Wpływ nierówności społeczno-ekonomicznych na stopę wzrostu

Transkrypt

Wpływ nierówności społeczno-ekonomicznych na stopę wzrostu
SZKOŁA GŁÓWNA HANDLOWA w Warszawie
STUDIUM MAGISTERSKIE
Kierunek: Ekonomia
Grzegorz Siemionczyk
Nr albumu: 31925
WPŁYW NIERÓWNOŚCI SPOŁECZNO-EKONOMICZNYCH
NA STOPĘ WZROSTU GOSPODARCZEGO
Praca magisterska napisana
w Katedrze Teorii Systemu Rynkowego
pod kierunkiem naukowym
prof. dr hab. Marka Garbicza
Warszawa 2009
Spis treści:
I. Słowo wstępne.........................................................................................................1
II. Korzyści z nierówności............................................................................................6
2.1. Wprowadzenie..................................................................................................6
2.2. Kaldora funkcja inwestycji...............................................................................6
2.3. Niepodzielność inwestycji..............................................................................11
2.4. Motywacyjne i informacyjne aspekty nierówności........................................13
2.4.1. Nierówności a motywacja do wysiłku.........................................................14
2.4.2. Nierówności płacowe jako sygnał rynkowy................................................16
2.4.3. Organizacja przedsiębiorstw, wydajność i rozkład dochodów....................20
2.5. Szkodliwa polityka egalitaryzmu....................................................................22
III. Ujemny wpływ nierówności na wzrost..................................................................26
3.1.Uwagi wstępne.................................................................................................26
3.2. Nierówności a presja redystrybucyjna............................................................28
3.3. Korupcjogenne nierówności ..........................................................................37
3.4. Socjopolityczny kanał transmisji....................................................................40
3.5. Nierówności a szoki makroekonomiczne.......................................................44
3.6. Niedoskonałości rynku kredytowego..............................................................50
3.6.1. Schemat podstawowy...................................................................................51
3.6.2. Alokacja uzdolnień w warunkach niedoskonałości rynku...........................53
3.6.3. Demotywujący wpływ pożyczek.................................................................56
3.6.4. Nierówności a struktura zawodowa społeczeństwa.....................................58
3.6.5. Uwagi krytyczne..........................................................................................60
3.7. Dysproporcje społeczne a struktura popytu....................................................63
3.8. Społeczna dysfunkcjonalność nierówności.....................................................64
3.9. Utrwalanie się szkodliwych instytucji............................................................68
IV. Niejednoznaczna rzeczywistość - zniuansowanie problematyki..........................70
4.1. Sprzeczne wyniki............................................................................................70
4.2. Źródła nieliniowości ......................................................................................73
4.3. Czym właściwie są nierówności?...................................................................77
4.3.1. Płaszczyzny nierówności ............................................................................78
4.3.2. Podmiot pomiaru dysproporcji....................................................................85
4.3.3. Kontrowersyjny pomiar nierówności ..........................................................87
4.4. Szkodliwość nierówności w krajach rozwijających się..................................91
4.5. Szkodliwość nierówności w krajach rozwiniętych.........................................94
4.6. Moderujący wpływ mobilności społecznej.....................................................98
4.7. Rozróżnienie na krótki i długi okres.............................................................102
4.8. Nierówności w skali mikro i makro..............................................................104
V. Konkluzje.............................................................................................................107
VI. Spis tabel, wykresów i rysunków.........................................................................110
VII.Bibliografia..........................................................................................................111
Część I
Słowo wstępne
Z pewnością żadne społeczeństwo, którego
większa część jest uboga i nieszczęśliwa,
nie może być szczęśliwe i kwitnące
Adam Smith
Relacja wymienna między równością
a efektywnością jest najważniejszym
społeczno-ekonomicznym
kompromisem,
wobec jakiego stoimy.
Arthur Okun
We wczesnych latach 60. niewielkie gospodarki Korei Południowej oraz Filipin1 na
poziomie podstawowych agregatów makroekonomicznych były do siebie niezwykle podobne.
Zarówno liczebność populacji, poziom PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca, stopień
urbanizacji, jak i upowszechnienie edukacji na poziomie podstawowym i średnim były niemal
identyczne. A jednak w ciągu kolejnego ćwierćwiecza pierwszy z tych krajów rozwijał się
w średnim tempie 6 proc. rocznie, awansując do grona najwyżej rozwiniętych państw świata,
podczas gdy drugi wzrastał w tempie 2 proc. rocznie. Rzecz jasna, przyczyn tej dywergencji
może być wiele2, lecz jedna wydała się badaczom szczególnie charakterystyczna. Otóż
podczas gdy Korea Południowa wskutek przeprowadzonej po II wojnie światowej reformy
rolnej cechowała się w roku 1965 współczynnikiem Gini'ego dla rozkładu dochodów na
poziomie nieznacznie przekraczającym 34 proc., o tyle na Filipinach wskaźnik ten
przewyższał 51 proc. Ponieważ krzywa Lorenza dla Filipin leżała w każdym punkcie poniżej
analogicznej krzywej dla Korei Południowej, różnice w indeksie Gini'ego dają się w tym
wypadku łatwo zinterpretować. Społeczeństwo filipińskie charakteryzowało się mianowicie
zdecydowanie większymi nierównościami dochodowymi, niż społeczeństwo koreańskie. Pod
tym względem przypominało bardziej słynące z rażących dysproporcji społecznych kraje
Ameryki Łacińskiej. I podobnie jak te państwa, w kolejnych dekadach pogrążyło się
w stagnacji, podczas gdy inne kraje Azji Południowo-Wschodniej pracowały na miano
„tygrysów”. „Na gruncie ekonomii rozwoju od dawna uznaniem cieszy się teza, że
1 Przykład ten zaczerpnąłem z Benabou (1996)
2 Filipiny charakteryzowały się m.in. znacznie wyższą stopą przyrostu naturalnego, niż Korea Południowa. Z
kolei wysokość wydatków publicznych na edukację w stosunku do PKB była w latach 1970-80 prawie
trzykrotnie wyższa w Korei niż na Filipinach. Także pod względem ochrony praw własności Korea Płd.
zdecydowanie przodowała.
1
wyjątkowo równomierny rozkład dochodów i ziemi w krajach azjatyckich odegrał istotną rolę
w ich rozwoju, podczas gdy wysoki stopień koncentracji majątku w krajach Ameryki
Łacińskiej stanowił poważną przeszkodę dla wzrostu gospodarczego” - konkluduje Benabou3
(1996). Jak sądzę, ilustrujący to zjawisko wykres 1. uzasadnia zainteresowanie, jakim
ekonomiści obdarzyli nierówności społeczno-ekonomiczne jako jedną z istotnych determinant
rozwoju gospodarczego.
Wykres 1. Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy w Azji Płd.-Wsch. i Ameryce Łac.
Średnia stopa
wzrostu PKB w
latach 1960-90
Średnia wartość indeksu
Gini'ego w latach 1960-90
Źródło: Birdsall (2001)
Lata 90. zrodziły szereg teorii wyjaśniających
ujemną zależność między
nierównościami a wzrostem gospodarczym. Ich omówieniu poświęcę część III niniejszej
pracy. Samo w sobie takie streszczenie literatury nie byłoby jednak specjalnie interesujące,
gdyby nie fakt, że jeszcze 30 lat wcześniej ekonomiści myśleli o problemie nierówności
w zupełnie innych kategoriach. Przeglądu tych klasycznych argumentów, wskazujących, że
nierówności społeczne stanowią katalizator wzrostu gospodarczego, dokonam w części II.
Problem relacji między dysproporcjami społecznymi a efektywnością gospodarki stanie się
jednak naprawdę ciekawy dopiero wówczas, gdy uświadomimy sobie, że nowsze teorie nie
zdetronizowały wcale poglądów wcześniejszych ekonomistów. Choć historia dywergencji
Filipin i Korei Południowej, czy też szerzej, Azji Południowo-Wschodniej i Ameryki
Łacińskiej jest niezwykle sugestywna, można współcześnie znaleźć przykłady państw, gdzie
nierówności społeczne okazały się zjawiskiem korzystnym, czy też patrząc na to z innej
strony, niekorzystne okazały się próby zażegnania nierówności. I tak, podczas gdy reforma
3 Benabou (1996), s. 2
2
rolna przyniosła korzyści w Korei Południowej, podobne przedsięwzięcie w Zimbabwe4
doprowadziło do katastrofy, która przemieniła dawny „spichlerz Afryki” w nękany klęskami
żywiołowymi ugór. Mniej kontrowersyjnym przykładem są Stany Zjednoczone, które
w gronie krajów wysoko rozwiniętych wyróżniają się zarówno dużymi rozbieżnościami
dochodowymi, jak i stosunkowo wysoką dynamiką wzrostu gospodarczego. Ponadto, jak
wskazuje w kilku swoich pracach Partridge, nawet w obrębie samych USA, charakteryzujące
się mniej egalitarnym rozkładem dochodów stany południowe, rozwijały się w ostatnim
półwieczu lepiej, niż stany północne.
Jak zatem pogodzić ze sobą tak przeciwstawne świadectwa i teorie? Odpowiedzi na to
pytanie będę poszukiwał w części IV. Bodźca do tych rozważań dostarczyły mi prace Roberta
J. Barro, który zasugerował, że nierówności są szkodliwe w krajach rozwijających się,
natomiast mogą być korzystne w krajach rozwiniętych (rozdział 4.4.). Uzasadnienia tej tezy
można poszukiwać na gruncie wpływowej koncepcji, jakoby nierówności były w obliczu
niedoskonałości rynków kredytowych przyczyną niedoinwestowania w kapitał ludzki. Jedną
z implikacji tej teorii jest to, że stopień rozwoju rynków kapitałowych powinien wyznaczać
siłę zależności między dysproporcjami społecznymi a stopą wzrostu gospodarczego. Wydaje
się jednak, że stopień rozwoju rynków kapitałowych idzie w parze z poziomem PKB per
capita.
Niezależnie od tego, czy teza Barro jest słuszna czy też nie, rzuca nowe światło na
wszystkie niemal argumenty, wysuwane w badaniach nad relacją między nierównościami
społecznymi a stopą wzrostu gospodarczego. Podobnie jak wspomniana w poprzednim
akapicie koncepcja zakładająca niedoskonałość rynków kredytowych, większość z nich
przybiera bowiem postać warunkową. Szereg przykładów podam w rozdziale 4.2. Tropem
tym można jednak pójść jeszcze dalej i spróbować zrelatywizować efekty nierówności do
szeregu innych okoliczności, nie uwzględnionych bezpośrednio w poszczególnych modelach.
I tak, można wprowadzić do rozważań wymiar czasowy, aby sprawdzić, czy nierówności są
szkodliwe w krótkim terminie, a pozytywne w długim, lub też odwrotnie (rozdział 4.7.).
Można uszczegółowić pojęcie nierówności, aby przekonać się, że zjawisko to jest
wielowymiarowe, a każdy z tych wymiarów może być inaczej skorelowany ze stopą wzrostu
gospodarczego (rozdział 4.3.). Uwzględnić należy również znaczenie takich czynników jak
mobilność społeczna czy częściowo z nią powiązana tolerancja dla dysproporcji społecznych,
4 Zdaje sobie sprawę, że motywy redystrybucji ziemi w Zimbabwe były znacznie mniej szlachetne, niż w
Korei Południowej. Jestem również świadomy, że przykłady tego afrykańskiego państwa używa się zwykle
do zilustrowania roli klarownych praw własności w rozwoju gospodarczym. Niemniej jednak wydarzenia w
Zimbabwe pod wieloma względami nadają się również do wyjaśnienia znaczenia nierówności. W dalszej
części pracy ilustrując niektóre mechanizmy oddziaływania nierówności społecznych na wzrost gospodarczy
będę do tego przykładu wracał.
3
które mogą zmieniać jakościową rolę nierówności (rozdział 4.6.). Wreszcie, jeśli to
zniuansowanie problematyki okaże się celowe, możemy dojść do przekonania, że
międzynarodowe porównania nie szczególnie nadają się do badania zależności między
nierównościami a wzrostem gospodarczym. Jeśli bowiem wpływ nierówności może się
zmieniać z okresu na okres, oraz z kraju na kraj, zapewne może się również zmieniać
z regionu na region.
Ostatecznie więc, pytanie o to, czy nierówności społeczno-ekonomiczne stanowią
przeszkodę dla wzrostu gospodarczego, czy też są jego katalizatorem jest źle postawione.
Właściwe pytanie brzmi: w jakich warunkach dysproporcje społeczne są szkodliwe,
a w jakich mogą się okazać pożyteczne? Nie sugeruje oczywiście, że zajmujący się tą kwestią
ekonomiści - nawet ci, którzy formułowali swoje tezy dość kategorycznie - byli w błędzie.
Przeciwnie, w pracy tej chciałbym pokazać, że wszyscy mieli trochę racji. Ogólniej zaś,
relacja między nierównościami a stopą wzrostu PKB prawie na pewno nie jest liniowa.
Chciałbym na wstępie poruszyć jeszcze kilka kwestii technicznych. Przede wszystkim,
przeciwna relacja przyczynowa, prowadząca od rozwoju gospodarczego do nierówności nie
będzie mnie w tej pracy szczególnie interesowała. W kilku jednak miejscach będę musiał do
tego zagadnienia nawiązać. Liczne badania sugerują, że zjawiska powszechnie uważane za
motory wzrostu gospodarczego, takie jak postęp technologiczny, upowszechnienie edukacji,
czy też liberalizacja handlu z samej swej istoty powiększają skalę rozpiętości dochodów. Jeśli
rzeczywiście nierówności społeczne stanowią nieuchronny korelat rozwoju gospodarczego, to
wydaje się, że próby ich ograniczenia muszą ten rozwój hamować. Odrzucenie tego
argumentu, wskazującego na ważną rolę nierówności w procesie rozwoju, postawiłoby nas
w trudnej sytuacji. Jeśli bowiem uznamy, że nierówności negatywnie oddziaływają na stopę
wzrostu gospodarczego, trudno uniknąć zaskakującego wniosku, że wzrost ten sam się
wygasza za pośrednictwem dysproporcji społecznych. Jak sądzę, paradoks ten można
potraktować jako kolejną sugestię, że nie należy rozpatrywać relacji nierówności-wzrost
gospodarczy w kategoriach dychotomicznych. Przede wszystkim jednak pokazuje on, że pod
pewnymi względami relacja prowadząca od wzrostu gospodarczego do dysproporcji
dochodowych oraz interesująca nas zależność przebiegająca w kierunku przeciwnym nie dają
się łatwo odseparować. Stąd, wypadnie mi do tego problemu w kilku miejscach wrócić.
„Jednym z zasadniczych bodźców do badań nad relacją między rozkładem dochodów
a aktywnością gospodarki są dane empiryczne, które systematycznie wskazują na silną
korelację tych zmiennych” - wyjaśniają Galor i Zeira (1993)5. Mimo to, badania empiryczne
tej relacji są według mnie stosunkowo nieciekawe. W większości były one prowadzone na
5 Galor, Zeira (1993), s. 35;
4
danych przekrojowych, jeśli więc prawdziwa jest centralna teza niniejszej pracy, że zależność
między nierównościami a stopą wzrostu gospodarczego zależy od wielu dodatkowych
okoliczności i w każdym kraju może być odmienna, wynikiem tych badań będzie jedynie
mało interesująca wypadkowa tych wewnątrzkrajowych relacji. Ponadto, nawet jeśli
przyjmowano bardziej odpowiednią do takich badań metodologię panelową, często
estymowano równanie liniowe, co również nie może dać odpowiedzi na pytanie, jakie sobie
postawiłem. Z tego powodu praca ta ma zasadniczo charakter teoretyczny. Mimo to, starałem
się przywołać możliwie wiele badań empirycznych, przede wszystkim dlatego, że często
pojawiały się wcześniej, niż uzasadniające je teorie. Ponadto, nawet jeśli ogólne badania nad
znakiem korelacji między nierównościami a wzrostem gospodarczym są niekonkluzywne,
zarzut ten nie dotyczy empirycznych dociekań nad trafnością poszczególnych mechanizmów
oddziaływania na siebie tych zmiennych.
Zasadnicze tezy, jakie będę usiłował w tej pracy wysunąć, pojawiają się explicite
dopiero w IV części pracy. Taksonomiczne odróżnianie kanałów transmisji nierówności na
wzrost gospodarczy, któremu poświęciłem wcześniejsze rozdziały, może w tym świetle
sprawiać wrażenie niepotrzebnej pedanterii6. W rzeczywistości jednak odpowiada celom,
jakie sobie postawiłem: wyszczególnienie możliwie wielu mechanizmów oddziaływania
dysproporcji społecznych na dynamikę gospodarki uwypukla, jak skomplikowana
i niejednoznaczna jest ta relacja.
Choć pojęcie „nierówności” społeczno-ekonomicznych jest stosunkowo niejasne,
kwestiami definicyjnymi również zajmę się dopiero w części IV, pominąwszy krótkie
wzmianki potrzebne dla klarowności wywodu. Nie jest to wynik niedopatrzenia. Większość
autorów, których prace omawiam w częściach II i III także nie zaprzątała sobie tym
problemem głowy.
Skłoniło mnie to do potraktowania złożoności zjawiska nierówności
społeczno-ekonomicznych jako jednego z możliwych wyjaśnień sprzeczności obecnych
w literaturze empirycznej i teoretycznej. Dlatego właśnie problematykę tą rozważam dopiero
w końcowej, syntetycznej części pracy.
6 Inną sprawą jest to, że przegląd teorii w rozdziałach II i III bynajmniej nie jest kompletny. W szczególności,
nie wyczerpałem krytycznych argumentów przeciwko niektórym kanałom transmisji nierówności na wzrost
gospodarczy. Dotyczy to zwłaszcza mechanizmów wskazujących, że zależność między tymi zmiennymi jest
pozytywna. Wynika to z faktu, że część z nich stanowi w zasadzie nie tyle obronę nierówności, co wolnego
rynku, którego dysproporcje społeczne są nieuchronnym skutkiem. Tymczasem argumenty za lub przeciwko
ingerencji państwa w funkcjonowanie gospodarki przebiegają całą teorię ekonomii, nie sposób więc ich w
niniejszej pracy nawet zarysować.
5
Część II
Korzyści z nierówności
2.1.Wprowadzenie
Prezentacja teorii, postulujących dodatnią zależność między dysproporcjami
społecznymi a wzrostem gospodarczym, jest zadaniem stosunkowo niewdzięcznym. Nie
chodzi tu wyłącznie o to, że wydają się one w dzisiejszych czasach niemodne. Ważniejsza jest
pewna niewspółmierność tej literatury wobec prac autorów z lat 90., postulujących
w większości negatywną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym.
Podczas gdy ci ostatni posługują się do zilustrowania swych tez modelami, „klasyczne”
poglądy na kwestię nierówności nie znalazły tak klarownego ujęcia, przez co mogą sprawiać
wrażenie niedostatecznie uargumentowanych, nienaukowych, lub wręcz osadzonych
w ideologii okresu, w jakim powstawały. Jak sądzę, właśnie ten fakt sprawił, że Osberg
(1995) dawniejsze badania nazywa „retoryką o trade-off'ie1”, a dopiero badania z lat 90.
rzetelną analizą relacji między nierównościami a wzrostem. Z opinią tą trudno się jednak
zgodzić, bowiem założenia, na jakich oparte są współczesne modele są w wielu przypadkach
daleko bardziej nieprawdopodobne, niż przeświadczenia, do jakich odwoływano się
w pracach dawniejszych.
Autorzy dokonujący przeglądu tych argumentów, np. Attanasio i Binelli (2003) oraz
Aghion, Caroli i Garcia-Penalosa (1999), zwykli dzielić je na trzy grupy. Do pierwszej
zaliczane są zagadnienia osnute wokół funkcji inwestycji Kaldora, do drugiej kwestie
związane z niepodzielnością inwestycji, a do trzeciej motywacyjne aspekty nierówności. Ja
również pójdę tym utartym szlakiem, jednak trzecią grupę rozbuduje o rozważania dotyczące
informacyjnych funkcji nierówności.
2.2. Kaldora funkcja inwestycji
Argument ten wywodzi się z przeświadczenia, obecnego w myśli ekonomicznej
przynajmniej od czasów Adama Smitha2, lecz kojarzonego na ogół z nazwiskiem Nicholasa
Kaldora, który powiadał, że krańcowa skłonność ludzi pracy do oszczędzania jest niższa, niż
w przypadku kapitalistów. Innymi słowy, krańcowa stopa oszczędności rośnie wraz
z dochodami (rys. 1). Gdyby tak było istotnie, nierówności dochodowe kanalizowałyby
kapitał w ręce tych, których skłonności do oszczędzania są większe. W tej sytuacji, im
1 Relacji wymiennej między nierównościami a wzrostem gospodarczym.
2 Pardo-Beltran (2002), s. 2;
6
bardziej nierównomierny jest rozkład dochodów w społeczeństwie, tym wyższa zagregowana
stopa oszczędności.
Jednocześnie, „w klasycznych modelach ekonomicznych zakładano, że wzrost
gospodarczy zależy przede wszystkim od stopy akumulacji produktywnych zasobów”3, która
z kolei jest sprzężona ze stopą oszczędności. Stąd, jeśli większe nierówności prowadzą do
wyższej stopy oszczędności, to muszą stanowić czynnik napędzający wzrost gospodarczy.
W kolejnych akapitach przeanalizuję zasadność obu etapów tego rozumowania.
Istnieje kilka powodów, dla których można spodziewać się, że krańcowa stopa
oszczędności będzie rzeczywiście rosła wraz z dochodami. Przede wszystkim, istnieją pewne
minimalne potrzeby egzystencjalne, które muszą zostać zaspokojone, zanim człowiek będzie
mógł zacząć odkładać środki na przyszłość i wygładzać konsumpcję w cyklu życiowym.
W ujęciu formalnym oznacza to, że międzyokresowa elastyczność substytucji dla osób
konsumujących mniej niż minimum egzystencjalne jest zerowa, a powyżej tego minimum
Oszczędności
rośnie wraz z konsumpcją4.
Przy takiej funkcji oszczędności, dwie osoby,
jedna bogata o dochodach c, a druga uboga o
dochodach a, oszczędzą łącznie więcej, niż dwie
osoby o dochodach b. Redystrybucja dochodów
od osoby c, do osoby a, obniżyłaby więc stopę
oszczędności w takim społeczeństwie.
A
B
Dochody
a
b
c
Rys. 1. Rosnąca krańcowa skłonność do konsumpcji.
Kolejnym powodem może być ograniczony dostęp ludzi ubogich do rynków finansowych.
W wielu krajach, zwłaszcza rozwijających się, niższe warstwy społeczne, zamieszkujące
często na obszarach wiejskich, mogą mieć ograniczony dostęp do banków. Związane
z wysoką inflacją ryzyko, że realne oprocentowanie niewielkich lokat będzie ujemne,
dodatkowo zniechęca do oszczędzania. Natomiast ludzie majętni mają z reguły lepszy dostęp
do instytucji finansowych, łatwiej jest im zmaksymalizować stopę zwrotu poprzez
3 Quintin, Saving (2008), s. 1;
4 Smith (2001), s. 115;
7
dywersyfikację inwestycji5, a przed inflacją mogą się zabezpieczyć lokując swoje środki za
granicą. W tym kontekście Cook (1995) zauważa, że ludzie ubodzy w krajach wschodzących
często pracują w sektorze rolniczym, który oferuje mniejsze możliwości inwestycyjne, a przez
to odbiera motywację do oszczędzania. Thorbecke i Charumilind (2002) wymieniają
dodatkowo motywy dynastyczne, które sprawiają, że ludzie bogaci oszczędzają, aby zostawić
swoim potomkom odpowiedni spadek.
Z drugiej strony, argumenty przeciwko hipotezie Kaldora także nie trudno znaleźć. Jak
zauważa Smith (2001), równie dobrze można utrzymywać, że to właśnie biedni powinni mieć
najwyższe stopy oszczędności. „Przykładowo, osoba o niskich dochodach i niewielkim
zasobie kapitału ludzkiego stoi wobec większej niepewności zatrudnienia, a ewentualny szok
dochodowy pochłonie większą część jego zarobków. To jest silny bodziec do
zapobiegawczego oszczędzania”6. Często wskazuje się też, że zamożne warstwy
społeczeństwa dużą część swoich środków przeznaczają na ostentacyjną konsumpcję
i symbole statusu, zamiast na inwestycje. W swoim znanym podręczniku Debraj Ray (1998)
podkreśla, że upowszechniające się wzorce zachodniego stylu życia sprawiają, że największe
aspiracje przejawiają ci ludzie, którzy wydostali się już z ubóstwa lecz nadal znaczny dystans
dzieli ich od pożądanego poziomu życia. Uporczywie dążąc do poprawy losu swoich dzieci,
ludzie ci zwykle oszczędzają znaczną część swoich dochodów7.
Rozważania teoretyczne wskazują zatem, że funkcja oszczędności jest przypuszczalnie
bardziej skomplikowana, niż ta na rys. 1 (wrócę do tej kwestii w dalszej części pracy).
Oznacza to, że istnienie efektu Kaldora może zostać zweryfikowane jedynie empirycznie.
Cook (1995) oraz Thorbecke i Charumilind (2002) podają, że pierwsze badania w latach 60.,
koncentrujące się na danych mikroekonomicznych wykazały, że w krajach azjatyckich stopy
oszczędności z kapitału są zdecydowanie wyższe, niż z dochodów z pracy.
Także
w późniejszych dekadach badacze analizujący dane sondażowe konsekwentnie stwierdzali, że
bogatsze gospodarstwa domowe oszczędzają większą część swoich dochodów, niż
gospodarstwa uboższe8. Wyniki badań opartych na makroekonomicznych agregatach nie są
już tak jednoznaczne. Venieris i Gupta (1986) sugerują, że największą stopą oszczędności
charakteryzuje się klasa średnia9. Z kolei Schmidt-Hebbel i Serven (2000), a przed nimi kilku
innych autorów10, nie byli w stanie odnaleźć wyraźnej relacji między nierównościami a stopą
5
6
7
8
9
Voitchovsky (2005), s. 275;
Smith (2001), s. 115;
Ray (1998), s. 214;
Schmidt-Hebbel, Serven (2000), s. 418;
Autorzy wskazują jednak, że może to dotyczyć jedynie produktywnych oszczędności, czyli takich, które
zasilają w kapitał krajową gospodarkę. Niewykluczone, że bogaci w rzeczywistości oszczędzają więcej, lecz
środki te odprowadzają za granicę, bądź inwestują je nieproduktywnie, np. w metale szlachetne, waluty itp.
10 Schmidt-Hebbel, Serven (2000), s. 418;
8
oszczędności. Z drugiej strony Cook (1995) potwierdził istnienie efektu Kaldora w próbie 49
krajów wschodzących, zaś Smith (2001) w grupie 66 państw, zarówno rozwiniętych jak
i rozwijających się. Ta ostatnia praca jest szczególnie interesująca, bowiem omawiana
zależność została przetestowana zarówno metodami przekrojowymi, jak i panelowymi,
z uwzględnieniem wielu innych potencjalnych determinant stopy oszczędności. Dodatkowo,
autor zbadał przyczyny występowania efektu Kaldora, konkludując, że kryją się za nim
przede wszystkim niedoskonałości rynku kredytowego. Wpływ dysproporcji społecznych na
skłonność do oszczędzania okazał się wszakże stosunkowo słaby. „Wzrost współczynnika
Gini'ego o jedno odchylenie standardowe, które dzieli np. Filipiny od Korei Południowej,
zwiększa stopę oszczędności o około 1,5 proc., czyli jedną czwartą odchylenia standardowego
(...). Duży skok nierówności powoduje więc relatywnie niewielki wzrost prywatnych
oszczędności”11 - podsumowuje Smith (2001).
Przyjmijmy jednak, że hipoteza Kaldora jest prawdziwa i można przejść do drugiej
części argumentu, łączącego nierówności ze wzrostem gospodarczym za pośrednictwem stopy
oszczędności.
Należałoby
pokazać,
że
oszczędności
rzeczywiście
są
czynnikiem
napędzającym inwestycje. Jednak spór o to, czy głównym motorem wzrostu są oszczędności,
czy konsumpcja zapełnia sporą część podręczników do historii myśli ekonomicznej.
Ponieważ roztrząsanie tego obszernego zagadnienia wykraczałoby poza zakres tej pracy,
poprzestanę jedynie na kilku uwagach.
Przede wszystkim, istnieje tu problem natury definicyjnej12. Granica między
oszczędnościami a konsumpcją była wyraźna, dopóki słowo „kapitał” rozumiano tradycyjnie.
Gdy termin ten zaczął obejmować także kapitał ludzki, rozróżnienie stało się trudniejsze. Ma
to znaczenie zwłaszcza na niższych szczeblach drabiny społecznej. Czy wydatkowanie
środków na zdrowe pożywienie, ochronę zdrowia, czy edukację, które podnoszą
produktywność pracownika, powinniśmy zaklasyfikować jako oszczędności czy konsumpcję?
Odpowiedź na to pytanie wydaje się kluczowa, aby określić, czy większy wpływ na wzrost
gospodarczy ma konsumpcja czy oszczędności.
Oszczędności pełniły istotną rolę w neoklasycznych modelach Ramsey'a oraz Solowa,
doraźnie zwiększając stopę wzrostu gospodarczego. Lecz, jak zauważa Smith (2001), takie
bezpośrednie przełożenie stopy krajowych oszczędności na inwestycję i wzrost zachodzi
wyłącznie w gospodarce zamkniętej. W gospodarce otwartej, charakteryzującej się dużą
mobilnością kapitału, może nie istnieć żadna korelacja między tymi zmiennymi. Wydaje się
jednak, że w większości państw brak prawnych barier hamujących przepływ kapitału może co
11 Smith (2001), s. 111;
12 Thorbecke, Charumilind (2002), s. 1482;
9
najwyżej osłabić wpływ krajowych oszczędności na stopę wzrostu gospodarczego, lecz nie
jest w stanie całkowicie go zniwelować. Po pierwsze, w latach 90. zaobserwowano, że
inwestorzy preferują inwestowanie swego kapitału na rodzimym rynku, nawet jeśli
międzynarodowa dywersyfikacja portfela pozwalałaby osiągnąć wyższą stopę zwrotu.
Zjawisko to, nazywane „home bias”, może wynikać z faktu, że rodzimy rynek łatwiej jest
dogłębnie poznać, a zatem ryzyko inwestycji jest mniejsze.
Po drugie, Aghion, Comin
i Howitt (2006) wystąpili z modelem, na gruncie którego oszczędności mają znaczenie dla
wzrostu gospodarczego także w małych i otwartych gospodarkach, szczególnie na niższym
etapie rozwoju. W modelu tym, wzrost gospodarczy napędzany jest innowacjami, które
pozwalają krajowym producentom wykorzystać wiodące technologie. Lecz w gospodarce
znajdującej się na niskim szczeblu zaawansowania technologicznego, wprowadzenie takich
innowacji wymaga zaangażowania zagranicznego inwestora, zaznajomionego z najnowszymi
technologiami. Aby przyciągnąć zagraniczny kapitał do danego kraju, potrzebne jest jednak
współfinansowanie projektów inwestycyjnych przez kapitał rodzimy, pochodzący właśnie
z oszczędności. Zaangażowanie lokalnych banków, monitorujących przebieg takich
przedsięwzięć, zwiększa bowiem prawdopodobieństwo ich sukcesu, a więc także oczekiwaną
przez zewnętrznego inwestora stopę zwrotu. W modelu tym oszczędności pełnią zatem rolę
poręczenia, ubezpieczającego zagranicznych inwestorów przed nadmiernym ryzykiem (czyli
w pewien sposób łagodzą motywy, powodujące u zagranicznych inwestorów wspomniany
„home bias”).
Aghion, Comin i Howitt (2006) ilustrują swoją tezę, porównując historię gospodarczą
Ameryki Łacińskiej i wschodniej Azji. W 1960 r. regiony te charakteryzowały się zbliżonym
poziomem PKB per capita, lecz w kolejnych dekadach kraje azjatyckie wyraźnie się
wysforowały. Czynnikiem, który mógłby wyjaśnić ich gwałtowny rozkwit mogą być właśnie
prywatne oszczędności, których średnia stopa w latach 1960-2000 sięgała 25 proc.
w porównaniu z 14 proc. w Ameryce Łacińskiej. Wydaje się to tym bardziej wiarygodne, że
Chile, które w porównaniu z innymi latynoamerykańskimi krajami rozwijało się nadzwyczaj
szybko, także charakteryzowało się wysoką stopą prywatnych oszczędności (około 20 proc.).
Dodatkowo, autorzy weryfikują swoje przypuszczenia na danych panelowych ze 118 państw
z lat 1960-2000. Okazuje się, że średnia stopa oszczędności w danym pięcioletnim okresie
<t-4, t> pozytywnie oddziałuje na stopę wzrostu gospodarczego w kolejnej dekadzie
(t, t+10>. Zgodnie z przewidywaniami modelu, efekt ten jest szczególnie silny w krajach
rozwijających się13 a znaczenie mają wyłącznie oszczędności prywatne, w przeciwieństwie do
13 Przy czym za państwa bogate autorzy uznali wszystkie kraje o poziomie PKB per capita przekraczającym
16,5 proc. tego poziomu w kraju najbogatszym.
