majątkowe są równoważne transferowi środków od biedniejszych do bogatszych. „Jeśli taki transfer przełoży się na wzrost siły politycznej bogatych, poskutkuje również zmniejszeniem zdolności ubogich do kontrolowania systemu politycznego. Końcowym rezultatem będzie także redukcja obciążenia podatkowego, jakie ubodzy mogą nałożyć na bogatych, a więc bardziej regresywny system podatkowy”25. Okazuje się zatem, że do ekspropriacji bogatych 23 Aby uczynić zadość zastrzeżeniom, że nierówności wpływają na gospodarkę także w krajach niedemokratycznych, trzeba dodać, że słowa „demokracja” użyłem jako symbolu wszystkich państw, gdzie społeczeństwo może w jakikolwiek sposób wpływać na postępowanie rządzących. 24 Benabou (1996), s. 11; 25 Rodriguez (2004), s. 288 37 w nierównych społeczeństwach nie dochodzi, ponieważ nawet demokracja nie daje ubogim wystarczającej władzy, aby tego dokonać. Zamożniejsze warstwy społeczne mogą się bowiem impregnować na redystrybucyjną presję właśnie dzięki swemu bogactwu. „Wyborcy rozumieją ten mechanizm, więc ustalają stopę podatkową na poziomie wystarczająco niskim, aby nie stwarzać pokusy do aktywnego poszukiwania renty. Lepsze są niskie, lecz egzekwowane podatki, niż wysokie i nie egzekwowane”26. Wyjściowym punktem tego rozumowania jest odrzucenie założenia, że społeczeństwo składa się z masy jednolitych wyborców, kontrolujących wszystkie aspekty systemu podatkowego. W pracy Rodrigueza (2004) toczy się swoista gra między trzema grupami społecznymi, których role w ustalaniu polityki fiskalnej wyraźnie się różnią. „Robotnicy” dysponują wyłącznie dochodami z pracy i stanowią stanowią w społeczeństwie większość, tak, że medianowy wyborca należy właśnie do tej grupy. „Kapitaliści” czerpią dochody nie tylko z pracy, lecz także z kapitału, którego rozkład jest nierównomierny. Tym samym heterogeniczność występuje między klasą jednakowych „robotników” a klasą „kapitalistów”, oraz pomiędzy poszczególnymi „kapitalistami”. Dodatkowo, w społeczeństwie istnieją politycy, którzy muszą harmonizować potrzebę zdobycia poparcia szerokich warstw „robotników” z koniecznością pozyskania środków finansowych na prowadzenie kampanii wyborczej, które zapewnić mogą „kapitaliści”. Podatki płacą zarówno „robotnicy” jak i „kapitaliści”, z tym że ci pierwsi otrzymują finansowane z nich transfery. Drudzy mają natomiast możliwość uzyskania od polityków ulg podatkowych. Ulgi te należy rozumieć szeroko: oprócz zwolnienia z podatków mogą one oznaczać przyznanie koncesji, wygraną w przetargu, czy też jakikolwiek inny przywilej, jaki można uzyskać za udzielone politykowi wsparcie finansowe. Tego typu lobbing wiąże się jednak z pewnym stałym kosztem, co ma dwie ważne konsekwencje. Po pierwsze, zabiegając o ulgi podatkowe „kapitaliści” muszą działać niezależnie od siebie. Gdyby chcieli w sposób skoordynowany starać się o niższe podatki, stwarzaliby ogromną pokusę dla „jeżdżących na gapę”. Drugim, ważniejszym skutkiem tego założenia jest to, że istnieje pewien progowy poziom dochodów y*, poniżej którego nie opłaca się angażować w tego typu aktywność polityczną. Poziom ten jest zaś ujemnie skorelowany z wysokością stopy podatkowej. W ten sposób dochodzimy do kluczowego aspektu modelu Rodrigueza (2004). Ustalając stopę podatkową medianowy wyborca dąży do maksymalizacji strumienia transferów od „kapitalistów” do „robotników”. Musi jednak przy tym uwzględnić fakt, że wysokość podatków stanowi tło dla kontaktów między „politykami” a „kapitalistami”. Im te podatki wyższe, tym niższy relatywny koszt wykupienia stosownej ulgi i tym więcej osób się na to zdecyduje. Zatem „(...) w tym modelu 26 Ibidem, s. 289 38 wyborcy mają kontrolę nad nominalną stopą podatkową, lecz nie nad wektorem ulg podatkowych oraz poziomem wydatków budżetowych. To założenie ucieleśnia główną cechę naszego modelu, czyli to, że przyznaje on wyborcom ograniczoną władzę, podczas gdy w tradycyjnych modelach redystrybucji opartych na teoremacie medianowego wyborcy mają oni całkowitą władzę ustalania polityki fiskalnej”27. Podejście to wydaje się realistyczne, ponieważ stopa podatkowa jest tym aspektem polityki fiskalnej, którego realizację przez polityków łatwo wyborcom zweryfikować. Jak zauważa Rodriguez (2004), zmiany podatków odbywają się na ogół na drodze klarownego procesu ustawodawczego, natomiast kwestia ulg podatkowych czy wydatków budżetowych często leży w gestii władzy wykonawczej i charakteryzuje się sporą dyskrecjonalnością. Jaki wpływ na poziom redystrybucji mają w tym modelu nierówności, rozumiane jako zwiększenie udziału w społeczeństwie „kapitalistów” o dochodach umożliwiających unikanie płacenia podatków? Rodriguez (2004) przyznaje, że zależność między nierównościami a nominalną stopą podatkową może być jednoznacznie ujemna, lub też przybierać kształt litery U, w zależności od doboru konkretnej funkcji rozkładu kapitału. Lecz nominalna stopa podatkowa nie jest w tym modelu właściwą miarą redystrybucji. Ważniejsza jest efektywna stopa podatkowa, czyli odsetek dochodów „kapitalistów”, jaki zostaje przeznaczony na transfery, lub też udział transferów w zagregowanych dochodach28. Te wskaźniki są zaś negatywnie skorelowane z nierównościami, skoro wzrost tych ostatnich oznacza, że więcej środków przeznaczane jest na donacje dla polityków. Po raz kolejny zasadnicza teza „modelu politycznego” okazuje się wątpliwa: nierówności nie przekładają się na presję redystrybucyjną, która miała stanowić ogniwo łączące rozkład dochodów w społeczeństwie z dynamiką rozwoju gospodarki. Lecz, jak zauważa Barro (2000), ujemna zależność między tymi zmiennymi może istnieć nawet wówczas, gdy „w równowadze” do żadnych transferów nie dochodzi. Jeśli wraz ze wzrostem nierówności zwiększy się zasób środków, które ludzie zamożni zamiast na produktywne inwestycje przeznaczą na łapówki i donacje dla polityków oraz na działania lobbingowe, mające zapobiec nadmiernym obciążeniom podatkowym, może się to przełożyć na spowolnienie wzrostu gospodarczego. „W tym sensie podstawowa intuicja kryjąca się za modelami Alesiny i Rodrika (1994) i Perssona i Tabellini'ego (1994) zostaje zachowana. 27 Rodriguez (2004), s. 295; 28 Warto zauważyć, że model Rodrigueza (2004) dostarcza kolejnego powodu, aby sceptycznie zapatrywać się na empiryczne badania zależności między nierównościami a wydatkami budżetowymi. Jeśli uzyskane przez „kapitalistów” ulgi podatkowe przybiorą postać dotacji dla firm, kontraktów rządowych itp., wówczas wzrost nierówności może na gruncie tego modelu doprowadzić do rozdęcia wydatków budżetowych. Nie podważy to jednak płynących z niego wniosków, że poziom redystrybucji jest z dysproporcjami majątkowymi powiązany ujemnie. 39 Nierówności prowadzą drogą polityczną do zaburzeń, które zniechęcają do akumulacji kapitału. Jednak bardziej nierówne społeczeństwa nie charakteryzują się większymi zasobami środków przeznaczanych na pomoc ubogim. Przeciwnie, środki te są przekierowywane z produktywnych inwestycji do kieszeni polityków, bądź marnotrawione na nieproduktywne aktywne poszukiwanie renty”29. 3.4. Socjopolityczny kanał transmiji (SKT) Rozważania Rodrigueza (2004) i Barro (2000) prowadzą do wniosku, że rozkład majątku w społeczeństwie determinuje dostęp poszczególnych grup społecznych do władzy. W takich warunkach nierówności społeczne mogą sprawić, że ubogie warstwy społeczeństwa będą usiłowały dochodzić swoich politycznych i ekonomicznych celów z pominięciem legalnych instytucji, na przykład uciekając się do strajków, antyrządowych demonstracji, zamieszek lub nawet zamachów stanu. Taka socjopolityczna niestabilność rodzi szkodliwą z punktu widzenia inwestorów niepewność, która może przełożyć się niższy poziom inwestycji i wzrostu gospodarczego. Rozumowanie to, które można określić jako socjopolityczny kanał transmisji (SKT) nierówności na stopę wzrostu gospodarczego, opiera się zatem na dwóch spostrzeżeniach: (A) polaryzacja majątkowa rodzi społeczne niezadowolenie, które może przejawiać się polityczną niestabilnością, ta zaś (B) ujemnie wpływa na poziom inwestycji. Zależności te są niezwykle intuicyjne, lecz wiążą się z trudnym do operacjonalizacji pojęciem „niestabilności socjopolitycznej”. Alesina i Perotti (1996), uważani za autorów omawianej hipotezy, wymieniają dwie możliwości zdefiniowania tego terminu. Może on oznaczać występującą w niektórych krajach tendencję do częstych zmian władz wykonawczych (executive instability), niezależnie od tego, czy następują one na drodze konstytucyjnej czy też nie. Częstotliwość tych zmian jest miarą ryzyka politycznego, ponieważ z perspektywy inwestorów polityka nowego rządu zawsze stanowi niewiadomą. Dodatkowo, można ją traktować jako wskaźnik jakości rządów, bowiem horyzont planowania polityków jest tym krótszy, im krócej spodziewają się pozostawać u władzy. Jak zauważył Siebert (1998), mankamentem tego podejścia jest to, że przyczyn tego rodzaju instytucjonalnej niepewności może być wiele, także w krajach egalitarnych. Ponadto, niepokoje społeczne mogą oddziaływać na gospodarkę w sposób całkowicie niezależny od zmian władzy. Alternatywnym podejściem do problemu niestabilności socjopolitycznej jest zatem skonstruowanie indeksu, obejmującego szerokie spektrum przejawów społecznego fermentu, które mogą zagrażać prawom własności. W swoich badaniach Alesina i Perotti (1996) stosują 29 Rodriguez F., (2004), s. 313. 40 indeks, obejmujący liczbę zabójstw na tle politycznym, liczbę śmiertelnych ofiar zamieszek i rozruchów jako odsetek ludności danego kraju, liczbę udanych zamachów stanu oraz liczbę nieudanych zamachów stanu. Ponieważ w krajach niedemokratycznych dane mogą być przekłamane z powodów propagandowych, a prawdopodobieństwo zamachów stanu jest tam wyższe niż w demokracjach, dodatkowo uwzględnia się formę rządów. Ta lista zmiennych w żadnym razie nie jest wyczerpująca. Inni autorzy dodawali np. liczbę strajków, liczbę antyrządowych demonstracji, liczbę zamieszek, liczbę ataków na tle politycznym, czy liczbę politycznie motywowanych egzekucji. Dlaczego oczekuje się, że tak pojęta niestabilność socjopolityczna jest bardziej prawdopodobna w krajach o dużych dysproporcjach dochodowych? Kluczowe są tu założenia o istnieniu wyraźnej różnicy w preferencjach politycznych poszczególnych warstw społecznych oraz o silnej korelacji między nierównościami dochodowymi a politycznymi. Przekonanie to, zwane niekiedy w literaturze „hipotezą relatywnej deprywacji”, jest więc zasadniczo „pewnym przeformułowaniem modelu medianowego wyborcy, z pominięciem procesu głosowania”30. Jeśli rzesza ubogich wyborców w konfrontacji z wąską kastą zamożnych czuje się sfrustrowana swoim statusem społeczno-ekonomicznym, a system polityczny nie zapewnia jej możliwości legalnej artykulacji tych emocji, przypuszczalnie zwróci się przeciwko władzy na drodze demonstracji, a nawet aktów przemocy. Choć powyższe tezy są tak silnie zakorzenione w filozofii społecznej, że brzmią niemal truistycznie, „nie istnieją konkluzywne świadectwa, że nierówności prowadzą do przemocy„31. Już Muller (1985), choć stwierdził pozytywną relację między nierównościami a liczbą śmiertelnych ofiar wewnętrznych konfliktów na tle politycznym w latach 1958-1977 przyznał, że jest ona raczej słaba. Zdecydowanie wyraźniejsza zależność (o kształcie odwróconej litery U) występowała między stopniem represyjności władz a poziomem politycznej przemocy. Argumentował więc, że teorie akcentujące nierówności jako fundamentalną przyczynę społecznych niepokojów są nietrafne, bowiem przypisują moc sprawczą zmiennej, która odgrywa relatywnie niewielką i niebezpośrednią rolę w pobudzaniu politycznej przemocy. W istocie, wyniki Mullera (1985) były w zgodzie raczej z tzw. „hipotezą mobilizacji zasobów”, która sugeruje, że zasadniczą zmienną wyjaśniającą socjopolityczną niestabilność jest zdolność grup dysydenckich do zorganizowania i ukierunkowania społecznego niezadowolenia. Zgodnie z tym paradygmatem, Collier (2006) nie wykrył na danych z lat 1965-1999 żadnej systematycznej zależności między nierównościami, a prawdopodobieństwem wybuchu wojny domowej, zdefiniowanej jako 30 Rodriguez (2000), s. 7 31 Keefer, Knack (2000), s. 25 41 konflikt wewnętrzny, który pochłonął co najmniej 1000 ofiar. „Z punktu widzenia ekonomisty, poczucie krzywdy nie jest przyczyną konfliktu, ani jego skutkiem ubocznym (...). Ekonomiczna teoria konfliktu utrzymuje, że motywy konfliktu są nieistotne: liczy się to, czy organizacja rebeliancka jest wydajna finansowo” - konkluduje Collier (2006, s. 3). Do zbliżonych wniosków doszli Keefer i Knack (2000), którzy wykryli silną zależność pomiędzy szeroko rozumianą polaryzacją społeczeństwa, a socjopolityczną niestabilnością. „Związek tej ostatniej zmiennej z nierównościami może być znikomy, ponieważ nierówności nie prowadzą do wystarczająco silnej solidarności i identyfikacji grupowej, które są potrzebne do pokonania znacznych problemów koordynacji, z jakimi wiąże się organizacja przemocy dla celów politycznych. Przypuszczalnie, podziały etniczne stwarzają silniejsze więzi wewnątrzgrupowe i są tym samym silniej związane z przemocą na tle politycznym, niż nierówności”32utrzymują. Ponieważ wojny domowe są tylko skrajnym przejawem niepokojów społecznych, przywoływanie konkluzji Colliera (2006) celem podważenia SKT może zakrawać na kazuistykę. Jednak zarzuty przeciwko supozycji A wysuwano także na gruncie „hipotezy relatywnej deprywacji”. Przykładowo, Thorbecke i Charumilind (2002) przywołują teorię Jacka Nagela (1974) o nieliniowej zależności między nierównościami a polityczną stabilnością. W myśl tej koncepcji, dysproporcje przestają być źródłem rozgoryczenia, a więc potencjalnie także aktów przemocy, gdy przepaść dzieląca biednych od bogatych stanie się tak szeroka, że ci pierwsi tracą punkt odniesienia. W tym kontekście może się wydawać zaskakujące, że Alesina i Perotti (1996) odnaleźli silną, dodatnią zależność między nierównościami, a swoim indeksem niestabilności socjopolitycznej. Lecz, jak odnotowali w odniesieniu do tej pracy Keefer i Knack (2000, s. 25), „wykrywana niekiedy w literaturze pozytywna korelacja między nierównościami a przemocą okazuje się wrażliwa na specyfikację modelu, na użyte wskaźniki przemocy oraz na stosowanie wątpliwej jakości danych o nierównościach”. Jednocześnie autorzy ci stwierdzili wyraźnie ujemny wpływ nierówności33 na stopień ochrony praw własności i praw kontraktowych. Przy tym, za zmienną objaśnianą obrali indeks, złożony z wskaźników oceniających w szerokiej grupie państw ryzyko ekspropriacji, ryzyko odstąpienia przez rząd od zawartych kontraktów, przestrzeganie rządów prawa, jakość biurokracji oraz rozpowszechnienie korupcji, zaczerpniętych z raportu „International Country Risk Guide” 32 Ibidem, s. 25-26 33 Gwoli ścisłości, Keefer i Knack (2000) koncentrują się na relacji między szeroko rozumianą polaryzacją społeczną a jakością praw własności. Polaryzację aproksymują jednak za pomocą nierówności dochodowych oraz w dostępie do gruntów rolnych, a także wskaźnika napięć na tle etnicznym oraz odsetkiem ludności należącym do największej grupy etnicznej. Zmienne te są wprowadzane do modelu oddzielnie i okazuje się, że nierówności mają silnie ujemny wpływ na bezpieczeństwo praw własności. 42 (ICRG). Jak sądzę, większość z tych wskaźników koresponduje z wspomnianą na początku tego podrozdziału koncepcją niestabilności władzy wykonawczej. Wydaje się więc, że brak systematycznej relacji między nierównościami społecznymi a przemocą na tle politycznym nie stanowi wystarczającego powodu do odrzucenia pierwszej (tj. A) z kluczowych tez SKT. Najwyraźniej jednak cień wątpliwości rzuca na tę hipotezę brak precyzyjnej definicji kluczowego dla niej pojęcia „socjopolitycznej niestabilności”. Wprawdzie druga z fundamentalnych tez (B) teorii o socjopolitycznym mechanizmie transmisji nierówności na wzrost gospodarczy jest logicznie zależna od pierwszej (A), która okazała się mocno dyskusyjna, lecz dla porządku przywołam stojące za nią racje. Przede wszystkim podkreśla się, że socjopolityczna niestabilność powoduje niepewność, związaną z wysokim prawdopodobieństwem zmiany władz. Nigdy bowiem nie wiadomo, jaką politykę będzie prowadził nowy rząd a w szczególności, jaki będzie jego stosunek do praw własności oraz zobowiązań uczynionych przez poprzednie władze. „Odstępstwa od tych zobowiązań mogą przejawiać się dramatycznym wzrostem podatków, wywłaszczeniami, nieprzestrzeganiem pewnych kontraktów, zmniejszeniem ochrony prawnej, czy też gwałtownymi zmianami regulacji, którym podlegają firmy” - wyliczają Keefer i Knack (2000, s. 6-7). Warunki niepewności mogą skłonić przedsiębiorców do odłożenia w czasie projektów inwestycyjnych, zmniejszenia skali działalności lub całkowitej z niej rezygnacji na rzecz mniej ryzykownych przedsięwzięć, wycofania kapitału za granicę, lub po prostu zwiększenia konsumpcji. „Firmy prawdopodobnie zmienią też swoje strategie produkcyjne (...). Przykładowo, wprowadzą mniej efektywne procesy produkcyjne, aby zmniejszyć swoje uzależnienie od kapitału trwałego, który byłby podatny na dewaluację lub konfiskatę w rezultacie polityki rządu”34. Alesina i Perotti (1996) wskazują dodatkowo, że niepokoje społeczne mogą zaburzać proces produkcyjny i zmniejszać przez to produktywność pracy i kapitału. Przy tym, zjawiska takie jak demonstracje, strajki, rozruchy i zamachy stanu mogą odstraszać inwestorów niezależnie od tego, czy są skuteczne, ponieważ same w sobie wskazują na skłonność społeczeństwa do gwałcenia rządów prawa. W pracy Vienierisa i Gupty (1986) niepewność oddziałuje z kolei negatywnie na stopę oszczędności. Autorzy ci dzielą oszczędności na produktywne, czyli takie, które zasilają w kapitał krajową gospodarkę, oraz nieproduktywne, które lokowane są w obcych walutach, złocie lub za granicą. Stopa zwrotu z pierwszej kategorii oszczędności w znacznie większym stopniu uzależniona jest od stabilności socjopolitycznej danego kraju, niż stopa zwrotu z drugiej kategorii oszczędności. Nasilająca się niestabilność doprowadzi zatem do zmiany proporcji oszczędności produktywnych i nieproduktywnych na niekorzyść tej pierwszej 34 Keefer, Knack (2000), s.7 43 kategorii. Zarówno Alesina i Perotti (1996), jak i Vienieris i Gupta (1986) nie tylko przedstawiają wyniki badań empirycznych, potwierdzające ich teoretyczne rozważania, ale dodatkowo popierają je sugestywnymi przykładami. Spośród 71 analizowanych przez Alesinę i Perotti'ego krajów, około roku 1960 Japonia i Irlandia charakteryzowały się sporo niższym poziomem PKB per capita niż Argentyna i Wenezuela. Dwa pierwsze kraje miały jednak bardzo niskie wskaźniki niestabilności socjopolitycznej, podczas gdy dwa ostatnie należały pod tym względem do światowej czołówki. W efekcie, w kolejnych trzech dekadach Japonia i Irlandia dołączyły do grona najzamożniejszych państw świata, podczas gdy Argentyna i Wenezuela pogrążone były w stagnacji i w rankingu tym mocno się opuściły. Natomiast Vienieris i Gupta (1986) przeprowadzili symulację, z której wynika, że gdyby w każdym kraju z ich próby wskaźnik niestabilności socjopolitycznej, stanowiący kombinację liczby demonstracji oraz liczby ofiar śmiertelnych zamieszek na tle politycznym, był na minimalnym dla całej próby poziomie, stopa produktywnych oszczędności byłaby o 21 proc. wyższa, niż przy faktycznym poziomie niestabilności. W grupie najbiedniejszych państw ta różnica wynosiłaby aż 90 proc. Choć wyniki te są przekonywające, zauważmy na zakończenie tych rozważań, że SKT uwikłany jest socjopolitycznej w problem endogeniczności niestabilności. Jest zmiennych, wysoce niezależnie prawdopodobne, że od definicji wskaźniki makroekonomiczne, które chcielibyśmy wyjaśnić jako funkcje socjopolitycznej niestabilności (stopa inwestycji, oszczędności, wzrostu PKB), są z kolei ważnymi czynnikami determinującymi poziom tej niestabilności. Niezadowolenie szerokich mas społeczeństwa, zagrażające perturbacjami socjopolitycznymi, może przecież być spowodowane nie tylko nierównościami społecznymi, ale też słabą kondycją gospodarki. Alesina i Perotti (1996) poprzez dobór odpowiedniej struktury modelu usiłują zaradzić tej trudności, lecz przyznają, że nie została ona całkowicie zneutralizowana. 3.5. Nierówności a szoki makroekonomiczne Szereg przytoczonych w poprzednich rozdziałach argumentów wskazuje, że polaryzacja społeczeństwa pod względem dochodów sama w sobie nie jest czynnikiem, który mógłby silnie wpłynąć na sferę makroekonomiczną. Jednak Rodrik (1998), a także wcześniej i w nieco innym kontekście Alesina i Drazen (1991) oraz Galor i Zeira (1993) zauważyli, że nierówności społeczne mogą być czynnikiem „uśpionym”, którego negatywne oddziaływanie na gospodarkę aktywuje się dopiero w specyficznych, lecz relatywnie częstych okolicznościach. Wpływ nierówności może się na przykład uwidocznić w trakcie kryzysu 44 gospodarczego lub innego wydarzenia, wymagającego niezwłocznej reakcji władz. Stanie się tak, jeśli zdolność rządu do podjęcia odpowiednich działań stabilizacyjnych zależy od legitymacji szerokich mas społecznych, której nierówności mogą nie sprzyjać. U Rodrika (1998) koncepcja ta zostaje wysunięta jako próba wyjaśnienia pewnej zagadki, którą ilustrują tabele 3 i 4. Widzimy, że lata 60. i pierwsza połowa lat 70. stanowiła okres szybkiego rozkwitu gospodarczego krajów wschodniej Azji, Ameryki Łacińskiej oraz Bliskiego Wschodu. Jednak kryzysy z lat 70. długotrwale ten obraz zaburzyły. O ile kraje azjatyckie, wyszły z nich obronną ręką i pozostały na ścieżce szybkiego rozwoju, państwa południowoamerykańskie i bliskowschodnie wypadły z toru na blisko dwie dekady. Jednocześnie, choć średnia stopa wzrostu gospodarczego w latach 1960-1975 stanowiła w analizowanych przez Rodrika (1998) regionach świata bardzo słaby prognostyk wzrostu w kolejnych 15 latach, to poziom inwestycji w pierwszym okresie jest silnie powiązany z poziomem inwestycji w drugim okresie. Zatem to nie wahania inwestycji odpowiadają za wariancję stopy wzrostu PKB. Klucza do niej można natomiast poszukiwać w dynamice produktywności czynników produkcji, jak to pokazuje Tabela 3. Tabela 3. Koniunktura w wybranych regionach świata w latach 1960-19941) 1960-73 1973-84 1984-94 PKB na TFP2) PKB na TFP PKB na TFP pracownik pracownik pracownik a a a Azja Wschodnia3) 4,2 1,3 4,0 0,5 4,4 1,6 Azja Południowa 1,8 0,1 2,5 1,2 2,7 1,5 Ameryka Łacińska 3,4 1,8 0,4 -1,1 0,1 -0,4 Bliski Wschód 4,7 2,3 0,5 -2,2 -1,1 -1,5 Afryka 1,9 0,3 -0,6 -2,0 -0,6 -0,4 Źródło: opracowanie własne na podstawie Rodrik (1998). 1) Wszystkie dane ujęte są jako średnia roczna stopa zmiany w proc. 2) TFP=Całkowita produktywność czynników produkcji 3) Z wyłączeniem Chin Tak znaczne wahania produktywności usiłowano wyjaśnić m.in. analizując siłę szoków zewnętrznych, jakich w latach 70. doznały poszczególne państwa. Tabela 4. pokazuje jednak, że nie jest to dobry trop. W rzeczywistości, Korea Południowa poniosła z tytułu pogorszenia warunków wymiany międzynarodowej większe straty, niż Turcja czy Brazylia, ponieważ handel odgrywał w koreańskiej gospodarce relatywnie większą rolę. Rodrik (1998) argumentuje, że Korea Płd. była w stanie utrzymać dynamikę produktywności dzięki podręcznikowym wręcz reformom gospodarczym, takim jak 45 dewaluacja wona, zacieśnienie polityki pieniężnej i poprawa wydajności energetycznej. Natomiast w Turcji i Brazylii odpowiednie dostosowania fiskalne i kursowe były bardzo opóźnione. Kluczem do rozwiązania zagadki jest zatem wyjaśnienie inercji, z jaką w tych krajach podjęto odpowiednie reformy. „(...) polaryzacja utrudnia wypracowanie konsensusu w sprawie reform gospodarczych. W konsekwencji, zewnętrzne szoki prowadzą do znacznych fluktuacji wyników gospodarczych, ponieważ władze nie mogą uzgodnić działań, które mogłyby te szoki skompensować” (Keefer, Knack, 2000, s. 3) Tabela 4. Doświadczenia trzech krajów, które doznały zewnętrznego szoku1) Zmiana w terms Udział handlu w of trade (TOT) w PKB w latach latach 1970-1979 1970-1979 Dochód Wzrost PKB per Wzrost PKB per utracony capita w latach capita w latach wskutek zmiany 1960-75 1975-89 TOT Korea Płd. -1,4 57,2 -0,51 6,5 7,0 Turcja 17,3 -0,41 3,8 1,2 -6,2 Brazylia -2,3 16,6 -0,25 4,6 1,3 Źródło: Rodrik (1998). 1) Wszystkie dane wyrażone jako średnia roczna stopa zmiany w proc. W koncepcji Rodrika (1998) oprócz latentnego konfliktu społecznego35, aktywowanego przez szoki makroekonomiczne, rolę odgrywa również jakość instytucji zarządzania tym konfliktem. Pod kategorię tą podpada wiele czynników, pozwalających łagodzić ewentualne spory zanim przerodzą się w otwarty konflikt. Można tu wymienić jakość sądownictwa oraz instytucji państwa demokratycznego, rządy prawa, brak korupcji, zakres wolności obywatelskich, zakres zabezpieczeń społecznych itp. Idea ta przedstawia się zatem następująco: f g latentny konflikt f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f ∆ PKB = @ szoki makroekonomiczne B f jakosc instytucji Punktem wyjścia modelu Rodrika (1998) jest założenie, że istnieją dwie grupy o odmiennych preferencjach, które muszą porozumieć się w sprawie podziału zasobów uszczuplonych wskutek zewnętrznego szoku makroekonomicznego. Jeśli nie osiągną konsensusu, tzn. wysuną żądania, których suma przekracza środki pozostałe do rozdysponowania, zasoby ponownie ulegają pomniejszeniu. Tym samym skutki szoku zostaną spotęgowane. Na tym etapie podział zasobów determinowany jest przez żądania obu grup oraz instytucje zarządzania konfliktem. Nierówności społeczne uwidaczniają się w tym modelu poprzez 35 Podobnie jak Keefer i Knack (2000) we wcześniej omawianej pracy, Rodrik (1998) koncentruje się na szeroko pojmowanej polaryzacji społeczeństwa. Rozłam może dotyczyć nie tylko rozkładu bogactwa, lecz także tożsamości etnicznej i geograficznej, przynależności wyznaniowej itp. Jednak wśród miar, za pomocą których Rodrik aproksymuje tak rozumiany „latentny konflikt społeczny”, znalazł się także wskaźnik nierówności dochodowych. Ponieważ miary te włączane są do modelu pojedynczo, wyniki uzyskane z zastosowaniem nierówności dochodowych można interpretować tak, jakby dotyczyły tylko konfliktu na tle dystrybucyjnym. 