10
publicznych. Ponadto, powiązanie oszczędności i wzrostu gospodarczego następuje wyłącznie
dzięki rosnącej produktywności czynników produkcji (TFP), a nie dzięki akumulacji kapitału.
Stanowi to potwierdzenie tezy, że oszczędności sprzyjają importowi nowoczesnych
technologii. Dodatkowym empirycznym potwierdzeniem mechanizmu naszkicowanego
w modelu jest silna korelacja między stopą prywatnych oszczędności a poziomem
bezpośrednich inwestycji zagranicznych oraz importu zaawansowanych technologii
w kolejnych latach.
2.3. Niepodzielność inwestycji
Druga klasa argumentów, podkreślających znaczenie nierówności dla rozwoju
gospodarczego, osnuta jest wokół zagadnienia niepodzielności inwestycji. Zainicjowanie
działalności przemysłowej, utworzenie firmy, czy prowadzenie badań nad nowymi
technologiami wymagają na ogół utopienia znacznych kosztów, zanim przedsięwzięcia te
przyniosą jakiekolwiek efekty. Gdy rynki kredytowe są niedoskonałe, skierowanie
odpowiedniej puli środków na takie inwestycje może być niemożliwe, nawet przy znacznej
stopie oszczędności w danym społeczeństwie. Koncentracja kapitału w rękach nielicznych
inwestorów może w tych warunkach być jedyną szansą na zrealizowanie drogich projektów
inwestycyjnych i pobudzenie w ten sposób wzrostu gospodarczego. Mechanizm ten ma dość
klarowne implikacje empiryczne. Przewiduje bowiem, że nierówności powinny mieć
silniejszy wpływ na gospodarkę w tych krajach, gdzie rynki kapitałowe funkcjonują słabo.
Nie udało mi się jednak dotrzeć do badań, które by taką zależność testowały.
Powyższy argument można także zmodyfikować tak, żeby dotyczył on konsumpcji.
Wiąże się to bezpośrednio z prawem Engla mówiącym, że udział wydatków na żywność
maleje wraz z dochodami, co odzwierciedla hierarchiczność ludzkich preferencji. W tych
warunkach rozkład dochodów oddziałuje na strukturę popytu. Jak sądzę, na takim
rozumowaniu opiera się spostrzeżenie Friedricha von Hayeka14, że nierówności społeczne są
warunkiem wszelkiego rozwoju, rozumianego jako powstawanie nowych usług i produktów.
Otóż innowacyjne produkty są początkowo drogie w produkcji, więc ich ceny muszą być
wysokie. Istnienie grupy osób, które godzą się płacić wysoką cenę za luksus, daje
producentom czas na opracowanie metod produkcji masowej15. Na pierwszy rzut oka, teorii
tej zdaje się przeczyć praca Murphy'ego, Schleifera i Vishny'ego (1989) poświęcona roli, jaką
14 Hayek (2006), Rozdział 6, s.95-111;
15 Na zbliżone do tego zjawisko zwrócił uwagę inny noblista William R. Fogel, który zauważył, że im szybciej
na rynku pojawiają się nowe, luksusowe modele danych produktów, tym szybciej tanieją produkty
poprzedniej generacji. W efekcie, rosnącym nierównościom towarzyszy szybka poprawa standardów życia na
niższych szczeblach drabiny społecznej. Równocześnie ze wzrostem nierówności dochodowych, zmniejszać
się mogą nierówności konsumpcyjne.
11
rozkład dochodów odgrywa w procesie industrializacji. Autorzy ci twierdzą, że kołem
zamachowym wzrostu gospodarczego jest rozległa klasa średnia, ponieważ to właśnie ona
generuje popyt na masowe, fabryczne wyroby, których produkcja charakteryzuje się
korzyściami skali. Gdyby dochody były skoncentrowane w rękach niewielkiej grupy
krezusów, ich popyt skierowany byłby przede wszystkim na dobra luksusowe, pochodzące
przypuszczalnie z importu. Model ten nie stoi jednak w bezpośredniej sprzeczności z tezą
Hayeka. Przede wszystkim, popyt na dobra masowej produkcji zależy nie tylko od rozkładu
dochodów, ale także od wielkości kraju, jego otwartości na handel zagraniczny,
homogeniczności gustów społeczeństwa (co może mieć np. podłoże kulturowe), stopnia
urbanizacji itp. Pod tym względem spostrzeżenie austriackiego ekonomisty wydaje się
bardziej uniwersalne. Wydaje się też, że zjawiska opisane przez Hayeka oraz Murphy'ego,
Schleifera i Vishny'ego (1989) dotyczą innych kategorii dóbr, lub też tych samych dóbr, lecz
na innych etapach ich rozwoju. W pierwszym z tych przypadków trzeba by się zastanowić,
które kategorie dóbr stanowią nośnik postępu technologicznego i rozwoju, a w drugim, który
etap jest ważniejszy z perspektywy firm wprowadzających nowe produkty.
Pewnej odpowiedzi na te pytania dostarcza model Foellmi'ego i Zweimuellera (2004).
Wzrost gospodarczy napędzany jest w nim innowacjami, które stanowią odpowiedź na
zapotrzebowanie na nowatorskie produkty. Wobec założenia, że ludzkie potrzeby nie są
jednakowo pilne, popyt ten zależy od rozkładu dochodów konsumentów. Dynamika
dochodów determinowana jest zaś zwrotnie przez proces innowacji. W ramach tej struktury,
autorzy analizują dynamikę zysków firmy, która dokonuje innowacji wprowadzając na rynek
pewien produkt (X). Mogą one kształtować się pod wpływem zmian liczby konsumentów,
których stać na X przy danej cenie (efekt wielkości rynku), bądź też pod wpływem zmian
dochodów dotychczasowych konsumentów, co wymaga dostosowania ceny dobra X do ich
możliwości (efekt cenowy). Proces ten najłatwiej prześledzić na przykładzie społeczeństwa
podzielonego na dwie klasy: zamożną i ubogą. Wówczas rozkład dochodów wyraża się
dwoma parametrami: a) udziałem dochodów klasy biednej w zagregowanych dochodach (λ)
oraz b) udziałem w społeczeństwie klasy ubogiej (σ).
Załóżmy, że nierówności zmniejszają się ze względu na wzrost λ przy zachowaniu
średniego poziomu dochodów w społeczeństwie na niezmienionym poziomie. Oznacza to, że
klasa zamożna relatywnie ubożeje, a więc maleje jej skłonność do kupowania produktu X,
zmuszając producenta do obniżenia ceny produktu. Efekt cenowy ma zatem w tym wypadku
ujemny wpływ na zyski firmy. Z drugiej strony, klasa uboga staje się bogatsza, dzięki czemu
potencjalny rynek zbytu na dobro X się zwiększa. Zatem efekt wielkości rynku ma korzystny
wpływ na zyski producenta dobra X. Foellmi i Zweimueller (2004) pokazują jednak, że
12
ujemny efekt cenowy zawsze przeważa. Wynika to z faktu, że efekt wielkości rynku działa
z opóźnieniem: zyski są niskie w pierwszej fazie po wprowadzeniu produktu X, a dopiero po
pewnym czasie, w miarę wzrostu dochodów całego społeczeństwa i ewentualnego cięcia ceny
dobra X, rynek się powiększa. Dyskontowanie sprawia jednak, że wzrost zysków
w późniejszym okresie nie jest w stanie zrekompensować niskich zysków w pierwszej fazie
innowacji.
Przyjmijmy następnie, że nierówności zwiększają się na skutek wzrostu parametru σ,
przy czym λ się nie zmienia. Oznacza to, że jest teraz mniej ludzi zamożnych, ale relatywnie
bogatszych. Efekt cenowy ma więc w tym przypadku pozytywny wpływ na zyski producenta
dobra X, bowiem bogaci są skłonni więcej za nie płacić. Jednocześnie rynek na dobro X
kurczy się, co ujemnie oddziałuje na zyski producenta. To, który z efektów przeważy tym
razem, zależy od rynkowej siły firmy dokonującej innowacji. Gdy dla X brak substytutów,
producent może ustalić początkowo wysokie ceny i efekt cenowy przeważy nad efektem
wielkości rynku. Gdy jednak istnieją substytuty dla X, cena będzie musiała być niższa,
a wówczas nasila się znaczenie efektu wielkości rynku. W pierwszym przypadku mobilizacja
do innowacji zwiększa się, a w ślad za nią stopa wzrostu gospodarczego, w drugim wypadku
obie te zmienne maleją. Ostatecznie, konkludują Foellmi i Zweimueller (2004), w większości
przypadków innowacyjności sprzyjają większe nierówności. Relacja nie jest wszelako tak
jednoznaczna, jak to sugerował Hayek.
2.4. Motywacyjne i informacyjne aspekty nierówności
„Do niedawna, szerokie spektrum idei skłaniało większość ekonomistów do poglądu,
że
nierówności
powinny
być,
jeśli
już,
czynnikiem
sprzyjającym
wzrostowi
gospodarczemu”16. W odniesieniu do argumentów, którymi zajmę się w tym rozdziale,
kluczowe w tym zdaniu są słowa „jeśli już”. Twierdzi się w nich bowiem, że nierówności
pełnią w gospodarce funkcję informacyjną, która usprawnia proces alokacji zasobów
pomiędzy sektory, zawody i regiony. Stanowią także czynnik motywacyjny, powiązany
z takimi „schumpeterowskimi cechami, jak przedsiębiorczość, skłonność do ryzyka,
innowacyjność, a także z pracowitością”17 Nie oznacza to jednak, że nierówności są czymś
korzystnym, do czego należałoby zmierzać poprzez odpowiednie reformy. Jeśli zaistniałe na
rynku nierówności są naturalnym składnikiem jego sprawnego funkcjonowania, to zarówno
próby ich usunięcia, jak i zwiększenia, nieuchronnie spowodują pewne zaburzenia. Ściśle
rzecz biorąc, argumenty te wskazują zatem na istnienie relacji wymiennej między dążeniem
16 Quintin, Saving (2008), s. 1;
17 Partridge (2005), s. 363;
13
do wyrównania rozkładu dochodów, a efektywnością gospodarki (equality-efficiency tradeoff). Gwoli przejrzystości podzieliłem niniejszy rozdział na trzy części, lecz są one ze sobą
ściśle powiązane.
2.4.1. Nierówności a motywacja do wysiłku
Jak zauważył Welch (1999), pytanie o to, czy nierówności są zjawiskiem korzystnym
czy też nie, jest źle postawione. Należy się raczej zastanowić, dlaczego nierówności powstają.
Ponieważ grupa argumentów broniących nierówności ze względów motywacyjnych, dotyczy
przede wszystkim rynku pracy, skoncentruję się obecnie na nierównościach płacowych.
Zasadniczego ich źródła należy zaś poszukiwać w podręcznikowym mechanizmie, według
którego na wolnym rynku pracownicy będą zawsze wynagradzani zgodnie ze swoją krańcową
produktywnością. Według tej teorii, nierówności płacowe odzwierciedlają po prostu różnicę
we wrodzonych i nabytych zdolnościach pracowników, ale ponad wszystko, we włożonym
w pracę wysiłku. Mechanizm ten rzecz jasna nie stosuje się jedynie do „laboratoryjnych”
warunków wolnego rynku. Będzie zachodził zawsze, o ile płace będą choć do pewnego
stopnia na powyższe czynniki wrażliwe. Zarazem wrażliwość ta jest niezbędna, aby
pracowników zmotywować, przy założeniu, że wysiłek wkładany przez nich w pracę zależy
od oczekiwanej stopy zwrotu z tych starań. „W długim okresie,
takie instytucjonalnie
uwarunkowane różnice w wysiłku pracowników mogą się zmaterializować w postaci wyższej
stopy wzrostu gospodarczego”18.
Pewne potwierdzenie tych przypuszczeń odnajdujemy w pracy Bell i Freeman (2001),
stawiającej sobie za cel wyjaśnienie znacznej różnicy w średniej tygodniowej liczbie godzin
pracy w USA i Niemczech. Autorzy wskazują, że jeszcze w 1970 r. obie nacje były
jednakowo pracowite. W ciągu kolejnych 27 lat Niemcy skrócili jednak czas przeznaczany na
pracę średnio o 409 godzin rocznie, podczas gdy Amerykanie nieznacznie go wydłużyli.
Mimo to w sondażach Niemcy deklarują chęć dalszego ograniczenia czasu pracy, Amerykanie
chcieliby pracować jeszcze więcej. Bell i Freeman (2001) przyczyny tego stanu rzeczy
dopatrują się w różnicy w poziomach nierówności, jaka dzieli te kraje. Większe nierówności
płacowe w USA sprawiają bowiem, że wzrost dochodów związany z awansem jest ceteris
paribus wyższy, niż w Niemczech, a zatem większa jest oczekiwana stopa zwrotu
z dodatkowego wysiłku. Jednocześnie, ewentualna strata wynikająca z niedostatecznego
wysiłku, np. degradacja na niższe stanowisko, zwolnienie z pracy itp., jest w USA znacznie
bardziej dotkliwa niż w Niemczech. Zatem nierówności płacowe stanowią tutaj
18 Bjornskov (2004), s. 5;
14
„aproksymację pochodnej po wysiłku z życiowego strumienia dochodów”19. Na gruncie tego
rozumowania powinniśmy oczekiwać, że także w obrębie jednego kraju większą motywacją
do pracy będą się charakteryzowały osoby wykonujące zawody, w których nierówności
płacowe są większe. Właśnie tę hipotezę autorzy poddają bezpośredniej weryfikacji. Model
przybiera zatem postać:
lnH 0 = aσ lnW o + blnW o + X T i + uo
n
1
W równaniu tym lnHo oznacza logarytm średniej tygodniowej liczby godzin przepracowanych
przez pracownika w zawodzie o, σlnWo oznacza odchylenie standardowe logarytmu średniej
godzinowej płacy w zawodzie o, zaś Ti to zero-jedynkowa zmienna czasowa, przy czym n=10
w przypadku Niemiec (lata 1985-1995) oraz n=7 w przypadku USA (lata 1989-1996). uo to
składnik losowy. Regresja została przeprowadzona oddzielnie dla USA i Niemiec. W Tabeli 1.
przedstawiam niektóre rezultaty dla osób pracujących ponad 35 godzin tygodniowo (dla osób
pracujących co najmniej 20 godz. tygodniowo wyniki są zbliżone).
Tabela 1. Nierówności a motywacja do pracy
Współczynniki Niemcy: wszyscy Niemcy:
tylko USA:
wszyscy USA:
tylko
przy
pracownicy
mężczyźni
pracownicy (>35h) mężczyźni
zmiennych
(>35h)
(>35h)
(>35h)
niezależnych
a
0,096
(0,017)
0,103
(0,019)
0,127
(0,017)
b
0,045
0,032
0,025
(0,011)
(0,013)
(0,009)
Źródło: Opracowanie własne na podstawie Bell, Freeman (2001)
0,071
(0,016)
0,038
(0,011)
Zgodnie z oczekiwaniami, współczynnik przy zmiennej wyrażającej dysproporcje
płacowe (a) w danym zawodzie ma dodatni znak, czyli zwiększają one liczbę
przepracowanych godzin. Co ciekawe, wpływ ten jest w każdym przypadku co najmniej
dwukrotnie silniejszy, niż wpływ wysokości płac (współczynnik b). Okazuje się więc, że
nierówności płacowe motywują do większego wysiłku zarówno pracowników niemieckich,
jak i amerykańskich. W tej sytuacji można przypuszczać, że słabsza motywacja Niemców do
pracy wynika częściowo z mniejszej dyspersji dochodów, jaką charakteryzuje się tamtejsze
społeczeństwo. Może się wydawać, że rezultaty te pokazują – wbrew temu, co twierdziłem na
początku tego rozdziału – że większe nierówności są zjawiskiem pożądanym. Sądzę jednak,
że tak nie jest. Bell i Freeman (2001) nie biorą bowiem poprawki na instytucje takie jak
19 Bell, Freeman (2001), s. 188;
15
system podatkowy, system zabezpieczeń społecznych, płace minimalne czy regulacje rynku
pracy, które mają na celu skompresowanie rozkładu dochodów. Ponieważ można oczekiwać,
że instytucje te są silniej rozbudowane w Niemczech, powyższe wyniki mogą wskazywać po
prostu na nieefektywność takich ingerencji w działanie rynku.
2.4.2.Nierówności płacowe jako sygnał rynkowy
Kolejną przyczyną nierówności płacowych są strukturalne rozbieżności między
popytem na pracę a jej podażą. W tym sensie dysproporcje płacowe sygnalizują relatywny
niedobór lub nadmiar pracowników o danych kwalifikacjach. Ponieważ zaś kwalifikacje dają
się łatwo kształtować, nierówności stanowią zachętę, aby nabywać te, które aktualnie są na
rynku pożądane20. W dłuższej perspektywie proces ten powinien doprowadzić do
efektywniejszej alokacji zasobów ludzkich pomiędzy zawody i sektory gospodarki.
Zagadnienie to wiąże się ściśle z teorią dotyczącą wpływu wzrostu gospodarczego na
kształtowanie się nierówności. Stąd, kilka kolejnych akapitów poświęcę na krótkie
omówienie najważniejszych aspektów tej problematyki.
Otóż obserwowany od lat 80. wzrost nierówności płacowych w krajach rozwiniętych21
spowodowany jest przede wszystkim ze wzrostem premii za wykształcenie i doświadczenie.
Wyjaśnienia tej tendencji badacze poszukiwali między innymi w postępie technologicznym
faworyzującym pracowników wykwalifikowanych (skill-biased technological change) oraz
w zmianie organizacji przedsiębiorstw22. Pierwsza z tych koncepcji wskazuje, że pewne formy
postępu technologicznego, np. informatyzacja procesów produkcji, ujawniają i potęgują
różnice w zdolnościach pracowników, które wcześniej były niezauważalne, oraz sprawiają, że
wzrasta komplementarność kapitału fizycznego i ludzkiego. Przyjmijmy, że funkcja produkcji
przyjmuje postać23:
b
Y = F Al L, Ah H
c
gdzie zmienne L i H oznaczają kolejno podaż niewykwalifikowanej siły roboczej
i wykwalifikowanej siły roboczej, zaś Al i Ah produktywności tych grup pracowników. Otóż
postęp technologiczny faworyzuje pracowników wykwalifikowanych, jeśli prowadzi do
wzrostu stosunku Ah/Al. Gdy stosunek ten pozostaje nie zmieniony, postęp technologiczny jest
neutralny ze względu na kwalifikacje. Załóżmy, że funkcja produkcji F jest postaci CES:
20 Welch (1999), s. 1;
21 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (2001), s. 32-33;
22 Trzecia często omawiana hipoteza wzrost nierówności w krajach rozwiniętych przypisuje intensyfikacji
wymiany handlowej z krajami rozwijającymi się. Nie ma ona jednak wyraźnego związku z problematyką tej
pracy.
23 Poniższy fragment opiera się na pracy Acemoglu (2000);
16
Y=
Db
cρ
b
Al L + Ah H
cρ E1
*ρ
Wówczas elastyczność substytucji pomiędzy pracą wykwalifikowaną i niewykwalifikowaną
wynosi σ=1/(1-ρ). Jak podaje Acemoglu (2000), w większości oszacowań empirycznych σ
przybiera wartość z zakresu [1,2], co oznacza, że te dwa rodzaje pracy są niedoskonałymi
substytutami.
Przyjmując, że rynek pracy jest konkurencyjny, płace obu typów pracowników wynoszą:
D
b
cρ
∂f
Yf
ρ
f
f
f
f
f
f ρ ρ
wL = f
= A l Al + Ah H + L
∂L
ρf
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
E1fffff@
D
b
c
∂f
Y
ρ
f
f
f
f
f
f
f
f ρ ρ H+ L @ ρ
wH = f
= Ah Al
+ Ah
∂H
Premia
za
wykształcenie,
tzn.
różnica
w
ρ
ρf
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
E1fffff@
ρ
płacy pracownika
wykwalifikowanego
i niewykwalifikowanego wynosi zatem:
ω =
1f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
b
c h
1f
h iρ
iσfffff@
f
f
f
f
f
σ f
f g@ 1 @ ρ
g@ σ
wf
A
H
H
f
f
f
f
f
fj A
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
hf
hf
h
k
=
=j k
wl
Al
L
Al
L
W formie logarytmicznej premię tę możemy zapisać jako:
h
i
f
g
σf
@
1f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f jA
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f H
f
f
f
f
f
hf
k@ 1f
lnω = f
ln f
ln f
σ
Al
σ
L
Jak ta premia za wykształcenie reaguje na zmianę technologiczną? Różniczkując lnω po
ln(Ah /Al) otrzymujemy
(σ-1)/σ. Ponieważ z empirycznych oszacowań wynika, że σ>1,
pochodna ta ma znak dodatnim a więc premia za wykształcenie rośnie, gdy zmiana
technologiczna preferuje pracę wykwalifikowaną.
Skoro jednak powstające w ten sposób nierówności płacowe stanowią sygnał do
zdobycia odpowiednich kwalifikacji, wzrost premii powinien być przejściowy. Wkrótce
bowiem zwiększyłaby się relatywna podaż pracy wykwalifikowanej H/L, co ma
jednoznacznie ujemny wpływ na ω. Na danych amerykańskich widać jednak24, że choć podaż
pracy wykwalifikowanej od czasu II wojny światowej nieustannie rośnie, stopa zwrotu
z wykształcenia – a także z doświadczenia – obniżała się tylko w latach 70., gdy na rynek
pracy wkroczyło pokolenie powojennego wyżu demograficznego. Jednak od tego momentu
premia za wykształcenie rośnie w bezprecedensowym tempie, a wraz z nią nierówności
płacowe. I tak, Amerykanin z dyplomem wyższej uczelni zarabiał w 1980 r. 50 proc. więcej,
niż osoba z wykształceniem średnim. W ostatnich latach różnica ta wzrosła do ponad 100
24 Welch (1999);
17
proc.25 Acemoglu (2000) proponuje następujące wyjaśnienie tego zjawiska.
Przede
wszystkim wydaje się, że zmiana technologiczna faworyzująca pracę wykwalifikowaną
nabrała w latach 80. rozmachu, stąd nawet bezprecedensowe tempo akumulacji kapitału
ludzkiego nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania na wykształconych pracowników.
Dlaczego jednak ten asymetryczny postęp technologiczny przyspieszył?26Z jednej strony
można argumentować, że za sprawą pojawienia się w tym czasie mikrochipów, komputerów,
czy Internetu doszło do rewolucji technologicznej. Teoria ta jest wszakże trudna do
pogodzenia z faktem, że dynamika wzrostu produktywności czynników produkcji (TFP)
począwszy od lat 70. w wielu rozwiniętych krajach wyhamowała27. Więcej świadectw
przemawia
na
rzecz
hipotezy,
że
zmiana
technologiczna
faworyzująca
pracę
wykwalifikowaną reaguje zwrotnie na podaż tej pracy. Im wyższy poziom wykształcenia
w danym społeczeństwie, tym bardziej opłacalne staje się stosowanie technologii
komplementarnych z kapitałem ludzkim28. Zmiana technologiczna jest w tym ujęciu
samonapędzającym się procesem: postęp technologiczny zwiększa premię za kwalifikacje,
zachęcając pracowników do zdobywania wykształcenia, a to z kolei sprzyja dalszemu
rozwijaniu technologii faworyzujących pracę wykwalifikowaną. Nierówności płacowe pełnią
w tym procesie rolę łącznika, toteż próba ich zniwelowania musiałaby zablokować postęp
technologiczny ukierunkowany na umiejętności, który z perspektywy wzrostu gospodarczego
wydaje się zjawiskiem korzystnym29. Jak zauważają Murphy i Becker (2007), „potencjał, jaki
generują rosnące stopy zwrotu z edukacji przenosi się z indywidualnych osób na całą
gospodarkę. Wzrost poziomu wykształcenia stanowił ważne źródło wzrostu płac,
produktywności i standardów życiowych w ostatnim wieku”. Autorzy ci żartują więc, że
zwiększenie progresywności systemu podatkowego miałoby ten sam efekt, co obłożenie
podatkiem uczęszczania na studia, przy jednoczesnym subsydiowaniu porzucania nauki na
etapie szkoły średniej. Welch (1999) zauważa z kolei, że nierówności w poszczególnych
krajach pobudzają też mobilność w skali międzynarodowej. „Relatywnie wysokie płace, które
w USA otrzymują lekarze, naukowcy i profesorowie przyciągnęły wielu imigrantów. Czy
bylibyśmy w lepszym położeniu, gdyby do nas nie przyjechali?” - pyta retorycznie Welch30.
25 Becker, Murphy (2007);
26 Warto w tym kontekście zauważyć, że postęp technologiczny ukierunkowany na pracowników
wykwalifikowanych jest zjawiskiem relatywnie nowym. Jeszcze w XIX w. to fabryki, zatrudniające rzesze
niewykwalifikowanych robotników, odbierały pracę wykwalifikowanym rzemieślnikom.
27 Acemoglu (2000), s. 6, a także Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 46;
28 Acemoglu (2000), s. 6;
29 Choć ściśle rzecz biorąc, przyspieszenie tego asymetrycznego postępu technologicznego nie musi oznaczać
szybszego postępu w ogóle. Po prostu rozwijany jest inny rodzaj technologii. Aghion, Caroli, GarciaPenalosa (1999) omawiają szereg powodów, dla których postęp technologiczny ukierunkowany na
umiejętności może wręcz być odpowiedzialny za spadek całkowitej produktywności czynników produkcji
(TFP).
30 Welch (1999), s. 1;
18
Motywacyjną i informacyjną rolę nierówności w procesie postępu technologicznego
ilustruje model Galora i Tsiddona (1997). Opiera się on na spostrzeżeniu, że dokonując
wyboru zawodu jednostki kierują się swoimi indywidualnymi umiejętnościami oraz
czynnikami rodzinnymi, takimi jak poziom i rodzaj kapitału ludzkiego rodziców. Czynniki
rodzinne sprawiają, że kontynuowanie zawodu rodziców gwarantuje szybką karierę. Dopóki
te korzyści przewyższają stopę zwrotu z kwalifikacji, wybór zawodu w oparciu
o umiejętności jest więc nieoptymalny. Kryterium to nabiera jednak znaczenia, gdy dokonuje
się postęp technologiczny. Pod pojęciem postępu technologicznego autorzy rozumieją ciąg
odkryć, które początkowo zwiększają popyt na pracę wykwalifikowaną, lecz z czasem się
upowszechniają i ich zastosowanie staje się łatwiejsze. Przypuszczalnie można ten proces
utożsamiać z rozprzestrzenianiem się technologii ogólnego zastosowania ( ang. general
puropse
technologies – GPT), do których należą m.in. silnik spalinowy, komputer, czy
Internet31. Gdy pojawia się nowa GPT, na rynku pracy wzrasta zapotrzebowanie na
uzdolnione jednostki, bowiem dotychczasowy kapitał ludzki okazuje się nieodpowiedni.
Wzrost premii za umiejętności skłania zdolne jednostki do podjęcia pracy w zaawansowanym
technologicznie sektorze, co zwiększa nierówności oraz mobilność społeczną. Wywołana w
ten sposób koncentracja uzdolnionych pracowników w postępowym sektorze zwiększa
prawdopodobieństwo kolejnych odkryć. Dopiero gdy dana GPT upowszechni się na tyle, że
do jej obsługi nie są potrzebne kwalifikacje, premia za umiejętności maleje i nawet zdolne
jednostki wolą kontynuować karierę rodziców. Nierówności maleją, lecz odbywa się to
kosztem mobilności społecznej. „Model ten demonstruje rolę, jaką nierówności odgrywają w
ustalaniu tempa wzrostu gospodarczego, poprzez swój wpływ na mobilność, alokację talentu
między zawody i częstotliwość przełomów technologicznych” - konkludują autorzy32.
Wszakże teza, że nierówności pełnią w procesie postępu technologicznego pożyteczną
funkcję, nie jest bezsporna. Nawiązując do powojennych doświadczeń gospodarek
skandynawskich Agel i Lommerud (1993) twierdzą,
że dysproporcje płacowe blokują
przemiany strukturalne w przedsiębiorstwach i opóźniają rozwój wschodzących gałęzi
przemysłu. Natomiast kompresja płac, w powiązaniu z aktywną polityką rynku pracy33, jest
z teoretycznego punktu widzenia ekwiwalentem subsydiowania tych gałęzi. Wyjaśnienie tego
mechanizmu nie jest trudne. „(...) firmy z rozwijających się sektorów gospodarki muszą
31 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 42;
32 Galor, Tsiddon (1997), s. 364;
33 Nie oznacza to, że Agel i Lommerud (1993) opowiadają się za rozbudowanym państwem dobrobytu.
Przeciwnie, podkreślają, że mogłoby to wymagać dławiących wzrost gospodarczy podatków. Zastrzeżenie to
okaże się ważne w świetle rozdziału 2.4. Autorzy nie twierdzą też, że likwidacja nierówności jako takich jest
pożądana. Idzie jedynie o spłaszczenie struktury płac, podczas gdy na nierówności społeczne wpływ ma
także rozkład dochodów z kapitału.
19
oferować wyższe płace, aby przyciągnąć pracowników ze starych, znajdujących się w zastoju
sektorów. Takie premie płacowe zwiększają jednak koszty działalności postępowych spółek,
spowalniając w ten sposób tempo przemian strukturalnych”34. Aby temu zapobiec, w krajach
skandynawskich
usiłowano
niwelować
różnice
płacowe
między
produktywnymi
a nieproduktywnymi sektorami. Płace zrównywano jednak do poziomu nieoptymalnego
z perspektywy spółek z tradycyjnych sektorów gospodarki, co zmuszało je do redukcji
zatrudnienia. Dzięki aktywnej polityce rynku pracy, pracowników zwolnionych z tych spółek
zachęcano do podjęcia pracy w nowoczesnych sektorach. Na gruncie modelu endogenicznego
wzrostu Agel i Lommerud (1993) pokazują, że taka polityka pozwala osiągnąć szybsze tempo
przemian strukturalnych, niż polityka leseferystyczna. Wynik ten opiera się na dwóch
kluczowych
założeniach35:
a)
produkcja
w
nowoczesnych
sektorach
gospodarki
charakteryzuje się pozytywnymi efektami zewnętrznymi, modelowanymi jako dodatnia
korelacja między liczbą zatrudnionych w tych sektorach osób a stopą akumulacji kapitału
ludzkiego oraz b) mobilność siły roboczej jest niedoskonała, ze względu na lokalizacyjne
preferencje pracowników.
2.4.3.Organizacja przedsiębiorstw, wydajność i płace
W poprzednim podrozdziale próbowałem wykazać, że linię obrony nierówności
można oprzeć na teoriach dotyczących wpływu postępu technologicznego na rozkład płac.
Analogiczną argumentację można przeprowadzić w odniesieniu do hipotez wskazujących, że
za wzrostem nierówności kryją się zmiany organizacyjne w przedsiębiorstwach.
Spostrzeżenie to nie jest zresztą zaskakujące, skoro reorganizacja pracy firm jest często
uważana
za
skutek
postępu
technologicznego
preferującego
pracowników
wykwalifikowanych36.
Reorganizacja przedsiębiorstw przejawia się m.in. tendencją do spłaszczania struktur
organizacyjnych tak, że stają się one mniej hierarchiczne. Jednocześnie rozszerza się zakres
obowiązków każdego pracownika, a więc zmniejsza się specjalizacja, rozumiana jako
przyporządkowanie osoby do konkretnego zadania. Taka wielozadaniowość jest właśnie jedną
34 Agell, Lommerud (1993); s. 560;
35 Ibidem, s. 564;
36 Aghion, Caroli, Garcia-Penalosa (1999), s. 55-57; Autorzy oponują przeciwko rozpowszechnionemu
przekonaniu, że zmiana organizacyjna musi koniecznie prowadzić do wzrostu nierówności. Rzeczywiście,
zwiększa ona nierówności płacowe między przedsiębiorstwami, lecz spłaszcza struktury płacowe w ramach
poszczególnych przedsiębiorstw. Ostateczny wpływ reorganizacji na nierówności zależy więc od tego, który
z tych efektów przeważa. Co do tego jednak, że zmiana organizacyjna w przedsiębiorstwach jest powiązana z
postępem technologicznym, autorzy wątpliwości nie mają. Po pierwsze – zauważają - nowe technologie
wymuszają reorganizację, ponieważ wymagają sprawnego zarządzania przepływem informacji. Po drugie
zaś, postęp technologiczny umożliwił zmiany organizacyjne, m.in. usprawniając metody nadzoru
pracowników, obniżając koszty komunikacji itd.