46 oczekiwania, jakie ugrupowania żywią względem zachowania swoich oponentów. Im mniej stronnictwa sobie wzajemnie ufają, tym większą skłonność do rywalizacji przypisują przeciwnikom. W skrajnych przypadkach, gdy instytucje zarządzania konfliktem są bardzo silne lub bardzo słabe, niezależnie od poziomu zaufania dominującą strategią jest zawsze kooperacja lub rywalizacja. Pomiędzy tymi skrajnościami rozciąga się szerokie pole, w którym dominujące znaczenie mają właśnie nierówności społeczne. Im one większe, tym bardziej opłaca się grupom rywalizować. W tym kontekście często przywoływana bywa także praca Alesiny i Drazena (1991). Trzeba jednak zauważyć, że dotyczy ona przede wszystkim rozkładu korzyści (lub kosztów), jakie poszczególne grupy społeczne odnoszą z reform gospodarczych. Zestawianie jej z modelem Rodrika (1998) jest więc zasadne tylko o tyle, o ile rozkład tych kosztów/korzyści jest sprzężony z nierównościami, co skądinąd wydaje się założeniem rozsądnym. Znów mamy dwa stronnictwa, które muszą porozumieć się w sprawie przeprowadzenia pewnej niezbędnej reformy gospodarczej. Zasadnicza różnica polega na tym, że potrzeba reformy nie musi wiązać się z żadnym szokiem makroekonomicznym. Może po prostu chodzić o uzdrowienie niemożliwej do podtrzymania na dłuższą metę polityki fiskalnej państwa, np. polegającej na systematycznym powiększaniu zadłużenia publicznego. Obie grupy zdają sobie sprawę, że odłożenie reformy, a zatem i stabilizacji, przynosi gospodarce szkody. Jednocześnie są świadome, że jej przeprowadzenie będzie kosztowne. Nie wiedzą natomiast, jaki będzie rozkład kosztów (np. podatkowych) tej reformy, a także jakie straty (np. w postaci inflacji, zaburzeń podatkowych) ponoszą rywale w związku z utrzymywaniem się obecnego, nieefektywnego status quo. W tych okolicznościach, im bardziej nierównomierna jest oczekiwana alokacja kosztów związanych z przeprowadzeniem reformy, tym większych korzyści z próby przeczekania przeciwnika spodziewają się opozycyjne stronnictwa i tym później dojdzie do stabilizacji. Utrzymywanie się takiej „wojny na przeczekanie” dodatkowo wiąże się z kosztem natury politycznej, podobnym do tego, jaki występuje w omówionym wcześniej modelu Rodrigueza (2004). „Jeśli grupa chce uniknąć obciążenia kosztami stabilizacji, musi zgromadzić i przeznaczyć zasoby na prowadzenie aktywności lobbingowej, aby wpłynąć na wynik procesu legislacyjnego” - zauważają Alesina i Drazen (1991, s. 1175). Tym samym uszczuplona zostaje pula środków na produktywne inwestycje. Warto w tym miejscu przyjrzeć się jeszcze pracy Galora i Zeiry (1993). Ich model uważany jest za przełomowy w dziedzinie badań nad relacją między nierównościami a wzrost gospodarczy, ponieważ wprowadza do nich nowy wątek. Pojawiają się w nim niedoskonałości rynku kredytowego, które w połączeniu z nierównościami społecznymi negatywnie oddziałują na akumulację kapitału ludzkiego. Wprawdzie problematyką tą zajmę się 47 szczegółowo w kolejnym rozdziale, lecz już teraz potrzebny będzie krótki jej zarys. Na gruncie modelu Galora i Zeiry (1993) da się bowiem przeanalizować także wrażliwość krajów charakteryzujących się dużymi dysproporcjami społecznymi na szoki makroekonomiczne. Model ma strukturę zazębiających się pokoleń, z których każde żyje przez dwa okresy. W pierwszym okresie jednostki odbierają edukację bądź pracują jako niewykwalifikowani robotnicy. W drugim okresie wszyscy pracują i są opłacani zgodnie ze swym wykształceniem, jako pracownicy wykwalifikowani lub niewykwalifikowani. Jednostki wykazują międzygeneracyjny altruizm, czyli czerpią użyteczność nie tylko z własnej konsumpcji, lecz także ze spadku, jaki pozostawiają swoim potomkom. Ta scheda jest właśnie jednym ze źródeł finansowania edukacji. Drugim źródłem jest rynek kredytowy, który jest jednak ułomny, ponieważ stopa procentowa dla kredytobiorcy przekracza stopę procentową dla kredytodawcy. Zakłada się dodatkowo, że inwestycja w edukację jest niepodzielna. W tych warunkach w edukację zainwestują wyłącznie te jednostki, których dochody z pracy w drugim okresie jako pracownik wykwalifikowany, pomniejszone o odsetki od zaciągniętego kredytu, przekroczą dochody z dwóch okresów pracy jako robotnik niewykwalifikowany. Zatem przy danych stopach procentowych oraz płacach, wysokość spadku całkowicie przesądza o tym, czy dana jednostka zdecyduje się na podjęcie edukacji. W skali całego społeczeństwa rozkład spadków determinuje zatem liczbę pracowników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych. Ponieważ zakłada się, że produktywność pracowników wykwalifikowanych jest większa, rozkład spadków decyduje też o poziomie produkcji w gospodarce. Jednocześnie, stosunek liczby pracowników wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych wyznacza rozkład dochodów, a więc także sched. W ten sposób początkowe nierówności replikują się i oddziałują na koniunkturę także w długim terminie. xn xs Rys. 2. Kształtowanie się rozkładu spadków w modelu Galora i Zeiry (1993). 48 Na osi poziomej rys. 2 zaznaczono rozkład spadków otrzymanych przez pewną generację, zaś na osi pionowej rozkład spadków pozostawionych przez tą generację dla swoich potomków. Minimalna scheda, która przy danych płacach i stopie procentowej pozwala na inwestycje w edukację, wynosi f. Wszystkie jednostki, które otrzymały spadek większy, w pierwszym okresie swojego życia odbierają więc edukację. Jeśli jednak odziedziczyły mniej niż g, swoim potomkom pozostawią jeszcze mniejszy spadek. Ta dynamika sprawi, że w ciągu kilku pokoleń ich potomkowie przestaną się kształcić (na rys. 1 oznaczyłem to zjawisko przerywaną łamaną). Natomiast jednostki które odziedziczyły więcej niż g, będą pozostawiały swoim potomkom jeszcze większy spadek, a więc i oni będą inwestowali w edukację. Ostatecznie społeczeństwo rozpadnie się na dwie grupy: wykształcone elity, pozostawiające swoim potomkom w spadku xs, oraz niewykształconych robotników, którzy swoim potomkom pozostawiają w spadku xn. O relatywnej liczebności tych grup, przesądzają początkowe nierówności. Wyznaczają więc tym samym poziom dochodów per capita w całej gospodarce. Jeśli dodatkowo wprowadzimy do modelu postęp technologiczny, przejawiający się relatywnie szybszym wzrostem płac pracowników wykwalifikowanych, nierówności będą również determinowały stopę wzrostu dochodów per capita. „Jeśli chcielibyśmy ująć te wyniki w bardziej popularnych terminach, moglibyśmy powiedzieć, że przed krajem stoją tym lepsze perspektywy wzrostu gospodarczego, im liczniejsza jest w nim klasa średnia”36. Do modelu tego łatwo wprowadzić szoki makroekonomiczne. Wyobraźmy sobie, że spada popyt na niewykwalifikowanych robotników. Przy danym poziomie dochodów per capita, w gospodarce egalitarnej płace osób niewykształconych są relatywnie wysokie. Dlatego w reakcji na rzeczony szok, ich potomkowie stosunkowo łatwo mogą zainwestować w kapitał ludzki. Dostosowanie gospodarki do szoku odbywa się więc poprzez przesunięcie sektorowe pracowników, a nie poprzez spadek płac osób niewykwalifikowanych. Ponieważ w tej sytuacji wzrośnie liczba osób uczących się w stosunku do liczby osób pracujących, dochód per capita w tej gospodarce spadnie, lecz tylko przejściowo. Natomiast w gospodarce o dużych dysproporcjach społecznych dostosowanie nastąpi poprzez spadek płac robotników niewykwalifikowanych. Tym samym zmniejszy się również średni poziom dochodów. „Możemy zatem skonkludować, że gospodarki o równiejszej dystrybucji dochodów dostosowują się sprawniej, z mniejszą stratą dochodów, do szoków makroekonomicznych”37. Z kolei w przypadku pozytywnego szoku makroekonomicznego, egalitarne gospodarki lepiej wykorzystują płynące z niego korzyści. Przykładowo, gdy wskutek innowacji technologicznej 36 Galor, Zeira (1993), s. 42; 37 Galor, Zeira (1993), s. 49; 49 wzrosną zarobki wykwalifikowanych osób, w gospodarce o dużych nierównościach społecznych skorzysta na tym tylko garstka osób. Tymczasem gdy nierówności są mniejsze, taki wzrost wynagrodzeń skłoni wiele osób, które w innych warunkach pozostałyby niewykształcone, do podjęcia edukacji. Spośród omówionych w tym rozdziale autorów tylko Rodrik (1998) przedstawia empiryczne potwierdzenie dla swojej hipotezy. W tym celu konstruuje kompozytowe wskaźniki, mające uchwycić istotę jego teorii: X=szok70*Gini(all)70*(10-ICRG) oraz Y=szok70*Gini(hq)70*(1-democ70) Pierwsza zmienna po prawej stronie ocenia intensywność szoków makroekonomicznych, jakich doznały poszczególne państwa w latach 70. i w obu równaniach jest jednakowa. Wykorzystano tu logarytm różnicy w terms of trade w latach 1971-1980 przemnożony przez udział handlu w PKB danego kraju w tym okresie. Drugi wyraz obu równań stanowi wskaźnik Gini'ego, z tym że w pierwszym przypadku uwzględniono wszystkie państwa ujęte w bazie Deiningera i Squire'a (1996), dla których miara ta dostępna jest dla jakiegokolwiek punktu w latach 70., w drugim zaś tylko państwa, dla których dane uznano za wysokiej jakości. Z kolei ostatni czynnik aproksymować ma jakość instytucji zarządzania konfliktem. W pierwszym równaniu skonstruowany jest on w oparciu o dotyczące lat 70. dane z wspomnianego już raportu International Country Risk Guide (ICRG). Indeks ICRG przybiera wartości od 1 do 10, przy czym wyższe wartości oznaczają lepszą jakość instytucji. W drugim równaniu wykorzystano indeks instytutu Freedom House, oceniający zakres wolności obywatelskich i jakości demokracji w poszczególnych krajach. Democ70 przybiera wartości od 0 do 1, gdzie kraje bardziej demokratyczne uzyskują wyższą notę. Tak skonstruowane wskaźniki X i Y są oddzielnie wprowadzane do równania objaśniającego różnicę stopy wzrostu w latach 1975-1989 i stopy wzrostu w latach 1960-1975. W zależności od specyfikacji modelu, wzrost tych kompozytowych wskaźników o jedno odchylenie standardowe powodował obniżenie stopy wzrostu gospodarczego o 0,77-1,65 pkt proc. w 49-66 objętych badaniem krajach. 3.6. Niedoskonałości rynku kredytowego Spośród teorii przewidujących negatywny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy największą różnorodnością charakteryzują się te oparte na założeniu, że rynki kredytowe nie są doskonałe. W pewnym uproszczeniu, istota tych modeli sprowadza się do tezy, że nierówny rozkład dochodów w warunkach niedoskonałych rynków kredytowych prowadzi do równie nierównomiernego rozkładu możliwości inwestycyjnych, a to z kolei sprawia, że 50 potencjał produkcyjny danego społeczeństwa nie jest w pełni realizowany38. Zaproponowano jednak szereg mechanizmów, które mogą za to zjawisko odpowiadać. Po pierwsze, wobec niedoskonałości rynków rozkład dochodów może przesądzać o relatywnej liczbie osób wykształconych i niewykształconych w społeczeństwie, tak jak w zarysowanym w poprzednim rozdziale modelu Galora i Zeiry (1993). Alternatywnie, tak jak u Banerjee i Newmana (1993), rozkład dochodów może wyznaczać strukturę zawodową społeczeństwa, która z kolei oddziałuje na płace, determinujące rozkład dochodów w kolejnym pokoleniu. Z kolei w modelu Aghiona i Boltona (1997) nierówności społeczne w połączeniu z niedoskonałymi rynkami kredytowymi prowadzą do nieoptymalnego poziomu wysiłku w społeczeństwie. Zanim przejdę do bardziej szczegółowej prezentacji tych kategorii modeli, omówię wspólną im problematykę. 3.6.1.Schemat podstawowy Lloyd-Ellis (2003) definiuje niedoskonałość rynku kredytowego jako sytuację, „gdy przy danej stopie procentowej istnieją osoby, które byłyby w stanie dokonać zyskownej inwestycji pożyczonych środków i spłacić od nich odsetki, lecz kredytodawcy nie chcą takiej operacji w pełni sfinansować.”39. Sytuacja taka może powstać przede wszystkim z powodu asymetrii informacyjnej, oraz jej bezpośrednich następstw: pokusy nadużycia oraz negatywnej selekcji. Ponieważ egzekucja wierzytelności jest procesem kosztownym i często nieskutecznym, zjawiska te sprawiają, że kredytodawca nie może w pełni zaufać osobie wnioskującej o kredyt, nawet jeśli w rzeczywistości jest ona całkowicie wiarygodna. Do podobnych efektów może też prowadzić otoczenie instytucjonalne, np. prawo upadłościowe zbyt mocno chroniące aktywa dłużników. W tych warunkach otrzymanie kredytu może być uzależnione od posiadania zastawu, czy też wkładu własnego. Alternatywnie, stopa procentowa dla pożyczkobiorców przekraczała będzie tę dla pożyczkodawców. Gdy rynek w ten sposób zawodzi biedniejsi, lecz potencjalnie produktywni pożyczkobiorcy zostają wykluczeni z rynku kredytowego, ponieważ nie posiadają środków wystarczających na pokrycie wkładu własnego, bądź też stopa zwrotu jaką uzyskaliby z inwestycji jest niższa, niż stopa procentowa obowiązująca pożyczkobiorców40. W tej sytuacji nierówności majątkowe mogą doprowadzić do nieefektywnej alokacji zasobów oraz zaniżonej produktywności. Aby tak się jednak stało, potrzebne jest dodatkowo założenie o malejących krańcowych przychodach z inwestycji, przynajmniej powyżej pewnego poziomu, co zilustrowałem na rysunku 3 (dla k>k*). 38 Ferreira (1999), s. 10-11; 39 Lloyd-Ellis (2003), s. 68. 40 Ferreira (1999), s. 11 51 f f(k) C B Y A X O k* k1 k2 k3 k Rys. 3. Krańcowa produktywność kapitału a nierówności Powyższy rysunek przedstawia sytuację dwóch przedsiębiorców, X i Y, posiadających odpowiednio k1 i k3 jednostek kapitału i osiągających z tych zasobów produkcję na poziomie OA i OC. Gdyby jednak rozkład kapitału był bardziej równomierny, tzn. obaj przedsiębiorcy posiadali po k2 jednostek kapitału, osiągaliby łącznie produkcję równą 2*OB, która przewyższa OA+OC. Zatem w tym statycznym przykładzie nierówności generują nieoptymalny poziom produkcji, ponieważ dla k≥k* y1 = f(Σki) < y2 = Σ f(ki). Jeśli dodatkowo założymy, że produkcja ta przejawia pozytywne efekty zewnętrze, czyli dodatnio oddziałuje na produktywność kapitału w przyszłości, nierówności przełożą się też na nieoptymalną stopę wzrostu gospodarczego. Większość modeli dopatrujących się powiązania między nierównościami a wzrostem gospodarczym w niedoskonałych rynkach kredytowych koncentruje się na inwestycjach w kapitał ludzki. Przyjmuje się bowiem, że ten rodzaj inwestycji w największym stopniu odznacza się omówionymi wyżej własnościami. Po pierwsze, jest to rodzaj kapitału, który nie może być wykorzystany jako poręczenie dla pożyczkodawcy, ponieważ nie da się go skonfiskować w przypadku, gdyby pożyczkobiorca odmówił spłaty kredytu. Z tego powodu pożyczki na inwestycję w tak nienamacalną formę kapitału są trudno dostępne, zwłaszcza w krajach rozwijających się. Inwestycje w kapitał ludzki przejawiają również pozytywne efekty zewnętrzne41, co pokazuje m.in. omówiony w rozdziale II.3.3. Model Kremera. W literaturze toczy się natomiast dyskusja, czy inwestycje w kapitał ludzki spełniają trzeci z wymienionych warunków, tj. czy wykazują malejącą krańcową produktywność. Przede wszystkim, czyni się rozróżnienie na prywatną i społeczną stopę zwrotu z edukacji. Oszacowania prywatnej stopy zwrotu są na ogół wyższe, ponieważ nie uwzględniają kosztów 41 Założenie to było zresztą obecne także w politycznych modelach Perotti'ego (1993) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994), 52 edukacji, w większości państw pokrywanych w znacznym stopniu z budżetu42. Na uśrednionych danych z 98 państw Psacharopoulos i Patrinos (2004) wykazują, że krańcowa społeczna stopa zwrotu z edukacji jest wyraźnie malejąca, natomiast stopa prywatna najniższa jest dla edukacji na szczeblu średnim. Zawarte w tabeli 5. zestawienie tych wyników pokazuje jednak, że w poszczególnych regionach świata oraz na różnych poziomach rozwoju gospodarczego zależność ta może być mocno zróżnicowana. Tabela 5. Stopa zwrotu z edukacji w poszczególnych regionach świata (w proc.) Stopa zwrotu Społeczna Prywatna Poziom edukacji Podstawow Średni Wyższy Podstawowy Średni Wyższy y Azja* 16,2 11,1 11,0 20,0 15,8 18,2 Europa/Bliski Wschód/ Afryka Północna* 15,4 9,7 9,9 13,8 13,6 18,8 Ameryka Łacińska 17,4 12,9 12,3 26,6 17,0 19,5 OECD 8,5 9,4 8,5 13,4 11,3 11,6 Afryka Subsaharyjska 25,4 18,4 11,3 37,6 24,6 27,8 PKB powyżej 9266 dol.** 13,4 10,3 12,5 25,6 12,2 12,4 PKB od 755 do 9266 dol.** 18,8 12,9 11,3 27,4 18,0 19,3 PKB poniżej 755 dol.** 21,3 15,7 11,2 25,8 19,9 26,0 Świat 18,9 13,1 10,8 26,6 17,0 19,0 Źródło: Opracowanie własne na podstawie Psacharopoulos i Patrinos (2004); *z wyłączeniem krajów należących do OECD **PKB per capita 3.6.2. Alokacja uzdolnień w warunkach niedoskonałości rynku W rozdziale III.4. zarysowałem model Galora i Zeiry (1993). Jedną z obiekcji, jaką można wobec niego wysunąć, jest brak realizmu. Z pewnością wysokość dochodów rodziców, czyli na gruncie rzeczonego modelu wysokość schedy po nich, jest jednym z czynników przesądzających o tym, czy dana jednostka odbierze edukację, czy też nie. Można jednak oczekiwać, że znaczenie będą miały także inne czynniki, np. uzdolnienia (talent) danej jednostki, które zwiększają oczekiwaną stopę zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki. Zastrzeżenia te uwzględnił w swoim modelu Torvik (1993), co pozwoliło mu przeanalizować oddziaływanie nierówności zarówno na stopień upowszechnienia edukacji, jak i na alokację talentu. 42 Mogłoby się wydawać, że z perspektywy omawianej tu teorii większe znaczenie ma społeczna stopa zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki, ponieważ nazwa tej zmiennej sugeruje, że uwzględnia ona pozytywne efekty zewnętrzne inwestycji w edukację. Psacharopoulos i Patrinos (2004) podkreślają jednak, że w rzeczywistości tak nie jest. 53 W modelu tym zakłada się, że uzdolnienia są dziedziczone, toteż ich rozkład w społeczeństwie jest niezmienny. Ich znaczenie dla danej jednostki ujawnia się tylko wówczas, gdy postanawia ona odebrać wykształcenie. Związany z edukacją wzrost produktywności jednostki i, a więc także jej płacy, zależy bowiem właśnie od jej talentu a(i)>1. W przypadku pracowników niewykwalifikowanych uzdolnienia nie odgrywają żadnej roli - w danym okresie wszyscy są jednakowo produktywni i opłacani. Przy tych założeniach, poziom kapitału ludzkiego ht w społeczeństwie zależy nie tylko od tego, ile osób zdobędzie wykształcenie, ale także od tego, które to będą osoby. Tzn. przy danej liczbie wykształconych pracowników, ht będzie tym większy, im więcej utalentowanych jednostek znajdzie się w tym gronie. W modelu występuje również proces learning-by-doing, który sprawia, że im wyższy poziom kapitału ludzkiego w danym okresie, tym większa produktywność w okresie kolejnym. Jednostki żyją przez jeden okres i pozostawiają jednego potomka, któremu przekazują spadek. Na początku tego okresu mogą zainwestować w edukację. Wiąże się to jednak z kosztem et, równym pewnej stałej części płacy robotnika niewykwalifikowanego w danym okresie. Podobnie jak u Galora i Zeiry (1993), inwestycję tą można sfinansować ze środków otrzymanych w spadku bi,t-1 bądź skredytować. Rynek kredytowy jest jednak niedoskonały, tak że oprocentowanie pożyczek r* przekracza stopę procentową r obowiązującą w całej gospodarce. Jednostki decydują się na edukację tylko wówczas, gdy zwrot z tej inwestycji pomniejszony o ewentualne odsetki od kredytu - przekroczy płacę robotnika niewykwalifikowanego htwt powiększoną o spadek i odsetki od niego (1+r)bi,t-1 . W rezultacie, nawet jeśli dana jednostka otrzymała spadek bi,t-1>et, nie koniecznie inwestycji w kapitał ludzki dokona. Jeśli jej poziom zdolności a(i) jest niższy niż pewna progowa wartość as, jej płaca jako pracownika wykwalifikowanego a(i)htwt będzie zbyt niska, aby zrekompensować koszty edukacji oraz utraconego oprocentowania spadku. Zatem w przypadku jednostek, które otrzymały spadek bi,t-1>et, to wyłącznie talent przesądza o tym, które z nich zdobędą kwalifikacje, a które nie, co jest warunkiem optymalnej alokacji talentu. Jak przedstawia się sytuacja osób o bi,t-1<et? Jednostki bardzo utalentowane, o a(i) przewyższającym pewien poziom aH> aS, są od wysokości spadku całkowicie niezależne, bowiem osiągną wysoką stopę zwrotu z edukacji. Jedak w przypadku jednostek o aS<a(i)<aH to wysokość spadku przesądza o tym, czy daną jednostkę stać na inwestycje w edukację. Tym samym, warunek optymalności alokacji talentu nie jest spełniony. Tymczasem, jak zauważa Torvik (1993), „egalitarny rozkład spadków zasadniczo doprowadziłby do optymalnej alokacji talentu. Gdy każda jednostka otrzymuje spadek jednakowej wysokości, tylko jej zdolności przesądzają o tym, czy 54 zdobędzie wykształcenie”43. Powyższe rozważania podsumowuje rys. 4.1. Długoterminowe oddziaływanie nierówności w rozkładzie spadków na rozwój gospodarki przedstawia się na gruncie tego modelu analogicznie jak u Galora i Zeiry (1993). Wielkość spadku, jaką dana jednostka pozostawi swoim potomkom, stanowi pewną stałą część jej dochodów44, które z kolei zależą od tego, czy jednostka jest wykształcona czy nie, przy czym w tym pierwszym przypadku liczy się również poziomu jej umiejętności. Ponieważ to, czy jednostka zainwestuje w edukacje czy nie, zawisłe jest z kolei od otrzymanego spadku, można wyrysować podobne łamane jak na rys. 2, z tym że dla dla ludzi o odmiennym poziomie umiejętności, będą one miały różny przebieg (rys. 4.2.) aH a bt Wszystkie jednostki z obszaru ponad łamaną d inwestują w edukację aH 45º a2 a1 aS d aS 4.1. et bt-1 4.2. A B bt-1 Rys. 4. Rozkład spadków i talentu a inwestycje w edukację w modelu Torvika (1993) Rys. 4.2. pokazuje, że w stanie równowagi jednostki o zdolnościach aH niezależnie od wysokości spadków zawsze inwestują w edukację i zostawiają swoim potomkom wysoki spadek. Jednostki o zdolnościach aS nigdy nie inwestują w edukację i pozostawiają swoim potomkom niski spadek. Wśród osób o pośrednich poziomach zdolności, przykładowo a1 i a2, jednostki, które otrzymały wysoki spadek inwestują w edukację i swoim potomkom także pozostawiają wysoki spadek, a jednostki uboższe pozostają niewykształcone, podobnie jak ich potomkowie. W ten sposób, struktura spadków, a więc także nierówności, w długim terminie utrwala się. Petryfikacji ulega więc takę nieefektywna alokacja talentu. Przykładowo, spośród osób o zdolnościach a2 te uboższe niż A pozostają niewykształcone, choć wiele (wszystkie zamożniejsze niż B) spośród mniej utalentowanych od nich osób o zdolnościach a1 odbiera edukację. Skoro zaś w modelu Torvika (1993) motorem wzrostu gospodarczego są 43 Torvik (1993), s. 588; 44 Wynika to z założenia, że funkcja użyteczności jest jednakowa dla wszystkich jednostek, i jej argumentami są konsumpcja oraz pozostawiony spadek. Ponieważ relatywne „ceny” tych argumentów są niezmienne w czasie, każdy przeznacza na spadek stałą część swych dochodów. 55 pozytywne efekty zewnętrzne kapitału ludzkiego, nieoptymalna alokacja talentu oddziaływa negatywnie na tempo rozwoju. 3.6.3.Demotywujący wpływ kredytu W przeciwieństwie do Torvika (1993) i Galora i Zeiry (1993), którzy zakładają, że rynki kredytowe są niedoskonałe i w tym kontekście analizują oddziaływanie nierówności na gospodarkę, Aghion i Bolton (1997) pokazują także, jak te niedoskonałości powstają. W istocie, to nierówności dochodowe stanowią na gruncie ich modelu przyczynę zawodności rynku, która z kolei sprawia, że nie wszystkie produktywne projekty inwestycyjne zostaną zrealizowane. Punktem wyjścia tej analizy jest spostrzeżenie, że nikt nie może spłacić kredytu przekraczającego majątek, jaki jest w stanie zgromadzić. Właśnie ta ograniczona odpowiedzialność za długi jest jednym ze źródeł pokusy nadużycia, rozumianej jako ujemna korelacja między wysiłkiem wkładanym przez inwestora w dany projekt, a wysokością kredytu, jaki musi on zaciągnąć na sfinansowanie tego projektu. Innymi słowy, im mniej zamożny inwestor, tym więcej musi pożyczyć, aby sfinansować projekt o danej wartości, a to z kolei wywiera na niego demotywujący wpływ. Z jednej bowiem strony, w razie ewentualnego fiaska inwestor poniesie znikome straty, ograniczone jego własnym wkładem w inwestycję. Z drugiej zaś strony, jeśli inwestycja zakończy się sukcesem, większość zysków będzie musiał oddać swoim wierzycielom. W rezultacie, inwestor taki wybierze poziom wysiłku nieoptymalny z perspektywy kredytodawców. W tej sytuacji, kredytodawcy przypuszczalnie odmówią finansowania projektów, zgłaszanych przez osoby o dochodach poniżej pewnego progowego poziomu, a wówczas rynek kredytowy przestanie pełnić efektywnie swoją alokacyjną funkcję. Jednak nawet gdyby tak się nie stało i kredyt był nadal powszechnie dostępny, potencjał produkcyjny gospodarki nie zostanie w pełni wykorzystany ze względu na niedostateczny poziom wysiłku społeczeństwa. Przyjrzyjmy się tej zależności nieco bliżej. Załóżmy, że istnieje kontinuum zazębiających się pokoleń, których członkowie żyją przez dwa okresy: w pierwszym angażują się w działalność produkcyjną, w drugim zaś konsumują. Każda jednostka i obdarzona jest charakterystycznym dla niej zasobem kapitału ludzkiego wi,t=εiAt, stanowiącym pewną część (εi) średniego poziomu wiedzy w społeczeństwie (At), przesądzającego o produktywności dostępnej technologii. Rozpoczęcie produkcji wymaga stałego i niepodzielnego nakładu kapitału ki,t=φAt . Powodzenie działalności produkcyjnej zależy jednak również od włożonego w nią przez daną jednostkę nieobserwowalnego wysiłku ei,t, którego niemonetarny koszt wynosi: 56 b h ei,t c 2 Af ef tf f f f f f f f f i,t f f f f f f = 2 Funkcja produkcji przedstawia się zatem następująco: X \σ At z prawdopodobienstwem ei,t y i,t = Z 0 z prawdopodobienstwem1 @ ei,t Jednostki dążą do maksymalizacji swojej użyteczności z konsumpcji: b i U t = ci,t @ h ei,t c Osoba, której początkowy zasób kapitału jest równy bądź przekracza φA, może rozpocząć działalność produkcyjną bez zaciągania kredytu. Rozwiązuje zatem następujący problem optymalizacyjny: V max eσ A @ A e d eW ef f f 2 Jego rozwiązaniem jest e*=σ. Z kolei jednostka o zasobie kapitału wi<φA w celu zaangażowania się w produkcję musi zaciągnąć pożyczkę bi= φA-wi, po stopie procentowej r, przy czym kwota do spłaty nie może przewyższyć potencjalnych zysków z produkcji. Jednostka taka musi zatem zmaksymalizować użyteczność z przychodów, pomniejszonych o koszt kredytu i włożonego wysiłku: X \ d ce b max e σ A @ r φ A @ε i A e Z f Y g 2 ] ef f f f f @A f 2 [ Optymalny poziom wysiłku dla takiej jednostki wyznacza funkcja: d e wf ` a f f f f if e r,wi = σ @ r φ @ f <eC= σ A Okazuje się zatem, że wysiłek wkładany przez daną osobę w inwestycje maleje wraz ze stopą procentową, lecz rośnie wraz z jej początkowym kapitałem, do momentu, gdy zrówna się on z φA (czyli wi spadnie do 0). Tymczasem w omawianej gospodarce od zagregowanego poziomu wysiłku uzależniona jest stopa wzrostu: 1 f g t = ln g yf f f f f f f f f f f f f tf yt @ 1 = ln Z ei σ At di f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f f 0f At 1 = lnσ + lnZ ei di 0 Gdyby żaden z inwestorów nie musiał kredytować swojej działalności produkcyjnej (lub rynki kredytowe byłyby doskonałe, a stopa procentowa równa zero), wszyscy decydowaliby się na wysiłek σ, a wówczas stopa wzrostu gospodarczego wynosiłaby lnσ2. W przeciwnym wypadku znaczenia nabiera rozkład kapitału w społeczeństwie: im bardziej jest on nierównomierny, tzn. im więcej osób dysponuje kapitałem mniejszym niż φA, tym mniejszy 57 zagregowany poziom wysiłku. W takiej sytuacji obłożenie bogatych podatkiem ti=wi- φA i redystrybucja tych środków do osób uboższych niż φA przyczyni się do przyspieszenia wzrostu gospodarczego. Nie zmieni bowiem wysiłku wkładanego w produkcję przez bogatych, zwiększy zaś motywację do wysiłku wśród ubogich. Innymi słowy, skompresowanie rozkładu dochodów znosi lub łagodzi problem pokusy nadużycia, przez co rynek kredytowy może efektywniej kierować środki na projekty inwestycyjne. 3.6.4.Nierówności a struktura zawodowa społeczeństwa Model Aghiona i Boltona (1997) pokazuje, że ze względu na potencjalną pokusę nadużycia, wobec jakiej stają ubodzy pożyczkobiorcy, banki mogą im odmawiać kredytu. Jeśli wybór niektórych zawodów wiąże się z koniecznością poniesienia pewnego stałego kosztu, niedoskonałość rynku kredytowego w powiązaniu z nierównościami zaważy na strukturze zawodowej społeczeństwa. Tak brzmi centralna teza modelu Banerjee i Newmana (1993)45, ujmującego rozwój gospodarczy jako proces instytucjonalnej transformacji, gdzie rozkład dochodów określa strukturę zawodową, która z kolei wyznacza poziom płac, wpływający zwrotnie na rozkład dochodów. Można więc powiedzieć, że analiza endogenicznego kształtowania się płac jest przewodnim motywem tego modelu. Załóżmy, że w danej gospodarce istnieją trzy dostępne zawody: przedsiębiorca, robotnik, oraz bezrobotny, czyli osoba utrzymująca się przy życiu z pracy w domu. Zawody zostały wyróżnione tylko ze względu na obowiązujące ich przedstawicieli kontrakty. Przykładowo, zarówno cieśla jak i prawnik są robotnikami, dopóki pracują dla przedsiębiorcy i pobierają za to płacę w. Aby zostać przedsiębiorcą, należy pożyczyć z banku po stopie procentowej r kapitał rozruchowy I. Dwa pozostałe zawody nie wymagają żadnej inwestycji. Aby wytworzyć produkcję q, firma musi także zatrudnić m robotników. Zysk netto takiego przedsiębiorstwa wynosi zatem: q - mw – (1+r)I. Kredyt w banku można uzyskać tylko po postawieniu w zastaw majątku W, który dana jednostka otrzymała w spadku od swoich rodziców. Gdyby po dokonaniu inwestycji pożyczkobiorca postanowił nie spłacać kredytu (1+r)I, straciłby swój majątek, warty w tym momencie już (1+r)W. Musiałby również ponieść karę, której oczekiwany koszt wynosi F, oraz straciłby część (λ<1) zysków z prowadzenia przedsiębiorstwa. Na podstawie tych założeń można wyliczyć, że przedsiębiorcy będzie się opłacało honorować dług tylko wtedy, gdy W spełnia warunek: (1+r)I ≤ W(1+r) + F + λ(q – mwt ), czyli: 45 Omawiając model Banerjee i Newmana (1993) posiłkuję się podręcznikiem Ray'a (1998), który omawia przykład z mniejszą niż w oryginalnej wersji liczbą dostępnych zawodów. Podobny do Banerjee i Newmana model, lecz uwzględniający rolę postępu technologicznego, przedstawił Aoki (2002). 58 W ≥I − F q−mw t 1r Osobom uboższym niż W banki będą odmawiały udzielenia kredytu. Warto przy tym zauważyć, że wymagany wkład własny w inwestycje rośnie, gdy maleją parametry F i λ, które wyrażają na gruncie tego modelu jakość porządku prawnego. Stąd, można przypuszczać, że w krajach rozwijających się potencjalni przedsiębiorcy muszą wykazać się relatywnie wyższą zdolnością kredytową. Najważniejszą zmienną tej nierówności jest jednak wt. Wyższe płace oznaczają, że zyski przedsiębiorstwa będą niższe, toteż trudniej otrzymać na taką działalność kredyt. Stąd, im wyższe płace, tym większa część społeczeństwa skazana jest na pracę jako robotnik lub bezrobocie. Jednocześnie, to właśnie poziom płac wyznacza podaż robotników. Rys. 5 ilustruje powyższe zależności w społeczeństwie o znacznych nierównościach dochodowych (5.1.) oraz w społeczeństwie egalitarnym (5.2.). Gdy płace robotników w są niższe niż dochody bezrobotnych z, podaż pracy jest zerowa. Każdy bowiem, kto nie chce lub nie może być przedsiębiorcą, wybiera bezrobocie. Dopiero gdy płace przekroczą poziom z, bezrobotni decydują się podjąć pracę i jej podaż gwałtownie wzrasta. Następnie, wraz ze wzrostem płac, podaż pracy pnie się w górę, kosztem zmniejszającej się liczby przedsiębiorców. Od momentu, gdy płace zrównają się z dochodami przedsiębiorcy w*, zawód przedsiębiorcy jest nieopłacalny i wszyscy stają się robotnikami. Rzecz jasna, gdy płace przekraczają w*, nie istnieje popyt na robotników, ponieważ nie działają żadne przedsiębiorstwa. Gdy płacę zrównają się z w*, pojawia się garstka przedsiębiorców, rosnąca następnie wraz malejącymi płacami. w w w* D w* S S z D z 5.1. L 5.2. L Rys. 5. Równowagi w modelu Banerjee i Newmana (1993) (S-podaż pracy, D-popyt na pracę, L-zasób siły roboczej) W społeczeństwie o dużych dysproporcjach majątkowych (które na gruncie tego modelu w pierwszym okresie wynikają z rozkładu spadków) przy w>z podaż pracy jest 59 bardzo duża, ponieważ rzesza ubogich osób wykluczona z rynków kredytowych, nie może założyć własnych przedsiębiorstw. Z tego samego jednak powodu, niezależnie od poziomu płac popyt na siłę roboczą jest znikomy. W rezultacie, popyt i podaż równoważą się przy poziomie płac z. Garstka przedsiębiorców osiąga jednak ogromne zyski z produkcji i w ten sposób początkowe nierówności ulegają petryfikacji. W społeczeństwie egalitarnym dostęp do kredytu jest większy, a większa liczba przedsiębiorstw generuje znaczny popyt na robotników. Jednocześnie, podaż robotników jest mniejsza niż w gospodarce nierównej, ponieważ większa część populacji zajmuje się przedsiębiorczością. W tej sytuacji rynek pracy oczyszcza się przy płacy w* i w rezultacie społeczeństwo nadal jest egalitarne. Rzecz jasna, w poszczególnych okresach możliwe są równowagi z przedziału (z, w*), lecz Banerjee i Newman (1993) dowodzą46, że w długim terminie gospodarka zbiegnie do któregoś z dwóch omówionych stabilnych punktów. Porównanie równowag z rys. 5.1. i 5.2. pokazuje, że pierwsza z nich, charakteryzująca społeczeństwo o dużych dysproporcjach dochodowych, jest nieoptymalna. Nawet nieznaczne wyrównanie dochodów, albo zniwelowanie niedoskonałości rynku kredytowego, zwiększyłoby liczbę przedsiębiorców, co z kolei stworzyłoby popyt na dodatkowych robotników i płace poszłyby w górę. Nieefektywna w tym sensie byłaby zresztą każda inna równowaga, gdzie w<w*. 3.6.5. Uwagi krytyczne Aby zweryfikować tezy płynące z omówionych w poprzednich podrozdziałach modeli, należy wykazać, że zawodność rynku kredytowego blokuje pewnym warstwom społeczeństwa dostęp do zyskownych inwestycji. Lloyd-Ellis (2003) przytacza w tym kontekście wyniki badań empirycznych wskazujących, że brak własnego kapitału rzeczywiście uniemożliwia założenie własnego przedsiębiorstwa, nawet w takich państwach jak USA i Wielka Brytania. Jego zdaniem, nie istnieją natomiast przekonywające dowody, że w tych rozwiniętych krajach niedoskonałe rynki blokują inwestycje w kapitał ludzki, co stanowi najbardziej rozpowszechnioną interpretację tych modeli. Rzeczywiście, dzieci z uboższych rodzin uczą się krócej, lecz nie wiadomo, czy wynika to z zawodności rynku kredytowego, czy raczej z czynników środowiskowych. Uwaga ta w pewnym stopniu dotyczy także zaproponowanej przez Deiningera i Squire'a (1998) metody weryfikacji omawianego kanału transmisji. Literatura sugeruje, że kredytodawcy chętniej będą pożyczali na inwestycje w kapitał fizyczny, niż w nienamacalny kapitał ludzki. Stąd, jeśli nierówności działają za pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych, to powinny być silniej skorelowane 46 Banerjee, Newman (1993), s. 276; 60 z średnim poziomem wykształcenia w danej gospodarce, aniżeli z poziomem inwestycji tradycyjnych. Autorzy ci znajdują dla tych przypuszczeń potwierdzenie i konkludują, że faktycznie dysproporcje społeczne oddziałują na gospodarkę głównie za pośrednictwem edukacji. Nadal jednak nie wiadomo, czy korelacja ta nie odzwierciedla głównie faktu, że w bardziej nierównych społeczeństwach jest więcej osób ubogich, których dzieci nie uczą się ze względów środowiskowych. Z drugiej strony wydaje się, że zarzut Lloyd-Ellisa (2003) ma niewielką moc w odniesieniu do krajów rozwijających się, gdzie praca dzieci jest jednym ze źródeł dochodów rodziny, przez co posłanie ich do szkoły jest kosztowne. W tych warunkach zależność między rozwojem rynku kredytowego a możliwościami edukacyjnymi powinna być wyraźniejsza. Rzeczywiście, Birdsall (2001) podaje, że korelacja dochodów i poziomu wykształcenia rodziców i ich dzieci jest znacznie słabsza w tych krajach rozwijających się, gdzie rynki kredytowe są głębsze47. Nawet jeśli ubogie warstwy społeczeństwa faktycznie nie mogą dokonać wielu potencjalnie lukratywnych inwestycji, uważa się, że alokacja zasobów jest nieefektywna tylko wówczas, gdy krańcowa produktywność tych inwestycji byłaby wyższa, niż w przypadku warstw zamożniejszych. Innymi słowy, funkcja produkcji musi wykazywać malejącą krańcową produktywność. Benabou (1996) oraz Bardhan, Gathak, Karaivanov (2002) podają jeden przykład inwestycji spełniającej ten warunek. Istnieje wiele świadectw potwierdzających, że ”zarówno w krajach rozwijających się, jak i w rozwiniętych, rodzinne gospodarstwo rolne jest zwykle najbardziej efektywną jednostką produkcji”48. Natomiast z interpretacją omówionych w poprzednich podrozdziałach modeli w kategoriach edukacyjnych znów wiąże się pewna trudność. Wprawdzie dane zawarte w tabeli 5. wskazują, że społeczna krańcowa stopa zwrotu z edukacji istotnie jest malejąca, lecz dotyczą one stopy zwrotu z poszczególnych etapów edukacji wziętych jako całość, co może być nieco mylące. Gdyby oszacować ją dla poszczególnych lat edukacji, rezultaty mogłyby być odmienne. Przykładowo, z estymacji Trostela (2005) dla 12, w przewadze wysoko rozwiniętych krajów wynika, że stopa zwrotu z pierwszych lat edukacji jest bliska zera, następnie gwałtownie rośnie i począwszy od 12 roku ponownie zaczyna maleć. To mogłoby wskazywać, że inwestycja w edukację jest do pewnego stopnia niepodzielna, czy też wymaga utopienia najpierw pewnych kosztów, zanim zacznie przynosić efekty (na rys. 3. ten koszt stały inwestycji wynosi k*). Tym samym jednak wracamy do problemu z rozdziału II.2., gdzie niepodzielność inwestycji wymagała koncentracji kapitału w rękach bogatszych. Jak zauważa Barro (1999), efekt ten z teoretycznego punktu widzenia oznacza rosnącą na 47 Birdsall (2001), s. 11-12; 48 Benabou (1996), s. 19; 61 pewnym etapie krańcową produktywność inwestycji, może więc częściowo znosić ujemny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy w warunkach niedoskonałych rynków kredytowych, uzyskany przy założeniu o malejącej krańcowej produktywności inwestycji. „Przykładowo, formalna edukacja może być użyteczna dopiero po przekroczeniu pewnego minimalnego poziomu. Jednym z przejawów tego efektu jest to, że silny wpływ na wzrost gospodarczy zdaje się wywierać edukacja na poziomie średnim, w przeciwieństwie do edukacji podstawowej. Analogicznie, przedsiębiorstwo może być produktywne dopiero gdy przekroczy pewną progową wielkość. W warunkach niedoskonałych rynków, takie czynniki sprzyjają koncentracji aktywów”49. Ciężko ocenić, czy problem ten jest istotny. W niektórych spośród modelowych ujęć interakcji między niedoskonałościami rynku kredytowego a nierównościami zakłada się niepodzielność inwestycji, czyli przyjmuje się, że istnieje tylko jedna możliwa wielkość projektu inwestycyjnego, a stopa zwrotu z niego jest stała. Taka niewypukła funkcja produkcji najwyraźniej wystarcza, aby uzyskać ujemną relację między nierównościami a efektywnością alokacji zasobów50. Deininger i Squire (1998) twierdzą wręcz, że niepodzielność inwestycji jest zasadniczym powodem, dla którego skrzywiony rozkład dochodów w połączeniu z niedoskonałościami rynków kredytowych generuje negatywne efekty51. W modelach Galora i Zeiry (1993) oraz Torvika (1993) założeniem centralnym dla długoterminowego, negatywnego wpływu nierówności na wzrost gospodarczy za pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych, było istnienie pozytywnych efektów zewnętrznych inwestycji w kapitał ludzki. Jak wskazuje Lloyd-Ellis (2003), w połowie lat 90. panowało przekonanie, że istnienia takich efektów dowodzi fakt, że wydłużenie edukacji danej jednostki o rok, przełoży się na wzrost jej pensji o 5-7 proc. Jednak wydłużenie o rok średniej edukacji całego społeczeństwa przekłada się na wzrost PKB o około 30 proc. Z czasem jednak badacze doszli do wniosku, że wpływ kapitału ludzkiego na PKB został wyolbrzymiony, a duża część tej 30-proc. korelacji odzwierciedla odwrotną kauzalność: oczekiwany wzrost gospodarczy napędza inwestycje w kapitał ludzki. Lloyd-Ellis (2003) czyni jednak zastrzeżenie, że przeszacowano jedynie krótkoterminowe efekty zewnętrzne inwestycji w kapitał ludzki, efekty długoterminowe są zaś najprawdopodobniej silne. Podsumowując te rozważania, chciałbym powrócić na chwilę do przeglądu 10 badań empirycznych, analizujących relację między redystrybucją a wzrostem gospodarczym, który wspomniałem w rozdziale II.4. Otóż w większości z tych badań różnorodne miary redystrybucji były pozytywnie skorelowane z tempem rozwoju gospodarczego. Jednocześnie, 49 Barro (1999), s. 2; 50 Ferreira (1999), s. 11; 51 Deininger, Squire (1998), s. 264; 62 wydatki rządowe jako takie miały wpływ negatywny. Zdaniem Benabou (1996), który tego przeglądu dokonał, wyniki te mogą pośrednio potwierdzać tezę o szkodliwym wpływie nierówności na efektywność gospodarki w warunkach niedoskonałych rynków. Jeśli brak dostępu do kredytu uniemożliwia ludziom ubogim inwestycje, związane z progresywnym systemem podatkowym transfery powinny złagodzić te ograniczenia. Tymczasem podatki finansujące rządową konsumpcję przypuszczalnie nasilają te ograniczenia, uszczuplając dochody społeczeństwa. 3.7. Dysproporcje społeczne a struktura popytu W rozdziale 2.3. omówiłem teorię, w myśl której nierówności społeczne stanowią niezbędny warunek rozwoju gospodarki, ponieważ zamożne, rozrzutne jednostki generują popyt na dobra stanowiące motor postępu technologicznego. Z drugiej strony, Keefer i Knack (2000) wskazują, że „nierówności zmniejszają możliwości osiągnięcia korzyści skali przez producentów dóbr przeznaczonych dla klasy średniej”52. Jest to istota modelu Schleifera, Murphy'ego i Vishny'ego (1989). Autorzy ci wskazują, że jednym z warunków wkroczenia danego kraju na ścieżkę industrializacji jest rozległa klasa średnia, ponieważ to ona stanowi naturalne źródło popytu na lokalnie wytwarzane masowe dobra. Jednostki zamożne będą raczej kierować swój popyt na ręcznie wytwarzane luksusowe artykuły, często pochodzące z importu. Schleifer, Murphy i Vishny (1989) sugerują przykładowo, że odmienna struktura społeczna USA i Wielkiej Brytanii była jednym z powodów, dla których pierwsze z tych państw szybko wysforowało się na przód pod względem rozpowszechnienia technologii masowej produkcji. Podczas gdy w Wielkiej Brytanii społeczeństwo było rozbite na niewielką klasę bogatych i rzeszę ubogich, przez co popyt na przemysłowe dobra nie był tam duży, w USA istniało egalitarne społeczeństwo, składające się z średniozamożnych farmerów o zbliżonych potrzebach. Innego przykładu dostarcza Kolumbia, która w niedługim odstępie czasowym przeżyła dwa boomy eksportowe, ale tylko jeden zdołał wprowadzić ten kraj na ścieżkę długotrwałego rozwoju gospodarczego. W połowie XIX wieku rozkwitał eksport kolumbijskiego tytoniu, jednak ze względu na wielkoobszarowy charakter upraw tej rośliny, zyski z niego przypadały nielicznym. Zarobione środki elity te wyprowadzały za granicę, importując dobra luksusowe lub podróżując. Dopiero gdy na przełomie XIX i XX wieku znaczenia nabrał eksport kawy, uprawianej na mniejszych, rodzinnych gospodarstwach rolnych, narodził się popyt na lokalnie wytwarzane dobra przemysłowe. Dokonując w rozdziale 2.3. krytycznej analizy hipotezy, jakoby nierówności sprzyjały 52 Keefer, Knack (2000), s. 2; 63 innowacyjności gospodarki, wymieniłem mimochodem szereg czynników, mogących osłabić wydźwięk koncepcji Schleifera, Murphy'ego i Vishny'ego (1989), nie będę więc do tego wracał. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na inny, potencjalnie interesujący aspekt tego modelu. Otóż powyższe przykłady wskazują na ryzyko replikowania się nierówności. Jeśli początkowo dochody z eksportu przypadają tylko elitom, a te koncentrują swój popyt w sektorach, które nie mają potencjału do podniesienia dochodów całego społeczeństwa, rozkład dochodów ulegnie petryfikacji. Jeśli nierówności są czynnikiem blokującym wzrost gospodarczy z innych powodów, wymienionych w niniejszej pracy, taka petryfikacja struktury społecznej będzie zjawiskiem niepożądanym. 3.8. Społeczna dysfunkcjonalność nierówności. Być może jednym z bardziej obiecujących obszarów, na których poszukiwać można ujemnej zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym, są wszelkiego rodzaju patologie społeczne. To, że dysproporcje społeczne mogą stanowić środowisko sprzyjające przestępczości i jednocześnie ujemnie wpływające na stan zdrowia społeczeństwa wydaje się nie tylko oczywiste, ale też stosunkowo dobrze udokumentowane. Wraz z rozpoznaniem doniosłej roli kapitału społecznego, znaczenia nabrała także silna ujemna korelacja między nierównościami a poziomem zaufania w społeczeństwie. Kelly (2000) wymienia trzy teorie uzasadniające powiązanie nierówności z poziomem przestępczości: ekonomiczną teorię przestępczości Beckera i Ehrlicha, teorię napięcia Mertona, oraz teorię dezorganizacji społecznej Shawa i McKay'a. W myśl pierwszej spośród tych koncepcji, jednostki alokują swój czas pomiędzy legalną pracę a działalność przestępczą tak, aby zmaksymalizować stopę zwrotu, uwzględniając w tej kalkulacji prawdopodobieństwo i dotkliwość ewentualnej kary. Przy tym, im gorsze perspektywy zarobku ma dana jednostka, tym niższy jest dla niej koszt alternatywny figurowania w aktach policyjnych lub odsiadki. Można przypuszczać, że nierówności ekonomiczne będą katalizatorem przestępczości, ponieważ z perspektywy osób o niskiej produktywności rynkowej oznaczają zwiększenie dystansu pomiędzy legalną płacą a dochodami z grabieży osób zamożnych. Druga z wspomnianych teorii akcentuje rolę, jaką w inicjowaniu przestępczości odgrywa frustracja, która może wynikać m.in. z porównywania się osób o niskim statusie z tymi, którzy odnieśli ekonomiczny sukces. Na gruncie trzeciej hipotezy, przestępczość kwitnie w warunkach osłabionej kontroli społecznej i związanej z tym anonimowości jednostki. Jednym z czynników, który osłabia więzi międzyludzkie, sprzyjające kontroli zachowań członków danej społeczności, jest heterogeniczność społeczeństwa, także pod względem dochodów. Na danych amerykańskich z początku lat 90. Kelly (2000) wykazuje, że nierówności 64 dochodowe oraz (niezależnie) edukacyjne istotnie wpływają na poziom przestępczości w poszczególnych hrabstwach metropolitalnych. Efekt ten jest niezależny od innych miar społecznej deprywacji, takich jak poziom ubóstwa, stopa bezrobocia czy heterogeniczność rasowa. Okazuje się jednak, że nierówności społeczne są powiązane przede wszystkim z przestępstwami z użyciem przemocy, takich jak napady i rozboje, co potwierdza słuszność hipotezy Mertona. Natomiast w przypadku przestępstw przeciwko mieniu, np. kradzieży i włamań, nierówności nie mają dużej mocy eksplanacyjnej, w przeciwieństwie do takich zmiennych jak ubóstwo i aktywność policji. Wydaje się więc że tego typu przestępstwa najlepiej wyjaśnia hipoteza Beckera, na gruncie której dyspersja dochodów sama w sobie jest elementem pobocznym. Thorbecke i Charumilind (2002) przytaczają szereg innych badań empirycznych, których autorzy odnaleźli wyraźną relację między przestępczością a dysproporcjami społecznymi. Szczególnie interesująca jest praca Fajnzylbera, Ledermana i Loayzy (1998), bowiem wbrew Kelly'emu (2000) autorzy ci konkludują, że nierówności dochodowe zwiększają zarówno zabójstw jak i kradzieży. Stwierdzają przy tym, że dochód per capita nie jest istotną determinantą przestępczości. Naturalnie, aby dopełnić teorii o wpływie rozkładu dochodów na gospodarkę poprzez jego oddziaływanie na przestępczość, należy jeszcze pokazać, na czym polega gospodarcza szkodliwość tej ostatniej. Osberg (1995) wyjaśnia to następująco: „znaczna część zadań państwa skupia się na gwarantowaniu praw własności i utrzymywaniu porządku prawnego. Jeśli stopa przestępczości jest wyższa w bardziej nierównych społeczeństwach, państwo będzie musiało przeznaczać więcej środków na policję i utrzymanie więzień, zaś sektor prywatny będzie wydawał więcej na ochronę i inne środki bezpieczeństwa. Takich wydatków nie można uznać za produktywną inwestycję czy przyjemną konsumpcję”53. Zatem przestępczość wymusza marnotrawienie zasobów na środki obronne. Kolejnym przejawem marnotrawstwa jest to, że kryminaliści wydatkują swój czas i energię na działalność antyspołeczną, zamiast na produkcję. Dodatkowo, jak zauważa Barro (1999), wysoki poziom przestępczości odstrasza zagranicznych inwestorów. Za inny przejaw społecznej dysfunkcjonalności znacznej dyspersji dochodów uważa się niekiedy jej wpływ na stan zdrowia społeczeństwa. Taka koncepcja pojawiła się w latach 70.54, gdy okazało się, że pozytywna korelacja między zamożnością danego kraju a oczekiwaną długością życia zaczyna słabnąć powyżej pewnego poziomu PKB per capita (tzw. krzywa Prestona). Pojawiło się wówczas przypuszczenie, że ta nieliniowa zależność może utrzymywać się nie tylko w międzynarodowym przekroju, ale też w obrębie jednego 53 Obserg (1995), s. 14; 54 Thorbecke, Charumilind (2002), s. 1489; 65 państwa. Oznaczałoby to, wraz ze zwiększaniem się dochodów jednostki, rosłaby jej oczekiwana długość życia, lecz stopa tego wzrostu byłaby malejąca. W szczególności, w przypadku osób odpowiednio zamożnych dalszy wzrost dochodów nie miałby już żadnego wpływu na ich zdrowie. Tym samym, podobnie jak w przypadku wklęsłej funkcji produkcji z rozdziału 3.6.1. (powyżej k*), wyrównanie rozkładu dochodów musiałoby prowadzić do poprawy stanu zdrowia społeczeństwa. W kolejnych latach pojawił się szereg innych teorii wyjaśniających, dlaczego nierówności mogą ujemnie rzutować na stan zdrowia społeczeństwa, zarówno w krajach rozwiniętych, jak i rozwijających się. W licznych pracach Richard Williams sugeruje, że człowiek przez większą część swojej historii ewoluował w egalitarnych plemionach łowiecko-zbierackich. Te uwarunkowania sprawiają, że nierówności społeczne – traktowane często jako wskaźnik jakości porządku społecznego - są dla ludzi źródłem psychospołecznego stresu, stanowiącego zagrożenie dla zdrowia. W tej literaturze „równość jest postrzegana jako warunek istnienia łagodzących stres sieci przyjaciół, podczas gdy nierówności i relatywna deprywacja są uważane za upokarzające oraz uderzające w ludzką godność”55. Inna jeszcze koncepcja sugeruje, że nierówności społeczne są czynnikiem uniemożliwiającym konsensus, potrzebny do zapewnienia dóbr publicznych, z których najważniejszym w tym tym kontekście jest ochrona zdrowia oraz bezpieczeństwa. Wynika to z założenia, że dobra publiczne odzwierciedlają preferencje medianowego wyborcy, a więc to on przykłada do niego największą wagę. Pozostali wyborcy, czy to położeni w rozkładzie dochodów na lewo czy na prawo od jednostki medianowej, niżej wyceniają takie dobra. W tych warunkach, im większe nierówności - stanowiące sumę różnic między wyborcą medianowym a wszystkimi pozostałymi członkami społeczeństwa - tym niższa średnia wartość, jaką członkowie społeczeństwa przypisują danemu dobru publicznemu56. Przywodzi to oczywiście na myśl omówioną w rozdziale 3.4. perspektywę Alesiny i Drazena (1991), gdzie nierówności blokowały przeprowadzenie niezbędnych dla stabilizacji gospodarki reform. Powiązanie tych teorii z efektywnością gospodarki nie nastręcza problemów, ponieważ stan zdrowia pracowników, będący składową pojęcia kapitału ludzkiego, jest bezpośrednio powiązany z ich produktywnością. Podobnie jak w przypadku walki z przestępczością, wydatki na służbę zdrowia jedynie w celu utrzymania produktywności na niezmienionym poziomie można więc traktować w kategoriach „konieczności obronnej”57, aniżeli typowej inwestycji.. Badania empiryczne relacji pomiędzy nierównościami społecznymi a stanem zdrowia 55 Deaton (2001), s. 27; 56 Deaton (2001), s. 23; 57 Osberg (1995), s. 14; 66 społeczeństwa zasadniczo nie testują poszczególnych mechanizmów, na których może się ona opierać. Lecz ogólne przekonanie, że dyspersja dochodów szkodzi kondycji zdrowotnej społeczeństwa, przez długi czas wydawało się dobrze potwierdzone. Przykładowo, spośród zestawionych przez Judge'a, Mulligana i Benzevala (1998) 12 badań dotyczących szerokiej próby krajów rozwijających się i rozwiniętych, w 10 przypadkach wykryto taką zależność. Autorzy tego przeglądu sami nie odnaleźli jednak żadnej istotnej zależności między nierównościami a stanem zdrowia w krajach rozwiniętych, toteż wcześniejsze wyniki odzwierciedlają ich zdaniem głównie złą jakość danych o nierównościach dochodowych. Także Deaton (2001) konkluduje, że nie istnieje bezpośredni związek pomiędzy śmiertelnością w danym społeczeństwie, a panującymi w nim dysproporcjami dochodowymi. Według niego, korelacja wykrywana niekiedy pomiędzy tymi zmiennymi wychwytuje głównie wpływ ubóstwa na stan zdrowia. Jest tak szczególnie w krajach zamożnych, gdzie dysproporcje społeczne mogą stanowić dobre przybliżenie liczby osób żyjących w biedzie. W tej sytuacji wydaje się, że jeśli nierówności społeczne mogą w jakikolwiek sposób oddziałać na stan zdrowia społeczeństwa, to głównie za sprawą swego wpływu na wzrost przestępczości. Liczą się przy tym nie tylko przestępstwa z użyciem przemocy, które w bardzo namacalny sposób szkodzą zdrowiu ofiar, ale też ogólny poziom przestępczości, który może przyprawiać o stres. Nowy, potencjalnie szkodliwy aspekt nierówności dochodowych ujawnił się wraz z rozpoznaniem przez ekonomistów znaczenia kapitału społecznego jako czynnika usprawniającego funkcjonowanie gospodarki. Uważa się, że takie cechy i normy społeczne jak uczciwość, wzajemność i zaufanie, stanowiące konstytutywne elementy kapitału społecznego, ułatwiają współpracę jednostek, obniżają koszty transakcyjne oraz monitorowania, wypełniają luki w kontraktach, umożliwiają powstanie sprawnych instytucji itp. Tymczasem wydaje się, że wspomniane cechy i normy są niekompatybilne z heterogenicznością społeczeństwa. Zależność ta ma dwa aspekty. Po pierwsze, im większy dystans pod względem stylu życia dzieli poszczególnych obywateli, tym mniejsze będzie między nimi wzajemne zrozumienie i zaufanie, a więc tym wyższe koszty kooperacji. Po drugie zaś, takie korelaty nierówności społecznych jak wspomniana już przestępczość, także deprecjonują zasoby kapitału społecznego. Rzeczywiście, Birdsall (2001) przywołuje mikroekonomiczne badania z tak rozmaitych krajów jak Indie, Tanzania i USA, które dowodzą, że w regionach o większych nierównościach stopa partycypacji w rozmaitych wspólnotach i spółdzielniach ubezpieczeniowych bądź produkcyjnych, uważana za jeden z aspektów kapitału społecznego, jest niższa. Natomiast Rodrik (1998) zauważa, że współczynnik korelacji między nierównościami a brakiem zaufania społecznego sięga 0,7. 