20
z przyczyn, dla których zmiana organizacyjna – podobnie jak zmiana technologiczna - jest
asymetryczna względem kwalifikacji. Kolejną przyczyną jest segregacja pracowników,
przejawiająca się wzrastającą homogenicznością siły roboczej w ramach jednego
przedsiębiorstwa. Najbardziej znanym modelem, który obrazuje to przejście od zmiany
organizacyjnej do wzrostu nierówności jest „teoria uszczelki” (ang. O-Ring theory) Michaela
Kremera, znana również jako teoria najsłabszego ogniwa.
Model Kremera (1993) opiera się na oryginalnej funkcji produkcji, gdzie proces
produkcyjny składa się z n zadań, z których każde może być wykonywane przez jednego
pracownika. Produkt końcowy ma pełną wartość tylko wówczas, gdy wszystkie zadania
zostaną wykonane prawidłowo. Funkcja produkcji O-Ring przybiera postać37:
f
*
+
gdzie qi 2 0,1
g
y = Y q1 nB
n
i= 1
oznacza poziom umiejętności pracownika wykonującego i-te zadanie,
rozumiany jako prawdopodobieństwo prawidłowego wypełnienia tego zadania. B można
interpretować jako poziom technologii. Kluczową własnością tej funkcji produkcji jest
niemożność zastąpienia w niej jakości ilością. Innymi słowy, jednego wykwalifikowanego
pracownika (o wysokim q) nie można zastąpić dwoma niewykwalifikowanymi (o niskim q),
nawet jeśli w sumie posiadają oni ten sam potencjał produkcyjny. Funkcja ta charakteryzuje
się więc rosnącą stopą zwrotu z poziomu kwalifikacji siły roboczej wziętej jako całość38.
Dzieję się tak, ponieważ produktywność każdego pracownika rośnie wraz z kwalifikacjami
innych pracowników, co pokazuje dodatni znak pochodnej krańcowego produktu
umiejętności i-tego pracownika po kwalifikacjach pozostałych pracowników:
df
yf
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
d
e=
n
dy
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
= nB Y q j >0
dqi
i≠ j
2
dqi d Y
j≠ i
nB >0
qj
W tej sytuacji firma maksymalizująca zyski będzie dążyła do zatrudnia pracowników
o jednakowym poziomie kwalifikacji. Krańcowa produktywność najlepszego nawet
pracownika, byłaby bowiem niska w otoczeniu pracowników niewykwalifikowanych.
Pozostaje jeszcze zbadać, jak kształtują się płace w takiej gospodarce. Zyski firm wyrażają się
wzorem:
z = nB Y qi @ X w qi
n
n
i= 1
i= 1
` a
gdzie w(qi) oznacza płacę i-tego pracownika. Maksymalizując to wyrażenie ze względu na q i
37 W modelu Kremera występują dwa czynniki produkcji, praca i kapitał, lecz pominięcie kapitału nie zmienia
jego implikacji. Gwoli przejrzystości skoncentruję się więc na wariancie z jednym czynnikiem produkcji.
38 Kremer (1993), 553-554;
21
otrzymujemy warunek pierwszego rzędu:
dz
dw
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
= Bn Y q j @ f
= 0
j≠ i
dqi
dqi
dw
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f dy
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
=
= nB Y q j
j≠ i
dqi dqi
Ponieważ zaś firmy dobierają pracowników o jednakowych kwalifikacjach, ostatni z tych
warunków możemy zapisać jako:
dw
n@1
f
f
f
f
f
f
f
f
f
= Bnq
dq
gdzie q można rozumieć jako poziom kwalifikacji pracowników w ramach jednej firmy lub
grupy roboczej w obrębie firmy. Po scałkowaniu otrzymujemy: w=Bqn. Płaca jest więc
uzależniona od kwalifikacji w sposób nieliniowy.
Teoria „uszczelki” wyjaśnia zatem, jak niewielkie różnice w kwalifikacjach mogą
doprowadzić do ogromnych różnic w produktywności pracowników i płacach, poprzez
segregacje siły roboczej zgodnie z kryterium kwalifikacji39. Jednocześnie taka organizacja
pracy przedsiębiorstw, wiążąca się ze znacznymi nierównościami płacowymi w danej
gospodarce, maksymalizuje produkcję. O ile model Kremera (1993) jest trafny, spłaszczenie
struktury płac przyniosłoby szkodę gospodarce, co prowadzi do wniosku o istnieniu
wymiennej relacji między równością społeczną a gospodarczą efektywnością.
2.5.Szkodliwa polityka egalitaryzmu
Jak zauważył Osberg (1995), „ważnym elementem opowieści o istnieniu relacji
wymiennej między egalitaryzmem a wzrostem gospodarczym była zawsze krytyka polityki
redystrybucyjnej, w szczególności zaś podatków progresywnych”40. Jest kilka powodów, dla
których kwestia ta była uwypuklana. Po pierwsze, z oczywistych względów redystrybucję
atakowali ci autorzy, którzy dopatrywali się pozytywnej zależności między dyspersją
dochodów a efektywnością gospodarki. Po drugie, jak zauważyłem we wprowadzeniu do
rozdziału II.3., istnieją powody aby sądzić, że pewien poziom nierówności jest nieodzowny,
ponieważ stanowią one źródło sygnałów rynkowych. Usunięcie tych sygnałów z pobudek
egalitarystycznych zaburzyłoby funkcjonowanie gospodarki. Po trzecie, niezależnie od
poglądu na rolę nierówności społeczno-ekonomicznych, wskazywano na inherentne wady
progresji podatkowej. W tym kontekście często przywoływano sformułowaną przez Arthura
Okuna w latach 70. metaforę „dziurawego wiadra”41, za pomocą którego dochody są
transferowane od biednych do bogatych. W niniejszym rozdziale przedstawię zwięzłą syntezę
39 Te nierówności płacowe mogą powstawać zarówno między państwami, jak i między firmami w obrębie
jednego państwa czy nawet zespołami w ramach jednej firmy.
40 Osberg (1995), s. 10;
41 Siebert (1998), s. 277;
22
tych argumentów oraz ich krytykę.
Metafora „dziurawego wiadra” opierała się na spostrzeżeniu, że jeden dolar odebrany
ludziom zamożnym nie przekłada się na jednego dolara podarowanego ubogim. W procesie
redystrybucji znaczna część środków jest bowiem marnotrawiona, przy czym koszty
transakcyjne są jednym z mniej znaczących źródeł tej nieefektywności. Według
podręcznikowej już argumentacji, najbardziej szkodliwym aspektem redystrybucji jest jej
zniekształcający wpływ na dokonywane przez aktorów ekonomicznych wybory, zwłaszcza
względem podziału czasu między pracę a odpoczynek. Z jednej strony skonfrontowani
z wysoką krańcową stopą podatkową płatnicy netto mogą zmniejszyć podaż pracy. Ponadto,
progresywny system podatkowy może zmniejszyć korzyści netto z posiadania wyższego
wykształcenia, zniechęcając tym samym do inwestowania w kapitał ludzki. Z drugiej zaś
strony beneficjenci świadczeń socjalnych, planując powrót na rynek pracy muszą uwzględnić
koszt alternatywny tego posunięcia, czyli utratę zasiłków dla bezrobotnych, ulg
mieszkaniowych itp. Przykładu na ten demobilizujący wpływ redystrybucji dostarcza Welch
(1999)42. Autor ten wskazuje, że w latach 1967-1997 średnia roczna podaż pracy mężczyzn
zmniejszyła się w USA o 150 godzin, czyli cały miesiąc. Dane pokazują jednak, że tendencja
ta nie dotyczyła wszystkich pracowników, lecz głównie tych o niskim potencjale zarobkowym
(Tabela 2.).
Tabela 2. Odsetek niepracujących mężczyzn w wieku 25-44 lata w USA
Okres/Wykształcenie Podstawowe Średnie Wyższe niepełne Wyższe
1967-1971
3,9
1,5
1,9
1,6
1972-1976
7,4
2,7
3,0
2,0
1977-1981
10,1
3,6
3,5
2,2
1983-1987
15,1
5,8
4,6
2,7
1988-1992
15,9
6,2
4,5
2,7
1993-1997
18,1
Źródło:Welch (1999);
8,4
5,4
3,5
Jednocześnie, zauważa Welch (1999), gospodarstwa domowe niepracujących mężczyzn nie są
horrendalnie ubogie (ich dochody przypadają na 23-25 percentyl rozkładu dochodów)
i znaczna część ich dochodów pochodzi ze źródeł pozapłacowych. „Pozapłacowe źródła
dochodu, które dziś są bardziej dostępne niż niegdyś, stają się atrakcyjne jako rekompensata
krótkiego czasu pracy (...). Do jakiego stopnia nasza sieć zabezpieczeń społecznych stanowi
magnes?” - konkluduje autor.
Obrona nierówności społecznych poprzez krytykę ich podstawowej alternatywy –
42 Welch (1999), s. 13-15;
23
redystrybucji – ma jednak zasadniczą wadę. Benabou (1996) przywołuje wyniki 10 badań
empirycznych, analizujących relację między różnymi miarami redystrybucji a wzrostem
gospodarczym. W żadnym z tych badań nie otrzymano ujemnej, statystycznie istotnej
korelacji. Przeciwnie, w większości z nich zależność była pozytywna, a w czterech
przypadkach dodatkowo statystycznie istotna. Najbardziej zaskakuje to, że rezultaty te
dotyczą nie tylko takich wskaźników, jak wydatki rządowe na edukację, lecz także wydatków
na ubezpieczenia społeczne. „(...) nawet stopy podatkowe nie mają przewidywanego wpływu
na stopę wzrostu gospodarczego. Easterly i Rebello używają 12 różnych średnich
i krańcowych stóp podatkowych i stojące przy nich współczynniki są zawsze ujemne, lecz
tylko w jednym przypadku znacząco różne od zera. Perotti (1996) wykrył, że zarówno
przeciętne, jak i krańcowe stopy podatkowe mają dodatni i statystycznie istotny wpływ na
wzrost”43.
Wyniki te mają jednak pewne uzasadnienie. Przede wszystkim, klasyczna
argumentacja uwypuklająca demobilizujący wpływ redystrybucji zakłada, że opodatkowanie
pracy jednoznacznie zmniejsza jej podaż, tak jak gdyby podatki powodowały wyłącznie efekt
substytucyjny44. Przekonanie to byłoby do pewnego stopnia uzasadnione w przypadku
progresywnego systemu podatkowego, ponieważ uważa się, że efekt substytucyjny
uzależniony jest głównie od krańcowej stopy podatkowej, z którą skonfrontowane są
poszczególne jednostki. Rzeczywiste reżimy podatkowe nie są jednak na ogół mocno
progresywne. Wprawdzie w ten sposób zorganizowany jest w większości krajów OECD
podatek dochodowy, lecz występuje wiele elementów spłaszczających tę strukturę: podatki
pośrednie, świadczenia socjalne (stanowiące subsydia do czasu wolnego), ulgi podatkowe
itp45. W tej sytuacji większe znaczenie może mieć uzależniony od średniej stopy podatkowej
efekt dochodowy. Tymczasem działa on w przeciwnym kierunku niż efekt substytucyjny: po
opodatkowaniu pracy jednostka ubożeje, toteż chcąc utrzymać konsumpcję na niezmienionym
poziomie, zmuszona jest pracować więcej.
Wypadkową efektów substytucyjnego i dochodowego jest płacowa elastyczność
podaży pracy. Redystrybucja będzie miała jednoznacznie negatywny wpływ na motywację do
pracy, gdy elastyczność ta będzie wyraźnie dodatnia. Wówczas bowiem krzywa podaży pracy
jest na całej długości rosnąca względem płac. Tymczasem, „od połowy lat 80.
rozpowszechniło się przekonanie, że elastyczność podaży pracy jest bliska zera, stąd
oszacowania negatywnego wpływu podatków na alokacyjną efektywność stały się
43 Benabou (1996), s. 10;
44 Osberg (1995), s. 10-11;
45 Bovenberg (2003) pokazuje, że po uwzględnieniu tych czynników, systemy podatkowe często okazują się
degresywne, np. we Francji czy Wielkiej Brytanii.
24
niewielkie”46. Gdy dodatkowo uwzględnimy fakt, że siła robocza nie jest jednolita a płacowa
elastyczność podaży pracy może się różnić w zależności od dochodów oraz innych
parametrów47, możemy otrzymać nieliniową krzywą podaży pracy. Szczególnie często
wskazuje się, że może ona „zawracać” w przypadku wysoko sytuowanych osób. Wynika to z
faktu, że ludzie ci przyzwyczajają się do dobrobytu, a nadto mają liczne zobowiązania
finansowe wynikające z posiadania np. rodziny, dużego domu, wysokiego ubezpieczenia itd.
Wszystko to sprawia, że przy pewnym poziomie dochodów, łatwiej wyrzec się wolnego czasu
niż konsumpcji. Z oczywistych przyczyn, elastyczność płacowa jest również znikoma dla
żywiciela rodziny48.
Rozważania
te
komplikuje
dodatkowo
wieloaspektowość
podaży
pracy.
W szczególności wyróżnia się podaż intensywną (decyzja o liczbie przepracowanych godzin)
oraz podaż ekstensywną (decyzja o partycypacji w rynku pracy), lecz jako dodatkowe
wymiary podaży pracy można uwzględnić także wysiłek wkładany w pracę oraz kapitał
ludzki, odzwierciedlający produktywność i jakość świadczonej pracy. Progresywny system
podatkowy może wywierać odmienny wpływ na każdy z tych wymiarów podaży pracy.
W szczególności, jak wskazuje Osberg (1995), klasyczne argumenty przeciwko redystrybucji
są słuszne w warunkach pełnego zatrudnienia i doskonale konkurencyjnego rynku pracy,
gdzie jednostki mogą swobodnie decydować o podaży pracy. W rzeczywistości jednak
uwarunkowania tego rynku w większości państw nie pozwalają wybierać liczby
przepracowanych godzin, a wówczas znaczenie ma głównie ekstensywna podaż pracy,
charakteryzująca się znacznie mniejszą elastycznością49.
Osberg (1995) wysuwa jeszcze jedną obiekcję przeciwko hipotezie o wymiennej
relacji
między
równością
a
efektywnością
gospodarczą.
Według
niego,
pojęcie
„efektywności” zostało na gruncie tej teorii źle zdefiniowane. Nawet jeśli egalitarystyczne
dążenia rzeczywiście zostaną okupione stratą PKB, wynikającą z kosztów redystrybucji oraz
reakcji pracowników na progresywny system podatkowy, będzie to koszt jednorazowy.
Niewykluczone natomiast, że skutkiem takiej polityki będzie wzrost efektywności
dynamicznej, na co wskazują argumenty, które omówię w rozdziale III. „Martwa strata
spowodowana podatkami dochodowymi może sięgać około 2 proc. Usunięcie tej przeszkody
46 Osberg (1995), s. 11 oraz Leibrfitz et al. (1997);
47 Wymienia się zwłaszcza takie parametry jak płeć, liczba pracujących osób w gospodarstwie domowym,
rodzaj wykonywanej pracy itp.
48 Natomiast dla osób z dołu drabiny społecznej, szczególnie jeśli kwalifikują się do pobierania któregoś ze
świadczeń społecznych, elastyczność ta może być znaczna, co ilustruje. omówiony powyżej przykład z
pracy Welcha (1999). W tym sensie klasyczna argumentacja przeciwko redystrybucji wydaje się słuszna,
choć najwyraźniej efekt ten zależy od celu, na jaki przeznaczane są środki z progresywnego opodatkowania
dochodów.
49 Strom, Roed (2002);
25
dla alokacyjnej efektywności spowodowałoby jednorazowy wzrost dochodów. Tymczasem
poprawa perspektyw wzrostu z 2 proc. na 2,5 proc. rocznie, po 20 latach zwiększyłaby
początkowy PKB o 15 proc., po 40 latach o 48 proc., zaś po 60 latach o 112 proc.” 50 Często
opisywanymi w literaturze przykładami polityki redystrybucyjnej, która faktycznie miała taki
właśnie skutek, są powojenne reformy rolne w Japonii i Korei Południowej. Podobnie,
wydatki publiczne na edukację pozwoliły krajom azjatyckim rozwinąć się szybciej, niż
krajom Ameryki Łacińskiej oraz Afryki.
Warto jednak zauważyć, że Osberg (1995) nie ma racji twierdząc, że argumenty
broniące roli nierówności koncentrują się wyłącznie na efektywności statycznej, czy też
alokacyjnej. Z pewnością nie dotyczy to mechanizmów odwołujących się do funkcji
inwestycji Kaldora, czy też analizujących wpływ dysproporcji społecznych na strukturę
popytu. Nie zmienia to jednak faktu, że relacja pomiędzy systemem podatkowym
a efektywnością gospodarki jest tak skomplikowana i niejednoznaczna, że trudno na jej
krytyce oprzeć klarowny argument na rzecz nierówności społecznych.
Część III
Ujemny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy
3.1.Uwagi wstępne
Do lat 90. zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym nie była
poddawana empirycznej weryfikacji. Dopiero w 19911 r. Persson i Tabellini przeprowadzili
takie badanie na danych historycznych (lata 1830-1985) z dziewięciu rozwiniętych państw
oraz na powojennych danych (lata 1960-1985) z szerszej grupy krajów, osiągając – jak
podkreślili - bezprecedensowy, ujemny wynik. Jako wskaźnik nierówności zastosowano w
tym badaniu udział najbogatszych 20 proc. populacji w zagregowanych dochodach. W obu
próbach wzrost tego wskaźnika o jedno odchylenie standardowe obniżał stopę wzrostu
gospodarczego o około 0,5 pkt proc. Oznacza to, że różnice w rozkładzie dochodów
wyjaśniają 1/5 międzynarodowej wariancji w tempie wzrostu PKB. Wyniki uzyskane przez
Perssona i Tabellini'ego (1994) potwierdziło w kolejnych latach wielu innych autorów.
Przykładowo, Clarke (1995) pokazał, że ujemna empiryczna relacja między dyspersją
dochodów a wzrostem gospodarczym nie jest zależna od tego, jaką miarę nierówności
dochodowych się przyjmuję. Alesina i Rodrik (1994) przeprowadzili dodatkowo badania z
użyciem współczynnika Gini'ego w odniesieniu do rozkładu ziemi dowodząc, że tego typu
50 Osberg (1995), s. 13;
1 W dalszej części pracy będę się odwoływał do opublikowanej w 1994 r. wersji artykułu Persona i
Tabellini'ego. Pierwsza wersja ukazała się jednak w 1991 r. jako NBER Working Paper Nr 3599
26
nierówności majątkowe mają jeszcze silniejszy ujemny wpływ na wzrost gospodarczy, niż
dysproporcje dochodowe. Birdsall, Ross i Sabot (1995) stwierdzili natomiast, że różnice
w poziomie nierówności są w stanie wyjaśnić odmienną ścieżkę rozwoju Azji Wschodniej
z jednej strony, oraz Afryki i Ameryki Łacińskiej z drugiej. Także Sylwester (2000) dowodził,
że wpływ nierówności jest niebagatelny: wzrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie
standardowe (10 pkt. proc., czyli różnica między Japonią a Chile) prowadzi do zmniejszenia
stopy wzrostu gospodarczego o 0,7 pkt. proc. Za podsumowanie tych badań może służyć
Wykres 2.
Wykres 2. Zależność między stopą wzrostu gospodarczego a nierównościami dochodowymi.
Średnia stopa wzrostu
PKB w latach
1960-2000
Współczynnik
Gini'ego w 1960 r.
Źródło: Quintin, Saving (2008)2
Rezultaty tych badań, choć później zostały zakwestionowane ze względu na
niedoskonałości metodologiczne i wykorzystanie danych wątpliwej jakości, sprowokowały
poszukiwania koncepcji, która byłaby w stanie je wyjaśnić3. Teorie jakie zaproponowano,
można podzielić na siedem kategorii, którymi zajmę się w kolejnych podrozdziałach. I tak,
wytłumaczenia negatywnego wpływu dysproporcji społecznych doszukiwano się na gruncie
ekonomii politycznej (3.1 oraz 3.2). Argumentowano także, że nierówności społeczne mogą
stać się źródłem socjopolitycznej niestabilności (3.3.). Jeszcze inni autorzy dowodzili, że
nierówności obniżają odporność państwa na szoki makroekonomiczne (3.4.) lub zwracali
2 Ten prosty wykres sprawdza się jako ilustracja wyników Perssona i Tabellini'ego (1994) oraz innych
wspomnianych autorów. W rzeczywistości jednak ma jedną, zasadniczą wadę: powstał w oparciu o bardzo
proste równanie regresji, które nie uwzględnia czynników, mogących tę relację zaburzyć. Przykładowo,
wykres wyglądałby identycznie, gdyby ujemny wpływ na wzrost gospodarczy miał pewien czynnik, który
jednocześnie prowadzi do nierówności.
3 Lloyd-Ellis (2003), s. 68;
27
uwagę na ich szkodliwość w kontekście niedoskonałych rynków kredytowych (3.6.).
Wskazywano również na ogólną dysfunkcjonalność dużych dysproporcji społecznych (3.5)
oraz na ich szkodliwe oddziaływanie na strukturę popytu (3.7). I tak „(...) pozytywna
korelacja między równością a wzrostem stała się nową ortodoksją w literaturze dotyczącej
wzrostu gospodarczego”4.
Każda z tych koncepcji proponuje odmienny mechanizm transmisji nierówności na
wzrost gospodarczy, lecz przewija się przez nie szereg wspólnych wątków, uzasadniających
porzucenie przekonania o pozytywnej relacji między tymi zmiennymi. Jednym z takich
kamieni węgielnych literatury, którą zajmę się w tym rozdziale, jest dostrzeżenie roli, jaką
w gospodarce odgrywa kapitał ludzki. Na gruncie teorii endogenicznego wzrostu prywatne
inwestycje w kapitał ludzki mogą mieć pozytywne efekty zewnętrzne na produktywność
inwestycji innych osób, a inwestujące jednostki zwykle nie uwzględniają tych efektów
w swoich ekonomicznych kalkulacjach. Na tej podstawie można podważyć alokacyjną
skuteczność wolnego rynku i uzasadnić ingerencję państwa w jego funkcjonowanie5. Wielu
autorów
badających
w
latach
90.
wpływ
dysproporcji
społecznych
na
sferę
makroekonomiczną przyjmowało także, że rynki kapitałowe są niedoskonałe. Lecz, wbrew
wysuwanym niekiedy twierdzeniom6, nie była to całkowita nowość w badaniach nad relacją
nierówności-wzrost. Wystarczy przypomnieć omówioną w rozdziale II.2. teorię, jakoby
niepodzielność inwestycji wymagała koncentracji kapitału. Wniosek ten bazuje bowiem
właśnie na zawodności rynków kredytowych.
3.2. Nierówności a presja redystrybucyjna
W pierwszej połowie lat 90. pojawiła się seria modeli, które powiązania nierówności
społecznych ze stopą wzrostu gospodarczego dopatrywała się w ekonomii politycznej.
Najczęściej wymienianymi modelami tej kategorii, są te naszkicowane w pracach Alesiny
i Rodrika (19947) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994). Charakterystyczne dla nich jest to, że
zarówno wzrost gospodarczy, jak i proces ustalania polityki fiskalnej są endogeniczne. Oba
też prowadzą do wniosku, że nierówności społeczne stanowią grunt, na którym kwitną
rozwiązania podatkowe szkodliwe dla akumulacji kapitału, a w rezultacie dla tempa rozwoju
gospodarki.
Alesina i Rodrik (1994) wyróżniają dwa czynniki produkcji: kapitał oraz pracę.
Pierwszy z nich rozumiany jest szeroko i oprócz kapitału fizycznego obejmuje wszelkie
4
5
6
7
Osberg (1995), s. 3;
Lloyd-Ellis (2003), s. 66;
Np. Quintin, Saving (2008), s. 4
Artykuł ten został opublikowany po raz pierwszy w 1991 r. jako Working Paper Nr 3668 Amerykańskiego
Urzędu Badań Ekonomicznych (NBER).
28
„produktywne aktywa” i zasoby dające się akumulować, a więc także kapitał ludzki oraz
technologię. Stąd pod pojęciem pracy rozumie się wyłącznie niezmienny zasób pracy
niewykwalifikowanej. Nierówności w społeczeństwie wynikają właśnie z różnego uposażenia
(ang. endowment) jednostek w kapitał. Kluczowym, a zarazem najbardziej interesującym
aspektem tego modelu jest rola, jaką odgrywa w nim strona rządowa. Dostarcza ona pewnego
dobra publicznego, finansowanego z podatków nałożonych na kapitał. Autorzy sugerują, że
może nim być np. porządek prawny, lecz rodzaj tego dobra jest sprawą drugorzędną. Istotne
jest natomiast to, aby stanowiło czynnik podnoszący krańcową produktywność kapitału
i pracy. Przy tych założeniach, pewien poziom opodatkowania kapitału sprzyja całemu
społeczeństwu. Jednak optymalna stopa podatkowa różni się dla poszczególnych jednostek,
w zależności od tego, jaką część dochodów uzyskują one z pracy, a jaką z kapitału. Wynika to
z faktu, że finansowane podatkami dobro publiczne prowadzi do wzrostu zarówno płac, jak
i stóp procentowych, lecz kosztami obciążony jest jedynie kapitał. W rezultacie, zależność
dochodów z pracy od podatków jest liniowa, zaś w przypadku przychodów netto z kapitału
przybiera kształt odwróconej litery „U”. Przy niskich podatkach, dominuje pozytywny wpływ
dobra publicznego na produktywność kapitału, lecz w pewnym momencie obciążenia
podatkowe zaczynają przewyższać te korzyści. W efekcie, tylko czysty kapitalista wybierze
poziom opodatkowania, maksymalizujący dochody netto z kapitału. Każdy inny członek
społeczeństwa będzie się również troszczył o poziom płac, czemu sprzyjają wyższe podatki.
W ten sposób, preferowana przez daną jednostkę stopa podatkowa rośnie wraz z udziałem
pracy w jej dochodach..
Skoro założyliśmy, że zasób pracy jest niezmienny, wzrost gospodarczy w tym modelu
musi być napędzany akumulacją kapitału. Ta uzależniona jest zaś od przychodów netto
z kapitału, a skoro przychody te najpierw rosną wraz z wysokością podatków, a później
maleją, to samo dotyczy stopy wzrostu gospodarczego. Lecz, jak wspomnieliśmy, poziom
podatków maksymalizujący tempo ekspansji kapitału, a więc pośrednio wzrostu
gospodarczego, wybiorą jedynie jednostki, który cały swój dochód czerpią z kapitału. Reszta
społeczeństwa opowie się więc za polityką fiskalną, przy której wzrost gospodarczy będzie
niższy od optymalnego.
Przejścia od preferencji społeczeństwa względem opodatkowania kapitału do
faktycznej polityki fiskalnej państwa Alsina i Rodrik (1994) dokonują za pośrednictwem
teorematu medianowego wyborcy. W zastosowaniu do omawianego modelu teoremat ten
głosi, że rząd wprowadzi podatki odpowiadające wyborcy, który znajduje się pośrodku
społeczeństwa uszeregowanego pod względem dochodów. Preferencje tego wyborcy
kształtują się zaś w zależności od udziału pracy w jego dochodach, o czym przesądza rozkład
29
kapitału w społeczeństwie. Im bardziej ten rozkład nierówny, tym mniejszym kapitałem
rozporządza medianowy wyborca i tym większe opodatkowanie tego czynnika produkcji
preferuje. „Stąd, naszym zasadniczym wnioskiem teoretycznym jest to, że nierówności
majątkowe i dochodowe są ujemnie powiązane ze stopą wzrostu gospodarczego”8 konkludują autorzy.
Model Perssona i Tabellini'ego (1994), choć także oparty na teoremacie medianowego
wyborcy, w pewnych ważnych aspektach różni się od perspektywy Alesiny i Rodrika (1994).
Przede wszystkim, przybiera on strukturę nakładających się pokoleń (OLG), których
członkowie żyją przez dwa okresy. W pierwszym okresie pracują, uzyskując z tego tytułu
wynagrodzenie zależne od ich indywidualnych umiejętności oraz od zasobu kapitału
zakumulowanego przez poprzednie pokolenie. Stanowiąc katalizator produktywności pracy,
kapitał pełni więc w tym modelu rolę podobną do tej, jaką u Alesiny i Rodrika (1994)
odgrywały finansowane przez państwo dobra publiczne. Stąd też najlepiej interpretować ten
czynnik jako „kapitał fizyczny lub ludzki, który ma pozytywne efekty zewnętrzne na poziom
umiejętności
młodego
pokolenia”9,
bądź
też
„wiedzę,
sprzyjającą
postępowi
technologicznemu”10. Ze względu na tą charakterystykę kapitału, jego akumulacja jest
kluczowym bodźcem rozwoju gospodarczego.
Ponieważ kapitał ten stanowi nieskonsumowaną w pierwszym okresie część
wynagrodzenia za pracę, kluczową rolę odgrywa jednakowa dla wszystkich członków
społeczeństwa stopa oszczędności. Jej poziom wyznacza egzogeniczna stopa procentowa oraz
ustalana w pierwszym okresie w drodze powszechnego głosowania wysokość podatku od
kapitału. W przeciwieństwie do poprzednio omawianego modelu, w pracy Perssona
i Tabellini'ego (1994) polityka fiskalna wywiera jednoznacznie negatywny wpływ na stopę
oszczędności. Zmniejszając stopę zwrotu z kapitału, zmniejsza bowiem opłacalność jego
akumulacji.
Z podatku finansowana jest polityka redystrybucyjna, polegająca na transferze
kapitału od tych, którzy akumulują go więcej niż średnia dla całego społeczeństwa, do tych,
którzy akumulują mniej niż średnia. Skoro wszyscy oszczędzają jednakową część swoich
zarobków, różnice w ilości zakumulowanego kapitału wynikać mogą wyłącznie z nierówności
płacowych,
odzwierciedlających
początkowy rozkład
umiejętności.
Nierówności te
przesądzają również o preferencjach względem polityki fiskalnej: wszyscy o oszczędnościach
mniejszych niż średnie optują za opodatkowaniem kapitału, bowiem korzyści z transferu
przewyższają stratę, jaką odniosą wskutek zmniejszenia się zasobów kapitału podlegających
8 Alesina, Rodrik (1994), s. 466;
9 Persson, Tabellini (1994), s. 602;
10 Ibidem
30
opodatkowaniu. Znów, najważniejszy jest głos medianowego wyborcy. Przy dużych
nierównościach społecznych, wyborca taki będzie uboższy niż przeciętny członek
społeczeństwa, opowie się więc za polityką redystrybucyjną. Zatem „nierówności spowalniają
wzrost gospodarczy. (...) W dużej mierze jest on bowiem zdeterminowany przez akumulację
kapitału, kapitału ludzkiego i wiedzy przydatnej w produkcji. Motywacja jednostki do tej
produktywnej akumulacji zależy od możliwości zatrzymania przez nią owoców własnych
wysiłków, która z kolei w sposób istotny zależy od polityki podatkowej i regulacyjnej
przyjętej w danym państwie”11. Tymczasem „w społeczeństwie, w którym konflikt na tle
rozkładu dochodów jest wyraźny, decyzje polityczne skutkują rozwiązaniami, które
opodatkowują inwestycje i działania sprzyjające wzrostowi gospodarczemu, aby sfinansować
redystrybucję”12.
Trzeba podkreślić, że modele te mają stanowić tylko ilustrację pewnej ogólnej tezy.
W szczególności, nie należy się przywiązywać do konkretnych sformułowań polityki fiskalnej
oraz procesu, w jakim zostaje ona wyznaczona. Polityczny kanał transmisji nierówności na
wzrost gospodarczy modelować można na wiele różnych sposobów, ostatecznie jednak
sprowadza się on do dwóch zależności: a) dysproporcje społeczne rodzą zwiększone
zapotrzebowanie na politykę redystrybucyjną b) wysokie podatki oraz inne instytucje państwa
socjalnego, wprowadzone w celu przeprowadzenia tej redystrybucji, szkodzą gospodarce.
Przyjrzyjmy się bliżej tym tezom.
Pierwsza jest niezwykle intuicyjna. Jeśli przyjmiemy dość oczywiste przesłanki, że
ludzie ubożsi cenią sobie transfery, a politycy ich poparcie, nieuchronnie narzuci się nam
konkluzja, że rozpowszechnienie populistycznych programów politycznych musi być silnie
skorelowane z udziałem biedoty w społeczeństwie. A jednak teza ta nie jest niepodważalna.
Przeciwnie, do jej odrzucenia wystarczy prosty eksperyment myślowy. Na liście krajów
kojarzonych na ogół z rozbudowanym systemem redystrybucyjnym nie znajdziemy Brazylii,
Kolumbii, ani RPA, czyli państw o legendarnych wręcz dysproporcjach majątkowych.
Wyjątkowo jaskrawym przykładem jest Gwatemala, gdzie indeks Gini'ego sięga 55 proc.,
a wydatki publiczne stanowią zaledwie 10 proc. PKB i należą tym samym do najniższych na
świecie. Nawet przyglądając się krajom rozwiniętym przekonamy się, że instytucje „państwa
dobrobytu” funkcjonują raczej w relatywnie egalitarnych państwach Europy, aniżeli
w bardziej
zróżnicowanych USA. Te luźne skojarzenia znajdują do pewnego stopnia
odzwierciedlenie w wynikach badań empirycznych. W
sześciu spośród siedmiu
przywołanych przez Benabou (1996) studiów dotyczących interesującej nas kwestii, nie
11 Persson, Tabellini (1994), s. 600
12 Ibidem
31
wykryto żadnej wyraźnej zależności między nierównościami a fiskalizmem państwa.
W jednym przypadku13 okazuje się wręcz, że w krajach OECD zależność ta jest negatywna.
Podobne rezultaty w szerszej grupie państw otrzymują Pineda i Rodriguez (1999). Także
Perotti (1996) nie wykrył żadnych regularności między sześcioma różnymi probierzami
poziomu redystrybucji a nierównościami.
Wyniki te nie zakłopotałyby jednak autorów tezy o politycznym kanale transmisji
nierówności na wzrost gospodarczy. Zarówno Alesina i Rodrik (1994), jak i Persson
i Tabellini (1994) czynią zastrzeżenie, że wszelkie miary redystrybucji są mało wiarygodne.
Oczywiście, można odnieść różne kategorie wydatków budżetowych do PKB, lub też
zmierzyć obciążenia podatkowe i poziom transferów, lecz wskaźniki te nie są wystarczająco
szerokie. Rządy mogą bowiem prowadzić politykę redystrybucyjną także za pomocą
minimalnych płac, ograniczeń w handlu, restrykcji w obrocie kapitałem, polityki patentowej
oraz wielu innych, dyskretniejszych niż polityka fiskalna instrumentów. Nawet tak
nienamacalne czynniki jak skuteczność systemu prawnego i stopień ochrony praw własności
mają redystrybucyjne konsekwencje. Podobnie jest w przypadku inflacji, przed którą łatwiej
zabezpieczyć się ludziom zamożnym. Nie sposób skonstruować indeksu, który by obejmował
wszystkie te instrumenty i pozwalał na międzynarodowe porównanie zakresu redystrybucji.
Z tego właśnie powodu autorzy ci w swoich badaniach empirycznych sceptycznie zapatrywali
się na wyniki bezpośredniej weryfikacji tez wynikających z ich teorii. Zgodzę się jednak ze
spostrzeżeniem Benabou (1996), że argumentacja ta nie jest do końca przekonywająca.
Trudno w modelach politycznego oddziaływania nierówności na gospodarkę dopatrzeć się
powodów, aby presja redystrybucyjna przejawiała się tylko w sposób niebezpośredni, nie
mając jednocześnie wpływu na typowe miary wielkości transferów społecznych.
Persson i Tabellini (1994) usiłowali również do problemu podejść inaczej. Analizując
dane z 56 państw z lat 1960-1985 odkryli, że kraje bardziej egalitarne rozwijały się szybciej14,
co potwierdza tezę o negatywnym wpływie nierówności na stopę wzrostu gospodarczego.
Następnie podzielili całą próbę na państwa o ustroju demokratycznym i niedemokratycznym15
zakładając, że jeśli za tą relację odpowiada polityczny kanał transmisji, to powinna ona
ujawniać się przede wszystkim tam, gdzie społeczeństwo rzeczywiście może głosować,
13 Lindert P. „What limits Social Spending?”, Explorations in Economic History, Vol. 33, Nr 1, styczeń 1996, s.
1–34;
14 Jako wskaźnik równości autorzy zastosowali udział trzeciego kwantyla rozkładu dochodów w
zagregowanych dochodach. W odniesieniu do omawianego modelu wskaźnik ten ma tę zaletę, że
aproksymuje położenie medianowego wyborcy. Wyniki ich badań sugerowały, że wzrost miary równości o
jedno odchylenie standardowe przekłada się na wyższą o 0,5 pkt. proc. stopę wzrostu gospodarczego.
15 Alternatywnie, zamiast dzielić próby na dwie części, można włączyć do modelu ekonometrycznego jako
regresor syntetyczną (multiplikatywną) zmienną, powstałą z przemnożenia zero-jedynkowej zmiennej
dotyczącej ustroju danego kraju przez miarę nierówności. Metodologię taką stosuje m.in. Alesina i Rodrik
(1994) i Clarke (1995)
32
przynajmniej pośrednio, na konkretne rozwiązania fiskalne. I rzeczywiście, korelacja
wskaźnika równości społecznej ze stopą wzrostu PKB okazała się dodatnia dla krajów
demokratycznych i ujemna dla autokratycznych. Alesina i Rodrik (1994) oraz Keefer i Knack
(1997) podważyli jednak wiarygodność tych rezultatów oceniając, że są jedynie artefaktem
wynikającym z doboru próby oraz błędnej klasyfikacji państw pod względem ustroju
politycznego. Zarówno ci autorzy, jak i Clarke (1995)16, powtarzając ten eksperyment nie
stwierdzili odmiennego wpływu nierówności na wzrost w zależności od ustroju politycznego.
To oczywiście nie oznacza jeszcze, że polityczny mechanizm oddziaływania nierówności na
sferę makroekonomiczną nie występuje. Jednakowe skutki nierówności w obu podpróbach
mogą być jedynie oznaką, że oprócz omawianego kanału transmisji, występują jeszcze inne.
Jednak niezależnie od tych empirycznych zawiłości, pomysł badania hipotezy o politycznym
kanale transmisji poprzez podział krajów na demokratyczne i niedemokratyczne jest
chybiony. Przede wszystkim, niedemokratyczne reżimy nie są jednolite. Niekiedy są
lewicowe lub populistyczne, a wówczas nierówności powinny – w myśl omawianej teorii –
mieć jeszcze silniejszy negatywny wpływ na wzrost gospodarczy niż w krajach
demokratycznych, niekiedy zaś prawicowe i faworyzujące warstwy zamożne 17. Poza tym,
czemu wyraz dali Alesina i Rodrik (1994), model polityczny implikuje jedynie, że władze są
zależne od nastrojów obywateli, natomiast rodzaj tej zależności nie odgrywa żadnej roli.
Wszakże nawet dyktator może ulegać społecznej presji w obawie przed zamachem stanu.
Z kolei politycy w krajach demokratycznych nie muszą wcale spełniać swoich wyborczych
obietnic, więc głosowanie za programem danej partii nie pokrywa się z głosowaniem za
wysokością podatków.
Pierwsza faza dowodzenia, którą wyróżniliśmy w politycznym kanale wpływu
nierówności na wzrost, okazuje się zatem niepodatna na weryfikację. Niestety, w przypadku
drugiej fazy jest niewiele lepiej. Zauważmy przede wszystkim, że teza ta jest powtórzeniem
tradycyjnego przeświadczenia o szkodliwym wpływie podatków na akumulację kapitału.
Wydaje się to zaskakujące w świetle dość częstych w literaturze konstatacji, jakoby na
początku lat 90. w myśleniu na ten temat dokonał się przełom. Osberg (1995), który taką
cezurę stawia bodaj najwyraźniej, jako jedną z przyczyn odejścia od przekonania, że
egalitaryzm i efektywność gospodarcza się wykluczają, wymienia właśnie zakwestionowanie
argumentu o szkodliwości progresji podatkowej18. Tymczasem pierwsi teoretycy pozytywnej
16 Artykuł ten ukazał się już w 1992 r., jako publikacja Banku Światowego.
17 Benabou (1996), s. 13;
18 Knowles (2001) zauważył, że jeśli do empirycznej weryfikacji hipotezy o politycznym kanale transmisji
zastosuje się dane o dochodach netto, zredukuje się ona całkowicie do teorii o negatywnym wpływie
redystrybucji na wzrost. Jeśli bowiem założenia modelu są prawdziwe (tzn. a) nierówności prowadzą do
redystrybucji, a zatem kraje o równej dystrybucji dochodów netto mają wyższy poziom redystrybucji i b)
33
relacji między równością a efektywnością argumentu tego nie odrzucili, tylko skierowali jego
ostrze w przeciwną stronę. Ostrze to okazało się jednak obosieczne. Jeśli, jak pokazałem
w rozdziale II.4., wpływ podatków na funkcjonowanie gospodarki jest ambiwalentny, do
politycznego kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy trzeba podejść
sceptycznie.
Nawet gdyby redystrybucja rzeczywiście zagrażała akumulacji kapitału, argument ten
miałby większą wagę w rękach orędowników tradycyjnych poglądów na społeczne
nierówności. W ich teorii służył on bowiem tylko do pokazania, że dla tych dysproporcji nie
ma alternatywy, skoro jedyne potencjalne remedium okazuje się trucizną. Natomiast po
przeciwnej stronie sporu jego użycie jest dość paradoksalne. Jakie wnioski płyną
z twierdzenia, że nierówności dochodowe spowalniają stopę wzrostu? Że ich likwidacja
byłaby czymś pożądanym. Tymczasem mówi się nam, że to właśnie podejmowanie takich
starań wzrost spowalnia. Paradoks ten, jak sądzę, bierze się stąd, że reakcja władz na
nierówności społeczne nie może być traktowana jako nieuchronny ich skutek. W przeciwnym
wypadku konstrukcja logiczna tego argumentu będzie przypominała twierdzenie, że grypa
skutkuje sennością, ponieważ leki z paracetamolem mają działanie usypiające. Dodatkowo,
aby analizowany tok rozumowania miał sens, potrzebne jest założenie, że wprowadzony pod
presją nierówności system redystrybucyjny nie wywiera na nie żadnego wpływu. Gdyby takie
oddziaływanie dopuścić, mogłoby się okazać, że odpowiednia polityka społeczna w długim
terminie prowadzi do zniwelowania nierówności, a tym samym w dalszej perspektywie
zwiększa potencjał rozwojowy gospodarki.
Takie konsekwencje politycznego kanału transmisji rozbieżności dochodowych na
wzrost gospodarczy trafnie ujął Perotti (1993), było to jednak okupione znaczną komplikacją
modelu. Te zarysowane przez Alesinę i Rodrika (1994) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994)
były bowiem statyczne: ustalona raz stopa podatkowa nie podlegała już żadnym zmianom,
skoro preferencje podatkowe wyborców uzależnione są tam od niezmiennego rozkładu
dochodów. Praca Perotti'ego wychodzi zaś od spostrzeżenia, że „rozkład dochodów nie jest
ustalony, lecz w gospodarce, gdzie system podatkowy redystrybuuje dochody, może być do
pewnego stopnia modyfikowany”19. Wybierając stopę podatkową, racjonalne jednostki
uwzględniają bowiem jej wpływ na decyzje inwestycyjne innych ludzi, a te z kolei
determinują ewolucję rozkładu dochodów.
Zacznijmy od statycznego wariantu modelu Perotti'ego. Przybiera on strukturę
redystrybucja hamuje wzrost), to stosując dane o dochodach netto, powinniśmy otrzymać pozytywną
zależność między nierównościami a wzrostem. Większe nierówności po redystrybucji oznaczają bowiem
niższy jej poziom, czyli szybszy wzrost.
19 Perotti (1993), s. 755;
34
zazębiających się pokoleń, z których każde dzieli się na trzy grupy (klasy) dochodowe i żyje
przez dwa okresy. Zakłada się, że udział każdej z tych grup w społeczeństwie jest mniejszy
niż 0,5, co sprawia, że medianowy wyborca zawsze należy do klasy średniej. Przy tym ujęciu
nierówności można modelować w dwójnasób: różnicując dochody trzech klas, lub
manipulując ich udziałami w społeczeństwie. Ekspansja tej gospodarki uzależniona jest od
akumulacji kapitału ludzkiego, która podobnie jak u Perssona i Tabellini'ego (1994) wywiera
dodatnie efekty zewnętrzne. Dokonywana w pierwszym okresie inwestycja w edukację,
w drugim okresie zwiększa bowiem nie tylko dochody inwestora, ale także produktywność
pozostałych członków społeczeństwa. Jednak przy założeniu o braku rynków kapitałowych
inwestycji mogą dokonać wyłącznie te jednostki, których dochód w pierwszym okresie jest co
najmniej równy kosztom edukacji. Podejmując decyzję inwestycyjną, jednostki biorą pod
uwagę wysokość podatków, także ustalanych i egzekwowanych w pierwszym okresie.
Podatki są proporcjonalne do dochodów, a wpływy z nich państwo rozdziela po równo
między wszystkich obywateli. Pobór podatków wiąże się z kosztami administracyjnymi,
stanowiącymi kwadrat stopy podatkowej. Dzięki temu założeniu, racjonalni wyborcy nigdy
nie opowiedzą się za stopą podatkową wyższą niż 50 proc., bowiem po przekroczeniu tego
progu wpływy z podatków zaczynają maleć.
U Perotti'ego, podobnie jak we wcześniej omówionych modelach, kluczowy jest głos
medianowego wyborcy. Tak jak tam, im większe w danym społeczeństwie nierówności, tzn.
im niższe dochody brutto tego wyborcy w stosunku do przeciętnych dochodów, tym wyższe
podatki będzie preferował. Wynika to z faktu, że podatki są proporcjonalne do dochodów, lecz
rządowe transfery są jednakowe dla całego społeczeństwa. W tym modelu jednak, preferencje
medianowego wyborcy zależą dodatkowo od stopnia rozwoju danej gospodarki. W państwie
bogatym, dochody klas wyższej i średniej pozwalają ich członkom na inwestycje w edukację.
Stąd też dalszy rozwój gospodarki zależy już tylko od inwestycji klasy najuboższej. Przy
odpowiednio wysokim poziomie podatków, a więc także redystrybucji, będzie to możliwe.
Dlatego „w bogatej gospodarce medianowy wyborca opowie się za wyższym poziomem
redystrybucji, niż optymalny z jego perspektywy w danym momencie, w zamian za wyższe
dochody per capita w przyszłości.20”. Stanie się tak jednak tylko wówczas, gdy przy
niezmienionych dochodach klasy najbogatszej, dochody klasy średniej nie będą zanadto
odbiegały od klasy najniższej, czyli, gdy społeczeństwo będzie odpowiednio równe. Gdyby
rozkład dochodów był inny, a klasa średnia pod tym względem nie ustępowała zanadto
najbogatszej grupie, medianowemu wyborcy mogłoby się nie opłacać głosować za podatkami
wystarczająco wysokimi, aby najubożsi byli w stanie po otrzymaniu transferów zainwestować
20 Perotti (1992), s. 313.
35
w edukację21. Koszt takich podatków byłby dla niego wyższy, niż korzyści płynące
z dodatniego efektu zewnętrznego akumulacji kapitału ludzkiego przez najniższą klasę. Zgoła
odmiennie przedstawia się sytuacja w kraju ubogim, gdzie tylko najbogatsi mogą sobie
pozwolić na inwestycje w edukację. W tych okolicznościach, obciążenie tej klasy
nadmiernymi podatkami zablokuje wzrost gospodarczy. Kluczowy wyborca zdecyduje się
więc na niższy niż pożądany przezeń w danym momencie poziom redystrybucji, oczekując
dzięki temu wyższych dochodów w przyszłości. Gdyby jednak to ubogie społeczeństwo było
bardziej egalitarne, czyli dochody klasy średniej były zbliżone do dochodów klasy najniższej,
wówczas medianowy wyborca miałby zbyt duża pokusę obłożenia bogatych wysokimi
podatkami i gospodarka w ogóle nie dokonała by postępu.
Implikacje tego modelu stają się wyraźniejsze, gdy wprowadzi się do niego element
dynamiczny. Perotti (1993) rezygnuje w tym celu ze struktury zazębiających się pokoleń, na
ich miejsce wprowadzając jednostki żyjące tylko przez jeden okres i pozostawiające jednego
potomka, żyjącego w kolejnym okresie. Teraz możliwe jest prześledzenie kolejnych etapów
rozwoju gospodarki. Jak widzieliśmy, wstępnym warunkiem rozwoju kraju o niskich
dochodach per capita jest znaczna ich dyspersja. Gospodarka taka awansuje jednak na wyższy
poziom z jeszcze większymi nierównościami społecznymi, które staną na przeszkodzie
dalszemu rozwojowi. Z drugiej strony, gdyby kraj ten był egalitarny, wzrost gospodarczy
nigdy by się nie rozpoczął. Zatem „wzrost w tym modelu następuje poprzez samonapędzający
się proces (ang. trickle-down process), w którym dzisiejsza inwestycja jednej grupy,
w przyszłości zwiększa zasób środków podlegających redystrybucji i tym samym umożliwia
inwestycję innym grupom. Ten proces będzie kontynuowany a wzrost będzie trwał tylko
wówczas, jeśli mechanizm polityczny zapewni odpowiedni poziom redystrybucji na każdym
poziomie dochodów na ścieżce wzrostu”22.
Choć Model Perotti'ego (1993) na poziomie założeń wykazuje wiele podobieństw
względem prac Perssona i Tabellini'ego (1994) oraz Alesiny i Rodrika (1994), przeczy obu
wysuniętym przez nich tezom i tym samym stanowi dobre podsumowanie zreferowanych
wcześniej zarzutów przeciwko nim. Po pierwsze, amplituda dochodów nie jest w sposób
jednoznaczny skorelowana z zapotrzebowaniem na redystrybucję. Po drugie, wysoki poziom
redystrybucji nie jest w każdych warunkach szkodliwy dla gospodarki. Konkluzje Perotti'ego
(1993) sięgają zresztą o wiele głębiej i mają kolosalne znacznie dla tez niniejszej pracy, będę
więc do nich jeszcze wracał.
21 Choć Perotti (1993, s, 770) przyznaje, że redystrybucji mogą sprzyjać także osoby o dochodach wyższych niż
średnia dla całego społeczeństwa. Jeśli to głównie bogaci - jako pracodawcy - odnoszą korzyści z lepszych
kwalifikacji pracowników, mogą we własnym interesie optować za wysokimi podatkami.
22 Perotti (1992), s. 313;
36
3.3. Korupcjogenne nierówności
Widzieliśmy więc, że badania empiryczne nie wykryły dodatniej zależności między
nierównościami a wysokością podatków. Pewne uzasadnienie tego nieintuicyjnego wyniku
stanowi perspektywa Perotti'ego (1993). Jej składową jest twierdzenie, że niezamożni
wyborcy nie są krótkowzroczni i rozumieją, że rezygnacja z roszczeń pozwoli wyższym
warstwom społecznym na inwestycje, z których korzyści w ostatecznym rozrachunku dadzą
się odczuć także na dole drabiny społecznej. Lecz ta konstatacja wydaje się mało uniwersalna.
Trudno uniknąć wrażenia, że w uboższych warstwach społeczeństw populistyczni politycy
rzeczywiście cieszą się poparciem. Może więc modele politycznego kanału transmisji
nierówności na wzrost gospodarczy trafnie przewidują preferencje podatkowe wyborców, lecz
z jakichś przyczyn nie znajdują one odzwierciedlenia w polityce fiskalnej?
Zarówno Persson i Tabellini (1994), Alesina i Rodrik (1994), jak i Perotti (1993)
czynią niewypowiedziane założenie, że status ekonomiczny jednostek nie przekłada się na ich
siłę polityczną, a co za tym idzie, niezależnie od skali nierówności proces polityczny
w każdym kraju przebiega jednakowo. W modelach tych proces ustalania poziomu podatków
został określony tak, że opinia każdego obywatela ma równe znaczenie. Dodatkowo, wyborcy
kontrolują wszystkie najważniejsze parametry polityki fiskalnej – politycy są jedynie
bezkrytycznymi wykonawcami woli społeczeństwa. Jeśli przy tych założeniach przyjąć, że
preferencje podatkowe wyborców są skorelowane z położeniem na drabinie społecznej,
nierówności muszą rzeczywiście oddziaływać na politykę fiskalną.
Logika tego rozumowania prowadzi jednak do konkluzji, że w społeczeństwach
o rażących dysproporcjach kapitalizm jest niekompatybilny z demokracją23 w tym sensie, że
warstwy ubogie wykorzystałyby jej mechanizmy do odebrania majątku bogatym.
W rzeczywistości jednak nic takiego nie obserwujemy. Jednym z powodów może być fakt, że
nawet w krajach rozwiniętych ludzie uboższych i gorzej wykształconych charakteryzuje
wyższą stopą absencji w wyborach24. Innego wyjaśnienia tego faktu podjął się Rodriguez
(2004). Jak zauważył, na szczeblu czysto teoretycznym nierówności majątkowe są
równoważne transferowi środków od biedniejszych do bogatszych. „Jeśli taki transfer
przełoży się na wzrost siły politycznej bogatych, poskutkuje również zmniejszeniem
zdolności ubogich do kontrolowania systemu politycznego. Końcowym rezultatem będzie
także redukcja obciążenia podatkowego, jakie ubodzy mogą nałożyć na bogatych, a więc
bardziej regresywny system podatkowy”25. Okazuje się zatem, że do ekspropriacji bogatych
23 Aby uczynić zadość zastrzeżeniom, że nierówności wpływają na gospodarkę także w krajach
niedemokratycznych, trzeba dodać, że słowa „demokracja” użyłem jako symbolu wszystkich państw, gdzie
społeczeństwo może w jakikolwiek sposób wpływać na postępowanie rządzących.
24 Benabou (1996), s. 11;
25 Rodriguez (2004), s. 288
37
w nierównych społeczeństwach nie dochodzi, ponieważ nawet demokracja nie daje ubogim
wystarczającej władzy, aby tego dokonać. Zamożniejsze warstwy społeczne mogą się bowiem
impregnować na redystrybucyjną presję właśnie dzięki swemu bogactwu. „Wyborcy
rozumieją ten mechanizm, więc ustalają stopę podatkową na poziomie wystarczająco niskim,
aby nie stwarzać pokusy do aktywnego poszukiwania renty. Lepsze są niskie, lecz
egzekwowane podatki, niż wysokie i nie egzekwowane”26.
Wyjściowym punktem tego rozumowania jest odrzucenie założenia, że społeczeństwo
składa się z masy jednolitych wyborców, kontrolujących wszystkie aspekty systemu
podatkowego. W pracy Rodrigueza (2004) toczy się swoista gra między trzema grupami
społecznymi, których role w ustalaniu polityki fiskalnej wyraźnie się różnią. „Robotnicy”
dysponują wyłącznie dochodami z pracy i stanowią stanowią w społeczeństwie większość,
tak, że medianowy wyborca należy właśnie do tej grupy. „Kapitaliści” czerpią dochody nie
tylko z pracy, lecz także z kapitału, którego rozkład jest nierównomierny. Tym samym
heterogeniczność występuje między klasą jednakowych „robotników” a klasą „kapitalistów”,
oraz pomiędzy poszczególnymi „kapitalistami”. Dodatkowo, w społeczeństwie istnieją
politycy, którzy muszą harmonizować potrzebę zdobycia poparcia szerokich warstw
„robotników” z koniecznością pozyskania środków finansowych na prowadzenie kampanii
wyborczej, które zapewnić mogą „kapitaliści”. Podatki płacą zarówno „robotnicy” jak
i „kapitaliści”, z tym że ci pierwsi otrzymują finansowane z nich transfery. Drudzy mają
natomiast możliwość uzyskania od polityków ulg podatkowych. Ulgi te należy rozumieć
szeroko: oprócz zwolnienia z podatków mogą one oznaczać przyznanie koncesji, wygraną w
przetargu, czy też jakikolwiek inny przywilej, jaki można uzyskać za udzielone politykowi
wsparcie finansowe. Tego typu lobbing wiąże się jednak z pewnym stałym kosztem, co ma
dwie ważne konsekwencje. Po pierwsze, zabiegając o ulgi podatkowe „kapitaliści” muszą
działać niezależnie od siebie. Gdyby chcieli w sposób skoordynowany starać się o niższe
podatki, stwarzaliby ogromną pokusę dla „jeżdżących na gapę”. Drugim, ważniejszym
skutkiem tego założenia jest to, że istnieje pewien progowy poziom dochodów y*, poniżej
którego nie opłaca się angażować w tego typu aktywność polityczną. Poziom ten jest zaś
ujemnie skorelowany z wysokością stopy podatkowej. W ten sposób dochodzimy do
kluczowego aspektu modelu Rodrigueza (2004). Ustalając stopę podatkową medianowy
wyborca dąży do maksymalizacji strumienia transferów od „kapitalistów” do „robotników”.
Musi jednak przy tym uwzględnić fakt, że wysokość podatków stanowi tło dla kontaktów
między „politykami” a „kapitalistami”. Im te podatki wyższe, tym niższy relatywny koszt
wykupienia stosownej ulgi i tym więcej osób się na to zdecyduje. Zatem „(...) w tym modelu
26 Ibidem, s. 289
38
wyborcy mają kontrolę nad nominalną stopą podatkową, lecz nie nad wektorem ulg
podatkowych oraz poziomem wydatków budżetowych. To założenie ucieleśnia główną cechę
naszego modelu, czyli to, że przyznaje on wyborcom ograniczoną władzę, podczas gdy
w tradycyjnych modelach redystrybucji opartych na teoremacie medianowego wyborcy mają
oni całkowitą władzę ustalania polityki fiskalnej”27. Podejście to wydaje się realistyczne,
ponieważ stopa podatkowa jest tym aspektem polityki fiskalnej, którego realizację przez
polityków łatwo wyborcom zweryfikować. Jak zauważa Rodriguez (2004), zmiany podatków
odbywają się na ogół na drodze klarownego procesu ustawodawczego, natomiast kwestia ulg
podatkowych czy wydatków budżetowych często leży w gestii władzy wykonawczej
i charakteryzuje się sporą dyskrecjonalnością.
Jaki wpływ na poziom redystrybucji mają w tym modelu nierówności, rozumiane jako
zwiększenie udziału w społeczeństwie „kapitalistów” o dochodach umożliwiających unikanie
płacenia podatków? Rodriguez (2004) przyznaje, że zależność między nierównościami
a nominalną stopą podatkową może być jednoznacznie ujemna, lub też przybierać kształt
litery U, w zależności od doboru konkretnej funkcji rozkładu kapitału. Lecz nominalna stopa
podatkowa nie jest w tym modelu właściwą miarą redystrybucji. Ważniejsza jest efektywna
stopa podatkowa, czyli odsetek dochodów „kapitalistów”, jaki zostaje przeznaczony na
transfery, lub też udział transferów w zagregowanych dochodach28. Te wskaźniki są zaś
negatywnie skorelowane z nierównościami, skoro wzrost tych ostatnich oznacza, że więcej
środków przeznaczane jest na donacje dla polityków.
Po raz kolejny zasadnicza teza „modelu politycznego” okazuje się wątpliwa:
nierówności nie przekładają się na presję redystrybucyjną, która miała stanowić ogniwo
łączące rozkład dochodów w społeczeństwie z dynamiką rozwoju gospodarki. Lecz, jak
zauważa Barro (2000), ujemna zależność między tymi zmiennymi może istnieć nawet
wówczas, gdy „w równowadze” do żadnych transferów nie dochodzi. Jeśli wraz ze wzrostem
nierówności zwiększy się zasób środków, które ludzie zamożni zamiast na produktywne
inwestycje przeznaczą na łapówki i donacje dla polityków oraz na działania lobbingowe,
mające zapobiec nadmiernym obciążeniom podatkowym, może się to przełożyć na
spowolnienie wzrostu gospodarczego. „W tym sensie podstawowa intuicja kryjąca się za
modelami Alesiny i Rodrika (1994) i Perssona i Tabellini'ego (1994) zostaje zachowana.
27 Rodriguez (2004), s. 295;
28 Warto zauważyć, że model Rodrigueza (2004) dostarcza kolejnego powodu, aby sceptycznie zapatrywać się
na empiryczne badania zależności między nierównościami a wydatkami budżetowymi. Jeśli uzyskane przez
„kapitalistów” ulgi podatkowe przybiorą postać dotacji dla firm, kontraktów rządowych itp., wówczas wzrost
nierówności może na gruncie tego modelu doprowadzić do rozdęcia wydatków budżetowych. Nie podważy
to jednak płynących z niego wniosków, że poziom redystrybucji jest z dysproporcjami majątkowymi
powiązany ujemnie.
39
Nierówności prowadzą drogą polityczną do zaburzeń, które zniechęcają do akumulacji
kapitału. Jednak bardziej nierówne społeczeństwa nie charakteryzują się większymi zasobami
środków przeznaczanych na pomoc ubogim. Przeciwnie, środki te są przekierowywane
z produktywnych inwestycji do kieszeni polityków, bądź marnotrawione na nieproduktywne
aktywne poszukiwanie renty”29.
3.4. Socjopolityczny kanał transmiji (SKT)
Rozważania Rodrigueza (2004) i Barro (2000) prowadzą do wniosku, że rozkład
majątku w społeczeństwie determinuje dostęp poszczególnych grup społecznych do władzy.
W takich warunkach nierówności społeczne mogą sprawić, że ubogie warstwy społeczeństwa
będą usiłowały dochodzić swoich politycznych i ekonomicznych celów z pominięciem
legalnych instytucji, na przykład uciekając się do strajków, antyrządowych demonstracji,
zamieszek lub nawet zamachów stanu. Taka socjopolityczna niestabilność rodzi szkodliwą
z punktu widzenia inwestorów niepewność, która może przełożyć się niższy poziom
inwestycji i wzrostu gospodarczego.
Rozumowanie to, które można określić jako socjopolityczny kanał transmisji (SKT)
nierówności na stopę wzrostu gospodarczego, opiera się zatem na dwóch spostrzeżeniach: (A)
polaryzacja majątkowa rodzi społeczne niezadowolenie, które może przejawiać się polityczną
niestabilnością, ta zaś (B) ujemnie wpływa na poziom inwestycji. Zależności te są niezwykle
intuicyjne, lecz wiążą się z trudnym do operacjonalizacji pojęciem „niestabilności
socjopolitycznej”. Alesina i Perotti (1996), uważani za autorów omawianej hipotezy,
wymieniają dwie możliwości zdefiniowania tego terminu. Może on oznaczać występującą
w niektórych krajach tendencję do częstych zmian władz wykonawczych (executive
instability), niezależnie od tego, czy następują one na drodze konstytucyjnej czy też nie.
Częstotliwość tych zmian jest miarą ryzyka politycznego, ponieważ z perspektywy
inwestorów polityka nowego rządu zawsze stanowi niewiadomą. Dodatkowo, można ją
traktować jako wskaźnik jakości rządów, bowiem horyzont planowania polityków jest tym
krótszy, im krócej spodziewają się pozostawać u władzy. Jak zauważył Siebert (1998),
mankamentem tego podejścia jest to, że przyczyn tego rodzaju instytucjonalnej niepewności
może być wiele, także w krajach egalitarnych. Ponadto, niepokoje społeczne mogą
oddziaływać na gospodarkę w sposób całkowicie niezależny od zmian władzy.
Alternatywnym podejściem do problemu niestabilności socjopolitycznej jest zatem
skonstruowanie indeksu, obejmującego szerokie spektrum przejawów społecznego fermentu,
które mogą zagrażać prawom własności. W swoich badaniach Alesina i Perotti (1996) stosują
29 Rodriguez F., (2004), s. 313.
40
indeks, obejmujący liczbę zabójstw na tle politycznym, liczbę śmiertelnych ofiar zamieszek
i rozruchów jako odsetek ludności danego kraju, liczbę udanych zamachów stanu oraz liczbę
nieudanych zamachów stanu. Ponieważ w krajach niedemokratycznych dane mogą być
przekłamane z powodów propagandowych, a prawdopodobieństwo zamachów stanu jest tam
wyższe niż w demokracjach, dodatkowo uwzględnia się formę rządów. Ta lista zmiennych
w żadnym razie nie jest wyczerpująca. Inni autorzy dodawali np. liczbę strajków, liczbę
antyrządowych demonstracji, liczbę zamieszek, liczbę ataków na tle politycznym, czy liczbę
politycznie motywowanych egzekucji.
Dlaczego oczekuje się, że tak pojęta niestabilność socjopolityczna jest bardziej
prawdopodobna w krajach o dużych dysproporcjach dochodowych?
Kluczowe są tu
założenia o istnieniu wyraźnej różnicy w preferencjach politycznych poszczególnych warstw
społecznych oraz o silnej korelacji między nierównościami dochodowymi a politycznymi.
Przekonanie to, zwane niekiedy w literaturze „hipotezą relatywnej deprywacji”, jest więc
zasadniczo „pewnym przeformułowaniem modelu medianowego wyborcy, z pominięciem
procesu głosowania”30. Jeśli rzesza ubogich wyborców w konfrontacji z wąską kastą
zamożnych czuje się sfrustrowana swoim statusem społeczno-ekonomicznym, a system
polityczny nie zapewnia jej możliwości legalnej artykulacji tych emocji, przypuszczalnie
zwróci się przeciwko władzy na drodze demonstracji, a nawet aktów przemocy.