67 Na koniec rozważań o społecznej niewydajności nierówności, chciałbym poruszyć jeszcze problem ubóstwa. Uważa się niekiedy, że argumentem przeciwko nierównościom jest ich powiązanie z ubóstwem, a ponieważ to ostatnie zjawisko jest nie tylko niepożądane z etycznego punktu widzenia, lecz także szkodliwe gospodarczo, wydaje się to dotyczyć również nierówności. Jednak niewątpliwa korelacja między ubóstwem a nierównościami nie dowodzi, że między tymi zjawiskami zachodzi interesująca z perspektywy niniejszej pracy zależność przyczynowa. Możliwość taką zidentyfikował jednak Ravallion (1997) wykazując, że przy danej stopie wzrostu PKB, redukcja ubóstwa przebiega wolniej w krajach o większych nierównościach. Sugeruje to, że dysproporcje społeczne są gospodarczo szkodliwe, ponieważ utrwalają zjawisko biedy. 3.9. Utrwalanie się nieefektywnych instytucji Za podsumowanie przeglądu teorii postulujących negatywną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym może posłużyć literatura, stawiająca sobie za cel wyjaśnienie gospodarczego zapóźnienia Ameryki Łacińskiej relatywnie do Ameryki Północnej. Wskazuje się bowiem, że oba te regiony Nowego Świata jeszcze na początku XIX w. charakteryzowały się zbliżonym poziomem PNB per capita. Później jednak USA i Kanada wkroczyły na ścieżkę stabilnego rozwoju gospodarczego, podczas gdy krajom Ameryki Łacińskiej nie udało się to jeszcze przez co najmniej 100 lat. Dywergencję tę próbowano tłumaczyć odwołując się do czynników instytucjonalnych, takich jak różnice w rozpowszechnieniu korupcji, zakresie ochrony praw własności, strukturze sektora finansowego, zasobach kapitału ludzkiego, przedsiębiorczości i pracowitości mieszkańców. Wyjaśnienie to jednak domaga się uzupełnienia o przyczyny tych instytucjonalnych rozbieżności. Można to zrobić odwołując się do odmiennych wzorców kulturowych pozostawionych przez kolonizatorów tych ziem. Wyjaśnienie to jednak jest tylko częściowe, ponieważ np. brytyjskie kolonie na Karaibach nie pasują do tej układanki. Do teorii, jakoby to brak stabilności politycznej przesądził o relatywnym niedorozwoju Ameryki Łacińskiej nie przystaje z kolei Brazylia. W tej sytuacji Sokoloff i Engerman (2000) postawili hipotezę, że u źródła dywergencji północy i południa Nowego Świata leżą różnice w skali panujących tam nierówności społecznych. Punktem wyjścia tych autorów było spostrzeżenie, że w zależności od warunków naturalnych panujących w poszczególnych krajach zachodniej półkuli, kolonizatorzy budowali tam społeczeństwa o odmiennej strukturze. Najbardziej jaskrawą cechą odróżniającą te społeczeństwa, był właśnie poziom nierówności. Ujmując rzecz w telegraficznym skrócie, tam, gdzie ziemia i klimat sprzyjały uprawie roślin 68 charakteryzujących się dużymi korzyściami skali, takich jak cukier i kawa, trafiało najwięcej niewolników z Afryki. Między nimi a imigrantami europejskiego pochodzenia zrodziły się ogromne różnice majątkowe. Ta struktura społeczna była reprodukowana jeszcze długo po zniesieniu niewolnictwa, ponieważ elity charakteryzowały się również silniejszą pozycją polityczną. Wzorcowymi przykładami takich państw są w pracy Sokoloffa i Engermana (2000) Haiti, Jamajka, czy Brazylia, które po dziś dzień należą do społeczeństw o największych dysproporcjach majątkowych. Analogiczna była ścieżka rozwoju kolonii hiszpańskich, takich jak Peru i Meksyk, cechujących się zasobnymi złożami surowców mineralnych oraz relatywnie liczną ludnością indiańską, która przeżyła zetknięcie z kolonizatorami. Ograniczony napływ imigrantów europejskich sprawiał, że mogli oni otrzymywać duże nadania ziemskie wraz z zamieszkującą je ludnością, co szybko doprowadziło do ogromnych dysproporcji majątkowych. Natomiast na ziemiach późniejszych USA i Kanady, zwłaszcza na północ od zatoki Chesapeak, panowały warunki zgoła odmienne – argumentują Sokoloff i Engerman (2000). Tak gleby, jak i klimat, nie sprzyjały uprawie roślin, które ekonomicznie uzasadniałyby szerokie wykorzystanie niewolników. Bazowano więc na pracownikach europejskiej proweniencji, którzy mieli zbliżony poziom kapitału ludzkiego. Z kolei obfitość gruntów sprawiała, że większość imigrantów stawała się drobnymi posiadaczami ziemskimi. W ten sposób zrodziło się relatywnie homogeniczne społeczeństwo. Żeby zarysowane przed chwilą różnice między społeczeństwami kolonialnymi północy i południa Nowego Świata miały szansę trwale oddziałać na rozwój gospodarczy poszczególnych krajów, musiał istnieć jakiś mechanizm ich reprodukcji. W tym momencie warto przypomnieć tezę wysuniętą przez Rodrigueza (2004): nierówności majątkowe idą w parze z nierównościami politycznymi, wzajemnie się petryfikując. Sokoloff i Engerman (2000) przytaczają przykład polityki imigracyjnej. Podczas gdy w Ameryce Południowej rządzące elity usiłowały chronić swoje przywileje, ograniczając napływ europejskich imigrantów, Ameryka Północna słynęła z otwartości na przybyszów. Ochrona przywilejów i reprodukcja pierwotnych nierówności politycznych dokonywała się jednak przede wszystkim poprzez ograniczanie praw wyborczych do wąskiej grupy wybrańców. Wprawdzie w całej Ameryce ograniczenia te likwidowano opieszale, jednak w USA i Kanadzie proces rozpoczął się dużo wcześniej niż w krajach południa. Odmienne rozkłady uprawnień politycznych w poszczególnych państwach oddziaływały z kolei silnie na ich rozwój instytucjonalny, czego najbardziej jaskrawym przykładem były różnice w tempie upowszechniania się edukacji. Na tym gruncie łatwo już bezpośrednio wyjaśnić dywergencję stóp wzrostu gospodarczego. „Tam, gdzie istniały elity wyraźnie odróżniające się od reszty społeczeństwa na podstawie bogactwa, kapitału ludzkiego i wpływów politycznych, 69 najwyraźniej starały się one wykorzystać swoją pozycję do ograniczenia konkurencji”58 konkludują autorzy. Hipotezy Sokoloffa i Engermana (2000), choć brzmi ona niezwykle przekonywająco, nie udało się potwierdzić empirycznie. Nunn (2007) wykazał, że historyczny odsetek niewolników w populacji poszczególnych państw Ameryki jest negatywnie skorelowany z ich dzisiejszym poziomem PKB per capita, a także, że niewolnictwo doprowadziło do asymetrycznego rozdziału gruntów rolnych pomiędzy mieszkańców. Lecz te dysproporcje w dostępie do ziemi nie pełnią najwyraźniej roli łącznika między wykorzystaniem niewolników a późniejszym poziomem rozwoju państw Nowego Świata – twierdzi Nunn (2007). Część IV Niejednoznaczna rzeczywistość. Zniuansowanie problematyki. 4.1. Sprzeczne wyniki W części III próbowałem pokazać, jak w latach 90. tradycyjnemu poglądowi, jakoby istniała relacja wymienna między równością społeczną a produktywnością, zaprzeczyły wyniki badań empirycznych oraz szereg uzasadniających je argumentów teoretycznych. Jednak i te teorie zostały wkrótce podważone przez empirię. Omawiając poszczególne mechanizmy transmisji nierówności na wzrost gospodarczy starałem się przywołać stosowne świadectwa empiryczne, lecz w wielu przypadkach okazywały się one niekonkluzywne. Wiele światła na ten fakt rzuciła przełomowa praca Deiningera i Squire'a (1998), którzy wskazali na niską jakość ówczesnych danych dotyczących rozkładu dochodów. Przede wszystkim, nie spełniały one trzech kryteriów, które autorzy ci zidentyfikowali jako kluczowe dla zagwarantowania porównywalności i jednolitości danych. I tak, dane powinny: a) pochodzić z ankiet prowadzonych w gospodarstwach domowych, b) obejmować wszystkie źródła dochodu1 i c) reprezentować całą populację danego kraju, a nie np. tylko ludność miejską. Stosując te wytyczne, Deininger i Squire stworzyli w 1996 r. własną bazę danych, zawierającą odczyty nierówności ze 108 państw. Regresja przeprowadzona w oparciu o tę próbę potwierdziła, że nierówności społeczne są negatywnie skorelowane ze wzrostem gospodarczym. Efekt ten nie jest jednak wyraźny i ma stosunkowo niską wartość 58 Sokoloff, Engerman (2000), s. 230; 1 Warunek ten jest szczególnie istotny w krajach rozwijających się, gdzie dużą część dochodów jednostki uzyskują w naturze, a także z pracy w szarej strefie. Dane uwzględniające wyłącznie płace byłyby przekłamane także z tego powodu, że wraz z rozwojem tych państw coraz więcej obywateli uczestniczy w gospodarce formalnej, co mogłoby prowadzić do spadku nierówności płacowych, choć nierówności dochodowe utrzymywałyby się na wysokim poziomie. 70 eksplanacyjną, a po wprowadzeniu do równania regresji jakościowych zmiennych regionalnych zanika całkowicie. Do podobnych wniosków doszli Fishlow (1996) oraz Costello i Domenech (2002). Wyniki te sugerują, że za uzyskaną przez wielu badaczy negatywną zależnością między nierównościami a wzrostem gospodarczym kryją się „cechy charakterystyczne dla poszczególnych regionów, które mogą, lecz nie muszą obejmować nierówności dochodowych”2. Forbes (2000) zauważa, że taką pominiętą zmienną wyjaśniającą może być m.in. poziom korupcji, który wykazuje pozytywną korelację z nierównościami a negatywną ze stopą wzrostu gospodarczego, a z drugiej strony zakres wolności gospodarczej, udział wydatków rządowych na służbę zdrowia, edukację oraz rozwój przedsiębiorczości, czy też elastyczność rynku pracy, które są negatywnie skorelowane z nierównościami a pozytywnie ze stopą wzrostu. Dane zebrane przez Dieningera i Squire'a, które dla ponad 50 krajów zawierają co najmniej cztery obserwacje, umożliwiły prowadzenie badań empirycznych z wykorzystaniem metod panelowych, podczas gdy wcześniej stosowano metody przekrojowe. Wyniki tych nowych badań są zaskakująco spójne. Zarówno Forbes (2000), jak i Li i Zou (1998), a także Benhabib i Spiegel (1998) otrzymali pozytywną relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym. W pierwszej z tych prac, wzrost współczynnika Gini'ego o 10 pkt., czyli tyle, ile w 1985 r. dzieliło USA i Wielką Brytanię, zwiększa roczną stopę wzrostu o 1,3 pkt. proc. w ciągu kolejnych 5 lat. Radykalną różnicę między wynikami tych autorów, a wnioskami płynącymi z wcześniejszych prac interpretować można na wiele sposobów. Jednak nasuwające się w pierwszej chwili i najbardziej chyba kuszące wyjaśnienie, że rozbieżność odzwierciedla jedynie różnice w jakości zastosowanych danych, nie wydaje się prawdziwa. Przede wszystkim, jak zauważył Knowles (2001), kryteria zaproponowane przez Deiningera i Squire'a nie gwarantują wcale spójności danych (wrócę do tej kwestii w rozdziale 4.3.2). Po drugie jednak, nawet na tych nowych danych wielu autorom, m.in. Li i Zou (1998), udało się uzyskać ujemną zależność między dysproporcjami społecznymi a wzrostem gospodarczym. W tej sytuacji uwaga ekonomistów skoncentrowała się na metodach ekonometrycznych zastosowanych do badań nad wpływem nierówności na wzrost gospodarczy. W szczególności wskazywano, że metody przekrojowe eksploatują wyłącznie wariancję nierówności między państwami. Ściśle rzecz biorąc, tego typu badania mogą więc jedynie dostarczyć odpowiedzi na pytanie, czy państwa bardziej egalitarne są generalnie zamożniejsze, czy też nie. Aby przeanalizować, jak zmiana nierówności w danym kraju wpływa na tempo jego rozwoju, zastosować trzeba badania panelowe (np. metoda efektów stałych), wykorzystujące przede wszystkim czasową zmienność nierówności i stóp wzrostu w 2 Deininger, Squire (1998), s. 269; 71 ramach jednego państwa. Procedura ta nie jest w przeciwieństwie do metod przekrojowych narażona na problem pominiętych zmiennych, lecz wiąże się za to z utratą precyzji estymacji, ponieważ blisko 90 proc. wariancji wskaźników nierówności pochodzi właśnie z różnić pomiędzy państwami3. Wobec faktu, że każda z tych metod wiąże się z charakterystycznymi dla siebie trudnościami, trudno ocenić, która z nich jest lepsza. Jednak wybór utrudnia przede wszystkim fakt, że nie jest bynajmniej oczywiste, na które z powyższych pytań usiłujemy odpowiedzieć, gdy dociekamy relacji między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Gdyby wyniki badań prowadzonych z zastosowaniem odmiennych metod ekonometrycznych były jednakowe, dylemat ten nie miałby większego znaczenia. Widzieliśmy wszakże, że metody panelowe i przekrojowe generują przeciwstawne wyniki4. Zatem różnice metodologiczne oraz w jakości danych same przez się tylko częściowo wyjaśniają przesilenie, do jakiego pod koniec lat 90 doszło w badaniach empirycznych nad relacją między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Istnieje jednak jeszcze jeden czynnik, który może rzucić na tę kwestię nieco światła. Banerjee i Duflo (2000) zauważyli, że nawet w bazie danych Deiningera i Squire'a jest stosunkowo niewiele państw, dla których szeregi czasowe są wystarczająco długie, aby można było skutecznie zastosować do nich metody panelowe, i są to na ogół kraje wysoko rozwinięte. Z tego powodu w badaniach, które wykryły pozytywną korelację między nierównościami a wzrostem, kraje rozwijające się są niedoreprezentowane. Przykładowo, spośród 45 państw uwzględnionych w próbie Forbes (2000) większość należy do OECD, a nie ma tam żadnego kraju subsaharyjskiego. Wyniki tych badań nie są więc w pełni porównywalne z badaniami przekrojowymi prowadzonymi na szerokiej próbie państw, które odkrywały zależność ujemną. Dodatkowym powodem tej nieporównywalności jest to, że omawiane badania panelowe dotyczą wpływu nierówności na wzrost gospodarczy w okresie 5-letnim5, a badania przekrojowe okresu co najmniej 25-30 letniego. Znamienne, że Barro (2000), który skoncentrował się na okresie 10-letnim, zastosował jeszcze inną metodę estymacji (potrójna metoda najmniejszych kwadratów) i użył próby Forbes (2000) rozszerzonej o kilka państw uboższych, nie uzyskał jednoznacznej zależności między nierównościami a kondycją gospodarki. Okazało się, że asymetryczny rozkład dochodów szkodzi w krajach rozwijających się, lecz jest korzystny na wyższych etapach rozwoju. W ten sposób dotarliśmy do zasadniczej tezy, jaką chciałbym postawić w tej pracy. To, że wyniki badań różnią się w zależności od doboru próby i metod estymacji sugeruje, że powiązanie nierówności ze stopą wzrostu gospodarczego jest nieliniowe. Powyższe 3 Partridge (2005), s. 370-372 4 Banerjee i Duflo (2000) twierdzą, że nie ma w tym sprzeczności. 5 Niektóre badania panelowe dotyczą też okresu 10-letniego, lecz wyniki są wówczas mniej definitywne. 72 rozważania wskazują, że relacja między tymi zmiennymi może nie być jednakowa w długim i w krótkim okresie, oraz w krajach rozwiniętych i rozwijających się. W kolejnych rozdziałach dokładnie te kwestie omówię, ale pokaże również, że okoliczności determinujących przebieg tej zależności jest znacznie więcej. Przede wszystkim jednak należy podkreślić, że owa nieliniowość nie ujawnia się jedynie w badaniach empirycznych. Już na poziomie teorii nie ma żadnych podstaw do przypuszczeń, że nierówności będą w sposób jednoznaczny oddziaływały na stopę wzrostu gospodarczego. 4.2.Źródła nieliniowości Omawiając mechanizmy transmisji nierówności społecznych na stopę wzrostu gospodarczego, pogrupowałem je w zależności od tego, czy przewidują pozytywne czy negatywne powiązanie między tymi zmiennymi. Podział ten miał także odzwierciedlać obecne w wielu późniejszych pracach przekonanie, że w myśleniu o tej relacji dokonał się przewrót. W rzeczywistości jednak starsze teorie, kładące nacisk na wymienną relację między egalitaryzmem a efektywnością gospodarki nie straciły zasadności z chwilą, gdy pojawiły się koncepcje uzasadniające szkodliwość nierówności społecznych. Jak zauważa Barro (2000), „wnioski płynące z tych teorii znoszą się wzajemnie, więc wpływ netto nierówności na wzrost gospodarczy i stopę inwestycji jest ambiwalentny. Ta teoretyczna ambiwalencja jest w zgodzi z wynikami badań empirycznych, które są niestabilne”6. Wyniki tych międzynarodowych badań w istocie stanowią wypadkową, czy też średnią ważoną, siły i kierunku oddziaływania nierówności na wzrost gospodarczy w poszczególnych krajach. Jeśli – co bardzo prawdopodobne - w każdym z tych krajów dominuje inna kombinacja omówionych mechanizmów transmisji, a więc relacja między dyspersją dochodów a wzrostem także jest inna, taka średnia nie wydaje się szczególnie interesująca7. Istnieją także powody, aby nawet na poszczególne mechanizmy transmisji nierówności na wzrost gospodarczy patrzeć z pewną rezerwą. Forma większości stosowanych w literaturze argumentów jest bowiem warunkowa. Przykładowo, kanał socjopolityczny przewiduje, że nierówności społeczne mogą doprowadzić do destabilizacji politycznej kraju. Jednak to, czy tak się stanie, uzależnione jest przede wszystkim od czynników kulturowych, a także od jakości instytucji państwowych, co zresztą Rodrik (1998) wyraźnie podkreśla. Także kanał polityczny uzależniony jest od takich czynników, jak tolerancja społeczeństwa dla nierówności, na co z kolei wpływ może mieć zakres mobilności społecznej (problem ten omówię w rozdziale 4.6.). Podobnie, nierówności mogą negatywnie oddziaływać na alokację 6 Barro (2000), s. 7; 7 Banerjee i Duflo (2000) szerzej omawiają ten wątek. 73 zasobów ze względu na niedoskonałości rynku. To jednak sugeruje, że wraz z rozwojem rynków finansowych znaczenie nierówności powinno maleć. Nie inaczej jest w przypadku klasycznych argumentów. Jeśli sądzimy, że nierówności korzystnie oddziałują na stopę oszczędności, trzeba jeszcze wykazać, że oszczędności są istotnym czynnikiem wzrostu gospodarczego. Tymczasem, jak próbowałem pokazać w rozdziale 2.2., niektórzy autorzy przypuszczają, że oszczędności pełnią taką funkcję tylko w określonych warunkach. Wobec tego także pozytywny wpływ nierówności będzie uzależniony od pewnych okoliczności. Ogółem, we wszystkich omówionych przypadkach nierówności społeczne nie są same w sobie zjawiskiem wystarczającym, aby zaburzyć efektywność gospodarki. Jest zatem możliwe, że w kraju o dużych dysproporcjach społecznych nie wystąpią żadne z powyższych efektów, a także, że wystąpią one w kraju stosunkowo egalitarnym. Ciekawej ilustracji dostarczają Li i Zou (1998). Współczynnik Gini'ego wzrósł w Chinach z 25,7 pkt. w 1984 r. do 37,8 pkt. w 1992 r. Tym pogłębiającym się nierównościom społecznym towarzyszył średni roczny wzrost PKB rzędu 10 proc. Tymczasem w Wielkiej Brytanii wzrostowi współczynnika Gini'ego o około 10 pkt. w latach 1977-1991 towarzyszył wzrost gospodarczy 2-3 proc., a w pewnej chwili nawet recesja. Należy jednak podkreślić, że rozumowanie to nie obejmuje wszystkich mechanizmów transmisji nierówności na wzrost gospodarczy. Przykładowo, nierówności społeczne z samej swej natury oddziałują na popyt czy na stopę oszczędności. Jak wspomniałem, argumenty przewidujące pozytywny i negatywny wpływ dyspersji dochodów do pewnego stopnia się neutralizują. Jest być może ciekawe, że ta przeciwstawność zachodzi nie tylko w odniesieniu do tych grup argumentów wziętych jako całość, ale też na poziomie poszczególnych mechanizmów. Innymi słowy, wiele argumentów przewidujących negatywną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym posiada swoje odpowiedniki, które odwołując się do tego samego niemal mechanizmu przewidują między tymi zmiennymi zależność pozytywną. Pewnym tego przykładem jest wspomniany w rozdziale 3.2. paradoks związany z kanałem politycznym: z jednej strony twierdzi się, że nierówności prowadzą do szkodliwej presji redystrybucyjnej, z drugiej zaś wywodzi się, że nierówności społeczne są zjawiskiem koniecznym, ponieważ ich alternatywą jest redystrybucja. Wydaje się jednak, że w tym wypadku mamy do czynienia głównie z niespójną konstrukcją logiczną tych argumentów. Stąd, bardziej jaskrawym przykładem omawianego zjawiska jest wpływ nierówności na popyt. Z jednej strony wskazuje się, że szeroka klasa średnia sprzyja wzrostowi gospodarczemu, ponieważ umożliwia wykorzystanie przez producentów korzyści skali, z drugiej zaś wskazuje się na konieczność istnienia zamożnej elity, która celując w drogich dobrach pozwala na dopracowanie metod ich produkcji, tak, że w efekcie stają się one powszechnie dostępne. W odniesieniu do jeszcze 74 innego mechanizmu transmisji podkreśla się, że w warunkach niedoskonałości rynku kredytowego niepodzielność inwestycji wymaga koncentracji kapitału, z drugiej zaś wskazuje się, że nierówności blokują dostęp do kredytu licznej grupie potencjalnie produktywnych inwestorów. W rozdziale 3.3. omówiłem model Rodrigueza (2004), który wywodził, że nierówności mogą prowadzić do marnotrawstwa środków na działalność korupcyjną i lobbingową. Temu argumentowi przeciwstawić można tezę wysuniętą w cytowanej przez Acemoglu (2007) pracy Batesa (1981). Autor ten pokazuje, w jaki sposób nierówności społeczne mogą ograniczać klientelizm wśród ludzi władzy. Mechanizm ten odegrał według niego kluczową rolę w rozwoju Kenii, która charakteryzowała się znacznie bardziej asymetrycznym rozkładem ziemi rolnej, niż np. Ghana. Wielcy posiadacze ziemscy byli bowiem w stanie kontrolować poczynania polityków w Nairobi oraz innych elit finansowych, czego skutkiem były bardziej trafione reformy gospodarcze. Argument ten stanowi zarazem przeciwwagę dla wprowadzonego w rozdziale 3.9. problemu negatywnego wpływu nierówności na akumulację kapitału społecznego. Okazuje się bowiem, że rzesza małorolnych chłopów może nie być w stanie rozwiązać problemów koordynacji, a w tej sytuacji obecność zamożniejszych jednostek może okazać się pomocna w organizowaniu zasobów na pewne dobra wspólne. Wydaje się, że jest to jeden z kluczy, którym można posłużyć się do interpretacji wydarzeń w Zimbabwe z początku XXI w. Próba wyrównania rozkładu ziemi przez autorytarnego prezydenta Roberta Mugabe'go sprawiła, że doskonale prosperujące wielkoobszarowe gospodarstwa, wyposażone w nowoczesne systemy irygacyjne, szybko przemieniły się w nękane plagami ugory. Stało się tak, ponieważ to właśnie wywłaszczeni przez niego zamożni biali farmerzy byli jedynymi rolnikami, których stać ich było na utrzymywanie systemów nawadniających oraz zaciąganie pożyczek na modernizację gospodarstwa8. Fakt, że argumenty dowodzące przeciwstawnych konsekwencji dysproporcji społecznych odwołują się do tych samych niemal mechanizmów, akcentując jedynie inne ich aspekty, stanowi wyraźne potwierdzenie tezy, że na gruncie teoretycznym nie powinniśmy oczekiwać jednoznacznej zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Równie jaskrawego dowodu dostarcza fakt, że niekiedy drobna zmiana założeń poszczególnych modeli prowadzi do całkowicie odmiennych rezultatów. Pokazałem to omawiając w rozdziale 3.2.model Perotti'ego (1993), który różnił się od modeli Alesiny i Rodrika (1994) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994) głównie tym, że był dynamiczny. Dopuszczenie zmian w rozkładzie dochodów wystarczyło, aby implikacje politycznego 8 Szczegółowy przebieg kryzysu w Zimbabwe, interpretowanego zazwyczaj w kategoriach teorii praw własności, omawia Richardson (2005); 75 kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy uległy znacznej modyfikacji. Jeszcze wyraźniejszego przykładu dostarczają Li i Zou (1998). Autorzy ci skonstruowali model zbliżony do koncepcji Alesiny i Rodrika (1994), który daje wszakże pozytywną relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Większość kluczowych założeń tych modeli jest identyczna. W szczególności, nierówności wynikają jedynie z rozkładu kapitału i są niezmienne w czasie. Kapitał obłożony jest przy tym podatkami, z których finansowane są wydatki rządowe. O ile jednak Alesina i Rodrik (1994) przyjmują, że rząd zapewnia jedynie pewną usługę produkcyjną, podnoszącą krańcową produktywność kapitału, Li i Zou (1998) dzielą wydatki rządowe na produkcyjne i konsumpcyjne. Tym samym wydatki te, a więc i wysokość stopy podatkowej, uwzględnione są nie tylko w funkcji produkcji, ale też w funkcji użyteczności. Ta nieznaczna modyfikacja modelu politycznego radykalnie zmienia jego wydźwięk. Gdy jednostki wybierają pomiędzy konsumpcją prywatną i publiczną, porównują krańcową użyteczność, jaka z nich płynie. Z perspektywy osoby uzyskującej wysokie dochody, krańcowa użyteczność konsumpcji publicznej jest relatywnie wyższa, niż dla osób o niższych dochodach. Stąd osoby bogatsze będą chciały alokować więcej kapitału na konsumpcję publiczną, to jednak można osiągnąć wyłącznie poprzez zwiększenie podatków. W rezultacie, preferowana przez poszczególne jednostki stopa podatkowa rośnie monotonicznie wraz z ich dochodami. Zatem im równiejszy rozkład dochodów w społeczeństwie, tym bogatszy medianowy wyborca, a więc tym wyższy poziom opodatkowania kapitału i niższa stopa wzrostu gospodarczego. „Ogólnie, zależność między rozkładem dochodów a wzrostem gospodarczym jest skomplikowanym zagadnieniem teoretycznym i empirycznym. Z teoretycznego punktu widzenia, zależność może przybrać jakikolwiek znak” - konkludują Li i Zou (1998)9. Przestrzegają przy tym, że prawda leży przypuszczalnie gdzieś pomiędzy implikacjami ich modelu a wnioskami z modelu Alesiny i Rodrika (1994). Na zakończenie tego podrozdziału chciałbym jeszcze wspomnieć o teoretycznoempirycznej pracy Banerjee i Duflo (2000). Jej wyniki są na pierwszy rzut oka tak paradoksalne, że autorzy sami radzą je potraktować jako ostrzeżenie, że „zakładanie liniowej struktury tam, gdzie nie ma dla niej teoretycznego uzasadnienia, może prowadzić do poważnych nieporozumień”10. Przeprowadzone przez nich badanie empiryczne wskazuje bowiem, że to nie tyle poziom nierówności, ile jego zmiany – niezależnie od kierunku wpływają na efektywność gospodarki. Autorzy przedstawiają także zgodny z tymi rezultatami model, przestrzegając jednak, że jest to tylko jedna z wielu możliwych ich interpretacji. 9 Li, Zou (1998), s. 327; 10 Banerjee, Duflo (2000), s. 2-3; 76 Ujmując rzecz w telegraficznym skrócie, model Banerjee i Duflo (2000) stanowi powiązanie perspektywy politycznej i socjopolitycznej oraz teorii łączącej nierówności z odpornością gospodarki na szoki makroekonomiczne. Społeczeństwo podzielone jest na dwie grupy, A i B, które uzyskują odpowiednio g i 1-g krajowego produktu. W każdym okresie PKB ma szansę wzrosnąć o losową wielkość ∆y. Aby szansę tą wykorzystać, społeczeństwo musi przeprowadzić niezbędne reformy. Gdy ∆y jest już znane, jedna (losowo wybrana) z grup może zablokować proces decyzyjny, domagając się w zamian za zgodę na reformy większego udziału w PKB. Jeśli druga grupa społeczna nie zgodzi się na to, wzrost gospodarczy zostaje zahamowany, jeśli natomiast pójdzie na ustępstwo, gospodarka powiększa się jedynie o α∆y, gdzie α<1. Związana ze sporem politycznym utrata efektywności gospodarczej może wynikać bądź to z kosztów, jakie grupy muszą ponieść aby wiarygodnie sformułować swoje żądania (np. lobbing, protesty), bądź też z ze szkodliwości samych transferów. Ogólnie, grupa B będzie się domagała transferu (maksymalnego, na jaki przeciwna grupa może się zgodzić) zawsze wtedy, gdy α>1-g, natomiast grupa A, gdy α>g. Innymi słowy, do sporu dochodzi zawsze, ilekroć udział którejś z grup we wzroście gospodarczym jest mniejszy, niż grupy przeciwnej. Na gruncie tego modelu zidentyfikować można co najmniej trzy argumenty, na rzecz nieliniowej zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Po pierwsze, gospodarka nie traci efektywności tylko wówczas, gdy g=1/2. Czyli zależność między tym parametrem, który może być traktowany jako miara nierówności, a stopą wzrostu gospodarczego przybiera kształt odwróconej litery U. Po drugie jednak, rzeczywisty poziom nierówności, który odpowiada g=1/2 może być różny, podobnie jak parametr α, zatem owa odwrócona litera U w każdym kraju będzie przypuszczalnie miała nieco inny przebieg. Stąd, na gruncie tego modelu ciężko jest klarownie odpowiedzieć na pytanie, czy nierówności szkodzą na wzrost czy też nie.”Jest oczywiste, że najbardziej przekonujące dowody w tej sprawie mogą przynieść badania w skali mikro”- konkludują Banerjee i Duflo11 (2000). Po trzecie zaś, negatywny wpływ zmian w poziomie nierówności na sferę makroekonomiczną dotyczy jedynie krótkiego okresu. W długim okresie transfery powinny sprawić, że nierówności ustabilizują się na umiarkowanym poziomie (specyficznym dla każdego kraju), gwarantującym wysoką stopę wzrostu gospodarczego. 4.3.Czym właściwie są nierówności ekonomiczne? Jak zauważył Osberg (1995), „stwierdzenie wymiennej relacji między sprawiedliwością, a efektywnością jest niczym więcej niż nastawieniem umysłu, dopóki nie zdefiniuje się pojęć +równość+ i +efektywność+. (...) Jednakże, choć autorzy tej teorii byli 11 Banerjee i Duflo (2000), s. 28; 77 żenująco nieprecyzyjni przy określaniu znaczenia terminu +nierówności+, teoretycy z lat 90. nie są pod tym względem lepsi”12. Dotychczas od tej definicyjnej kwestii umyślnie stroniłem, a ponieważ rzeczywiście jest ona niezwykle istotna, chciałbym się z tego zabiegu wytłumaczyć. Są ku temu dwa zasadnicze powody. Przede wszystkim, starałem się wiernie referować omawiane prace, a w większości z nich sprawy definicyjne w ogóle nie występowały lub nie odgrywały centralnej roli. Po drugie – i ważniejsze – wytykanie niespójności definicyjnych jest zawsze najprostszą metodą krytyki. Zależało mi aby pokazać, że problemy w badaniu zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym sięgają znacznie głębiej i nawet w ramach jednolitych definicji, relacja ta nadal byłaby ambiwalentna. Mówiąc o problemach natury definicyjnej mam na myśli trzy powiązane ze sobą kwestie. Przede wszystkim, ludzie mogą być heterogeniczni na wielu płaszczyznach i nawet doprecyzowanie, że chodzi o nierówności ekonomiczne, jest niewystarczające. Możemy bowiem mówić o nierównościach płacowych, które są czymś innym niż nierówności dochodowe, a te z kolei różnią się jeszcze od nierówności majątkowych. Ludzie mogą różnić się pod względem zasobu kapitału fizycznego, ale także pod względem poziomu kapitału ludzkiego, skąd już tylko krok do tzw. nierówności szans. Po drugie, gdy już ustalimy, który z tych aspektów nas interesuje, należy zdecydować, w jaki sposób zebrać odpowiednie dane: czy koncentrować się na jednostkach, czy na gospodarstwach domowych, czy brać wielkości netto, czy brutto itp. Po trzecie wreszcie, należy określić, który z licznych statystycznych wskaźników w odniesieniu do tych danych zastosować. Problemy te omówię w kolejnych ustępach. 4.3.1.Płaszczyzny nierówności Wielu autorów13 wskazuje, że większość modeli teoretycznych dotyczy nierówności majątkowych, lecz wobec braku odpowiednich danych prace empiryczne skoncentrowały się na nierównościach dochodowych. Nie miałoby to oczywiście większego znaczenia, gdyby te dwa rodzaje dysproporcji były ze sobą ściśle powiązane. W rzeczywistości jednak wydaje się, że nie jest to prawdą. Alesina i Rodrik (1994) swoją polityczną teorię testowali zarówno na danych o nierównościach dochodowych, jak i na danych o nierównościach majątkowych, przybliżanych – jak w wielu innych pracach – dysproporcjami w dostępie do ziemi rolnej. W badanej przez nich próbie 41 państw korelacja między współczynnikami Gini'ego dla ziemi i dla dochodów wynosi zaledwie 0,35. Deininger i Squire (1998) na próbie 66 państw odnajdują korelację na poziomie 0,39. Autorzy wskazują też, że nierówności w dostępie do 12 Osberg (1995), s. 11-12; 13 M.in. Deininger i Olinto (2000), s. 2, Quintin i Saving (2008), s. 3, oraz Deininger i Squire (1998), s. 264; 78 ziemi są ogólnie rzecz biorąc większe i wykazują większą wariancję w międzynarodowym przekroju, niż nierówności dochodowe14. Uwaga, jakoby modele teoretyczne dotyczyły nierówności majątkowych, wydaje się jednak znacznym uproszczeniem. Przy dokładniejszej analizie okazuje się, że w niemal każdym z omówionych kanałów transmisji pierwsze skrzypce odgrywa inny rodzaj dysproporcji społeczno-ekonomicznych. Nierówności majątkowe są oczywiście najważniejsze z perspektywy teorii opartych na niedoskonałościach rynku kredytowego, gdzie pożyczki na inwestycje wymagają zastawu. W kanałach politycznych i socjopolitycznych ważna jest jednak rola mniej namacalnych nierówności politycznych, które bynajmniej nie zawsze powiązane są z nierównościami dochodowymi. W przypadku tradycyjnych argumentów bazujących na motywacyjnych aspektach nierówności, liczy się przede wszystkim amplituda płac. Teorie odwołujące się do różnic w stopie oszczędności koncentrują się na nierównościach dochodowych, które są czymś innym niż nierówności płacowe. Podobnie jest w przypadku badań wpływu nierówności na strukturę popytu. W jeszcze innych modelach, np. u Torvika (1993), uwidacznia się rola dysproporcji w rozkładzie kapitału ludzkiego. Ponieważ poszczególne kanały transmisji wskazują na pozytywny lub negatywny wpływ dysproporcji społeczno-ekonomicznych wydaje się, że można także usystematyzować według tego klucza efekty poszczególnych kategorii nierówności. Innymi słowy, zamiast dociekać, jak szerokie zjawisko nierówności oddziałuje na gospodarkę, można wyodrębnić skutki różnych aspektów tego zjawiska. Badanie takie są obiecujące z kilku powodów. Przede wszystkim to, jaki rodzaj nierówności jest najważniejszy, przypuszczalnie zmienia się zarówno w czasie, jak i z kraju na kraj. Ponadto, poszczególne odmiany nierówności wymagają prowadzenia innej polityki, w szczególności wtedy, gdy okazują się szkodliwe. Przykładowo, jeśli nierówności majątkowe są istotniejsze niż nierówności dochodowe, to progresywny system podatkowy nie jest właściwą odpowiedzią na to zjawisko. Natomiast redystrybucja ziemi, która byłaby właściwą formą polityki, zwykle kończyła się w historii niepowodzeniem - wskazują Deininger i Olinto (2000). Ekspropriacja ziemi nie tylko wiąże się z kosztami administracyjnymi, ale również podważa bezpieczeństwo praw własności w danym kraju, demotywuje do akumulacji zasobów oraz prowadzi do wzrostu napięć społecznych15. W rozdziale 4.1. wspomniałem, że Deininger i Squire (1998) na swoich ulepszonych danych o nierównościach dochodowych nie byli w stanie wykryć wyraźnego wpływu tej 14 Deininger i Olinto (2000) precyzują, że średni wskaźnik Gini'ego w odniesieniu do rozkładu ziemi wynosi 0,63, a do rozkładu dochodów 0,37. Średnie odchylenia standardowe wynoszą odpowiednio 0,19 i 0,09. 15 Oczywiście redystrybucja ziemi nie musi być jednoznacznie szkodliwa. Badacze wskazują niekiedy na przykład Kolumbii, która dokonała redystrybucji ziemi na zasadach rynkowych, skupując ją od wielkich posiadaczy ziemskich i odsprzedając na kredyt bezrolnym i małorolnym chłopom. 79 zmiennej na wzrost gospodarczy. Dla porównania przeprowadzili jednak dodatkową regresję z użyciem danych o dysproporcjach w rozkładzie ziemi. Zauważyli bowiem, że próba, dla których takie dane są dostępne, jest nieco bardziej zrównoważona, a odczyty sięgają dalej w przeszłość. Okazuje się, że zależność między tym rodzajem nierówności w 1960 r., a średnią roczną stopą wzrostu gospodarczego w latach 1960-1992 jest wyraźna, statystycznie istotna i mało wrażliwa na rozszerzenie modelu o zmienne regionalne. Interesujące są także badania Deiningera i Olinto (2000), którzy relację między nierównościami majątkowymi a wzrostem gospodarczym estymują metodami panelowymi, które w przypadku nierówności dochodowych i stopy wzrostu PKB konsekwentnie wskazywały na dodatnią relację (rozdział 4.1.). Autorzy ci nie tylko potwierdzają rezultaty Deiningera i Squire'a (1998), lecz dodatkowo wykazują, że po włączeniu do równania regresji jednocześnie miar nierówności majątkowych i dochodowych, te pierwsze okazują się mieć wyraźnie negatywny wpływ na wzrost gospodarczy, drugie zaś wciąż mają wpływ pozytywny. To dowodzi, że „dysproporcje w rozkładzie majątku i dochodów oddziałują na wzrost innymi kanałami”16. Wpływ nierówności w rozkładzie ziemi na stopę wzrostu gospodarczego okazuje się znaczny. Jak zauważają autorzy, zmniejszenie współczynnika Gini'ego w Brazylii o 10 pkt. proc., do nadal bardzo wysokiego poziomu 74 proc., podniosłoby stopę wzrostu gospodarczego równie mocno, co zwiększenie średniego poziomu wykształcenia w tym kraju o 1,5 roku. Deininger i Olinto (2000) usiłują również określić mechanizmy, które odpowiadają za takie skutki nierówności majątkowych. Hipoteza o niedoskonałościach rynków kredytowych znajduje jednak tylko częściowe potwierdzenie. Z jednej strony, „znaczne nierówności majątkowe redukują efektywność polityki, zmierzającej do przyspieszenia wzrostu gospodarczego poprzez inwestycje w edukację”17. Z drugiej strony, nierówności w dostępie do ziemi wydają się mieć ujemny wpływ na wzrost PKB niezależnie od oddziaływania na stopę inwestycji. Gdy do zmiennych objaśniających w równaniu regresji włącza się poziom inwestycji w kapitał ludzki, współczynnik przy indeksie Gini'ego zachowuje istotność i ujemny znak. Według autorów, wyniki te sugerują, że aktywne są inne jeszcze mechanizmy transmisji. Przykładowo, asymetryczny rozkład ziemi może obniżać poziom kapitału społecznego. Warto jednak zauważyć, że nierówności w dostępie do ziemi nie są idealnym przybliżeniem nierówności majątkowych, chociażby z tego powodu, że ziemia jako czynnik produkcji nie odgrywa jednakowej roli w każdym państwie. Przypuszczenie to potwierdzają Keefer i Knack (2000), którzy w swoim badaniu relacji między dysproporcjami społecznymi a poziomem ochrony praw własności zauważyli, że nierówności w rozkładzie ziemi mają 16 Deininger, Olinto (2000), s. 4; 17 Ibidem, s. 16; 80 znaczenie wyłącznie w społeczeństwach o znacznym udziale ludności rolniczej. Innym jeszcze problemem jest fakt, że w niektórych regionach świata, np. na słabo zaludnionych obszarach Afryki Subsaharyjskiej, ziemia nie jest dobrem rzadkim. Dodatkowo, dane o rozkładzie ziemi nie uwzględniają różnic w jej jakości, położeniu, uzbrojeniu itp. Innym rodzajem dysproporcji społecznych, który może być szczególnie interesujący z perspektywy niektórych kanałów transmisji, są nierówności polityczne. Zagadnienie to jest jednak skomplikowane, ze względu na niejasną relację tego rodzaju nierówności z dyspersją dochodów. Z teoretycznego punktu widzenia, zależność przyczynowa między tymi dwoma kategoriami nierówności może przebiegać w obu kierunkach: z jednej strony ludzie zamożni mogą wykorzystać swój majątek, aby zdobyć władzę, z drugiej zaś strony ludzie władzy mogą ją wykorzystać do uzyskania korzyści ekonomicznych. Oba mechanizmy prowadzą do dodatniej korelacji między tymi płaszczyznami nierówności. W rzeczywistości jednak istnieją także kraje, gdzie nie są one ze sobą mocno powiązane18. W tej sytuacji, jeśli nierówności polityczne są równie istotne co nierówności ekonomiczne, koncentrowanie się w badaniach na tych ostatnich dawałoby bardzo zniekształcony obraz wpływu dysproporcji społecznych na rozwój gospodarczy. Właśnie z tego powodu należy wyraźnie odseparować długoterminowe skutki gospodarcze nierówności na tych dwóch płaszczyznach. Taki cel stawiają sobie Acemoglu, Bautista, Querubin i Robinson (2007). Praca to plasuje się niejako w opozycji do omówionej w rozdziale 3.9. teorii Sokoloffa i Engermana (2000), która dywergencję gospodarczą Ameryk Łacińskiej i Północnej wyjaśniała na podstawie różnić w nierównościach ekonomicznych między tymi kontynentami. Acemoglu i inni (2007) twierdzą natomiast, że zdecydowanie większe znaczenie miały nierówności polityczne. Więcej nawet, do pewnego stopnia to właśnie skomplikowana relacja między nimi a nierównościami ekonomicznymi odpowiada za wyniki Sokoloffa i Engermana (2000)19. Autorzy co spostrzegają, że w USA faktycznie te stany, które w 1860 r. charakteryzowały się większymi nierównościami w rozkładzie ziemi, rozwijały się gorzej, lecz wynika to głównie z faktu, że akurat w Stanach Zjednoczonych nierówności polityczne były z nierównościami ekonomicznymi dodatnio powiązane. Dla porównania, Acemoglu i inni (2007) analizują – unikatowe, jak podkreślają - mikroekonomiczne dane z kolumbijskiego stanu Cundinamarca, pochodzące z lat 80. i 90. XIX w. Wykonane w tym okresie katastry zawierają dane o wartości gruntów każdego rolnika, a także jego personalia. Ponieważ autorzy dysponują również danymi o osobach sprawujących w tym okresie władzę 18 Acemoglu i inni (2007) wskazują, że w wielu krajach Afryki Subsaharyjskiej, zwłaszcza zaś w Sudanie, Angoli, Togo, Malawi, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Kamerunie, wskaźniki dysproporcji dochodowych są relatywnie niskie, a jednocześnie dostęp do władzy jest asymetryczny. 19 Acemoglu i inni (2007), s. 2-3; 81 w poszczególnych jednostkach administracyjnych Cundinamarci, mogą oszacować zarówno panujące w tym okresie nierówności majątkowe (współczynnik Gini'ego w odniesieniu do rozkładu ziemi), jak i polityczne (stopień monopolizacji urzędu burmistrza przez jedną osobę, lub rodzinę), a także relacje między nimi. Okazuje się, że dysproporcje majątkowe w Cundinamarce były większe niż na północy USA, lecz mniejsze niż na południu. Najważniejsze jest jednak to, że były ujemnie skorelowane z nierównościami politycznymi i miały wyraźnie pozytywny wpływ na takie aspekty rozwoju gospodarczego jak akumulacja kapitału ludzkiego, redukcja ubóstwa i urbanizacja. W tych regionach Cundinamarci, które pod koniec XIX w. charakteryzowały się większymi nierównościami w dostępie do ziemi, jeszcze w latach 90. XX w. odsetek dzieci uczęszczających do szkół podstawowych i średnich był wyższy, niż w regionach bardziej egalitarnych. Jednocześnie, nierówności polityczne stanowiły przeszkodę dla rozwoju. „Wyniki te można interpretować tak, że bogaci i wpływowi posiadacze ziemscy są w stanie przeciwstawiać się ewentualnej zachłanności polityków. W konsekwencji, w regionach, gdzie istnieli znaczący posiadacze ziemscy, możliwość prowadzenia przez polityków szkodliwej polityki była ograniczona, co prowadziło do lepszych wyników gospodarczych”20. Taka interpretacja pozostaje w zgodzie z ujemnym wpływem nierówności politycznych na rozwój gospodarczy. Te bowiem „mogą hamować wzrost, ponieważ elity kontrolujące politykę mogą poszukiwać rent dla siebie, blokować dostęp do rynku, a także nie dostrzegać własnego interesu w zapewnianiu dóbr publicznych, w tym edukacji. Polityczne nierówności zwykły również być powiązane z brakiem politycznej konkurencji i odpowiedzialności, czyli czynnikami gwarantującymi, że system polityczny generuje pożądane wyniki”21. Ostatecznie, konkludują Acemoglu i inni (2007), interakcja nierówności majątkowych i politycznych uzależniona jest od poziomu rozwoju politycznego poszczególnych państw. W krajach silnie zinstytucjonalizowanych (np. USA), nierówności majątkowe miały najwyraźniej negatywny wpływ na gospodarkę. Działo się tak m.in. dlatego, że dysproporcje majątkowe prowadziły tam do jednoznacznie szkodliwych dysproporcji politycznych. W krajach, gdzie instytucje polityczne są słabe, np. w Kolumbii, ale także w Afryce, istnienie elit ekonomicznych może być zjawiskiem korzystnym, ponieważ będą one blokowały grabieżcze poczynania polityków. Z perspektywy niniejszej pracy, której głównym celem ma 20 Acemoglu i inni (2007), s. 5; Za taką interpretacją przemawia również fakt, że pozytywny wpływ na funkcjonowanie gospodarcze mają wyłącznie nierówności w dostępie do ziemi wśród ludności rolniczej (jest to standardowa metoda oceny tego typu nierówności). Alternatywnie, można policzyć współczynnik Gini'ego dla rozkładu ziemi w całym społeczeństwie, przypisując wartość 0 osobom, które ziemi w ogóle nie posiadają. Na gruncie rzeczonej interpretacji można oczekiwać, że tak mierzone nierówności będą znacznie mniej istotne. Autorzy rzeczywiście uzyskują taki wynik. 21 Acemoglu i inni (2007), s. 7; 82 być tropienie nieliniowości w relacji nierówności-wzrost gospodarczy, wyjaśnienie to jest niezwykle kuszące. Ma ono wszakże jeden mankament. Trudno zrozumieć – a Acemoglu i inni (2007) nie przedstawiają w tej kwestii żadnych argumentów – dlaczego nierówności ekonomiczne w USA przekładały się na nierówności polityczne, podczas gdy w Kolumbii elity ekonomiczne trzymały się z dala od polityki, kontrolując działania rządzących. Costello i Domenech (2002) zauważyli, że „w niektórych modelach analizujących relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym, bardzo ważną - a nawet kluczową - rolę odgrywa wyposażenie jednostek w kapitał ludzki”22. Niewątpliwie dotyczy to omówionych w rozdziale 2.4. modeli Kremera (1993) i Galora i Tsiddona (1997), gdzie nierówności dochodowe były rezultatem odmiennych uzdolnień jednostek, a także modeli Galora i Zeiry (1993) oraz Torvika (1993), gdzie nierówności dochodowe oddziaływały na rozkład kapitału ludzkiego, który zwrotnie wpływał na rozkład dochodów. Stąd odseparowanie gospodarczych skutków tych dwóch rodzajów nierówności może przynieść interesujące rezultaty. Zadania tego podjęli się Castello i Domenecha (2002), osiągając bardzo interesujące rezultaty. W standardowym dla omawianej literatury równaniu regresji (gdzie wśród zmiennych objaśniających uwzględniono średni poziom kapitału ludzkiego, poziom PKB, oraz poziom inwestycji), autorzy uzyskują negatywną, lecz wrażliwą na włączenie zmiennych regionalnych zależność między indeksem Gini'ego dla dochodów (GY) a średnią stopą wzrostu gospodarczego w latach 1960-1990. Gdy jednak do równania dodatkowo wprowadzają indeks Gini'ego dla rozkładu kapitału ludzkiego (GH), współczynnik przy tej zmiennej jest wyraźnie ujemny, natomiast współczynnik przy indeksie Gini'ego dla rozkładu dochodów przybrał znak dodatni. To oznacza, że nierówności dochodowe oddziałują ujemnie na stopę wzrostu gospodarczego tylko za pośrednictwem swego wpływu na rozkład kapitału ludzkiego. Natomiast gdy pominięto GY, indeks GH nie zmienia znaku i wciąż jest istotny, co sugeruje, że nierówności edukacyjne mają bezpośredni, niezależny od dysproporcji dochodowych wpływ na efektywność gospodarki. Dodatkowo, oddziałują na stopę wzrostu gospodarczego także poprzez swój negatywny wpływ na akumulację kapitału fizycznego i ludzkiego. Staje się to widoczne, gdy po wyłączeniu tych zmiennych z równania, znaczenie GH rośnie, a autorzy potwierdzają to w odrębnej estymacji. „Nierówności edukacyjne są powiązane z niższymi stopami inwestycji, a w konsekwencji, z niższymi stopami wzrostu gospodarczego” - konkludują Castello i Domenech (2002)23. Choć autorzy zapewniają, że estymacja wpływu nierówności edukacyjnych na wzrost gospodarczy daje bardziej stabilne rezultaty niż standardowe badania z wykorzystaniem 22 Costello, Domenech (2002), s. 187-188; 23 Castello, Domenech (2002), s. 1999; 83 nierówności dochodowych, zmienność wyników tych ostatnich każe patrzeć na wnioski Castello i Domenecha z nutką sceptycyzmu, szczególnie, że w swych badaniach stosowali metody przekrojowe, o których słabościach w kontekście analizy relacji nierówności-wzrost kilkakrotnie wspominałem. Z tego powodu, chciałbym zwrócić uwagę na inny wątek ich pracy. Otóż autorzy ci pokazują, że średni poziom kapitału ludzkiego (mierzony średnią liczbą edukacji), jest ujemnie skorelowany z edukacyjnym współczynnikiem Gini'ego (Wykres 3.1.). Oznacza to, że kraje o większej dyspersji kapitału ludzkiego charakteryzują się z reguły niższym jego poziomem24. Natomiast jak zauważa Birdsall (2001), korelacja średniego poziomu dochodów i nierówności dochodowych jest raczej słaba. Istnieją zamożne państwa o znacznych dysproporcjach dochodowych (np. USA), a także państwa ubogie, lecz stosunkowo egalitarne (np. Indie)25. Sugeruje to wyraźnie, że nierówności dochodowe oraz nierówności edukacyjne są odrębnymi zjawiskami. Faktycznie, w pracy Castello i Domenech (2002) korelacja indeksów GY i GH wynosi zaledwie 0,27 (Wykres 3.2.). Dochodowy Indeks Gini'ego Średnia liczba lat edukacji 3.1 Wykres 3. Zależności między nierównościami edukacyjnymi oraz dochodowymi 3.2 Edukacyjny Indeks Gini'ego Edukacyjny indeks Gini'ego Źródło: Castello, Domenech (2002). Mam nadzieję, że w poprzednich akapitach udało mi się wykazać, że koncepcje i gospodarcze skutki nierówności dochodowych, majątkowych, politycznych i edukacyjnych zdecydowanie się od siebie różnią. Można rzecz jasna wprowadzić kolejne rozróżnienia, wyróżniając np. w ramach nierówności dochodowych dysproporcje płacowe. Ich wpływ przypuszczalnie okazałby się z kolei pozytywny, ze względu na ich motywacyjne i edukacyjne aspekty, omówione w rozdziale 2.4. Rozważania te wskazują, jak zauważa 24 Jest być może ciekawe, że korelacja między dyspersją kapitału ludzkiego (GH) i jego poziomem maleje wraz z GH. Oznacza to, że wśród krajów stosunkowo egalitarnych pod względem edukacji, są takie, gdzie zasób kapitału jest niewielki, oraz takie, gdzie jest wysoki. 25 Birdsall (2001), s. 5-6; 84 Birdsall (2001), że „dałoby się wprowadzić rozróżnić między konstruktywnymi i destruktywnymi rodzajami nierówności”26. Można by zdefiniować je następująco. Nierówności konstruktywne, efektywne z gospodarczego punktu widzenia, to dysproporcje zgodne z szerszym pojęciem „sprawiedliwości społecznej”, w tym sensie że odzwierciedlają jedynie odmienne reakcje jednostek na ekonomiczne bodźce i okazje. Nierówności destruktywne są nieefektywne gospodarczo i niekompatybilne z ideą sprawiedliwości, ponieważ odzwierciedlają „przywileje osób bogatych i blokadę produktywnego potencjału ludzi ubogich”. Innymi słowy, są to nierówności szans. Takie rozróżnienie jest oczywiście trudne do wykonania w praktyce. Niemniej sama koncepcja, że różnych odmian nierówności nie należy agregować, lecz rozpatrywać je oddzielnie, wydaje się słuszna. 4.3.2.Podmiot pomiaru dysproporcji Skoncentrowanie się na jednej, wybranej kategorii nierówności niestety nie wystarcza, aby ominąć problemy definicyjne. Przykładowo, w jednym z przypisów wspomniałem o dwóch możliwościach pomiaru nierówności w dostępie do ziemi: tzn. wśród całej populacji danego kraju lub tylko wśród ludności rolniczej. Największa liczba tego typu problemów została zidentyfikowana w przypadku nierówności dochodowych, którym badacze poświęcali najwięcej uwagi. W rozdziale 4.1. przywołałem trzy kryteria, które Deininger i Squire (1998) zaproponowali, aby zapewnić danym o takich dysproporcjach spójność i porównywalność. Jednak jak zauważył Knowles (2001) oraz szereg innych autorów, kryteria te nie do końca spełniają swoją rolę. Nadal przemieszane są tak różnorodne wskaźniki, jak nierówności w dochodach jednostek i gospodarstw domowych, nierówności w rozkładzie dochodów i wydatków, a także nierówności w dochodach brutto i netto. Pomiędzy tymi miarami nierówności występują dość znaczne różnice, których nie są w stanie skorygować żadne arytmetyczne przekształcenia, jakie niekiedy podejmowano w celu ujednolicenia danych27. Rozkład wydatków jest przykładowo bardziej symetryczny, niż rozkład dochodów, podobnie jak dochody gospodarstw domowych są mniej zróżnicowane niż dochody jednostek. Idąc jeszcze dalej, nie jest jasne, czy należy mierzyć dochody roczne, czy życiowe, które są zwykle bardziej wyrównane. Rozróżnienia powyższe mają znaczenie głównie dlatego, że do empirycznej 26 Birdsall (2001), s. 7; 27 Knowles (2001), s. 7; Przykładowo, różnica między współczynnikiem Gini'ego dla wydatków a współczynnikiem Gini'ego dla dochodów brutto w przypadku krajów, dla których baza danych Deiningera i Squire'a zawiera obie miary, wynosi 6,6 pkt. proc. Stąd Forbes (2000), Li i Zou (2000), Deininger i Squire (1998) oraz Keefer i Knack (2000) dodawali 6,6 pkt. proc. do współczynnika Gini'ego dla wydatków, aby otrzymać spójne dane o nierównościach dochodowych. Operacja ta nie jest poprawna, ponieważ odchylenie standardowe różnicy między tymi dwoma współczynnikami Gini'ego jest znaczne. 85 weryfikacji poszczególnych teoretycznych kanałów transmisji nierówności na wzrost gospodarczy należałoby wykorzystać inne spośród tych miar. Przykładowo, kanał polityczny koncentruje się na nierównościach dochodowych brutto, zaś większość pozostałych mechanizmów na nierównościach w rozkładzie dochodów netto. Mechanizm oparty o niedoskonałości rynku kredytowego dotyczy przy tym raczej dochodów życiowych28, niż rocznych. W badaniu wpływu rozkładu dochodów na strukturę popytu można stosować nierówności w wydatkach. Warto również odnotować, że niektóre teorie wpływu nierówności na funkcjonowanie gospodarki, dotyczą faktycznie dysproporcji postrzeganych, czy też odczuwanych przez członków społeczeństwa, a to niekoniecznie musi się pokrywać z nierównościami mierzonymi. Oprócz mechanizmów politycznych i socjopolitycznych uwaga ta dotyczy także koncepcji, jakoby nierówności prowadziły do erozji kapitału społecznego, wzrostu przestępczości oraz złego stanu zdrowia społeczeństwa. We wszystkich tych teoriach przyjmuje się, że nierówności wywołują frustrację uboższych warstw społeczeństwa, która z kolei prowadzi do zaburzeń funkcjonowania gospodarki. Nie od rzeczy jest więc pytanie, czy standardowe wskaźniki nierówności są odpowiednio czułe na zmiany w tych aspektach nierówności, które mogłyby odpowiadać za resentyment wśród części społeczeństwa. W dalszej części pracy wskaże na kwestię mobilności społecznej, która ma dla percepcji dysproporcji kapitalne znaczenie, teraz zaś zasygnalizuje kilka problemów bliżej związanych z ich pomiarem. W niezwykle interesującej pracy Broda i Romalis (2008) zauważyli, że choć oficjalne dane wskazują na wzrost nierówności dochodowych w USA w ostatnich trzech dekadach, faktyczne nierówności w stopie życiowej nie uległy znacznej zmianie. Wynika to z faktu, który w niniejszej pracy wielokrotnie konstatowałem: struktura popytu osób zamożnych i ubogich jest odmienna. Ci pierwsi na dobra nie trwałe, takie jak żywność, odzież i kosmetyki, wydają mniejszą część swoich dochodów, niż ci drudzy29. Odwrotnie jest w przypadku wydatków na usługi, takie jak doradztwo finansowe, pomoc domowa czy opieka nad dziećmi. Tymczasem Broda i Romalis (2008) spostrzegli, że ceny dóbr nietrwałych rosły w 1994-2005 latach relatywnie wolniej, niż ceny usług, głównie za sprawą wzrostu wymiany handlowej z Chinami. Innymi słowy, w zależności od położenia na drabinie społecznej ludzie nie są w jednakowym stopniu narażeni na inflację. Gdyby czynnik ten uwzględnić w pomiarze dyspersji dochodów, twierdzą autorzy, jej wzrost byłyby o ponad 60 proc. 28 Oczywiście, jak wspomniałem w poprzednim podrozdziale, w rzeczywistości mechanizm ten dotyczy nierówności majątkowych, lecz nierówności w życiowych dochodach są z nimi przypuszczalnie mocniej skorelowane, niż nierówności w dochodach rocznych. 29 Broda i Romalis (2008) oceniają, że w USA najuboższe grupy społeczne wydają na dobra nietrwałe o 12 proc. więcej swoich dochodów niż grupy najbogatsze. 