Choć
powyższe tezy są tak silnie zakorzenione w filozofii społecznej, że brzmią niemal
truistycznie, „nie istnieją konkluzywne świadectwa, że nierówności prowadzą do
przemocy„31. Już Muller (1985), choć stwierdził pozytywną relację między nierównościami
a liczbą śmiertelnych ofiar wewnętrznych konfliktów na tle politycznym w latach 1958-1977
przyznał, że jest ona raczej słaba. Zdecydowanie wyraźniejsza zależność (o kształcie
odwróconej litery U) występowała między stopniem represyjności władz a poziomem
politycznej przemocy. Argumentował więc, że
teorie akcentujące nierówności jako
fundamentalną przyczynę społecznych niepokojów są nietrafne, bowiem przypisują moc
sprawczą zmiennej, która odgrywa relatywnie niewielką i niebezpośrednią rolę w pobudzaniu
politycznej przemocy. W istocie, wyniki Mullera (1985) były w zgodzie raczej z tzw.
„hipotezą
mobilizacji zasobów”, która sugeruje, że zasadniczą zmienną wyjaśniającą
socjopolityczną niestabilność jest zdolność grup dysydenckich do zorganizowania
i ukierunkowania społecznego niezadowolenia. Zgodnie z tym paradygmatem, Collier (2006)
nie wykrył na danych z lat 1965-1999 żadnej systematycznej zależności między
nierównościami, a prawdopodobieństwem wybuchu wojny domowej, zdefiniowanej jako
30 Rodriguez (2000), s. 7
31 Keefer, Knack (2000), s. 25
41
konflikt wewnętrzny, który pochłonął co najmniej 1000 ofiar. „Z punktu widzenia
ekonomisty, poczucie krzywdy nie jest przyczyną konfliktu, ani jego skutkiem ubocznym (...).
Ekonomiczna teoria konfliktu utrzymuje, że motywy konfliktu są nieistotne: liczy się to, czy
organizacja rebeliancka jest wydajna finansowo” - konkluduje Collier (2006, s. 3). Do
zbliżonych wniosków doszli Keefer i Knack (2000), którzy wykryli silną zależność pomiędzy
szeroko rozumianą polaryzacją społeczeństwa, a socjopolityczną niestabilnością. „Związek tej
ostatniej zmiennej z nierównościami może być znikomy, ponieważ nierówności nie prowadzą
do wystarczająco silnej solidarności i identyfikacji grupowej, które są potrzebne do pokonania
znacznych problemów koordynacji, z jakimi wiąże się organizacja przemocy dla celów
politycznych. Przypuszczalnie, podziały etniczne stwarzają silniejsze więzi wewnątrzgrupowe
i są tym samym silniej związane z przemocą na tle politycznym, niż nierówności”32utrzymują.
Ponieważ wojny domowe są tylko skrajnym przejawem niepokojów społecznych,
przywoływanie konkluzji Colliera (2006) celem podważenia SKT
może zakrawać na
kazuistykę. Jednak zarzuty przeciwko supozycji A wysuwano także na gruncie „hipotezy
relatywnej deprywacji”. Przykładowo, Thorbecke i Charumilind (2002) przywołują teorię
Jacka Nagela (1974) o nieliniowej zależności między nierównościami a polityczną
stabilnością. W myśl tej koncepcji, dysproporcje przestają być źródłem rozgoryczenia, a więc
potencjalnie także aktów przemocy, gdy przepaść dzieląca biednych od bogatych stanie się
tak szeroka, że ci pierwsi tracą punkt odniesienia.
W tym kontekście może się wydawać zaskakujące, że Alesina i Perotti (1996)
odnaleźli silną, dodatnią zależność między nierównościami, a swoim indeksem niestabilności
socjopolitycznej. Lecz, jak odnotowali w odniesieniu do tej pracy Keefer i Knack (2000,
s. 25), „wykrywana niekiedy w literaturze pozytywna korelacja między nierównościami
a przemocą okazuje się wrażliwa na specyfikację modelu, na użyte wskaźniki przemocy oraz
na stosowanie wątpliwej jakości danych o nierównościach”. Jednocześnie autorzy ci
stwierdzili wyraźnie ujemny wpływ nierówności33 na stopień ochrony praw własności i praw
kontraktowych. Przy tym, za zmienną objaśnianą obrali
indeks, złożony z wskaźników
oceniających w szerokiej grupie państw ryzyko ekspropriacji, ryzyko odstąpienia przez rząd
od zawartych kontraktów, przestrzeganie rządów prawa, jakość biurokracji oraz
rozpowszechnienie korupcji, zaczerpniętych z raportu „International Country Risk Guide”
32 Ibidem, s. 25-26
33 Gwoli ścisłości, Keefer i Knack (2000) koncentrują się na relacji między szeroko rozumianą polaryzacją
społeczną a jakością praw własności. Polaryzację aproksymują jednak za pomocą nierówności dochodowych
oraz w dostępie do gruntów rolnych, a także wskaźnika napięć na tle etnicznym oraz odsetkiem ludności
należącym do największej grupy etnicznej. Zmienne te są wprowadzane do modelu oddzielnie i okazuje się,
że nierówności mają silnie ujemny wpływ na bezpieczeństwo praw własności.
42
(ICRG). Jak sądzę, większość z tych wskaźników koresponduje z wspomnianą na początku
tego podrozdziału koncepcją niestabilności władzy wykonawczej. Wydaje się więc, że brak
systematycznej relacji między nierównościami społecznymi a przemocą na tle politycznym
nie stanowi wystarczającego powodu do odrzucenia pierwszej (tj. A) z kluczowych tez SKT.
Najwyraźniej jednak cień wątpliwości rzuca na tę hipotezę brak precyzyjnej definicji
kluczowego dla niej pojęcia „socjopolitycznej niestabilności”.
Wprawdzie druga z fundamentalnych tez (B) teorii o socjopolitycznym mechanizmie
transmisji nierówności na wzrost gospodarczy jest logicznie zależna od pierwszej (A), która
okazała się mocno dyskusyjna, lecz dla porządku przywołam stojące za nią racje. Przede
wszystkim podkreśla się, że socjopolityczna niestabilność powoduje niepewność, związaną
z wysokim prawdopodobieństwem zmiany władz. Nigdy bowiem nie wiadomo, jaką politykę
będzie prowadził nowy rząd a w szczególności, jaki będzie jego stosunek do praw własności
oraz zobowiązań uczynionych przez poprzednie władze. „Odstępstwa od tych zobowiązań
mogą
przejawiać
się
dramatycznym
wzrostem
podatków,
wywłaszczeniami,
nieprzestrzeganiem pewnych kontraktów, zmniejszeniem ochrony prawnej, czy też
gwałtownymi zmianami regulacji, którym podlegają firmy” - wyliczają Keefer i Knack (2000,
s. 6-7). Warunki niepewności mogą skłonić przedsiębiorców do odłożenia w czasie projektów
inwestycyjnych, zmniejszenia skali działalności lub całkowitej z niej rezygnacji na rzecz
mniej ryzykownych przedsięwzięć, wycofania kapitału za granicę, lub po prostu zwiększenia
konsumpcji. „Firmy prawdopodobnie zmienią też swoje strategie produkcyjne (...).
Przykładowo, wprowadzą
mniej efektywne procesy produkcyjne, aby zmniejszyć swoje
uzależnienie od kapitału trwałego, który byłby podatny na dewaluację lub konfiskatę
w rezultacie polityki rządu”34. Alesina i Perotti (1996) wskazują dodatkowo, że niepokoje
społeczne mogą zaburzać proces produkcyjny i zmniejszać przez to produktywność pracy
i kapitału. Przy tym, zjawiska takie jak demonstracje, strajki, rozruchy i zamachy stanu mogą
odstraszać inwestorów niezależnie od tego, czy są skuteczne, ponieważ same w sobie
wskazują na skłonność społeczeństwa do gwałcenia rządów prawa.
W pracy Vienierisa i Gupty (1986) niepewność oddziałuje z kolei negatywnie na stopę
oszczędności. Autorzy ci dzielą oszczędności na produktywne, czyli takie, które zasilają
w kapitał krajową gospodarkę, oraz nieproduktywne, które lokowane są w obcych walutach,
złocie lub za granicą. Stopa zwrotu z pierwszej kategorii oszczędności w znacznie większym
stopniu uzależniona jest od stabilności socjopolitycznej danego kraju, niż stopa zwrotu z
drugiej kategorii oszczędności. Nasilająca się niestabilność doprowadzi zatem do zmiany
proporcji oszczędności produktywnych i nieproduktywnych na niekorzyść tej pierwszej
34 Keefer, Knack (2000), s.7
43
kategorii.
Zarówno Alesina i Perotti (1996), jak i Vienieris i Gupta (1986) nie tylko
przedstawiają wyniki badań empirycznych, potwierdzające ich teoretyczne rozważania, ale
dodatkowo popierają je sugestywnymi przykładami. Spośród 71 analizowanych przez Alesinę
i Perotti'ego krajów, około roku 1960 Japonia i Irlandia charakteryzowały się sporo niższym
poziomem PKB per capita niż Argentyna i Wenezuela. Dwa pierwsze kraje miały jednak
bardzo niskie wskaźniki niestabilności socjopolitycznej, podczas gdy dwa ostatnie należały
pod tym względem do światowej czołówki. W efekcie, w kolejnych trzech dekadach Japonia
i Irlandia dołączyły do grona najzamożniejszych państw świata, podczas gdy Argentyna
i Wenezuela pogrążone były w stagnacji i w rankingu tym mocno się opuściły. Natomiast
Vienieris i Gupta (1986) przeprowadzili symulację, z której wynika, że gdyby w każdym
kraju z ich próby wskaźnik niestabilności socjopolitycznej, stanowiący kombinację liczby
demonstracji oraz liczby ofiar śmiertelnych zamieszek na tle politycznym, był na
minimalnym dla całej próby poziomie, stopa produktywnych oszczędności byłaby o 21 proc.
wyższa, niż przy faktycznym poziomie niestabilności. W grupie najbiedniejszych państw ta
różnica wynosiłaby aż 90 proc.
Choć wyniki te są przekonywające, zauważmy na zakończenie tych rozważań, że SKT
uwikłany
jest
socjopolitycznej
w
problem
endogeniczności
niestabilności.
Jest
zmiennych,
wysoce
niezależnie
prawdopodobne,
że
od
definicji
wskaźniki
makroekonomiczne, które chcielibyśmy wyjaśnić jako funkcje socjopolitycznej niestabilności
(stopa inwestycji, oszczędności, wzrostu PKB), są z kolei ważnymi czynnikami
determinującymi poziom tej niestabilności. Niezadowolenie szerokich mas społeczeństwa,
zagrażające perturbacjami socjopolitycznymi, może przecież być spowodowane nie tylko
nierównościami społecznymi, ale też słabą kondycją gospodarki. Alesina i Perotti (1996)
poprzez dobór odpowiedniej struktury modelu usiłują zaradzić tej trudności, lecz przyznają,
że nie została ona całkowicie zneutralizowana.
3.5. Nierówności a szoki makroekonomiczne
Szereg przytoczonych w poprzednich rozdziałach argumentów wskazuje, że
polaryzacja społeczeństwa pod względem dochodów sama w sobie nie jest czynnikiem, który
mógłby silnie wpłynąć na sferę makroekonomiczną. Jednak Rodrik (1998), a także wcześniej
i w nieco innym kontekście Alesina i Drazen (1991) oraz Galor i Zeira (1993) zauważyli, że
nierówności społeczne mogą być czynnikiem „uśpionym”, którego negatywne oddziaływanie
na gospodarkę aktywuje się dopiero w specyficznych, lecz relatywnie częstych
okolicznościach. Wpływ nierówności może się na przykład uwidocznić w trakcie kryzysu
44
gospodarczego lub innego wydarzenia, wymagającego niezwłocznej reakcji władz. Stanie się
tak, jeśli zdolność rządu do podjęcia odpowiednich działań stabilizacyjnych zależy od
legitymacji szerokich mas społecznych, której nierówności mogą nie sprzyjać.
U Rodrika (1998) koncepcja ta zostaje wysunięta jako próba wyjaśnienia pewnej
zagadki, którą ilustrują tabele 3 i 4. Widzimy, że lata 60. i pierwsza połowa lat 70. stanowiła
okres szybkiego rozkwitu gospodarczego krajów wschodniej Azji, Ameryki Łacińskiej oraz
Bliskiego Wschodu. Jednak kryzysy z lat 70. długotrwale ten obraz zaburzyły. O ile kraje
azjatyckie, wyszły z nich obronną ręką i pozostały na ścieżce szybkiego rozwoju, państwa
południowoamerykańskie i bliskowschodnie wypadły z toru na blisko dwie dekady.
Jednocześnie, choć średnia stopa wzrostu gospodarczego w latach 1960-1975 stanowiła
w analizowanych przez Rodrika (1998) regionach świata bardzo słaby prognostyk wzrostu
w kolejnych 15 latach, to poziom inwestycji w pierwszym okresie jest silnie powiązany
z poziomem inwestycji w drugim okresie. Zatem to nie wahania inwestycji odpowiadają za
wariancję stopy wzrostu PKB. Klucza do niej można natomiast poszukiwać w dynamice
produktywności czynników produkcji, jak to pokazuje Tabela 3.
Tabela 3. Koniunktura w wybranych regionach świata w latach 1960-19941)
1960-73
1973-84
1984-94
PKB
na TFP2) PKB
na TFP PKB
na TFP
pracownik
pracownik
pracownik
a
a
a
Azja Wschodnia3) 4,2
1,3
4,0
0,5
4,4
1,6
Azja Południowa 1,8
0,1
2,5
1,2
2,7
1,5
Ameryka
Łacińska
3,4
1,8
0,4
-1,1 0,1
-0,4
Bliski Wschód
4,7
2,3
0,5
-2,2 -1,1
-1,5
Afryka
1,9
0,3
-0,6
-2,0 -0,6
-0,4
Źródło: opracowanie własne na podstawie Rodrik (1998). 1) Wszystkie dane ujęte
są jako średnia roczna stopa zmiany w proc. 2) TFP=Całkowita produktywność
czynników produkcji 3) Z wyłączeniem Chin
Tak znaczne wahania produktywności usiłowano wyjaśnić m.in. analizując siłę
szoków zewnętrznych, jakich w latach 70. doznały poszczególne państwa. Tabela 4. pokazuje
jednak, że nie jest to dobry trop. W rzeczywistości, Korea Południowa poniosła z tytułu
pogorszenia warunków wymiany międzynarodowej większe straty, niż Turcja czy Brazylia,
ponieważ handel odgrywał w koreańskiej gospodarce relatywnie większą rolę.
Rodrik (1998) argumentuje, że Korea Płd. była w stanie utrzymać dynamikę
produktywności
dzięki podręcznikowym wręcz reformom gospodarczym, takim jak
45
dewaluacja wona, zacieśnienie polityki pieniężnej i poprawa wydajności energetycznej.
Natomiast w Turcji i Brazylii odpowiednie dostosowania fiskalne i kursowe były bardzo
opóźnione. Kluczem do rozwiązania zagadki jest zatem wyjaśnienie inercji, z jaką w tych
krajach podjęto odpowiednie reformy. „(...) polaryzacja utrudnia wypracowanie konsensusu w
sprawie reform gospodarczych. W konsekwencji, zewnętrzne szoki prowadzą do znacznych
fluktuacji wyników gospodarczych, ponieważ władze nie mogą uzgodnić działań, które
mogłyby te szoki skompensować” (Keefer, Knack, 2000, s. 3)
Tabela 4. Doświadczenia trzech krajów, które doznały zewnętrznego szoku1)
Zmiana w terms Udział handlu w
of trade (TOT) w PKB w latach
latach
1970-1979
1970-1979
Dochód
Wzrost PKB per Wzrost PKB per
utracony
capita w latach capita w latach
wskutek zmiany 1960-75
1975-89
TOT
Korea Płd. -1,4
57,2
-0,51
6,5
7,0
Turcja
17,3
-0,41
3,8
1,2
-6,2
Brazylia
-2,3
16,6
-0,25
4,6
1,3
Źródło: Rodrik (1998). 1) Wszystkie dane wyrażone jako średnia roczna stopa zmiany w proc.
W
koncepcji
Rodrika
(1998)
oprócz
latentnego
konfliktu
społecznego35,
aktywowanego przez szoki makroekonomiczne, rolę odgrywa również jakość instytucji
zarządzania tym konfliktem. Pod kategorię tą podpada wiele czynników, pozwalających
łagodzić ewentualne spory zanim przerodzą się w otwarty konflikt. Można tu wymienić
jakość sądownictwa oraz instytucji państwa demokratycznego, rządy prawa, brak korupcji,
zakres wolności obywatelskich, zakres zabezpieczeń społecznych itp. Idea ta przedstawia się
zatem następująco:
f
g
latentny
konflikt
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
∆ PKB = @ szoki makroekonomiczne B f
jakosc instytucji
Punktem wyjścia modelu Rodrika (1998) jest założenie, że istnieją dwie grupy o odmiennych
preferencjach, które muszą porozumieć się w sprawie podziału zasobów uszczuplonych
wskutek zewnętrznego szoku makroekonomicznego. Jeśli nie osiągną konsensusu, tzn.
wysuną żądania, których suma przekracza środki pozostałe do rozdysponowania, zasoby
ponownie ulegają pomniejszeniu. Tym samym skutki szoku zostaną spotęgowane. Na tym
etapie podział zasobów determinowany jest przez żądania obu grup oraz instytucje
zarządzania konfliktem. Nierówności społeczne uwidaczniają się w tym modelu poprzez
35 Podobnie jak Keefer i Knack (2000) we wcześniej omawianej pracy, Rodrik (1998) koncentruje się na
szeroko pojmowanej polaryzacji społeczeństwa. Rozłam może dotyczyć nie tylko rozkładu bogactwa, lecz
także tożsamości etnicznej i geograficznej, przynależności wyznaniowej itp. Jednak wśród miar, za pomocą
których Rodrik aproksymuje tak rozumiany „latentny konflikt społeczny”, znalazł się także wskaźnik
nierówności dochodowych. Ponieważ miary te włączane są do modelu pojedynczo, wyniki uzyskane z
zastosowaniem nierówności dochodowych można interpretować tak, jakby dotyczyły tylko konfliktu na tle
dystrybucyjnym.
46
oczekiwania, jakie ugrupowania żywią względem zachowania swoich oponentów. Im mniej
stronnictwa sobie wzajemnie ufają, tym większą skłonność do rywalizacji przypisują
przeciwnikom. W skrajnych przypadkach, gdy instytucje zarządzania konfliktem są bardzo
silne lub bardzo słabe, niezależnie od poziomu zaufania dominującą strategią jest zawsze
kooperacja lub rywalizacja. Pomiędzy tymi skrajnościami rozciąga się szerokie pole,
w którym dominujące znaczenie mają właśnie nierówności społeczne. Im one większe, tym
bardziej opłaca się grupom rywalizować.
W tym kontekście często przywoływana bywa także praca Alesiny i Drazena (1991).
Trzeba jednak zauważyć, że dotyczy ona przede wszystkim rozkładu korzyści (lub kosztów),
jakie poszczególne grupy społeczne odnoszą z reform gospodarczych. Zestawianie jej
z modelem Rodrika (1998) jest więc zasadne tylko o tyle, o ile rozkład tych kosztów/korzyści
jest sprzężony z nierównościami, co skądinąd wydaje się założeniem rozsądnym. Znów mamy
dwa stronnictwa, które muszą porozumieć się w sprawie przeprowadzenia pewnej niezbędnej
reformy gospodarczej. Zasadnicza różnica polega na tym, że potrzeba reformy nie musi
wiązać się z żadnym szokiem makroekonomicznym. Może po prostu chodzić o uzdrowienie
niemożliwej do podtrzymania na dłuższą metę polityki fiskalnej państwa, np. polegającej na
systematycznym powiększaniu zadłużenia publicznego. Obie grupy zdają sobie sprawę, że
odłożenie reformy, a zatem i stabilizacji, przynosi gospodarce szkody. Jednocześnie są
świadome, że jej przeprowadzenie będzie kosztowne. Nie wiedzą natomiast, jaki będzie
rozkład kosztów (np. podatkowych) tej reformy, a także jakie straty (np. w postaci inflacji,
zaburzeń podatkowych) ponoszą rywale w związku z utrzymywaniem się obecnego,
nieefektywnego status quo. W tych okolicznościach, im bardziej nierównomierna jest
oczekiwana alokacja kosztów związanych z przeprowadzeniem reformy, tym większych
korzyści z próby przeczekania przeciwnika spodziewają się opozycyjne stronnictwa i tym
później dojdzie do stabilizacji. Utrzymywanie się takiej „wojny na przeczekanie” dodatkowo
wiąże się z kosztem natury politycznej, podobnym do tego, jaki występuje w omówionym
wcześniej modelu Rodrigueza (2004). „Jeśli grupa chce uniknąć obciążenia kosztami
stabilizacji, musi zgromadzić i przeznaczyć zasoby na prowadzenie aktywności lobbingowej,
aby wpłynąć na wynik procesu legislacyjnego” - zauważają Alesina i Drazen (1991, s. 1175).
Tym samym uszczuplona zostaje pula środków na produktywne inwestycje.
Warto w tym miejscu przyjrzeć się jeszcze pracy Galora i Zeiry (1993). Ich model
uważany jest za przełomowy w dziedzinie badań nad relacją między nierównościami a wzrost
gospodarczy, ponieważ wprowadza do nich nowy wątek. Pojawiają się w nim niedoskonałości
rynku kredytowego, które w połączeniu z nierównościami społecznymi negatywnie
oddziałują na akumulację kapitału ludzkiego. Wprawdzie problematyką tą zajmę się
47
szczegółowo w kolejnym rozdziale, lecz już teraz potrzebny będzie krótki jej zarys. Na
gruncie modelu Galora i Zeiry (1993) da się bowiem przeanalizować także wrażliwość krajów
charakteryzujących się dużymi dysproporcjami społecznymi na szoki makroekonomiczne.
Model ma strukturę zazębiających się pokoleń, z których każde żyje przez dwa okresy.
W pierwszym okresie jednostki odbierają edukację bądź pracują jako niewykwalifikowani
robotnicy. W drugim okresie wszyscy pracują i są opłacani zgodnie ze swym wykształceniem,
jako
pracownicy
wykwalifikowani
lub
niewykwalifikowani.
Jednostki
wykazują
międzygeneracyjny altruizm, czyli czerpią użyteczność nie tylko z własnej konsumpcji, lecz
także ze spadku, jaki pozostawiają swoim potomkom. Ta scheda jest właśnie jednym ze
źródeł finansowania edukacji. Drugim źródłem jest rynek kredytowy, który jest jednak
ułomny, ponieważ stopa procentowa dla kredytobiorcy przekracza stopę procentową dla
kredytodawcy. Zakłada się dodatkowo, że inwestycja w edukację jest niepodzielna. W tych
warunkach w edukację zainwestują wyłącznie te jednostki, których dochody z pracy
w drugim okresie jako pracownik wykwalifikowany, pomniejszone o odsetki od zaciągniętego
kredytu, przekroczą dochody z dwóch okresów pracy jako robotnik niewykwalifikowany.
Zatem przy danych stopach procentowych oraz płacach, wysokość spadku całkowicie
przesądza o tym, czy dana jednostka zdecyduje się na podjęcie edukacji. W skali całego
społeczeństwa rozkład spadków determinuje zatem liczbę pracowników wykwalifikowanych
i
niewykwalifikowanych.
Ponieważ
zakłada
się,
że
produktywność
pracowników
wykwalifikowanych jest większa, rozkład spadków decyduje też o poziomie produkcji
w
gospodarce.
Jednocześnie,
stosunek
liczby
pracowników
wykwalifikowanych
i niewykwalifikowanych wyznacza rozkład dochodów, a więc także sched. W ten sposób
początkowe nierówności replikują się i oddziałują na koniunkturę także w długim terminie.
xn
xs
Rys. 2. Kształtowanie się rozkładu spadków w modelu Galora i Zeiry (1993).
48
Na osi poziomej rys. 2 zaznaczono rozkład spadków otrzymanych przez pewną
generację, zaś na osi pionowej rozkład spadków pozostawionych przez tą generację dla
swoich potomków. Minimalna scheda, która przy danych płacach i stopie procentowej
pozwala na inwestycje w edukację, wynosi f. Wszystkie jednostki, które otrzymały spadek
większy, w pierwszym okresie swojego życia odbierają więc edukację. Jeśli jednak
odziedziczyły mniej niż g, swoim potomkom pozostawią jeszcze mniejszy spadek. Ta
dynamika sprawi, że w ciągu kilku pokoleń ich potomkowie przestaną się kształcić (na rys. 1
oznaczyłem to zjawisko przerywaną łamaną). Natomiast jednostki które odziedziczyły więcej
niż g, będą pozostawiały swoim potomkom jeszcze większy spadek, a więc i oni będą
inwestowali w edukację. Ostatecznie społeczeństwo rozpadnie się na dwie grupy:
wykształcone elity, pozostawiające swoim potomkom w spadku xs, oraz niewykształconych
robotników, którzy swoim potomkom pozostawiają w spadku xn. O relatywnej liczebności
tych grup, przesądzają początkowe nierówności. Wyznaczają więc tym samym poziom
dochodów per capita w całej gospodarce. Jeśli dodatkowo wprowadzimy do modelu postęp
technologiczny, przejawiający się relatywnie szybszym wzrostem płac pracowników
wykwalifikowanych, nierówności będą również determinowały stopę wzrostu dochodów per
capita. „Jeśli chcielibyśmy ująć te wyniki w bardziej popularnych terminach, moglibyśmy
powiedzieć, że przed krajem stoją tym lepsze perspektywy wzrostu gospodarczego, im
liczniejsza jest w nim klasa średnia”36.
Do modelu tego łatwo wprowadzić szoki makroekonomiczne. Wyobraźmy sobie, że
spada popyt na niewykwalifikowanych robotników. Przy danym poziomie dochodów per
capita, w gospodarce egalitarnej płace osób niewykształconych są relatywnie wysokie.
Dlatego w reakcji na rzeczony szok, ich potomkowie stosunkowo łatwo mogą zainwestować
w kapitał ludzki. Dostosowanie gospodarki do szoku odbywa się więc poprzez przesunięcie
sektorowe pracowników, a nie poprzez spadek płac osób niewykwalifikowanych. Ponieważ w
tej sytuacji wzrośnie liczba osób uczących się w stosunku do liczby osób pracujących, dochód
per capita w tej gospodarce spadnie, lecz tylko przejściowo. Natomiast w gospodarce
o dużych dysproporcjach społecznych dostosowanie nastąpi poprzez spadek płac robotników
niewykwalifikowanych. Tym samym zmniejszy się również średni poziom dochodów.
„Możemy zatem skonkludować, że gospodarki o równiejszej dystrybucji dochodów
dostosowują się sprawniej, z mniejszą stratą dochodów, do szoków makroekonomicznych”37.
Z kolei w przypadku pozytywnego szoku makroekonomicznego, egalitarne gospodarki lepiej
wykorzystują płynące z niego korzyści. Przykładowo, gdy wskutek innowacji technologicznej
36 Galor, Zeira (1993), s. 42;
37 Galor, Zeira (1993), s. 49;
49
wzrosną zarobki wykwalifikowanych osób, w gospodarce o dużych nierównościach
społecznych skorzysta na tym tylko garstka osób. Tymczasem gdy nierówności są mniejsze,
taki wzrost wynagrodzeń skłoni wiele osób, które w innych warunkach pozostałyby
niewykształcone, do podjęcia edukacji.
Spośród omówionych w tym rozdziale autorów tylko Rodrik (1998) przedstawia
empiryczne potwierdzenie dla swojej hipotezy. W tym celu konstruuje kompozytowe
wskaźniki, mające uchwycić istotę jego teorii:
X=szok70*Gini(all)70*(10-ICRG)
oraz
Y=szok70*Gini(hq)70*(1-democ70)
Pierwsza zmienna po prawej stronie ocenia intensywność szoków makroekonomicznych,
jakich doznały poszczególne państwa w latach 70. i w obu równaniach jest jednakowa.
Wykorzystano tu logarytm różnicy w terms of trade w latach 1971-1980 przemnożony przez
udział handlu w PKB danego kraju w tym okresie. Drugi wyraz obu równań stanowi
wskaźnik Gini'ego, z tym że w pierwszym przypadku uwzględniono wszystkie państwa ujęte
w bazie Deiningera i Squire'a (1996), dla których miara ta dostępna jest dla jakiegokolwiek
punktu w latach 70., w drugim zaś tylko państwa, dla których dane uznano za wysokiej
jakości. Z kolei ostatni czynnik aproksymować ma jakość instytucji zarządzania konfliktem.
W pierwszym równaniu skonstruowany jest on w oparciu o dotyczące lat 70. dane
z wspomnianego już raportu International Country Risk Guide (ICRG). Indeks ICRG
przybiera wartości od 1 do 10, przy czym wyższe wartości oznaczają lepszą jakość instytucji.
W drugim równaniu wykorzystano indeks instytutu Freedom House, oceniający zakres
wolności obywatelskich i jakości demokracji w poszczególnych krajach. Democ70 przybiera
wartości od 0 do 1, gdzie kraje bardziej demokratyczne uzyskują wyższą notę. Tak
skonstruowane wskaźniki X i Y są oddzielnie wprowadzane do równania objaśniającego
różnicę stopy wzrostu w latach 1975-1989 i stopy wzrostu w latach 1960-1975. W zależności
od specyfikacji modelu, wzrost tych kompozytowych wskaźników o jedno odchylenie
standardowe powodował obniżenie stopy wzrostu gospodarczego o 0,77-1,65 pkt proc.
w 49-66 objętych badaniem krajach.
3.6. Niedoskonałości rynku kredytowego
Spośród teorii przewidujących negatywny wpływ nierówności na wzrost gospodarczy
największą różnorodnością charakteryzują się te oparte na założeniu, że rynki kredytowe nie
są doskonałe. W pewnym uproszczeniu, istota tych modeli sprowadza się do tezy, że
nierówny rozkład dochodów w warunkach niedoskonałych rynków kredytowych prowadzi do
równie nierównomiernego rozkładu możliwości inwestycyjnych, a to z kolei sprawia, że
50
potencjał produkcyjny danego społeczeństwa nie jest w pełni realizowany38. Zaproponowano
jednak szereg mechanizmów, które mogą za to zjawisko odpowiadać. Po pierwsze, wobec
niedoskonałości rynków rozkład dochodów może przesądzać o relatywnej liczbie osób
wykształconych i niewykształconych w społeczeństwie, tak jak w zarysowanym
w poprzednim rozdziale modelu Galora i Zeiry (1993). Alternatywnie, tak jak u Banerjee
i Newmana (1993), rozkład dochodów może wyznaczać strukturę zawodową społeczeństwa,
która z kolei oddziałuje na płace, determinujące rozkład dochodów w kolejnym pokoleniu.
Z kolei w modelu Aghiona i Boltona (1997) nierówności społeczne w połączeniu
z niedoskonałymi rynkami kredytowymi prowadzą do nieoptymalnego poziomu wysiłku
w społeczeństwie. Zanim przejdę do bardziej szczegółowej prezentacji tych kategorii modeli,
omówię wspólną im problematykę.
3.6.1.Schemat podstawowy
Lloyd-Ellis (2003) definiuje niedoskonałość rynku kredytowego jako sytuację, „gdy
przy danej stopie procentowej istnieją osoby, które byłyby w stanie dokonać zyskownej
inwestycji pożyczonych środków i spłacić od nich odsetki, lecz kredytodawcy nie chcą takiej
operacji w pełni sfinansować.”39. Sytuacja taka może powstać przede wszystkim z powodu
asymetrii informacyjnej, oraz jej bezpośrednich następstw: pokusy nadużycia oraz
negatywnej selekcji. Ponieważ egzekucja wierzytelności jest procesem kosztownym i często
nieskutecznym, zjawiska te sprawiają, że kredytodawca nie może w pełni zaufać osobie
wnioskującej o kredyt, nawet jeśli w rzeczywistości jest ona całkowicie wiarygodna. Do
podobnych efektów może też prowadzić otoczenie instytucjonalne, np. prawo upadłościowe
zbyt mocno chroniące aktywa dłużników. W tych warunkach otrzymanie kredytu może być
uzależnione od posiadania zastawu, czy też wkładu własnego. Alternatywnie, stopa
procentowa dla pożyczkobiorców przekraczała będzie tę dla pożyczkodawców. Gdy rynek
w ten sposób zawodzi biedniejsi, lecz potencjalnie produktywni pożyczkobiorcy zostają
wykluczeni z rynku kredytowego, ponieważ nie posiadają środków wystarczających na
pokrycie wkładu własnego, bądź też stopa zwrotu jaką uzyskaliby z inwestycji jest niższa, niż
stopa procentowa obowiązująca pożyczkobiorców40. W tej sytuacji nierówności majątkowe
mogą doprowadzić do nieefektywnej alokacji zasobów oraz zaniżonej produktywności. Aby
tak się jednak stało, potrzebne jest dodatkowo założenie o malejących krańcowych
przychodach z inwestycji, przynajmniej powyżej pewnego poziomu, co zilustrowałem na
rysunku 3 (dla k>k*).