86 mniejszy. Pozostałe 40 proc. można zniwelować, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że paleta dóbr konsumowanych przez grupy ubogie rosła w omawianej dekadzie znacznie szybciej, niż paleta dóbr konsumowanych przez grupy zamożne. Oznacza to, że materialna jakość życia ludzi biednych i bogatych ulega konwergencji, choć nierówności dochodowe rosną. Możemy to zresztą z łatwością zaobserwować. Dziś w krajach rozwiniętych większość ludzi stać na auto i choć jednocześnie powiększa się dyspersja cen samochodów, można przypuszczać, że różnica w satysfakcji z prowadzenia Hyundaia Getza i BMW serii 7 jest mniejsza, niż różnica z posiadania toyoty corolli i nie posiadania auta w ogóle. Zdaje sobie sprawę, że argument ten może nie być uniwersalny. Przypuszczalnie w dużo mniejszym stopniu dotyczy on krajów rozwijających się. Mankamentem tego rozumowania jest także fakt, że koncentruje się ono na dynamice cen, nie uwzględniając zmian jakości. Jeśli w parze z rosnącymi cenami usług szedł wzrost ich jakości, ciężko to zjawisko uznać za czysty przykład inflacji. Wydaje mi się jednak, że praca Romalisa i Brody (2008) doskonale pokazuje, z jakimi problemami wiąże się wiarygodny pomiar nierówności w ogólnej materialnej jakości życia, które z perspektywy wymienionych powyżej mechanizmów transmisji są znacznie bardziej interesujące, niż dysproporcje w rozkładzie nominalnych dochodów. Przy tym, zaobserwowane przez tych autorów zjawisko sprawia, że „nierówności skorygowane o użyteczność” są niższe, niż te z oficjalnych statystyk. Oczywiście można znaleźć czynniki, które będą działały w przeciwnym kierunku. Dla przykładu, dany poziom nierówności dochodowych może być znacznie mniej dotkliwy w kraju zamożnym, niż w ubogim, gdzie znajdowanie się na niskim szczeblu drabiny społecznej może oznaczać skraje ubóstwo. 4.3.3.Kontrowersyjny pomiar nierówności W rozdziale 3.2. omówiłem model Perotti'ego (1993), który eksploruje dynamikę stóp podatkowych i nierówności na gruncie politycznego mechanizmu oddziaływania tych ostatnich na wzrost gospodarczy. Jego charakterystyczną cechą jest to, że gospodarka może się rozwijać tylko przy ściśle określonym rozkładzie dochodów. Motorem wzrostu gospodarczego są w nim inwestycje w edukację, lecz na każdym szczeblu rozwoju gospodarczego kluczowa jest inwestycja innej warstwy społecznej. W państwie ubogim wzrost może się rozpocząć tylko wówczas, gdy przy dość znacznych nierównościach klasa średnia nie ustępuje zanadto pod względem dochodów klasie najbogatszej. Z kolei w państwie zamożnym warunkiem wzrostu jest egalitarny rozkład dochodów, przy czym klasa średnia nie może być znacząco bogatsza niż klasa najuboższa. Innymi słowy, na gruncie tego modelu liczy się nie tylko udział w zagregowanych dochodach osób z trzeciego kwantyla rozkładu 87 dochodów, ale także dystans, jaki dzieli je od osób, które na danym etapie rozwoju gospodarki powinny dokonać inwestycji w edukację. Zatem przy niemienionym udziale piątego kwantyla, udział trzeciego kwantyla powinien być pozytywnie skorelowany ze wzrostem gospodarczym w państwie zamożnym i negatywnie w państwie ubogim. Te implikacje modelu Perotti'ego są jednak dość trudne do interpretacji, ze względu na konstrukcję standardowych wskaźników nierówności społecznych. Wykres 4. Kwantylowe miary nierówności a współczynnik Gini'ego 1 A 0,9 0,8 1 Kraj bogaty Kraj ubogi 0,8 0,7 0,7 0,6 0,6 0,5 0,5 0,4 0,4 0,3 0,3 0,2 0,2 0,1 B 0,9 45º Kraj A Kraj B 0,1 0 0 0 0,1 0,2 0,3 0,4 0,5 0,6 0,7 0,8 0,9 1 0 0,1 0,2 0,3 0,4 0,5 0,6 0,7 0,8 0,9 1 Źródło: Opracowanie własne Na wykresie 4A zilustrowałem za pomocą krzywych Lorenza hipotetyczny rozkład dochodów w dwóch społeczeństwach – odpowiednikach kraju bogatego i ubogiego w modelu Perotti'ego (1993). Zgodnie z powyższymi uwagami, stosunek trzeciego kwantyla do pierwszego jest niższy niż w społeczeństwie zamożnym, zaś stosunek piątego kwantyla do trzeciego jest niższy w społeczeństwie ubogim. Społeczeństwo uboższe jest także bardziej nierówne, jeśli dysproporcje społeczne mierzyć wielkością trzeciego kwantyla oraz stosunkiem piątego kwantyla do pierwszego. Jednak współczynniki Gini'ego w obu społeczeństwach są zbliżone, a odpowiadające im krzywe Lorenza krzyżują się, co uniemożliwia porównanie stopnia nierówności w obu krajach. Z kolei patrząc wyłącznie na wielkość piątego kwantyla, to kraj ubogi wydaje się charakteryzować mniejszymi dysproporcjami. Poszczególne wskaźniki nierówności dają więc odmienną ocenę rozkładu dochodów w społeczeństwie. Obserwacja ta nie jest oczywiście odkrywcza. Jak wyjaśnia Knowles30 (2001), „współczynnik Gini'ego jest statystyką sumaryczną, która nie zawiera informacji o kształcie krzywej Lorenza. Jest zatem możliwe, aby zmieniły się relatywne dochody warstw 30 Knowles (2001), s. 12; 88 biednych i zamożnych, nie zmieniając przy tym indeksu Gini'ego”. Przykładu dostarcza m.in. Partridge (1997), który spostrzegł, że na danych amerykańskich korelacja między współczynnikiem Gini'ego a wielkością trzeciego kwantyla wynosi zaledwie -0,56. Barro (2000) z kolei podkreśla, że spośród wszystkich miar kwantylowych z indeksem Gini'ego silnie skorelowana jest wyłącznie wielkość piątego kwantyla. W tej sytuacji kuszące byłoby skoncentrowanie się na jednym ze wskaźników, lecz obiektywne dokonanie tego wyboru graniczy z niemożliwością. Żaden z nich nie jest bowiem w jaskrawy sposób lepszy od innych. Biorąc pod uwagę nieostrość definicji nierówności społecznych, zarówno indeks Gini'ego jak i miary kwantylowe wyrażają pewne intuicje, jakie z tym pojęciem wiążemy.31 Jeśli istotnie omawiane wskaźniki są równorzędne, to ich niska korelacja wskazuje, że ujmują one bardzo odmienne aspekty dysproporcji dochodowych. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że interakcja tych aspektów ze stopą wzrostu gospodarczego również nie będzie jednakowa. Dochodzimy w tym miejscu do centralnej tezy prac Partridge'a (2005) oraz Voichovsky (2005). Pierwszy z tych autorów zauważa, że wielkość trzeciego kwantyla jest tym aspektem rozkładu dochodów, który odpowiada za „konsensus klasy średniej” i relatywne położenie medianowego wyborcy. Innymi słowy, zastosowany w badaniach empirycznych, pozwala na weryfikację teorii, które ogniwa łączącego nierówności i efektywność gospodarki dopatrują się w mechanizmach politycznych (rozdział 3.2), w akumulacji kapitału społecznego (r. 3.8), czy też w skutkach dominacji elit niezainteresowanych podażą dóbr publicznych np. powszechnej edukacji (r. 3.9). We wszystkich tych przypadkach, im większa część dochodów przypada na osoby należące do trzeciego kwantyla rozkładu dochodów, tym lepsze rokowania dla gospodarki. Gdy jednocześnie włączymy do takiego modelu ekonometrycznego indeks Gini'ego, będzie on odpowiadał za te właściwości rozkładu dochodów, których nie wyraża wielkość trzeciego kwantyla. Kształtowanie się dochodów na krańcach ich rozkładu jest zaś kluczowe m.in. z perspektywy teorii odwołujących się do niepodzielności inwestycji (r. 2.3) oraz do motywacyjnych aspektów różnic płacowych (r. 2.4). Tymczasem mechanizmy te przewidują dodatnią relację między dyspersją dochodów w społeczeństwie a efektywnością gospodarki. „Z tego powodu, modele nie uwzględniające obu miar mogą prowadzić do mylących wyników, jeśli większa +równość+ w środkowej części rozkładu dochodów oddziałuje na wzrost w tym samym kierunku, co większe +nierówności+ na jego krańcach. Przykładowo, pominięcie trzeciego kwantyla sprawiłoby, że niektóre wyrażane przez ten wskaźnik efekty nierówności, zostałyby ujęte przez indeks Gini'ego, redukując stojący przy tej zmiennej 31 Ray (1998), s. 191 89 współczynnik”32 - konkluduje Partridge (2005). Rozważania te można ciągnąć jeszcze dalej, jak robi to np. Voichovsky (2005). Autorka sugeruje, że abstrahując od kształtowania się dochodów w środkowej części ich rozkładu, nierówności na obu jego krańcowych odcinkach wywierają odmienny wpływ na funkcjonowanie gospodarki. W szczególności wydaje się, że „większość pozytywnych mechanizmów odnosi się do nierówności po prawej stronie rozkładu dochodów, podczas gdy wiele spośród szkodliwych efektów wiąże się z nierównościami po jego lewej stronie, czy też z relatywnym ubóstwem”33. Tezę tą ilustruje wykres 4B, na którym przedstawiłem rozkład dochodów w dwóch średniozamożnych społeczeństwach, charakteryzujących się jednakowym dochodem per capita oraz niemal identyczną wartością indeksu Gini'ego (definiowanego jako dwukrotność pola zamkniętego pomiędzy linią perfekcyjnej równości (45°) a odpowiednią krzywą Lorenza). Mimo tych podobieństw, struktura dochodowa obu krajów jest zgoła odmienna: w pierwszym z nich występuje warstwa biedoty, a w drugim garstka krezusów. Współczynnik Gini'ego w obu przypadkach wyraża zatem inne zjawiska społeczne, a ich znaczenie dla gospodarki także nie jest przypuszczalnie identyczne. W pierwszym przypadku nierówności „po lewej stronie” rozkładu dochodów będą przede wszystkim oddziaływały negatywnie za pośrednictwem swego wpływu na poziom przestępczości oraz stan zdrowia społeczeństwa, a także wskutek zawodności rynku kredytowego. W drugim społeczeństwie uwidocznić się może pozytywny wpływ nierówności „po prawej stronie” rozkładu na wzrost inwestycji, a wobec braku ubóstwa, dysproporcje społeczne zamiast budzić poczucie frustracji i niesprawiedliwości, będą raczej miały charakter motywacyjny. Oznacza to, że za determinantę wzrostu gospodarczego powinno się uznawać nie tylko skalę nierówności, lecz także ich profil. Voichovsky (2005) sprawdza tę tezę w oparciu o małą, lecz homogeniczną próbę 21 państw rozwiniętych, dla których baza Luxembourg Income Study (LIS) zawiera dane o nierównościach dla co najmniej dwóch pięcioletnich okresów z lat 1975-2000. Oprócz indeksu Gini'ego, autorka włącza do standardowego modelu wzrostu stosunek wartości 90 percentyla do wartości 75 percentyla rozkładu dochodów (90/75) jako miarę nierówności na jego prawym końcu, oraz stosunek wartości 50 percentyla do wartości 10 percentyla rozkładu dochodów (50/10) jako miarę nierówności na jego lewym końcu. Choć żadna z tych zmiennych nie jest statystycznie istotna, gdy włącza się je do modelu oddzielnie, łącznie okazują się istotne. Współczynniki przy indeksie Gini'ego i wskaźniku 90/75 są wówczas dodatnie zaś współczynnik przy wskaźniku 50/10 ujemny, co potwierdza hipotezę, że „wiele 32 Partridge (2005),. s 369 33 Voichovsky S., „Does The Profile of Income Inequality Matter for Economic Growth?”, Journal of Economic Growth Vol. 10, Nr 3, wrzesień 2005, s. 274. 90 spośród pozytywnych efektów nierówności można powiązać z prawym krańcem dystrybucji, natomiast odwrotnie jest w przypadku nierówności na lewym krańcu”34 Podsumowując, i empirycznej sprzeczności, dotyczącej relacji które między odnajdujemy rozpiętościami w literaturze teoretycznej społeczno-ekonomicznymi a wzrostem gospodarczego, stają się nieco mniej paradoksalne, jeśli odrębnie przeanalizujemy skutki istnienia rozległej klasy średniej, warstwy biedoty, oraz wąskiej grupy krezusów35. Należy przy tym pamiętać, że te trzy jakościowo odrębne zjawiska mogą występować łącznie, a różne ich konfiguracje mogą niekiedy maskować te same wartości standardowych, zbiorczych wskaźników nierówności. 4.4. Szkodliwość nierówności w krajach rozwijających się Pierwszym szeroko komentowanym artykułem, w której pojawia się teza, że wpływ nierówności na efektywność gospodarki nie musi być liniowy, była praca Barro (2000). Nie odnajdując na danych z 80 krajów z lat 1965-1995 żadnego klarownego powiązania między nierównościami a stopą wzrostu gospodarczego w liniowej specyfikacji36, autor wprowadził do modelu obok wskaźnika Gini'ego zmienną multiplikatywną, gdzie wskaźnik ten przemnożony był przez logarytm poziomu PKB per capita. Okazało się wówczas, że współczynnik przy wskaźniku Gini'ego jest ujemny, zaś przy zmiennej multiplikatywnej dodatni, co wskazuje, że nierówności mają szkodliwy wpływ na stopę wzrostu gospodarczego w krajach ubogich37, a w krajach zamożnych przeciwnie, pozytywny. Efekt ten jest dość silny, bowiem wzrost wartości indeksu Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (0,1 pkt. proc.) powoduje spowolnienie/przyspieszenie wzrostu gospodarczego o 0,5 pkt. proc. Wyniki Barro (2000) nie są oczywiście wolne od omówionych wcześniej problemów metodologicznych i na tym gruncie były niekiedy krytykowane. Przykładowo, Bleaney i Nishiyama (2004) stosując inne techniki ekonometryczne nie byli w stanie tych rezultatów powtórzyć. Abstrahując jednak od tych wątpliwości, sama teza jest niezwykle interesująca i nie brakuje teoretycznych argumentów, które mogłyby ją uzasadnić. Sam Barro (2000) wiązał wykryte zjawisko z niedoskonałościami rynku kredytowego. „Z teoretycznego punktu widzenia, efekty te mogą wynikać z faktu, że wzrost PKB per capita zmniejsza ograniczenia, jakie niedoskonałości rynku kredytowego nakładają na inwestycje. Pozytywny wpływ 34 Ibidem, s. 277. 35 Partridge (2005), s. 365; 36 Jest być może ciekawe, że nierówności społeczne miały u Barro (2000) znaczenie, gdy z modelu usunięto współczynnik dzietności, co wskazuje, że zmienne te są mocno skorelowane. Może to wynikać z faktu, że gdy dużo młodych ludzi wchodzi na rynek pracy, ich pensje są niskie, a stosunkowo nieliczna grupa starszych, doświadczonych pracowników zarabia dużo. 37 Wpływ nierówności był negatywny we wszystkich krajach, gdzie PKB per capita było niższe niż 2070 USD w dolarach z 1985 r. 91 wskaźnika Gini'ego w krajach zamożniejszych może zaś być skutkiem tego, że korzystne aspekty nierówności biorą górę, gdy problemy na rynkach kredytowych są mniej dotkliwe” 38 postulował. Jak sugerują Keefer i Knack (2000) interpretacja ta wydaje się szczególnie prawdziwa w odniesieniu do inwestycji w kapitał ludzki. Ponieważ koszty edukacji nie rosną proporcjonalnie do poziomu PKB per capita, w krajach wysoko rozwiniętych nawet stosunkowo biedne osoby stać na inwestycję w edukację, nierówności nie powinny więc nikomu blokować do niej dostępu. W istocie już Galor i Zeira (1993), których model omówiłem w rozdziale 3.5., sugerowali, że wpływ nierówności na akumulację kapitału ludzkiego i wzrost gospodarczy za pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych zależy nie tylko od rozkładu dochodów, lecz także od ich średniego poziomu39. Odmienne, choć także odwołujące się do stopnia rozwoju rynków finansowych wyjaśnienie wyników Barro (2000) sformułować można na podstawie pracy Aghiona, Comina i Howitta (2006). Autorzy ci wskazują, że stopa oszczędności korzystnie oddziałuje na wzrost gospodarczy szczególnie w tych krajach, gdzie rynki finansowe są dobrze rozwinięte (przy czym rozwój ten mierzony jest stosunkiem wartości kredytów prywatnych do PKB). Tam, gdzie rynki te niedomagają, wpływ stopy oszczędności jest wręcz negatywny40. Otóż jeśli prawdziwa jest teoria naszkicowana w rozdziale 2.2, jakoby stopa oszczędności była pozytywnie skorelowana z nierównościami, to w zamożnych krajach o dobrze funkcjonujących rynkach kredytowych, dysproporcje społeczne faktycznie powinny być zjawiskiem pożądanym. Przeciwnie, w krajach rozwijających się nierówności prowadziłyby do nieoptymalnej (zbyt wysokiej) przy niskim poziomie rozwoju rynków kapitałowych stopy oszczędności. Tezę Barro (2000) można również próbować wyjaśnić odwołując się do rozważań z rozdziału 4.3.1. Wskazywałem tam, że nierówności na różnych płaszczyznach mogą nie być równoważne, jeśli chodzi o ich wpływ na funkcjonowanie gospodarki. Ponieważ Barro (2000) wykorzystuje wyłącznie wskaźnik nierówności dochodowych, jest prawdopodobne, że dla każdego kraju stanowią one przybliżenie dysproporcji społecznych istotnych dla danego społeczeństwa. Do pewnego stopnia różne rodzaje nierówności są bowiem ze sobą skorelowane. Jeśli tak jest rzeczywiście, to negatywny współczynnik przy indeksie Gini'ego dla krajów rozwijających się może odzwierciedlać fakt, że ze względu na kluczową rolę sektora rolniczego, w państwach tych dominującą rolę odgrywają nierówności w dostępie do ziemi, uważane za bardziej szkodliwe, niż nierówności dochodowe. Dodatni znak przy indeksie Gini'ego dla krajów uprzemysłowionych wskazuje zaś, że tam znaczenie mają przede 38 Barro (2000), s. 22; 39 Galor, Zeira (1993), s 36. Uwaga ta, choć z mojej perspektywy niezmiernie cenna, pojawia się w przypisie. 40 Aghion, Comin, Howitt (2006), s. 21; 92 wszystkim nierówności płacowe, pełniące rolę informacyjną. Na tej samej zasadzie można uznać, że w krajach rozwijających się ujemny wpływ nierówności społecznych na wzrost gospodarczy odzwierciedla przede wszystkim fakt, że dysproporcje społeczne są tam silnie powiązane ze szkodliwym z gospodarczego punktu widzenia zjawiskiem ubóstwa. W krajach zamożnych, nawet jeśli dysproporcje dochodowe są znaczne, z reguły nie towarzyszy im patologiczna nędza. W ten sposób wracamy do problemu zasygnalizowanego w poprzednim rozdziale, że jednakowy wskaźnik Gini'ego w dwóch państwach może skrywać dwa jakościowo niewspółmierne rozkłady dochodów. Na zakończenie warto jeszcze odwołać się do pewnego wariantu politycznej perspektywy na relację nierówności-wzrost gospodarczy, która rzuca więcej światła na pozytywną korelację między tymi zmiennymi w krajach uprzemysłowionych i stanowi jednocześnie swoistą klamrę, spinającą dotychczasowe rozważania. Jeśli rozumowanie z poprzednich akapitów jest poprawne, tzn. jeśli nierówności w krajach rozwijających się faktycznie są szkodliwe z tego powodu, że ograniczają akumulację kapitału ludzkiego i wiążą się z ubóstwem, to w państwach tych jakieś formy walki z nierównościami są uzasadnione. Jednak w krajach zamożnych, gdzie nawet znaczne dysproporcje społeczne są zjawiskiem daleko mniej dotkliwym, przeważyć mogą negatywne skutki takiej ingerencji w działanie rynku. W tych warunkach wysoki współczynnik Gini'ego (nawet policzony dla dochodów brutto) w danym kraju sugeruje, że spłaszczające strukturę dochodową instytucje państwa dobrobytu, takie jak płace minimalne, rozbudowane związki zawodowe, czy też ustawowe ograniczenia płac prezesów spółek nie są tam zanadto rozbudowane, co może być właśnie źródłem jego pozytywnej korelacji ze stopą wzrostu gospodarczego. Natomiast w krajach uboższych, gdzie taka ingerencja byłaby uzasadniona, wysoki wskaźnik Gini'ego oznacza, że rząd nie robi dostatecznie wiele, aby zwalczyć ubóstwo, lub – jak zauważa Birdsall (2001)41 robi to nieskutecznymi metodami. Autorka ta wskazuje bowiem, że rządy państw rozwijających się często podejmują w reakcji na znaczne nierówności społeczne działania, które nie tylko hamują wzrost gospodarczy, ale jeszcze bardziej pogłębiają społeczny rozziew. „Istnieje na to wiele przykładów. Populistyczne programy mające podbić serca klasy pracującej, w dłuższej perspektywie przynoszą jej szkodę. (...) Jeśli są finansowane poprzez luźną politykę fiskalną, prowadzą do inflacji lub wysokich stóp procentowych, które zaostrzają nierówności (ponieważ bogaci mają możliwość zabezpieczenia się przed tymi zjawiskami(...)). Kontrola cen produktów żywnościowych spożywanych przez średnie i uboższe klasy miejskie, szkodzi ludności wiejskiej (...) Protekcjonizm też nie jest rzadką reakcją na rosnącą przepaść dochodową 41 Birdsall (2001), s. 18-20; 93 między ludźmi wykształconymi a niewykształconymi. Tymczasem spośród rozwijających się krajów najszybciej rozwijały się te, które były otwarte na wymianę zagraniczną (...). Choć handel zagraniczny i gospodarcza integracja świata są często obwiniane o wzrost nierówności płacowych, w rzeczywistości mogą zmniejszyć nierówności dochodowe i konsumpcyjne. (...) Im mniej ograniczeń nałożonych na eksport, tym większa konkurencja i niższe ceny, co pomaga przede wszystkim ludziom ubogim, którzy większość swoich dochodów przeznaczają na konsumpcję. Po drugie, liberalizacja handlu i wolny rynek osłabiają niesprawiedliwe przywileje osób bogatych (...) Zaniżone ceny wody, prądu i innych usług publicznych są kolejną kuriozalną reakcją na problem nierówności (...) Zbyt niskie ceny sprawiają, że taka infrastruktura nie jest opłacalna z ekonomicznego punktu widzenia i w rezultacie usługi są niskiej jakości, a w ubogich dzielnicach są w ogóle niedostępne”. 4.5.Szkodliwość nierówności w państwach rozwiniętych Hipoteza Barro (2000) jest niezwykle kuszącym sposobem zażegnania sprzeczności obecnych w literaturze empirycznej i teoretycznej, ponieważ z jednej strony zaleca wrażliwość na problem ubóstwa w krajach rozwijających się, a z drugiej strony pozwala na pielęgnowanie wolnorynkowych przekonań w odniesieniu do krajów zamożnych, gdzie rozbudowana siatka bezpieczeństwa przestała już być potrzebna. Jednak na gruncie teoretycznym równie łatwo jest uzasadnić tezę przeciwną: że nierówności społeczne są zjawiskiem korzystnym w krajach rozwijających się, a szkodliwym w państwach uprzemysłowionych42. Przede wszystkim, do wniosku takiego prowadzi polityczny model Perotti'ego (1993), który omówiłem w rozdziałach 3.2. oraz 4.3.3. Gwoli przypomnienia, wzrost gospodarczy napędzany jest w tym ujęciu inwestycjami w kapitał ludzki, lecz ze względu na zakładaną niedoskonałość rynku kredytowego, dokonywać mogą ich tylko jednostki o odpowiednio wysokich początkowych dochodach. W tej sytuacji społeczeństwo musi tak ustalać poziom podatków, aby w kolejnych okresach na edukację było stać najbogatszą spośród grup, które do tego momentu jeszcze w nią nie zainwestowały. „Rozkłady dochodów sprzyjające wzrostowi gospodarczemu mogą być bardzo odmienne w gospodarkach o różnych poziomach PKB per capita. W gospodarce bardzo ubogiej, całkowite zasoby mogą być tak ograniczone, że w najlepszym wypadku zainwestować będzie mogła jedynie klasa najbogatsza. W tym więc wypadku wyłącznie bardzo nierównomierny rozkład dochodów, który koncentruje 42 Być może warto odnotować, że teoria przeciwna do hipotezy Barro, zgodna jest z teorią Kuznetsa, który w latach 50. postulował, że nierówności we wczesnych stadiach rozwoju gospodarczego rosną, po czym po przekroczeniu pewnego poziomu PKB per capita zaczynają się zmniejszać wraz z dalszym postępem na ścieżce wzrostu gospodarczego. 94 zasoby w rękach klasy najbogatszej, jest kompatybilny z rozwojem gospodarczym. 43. Zgoła odmienny jest rozkład dochodów maksymalizujący stopę wzrostu gospodarczego w społeczeństwie zamożnym, gdzie w kapitał ludzki zainwestowały już wszystkie klasy oprócz najuboższej. Redystrybucja niezbędnych środków na rzecz warstwy ubogiej nie będzie zbyt kosztowna z perspektywy pozostałych grup dochodowych tylko pod warunkiem, że nierówności w społeczeństwie nie będą duże, w szczególności pomiędzy biednymi i średniozamożnymi. „Ostatecznie, dany rozkład dochodów może być właściwy na pewnym szczeblu rozwoju. Gdy jednak gospodarka osiągnie wyższy poziom dochodów per capita, ten sam rozkład dochodów może spowolnić, a nawet zablokować dalszy wzrost”.44 Interesującą teorię, wskazującą na korzystny wpływ nierówności w krajach rozwijających się, przedstawili również Iyigun i Owen (1997). Autorzy ci argumentują, że podczas gdy w państwach rozwiniętych egalitarne społeczeństwo przyczynia się do wygładzenia cyklu koniunkturalnego i tym samym gwarantuje stabilny wzrost gospodarczy, na niższym szczeblu rozwoju funkcję tę pełnią nierówności. Mechanizm ten odwołuje się do niedoskonałości rynków kredytowych, przy czym zjawisko to modelowane jest jako brak dostępu do kredytu dla osób poniżej progu dochodowego S*. Niedostępność kredytu oznacza, że dana jednostka nie może wygładzać swojej konsumpcji. Załóżmy, że płaca danej jednostki zależy bezpośrednio od jej zdolności, przy czym – dla uproszczenia – możliwe są tylko trzy ich poziomy: odsetek q społeczeństwa zarabia więc S1, q zarabia S2 i 1-2q zarabia SA=(S1+S2)/2, gdzie q<1/2. Zatem q stanowi również miarę nierówności w społeczeństwie - im parametr ten jest większy, tym większe są grupy o skrajnych dochodach kosztem klasy średniej. Przyjmijmy, że w społeczeństwie zamożnym tylko S1 jest niższe niż S*. Wówczas tylko najuboższa klasa nie wygładza swojej konsumpcji, a więc charakteryzuje się dużą jej wariancją. Im klasa ta jest liczniejsza, tzn. im wyższe nierówności q, tym większa niestabilność wydatków konsumpcyjnych w całym społeczeństwie. W społeczeństwie ubogim zarówno S1 jak i S2 są poniżej S*. Wówczas tylko najbogatsza klasa posiada dostęp do kredytu pozwalającego na wygładzanie konsumpcji. Im klasa ta jest liczniejsza, a zatem im większe nierówności q, tym mniejsza wariancja wydatków konsumpcyjnych w całym społeczeństwie. Rzecz jasna wraz ze wzrostem q, powiększy się warstwa najuboższa kosztem klasy średniej, lecz w ujęciu absolutnym wariancja wydatków osób o dochodach S1 jest niższa niż osób o dochodach SA, co dodatkowo wzmacnia stabilizujące efekty dużych nierówności. Iyigun i Owen (1997) znajdują dla swojej hipotezy empiryczne potwierdzenie na panelowych danych z 27 państw z lat 1969-1992, przy czym 43 Perotti (1993), s. 756; 44 Ibidem, s. 768; 95 w ramach tego okresu wyróżniają dwa 9-letnie podokresy. „W gospodarkach o niskim poziomie PKB per capita, większe nierówności (mierzone zarówno wskaźnikiem Gini'ego jak i udziałem klasy średniej w zagregowanych dochodach) na początku danego podokresu, powiązane są z mniejszą zmiennością stopy wzrostu konsumpcji w kolejnych 9 latach. Z kolei gdy poziom PKB per capita jest wyższy, efekt ten odwraca się i nierówności powiązane są z większą zmiennością stopy wzrostu konsumpcji”45. Identyczne wyniki autorzy otrzymują dla stopy wzrostu PKB. Ray (1998) argumentuje z kolei, że odmienne skutki nierówności w krajach rozwijających się i rozwiniętych mogą wynikać z faktu, że zależność między dochodami a stopą oszczędności jest bardziej zniuansowana, niż wynika z funkcji inwestycji Kaldora. Omawiając ją w rozdziale 2.2 zauważyłem, że choć faktycznie istnieje wiele powodów aby sądzić, że stopa oszczędności rośnie wraz z dochodami, to można znaleźć również przesłanki skłaniające do odrzucenia tej hipotezy. Otóż jak wskazuje Ray (1998), połączenie tych przeciwstawnych argumentów prowadzi do funkcji oszczędności w postaci przekrzywionej Oszczędności litery „S” (rys. 6). Dochody Rys. 6. Zależność między oszczędnościami a poziomem dochodów Choć wykres powyższy można odnieść do zachowań poszczególnych jednostek, Ray (1998) interpretuje go jako funkcję oszczędności całego społeczeństwa. Funkcja ta jest początkowo wypukła, tzn. stopa oszczędności do pewnego momentu rośnie wraz z dochodami, ponieważ zanim ludzie zaczną oszczędzać, muszą pokryć podstawowe potrzeby egzystencjalne. Z tego powodu w państwach ubogich „polityka redystrybucyjna może obniżyć stopę oszczędności, a w rezultacie stopę wzrostu gospodarczego w średnim lub nawet długim okresie”46. Krańcowa stopa oszczędności wg Ray'a najwyższa jest w przypadku osób o średnich dochodach, co odzwierciedla wysokie aspiracje tej warstwy społecznej. Powyżej 45 Iyigun, Owen (1997), s. 13; Punkt przełomowy stanowią państwa o poziomie PKB per capita rzędu 11-12 tys. USD, w dolarach z 1985 r. 46 Ray (1998), s. 215; 96 pewnego progu dochodowego, krańcowa stopa oszczędności zaczyna maleć, ze względu na praktykowaną przez ludzi zamożnych ostentacyjną konsumpcję. Stąd w społeczeństwach, które wyszły już z ubóstwa, równomierny rozkład – czyli duża i ambitna klasa średnia – będzie przypuszczalnie katalizatorem wzrostu gospodarczego. Spostrzeżenie, że pozytywny wpływ dysproporcji społecznych na stopę oszczędności słabnie w krajach rozwiniętych obecne jest również w teorii Galora (2000). Ponieważ jednocześnie kluczową rolę pełnią w niej niedoskonałości rynku kredytowego, stanowi ona swoistą syntezę klasycznych argumentów broniących nierówności społecznych z późniejszą literaturą, koncentrującą się na ich negatywnych aspektach. Przesłanką tego rozumowania jest spostrzeżenie, że mechanizm rozwoju w krajach ubogich jest inny, niż w krajach uprzemysłowionych. Na niższych szczeblach rozwoju kluczowa jest akumulacja kapitału fizycznego, lecz stopniowo większego znaczenia nabiera akumulacja kapitału ludzkiego. „Przejście od akumulacji kapitału fizycznego do akumulacji kapitału ludzkiego jako głównego motoru wzrostu gospodarczego odmienia jakościową rolę nierówności w procesie rozwoju” - sugeruje Galor (2000)47. Na każdym etapie rozwoju nierówności wywierają na stopę wzrostu gospodarczego dwa przeciwstawne efekty. Z jednej strony, zgodnie z klasycznymi argumentami, nierówności przyspieszają akumulację kapitału fizycznego, ponieważ kierują zasoby do osób o wyższej krańcowej stopie oszczędności. Z drugiej wszakże strony, ze względu na niedoskonałości rynku kredytowego dysproporcje społeczne skutkują nieoptymalnym poziomem inwestycji w kapitał ludzki. We wczesnych stadiach rozwoju gospodarczego występuje niedobór kapitału fizycznego, a stopa zwrotu z inwestycji w ten rodzaj kapitału jest wyższa, niż stopa zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki. W tych warunkach „pozytywny wpływ nierówności na zagregowane oszczędności przeważa wówczas nad negatywnym ich wpływem na inwestycje w kapitał ludzki”48. Na wyższych szczeblach rozwoju, ze względu na komplementarność kapitału fizycznego i ludzkiego, akumulacja tego pierwszego zdecydowanie zwiększa stopę zwrotu z inwestycji w ten drugi, a dalszy wzrost gospodarczy zależy od akumulacji obu rodzajów kapitału. Ale ponieważ krańcowa stopa zwrotu z kapitału ludzkiego jest dla poszczególnych jednostek malejąca, „zagregowana stopa zwrotu z takiej inwestycji jest maksymalizowana wówczas, gdy krańcowe stopy zwrotu wszystkich jednostek zrównają się. W obecności ograniczeń na rynku kredytowym, egalitarny rozkład dochodów pozytywnie oddziałuje na średni poziom kapitału ludzkiego w społeczeństwie oraz stopę wzrostu gospodarczego. Dodatkowo, gdy rosną płace, różnice pomiędzy ludźmi w krańcowej 47 Galor (2000), s. 708; 48 Galor (2000), s. 710; 97 skłonności do oszczędzania zawężają się, a negatywne skutki zrównania dochodów na zagregowane oszczędności słabną”49. Zatem o ile na wyższych szczeblach rozwoju jeśli wciąż obowiązują ograniczenia kredytowe, negatywny wpływ dysproporcji społecznych na inwestycje w kapitał przeważy nad ich pozytywnym wpływem na stopę oszczędności, a egalitarny rozkład dochodów stanie się katalizatorem wzrostu gospodarczego. Oczywiście, teoria Galora (2000) jest słuszna tylko w tym stopniu, w jakim słuszne są koncepcje, których syntezę stanowi. Autor jest tego zresztą doskonale świadomy. Zauważa bowiem, że dzisiaj nawet w krajach rozwijających się korzyści z nierówności mogą być znikome. „Wobec napływu kapitału zza granicy, rola nierówności w stymulowaniu akumulacji kapitału fizycznego słabnie. Dodatkowo, przyjmowanie technologii ukierunkowanych na wykształconą siłę roboczą zwiększa stopę zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki, a wobec niedoskonałości rynku kredytowego, nasila to pozytywny wpływ egalitarnego rozkładu dochodów na akumulację kapitału ludzkiego i stopę wzrostu gospodarczego”50twierdzi Galor (2000). Paradoksalnie, spostrzeżenie to nie dezaktualizuje jego koncepcji, lecz przydaje jej trafności. Jeśli rola nierówności zmienia się na każdym szczeblu rozwoju, nie powinno zaskakiwać, że zmieni się także wówczas, gdy wskutek postępu przekształceniu ulegnie też sam proces rozwoju. 4.6. Moderujący wpływ mobilności społecznej W rozdziale 4.3.2. zasygnalizowałem, że w przypadku niektórych z omówionych w tej pracy teorii oddziaływania nierówności na stopę wzrostu gospodarczego znaczenie ma nie tyle oficjalny wskaźnik dysproporcji społecznych, ile coś, co można by określić jako nierówności odczuwane. Wymieniłem w tym kontekście mechanizmy polityczne, socjopolityczne oraz wszystkie te, które postulują jakiś rodzaj społecznej dysfunkcjonalności nierówności. Należy jednak dodać jeszcze te spośród klasycznych mechanizmów, które podkreślają motywacyjno-informacyjny aspekt nierówności. Kluczowe czynniki, które rzutują na percepcje rozkładu dochodów to stopień wertykalnej mobilności społecznej oraz do pewnego stopnia z nią związana tolerancja społeczeństwa dla nierówności. Łącznie czynniki te przesądzają, czy dysproporcje społeczne będą postrzegane jako przejaw jaskrawej niesprawiedliwości, czy też raczej jako odzwierciedlenie zasług, talentu i wysiłku, czyli szansa na społeczny awans. Ponieważ tylko w tym drugim przypadku rozbieżności dochodowe będą mogły odegrać rolę informacyjną i motywacyjną, zamiast stanowić źródło dysfunkcjonalnej frustracji, zagadnienie to wiąże się z wspomnianą w rozdziale 4.3.1 koncepcją nierówności konstruktywnych. 49 Galor (2000), s. 710; 50 Galor (2000), s. 710; 98 W swojej empirycznej pracy Alesina i La Ferrara (2001) koncentrują się głównie na znaczeniu mobilności społecznej dla politycznego kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy, lecz ich wnioski są równie istotne dla pozostałych wymienionych kanałów transmisji. „Ponieważ redystrybucja zamierzona jest na przekazywanie środków od bogatych do biednych, można oczekiwać, że ci drudzy będą ją popierać, a pierwsi będą się jej sprzeciwiać. Jednak ekonomia polityczna redystrybucji jest bardziej złożona. W tym zakresie, w jakim dzisiejsi ubodzy jutro mogą być zamożni, mobilność społeczna powinna rzutować na preferencje jednostek w odniesieniu do polityki redystrybucyjnej. Zatem w bardziej mobilnych społecznościach poparcie dla redystrybucji powinno być niższe”51 - wyjaśniają. Oczywiście, aby spostrzeżenie to było prawdziwe potrzebne jest dodatkowe, lecz bardzo rozsądne założenie, że raz ustalona polityka jest relatywnie stabilna w czasie. Tylko w tych warunkach niektórzy spośród dzisiejszych ubogich mogą się sprzeciwiać korzystnym dla nich w danym momencie programom redystrybucyjnym spodziewając się, że gdy awansują na drabinie społecznej, te same programy okażą się dla nich kosztowne. Oznacza to, że badając preferencje redystrybucyjne jednostek, nie wolno skupiać się jedynie na ich dzisiejszym dochodzie, jak sugerowały modele bazujące na teoremacie medianowego wyborcy, lecz także na dochodzie, jakiego mogą spodziewać się w przyszłości52. Pojęcie mobilności wymaga uściślenia. Z jednej strony wyróżnić można osobistą (subiektywną) mobilność, czyli taką, jakiej dana jednostka rzeczywiście doświadczyła. Można ją ocenić porównując pozycję danej jednostki na drabinie społecznej z pozycją jej rodziców, przy czym położenie na drabinie społecznej można ująć np. w kategoriach poziomu wykształcenia, lub prestiżu wykonywanej pracy. Równie ważny jest jednak obiektywny poziom mobilności w danym społeczeństwie, który Alesina i La Ferrara (2001) ujmują jako prawdopodobieństwo, że jednostka należąca w okresie t do danego decyla rozkładu dochodów, znajdzie się w okresie t+1 w którymś z wyższych decyli. Autorzy sprawdzają na danych z lat 1968-1991, jak te aspekty mobilności wpływają na odpowiedzi, jakich Amerykanie udzielają na pytanie, „czy rząd powinien zmniejszyć różnice dochodowe pomiędzy bogatymi a biednymi, na przykład zwiększając podatki nałożone na bogate rodziny bądź przyznając wsparcie dochodowe dla ubogich?”. Zgodnie z oczekiwaniami, oba oblicza mobilności okazują się istotne53. Im wyższe są perspektywy danej jednostki na awans 51 Alesina, La Ferrara (2001), s. 1; 52 Gwoli ścisłości należy dodać, że w zależności od tego, czy system podatkowy jest w danym kraju liniowy czy progresywny, wpływ na preferencje względem wysokości podatków powinien mieć bądź oczekiwany przyszły dochód, bądź szansa znalezienia się powyżej pewnego progu podatkowego. 53 W przypadku mobilności subiektywnej znaczenie ma wyłącznie różnica między daną jednostką a jej rodzicami pod względem prestiżu wykonywanej pracy. Różnica w liczbie ukończonych klas szkoły okazuje się nie istotna. Jak wyjaśniają autorzy, jest tak przypuszczalnie dlatego, że edukacja jest obecnie powszechna, wobec czego może nie stanowić w ocenie Amerykanów wyznacznika awansu społecznego. 99 społeczny, tym mniejsze jej poparcie dla polityki redystrybucyjnej, nawet po uwzględnieniu szeregu innych zmiennych, mogących na te preferencje rzutować, takich obecne dochody, poziom wykształcenia, rasa, płeć, skłonność do ryzyka czy altruizm54. Dotychczasowe rozważania sugerują, że redystrybucja oraz równe szanse na awans społeczny55 są postrzegane jako do pewnego stopnia substytucyjne. Rozszerzając nieco tę konkluzję można stwierdzić, że w społeczeństwach, gdzie poziom mobilności wertykalnej jest wysoki, dysproporcje dochodowe nie będą źródłem napięć społecznych, przestępczości lub innych patologii mogących negatywnie oddziałać na stopę wzrostu gospodarczego. Przeciwnie, będą motywowały ludzi do wysiłku. Pewną trudność rodzi jednak wspomniany już fakt, że przy ocenie szans na awans ważną rolę odgrywa indywidualne doświadczenie. Może się bowiem zdarzyć, że nawet w społeczeństwie o bardzo wysokim „obiektywnym” poziomie wertykalnej mobilności niektórzy ludzie będą przekonani, że są z niej wykluczeni. „(...) Jeśli ktoś sądzi, że na efekty społecznej mobilności silny wpływ wywierają korzenie rodzinne, znajomości lub inne czynniki zewnętrzne, wówczas jego poglądy na redystrybucję są znacznie mniej zależne od stopnia mobilności społecznej, ponieważ jest ona wówczas postrzegana jako nieobiektywna (tendencyjna)” - podkreślają Alesina i La Ferrara.56 Powyższe spostrzeżenie prowadzi jednak do wniosku, że wertykalna mobilność sama w sobie nie przesądza, czy dane społeczeństwo będzie tolerowało nierówności. To jednak zdecydowanie komplikuje analizę wpływu dysproporcji społecznych na efektywność gospodarki. Jeśli tolerancja ta rzeczywiście jest okolicznością, która łagodzi lub nawet niweluje negatywne skutki nierówności, rozpoznanie jej źródeł jest niezwykle istotne. Tymczasem okazuje się, że obiektywne uwarunkowania społeczne determinują ją tylko częściowo i ważne są również mniej namacalne czynniki, włącznie z panującą w danym kraju kulturą. Jeśli tak jest istotnie, zdecydowanie trudniejsza staje się ocena, jaką rolę w poszczególnych krajach mogą odgrywać dysproporcje społeczne. W uproszczeniu, tak właśnie brzmi teza Bjornskova (2004). Autor ten odwołuje się do koncepcji „modeli mentalnych”, czyli „wewnętrznych przedstawień, wytwarzanych w procesie poznawczym przez wszystkie jednostki ludzkie 54 Im wyższa skłonność do ryzyka, tym większą wagę w kształtowaniu preferencji danej jednostki będzie miała perspektywa degradacji społecznej. W tym przypadku, nawet jeśli redystrybucja chwilowo przynosi danej osobie stratę, może ona uważać ją za pożądaną jako formę ubezpieczenia. Jako miarę awersji do ryzyka Alesina i La Ferrara stosują formę zatrudnienia danej jednostki oraz to, czy ona bądź ktokolwiek z jej bliskich doświadczyli bezrobocia. Oceny altruizmu poszczególnych jednostek autorzy dokonali na podstawie ich odpowiedzi na pytanie, czy należy wpajać dzieciom, że pomaganie innym należy w życiu do najważniejszych wartości. 55 O ile wysoki poziom mobilności niewątpliwie stanowi przejaw równych szans w społeczeństwie, niski jej poziom nie musi oznaczać, że szanse są reglamentowane. Na efektywnie działającym rynku, w szczególności przy szybkim postępie technologicznym, niewielka ruchliwość społeczna może oznaczać, że „zasoby umiejętności” w danej gospodarce zostały efektywnie alokowane pomiędzy sektory. 56 Alesina, La Ferrara (2001), s. 20; 100 w celu interpretacji zachodzących w otoczeniu procesów”. Modele te powstają, ponieważ jednostki „nie posiadają pełnej informacji o prawdziwych powodach i mechanizmach zdarzeń, które kształtują ich życie, ani też nie posiadają odpowiedniej mocy obliczeniowej, aby takie informacje przetworzyć”57. Przy takiej definicji „modeli mentalnych” jest oczywiste, że nie tylko nie muszą, ale wręcz nie mogą one odzwierciedlać rzeczywistości. Bjornskov (2004) argumentuje, że modele te, stanowiące w dużej mierze pochodną kultury danego kraju oraz rozpowszechnionej tam ideologii, przesądzają o tolerancji danego społeczeństwa bądź grupy ludzi wobec nierówności, a tym samym mają niebagatelne znaczenie dla siły i kierunku oddziaływania tych ostatnich na stopę wzrostu gospodarczego. Bjornskov (2004) ocenia, jakie model mentalny dominuje w danym kraju na podstawie wyborczych preferencji społeczeństwa. Podejście to opiera się na koncepcji „racjonalnie ignoranckiego wyborcy”. Głosi ona, że ze względu na czasowe i pieniężne koszty pozyskania rzetelnej informacji na temat programów poszczególnych partii, racjonalna jednostka zagłosuje na to ugrupowanie, którego najbardziej ogólne hasła będą zgodne z jej aktualnymi przekonaniami58. Autor zaklasyfikował więc trzy największe partie współtworzące w latach 1971-2000 rządy w każdym z 75 objętych badaniem krajów jako lewicowe, centrowe, lub prawicowe, przypisując im odpowiednio wagi -1, 0 i 1. Uśredniając te wyliczenia, sporządził indeks preferencji politycznych w każdym kraju w każdej z trzech przypadających na ten okres dekad, przybierający wartości od -1 do 1. Przykładowo, w społeczeństwie, dla którego w danej dekadzie indeks ten wynosił -1, u władzy cały czas utrzymywały się wyłącznie partie lewicowe. Oznacza to, zdaniem autora, że społeczeństwo to jest krytycznie ustosunkowane wobec nierówności. Ludzie o lewicowych przekonaniach uważają bowiem dysproporcje społeczne za z gruntu niesprawiedliwy wynik walki klas o przeciwstawnych interesach i to niezależnie od tego, jak asymetryczny jest rzeczywisty rozkład dochodów. Innymi słowy, „zadają sobie marksowskie pytanie, +kto nam to zrobił? +”59. Takie poglądy podważają wzajemne zaufanie różnych warstw dochodowych, prowadząc w ten sposób do erozji kapitału społecznego. Są ponadto źródłem frustracji i resentymentów, które nie sprzyjają budowie efektywnych instytucji i mogą prowadzić do niestabilności społecznej oraz przestępczości. Przeciwnie, osoby o poglądach prawicowych uważają, że nierówności są uzasadnione i „zadają sobie hayekowskie pytanie, +co zrobiliśmy źle?+”. Takie przekonania nie tylko nie pociągają ze sobą negatywnych skutków, ale mogą wręcz okazać się motywujące. Te teoretyczne rozważania implikują, że nierówności są bardziej 57 Bjornskov (2004), s. 2; 58 Warto być może zauważyć, że to, jaki program dana partia będzie realizowała po dojściu do władzy nie odgrywa tu żadnej roli. Jest to jeden z problemów, jaki poruszyłem w rozdziale 3.2. krytykując teorię o politycznym mechanizmie transmisji nierówności na wzrost gospodarczy. 59 Bjornskov (2004), s. 9; 101 szkodliwe w tych państwach, gdzie społeczeństwo jest wobec nich mniej tolerancyjne. Aby sprawdzić tę hipotezę, Bjornskov (2004) przemnożył wskaźnik preferencji politycznych społeczeństwa w każdej dekadzie przez wartość indeksu Gini'ego na początku tej dekady i taką multiplikatywną zmienną wprowadził do modelu regresji obok samego indeksu Gini'ego oraz szeregu standardowych zmiennych objaśniających. Zgodnie z oczekiwaniami, współczynnik przy zmiennej multiplikatywnej jest statystycznie istotny i przyjmuje dodatni znak, zaś współczynnik przy indeksie Gini'ego jest ujemny60. „Wyniki te wskazują, że nierówności mają ujemny wpływ na stopę wzrostu gospodarczego (...), jednak w państwach, gdzie preferencje polityczne są przesunięte względem średniej o jedno odchylenie standardowe na prawo, wpływ ten jest o 20 proc. słabszy. Zatem wyrażona przez te preferencje tolerancja dla nierówności ma spore znaczenie ekonomiczne”61. Autor potwierdza również, że efekty te transmitowane są poprzez jakość instytucji oraz akumulację kapitału społecznego. Omówiona w tym rozdziale koncepcja jest dość przekonywająca, chciałbym jednak na zakończenie wspomnieć o jednym wiążącym się z nią problemem. Choć tolerancja społeczeństwa dla nierówności jest słabo skorelowana z samymi nierównościami62, może jednak reagować na inne „realne” czynniki. Przykładowo, u Alesiny i La Ferrary (2001) znaczenie dla preferencji wyborców względem redystrybucji miał fakt, czy doświadczyli oni bezrobocia. Bjornskov (2004) zauważa z kolei, że tolerancja dla nierówności zależy częściowo także od stopy wzrostu gospodarczego. Tymczasem na gruncie naszkicowanych tu mechanizmów, to właśnie brak tolerancji dla dysproporcji społecznych oraz spowodowane nim poparcie dla redystrybucji może prowadzić do małej dynamiki wzrostu gospodarczego oraz wyższego bezrobocia. Zatem przedstawione mechanizmy uwikłane są w problem endogeniczności, o którym wspominałem omawiając kanał socjopolityczny w rozdziale 3.4. 4.7. Rozróżnienie na długi i krótki okres Szereg badań empirycznych przeprowadzonych na przełomie wieków XX i XXI, m.in. przez Forbes (2000), Li i Zou (1998), oraz Benhabib i Spiegel (1998), zgodnie wskazywało na pozytywną relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym, podczas gdy większość prac z lat 90. sugerowała, że relacja ta jest ujemna. Jak zauważyłem w rozdziale 4.1., rozbieżność tę próbowano wyjaśniać m.in. na podstawie różnic w zastosowanych metodach ekonometrycznych. Sugerowano mianowicie, że dodatnia zależność między 60 Warto odnotować, że współczynnik przy indeksie Gini'ego jest statystycznie istotny dopiero po wprowadzeniu do modelu zmiennej wyrażającej przekonania społeczeństwa. Przed taką operacją, Bjornskov (2004) nie potrafił odnaleźć wyraźnego powiązania nierówności i stopy wzrostu gospodarczego. 61 Bjornskov (2004), s. 16; 62 Korelacja nierówności oraz poziomu tolerancji wobec nich wynosi zaledwie 0,15-0,26; 102 omawianymi zmiennymi wyłania się z badań panelowych, zwłaszcza z użyciem metody stałych efektów (FE), zaś ujemna z badań przekrojowych, prowadzonych najczęściej metodą najmniejszych kwadratów (OLS). Ponieważ zaś metoda stałych efektów ma zwykle interpretację krótkoterminową, zaś metoda OLS długoterminową, łatwo dojść do wniosku, że nierówności są szkodliwe w długim terminie, lecz w krótkim mogą przynieść korzyści. Przykładowo, Knowles (2001) zauważa, że podczas gdy ”argumenty dotyczące szkodliwego oddziaływania redystrybucji (czyli wyrównywania rozkładu dochodów) na wzrost gospodarczy dotyczą zarówno krótkiego, jak i długiego okresu, (...) to argumenty wskazujące na szkodliwy wpływ nierówności społecznych przypuszczalnie mają znaczenie wyłącznie w długim terminie”63 . Teza to opiera się na spostrzeżeniu, że motywacyjne i informacyjne aspekty nierówności mają działanie natychmiastowe, a więc – symetrycznie – szybko dadzą się też odczuć negatywne skutki zrównywania rozkładu dochodów poprzez redystrybucję. Z kolei polityczne i socjopolityczne procesy prowadzące od nierówności do niższej stopy wzrostu gospodarczego są raczej długotrwałe. Lloyd-Ellis (2003) dodaje, że także kanał edukacyjny należy rozważać w dłuższym okresie, ponieważ w perspektywie kilku lat dla akumulacji kapitału ludzkiego większe znaczenie mają takie czynniki, jak rozkład umiejętności, niż rozkład dochodów w połączeniu z niedoskonałościami rynku kredytowego. W tym świetle wydaje się prawdopodobne, że pozytywne skutki nierówności społecznych na stopę wzrostu gospodarczego mogą początkowo przeważać nad ich opóźnionym w czasie, negatywnym wpływem, który wszakże zacznie z czasem dominować. Hipoteza powyższa ma jednak dwie zasadnicze słabości. Przede wszystkim, nie jest bynajmniej oczywiste, w jakiej perspektywie czasowej będą oddziaływały pozytywne i negatywne mechanizmy transmisji dysproporcji społecznych na wzrost gospodarczy. Niektórzy autorzy, np. Partridge (2005), są skłonni przypuszczać, że to raczej pozytywne skutki nierówności ujawniają się dopiero z czasem, podczas gdy negatywne – zwłaszcza socjopolityczny mechanizm transmisji - mają natychmiastowe działanie. Sylwester (2000) zauważa w tym kontekście, że w państwach o znacznych nierównościach rządy mogą pod presją społeczeństwa wytworzyć „dualny system instytucji: jeden dla elit i jeden dla reszty obywateli, co wydatnie podnosi koszty (...). Dodatkowo, w społeczeństwach o nierównomiernym rozkładzie dochodów nacisk na wydatkowanie środków publicznych na edukację może być większy”64. Zatem w krótkim terminie nierówności mogą prowadzić do zahamowania wzrostu gospodarczego z powodu finansowania drogiego systemu edukacji publicznej poprzez szkodliwą redystrybucję, a także z powodu związanego z rozwojem 63 Knowles (2001), s. 3; 64 Sylwester (2000), s. 382; 103 publicznej oświaty odpływu młodzieży z rynku pracy. W dłuższej perspektywie wydatki na edukację zwiększą jednak poziom kapitału ludzkiego w społeczeństwie, co będzie stanowiło katalizator wzrostu gospodarczego. Po drugie, koncepcja, że nierówności mają odmienne skutki gospodarcze w krótkim i w długim terminie jest mało atrakcyjna ze względu na trudności interpretacyjne. Zwięźle rzecz ujmując, twierdzenie, że dysproporcje społeczne w krótkim terminie są zjawiskiem korzystnym, lecz w długim terminie niekorzystnym, wydaje się czystą kazuistyką. Każda reforma czy też inwestycja wymaga utopienia pewnych kosztów, zanim zacznie przynosić korzyści, nie widzę więc powodów, aby zaliczać takie koszty do mankamentów zrównywania dochodów, gdyby miało się ono w długim okresie okazać korzystne. Innymi słowy, jeśli w dłuższej perspektywie przeważałyby w sposób jednoznaczny negatywne skutki nierówności na stopę wzrostu gospodarczego, to przy zwykłym użyciu języka powiedzielibyśmy po prostu, że zjawisko to jest szkodliwe. Ma to oczywiście związek z faktem, że rozkład dochodów w poszczególnych państwach jest raczej stabilny w czasie, a więc ów „długi okres” ma relatywnie większe znaczenie z punktu widzenia polityki gospodarczej. 4.8.Nierówności w skali mikro i makro Kwestia, którą chciałbym poruszyć w tym podrozdziale, stanowi zarazem pewne podsumowanie rozważań zawartych w całej części IV. Jeśli rzeczywiście wpływ nierówności na dynamikę wzrostu PKB może się różnić w zależności od poziomu rozwoju poszczególnych krajów, ich struktury gospodarczej, zakresu mobilności społecznej, a nawet tak nienamacalnych czynników, jak dominujący system wartości i przekonań, można oczekiwać, że takich płaszczyzn różnicujących jest znacznie więcej. Jest oczywiste, że wszystkich tych zmiennych nie sposób uwzględnić w modelu ekonometrycznym, analizującym relację między dyspersją dochodów a efektywnością gospodarki. Wydaje się, że w tej sytuacji tego typu badania prowadzone z perspektywy międzynarodowej nie mogą przynieść jednoznacznych wyników. Z tego względu wielu autorów, np. Banerjee i Duflo (2000) oraz Borguignon (2000), podkreśla, że jakiekolwiek przekonywające dowody w tej kwestii mogą napłynąć jedynie z badań prowadzonych w skali mikro. Jednym z badań, które wcielają w życie powyższy postulat prowadzenia obserwacji w skali mikro, jest omówiona w rozdziale 4.3.1. praca Acemoglu i inni (2007), której autorzy analizowali wpływ nierówności na rozwój gospodarczy w poszczególnych gminach kolumbijskiego departamentu Cundinamarca. Także Fallah i Partridge (2007) wychodzą z założenia, że relacja między nierównościami a wzrostem gospodarczym „może być zróżnicowana w obrębie jednego kraju, a nawet jednej prowincji (...). Nawet w obrębie 104 jednego regionu, powiązania mogą być odmienne na sąsiadujących ze sobą terenach miejskich i wiejskich”65. Opierają się przy tym na spostrzeżeniu, że niektóre z mechanizmów wiążących interesujące na zmienne z samej ich natury powinno się rozpatrywać jedynie na niewielkim obszarze. Przykładowo, aby heterogeniczność społeczeństwa mogła przełożyć się na wzrost przestępczości, jednostki o różnym statusie muszą mieszkać w niedużej odległości. Podobnie, związane z nierównościami kwestie motywacyjne i informacyjne mają znaczenie tylko na obszarach, gdzie przepływ ludności jest swobodny. W rozdziale 4.5. omówiłem pracę Galora (2000), który wskazywał, że mechanizmy rozwoju gospodarczego są odmienne w krajach rozwijających się i rozwiniętych, a tym samym należy oczekiwać, że nierówności będą tam pełniły inną funkcję. Fallah i Partridge (2007) idą jeszcze dalej i zauważają, że nawet w obrębie jednego kraju mechanizmy te nie są identyczne w regionach silnie zurbanizowanych i na obszarach wiejskich nie są identyczne. W szczególności, na gęstych, miejskich rynkach pracy wzrost produktywności i innowacyjności związany jest ze specjalizacją siły roboczej. Najbardziej utalentowani, najbardziej wyspecjalizowani i najlepiej wykształceni będą przyciągani do ośrodków miejskich o większej nierówności płac, aby wykorzystać szansę na awans społeczny, jaką daje rozciągnięty prawy kraniec rozkładu dochodów66. Wobec tego, w gęsto zaludnionych, zurbanizowanych regionach nierówności powinny stanowić czynnik promujący rozwój gospodarczy. Takiej zależności między dysproporcjami majątkowymi a akumulacją kapitału ludzkiego autorzy nie dostrzegają na obszarach o charakterze wiejskim, gdzie specjalizacja siły roboczej nie odgrywa pierwszoplanowej roli. Ponieważ regiony te są mniej zaludnione, przez co relatywnie częściej dochodzi do spotkań między konkretnymi jednostkami, kluczowe znaczenie dla ich rozwoju ma poziom zaufania, siła społecznych norm, gęstość sieci społecznych czy brak anonimowości, czyli to, co nazywa się kapitałem społecznym. Czynniki te stwarzają korzystne warunki dla wzrostu gospodarczego, ponieważ przyspieszają akumulację kapitału ludzkiego, zapewniają ubogim dostęp do rynków kredytowych, usprawniają dostarczanie dóbr publicznych oraz zwiększają stabilność społeczną poprzez promowanie standardów zachowania, które minimalizują przemoc i działalność przestępczą. Tymczasem nierówności, zwłaszcza jeśli są postrzegane jako niesprawiedliwie, mogą prowadzić do zawiści, braku zaufania i polaryzacji, dławiąc akumulację kapitału społecznego i hamując bazujący na nim wzrost gospodarczy. Propozycja Fallaha i Partridge'a (2007) stanowi zatem pewną syntezę wątków z omawianej wcześniej literatury: argument 65 Fallah, Partridge (2007), s. 377; 66 Fallah, Partridge (2007), s. 379 105 uwypuklający pozytywny wpływ nierówności na wzrost za pośrednictwem ich walorów motywacyjnych okazuje się prawdziwy w aglomeracjach (rozdział 2.4.), natomiast hipoteza o gospodarczej szkodliwości dysproporcji majątkowych ze względu na ich społeczną dysfunkcjonalność jest trafna w odniesieniu do obszarów wiejskich (rozdział 3.8). Jeśli propozycja ta jest prawdziwa, to można oczekiwać, że nawet w obrębie jednego amerykańskiego stanu hrabstwa metropolitalne będzie charakteryzować pozytywna relacja między nierównościami dochodowymi a wzrostem gospodarczym w kolejnych latach, zaś w hrabstwach niemetropolitalnych będzie odwrotnie67. Ponieważ wyniki Fallaha i Partridge'a są bardzo interesujące, pozwolę sobie na ich szersze niż w przypadku poprzednich modeli omówienie. Estymowany przez nich model model przybiera następującą postać: ΔPKBi,s = α + β1*Ginii,s,1989 + β2*PKBi,s,1990 + β3*SPi,s,1990 + β4*Di,s,1990 + β5*Ni,s,1990 + β6*Ss + εi,s gdzie: ΔPKBi,s - procentowa zmiana PKB per capita w hrabstwie i, w stanie s w latach 1990-2000 Ginii,s,1989 - współczynnik Gini'ego dla dochodów brutto w hrabstwie i, w stanie s w 1989 r. PKBi,s,1990 - logarytm PKB per capita w hrabstwie i, w stanie s, w 1990 r. SPi,s,1990 - wektor zmiennych odzwierciedlających strukturę przemysłu w hrabstwie i, w stanie s, w 1990 r. Di,s,1990 - wektor zmiennych demograficznych, wyrażających liczebność populacji, jej strukturę wiekową, etniczną oraz edukacyjną w hrabstwie i, w stanie s, w 1990 r. Ni,s,1990 - wektor zmiennych dotyczących warunków naturalnych w hrabstwie i, w stanie s. Ss- wektor jakościowych zmiennych stanowych. W tak szczegółowej strukturze, autorzy przeprowadzają szereg regresji, lecz najważniejsze są dwie: 1) na podpróbie ważonych populacją hrabstw metropolitalnych 2) na podpróbie ważonych populacją hrabstw niemetropolitalnych. Wyniki są jednoznaczne. W pierwszej podpróbie współczynnik przy indeksie Gini'ego jest wyraźnie dodatni, w drugiej wyraźnie ujemny, a w obu przypadkach wynik jest statystycznie istotny. Na obszarach wiejskich wzrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (0,038) przełożyłoby się w ciągu dekady na niższy o 2,4 pkt. proc. wzrost PKB per capita. Natomiast na obszarach silnie zurbanizowanych, przyrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (0,043) przyspieszyłby w ciągu dekady wzrost gospodarczy o 2,8 pkt. proc. Dalszy podział hrabstw uwypukla tę relację. Okazuje się, że w ramach obszarów 67 USA dzielą się na 3077 jednostek administracyjnych o randze hrabstwa. Wyróżnia się 363 statystyczne obszary metropolitalne (MSA), składające się z jednego lub więcej hrabstw. 