38 Ferreira (1999), s. 10-11;
39 Lloyd-Ellis (2003), s. 68.
40 Ferreira (1999), s. 11
51
f
f(k)
C
B
Y
A
X
O
k*
k1
k2
k3
k
Rys. 3. Krańcowa produktywność kapitału a nierówności
Powyższy rysunek przedstawia sytuację dwóch przedsiębiorców, X i Y, posiadających
odpowiednio k1 i k3 jednostek kapitału i osiągających z tych zasobów produkcję na poziomie
OA i OC. Gdyby jednak rozkład kapitału był bardziej równomierny, tzn. obaj przedsiębiorcy
posiadali po k2 jednostek kapitału, osiągaliby łącznie produkcję równą 2*OB, która
przewyższa OA+OC. Zatem w tym statycznym przykładzie nierówności generują
nieoptymalny poziom produkcji, ponieważ dla k≥k* y1 = f(Σki) < y2 = Σ f(ki). Jeśli dodatkowo
założymy, że produkcja ta przejawia pozytywne efekty zewnętrze, czyli dodatnio oddziałuje
na produktywność kapitału w przyszłości, nierówności przełożą się też na nieoptymalną stopę
wzrostu gospodarczego.
Większość modeli dopatrujących się powiązania między nierównościami a wzrostem
gospodarczym w niedoskonałych rynkach kredytowych koncentruje się na inwestycjach
w kapitał ludzki. Przyjmuje się bowiem, że ten rodzaj inwestycji w największym stopniu
odznacza się omówionymi wyżej własnościami. Po pierwsze, jest to rodzaj kapitału, który nie
może być wykorzystany jako poręczenie dla pożyczkodawcy, ponieważ nie da się go
skonfiskować w przypadku, gdyby pożyczkobiorca odmówił spłaty kredytu. Z tego powodu
pożyczki na inwestycję w tak nienamacalną formę kapitału są trudno dostępne, zwłaszcza
w krajach rozwijających się. Inwestycje w kapitał ludzki przejawiają również pozytywne
efekty zewnętrzne41, co pokazuje m.in. omówiony w rozdziale II.3.3. Model Kremera.
W literaturze toczy się natomiast dyskusja, czy inwestycje w kapitał ludzki spełniają trzeci
z wymienionych warunków, tj. czy wykazują malejącą krańcową produktywność. Przede
wszystkim, czyni się rozróżnienie na prywatną i społeczną stopę zwrotu z edukacji.
Oszacowania prywatnej stopy zwrotu są na ogół wyższe, ponieważ nie uwzględniają kosztów
41 Założenie to było zresztą obecne także w politycznych modelach Perotti'ego (1993) oraz Perssona i
Tabellini'ego (1994),
52
edukacji, w większości państw pokrywanych w znacznym stopniu z budżetu42. Na
uśrednionych danych z 98 państw Psacharopoulos i Patrinos (2004) wykazują, że krańcowa
społeczna stopa zwrotu z edukacji jest wyraźnie malejąca, natomiast stopa prywatna najniższa
jest dla edukacji na szczeblu średnim. Zawarte w tabeli 5. zestawienie tych wyników pokazuje
jednak, że w poszczególnych regionach świata oraz na różnych poziomach rozwoju
gospodarczego zależność ta może być mocno zróżnicowana.
Tabela 5. Stopa zwrotu z edukacji w poszczególnych regionach świata (w proc.)
Stopa zwrotu
Społeczna
Prywatna
Poziom edukacji
Podstawow Średni Wyższy Podstawowy Średni Wyższy
y
Azja*
16,2
11,1
11,0
20,0
15,8
18,2
Europa/Bliski Wschód/
Afryka Północna*
15,4
9,7
9,9
13,8
13,6
18,8
Ameryka Łacińska
17,4
12,9
12,3
26,6
17,0
19,5
OECD
8,5
9,4
8,5
13,4
11,3
11,6
Afryka Subsaharyjska
25,4
18,4
11,3
37,6
24,6
27,8
PKB powyżej 9266 dol.**
13,4
10,3
12,5
25,6
12,2
12,4
PKB od 755 do 9266 dol.**
18,8
12,9
11,3
27,4
18,0
19,3
PKB poniżej 755 dol.**
21,3
15,7
11,2
25,8
19,9
26,0
Świat
18,9
13,1
10,8
26,6
17,0
19,0
Źródło: Opracowanie własne na podstawie Psacharopoulos i Patrinos (2004); *z wyłączeniem krajów
należących do OECD **PKB per capita
3.6.2. Alokacja uzdolnień w warunkach niedoskonałości rynku
W rozdziale III.4. zarysowałem model Galora i Zeiry (1993). Jedną z obiekcji, jaką
można wobec niego wysunąć, jest brak realizmu. Z pewnością wysokość dochodów rodziców,
czyli na gruncie rzeczonego modelu wysokość schedy po nich, jest jednym z czynników
przesądzających o tym, czy dana jednostka odbierze edukację, czy też nie. Można jednak
oczekiwać, że znaczenie będą miały także inne czynniki, np. uzdolnienia (talent) danej
jednostki, które zwiększają oczekiwaną stopę zwrotu z inwestycji w kapitał ludzki.
Zastrzeżenia te uwzględnił w swoim modelu Torvik (1993), co pozwoliło mu przeanalizować
oddziaływanie nierówności zarówno na stopień upowszechnienia edukacji, jak i na alokację
talentu.
42 Mogłoby się wydawać, że z perspektywy omawianej tu teorii większe znaczenie ma społeczna stopa zwrotu z
inwestycji w kapitał ludzki, ponieważ nazwa tej zmiennej sugeruje, że uwzględnia ona pozytywne efekty
zewnętrzne inwestycji w edukację. Psacharopoulos i Patrinos (2004) podkreślają jednak, że w rzeczywistości
tak nie jest.
53
W modelu tym zakłada się, że uzdolnienia są dziedziczone, toteż ich rozkład
w społeczeństwie jest niezmienny. Ich znaczenie dla danej jednostki ujawnia się tylko
wówczas, gdy postanawia ona odebrać wykształcenie. Związany z edukacją wzrost
produktywności jednostki i, a więc także jej płacy, zależy bowiem właśnie od jej talentu
a(i)>1. W przypadku pracowników niewykwalifikowanych uzdolnienia nie odgrywają żadnej
roli - w danym okresie wszyscy są jednakowo produktywni i opłacani. Przy tych założeniach,
poziom kapitału ludzkiego ht w społeczeństwie zależy nie tylko od tego, ile osób zdobędzie
wykształcenie, ale także od tego, które to będą osoby. Tzn. przy danej liczbie wykształconych
pracowników, ht będzie tym większy, im więcej utalentowanych jednostek znajdzie się w tym
gronie. W modelu występuje również proces learning-by-doing, który sprawia, że im wyższy
poziom kapitału ludzkiego w danym okresie, tym większa produktywność w okresie
kolejnym.
Jednostki żyją przez jeden okres i pozostawiają jednego potomka, któremu przekazują
spadek. Na początku tego okresu mogą zainwestować w edukację. Wiąże się to jednak
z kosztem et, równym pewnej stałej części płacy robotnika niewykwalifikowanego w danym
okresie. Podobnie jak u Galora i Zeiry (1993), inwestycję tą można sfinansować ze środków
otrzymanych w spadku bi,t-1 bądź skredytować. Rynek kredytowy jest jednak niedoskonały,
tak że oprocentowanie pożyczek r* przekracza stopę procentową r obowiązującą w całej
gospodarce. Jednostki decydują się na edukację tylko wówczas, gdy zwrot z tej inwestycji pomniejszony
o
ewentualne
odsetki
od
kredytu
-
przekroczy
płacę
robotnika
niewykwalifikowanego htwt powiększoną o spadek i odsetki od niego (1+r)bi,t-1 . W rezultacie,
nawet jeśli dana jednostka otrzymała spadek bi,t-1>et, nie koniecznie inwestycji w kapitał
ludzki dokona. Jeśli jej poziom zdolności a(i) jest niższy niż pewna progowa wartość as, jej
płaca jako pracownika wykwalifikowanego a(i)htwt będzie zbyt niska, aby zrekompensować
koszty edukacji oraz utraconego oprocentowania spadku. Zatem w przypadku jednostek, które
otrzymały spadek bi,t-1>et, to wyłącznie talent przesądza o tym, które z nich zdobędą
kwalifikacje, a które nie, co jest warunkiem optymalnej alokacji talentu. Jak przedstawia się
sytuacja osób o bi,t-1<et? Jednostki bardzo utalentowane, o a(i) przewyższającym pewien
poziom aH> aS, są od wysokości spadku całkowicie niezależne, bowiem osiągną wysoką stopę
zwrotu z edukacji. Jedak w przypadku jednostek o aS<a(i)<aH to wysokość spadku przesądza
o tym, czy daną jednostkę stać na inwestycje w edukację. Tym samym, warunek optymalności
alokacji talentu nie jest spełniony. Tymczasem, jak zauważa Torvik (1993), „egalitarny
rozkład spadków zasadniczo doprowadziłby do optymalnej alokacji talentu. Gdy każda
jednostka otrzymuje spadek jednakowej wysokości, tylko jej zdolności przesądzają o tym, czy
54
zdobędzie wykształcenie”43. Powyższe rozważania podsumowuje rys. 4.1.
Długoterminowe oddziaływanie nierówności w rozkładzie spadków na rozwój
gospodarki przedstawia się na gruncie tego modelu analogicznie jak u Galora i Zeiry (1993).
Wielkość spadku, jaką dana jednostka pozostawi swoim potomkom, stanowi pewną stałą
część jej dochodów44, które z kolei zależą od tego, czy jednostka jest wykształcona czy nie,
przy czym w tym pierwszym przypadku liczy się również poziomu jej umiejętności.
Ponieważ to, czy jednostka zainwestuje w edukacje czy nie, zawisłe jest z kolei od
otrzymanego spadku, można wyrysować podobne łamane jak na rys. 2, z tym że dla dla ludzi
o odmiennym poziomie umiejętności, będą one miały różny przebieg (rys. 4.2.)
aH
a
bt
Wszystkie jednostki z
obszaru ponad łamaną
d inwestują w edukację
aH
45º
a2
a1
aS
d
aS
4.1.
et
bt-1
4.2. A B
bt-1
Rys. 4. Rozkład spadków i talentu a inwestycje w edukację w modelu Torvika (1993)
Rys. 4.2. pokazuje, że w stanie równowagi jednostki o zdolnościach aH niezależnie od
wysokości spadków zawsze inwestują w edukację i zostawiają swoim potomkom wysoki
spadek. Jednostki o zdolnościach aS nigdy nie inwestują w edukację i pozostawiają swoim
potomkom niski spadek. Wśród osób o pośrednich poziomach zdolności, przykładowo a1 i a2,
jednostki, które otrzymały wysoki spadek inwestują w edukację i swoim potomkom także
pozostawiają wysoki spadek, a jednostki uboższe pozostają niewykształcone, podobnie jak
ich potomkowie. W ten sposób, struktura spadków, a więc także nierówności, w długim
terminie utrwala się. Petryfikacji ulega więc takę nieefektywna alokacja talentu. Przykładowo,
spośród osób o zdolnościach a2 te uboższe niż A pozostają niewykształcone, choć wiele
(wszystkie zamożniejsze niż B) spośród mniej utalentowanych od nich osób o zdolnościach
a1 odbiera edukację. Skoro zaś w modelu Torvika (1993) motorem wzrostu gospodarczego są
43 Torvik (1993), s. 588;
44 Wynika to z założenia, że funkcja użyteczności jest jednakowa dla wszystkich jednostek, i jej argumentami
są konsumpcja oraz pozostawiony spadek. Ponieważ relatywne „ceny” tych argumentów są niezmienne w
czasie, każdy przeznacza na spadek stałą część swych dochodów.
55
pozytywne efekty zewnętrzne kapitału ludzkiego, nieoptymalna alokacja talentu oddziaływa
negatywnie na tempo rozwoju.
3.6.3.Demotywujący wpływ kredytu
W przeciwieństwie do Torvika (1993) i Galora i Zeiry (1993), którzy zakładają, że
rynki kredytowe są niedoskonałe i w tym kontekście analizują oddziaływanie nierówności na
gospodarkę, Aghion i Bolton (1997) pokazują także, jak te niedoskonałości powstają.
W istocie, to nierówności dochodowe stanowią na gruncie ich modelu przyczynę zawodności
rynku, która z kolei sprawia, że nie wszystkie produktywne projekty inwestycyjne zostaną
zrealizowane.
Punktem wyjścia tej analizy jest spostrzeżenie, że nikt nie może spłacić
kredytu przekraczającego majątek, jaki jest w stanie zgromadzić. Właśnie ta ograniczona
odpowiedzialność za długi jest jednym ze źródeł pokusy nadużycia, rozumianej jako ujemna
korelacja między wysiłkiem wkładanym przez inwestora w dany projekt, a wysokością
kredytu, jaki musi on zaciągnąć na sfinansowanie tego projektu. Innymi słowy, im mniej
zamożny inwestor, tym więcej musi pożyczyć, aby sfinansować projekt o danej wartości, a to
z kolei wywiera na niego demotywujący wpływ. Z jednej bowiem strony, w razie
ewentualnego fiaska inwestor poniesie znikome straty, ograniczone jego własnym wkładem
w inwestycję.
Z drugiej zaś strony, jeśli inwestycja zakończy się sukcesem, większość
zysków będzie musiał oddać swoim wierzycielom. W rezultacie, inwestor taki wybierze
poziom wysiłku nieoptymalny z perspektywy kredytodawców. W tej sytuacji, kredytodawcy
przypuszczalnie odmówią finansowania projektów, zgłaszanych przez osoby o dochodach
poniżej pewnego progowego poziomu, a wówczas rynek kredytowy przestanie pełnić
efektywnie swoją alokacyjną funkcję. Jednak nawet gdyby tak się nie stało i kredyt był nadal
powszechnie dostępny, potencjał produkcyjny gospodarki nie zostanie w pełni wykorzystany
ze względu na niedostateczny poziom wysiłku społeczeństwa. Przyjrzyjmy się tej zależności
nieco bliżej.
Załóżmy, że istnieje kontinuum zazębiających się pokoleń, których członkowie żyją
przez dwa okresy: w pierwszym angażują się w działalność produkcyjną, w drugim zaś
konsumują. Każda jednostka i obdarzona jest charakterystycznym dla niej zasobem kapitału
ludzkiego wi,t=εiAt, stanowiącym pewną część (εi) średniego poziomu wiedzy w
społeczeństwie (At), przesądzającego o produktywności dostępnej technologii. Rozpoczęcie
produkcji wymaga stałego i niepodzielnego nakładu kapitału ki,t=φAt . Powodzenie
działalności produkcyjnej zależy jednak również od włożonego w nią przez daną jednostkę
nieobserwowalnego wysiłku ei,t, którego niemonetarny koszt wynosi:
56
b
h ei,t
c
2
Af
ef
tf
f
f
f
f
f
f
f
f
i,t
f
f
f
f
f
f
=
2
Funkcja produkcji przedstawia się zatem następująco:
X
\σ
At z prawdopodobienstwem ei,t
y i,t = Z
0 z prawdopodobienstwem1 @ ei,t
Jednostki dążą do maksymalizacji swojej użyteczności z konsumpcji:
b
i
U t = ci,t @ h ei,t
c
Osoba, której początkowy zasób kapitału jest równy bądź przekracza φA, może rozpocząć
działalność produkcyjną bez zaciągania kredytu. Rozwiązuje zatem następujący problem
optymalizacyjny:
V
max
eσ A @ A
e
d eW
ef
f
f
2
Jego rozwiązaniem jest e*=σ. Z kolei jednostka o zasobie kapitału wi<φA
w celu
zaangażowania się w produkcję musi zaciągnąć pożyczkę bi= φA-wi, po stopie procentowej r,
przy czym kwota do spłaty nie może przewyższyć potencjalnych zysków z produkcji.
Jednostka taka musi zatem zmaksymalizować użyteczność z przychodów, pomniejszonych
o koszt kredytu i włożonego wysiłku:
X
\ d
ce
b
max
e σ A @ r φ A @ε i A
e Z
f
Y
g
2 ]
ef
f
f
f
f
@A f
2 [
Optymalny poziom wysiłku dla takiej jednostki wyznacza funkcja:
d
e
wf
`
a
f
f
f
f
if
e r,wi = σ @ r φ @ f
<eC= σ
A
Okazuje się zatem, że wysiłek wkładany przez daną osobę w inwestycje maleje wraz ze stopą
procentową, lecz rośnie wraz z jej początkowym kapitałem, do momentu, gdy zrówna się on
z φA (czyli wi spadnie do 0). Tymczasem w omawianej gospodarce od zagregowanego
poziomu wysiłku uzależniona jest stopa wzrostu:
1
f
g t = ln
g
yf
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
tf
yt @ 1
= ln
Z ei σ At di
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
f
0f
At
1
= lnσ + lnZ ei di
0
Gdyby żaden z inwestorów nie musiał kredytować swojej działalności produkcyjnej (lub
rynki kredytowe byłyby doskonałe, a stopa procentowa równa zero), wszyscy decydowaliby
się na wysiłek σ, a wówczas stopa wzrostu gospodarczego wynosiłaby lnσ2. W przeciwnym
wypadku znaczenia nabiera rozkład kapitału w społeczeństwie: im bardziej jest on
nierównomierny, tzn. im więcej osób dysponuje kapitałem mniejszym niż φA, tym mniejszy
57
zagregowany poziom wysiłku. W takiej sytuacji obłożenie bogatych podatkiem ti=wi- φA i
redystrybucja tych środków do osób uboższych niż φA przyczyni się do przyspieszenia
wzrostu gospodarczego. Nie zmieni bowiem wysiłku wkładanego w produkcję przez
bogatych,
zwiększy zaś motywację do wysiłku
wśród ubogich.
Innymi słowy,
skompresowanie rozkładu dochodów znosi lub łagodzi problem pokusy nadużycia, przez co
rynek kredytowy może efektywniej kierować środki na projekty inwestycyjne.
3.6.4.Nierówności a struktura zawodowa społeczeństwa
Model Aghiona i Boltona (1997) pokazuje, że ze względu na potencjalną pokusę
nadużycia, wobec jakiej stają ubodzy pożyczkobiorcy, banki mogą im odmawiać kredytu.
Jeśli wybór niektórych zawodów wiąże się z koniecznością poniesienia pewnego stałego
kosztu, niedoskonałość rynku kredytowego w powiązaniu z nierównościami zaważy na
strukturze zawodowej społeczeństwa. Tak brzmi centralna teza modelu Banerjee i Newmana
(1993)45, ujmującego rozwój gospodarczy jako proces instytucjonalnej transformacji, gdzie
rozkład dochodów określa strukturę zawodową, która z kolei wyznacza poziom płac,
wpływający zwrotnie na rozkład dochodów. Można więc powiedzieć, że analiza
endogenicznego kształtowania się płac jest przewodnim motywem tego modelu.
Załóżmy, że w danej gospodarce istnieją trzy dostępne zawody: przedsiębiorca,
robotnik, oraz bezrobotny, czyli osoba utrzymująca się przy życiu z pracy w domu. Zawody
zostały wyróżnione tylko ze względu na obowiązujące ich przedstawicieli kontrakty.
Przykładowo,
zarówno cieśla jak i prawnik są robotnikami, dopóki pracują dla
przedsiębiorcy i pobierają za to płacę w. Aby zostać przedsiębiorcą, należy pożyczyć z banku
po stopie procentowej r kapitał rozruchowy I. Dwa pozostałe zawody nie wymagają żadnej
inwestycji. Aby wytworzyć produkcję q, firma musi także zatrudnić m robotników. Zysk netto
takiego przedsiębiorstwa wynosi zatem: q - mw – (1+r)I.
Kredyt w banku można uzyskać tylko po postawieniu w zastaw majątku W, który dana
jednostka otrzymała w spadku od swoich rodziców. Gdyby po dokonaniu inwestycji
pożyczkobiorca postanowił nie spłacać kredytu (1+r)I, straciłby swój majątek, warty w tym
momencie już (1+r)W. Musiałby również ponieść karę, której oczekiwany koszt wynosi F,
oraz straciłby część (λ<1) zysków z prowadzenia przedsiębiorstwa. Na podstawie tych
założeń można wyliczyć, że przedsiębiorcy będzie się opłacało honorować dług tylko wtedy,
gdy W spełnia warunek: (1+r)I ≤ W(1+r) + F + λ(q – mwt ), czyli:
45 Omawiając model Banerjee i Newmana (1993) posiłkuję się podręcznikiem Ray'a (1998), który omawia
przykład z mniejszą niż w oryginalnej wersji liczbą dostępnych zawodów. Podobny do Banerjee i Newmana
model, lecz uwzględniający rolę postępu technologicznego, przedstawił Aoki (2002).
58
W ≥I −
F q−mw t 
1r
Osobom uboższym niż W banki będą odmawiały udzielenia kredytu. Warto przy tym
zauważyć, że wymagany wkład własny w inwestycje rośnie, gdy maleją parametry F i λ,
które wyrażają na gruncie tego modelu jakość porządku prawnego. Stąd, można
przypuszczać, że w krajach rozwijających się potencjalni przedsiębiorcy muszą wykazać się
relatywnie wyższą zdolnością kredytową. Najważniejszą zmienną tej nierówności jest jednak
wt. Wyższe płace oznaczają, że zyski przedsiębiorstwa będą niższe, toteż trudniej otrzymać na
taką działalność kredyt. Stąd, im wyższe płace, tym większa część społeczeństwa skazana jest
na pracę jako robotnik lub bezrobocie. Jednocześnie, to właśnie poziom płac wyznacza podaż
robotników.
Rys. 5 ilustruje powyższe zależności w społeczeństwie o znacznych nierównościach
dochodowych (5.1.) oraz w społeczeństwie egalitarnym (5.2.). Gdy płace robotników w są
niższe niż dochody bezrobotnych z, podaż pracy jest zerowa. Każdy bowiem, kto nie chce
lub nie może być przedsiębiorcą, wybiera bezrobocie. Dopiero gdy płace przekroczą poziom
z, bezrobotni decydują się podjąć pracę i jej podaż gwałtownie wzrasta. Następnie, wraz ze
wzrostem płac, podaż pracy pnie się w górę, kosztem zmniejszającej się liczby
przedsiębiorców. Od momentu, gdy płace zrównają się z dochodami przedsiębiorcy w*,
zawód przedsiębiorcy jest nieopłacalny i wszyscy stają się robotnikami.
Rzecz jasna, gdy
płace przekraczają w*, nie istnieje popyt na robotników, ponieważ nie działają żadne
przedsiębiorstwa. Gdy płacę zrównają się z w*, pojawia się garstka przedsiębiorców, rosnąca
następnie wraz malejącymi płacami.
w
w
w*
D
w*
S
S
z
D
z
5.1.
L
5.2.
L
Rys. 5. Równowagi w modelu Banerjee i Newmana (1993)
(S-podaż pracy, D-popyt na pracę, L-zasób siły roboczej)
W społeczeństwie o dużych dysproporcjach majątkowych (które na gruncie tego
modelu w pierwszym okresie wynikają z rozkładu spadków) przy w>z podaż pracy jest
59
bardzo duża, ponieważ rzesza ubogich osób wykluczona z rynków kredytowych, nie może
założyć własnych przedsiębiorstw. Z tego samego jednak powodu, niezależnie od poziomu
płac popyt na siłę roboczą jest znikomy. W rezultacie, popyt i podaż równoważą się przy
poziomie płac z. Garstka przedsiębiorców osiąga jednak ogromne zyski z produkcji i w ten
sposób początkowe nierówności ulegają petryfikacji. W społeczeństwie egalitarnym dostęp do
kredytu jest większy, a większa liczba przedsiębiorstw generuje znaczny popyt na robotników.
Jednocześnie, podaż robotników jest mniejsza niż w gospodarce nierównej, ponieważ większa
część populacji zajmuje się przedsiębiorczością. W tej sytuacji rynek pracy oczyszcza się przy
płacy w* i w rezultacie społeczeństwo nadal jest egalitarne. Rzecz jasna, w poszczególnych
okresach możliwe są równowagi z przedziału (z, w*), lecz Banerjee i Newman (1993)
dowodzą46, że w długim terminie gospodarka zbiegnie do któregoś z dwóch omówionych
stabilnych punktów.
Porównanie równowag z rys. 5.1. i 5.2. pokazuje, że pierwsza z nich, charakteryzująca
społeczeństwo o dużych dysproporcjach dochodowych, jest nieoptymalna. Nawet nieznaczne
wyrównanie
dochodów,
albo
zniwelowanie
niedoskonałości
rynku
kredytowego,
zwiększyłoby liczbę przedsiębiorców, co z kolei stworzyłoby popyt na dodatkowych
robotników i płace poszłyby w górę. Nieefektywna w tym sensie byłaby zresztą każda inna
równowaga, gdzie w<w*.
3.6.5. Uwagi krytyczne
Aby zweryfikować tezy płynące z omówionych w poprzednich podrozdziałach
modeli, należy wykazać, że zawodność rynku kredytowego blokuje pewnym warstwom
społeczeństwa dostęp do zyskownych inwestycji. Lloyd-Ellis (2003) przytacza w tym
kontekście wyniki badań empirycznych wskazujących, że brak własnego kapitału
rzeczywiście uniemożliwia założenie własnego przedsiębiorstwa, nawet w takich państwach
jak USA i Wielka Brytania. Jego zdaniem, nie istnieją natomiast przekonywające dowody, że
w tych rozwiniętych krajach niedoskonałe rynki blokują inwestycje w kapitał ludzki, co
stanowi najbardziej rozpowszechnioną interpretację tych modeli. Rzeczywiście, dzieci
z uboższych rodzin uczą się krócej, lecz nie wiadomo, czy wynika to z zawodności rynku
kredytowego, czy raczej z czynników środowiskowych. Uwaga ta w pewnym stopniu dotyczy
także zaproponowanej przez Deiningera i Squire'a (1998) metody weryfikacji omawianego
kanału transmisji. Literatura sugeruje, że kredytodawcy chętniej będą pożyczali na inwestycje
w kapitał fizyczny, niż w nienamacalny kapitał ludzki. Stąd, jeśli nierówności działają za
pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych, to powinny być silniej skorelowane
46 Banerjee, Newman (1993), s. 276;
60
z średnim poziomem wykształcenia w danej gospodarce, aniżeli z poziomem inwestycji
tradycyjnych. Autorzy ci znajdują dla tych przypuszczeń potwierdzenie i konkludują, że
faktycznie dysproporcje społeczne oddziałują na gospodarkę głównie za pośrednictwem
edukacji. Nadal jednak nie wiadomo, czy korelacja ta nie odzwierciedla głównie faktu, że
w bardziej nierównych społeczeństwach jest więcej osób ubogich, których dzieci nie uczą się
ze względów środowiskowych. Z drugiej strony wydaje się, że zarzut Lloyd-Ellisa (2003) ma
niewielką moc w odniesieniu do krajów rozwijających się, gdzie praca dzieci jest jednym ze
źródeł dochodów rodziny, przez co posłanie ich do szkoły jest kosztowne. W tych warunkach
zależność między rozwojem rynku kredytowego a możliwościami edukacyjnymi powinna być
wyraźniejsza. Rzeczywiście, Birdsall (2001) podaje, że korelacja dochodów i poziomu
wykształcenia rodziców i ich dzieci jest znacznie słabsza w tych krajach rozwijających się,
gdzie rynki kredytowe są głębsze47.
Nawet jeśli ubogie warstwy społeczeństwa faktycznie nie mogą dokonać wielu
potencjalnie lukratywnych inwestycji, uważa się, że alokacja zasobów jest nieefektywna tylko
wówczas, gdy krańcowa produktywność tych inwestycji byłaby wyższa, niż w przypadku
warstw zamożniejszych. Innymi słowy, funkcja produkcji musi wykazywać malejącą
krańcową produktywność. Benabou (1996) oraz Bardhan, Gathak, Karaivanov (2002) podają
jeden
przykład
inwestycji
spełniającej
ten
warunek.
Istnieje
wiele
świadectw
potwierdzających, że ”zarówno w krajach rozwijających się, jak i w rozwiniętych, rodzinne
gospodarstwo rolne jest zwykle najbardziej efektywną jednostką produkcji”48. Natomiast
z interpretacją omówionych w poprzednich podrozdziałach modeli w kategoriach
edukacyjnych znów wiąże się pewna trudność. Wprawdzie dane zawarte w tabeli 5. wskazują,
że społeczna krańcowa stopa zwrotu
z edukacji istotnie jest malejąca, lecz dotyczą one
stopy zwrotu z poszczególnych etapów edukacji wziętych jako całość, co może być nieco
mylące. Gdyby oszacować ją dla poszczególnych lat edukacji, rezultaty mogłyby być
odmienne. Przykładowo, z estymacji Trostela (2005) dla 12, w przewadze wysoko
rozwiniętych krajów wynika, że stopa zwrotu z pierwszych lat edukacji jest bliska zera,
następnie gwałtownie rośnie i począwszy od 12 roku ponownie zaczyna maleć. To mogłoby
wskazywać, że inwestycja w edukację jest do pewnego stopnia niepodzielna, czy też wymaga
utopienia najpierw pewnych kosztów, zanim zacznie przynosić efekty (na rys. 3. ten koszt
stały inwestycji wynosi k*). Tym samym jednak wracamy do problemu z rozdziału II.2.,
gdzie niepodzielność inwestycji wymagała koncentracji kapitału w rękach bogatszych. Jak
zauważa Barro (1999), efekt ten z teoretycznego punktu widzenia oznacza rosnącą na
47 Birdsall (2001), s. 11-12;
48 Benabou (1996), s. 19;
61
pewnym etapie krańcową produktywność inwestycji, może więc częściowo znosić ujemny
wpływ nierówności na wzrost gospodarczy w warunkach niedoskonałych rynków
kredytowych, uzyskany przy założeniu o malejącej krańcowej produktywności inwestycji.
„Przykładowo, formalna edukacja może być użyteczna dopiero po przekroczeniu pewnego
minimalnego poziomu. Jednym z przejawów tego efektu jest to, że silny wpływ na wzrost
gospodarczy zdaje się wywierać edukacja na poziomie średnim, w przeciwieństwie do
edukacji podstawowej. Analogicznie, przedsiębiorstwo może być produktywne dopiero gdy
przekroczy pewną progową wielkość. W warunkach niedoskonałych rynków, takie czynniki
sprzyjają koncentracji aktywów”49. Ciężko ocenić, czy problem ten jest istotny. W niektórych
spośród modelowych ujęć interakcji między niedoskonałościami rynku kredytowego
a nierównościami zakłada się niepodzielność inwestycji, czyli przyjmuje się, że istnieje tylko
jedna możliwa wielkość projektu inwestycyjnego, a stopa zwrotu z niego jest stała. Taka
niewypukła funkcja produkcji najwyraźniej wystarcza, aby uzyskać ujemną relację między
nierównościami a efektywnością alokacji zasobów50. Deininger i Squire (1998) twierdzą
wręcz, że niepodzielność inwestycji jest zasadniczym powodem, dla którego skrzywiony
rozkład dochodów w połączeniu z niedoskonałościami rynków kredytowych generuje
negatywne efekty51.
W modelach Galora i Zeiry (1993) oraz Torvika (1993) założeniem centralnym dla
długoterminowego,
negatywnego
wpływu
nierówności na wzrost gospodarczy za
pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych, było istnienie pozytywnych efektów
zewnętrznych inwestycji w kapitał ludzki. Jak wskazuje Lloyd-Ellis (2003), w połowie lat 90.
panowało przekonanie, że istnienia takich efektów dowodzi fakt, że wydłużenie edukacji
danej jednostki o rok, przełoży się na wzrost jej pensji o 5-7 proc. Jednak wydłużenie o rok
średniej edukacji całego społeczeństwa przekłada się na wzrost PKB o około 30 proc.
Z czasem jednak badacze doszli do wniosku, że wpływ kapitału ludzkiego na PKB został
wyolbrzymiony, a duża część tej 30-proc. korelacji odzwierciedla odwrotną kauzalność:
oczekiwany wzrost gospodarczy napędza inwestycje w kapitał ludzki. Lloyd-Ellis (2003)
czyni jednak zastrzeżenie, że przeszacowano jedynie krótkoterminowe efekty zewnętrzne
inwestycji w kapitał ludzki, efekty długoterminowe są zaś najprawdopodobniej silne.
Podsumowując te rozważania, chciałbym powrócić na chwilę do przeglądu 10 badań
empirycznych, analizujących relację między redystrybucją a wzrostem gospodarczym, który
wspomniałem w rozdziale II.4. Otóż w większości z tych badań różnorodne miary
redystrybucji były pozytywnie skorelowane z tempem rozwoju gospodarczego. Jednocześnie,
49 Barro (1999), s. 2;
50 Ferreira (1999), s. 11;
51 Deininger, Squire (1998), s. 264;
62
wydatki rządowe jako takie miały wpływ negatywny. Zdaniem Benabou (1996), który tego
przeglądu dokonał, wyniki te mogą pośrednio potwierdzać tezę o szkodliwym wpływie
nierówności na efektywność gospodarki w warunkach niedoskonałych rynków. Jeśli brak
dostępu do kredytu uniemożliwia ludziom ubogim inwestycje, związane z progresywnym
systemem podatkowym transfery powinny złagodzić te ograniczenia. Tymczasem podatki
finansujące rządową konsumpcję przypuszczalnie nasilają te ograniczenia, uszczuplając
dochody społeczeństwa.