106 metropolitalnych nierówności mają silny dodatni wpływ w hrabstwach centralnych, zaś w hrabstwach podmiejskich pozytywne i negatywne efekty nierówności równoważą się, dając nieznacznie negatywny i statystycznie nieistotny współczynnik β1. Natomiast w obrębie hrabstw niemetropolitalnych ujemny wpływ nierówności narasta wraz z odległością od najbliższego hrabstwa metropolitalnego, odzwierciedlając kierunek, w jakim rośnie znaczenie zintegrowanych wspólnot lokalnych. Amerykańskie dane potwierdzają także przypuszczenie autorów, że za pozytywną relację między nierównościami a wzrostem PKB w dużych ośrodkach miejskich odpowiadają względy motywacyjne: metropolitalne hrabstwa charakteryzujące się wyraźniejszymi dysproporcjami dochodowymi w 1989 r., w ciągu następującej dekady osiągnęły większy postęp edukacyjny, mierzony odsetkiem absolwentów uczelni wyższych w całej populacji. Zależność ta nie wystąpiła w hrabstwach o wiejskim charakterze. Fallah i Partridge (2007) dokonują również pomysłowej weryfikacji hipotezy o kluczowej roli kapitału społecznego w rozwoju obszarów słabo zurbanizowanych. Rozbijają próbę hrabstw niemetropolitalnych na dwie podpróby w oparciu o wskaźniki ubóstwa, aby sprawdzić, czy destrukcyjny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy nasila się wraz z rozpowszechnieniem biedy, która uważana jest za czynnik przyspieszający erozję kapitału społecznego. Okazuje się, że tak jest w istocie. Podsumowując rezultaty swoich badań, Fallah i Partridge (2007) ostrzegają, że „koncentracja na latach 90. mogła poskutkować nietypowymi wynikami, ponieważ była to dekada szybkiego wzrostu, zogniskowanego na technologicznie zorientowanych branżach”68. Nie jest więc pewne, czy „wyniki te w pełni stosują się do innych dekad, w tym również pierwszej dekady XXI wieku”. To zastrzeżenie nie osłabia jednak wydźwięku naszkicowanej tu teorii. Przeciwnie, stanowi kolejny argument na rzecz jej zasadniczej tezy: „poszczególne modele relacji nierówności-wzrost gospodarczy mogą w pewnych warunkach dominować, w innych zaś nie”69. Część V Konkluzje Artykuł Fallaha i Partridge'a (2007) z kilku powodów doskonale nadaje się na podsumowanie zawartych w tej pracy rozważań. Po pierwsze, został napisany stosunkowo niedawno, co pozwala zaobserwować, jaką ewolucję przeszedł teoretyczny namysł nad zależnością między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Upraszczając, można 68 Fallah, Partridge (2007), s. 394; 69 Fallah, Partridge (2007), s. 395; 107 powiedzieć, że do końca lat 80. XX wieku problem nierówności albo nie był w centrum zainteresowania ekonomistów – m.in. ze względu na rozpowszechnienie modeli bazujących na koncepcji reprezentatywnej jednostki, co siłą rzeczy uniemożliwiało analizę społeczeństw heterogenicznych – albo też traktowano dysproporcje społeczne za zjawisko raczej korzystne. Przede wszystkim, jawiło się ono jako nieuchronny skutek działania wolnego rynku. Dopóki więc dominował pogląd, że pozwolenie siłom rynku na nieskrępowane działanie jest najbardziej efektywnym sposobem organizacji życia gospodarczego, dopóty oczywiste było też, że próby zrównania rozkładu dochodów muszą odbyć się kosztem efektywności. Tego typu argumenty stanowiły więc bardziej krytykę redystrybucji, niż obronę nierówności. Nie wszystkie teorie były jednak powyższego rodzaju. Wskazywano bowiem również, że istnienie w społeczeństwie warstwy zamożnych wiążę się z pewnymi korzyściami, wywodzącymi się z faktu, że ludzie tacy stanowią źródło inwestycji a struktura ich konsumpcji umożliwia postęp technologiczny. Uważano także, że krańcowa stopa oszczędności rośnie wraz z dochodami, a więc do tego stopnia, w jakim oszczędności są motorem wzrostu gospodarczego, nierówności mają korzystne efekty. Na rzecz nierówności przemawiał również ich motywacyjny charakter. Warto jednak zauważyć, że nawet te koncepcje nie wskazują, jaki poziom dysproporcji społecznych byłby optymalny, a jedynie uwypuklają pewną ich funkcjonalność. W latach 90. poglądy ekonomistów na kwestię nierówności wyraźnie się zmieniły. Wysunięto szereg teorii wskazujących, że dysproporcje społeczne są zjawiskiem niekorzystnym. Zauważano, że mogą one zaburzyć funkcjonowanie państwa, popychając polityków w kierunku populistycznych rozwiązań, bądź też uruchamiając falę korupcji, gdy warstwy społeczne o sprzecznych interesach zaczną zabiegać o ich realizację. Mogą również destabilizować gospodarkę prowadząc do zamieszek, protestów, strajków lub wręcz zamachów stanu, a także z tego powodu, że heterogeniczne społeczeństwo może mieć trudności z osiągnięciem porozumienia w obliczu kryzysu. Inne jeszcze koncepcje wiązały nierówności społeczne z erozją kapitału społecznego, wzrostem przestępczości oraz pogorszeniem stanu zdrowia społeczeństwa. Zwrócono także uwagę, że w warunkach niedoskonałości rynku kredytowego dysproporcje dochodowe i majątkowe będą ograniczały dostęp części społeczeństwa do kredytu. Ponieważ krańcowa stopa zwrotu z niektórych inwestycji jest malejąca, będzie to prowadziło do nieoptymalnej alokacji kapitału. Wymieniano w tym kontekście zwłaszcza inwestycje w kapitał ludzki. Z wyjątkiem opartego na teoremacie medianowego wyborcy kanału politycznego – któremu, jak próbowałem pokazać w rozdziale 3.2., wiele można zarzucić - oraz kanału edukacyjnego, żaden z wymienionych w poprzednim akapicie mechanizmów na gruncie 108 czysto teoretycznym nie sugeruje, że całkowite zrównanie dochodów byłoby rozwiązaniem optymalnym. Mimo to niektórzy autorzy formułowali swoje teorie tak, jak gdyby dawniejsze argumenty, wskazujące na korzystne aspekty nierówności, nagle utraciły swoje znaczenie. Być może wynikało to z faktu, że kwestia dysproporcji społecznych oraz powiązany z nią problem redystrybucji należą do najbardziej podatnych na zideologizowanie zagadnień w ekonomii. Przeciwstawne przekonania w tej dziedzinie są wręcz jedną z kluczowych płaszczyzn, odróżniających poszczególne doktryny polityczne. W pracy niniejszej próbowałem pokazać, że takie wyraźne rozgraniczenie argumentów na rzecz pozytywnego i negatywnego wpływu nierówności społecznych na stopę wzrostu gospodarczego nie ma żadnego teoretycznego uzasadnienia. Teza ta nie jest rzecz jasna oryginalna. Odnoszę wrażenie, że mniej więcej od przełomu wieków XX i XXI, szczególnie od chwili opublikowania pracy Barro (2000), w literaturze dotyczącej omawianego problemu tendencja do łączenia tych przeciwstawnych teorii stała się dość wyraźna. Artykuł Fallaha oraz Partridge'a (2007) jest na to koronnym dowodem. Jeśli jednak korzystne i niekorzystne aspekty nierówności ścierają się ze sobą, to zależność na linii nierówności-wzrost staje się znacznie bardziej skomplikowana. Całą część IV poświęciłem omówieniu niektórych czynników, które sprawiają, że zależność ta nie jest stabilna w przekroju międzynarodowym, a także w czasie. W jednym kraju dominować mogą korzystne aspekty nierówności, w innym zaś niekorzystne. Więcej nawet, na jednym z etapów rozwoju danego kraju przeważać mogą pozytywne skutki dyspersji majątku czy dochodów, a na innym etapie niekorzystne. Analogicznie, na pewnym obszarze danego państwa skutki nierówności mogą być w przewadze pożyteczne, a na innym, nieodległym obszarze, raczej szkodliwe. Podejście Fallaha i Partridge'a (2007) pokazuje, że nawet jeśli omawiana relacja jest tak zawiła, próby jej określenia nie są beznadziejne. Nie da się już wprawdzie postawić żadnej kategorycznej tezy dotyczącej wpływu nierówności, da się jednak zidentyfikować okoliczności przesądzające o tym, jaki ten wpływ będzie. Ostatecznie zatem, „nierówności są ekonomicznym dobrem (...) i tak jak w przypadku innych dóbr tego typu, możemy mieć do czynienia z jego niedoborem lub nadmiarem”1, w zależności od sytuacji panującej na danym „rynku”. 1 Welch (1999), s. 1; 109 VI. Spis tabel, wykresów i rysunków Obiekt Tytuł Strona Wykres Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy w Azji PołudniowoWschodniej i Ameryce Łacińskiej 2 Rysunek Rosnąca krańcowa skłonność do konsumpcji 7 Tabela Nierówności a motywacja do pracy 15 Tabela Odsetek niepracujących mężczyzn w wieku 25-44 lata w USA 23 Wykres Zależność między stopą wzrostu gospodarczego a nierównościami dochodowymi 27 Tabela Koniunktura w wybranych regionach świata w latach 1960-1994 45 Tabela Doświadczenia trzech krajów, które doznały zewnętrznego szoku 46 Rysunek Kształtowanie się rozkładu spadków w modelu Galora i Zeiry (1993) 48 Rysunek Krańcowa produktywność kapitału a nierówności 52 Tabela 53 Stopa zwrotu z edukacji w poszczególnych regionach świata Rysunek Rozkład spadków i talentu a inwestycje w edukację w modelu Torvika (1993) 55 Rysunek Równowagi w modelu Banerjee i Newmana (1993) 59 Wykres Zależności między nierównościami edukacyjnymi oraz dochodowymi 84 Wykres Kwantylowe miary nierówności a współczynnik Gini'ego 88 Rysunek Zależność między oszczędnościami a poziomem dochodów 96 110 VII. Bibliografia 1. Acemoglu D. (2000), „Technical Change, Inequality and the Labor Market”, NBER Working Paper Nr 7800, lipiec 2000; 2. Acemoglu D., Bautista M. A., Querubin P., Robinson J. A. (2007), „Economic and Political Inequality in Development: The Case of Cundinamarca, Colombia”, NBER Working Paper Nr 13208, czerwiec 2007; 3. Agell J., Lommerud K. L. (1993), „Egalitariansim and Growth”, Scandinavian Journal of Economics, Vol. 94, Nr 4, 1993; s. 559-579 4. Aghion P., Bolton P. (1997), A Theory of Trickle-Down Growth and Development, „Review of Economic Studies”, Vol. 64, Nr 2, kwiecień 1997, s. 151-172 5. Aghion P., Caroli E., Garcia-Penalosa C. (1999), „Inequality and Economic Growth: The Perspective of New Growth Theories”, CEPREMAP Working Paper Nr 9908, czerwiec 1999; 6. Aghion P., Banerjee A., Piketty T. (1999), „Dualism and Macroeconomic Volatility”, The Quarterly Journal of Economics, Vol. 114, Nr 4, listopad 1999, s. 1359-1397; 7. Aghion P., Comin D., Howitt P. (2006), „When Does Domestic Saving Matter for Economic Growth”, NBER Working Paper Nr 12275, maj 2006; 8. Alesina A., Drazen A. (1991), “Why are Stabilizations Delayed?”, The American Economic Review, Vol. 81, Nr 5, grudzień 1991, s. 1170-1188; 9. Alesina A., La Ferrara E. (2001), „Preferences for Redistribution in the Land of Opportunities”, NBER Working Paper Nr 8267, maj 2001; 10. Alesina A., Perotti R. (1996), “Income Distribution, Political Instability and Investment”, European Economic Review, Vol. 40, Nr 6, czerwiec 1996, s. 1203-1228; 11. Alesina A., Rodrik D. (1994), "Distributive Politics and Economic Growth", The Quarterly Journal of Economics, Vol. CIX, Nr 2, maj 1994, s. 465-490; 12. Attanasio O., Binelli Ch. (2003), „Inequality, Growth and Redistributive Policies”, dostępny w internecie: http://www.eudnet.net/download/Orazio_paris.pdf; 13. Banerjee A. V., Duflo E. (2000), “Inequality and Growth: What Can the Data Say?”, NBER Working Paper Nr. 7793, lipiec 2000; 14. Banerjee A. V., Newman A. F. (1993), “Occupational Choice and the Process of Development”, The Journal of Political Economy, Vol. 101, Nr. 2, kwiecień 1993, s. 274-298 15. Bardhan P., Ghatak M., Karaivanov A. (2002), “Inequality and Collective Action”, październik 2002, dostępny w internecie: econ.lse.ac.uk/staff/mghatak/pub2.pdf; 16. Barro R. J. (2000), “Inequality and Growth in a Panel of Countries”, Journal of 111 Economic Growth, Vol 5, Nr 1, marzec 2000, s. 5-32; 17. Becker G. S., Murphy K. M. (2007), “The Upside of Income Inequality”, The American, Vol. 1, Nr 4, maj/czerwiec 2007; 18. Bell L. A., Freeman R. B. (2001), “The Incentive for Working Hard: Explaining Hours Worked Differences in the US and Germany”, Labour Economics, Vol. 8, Nr 2, maj 2001, s. 181-202; 19. Benabou R. (1996), “Inequality and Growth”, NBER Working Paper Nr 5658, lipiec 1996; 20. Benhabib J., Rustichini A. (1996), “Social Conflict and Growth”, Journal of Economic Growth, Vol. 1, Nr 1, marzec 1996, 129-146; 21. Bertola G. (1998), “Macroeconomics of Distribution and Growth”, EUI Working Paper ECO Nr 98/39 22. Birdsall N., Pickney T. C., Sabot R. H. (1996), “Why Low Inequality Spurs Growth:Savings and Investment by the Poor”, Inter-American Development Bank Working Paper Nr 327, marzec 1996; 23. Birdsall N. (2001), “Why Inequality Matters: Some Economic Issues”, Ethics & International Affairs, Vol. 15, Nr 2, październik 2001; 24. Bjornskov Ch. (2004), “Inequality, Tolerance and Growth”, University of Aarhus, Department of Economics, Working Paper Nr 04-8, maj 2004, dostępny w internecie: http://www.hha.dk/nat/wper/04-8_chbj.pdf; 25. Bleaney M., Nishiyama A. (2004), “Income Inequality and Growth: Does the Relationship vary with the income level?”, Economic Letters, Vol 84, Nr 3, wrzesień 2004, s. 349-355; 26. Bovenberg A. L. (2003), “Tax Policy and Labor Market Performance”, CESifo Working Paper Nr 1035, wrzesień 2003; 27. Borguignon F. (2004), “The Poverty-Growth-Inequality Triangle”, Indian Council for Research on International Economic Relations, Working Paper Nr 125, marzec 2004, dostępny w internecie: http://www.icrier.org/pdf/wp125.pdf 28. Broda Ch., Romalis J. (2008), “Inequality and Prices: Does China Benefit the Poor in America?”, wstępna wersja dostępna w internecie: faculty.chicagogsb.edu/christian.broda/ website/research/unrestricted/Broda_TradeInequality.pdf 29. Castello A., Domenech R. (2002), “Human Capital Inequality and Economic Growth: Some New Evidence”, The Economic Journal, Vol 112, Nr 478, marzec 2002, s. 187-200; 30. Clarke G. (1995), “More evidence on income distribution and growth”, Journal of Development Economics,Vol. 47, Nr 2, sierpień 1995, s. 403-427; 112 31. Collier P. (2006), “Economic Causes of Civil Conflict and their Implications for Policy”, dostępny w internecie: users.ox.ac.uk/~econpco/research/pdfs/EconomicCausesofCivil Conflict-ImplicationsforPolicy.pdf 32. Cook Ch. J., (1995), “Saving Rate and Income Distribution: Further Evidence from LDC's”, Applied Economics, Vol. 27, Nr 1, styczeń 1995, s. 71-82; 33. Deaton A. (2001), “Health, Inequality and Economic Development”, NBER Working Paper Nr 8318, czerwiec 2001; 34. Deininger K., Olinto P. (2000), “Asset Distribution, inequality, and growth”, World Bank Policy Research Working Paper Nr 2375, czerwiec 2000; 35. Deininger K, Squire L. (1997), “Economic Growth and Income Inequality: Reexamining the Links”, Finance & Development, Vol. 34, Nr 1, marzec 1997, s. 38-41; 36. Deininger K., Squire L. (1998), “New ways of looking at old issues: inequality and growth”, Journal of Development Economics, Vol. 57, Nr 2, 1998, s. 259-287 37. Fallah B., Partridge M. (2007), “The elusive inequality-economic growth relationship: are there differences between cities and the countryside?”, The Annals of Regional Science, Vol. 41, Nr 2, czerwiec 2007, s. 375-400; 38. Ferreira F. (1999), “Inequality and Economic Performance. A Brief Overview to Theories of Growth and Distribution”, dostępny w internecie: http://www.worldbank.org/poverty/inequal/index.htm 39. Foellmi R., Zweimueller J. (2004), „Income Distribution and Demand-induced Innovations”, Uniwersytet w Zurychu, IEW Working Paper Nr 212, listopad 2004; 40. Foellmi R., Zweimueller J. (2003), „Inequality and Economic Growth - European Versus U.S. Experiences”, IEW Working Paper Nr 158, czerwiec 2003; 41. Forbes K. J. (2000), „A Reassessment of the Relationship between Inequality and Growth”, The American Economic Review, Vol. 90, Nr 4, wrzesień 2000, s. 869-887; 42. Galbraith J. K., Kum H. (2003), „Inequality and Economic Growth: A Global View Based on Measures of Pay”, CESifo Economic Studies, Vol. 49 Nr 4/2003, s. 527-556; 43. Galor O. (2000), „Income distribution and the process of development”, European Economic Review, Vol. 44, Nr 4-6, maj 2000, s. 706-712; 44. Galor O., Zeira J. (1993), „Income Distribution and Macroeconomics”, The Review of Economic Studies, Vol. 60, Nr 1, styczeń 1993, s. 35-52; 45. Galor O., Tsiddon D. (1997), „Technological Progress, Mobility and Economic Growth”, The American Economic Review, Vol. 87, Nr 3, czerwiec 1997, s. 363-382; 46. Gylfason Th., Zoega G. (2002), „Inequality and Economic Growth: Do Natural Resources Matter?”, CESifo Working Paper Nr 712; 113 47. von Hayek F. A. (2006), „Konstytucja wolności”, PWN, Warszawa 2006; 48. Iyigun M.F., Owen A. L, (1997), „Income Inequality and Macroeconomic Fluctuations”, International Finance Discussion Papers, Nr 586, lipiec 1997; 49. Judge K., Mulligan J-A., Benzeval M. (1998), „Income Inequality and Population Health”, Social Science and Medicine, Vol. 46, Nr 4-5, 1998, s. 567-579; 50. Keefer P., Knack S. (2000), “Polarization, Politics and Property Rights. Links Between Inequality and Growth”, World Bank Policy Research Working Paper Nr 2418, sierpień 2000; 51. Knack S., Keefer P. (1997), “Does Inequality Harm Growth Only in Democracies? A Replication and Extension”, American Journal of Political Science, Vol. 41, Nr 1, styczeń 1997, s. 323-332; 52. Kelly M. (2000), “Inequality and Crime”, Review of Economics and Statistics, Vol. 82, Nr 4, listopad 2000, s. 530-539 53. Knowles S. (2001), “Inequality and Economic Growth: The Empirical Relationship Reconsidered in the Light of Comparable Data”, WIDER Discussion Paper Nr 128, dostępny w internecie: http://www.wider.unu.edu/publications/working-papers/discussionpapers/2001/en_GB/dp2001-128/ 54. Kremer M. (1993), “The O-Ring Theory of Economic Development”, The Quarterly Journal of Economics, Vol. 108, Nr 3, sierpień 1993, s. 551-575; 55. Leibfritz W., Thornton J., Bibbee A., (1997), "Taxation and Economic Performance", OECD Economics Department Working Papers, Nr 176; 56. Leightner J. E. (1992), “The Compatibility of Growth and Increased Equality: Korea”, The Journal of Development Studies, Vol. 29, Nr 1, październik 1992, s. 49-71; 57. Li H., Zou H. (1998), “Inequality is not Harmful for Growth: Theory and Evidence”, Review of Development Economics, Vol. 2, Nr 3, październik 1998, s. 318-334; 58. Lloyd-Ellis H. (2003), “On the Impact of Inequality on Productivity Growth in the Short and Long Term: A Synthesis”, Canadian Public Policy, Vol. 29, styczeń 2003, s. 65-86; 59. von Mises, L. (1955), “Inequality of Wealth and Incomes”, Policy, Vol. 16, Nr 3, kwiecień 2000, s. 62-64, przedruk za: Ideas in Liberty, maj 1955; 60. Muller E. N. (1985), “Income Inequality, Regime Repressiveness, and Political Violence“, American Sociological Review, Vol. 50, Nr 1, luty 1985, s. 47-61; 61. Murphy K. M., Schleifer A., Vishny R. (1989), “Income Distribution, Market Size, and Industrialization”, Quarterly Journal of Economics, Vol. 104, Nr 3, sierpień 1989, s. 537-564; 62. Nunn N. (2007), “Slavery, Inequality, and Economic Development in the Americas: An 114 Examination of the Engerman-Sokoloff Hypothesis”, MPRA Paper Nr 4080; październik 2007; 63. Osberg L. (1995), „Equity/Efficiency Trade-off in Retrospect”, Canadian Business Economics, Vol. 3, Nr 3, wiosna 1995, s. 5-19; 64. Olson M. (1996), “Big Bills Left on the Sidewalk: Why Some Nations are Rich, and Others Poor”, Journal of Economic Perspectives, Vol. 10, Nr 2, wiosna 1996, s. 3-24; 65. Pardo-Beltran E. (2002), “Effects of Income Distribution on Growth”, CEPA Working Paper Nr 2002-16, listopad 2002; 66. Partridge M. D. (2005), “Does Income Distribution Affect U.S. State Economic Growth?”, Journal of Regional Science, Vol. 45, Nr 2, s. 363-394; 67. Perotti R., (1992), “Income Distribution, Politics and Growth”, The American Economic Review, Vol. 82, nr 2, maj 1992, s. 311-316; 68. Perotti R., (1993), “Political Equilibrium, Income Distribution, and Growth”, Review of Economic Studies, Vol. 60, Nr 4, s. 755-76; 69. Persson T., Tabellini G. (1994), “Is Inequality Harmful for Growth?”, The American Economic Review, Vol. 84, Nr 3, czerwiec 1994, s. 600-621; 70. Pineda J., Rodriguez F. (2000), „The Political Economy of Human Capital Accumulation”, Working Paper, Department of Economics, University of Maryland, dostępny w internecie: http://www.bsos.umd.edu/econ/rodriguez/hk.pdf 71. Psacharopoulos G., Patrinos H. A. (2004), “Returns to investment in education: a further update”, Education Economics, Vol. 12, Nr 2, sierpień 2004, s 111-134; 72. Quintin E., Saving J. L. (2008), “Inequality and Growth: Challenges to the Old Orthodoxy“, Economic Letter, Vol. 3, Nr 1, styczeń 2008; 73. Ravallion M. (1998), “Does Aggregation Hide the Harmful Effects of Inequality on Economic Growth”, Economic Letters Vol. 61, Nr 1, październik 1998, s. 73-71; 74. Ray D. (1998), “Development Economics”, Princeton University Press, New Jersey, luty 1998; 75. van Reenen J., Sianesi B. (2002), “The returns to education: a review of the empirical macro-economic literature”, IFS Working Paper Nr W02/05, marzec 2002; 76. Richardson C. L. (2005), “How the loss of property rights caused Zimbabwe’s collapse”, Cato Institute Economic Development Bulletin, Nr 4, listopad 2005, dostępny w internecie: www.cato.org/pubs/edb/edb4.pdf 77. Rodriguez F. (2000), „Inequality, Economic Growth and Economic Performance. A Background Note for the World Development Report 2000”, dostępny w internecie: http://siteresources.worldbank.org/INTPOVERTY/Resources/WDR/Background/ 115 rodriguez.pdf 78. Rodriguez F. (2004), „Inequality, Redistribution and Rent-Seeking”, Economics & Politics, Vol. 16, Nr 3, listopad 2004, s. 287-320; 79. Rodrik D. (1998), “Where did All the Growth Go? External Shocks, Social Conflict and Growth Collapses”, NBER Working Paper Nr 6350, styczeń 1998; 80. Schmidt-Hebbel K., Serven L. (2000), “Does income inequality raise aggregate saving?”, Journal of Development Economics, Vol. 61, Nr 2, kwiecień 2000, s. 417–446; 81. Scully G. W. (2002), “Economic Freedom, Government Policy and the Trade-off between Equity and Growth”, Public Choice, Vol. 113, Nr 1-2, październik 2002, s. 77-96; 82. Scully G. W. (2008), “Economic Freedom and the Trade-off between Inequality and Growth”, NCPA Policy Research Report Nr 309, marzec 2008; 83. Siebert H. (1998), “Commentary: economic consequences of income inequality”, Federal Reserve Bank of Kansas City Proceedings, 1998, s. 265-281; 84. Smith D. (2001), „International evidence on how income inequality and credit market imperfections affect private saving rates”, Journal of Development Economics, Vol. 64, Nr 1, luty 2001, s. 103–127; 85. Sokoloff K. L., Engerman S. L. (2000), “History Lessons: Institutions, Factor Endowments, and Paths of Development in the New World”, The Journal of Economic Perspectives, Vol. 14, Nr 3, lato 2000, s. 217-232; 86. Strom S., Roed K. (2002), “Progressive Taxes and the Labour Market – Is the Trade-Off between Equality and Efficiency Inevitable?”, Journal of Economic Surveys, Vol. 16, Nr 1, luty 2002, s. 77-110; 87. Sylwester K. (2000), “Income inequality, education expenditures, and growth”, Journal of Development Economics Vol. 63, Nr 2, grudzień 2000, s. 379-398; 88. Thorbecke E., Charumilind Ch. (2002), „Economic Inequality and its Socioeconomic Impact”, World Development, Vol. 30, nr 9, wrzesień 2002, s. 1477-1495; 89. Torvik R. (1993), "Talent, Growth and Income Distribution", Scandinavian Journal of Economics, Vol. 95, Nr 4, grudzień 1993, s. 581-596; 90. Trostel P. A. (2005), „Nonlinearity in the return to education”, Journal of Applied Economics, Vol. 8, Nr 1, maj 2005, s. 191-202; 91. Venieris Y. P., Gupta D. K. (1986), „Income Distribution and Sociopolitical Instability as Determinants of Savings: A Cross- Sectional Model”, The Journal of Political Economy, Vol. 94, Nr 4, sierpień 1986, s. 873-883; 92. Voitchovsky S. (2005), “Does the profile of income inequality matter for economic growth? Distinguishing between the effects of inequality in different parts of the income 116 distribution”, Journal of Economic Growth, Vol. 10, Nr 3, wrześień 2005, s. 273–296 ; 93. Volrath D., Erickson L. (2007), „Land Distribution and Financial System Development”, IMF Working Paper WP/07/83, kwiecień 2007; 94. Volrath D., Erickson L. (2004), „Dimensions of Land Inequality and Economic Development”, IMF Working Paper WP/04/158, sierpień 2004; 95. Welch F. (1999), „In Defense of Inequality”, The American Economic Review, Vol. 89, Nr 2, maj 1999, s. 1- 17; 96. Zweimueller J. (2000), „Schumpeterian Entrepreneurs Meet Engel‘s Law: The Impact of Inequality on Innovation-Driven Growth”, Journal of Economic Growth, Vol. 5, Nr 2, czerwiec 2000, s. 185-206; 117