3.7. Dysproporcje społeczne a struktura popytu
W rozdziale 2.3. omówiłem teorię, w myśl której nierówności społeczne stanowią
niezbędny warunek rozwoju gospodarki, ponieważ zamożne, rozrzutne jednostki generują
popyt na dobra stanowiące motor postępu technologicznego. Z drugiej strony, Keefer i Knack
(2000) wskazują, że „nierówności zmniejszają możliwości osiągnięcia korzyści skali przez
producentów dóbr przeznaczonych dla klasy średniej”52. Jest to istota modelu Schleifera,
Murphy'ego i Vishny'ego (1989).
Autorzy ci wskazują, że jednym z warunków wkroczenia danego kraju na ścieżkę
industrializacji jest rozległa klasa średnia, ponieważ to ona stanowi naturalne źródło popytu
na lokalnie wytwarzane masowe dobra. Jednostki zamożne będą raczej kierować swój popyt
na ręcznie wytwarzane luksusowe artykuły, często pochodzące z importu. Schleifer, Murphy
i Vishny (1989) sugerują przykładowo, że odmienna struktura społeczna USA i Wielkiej
Brytanii była jednym z powodów, dla których pierwsze z tych państw szybko wysforowało
się na przód pod względem rozpowszechnienia technologii masowej produkcji. Podczas gdy
w Wielkiej Brytanii
społeczeństwo było rozbite na niewielką klasę bogatych i rzeszę
ubogich, przez co popyt na przemysłowe dobra nie był tam duży, w USA istniało egalitarne
społeczeństwo, składające się z średniozamożnych farmerów o zbliżonych potrzebach.
Innego przykładu dostarcza Kolumbia, która w niedługim odstępie czasowym przeżyła
dwa boomy eksportowe, ale tylko jeden zdołał wprowadzić ten kraj na ścieżkę długotrwałego
rozwoju gospodarczego. W połowie XIX wieku rozkwitał eksport kolumbijskiego tytoniu,
jednak ze względu na wielkoobszarowy charakter upraw tej rośliny, zyski z niego przypadały
nielicznym. Zarobione środki elity te wyprowadzały za granicę, importując dobra luksusowe
lub podróżując. Dopiero gdy na przełomie XIX i XX wieku znaczenia nabrał eksport kawy,
uprawianej na mniejszych, rodzinnych gospodarstwach rolnych, narodził się popyt na lokalnie
wytwarzane dobra przemysłowe.
Dokonując w rozdziale 2.3. krytycznej analizy hipotezy, jakoby nierówności sprzyjały
52 Keefer, Knack (2000), s. 2;
63
innowacyjności gospodarki, wymieniłem mimochodem szereg czynników, mogących osłabić
wydźwięk koncepcji Schleifera, Murphy'ego i Vishny'ego (1989), nie będę więc do tego
wracał. Chciałbym natomiast zwrócić uwagę na inny, potencjalnie interesujący aspekt tego
modelu. Otóż powyższe przykłady wskazują na ryzyko replikowania się nierówności. Jeśli
początkowo dochody z eksportu przypadają tylko elitom, a te koncentrują swój popyt
w sektorach, które nie mają potencjału do podniesienia dochodów całego społeczeństwa,
rozkład dochodów ulegnie petryfikacji. Jeśli nierówności są czynnikiem blokującym wzrost
gospodarczy z innych powodów, wymienionych w niniejszej pracy, taka petryfikacja
struktury społecznej będzie zjawiskiem niepożądanym.
3.8. Społeczna dysfunkcjonalność nierówności.
Być może jednym z bardziej obiecujących obszarów, na których poszukiwać można
ujemnej zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym, są wszelkiego rodzaju
patologie społeczne. To, że dysproporcje społeczne mogą stanowić środowisko sprzyjające
przestępczości i jednocześnie ujemnie wpływające na stan zdrowia społeczeństwa wydaje się
nie tylko oczywiste, ale też stosunkowo dobrze udokumentowane. Wraz z rozpoznaniem
doniosłej roli kapitału społecznego, znaczenia nabrała także silna ujemna korelacja między
nierównościami a poziomem zaufania w społeczeństwie.
Kelly (2000) wymienia trzy teorie uzasadniające powiązanie nierówności z poziomem
przestępczości: ekonomiczną teorię przestępczości Beckera i Ehrlicha, teorię napięcia
Mertona, oraz teorię dezorganizacji społecznej Shawa i McKay'a. W myśl pierwszej spośród
tych koncepcji, jednostki alokują swój czas pomiędzy legalną pracę a działalność przestępczą
tak, aby zmaksymalizować stopę zwrotu, uwzględniając w tej kalkulacji prawdopodobieństwo
i dotkliwość ewentualnej kary. Przy tym, im gorsze perspektywy zarobku ma dana jednostka,
tym niższy jest dla niej koszt alternatywny figurowania w aktach policyjnych lub odsiadki.
Można przypuszczać, że nierówności ekonomiczne będą katalizatorem przestępczości,
ponieważ z perspektywy osób o niskiej produktywności rynkowej oznaczają zwiększenie
dystansu pomiędzy legalną płacą a dochodami z grabieży osób zamożnych. Druga
z wspomnianych teorii akcentuje rolę, jaką w inicjowaniu przestępczości odgrywa frustracja,
która może wynikać m.in. z porównywania się osób o niskim statusie z tymi, którzy odnieśli
ekonomiczny sukces. Na gruncie trzeciej hipotezy, przestępczość kwitnie w warunkach
osłabionej kontroli społecznej i związanej z tym anonimowości jednostki. Jednym
z czynników, który osłabia więzi międzyludzkie, sprzyjające kontroli zachowań członków
danej społeczności, jest heterogeniczność społeczeństwa, także pod względem dochodów.
Na danych amerykańskich z początku lat 90. Kelly (2000) wykazuje, że nierówności
64
dochodowe oraz (niezależnie) edukacyjne istotnie wpływają na poziom przestępczości
w poszczególnych hrabstwach metropolitalnych. Efekt ten jest niezależny od innych miar
społecznej deprywacji, takich jak poziom ubóstwa, stopa bezrobocia czy heterogeniczność
rasowa. Okazuje się jednak, że nierówności społeczne są powiązane przede wszystkim
z przestępstwami z użyciem przemocy, takich jak napady i rozboje, co potwierdza słuszność
hipotezy Mertona. Natomiast w przypadku przestępstw przeciwko mieniu, np. kradzieży
i włamań, nierówności nie mają dużej mocy eksplanacyjnej, w przeciwieństwie do takich
zmiennych jak ubóstwo i aktywność policji. Wydaje się więc że tego typu przestępstwa
najlepiej wyjaśnia hipoteza Beckera, na gruncie której dyspersja dochodów sama w sobie jest
elementem pobocznym. Thorbecke i Charumilind (2002) przytaczają szereg innych badań
empirycznych, których autorzy odnaleźli wyraźną relację między przestępczością
a dysproporcjami społecznymi. Szczególnie interesująca jest praca Fajnzylbera, Ledermana
i Loayzy (1998), bowiem wbrew Kelly'emu (2000) autorzy ci konkludują, że nierówności
dochodowe zwiększają zarówno zabójstw jak i kradzieży. Stwierdzają przy tym, że dochód
per capita nie jest istotną determinantą przestępczości.
Naturalnie, aby dopełnić teorii o wpływie rozkładu dochodów na gospodarkę poprzez
jego oddziaływanie na przestępczość, należy jeszcze pokazać, na czym polega gospodarcza
szkodliwość tej ostatniej. Osberg (1995) wyjaśnia to następująco: „znaczna część zadań
państwa skupia się na gwarantowaniu praw własności i utrzymywaniu porządku prawnego.
Jeśli stopa przestępczości jest wyższa w bardziej nierównych społeczeństwach, państwo
będzie musiało przeznaczać więcej środków na policję i utrzymanie więzień, zaś sektor
prywatny będzie wydawał więcej na ochronę i inne środki bezpieczeństwa. Takich wydatków
nie można uznać za produktywną inwestycję czy przyjemną konsumpcję”53. Zatem
przestępczość wymusza marnotrawienie zasobów na środki obronne. Kolejnym przejawem
marnotrawstwa jest to, że kryminaliści wydatkują swój czas i energię na działalność
antyspołeczną, zamiast na produkcję. Dodatkowo, jak zauważa Barro (1999), wysoki poziom
przestępczości odstrasza zagranicznych inwestorów.
Za inny przejaw społecznej dysfunkcjonalności znacznej dyspersji dochodów uważa
się niekiedy jej wpływ na stan zdrowia społeczeństwa. Taka koncepcja pojawiła się w latach
70.54, gdy okazało się, że pozytywna korelacja między zamożnością danego kraju
a oczekiwaną długością życia zaczyna słabnąć powyżej pewnego poziomu PKB per capita
(tzw. krzywa Prestona). Pojawiło się wówczas przypuszczenie, że ta nieliniowa zależność
może utrzymywać się nie tylko w międzynarodowym przekroju, ale też w obrębie jednego
53 Obserg (1995), s. 14;
54 Thorbecke, Charumilind (2002), s. 1489;
65
państwa. Oznaczałoby to, wraz ze zwiększaniem się dochodów jednostki, rosłaby jej
oczekiwana długość życia, lecz stopa tego wzrostu byłaby malejąca. W szczególności,
w przypadku osób odpowiednio zamożnych dalszy wzrost dochodów nie miałby już żadnego
wpływu na ich zdrowie. Tym samym, podobnie jak w przypadku wklęsłej funkcji produkcji
z rozdziału 3.6.1. (powyżej k*), wyrównanie rozkładu dochodów musiałoby prowadzić do
poprawy stanu zdrowia społeczeństwa.
W kolejnych latach pojawił się szereg innych teorii wyjaśniających, dlaczego
nierówności mogą ujemnie rzutować na stan zdrowia społeczeństwa, zarówno w krajach
rozwiniętych, jak i rozwijających się. W licznych pracach Richard Williams sugeruje, że
człowiek przez większą część swojej historii ewoluował w egalitarnych plemionach
łowiecko-zbierackich. Te uwarunkowania sprawiają, że nierówności społeczne – traktowane
często jako wskaźnik jakości porządku społecznego - są dla ludzi źródłem psychospołecznego
stresu, stanowiącego zagrożenie dla zdrowia. W tej literaturze „równość jest postrzegana jako
warunek istnienia łagodzących stres sieci przyjaciół, podczas gdy nierówności i relatywna
deprywacja są uważane za upokarzające oraz uderzające w ludzką godność”55. Inna jeszcze
koncepcja sugeruje, że nierówności społeczne są czynnikiem uniemożliwiającym konsensus,
potrzebny do zapewnienia dóbr publicznych, z których najważniejszym w tym tym kontekście
jest ochrona zdrowia oraz bezpieczeństwa. Wynika to z założenia, że dobra publiczne
odzwierciedlają preferencje medianowego wyborcy, a więc to on przykłada do niego
największą wagę. Pozostali wyborcy, czy to położeni w rozkładzie dochodów na lewo czy na
prawo od jednostki medianowej, niżej wyceniają takie dobra. W tych warunkach, im większe
nierówności - stanowiące sumę różnic między wyborcą medianowym a wszystkimi
pozostałymi członkami społeczeństwa - tym niższa średnia wartość, jaką członkowie
społeczeństwa przypisują danemu dobru publicznemu56. Przywodzi to oczywiście na myśl
omówioną w
rozdziale 3.4. perspektywę Alesiny i Drazena
(1991), gdzie nierówności
blokowały przeprowadzenie niezbędnych dla stabilizacji gospodarki reform.
Powiązanie tych teorii z efektywnością gospodarki nie nastręcza problemów,
ponieważ stan zdrowia pracowników, będący składową pojęcia kapitału ludzkiego, jest
bezpośrednio powiązany z ich produktywnością. Podobnie jak w przypadku walki
z przestępczością, wydatki na służbę zdrowia jedynie w celu utrzymania produktywności na
niezmienionym poziomie można więc traktować w kategoriach „konieczności obronnej”57,
aniżeli typowej inwestycji..
Badania empiryczne relacji pomiędzy nierównościami społecznymi a stanem zdrowia
55 Deaton (2001), s. 27;
56 Deaton (2001), s. 23;
57 Osberg (1995), s. 14;
66
społeczeństwa zasadniczo nie testują poszczególnych mechanizmów, na których może się ona
opierać. Lecz ogólne przekonanie, że dyspersja dochodów szkodzi kondycji zdrowotnej
społeczeństwa, przez długi czas wydawało się dobrze potwierdzone. Przykładowo, spośród
zestawionych przez Judge'a, Mulligana i Benzevala (1998) 12 badań dotyczących szerokiej
próby krajów rozwijających się i rozwiniętych, w 10 przypadkach wykryto taką zależność.
Autorzy tego przeglądu sami nie odnaleźli jednak żadnej istotnej zależności między
nierównościami a stanem zdrowia w krajach rozwiniętych, toteż wcześniejsze wyniki
odzwierciedlają ich zdaniem głównie złą jakość danych o nierównościach dochodowych.
Także Deaton (2001) konkluduje, że nie istnieje bezpośredni związek pomiędzy
śmiertelnością w danym społeczeństwie, a panującymi w nim dysproporcjami dochodowymi.
Według niego, korelacja wykrywana niekiedy pomiędzy tymi zmiennymi wychwytuje
głównie wpływ ubóstwa na stan zdrowia. Jest tak szczególnie w krajach zamożnych, gdzie
dysproporcje społeczne mogą stanowić dobre przybliżenie liczby osób żyjących w biedzie.
W tej sytuacji wydaje się, że jeśli nierówności społeczne mogą w jakikolwiek sposób
oddziałać na stan zdrowia społeczeństwa, to głównie za sprawą swego wpływu na wzrost
przestępczości. Liczą się przy tym nie tylko przestępstwa z użyciem przemocy, które
w bardzo namacalny sposób szkodzą zdrowiu ofiar, ale też ogólny poziom przestępczości,
który może przyprawiać o stres.
Nowy, potencjalnie szkodliwy aspekt nierówności dochodowych ujawnił się wraz
z rozpoznaniem przez ekonomistów znaczenia kapitału społecznego jako czynnika
usprawniającego funkcjonowanie gospodarki. Uważa się, że takie cechy i normy społeczne
jak uczciwość, wzajemność i zaufanie, stanowiące konstytutywne elementy kapitału
społecznego,
ułatwiają
współpracę
jednostek,
obniżają
koszty
transakcyjne
oraz
monitorowania, wypełniają luki w kontraktach, umożliwiają powstanie sprawnych instytucji
itp. Tymczasem wydaje się, że wspomniane cechy i normy są niekompatybilne
z heterogenicznością społeczeństwa. Zależność ta ma dwa aspekty. Po pierwsze, im większy
dystans pod względem stylu życia dzieli poszczególnych obywateli, tym mniejsze będzie
między nimi wzajemne zrozumienie i zaufanie, a więc tym wyższe koszty kooperacji. Po
drugie zaś, takie korelaty nierówności społecznych jak wspomniana już przestępczość, także
deprecjonują zasoby kapitału społecznego. Rzeczywiście, Birdsall (2001) przywołuje
mikroekonomiczne badania z tak rozmaitych krajów jak Indie, Tanzania i USA, które
dowodzą, że w regionach o większych nierównościach stopa partycypacji w rozmaitych
wspólnotach i spółdzielniach ubezpieczeniowych bądź produkcyjnych, uważana za jeden
z aspektów kapitału społecznego, jest niższa. Natomiast Rodrik (1998) zauważa, że
współczynnik korelacji między nierównościami a brakiem zaufania społecznego sięga 0,7.
67
Na koniec rozważań o społecznej niewydajności nierówności, chciałbym poruszyć
jeszcze problem ubóstwa. Uważa się niekiedy, że argumentem przeciwko nierównościom jest
ich powiązanie z ubóstwem, a ponieważ to ostatnie zjawisko jest nie tylko niepożądane
z etycznego punktu widzenia, lecz także szkodliwe gospodarczo, wydaje się to dotyczyć
również nierówności. Jednak niewątpliwa korelacja między ubóstwem a nierównościami nie
dowodzi, że między tymi zjawiskami zachodzi interesująca z perspektywy niniejszej pracy
zależność przyczynowa. Możliwość taką zidentyfikował jednak Ravallion (1997) wykazując,
że przy danej stopie wzrostu PKB, redukcja ubóstwa przebiega wolniej w krajach
o większych nierównościach. Sugeruje to, że dysproporcje społeczne są gospodarczo
szkodliwe, ponieważ utrwalają zjawisko biedy.
3.9. Utrwalanie się nieefektywnych instytucji
Za podsumowanie przeglądu teorii postulujących negatywną zależność między
nierównościami a wzrostem gospodarczym może posłużyć literatura, stawiająca sobie za cel
wyjaśnienie gospodarczego zapóźnienia Ameryki Łacińskiej relatywnie do Ameryki
Północnej. Wskazuje się bowiem, że oba te regiony Nowego Świata jeszcze na początku XIX
w. charakteryzowały się zbliżonym poziomem PNB per capita. Później jednak USA i Kanada
wkroczyły na ścieżkę stabilnego rozwoju gospodarczego, podczas gdy krajom Ameryki
Łacińskiej nie udało się to jeszcze przez co najmniej 100 lat. Dywergencję tę próbowano
tłumaczyć
odwołując
się
do
czynników
instytucjonalnych,
takich
jak
różnice
w rozpowszechnieniu korupcji, zakresie ochrony praw własności, strukturze sektora
finansowego, zasobach kapitału ludzkiego, przedsiębiorczości i pracowitości mieszkańców.
Wyjaśnienie to jednak domaga się uzupełnienia o przyczyny tych instytucjonalnych
rozbieżności. Można to zrobić odwołując się do odmiennych wzorców kulturowych
pozostawionych przez kolonizatorów tych ziem. Wyjaśnienie to jednak jest tylko częściowe,
ponieważ np. brytyjskie kolonie na Karaibach nie pasują do tej układanki. Do teorii, jakoby to
brak stabilności politycznej przesądził o relatywnym niedorozwoju Ameryki Łacińskiej nie
przystaje z kolei Brazylia. W tej sytuacji Sokoloff i Engerman (2000) postawili hipotezę, że
u źródła dywergencji północy i południa Nowego Świata leżą różnice w skali panujących tam
nierówności społecznych.
Punktem wyjścia tych autorów było spostrzeżenie, że w zależności od warunków
naturalnych panujących w poszczególnych krajach zachodniej półkuli, kolonizatorzy
budowali tam społeczeństwa o odmiennej strukturze. Najbardziej jaskrawą cechą
odróżniającą te społeczeństwa, był właśnie poziom nierówności. Ujmując rzecz
w telegraficznym skrócie, tam, gdzie ziemia i klimat sprzyjały uprawie roślin
68
charakteryzujących się dużymi korzyściami skali, takich jak cukier i kawa, trafiało najwięcej
niewolników z Afryki. Między nimi a imigrantami europejskiego pochodzenia zrodziły się
ogromne różnice majątkowe. Ta struktura społeczna była reprodukowana jeszcze długo po
zniesieniu niewolnictwa, ponieważ elity charakteryzowały się również silniejszą pozycją
polityczną. Wzorcowymi przykładami takich państw są w pracy Sokoloffa i Engermana
(2000) Haiti, Jamajka, czy Brazylia, które po dziś dzień należą do społeczeństw
o największych dysproporcjach majątkowych. Analogiczna była ścieżka rozwoju kolonii
hiszpańskich, takich jak Peru i Meksyk, cechujących się zasobnymi złożami surowców
mineralnych oraz relatywnie liczną ludnością indiańską, która przeżyła zetknięcie
z kolonizatorami. Ograniczony napływ imigrantów europejskich sprawiał, że mogli oni
otrzymywać duże nadania ziemskie wraz z zamieszkującą je ludnością, co szybko
doprowadziło do ogromnych dysproporcji majątkowych. Natomiast na ziemiach późniejszych
USA i Kanady, zwłaszcza na północ od zatoki Chesapeak, panowały warunki zgoła odmienne
– argumentują Sokoloff i Engerman (2000). Tak gleby, jak i klimat, nie sprzyjały uprawie
roślin, które ekonomicznie uzasadniałyby szerokie wykorzystanie niewolników. Bazowano
więc na pracownikach europejskiej proweniencji, którzy mieli zbliżony poziom kapitału
ludzkiego. Z kolei obfitość gruntów sprawiała, że większość imigrantów stawała się drobnymi
posiadaczami ziemskimi. W ten sposób zrodziło się relatywnie homogeniczne społeczeństwo.
Żeby zarysowane przed chwilą różnice między społeczeństwami kolonialnymi
północy
i południa Nowego Świata miały szansę trwale oddziałać na rozwój gospodarczy
poszczególnych krajów, musiał istnieć jakiś mechanizm ich reprodukcji. W tym momencie
warto przypomnieć tezę wysuniętą przez Rodrigueza (2004): nierówności majątkowe idą
w parze z nierównościami politycznymi, wzajemnie się petryfikując. Sokoloff i Engerman
(2000) przytaczają przykład polityki imigracyjnej. Podczas gdy w Ameryce Południowej
rządzące elity usiłowały chronić swoje przywileje, ograniczając napływ europejskich
imigrantów, Ameryka Północna słynęła z otwartości na przybyszów. Ochrona przywilejów
i reprodukcja pierwotnych nierówności politycznych dokonywała się jednak przede
wszystkim poprzez ograniczanie praw wyborczych do wąskiej grupy wybrańców. Wprawdzie
w całej Ameryce ograniczenia te likwidowano opieszale, jednak w USA i Kanadzie proces
rozpoczął się dużo wcześniej niż w krajach południa. Odmienne rozkłady uprawnień
politycznych w poszczególnych państwach oddziaływały z kolei silnie na ich rozwój
instytucjonalny, czego najbardziej jaskrawym przykładem były różnice w tempie
upowszechniania się edukacji. Na tym gruncie łatwo już bezpośrednio wyjaśnić dywergencję
stóp wzrostu gospodarczego. „Tam, gdzie istniały elity wyraźnie odróżniające się od reszty
społeczeństwa na podstawie bogactwa, kapitału ludzkiego i wpływów politycznych,
69
najwyraźniej starały się one wykorzystać swoją pozycję do ograniczenia konkurencji”58 konkludują autorzy.
Hipotezy Sokoloffa i Engermana (2000), choć brzmi ona niezwykle przekonywająco,
nie udało się potwierdzić empirycznie. Nunn (2007) wykazał, że historyczny odsetek
niewolników w populacji poszczególnych państw Ameryki jest negatywnie skorelowany z ich
dzisiejszym poziomem PKB per capita, a także, że niewolnictwo doprowadziło do
asymetrycznego rozdziału gruntów rolnych pomiędzy mieszkańców. Lecz te dysproporcje
w dostępie do ziemi nie pełnią najwyraźniej roli łącznika między wykorzystaniem
niewolników a późniejszym poziomem rozwoju państw Nowego Świata – twierdzi Nunn
(2007).
Część IV
Niejednoznaczna rzeczywistość. Zniuansowanie problematyki.
4.1. Sprzeczne wyniki
W części III próbowałem pokazać, jak w latach 90. tradycyjnemu poglądowi, jakoby
istniała relacja wymienna między równością społeczną a produktywnością, zaprzeczyły
wyniki badań empirycznych oraz szereg uzasadniających je argumentów teoretycznych.
Jednak i te teorie zostały wkrótce podważone przez empirię. Omawiając poszczególne
mechanizmy transmisji nierówności na wzrost gospodarczy starałem się przywołać stosowne
świadectwa empiryczne, lecz w wielu przypadkach okazywały się one niekonkluzywne.
Wiele światła na ten fakt rzuciła przełomowa praca Deiningera i Squire'a (1998), którzy
wskazali na niską jakość ówczesnych danych dotyczących rozkładu dochodów. Przede
wszystkim, nie spełniały one trzech kryteriów, które autorzy ci zidentyfikowali jako kluczowe
dla zagwarantowania
porównywalności i jednolitości danych. I tak, dane powinny:
a) pochodzić z ankiet prowadzonych w gospodarstwach domowych, b) obejmować wszystkie
źródła dochodu1 i c) reprezentować całą populację danego kraju, a nie np. tylko ludność
miejską. Stosując te wytyczne, Deininger i Squire stworzyli w 1996 r. własną bazę danych,
zawierającą odczyty nierówności ze 108 państw. Regresja przeprowadzona w oparciu o tę
próbę potwierdziła, że nierówności społeczne są negatywnie skorelowane ze wzrostem
gospodarczym. Efekt ten nie jest jednak wyraźny i ma stosunkowo niską wartość
58 Sokoloff, Engerman (2000), s. 230;
1 Warunek ten jest szczególnie istotny w krajach rozwijających się, gdzie dużą część dochodów jednostki
uzyskują w naturze, a także z pracy w szarej strefie. Dane uwzględniające wyłącznie płace byłyby
przekłamane także z tego powodu, że wraz z rozwojem tych państw coraz więcej obywateli uczestniczy w
gospodarce formalnej, co mogłoby prowadzić do spadku nierówności płacowych, choć nierówności
dochodowe utrzymywałyby się na wysokim poziomie.
70
eksplanacyjną, a po wprowadzeniu do równania regresji jakościowych zmiennych
regionalnych zanika całkowicie. Do podobnych wniosków doszli Fishlow (1996) oraz
Costello i Domenech (2002). Wyniki te sugerują, że za uzyskaną przez wielu badaczy
negatywną zależnością między nierównościami a wzrostem gospodarczym kryją się „cechy
charakterystyczne dla poszczególnych regionów, które mogą, lecz nie muszą obejmować
nierówności dochodowych”2. Forbes (2000) zauważa, że taką pominiętą zmienną
wyjaśniającą może być m.in. poziom korupcji, który wykazuje pozytywną korelację
z nierównościami a negatywną ze stopą wzrostu gospodarczego, a z drugiej strony zakres
wolności gospodarczej,
udział wydatków rządowych na służbę zdrowia, edukację oraz
rozwój przedsiębiorczości, czy też elastyczność rynku pracy, które są negatywnie
skorelowane z nierównościami a pozytywnie ze stopą wzrostu.
Dane zebrane przez Dieningera i Squire'a, które dla ponad 50 krajów zawierają co
najmniej cztery obserwacje, umożliwiły prowadzenie badań empirycznych z wykorzystaniem
metod panelowych, podczas gdy wcześniej stosowano metody przekrojowe. Wyniki tych
nowych badań są zaskakująco spójne. Zarówno Forbes (2000), jak i Li i Zou (1998), a także
Benhabib i Spiegel (1998) otrzymali pozytywną relację między nierównościami a wzrostem
gospodarczym. W pierwszej z tych prac, wzrost współczynnika Gini'ego o 10 pkt., czyli tyle,
ile w 1985 r. dzieliło USA i Wielką Brytanię, zwiększa roczną stopę wzrostu o 1,3 pkt. proc.
w ciągu kolejnych 5 lat. Radykalną różnicę między wynikami tych autorów, a wnioskami
płynącymi z wcześniejszych prac interpretować można na wiele sposobów. Jednak
nasuwające się w pierwszej chwili i najbardziej chyba kuszące wyjaśnienie, że rozbieżność
odzwierciedla jedynie różnice w jakości zastosowanych danych, nie wydaje się prawdziwa.
Przede wszystkim, jak zauważył Knowles (2001), kryteria zaproponowane przez Deiningera
i Squire'a nie gwarantują wcale spójności danych (wrócę do tej kwestii w rozdziale 4.3.2). Po
drugie jednak, nawet na tych nowych danych wielu autorom, m.in. Li i Zou (1998), udało się
uzyskać ujemną zależność między dysproporcjami społecznymi a wzrostem gospodarczym.
W
tej
sytuacji
uwaga
ekonomistów
skoncentrowała
się
na
metodach
ekonometrycznych zastosowanych do badań nad wpływem nierówności na wzrost
gospodarczy. W szczególności wskazywano, że metody przekrojowe eksploatują wyłącznie
wariancję nierówności między państwami. Ściśle rzecz biorąc, tego typu badania mogą więc
jedynie dostarczyć odpowiedzi na pytanie, czy państwa bardziej egalitarne są generalnie
zamożniejsze, czy też nie. Aby przeanalizować, jak zmiana nierówności w danym kraju
wpływa na tempo jego rozwoju, zastosować trzeba badania panelowe (np. metoda efektów
stałych), wykorzystujące przede wszystkim czasową zmienność nierówności i stóp wzrostu w
2 Deininger, Squire (1998), s. 269;
71
ramach jednego państwa. Procedura ta nie jest w przeciwieństwie do metod przekrojowych
narażona na problem pominiętych zmiennych, lecz wiąże się za to z utratą precyzji estymacji,
ponieważ blisko 90 proc. wariancji wskaźników nierówności pochodzi właśnie z różnić
pomiędzy państwami3. Wobec faktu, że każda z tych metod wiąże się z charakterystycznymi
dla siebie trudnościami, trudno ocenić, która z nich jest lepsza. Jednak wybór utrudnia przede
wszystkim fakt, że nie jest bynajmniej oczywiste, na które z powyższych pytań usiłujemy
odpowiedzieć, gdy dociekamy relacji między nierównościami a wzrostem gospodarczym.
Gdyby wyniki badań prowadzonych z zastosowaniem odmiennych metod ekonometrycznych
były jednakowe, dylemat ten nie miałby większego znaczenia. Widzieliśmy wszakże, że
metody panelowe i przekrojowe generują przeciwstawne wyniki4.
Zatem różnice metodologiczne oraz w jakości danych same przez się tylko częściowo
wyjaśniają przesilenie, do jakiego pod koniec lat 90 doszło w badaniach empirycznych nad
relacją między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Istnieje jednak jeszcze jeden
czynnik, który może rzucić na tę kwestię nieco światła. Banerjee i Duflo (2000) zauważyli, że
nawet w bazie danych Deiningera i Squire'a jest stosunkowo niewiele państw, dla których
szeregi czasowe są wystarczająco długie, aby można było skutecznie zastosować do nich
metody panelowe, i są to na ogół kraje wysoko rozwinięte. Z tego powodu w badaniach, które
wykryły pozytywną korelację między nierównościami a wzrostem, kraje rozwijające się są
niedoreprezentowane. Przykładowo, spośród 45 państw uwzględnionych w próbie Forbes
(2000) większość należy do OECD, a nie ma tam żadnego kraju subsaharyjskiego. Wyniki
tych badań nie są więc w pełni porównywalne z badaniami przekrojowymi prowadzonymi na
szerokiej próbie państw, które odkrywały zależność ujemną. Dodatkowym powodem tej
nieporównywalności jest to, że omawiane badania panelowe dotyczą wpływu nierówności na
wzrost gospodarczy w okresie 5-letnim5, a badania przekrojowe okresu co najmniej 25-30
letniego. Znamienne, że Barro (2000), który skoncentrował się na okresie 10-letnim,
zastosował jeszcze inną metodę estymacji (potrójna metoda najmniejszych kwadratów) i użył
próby Forbes (2000) rozszerzonej o kilka państw uboższych, nie uzyskał jednoznacznej
zależności między nierównościami a kondycją gospodarki. Okazało się, że asymetryczny
rozkład dochodów szkodzi w krajach rozwijających się, lecz jest korzystny na wyższych
etapach rozwoju.
W ten sposób dotarliśmy do zasadniczej tezy, jaką chciałbym postawić w tej pracy. To,
że wyniki badań różnią się w zależności od doboru próby i metod estymacji sugeruje, że
powiązanie nierówności ze stopą wzrostu gospodarczego jest nieliniowe. Powyższe
3 Partridge (2005), s. 370-372
4 Banerjee i Duflo (2000) twierdzą, że nie ma w tym sprzeczności.
5 Niektóre badania panelowe dotyczą też okresu 10-letniego, lecz wyniki są wówczas mniej definitywne.
72
rozważania wskazują, że relacja między tymi zmiennymi może nie być jednakowa w długim
i w krótkim okresie, oraz w krajach rozwiniętych i rozwijających się. W kolejnych
rozdziałach dokładnie te kwestie omówię, ale pokaże również, że okoliczności
determinujących przebieg tej zależności jest znacznie więcej. Przede wszystkim jednak należy
podkreślić, że owa nieliniowość nie ujawnia się jedynie w badaniach empirycznych. Już na
poziomie teorii nie ma żadnych podstaw do przypuszczeń, że nierówności będą w sposób
jednoznaczny oddziaływały na stopę wzrostu gospodarczego.
4.2.Źródła nieliniowości
Omawiając mechanizmy transmisji nierówności społecznych na stopę wzrostu
gospodarczego, pogrupowałem je w zależności od tego, czy przewidują pozytywne czy
negatywne powiązanie między tymi zmiennymi. Podział ten miał także odzwierciedlać
obecne w wielu późniejszych pracach przekonanie, że w myśleniu o tej relacji dokonał się
przewrót. W rzeczywistości jednak starsze teorie, kładące nacisk na wymienną relację między
egalitaryzmem a efektywnością gospodarki nie straciły zasadności z chwilą, gdy pojawiły się
koncepcje uzasadniające szkodliwość nierówności społecznych. Jak zauważa Barro (2000),
„wnioski płynące z tych teorii znoszą się wzajemnie, więc wpływ netto nierówności na wzrost
gospodarczy i stopę inwestycji jest ambiwalentny. Ta teoretyczna ambiwalencja jest w zgodzi
z wynikami badań empirycznych, które są niestabilne”6. Wyniki tych międzynarodowych
badań w istocie stanowią wypadkową, czy też średnią ważoną, siły i kierunku oddziaływania
nierówności na wzrost gospodarczy w poszczególnych krajach. Jeśli – co bardzo
prawdopodobne - w każdym z tych krajów dominuje inna kombinacja omówionych
mechanizmów transmisji, a więc relacja między dyspersją dochodów a wzrostem także jest
inna, taka średnia nie wydaje się szczególnie interesująca7.
Istnieją także powody, aby nawet na poszczególne mechanizmy transmisji nierówności
na wzrost gospodarczy patrzeć z pewną rezerwą. Forma większości stosowanych w literaturze
argumentów jest bowiem warunkowa. Przykładowo, kanał socjopolityczny przewiduje, że
nierówności społeczne mogą doprowadzić do destabilizacji politycznej kraju. Jednak to, czy
tak się stanie, uzależnione jest przede wszystkim od czynników kulturowych, a także od
jakości instytucji państwowych, co zresztą Rodrik (1998) wyraźnie podkreśla. Także kanał
polityczny uzależniony jest od takich czynników, jak tolerancja społeczeństwa dla
nierówności, na co z kolei wpływ może mieć zakres mobilności społecznej (problem ten
omówię w rozdziale 4.6.). Podobnie, nierówności mogą negatywnie oddziaływać na alokację
6 Barro (2000), s. 7;
7 Banerjee i Duflo (2000) szerzej omawiają ten wątek.
73
zasobów ze względu na niedoskonałości rynku. To jednak sugeruje, że wraz z rozwojem
rynków finansowych znaczenie nierówności powinno maleć. Nie inaczej jest w przypadku
klasycznych argumentów. Jeśli sądzimy, że nierówności korzystnie oddziałują na stopę
oszczędności, trzeba jeszcze wykazać, że oszczędności są istotnym czynnikiem wzrostu
gospodarczego. Tymczasem, jak próbowałem pokazać w rozdziale 2.2., niektórzy autorzy
przypuszczają, że oszczędności pełnią taką funkcję tylko w określonych warunkach. Wobec
tego także pozytywny wpływ nierówności będzie uzależniony od pewnych okoliczności.
Ogółem, we wszystkich omówionych przypadkach nierówności społeczne nie są same
w sobie zjawiskiem wystarczającym, aby zaburzyć efektywność gospodarki. Jest zatem
możliwe, że w kraju o dużych dysproporcjach społecznych nie wystąpią żadne z powyższych
efektów, a także, że wystąpią one w kraju stosunkowo egalitarnym. Ciekawej ilustracji
dostarczają Li i Zou (1998). Współczynnik Gini'ego wzrósł w Chinach z 25,7 pkt. w 1984 r.
do 37,8 pkt. w 1992 r. Tym pogłębiającym się nierównościom społecznym towarzyszył średni
roczny wzrost PKB rzędu 10 proc. Tymczasem w Wielkiej Brytanii wzrostowi współczynnika
Gini'ego o około 10 pkt. w latach 1977-1991 towarzyszył wzrost gospodarczy 2-3 proc.,
a w pewnej chwili nawet recesja. Należy jednak podkreślić, że rozumowanie to nie obejmuje
wszystkich mechanizmów transmisji nierówności na wzrost gospodarczy. Przykładowo,
nierówności społeczne z samej swej natury oddziałują na popyt czy na stopę oszczędności.
Jak wspomniałem, argumenty przewidujące pozytywny i negatywny wpływ dyspersji
dochodów do pewnego stopnia się neutralizują. Jest być może ciekawe, że ta
przeciwstawność zachodzi nie tylko w odniesieniu do tych grup argumentów wziętych jako
całość, ale też na poziomie poszczególnych mechanizmów. Innymi słowy, wiele argumentów
przewidujących negatywną zależność między nierównościami a wzrostem gospodarczym
posiada swoje odpowiedniki, które odwołując się do tego samego niemal mechanizmu
przewidują między tymi zmiennymi zależność pozytywną. Pewnym tego przykładem jest
wspomniany w rozdziale 3.2. paradoks związany z kanałem politycznym: z jednej strony
twierdzi się, że nierówności prowadzą do szkodliwej presji redystrybucyjnej, z drugiej zaś
wywodzi się, że nierówności społeczne są zjawiskiem koniecznym, ponieważ ich alternatywą
jest redystrybucja. Wydaje się jednak, że w tym wypadku mamy do czynienia głównie
z niespójną konstrukcją logiczną tych argumentów. Stąd, bardziej jaskrawym przykładem
omawianego zjawiska jest wpływ nierówności na popyt. Z jednej strony wskazuje się, że
szeroka klasa średnia sprzyja wzrostowi gospodarczemu, ponieważ umożliwia wykorzystanie
przez producentów korzyści skali, z drugiej zaś wskazuje się na konieczność istnienia
zamożnej elity, która celując w drogich dobrach pozwala na dopracowanie metod ich
produkcji, tak, że w efekcie stają się one powszechnie dostępne. W odniesieniu do jeszcze
74
innego mechanizmu transmisji podkreśla się,
że w warunkach niedoskonałości rynku
kredytowego niepodzielność inwestycji wymaga koncentracji kapitału, z drugiej zaś wskazuje
się, że nierówności blokują dostęp do kredytu licznej grupie potencjalnie produktywnych
inwestorów. W rozdziale 3.3. omówiłem model Rodrigueza (2004), który wywodził, że
nierówności mogą prowadzić do marnotrawstwa środków na działalność korupcyjną
i lobbingową. Temu argumentowi przeciwstawić można tezę wysuniętą w cytowanej przez
Acemoglu (2007) pracy Batesa (1981). Autor ten pokazuje, w jaki sposób nierówności
społeczne mogą ograniczać klientelizm wśród ludzi władzy. Mechanizm ten odegrał według
niego kluczową rolę w rozwoju Kenii, która charakteryzowała się znacznie bardziej
asymetrycznym rozkładem ziemi rolnej, niż np. Ghana. Wielcy posiadacze ziemscy byli
bowiem w stanie kontrolować poczynania polityków w Nairobi oraz innych elit finansowych,
czego skutkiem były bardziej trafione reformy gospodarcze. Argument ten stanowi zarazem
przeciwwagę dla wprowadzonego w rozdziale 3.9. problemu negatywnego wpływu
nierówności na akumulację kapitału społecznego. Okazuje się bowiem, że rzesza małorolnych
chłopów może nie być w stanie rozwiązać problemów koordynacji, a w tej sytuacji obecność
zamożniejszych jednostek może okazać się pomocna w organizowaniu zasobów na pewne
dobra wspólne. Wydaje się, że jest to jeden z kluczy, którym można posłużyć się do
interpretacji wydarzeń w Zimbabwe z początku XXI w. Próba wyrównania rozkładu ziemi
przez autorytarnego prezydenta Roberta Mugabe'go sprawiła, że doskonale prosperujące
wielkoobszarowe gospodarstwa, wyposażone w nowoczesne systemy irygacyjne, szybko
przemieniły się w nękane plagami ugory. Stało się tak, ponieważ to właśnie wywłaszczeni
przez niego zamożni biali farmerzy byli jedynymi rolnikami, których stać ich było na
utrzymywanie systemów nawadniających oraz zaciąganie pożyczek na modernizację
gospodarstwa8.
Fakt, że argumenty dowodzące przeciwstawnych konsekwencji dysproporcji
społecznych odwołują się do tych samych niemal mechanizmów, akcentując jedynie inne ich
aspekty, stanowi wyraźne potwierdzenie tezy, że na gruncie teoretycznym nie powinniśmy
oczekiwać jednoznacznej zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym.
Równie jaskrawego dowodu dostarcza fakt, że niekiedy drobna zmiana założeń
poszczególnych modeli prowadzi do całkowicie odmiennych rezultatów. Pokazałem to
omawiając w rozdziale 3.2.model Perotti'ego (1993), który różnił się od modeli Alesiny
i Rodrika (1994) oraz Perssona i Tabellini'ego (1994) głównie tym, że był dynamiczny.
Dopuszczenie zmian w rozkładzie dochodów wystarczyło, aby implikacje politycznego
8 Szczegółowy przebieg kryzysu w Zimbabwe, interpretowanego zazwyczaj w kategoriach teorii praw
własności, omawia Richardson (2005);
75
kanału transmisji nierówności na wzrost gospodarczy uległy znacznej modyfikacji.
Jeszcze wyraźniejszego przykładu dostarczają Li i Zou (1998). Autorzy ci
skonstruowali model zbliżony do koncepcji Alesiny i Rodrika (1994), który daje wszakże
pozytywną relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Większość
kluczowych założeń tych modeli jest identyczna. W szczególności, nierówności wynikają
jedynie z rozkładu kapitału i są niezmienne w czasie. Kapitał obłożony jest przy tym
podatkami, z których finansowane są wydatki rządowe. O ile jednak Alesina i Rodrik (1994)
przyjmują, że rząd zapewnia jedynie pewną usługę produkcyjną, podnoszącą krańcową
produktywność kapitału, Li i Zou (1998) dzielą wydatki rządowe na produkcyjne
i konsumpcyjne. Tym samym wydatki te, a więc i wysokość stopy podatkowej, uwzględnione
są nie tylko w funkcji produkcji, ale też w funkcji użyteczności. Ta nieznaczna modyfikacja
modelu politycznego radykalnie zmienia jego wydźwięk. Gdy jednostki wybierają pomiędzy
konsumpcją prywatną i publiczną, porównują krańcową użyteczność, jaka z nich płynie.
Z perspektywy osoby uzyskującej wysokie dochody, krańcowa użyteczność konsumpcji
publicznej jest relatywnie wyższa, niż dla osób o niższych dochodach. Stąd osoby bogatsze
będą chciały alokować więcej kapitału na konsumpcję publiczną, to jednak można osiągnąć
wyłącznie poprzez zwiększenie podatków. W rezultacie, preferowana przez poszczególne
jednostki stopa podatkowa rośnie monotonicznie wraz z ich dochodami. Zatem im równiejszy
rozkład dochodów w społeczeństwie, tym bogatszy medianowy wyborca, a więc tym wyższy
poziom opodatkowania kapitału i niższa stopa wzrostu gospodarczego. „Ogólnie, zależność
między rozkładem dochodów a wzrostem gospodarczym jest skomplikowanym zagadnieniem
teoretycznym i empirycznym. Z teoretycznego punktu widzenia, zależność może przybrać
jakikolwiek znak” - konkludują Li i Zou (1998)9. Przestrzegają przy tym, że prawda leży
przypuszczalnie gdzieś pomiędzy implikacjami ich modelu a wnioskami z modelu Alesiny
i Rodrika (1994).
Na zakończenie tego podrozdziału chciałbym jeszcze wspomnieć o teoretycznoempirycznej pracy Banerjee i Duflo (2000). Jej wyniki są na pierwszy rzut oka tak
paradoksalne, że autorzy sami radzą je potraktować jako ostrzeżenie, że „zakładanie liniowej
struktury tam, gdzie nie ma dla niej teoretycznego uzasadnienia, może prowadzić do
poważnych nieporozumień”10. Przeprowadzone przez nich badanie empiryczne wskazuje
bowiem, że to nie tyle poziom nierówności, ile jego zmiany – niezależnie od kierunku wpływają na efektywność gospodarki. Autorzy przedstawiają także zgodny z tymi rezultatami
model, przestrzegając jednak, że jest to tylko jedna z wielu możliwych ich interpretacji.
9 Li, Zou (1998), s. 327;
10 Banerjee, Duflo (2000), s. 2-3;
76
Ujmując rzecz w telegraficznym skrócie, model Banerjee i Duflo (2000) stanowi
powiązanie perspektywy politycznej i socjopolitycznej oraz teorii łączącej nierówności
z odpornością gospodarki na szoki makroekonomiczne. Społeczeństwo podzielone jest na
dwie grupy, A i B, które uzyskują odpowiednio g i 1-g krajowego produktu. W każdym
okresie PKB ma szansę wzrosnąć o losową wielkość ∆y. Aby szansę tą wykorzystać,
społeczeństwo musi przeprowadzić niezbędne reformy. Gdy ∆y jest już znane, jedna (losowo
wybrana) z grup może zablokować proces decyzyjny, domagając się w zamian za zgodę na
reformy większego udziału w PKB. Jeśli druga grupa społeczna nie zgodzi się na to, wzrost
gospodarczy zostaje zahamowany, jeśli natomiast pójdzie na ustępstwo, gospodarka
powiększa się jedynie o α∆y, gdzie α<1. Związana ze sporem politycznym utrata
efektywności gospodarczej może wynikać bądź to z kosztów, jakie grupy muszą ponieść aby
wiarygodnie sformułować swoje żądania (np. lobbing, protesty), bądź też z ze szkodliwości
samych transferów. Ogólnie, grupa B będzie się domagała transferu (maksymalnego, na jaki
przeciwna grupa może się zgodzić) zawsze wtedy, gdy α>1-g, natomiast grupa A, gdy α>g.
Innymi słowy, do sporu dochodzi zawsze, ilekroć udział którejś z grup we wzroście
gospodarczym jest mniejszy, niż grupy przeciwnej. Na gruncie tego modelu zidentyfikować
można co najmniej trzy argumenty, na rzecz nieliniowej zależności między nierównościami a
wzrostem gospodarczym. Po pierwsze, gospodarka nie traci efektywności tylko wówczas, gdy
g=1/2. Czyli zależność między tym parametrem, który może być traktowany jako miara
nierówności, a stopą wzrostu gospodarczego przybiera kształt odwróconej litery U. Po drugie
jednak, rzeczywisty poziom nierówności, który odpowiada g=1/2 może być różny, podobnie
jak parametr α, zatem owa odwrócona litera U w każdym kraju będzie przypuszczalnie miała
nieco inny przebieg. Stąd, na gruncie tego modelu ciężko jest klarownie odpowiedzieć na
pytanie, czy nierówności szkodzą na wzrost czy też nie.”Jest oczywiste, że najbardziej
przekonujące dowody w tej sprawie mogą przynieść badania w skali mikro”- konkludują
Banerjee i Duflo11 (2000). Po trzecie zaś, negatywny wpływ zmian w poziomie nierówności
na sferę makroekonomiczną dotyczy jedynie krótkiego okresu. W długim okresie transfery
powinny sprawić, że nierówności ustabilizują się na umiarkowanym poziomie (specyficznym
dla każdego kraju), gwarantującym wysoką stopę wzrostu gospodarczego.
4.3.Czym właściwie są nierówności ekonomiczne?
Jak
zauważył
Osberg
(1995),
„stwierdzenie
wymiennej
relacji
między
sprawiedliwością, a efektywnością jest niczym więcej niż nastawieniem umysłu, dopóki nie
zdefiniuje się pojęć +równość+ i +efektywność+. (...) Jednakże, choć autorzy tej teorii byli
11 Banerjee i Duflo (2000), s. 28;
77
żenująco nieprecyzyjni przy określaniu znaczenia terminu +nierówności+, teoretycy z lat 90.
nie są pod tym względem lepsi”12. Dotychczas od tej definicyjnej kwestii umyślnie stroniłem,
a ponieważ rzeczywiście jest ona niezwykle istotna, chciałbym się z tego zabiegu
wytłumaczyć. Są ku temu dwa zasadnicze powody. Przede wszystkim, starałem się wiernie
referować omawiane prace, a w większości z nich sprawy definicyjne w ogóle nie
występowały lub nie odgrywały centralnej roli. Po drugie – i ważniejsze – wytykanie
niespójności definicyjnych jest zawsze najprostszą metodą krytyki. Zależało mi aby pokazać,
że problemy w badaniu zależności między nierównościami a wzrostem gospodarczym sięgają
znacznie głębiej i nawet w ramach jednolitych definicji, relacja ta nadal byłaby ambiwalentna.
Mówiąc o problemach natury definicyjnej mam na myśli trzy powiązane ze sobą
kwestie. Przede wszystkim, ludzie mogą być heterogeniczni na wielu płaszczyznach i nawet
doprecyzowanie, że chodzi o nierówności ekonomiczne, jest niewystarczające. Możemy
bowiem mówić o nierównościach płacowych, które są czymś innym niż nierówności
dochodowe, a te z kolei różnią się jeszcze od nierówności majątkowych. Ludzie mogą różnić
się pod względem zasobu kapitału fizycznego, ale także pod względem poziomu kapitału
ludzkiego, skąd już tylko krok do tzw. nierówności szans. Po drugie, gdy już ustalimy, który
z tych aspektów nas interesuje, należy zdecydować, w jaki sposób zebrać odpowiednie dane:
czy koncentrować się na jednostkach, czy na gospodarstwach domowych, czy brać wielkości
netto, czy brutto itp. Po trzecie wreszcie, należy określić, który z licznych statystycznych
wskaźników w odniesieniu do tych danych zastosować. Problemy te omówię w kolejnych
ustępach.
4.3.1.Płaszczyzny nierówności
Wielu autorów13 wskazuje, że większość modeli teoretycznych dotyczy nierówności
majątkowych, lecz wobec braku odpowiednich danych prace empiryczne skoncentrowały się
na nierównościach dochodowych. Nie miałoby to oczywiście większego znaczenia, gdyby te
dwa rodzaje dysproporcji były ze sobą ściśle powiązane. W rzeczywistości jednak wydaje się,
że nie jest to prawdą. Alesina i Rodrik (1994) swoją polityczną teorię testowali zarówno na
danych o nierównościach dochodowych, jak i na danych o nierównościach majątkowych,
przybliżanych – jak w wielu innych pracach – dysproporcjami w dostępie do ziemi rolnej.
W badanej przez nich próbie 41 państw korelacja między współczynnikami Gini'ego dla
ziemi i dla dochodów wynosi zaledwie 0,35. Deininger i Squire (1998) na próbie 66 państw
odnajdują korelację na poziomie 0,39. Autorzy wskazują też, że nierówności w dostępie do
12 Osberg (1995), s. 11-12;
13 M.in. Deininger i Olinto (2000), s. 2, Quintin i Saving (2008), s. 3, oraz Deininger i Squire (1998), s. 264;
78
ziemi są ogólnie rzecz biorąc większe i wykazują większą wariancję w międzynarodowym
przekroju, niż nierówności dochodowe14.
Uwaga, jakoby modele teoretyczne dotyczyły nierówności majątkowych, wydaje się
jednak znacznym uproszczeniem. Przy dokładniejszej analizie okazuje się, że w niemal
każdym z omówionych kanałów transmisji pierwsze skrzypce odgrywa inny rodzaj
dysproporcji
społeczno-ekonomicznych.
Nierówności
majątkowe
są
oczywiście
najważniejsze z perspektywy teorii opartych na niedoskonałościach rynku kredytowego, gdzie
pożyczki na inwestycje wymagają zastawu. W kanałach politycznych i socjopolitycznych
ważna jest jednak rola mniej namacalnych nierówności politycznych, które bynajmniej nie
zawsze powiązane są z nierównościami dochodowymi. W przypadku tradycyjnych
argumentów
bazujących na motywacyjnych aspektach nierówności, liczy się przede
wszystkim amplituda płac. Teorie odwołujące się do różnic w stopie oszczędności koncentrują
się na nierównościach dochodowych, które są czymś innym niż nierówności płacowe.
Podobnie jest w przypadku badań wpływu nierówności na strukturę popytu. W jeszcze innych
modelach, np. u Torvika (1993), uwidacznia się rola dysproporcji w rozkładzie kapitału
ludzkiego. Ponieważ poszczególne kanały transmisji wskazują na pozytywny lub negatywny
wpływ dysproporcji społeczno-ekonomicznych wydaje się, że można także usystematyzować
według tego klucza efekty poszczególnych kategorii nierówności. Innymi słowy, zamiast
dociekać, jak szerokie zjawisko nierówności oddziałuje na gospodarkę, można wyodrębnić
skutki różnych aspektów tego zjawiska. Badanie takie są obiecujące z kilku powodów. Przede
wszystkim to, jaki rodzaj nierówności jest najważniejszy, przypuszczalnie zmienia się
zarówno w czasie, jak i z kraju na kraj. Ponadto, poszczególne odmiany nierówności
wymagają prowadzenia innej polityki, w szczególności wtedy, gdy okazują się szkodliwe.
Przykładowo, jeśli nierówności majątkowe są istotniejsze niż nierówności dochodowe, to
progresywny system podatkowy nie jest właściwą odpowiedzią na to zjawisko. Natomiast
redystrybucja ziemi, która byłaby właściwą formą polityki, zwykle kończyła się w historii
niepowodzeniem - wskazują Deininger i Olinto (2000). Ekspropriacja ziemi nie tylko wiąże
się z kosztami administracyjnymi, ale również podważa bezpieczeństwo praw własności
w danym kraju, demotywuje do akumulacji zasobów oraz prowadzi do wzrostu napięć
społecznych15.
W rozdziale 4.1. wspomniałem, że Deininger i Squire (1998) na swoich ulepszonych
danych o nierównościach dochodowych nie byli w stanie wykryć wyraźnego wpływu tej
14 Deininger i Olinto (2000) precyzują, że średni wskaźnik Gini'ego w odniesieniu do rozkładu ziemi wynosi
0,63, a do rozkładu dochodów 0,37. Średnie odchylenia standardowe wynoszą odpowiednio 0,19 i 0,09.
15 Oczywiście redystrybucja ziemi nie musi być jednoznacznie szkodliwa. Badacze wskazują niekiedy na
przykład Kolumbii, która dokonała redystrybucji ziemi na zasadach rynkowych, skupując ją od wielkich
posiadaczy ziemskich i odsprzedając na kredyt bezrolnym i małorolnym chłopom.
79
zmiennej na wzrost gospodarczy. Dla porównania przeprowadzili jednak dodatkową regresję
z użyciem danych o dysproporcjach w rozkładzie ziemi. Zauważyli bowiem, że próba, dla
których takie dane są dostępne, jest nieco bardziej zrównoważona, a odczyty sięgają dalej
w przeszłość. Okazuje się, że zależność między tym rodzajem nierówności w 1960 r.,
a średnią roczną stopą wzrostu gospodarczego w latach 1960-1992 jest wyraźna, statystycznie
istotna i mało wrażliwa na rozszerzenie modelu o zmienne regionalne. Interesujące są także
badania Deiningera i Olinto (2000), którzy relację między nierównościami majątkowymi
a wzrostem gospodarczym estymują metodami panelowymi, które w przypadku nierówności
dochodowych i stopy wzrostu PKB konsekwentnie wskazywały na dodatnią relację (rozdział
4.1.). Autorzy ci nie tylko potwierdzają rezultaty Deiningera i Squire'a (1998), lecz
dodatkowo wykazują, że po włączeniu do równania regresji jednocześnie miar nierówności
majątkowych i dochodowych, te pierwsze okazują się mieć wyraźnie negatywny wpływ na
wzrost gospodarczy, drugie zaś wciąż mają wpływ pozytywny. To dowodzi, że „dysproporcje
w rozkładzie majątku i dochodów oddziałują na wzrost innymi kanałami”16. Wpływ
nierówności w rozkładzie ziemi na stopę wzrostu gospodarczego okazuje się znaczny. Jak
zauważają autorzy, zmniejszenie współczynnika Gini'ego w Brazylii o 10 pkt. proc., do nadal
bardzo wysokiego poziomu 74 proc., podniosłoby stopę wzrostu gospodarczego równie
mocno, co zwiększenie średniego poziomu wykształcenia w tym kraju o 1,5 roku. Deininger i
Olinto (2000) usiłują również określić mechanizmy, które odpowiadają za takie skutki
nierówności majątkowych. Hipoteza o niedoskonałościach rynków kredytowych znajduje
jednak tylko częściowe potwierdzenie. Z jednej strony, „znaczne nierówności majątkowe
redukują efektywność polityki, zmierzającej do przyspieszenia wzrostu gospodarczego
poprzez inwestycje w edukację”17. Z drugiej strony, nierówności w dostępie do ziemi wydają
się mieć ujemny wpływ na wzrost PKB niezależnie od oddziaływania na stopę inwestycji.
Gdy do zmiennych objaśniających w równaniu regresji włącza się poziom inwestycji
w kapitał ludzki, współczynnik przy indeksie Gini'ego zachowuje istotność i ujemny znak.
Według autorów, wyniki te sugerują, że aktywne są inne jeszcze mechanizmy transmisji.
Przykładowo, asymetryczny rozkład ziemi może obniżać poziom kapitału społecznego.
Warto jednak zauważyć, że nierówności w dostępie do ziemi nie są idealnym
przybliżeniem nierówności majątkowych, chociażby z tego powodu, że ziemia jako czynnik
produkcji nie odgrywa jednakowej roli w każdym państwie. Przypuszczenie to potwierdzają
Keefer i Knack (2000), którzy w swoim badaniu relacji między dysproporcjami społecznymi
a poziomem ochrony praw własności zauważyli, że nierówności w rozkładzie ziemi mają
16 Deininger, Olinto (2000), s. 4;
17 Ibidem, s. 16;
80
znaczenie wyłącznie w społeczeństwach o znacznym udziale ludności rolniczej. Innym
jeszcze problemem jest fakt, że w niektórych regionach świata, np. na słabo zaludnionych
obszarach Afryki Subsaharyjskiej, ziemia nie jest dobrem rzadkim. Dodatkowo, dane
o rozkładzie ziemi nie uwzględniają różnic w jej jakości, położeniu, uzbrojeniu itp.
Innym rodzajem dysproporcji społecznych, który może być szczególnie interesujący
z perspektywy niektórych kanałów transmisji, są nierówności polityczne. Zagadnienie to jest
jednak skomplikowane, ze względu na niejasną relację tego rodzaju nierówności z dyspersją
dochodów. Z teoretycznego punktu widzenia, zależność przyczynowa między tymi dwoma
kategoriami nierówności może przebiegać w obu kierunkach: z jednej strony ludzie zamożni
mogą wykorzystać swój majątek, aby zdobyć władzę, z drugiej zaś strony ludzie władzy
mogą ją wykorzystać do uzyskania korzyści ekonomicznych. Oba mechanizmy prowadzą do
dodatniej korelacji między tymi płaszczyznami nierówności. W rzeczywistości jednak istnieją
także kraje, gdzie nie są one ze sobą mocno powiązane18. W tej sytuacji, jeśli nierówności
polityczne są równie istotne co nierówności ekonomiczne, koncentrowanie się w badaniach
na tych ostatnich dawałoby bardzo zniekształcony obraz wpływu dysproporcji społecznych na
rozwój gospodarczy. Właśnie z tego powodu należy wyraźnie odseparować długoterminowe
skutki gospodarcze nierówności na tych dwóch płaszczyznach. Taki cel stawiają sobie
Acemoglu, Bautista, Querubin i Robinson (2007).
Praca to plasuje się niejako w opozycji do omówionej w rozdziale 3.9. teorii Sokoloffa
i Engermana (2000), która dywergencję gospodarczą Ameryk Łacińskiej i Północnej
wyjaśniała na podstawie różnić w nierównościach ekonomicznych między tymi
kontynentami. Acemoglu i inni (2007) twierdzą natomiast, że zdecydowanie większe
znaczenie miały nierówności polityczne. Więcej nawet, do pewnego stopnia to właśnie
skomplikowana relacja między nimi a nierównościami ekonomicznymi odpowiada za wyniki
Sokoloffa i Engermana (2000)19. Autorzy co spostrzegają, że w USA faktycznie te stany, które
w 1860 r. charakteryzowały się większymi nierównościami w rozkładzie ziemi, rozwijały się
gorzej, lecz wynika to głównie z faktu, że akurat w Stanach Zjednoczonych nierówności
polityczne były z nierównościami ekonomicznymi dodatnio powiązane. Dla porównania,
Acemoglu i inni (2007) analizują – unikatowe, jak podkreślają - mikroekonomiczne dane
z kolumbijskiego stanu Cundinamarca, pochodzące z lat 80. i 90. XIX w. Wykonane w tym
okresie katastry zawierają dane o wartości gruntów każdego rolnika, a także jego personalia.
Ponieważ autorzy dysponują również danymi o osobach sprawujących w tym okresie władzę
18 Acemoglu i inni (2007) wskazują, że w wielu krajach Afryki Subsaharyjskiej, zwłaszcza zaś w Sudanie,
Angoli, Togo, Malawi, Wybrzeżu Kości Słoniowej i Kamerunie, wskaźniki dysproporcji dochodowych są
relatywnie niskie, a jednocześnie dostęp do władzy jest asymetryczny.
19 Acemoglu i inni (2007), s. 2-3;
81
w poszczególnych jednostkach administracyjnych Cundinamarci, mogą oszacować zarówno
panujące w tym okresie nierówności majątkowe (współczynnik Gini'ego w odniesieniu do
rozkładu ziemi), jak i polityczne (stopień monopolizacji urzędu burmistrza przez jedną osobę,
lub rodzinę), a także relacje między nimi. Okazuje się, że dysproporcje majątkowe
w Cundinamarce były większe niż na północy USA, lecz mniejsze niż na południu.
Najważniejsze jest jednak to, że były ujemnie skorelowane z nierównościami politycznymi
i miały wyraźnie pozytywny wpływ na takie aspekty rozwoju gospodarczego jak akumulacja
kapitału ludzkiego, redukcja ubóstwa i urbanizacja. W tych regionach Cundinamarci, które
pod koniec XIX w. charakteryzowały się większymi nierównościami w dostępie do ziemi,
jeszcze w latach 90. XX w. odsetek dzieci uczęszczających do szkół podstawowych i średnich
był wyższy, niż w regionach bardziej egalitarnych. Jednocześnie, nierówności polityczne
stanowiły przeszkodę dla rozwoju. „Wyniki te można interpretować tak, że bogaci
i wpływowi posiadacze ziemscy są w stanie przeciwstawiać się ewentualnej zachłanności
polityków. W konsekwencji, w regionach, gdzie istnieli znaczący posiadacze ziemscy,
możliwość prowadzenia przez polityków szkodliwej polityki była ograniczona, co prowadziło
do lepszych wyników gospodarczych”20. Taka interpretacja pozostaje w zgodzie z ujemnym
wpływem nierówności politycznych na rozwój gospodarczy. Te bowiem „mogą hamować
wzrost, ponieważ elity kontrolujące politykę mogą poszukiwać rent dla siebie, blokować
dostęp do rynku, a także nie dostrzegać własnego interesu w zapewnianiu dóbr publicznych,
w tym edukacji. Polityczne nierówności zwykły również być powiązane z brakiem
politycznej konkurencji i odpowiedzialności, czyli czynnikami gwarantującymi, że system
polityczny generuje pożądane wyniki”21.
Ostatecznie, konkludują Acemoglu i inni (2007), interakcja nierówności majątkowych
i politycznych uzależniona jest od poziomu rozwoju politycznego poszczególnych państw.
W krajach silnie zinstytucjonalizowanych (np. USA), nierówności majątkowe miały
najwyraźniej negatywny wpływ na gospodarkę. Działo się tak m.in. dlatego, że dysproporcje
majątkowe prowadziły tam do jednoznacznie szkodliwych dysproporcji politycznych.
W krajach, gdzie instytucje polityczne są słabe, np. w Kolumbii, ale także w Afryce, istnienie
elit ekonomicznych może być zjawiskiem korzystnym, ponieważ będą one blokowały
grabieżcze poczynania polityków. Z perspektywy niniejszej pracy, której głównym celem ma
20 Acemoglu i inni (2007), s. 5; Za taką interpretacją przemawia również fakt, że pozytywny wpływ na
funkcjonowanie gospodarcze mają wyłącznie nierówności w dostępie do ziemi wśród ludności rolniczej (jest
to standardowa metoda oceny tego typu nierówności). Alternatywnie, można policzyć współczynnik Gini'ego
dla rozkładu ziemi w całym społeczeństwie, przypisując wartość 0 osobom, które ziemi w ogóle nie
posiadają. Na gruncie rzeczonej interpretacji można oczekiwać, że tak mierzone nierówności będą znacznie
mniej istotne. Autorzy rzeczywiście uzyskują taki wynik.
21 Acemoglu i inni (2007), s. 7;
82
być tropienie nieliniowości w relacji nierówności-wzrost gospodarczy, wyjaśnienie to jest
niezwykle kuszące. Ma ono wszakże jeden mankament. Trudno zrozumieć – a Acemoglu
i inni (2007) nie przedstawiają w tej kwestii żadnych argumentów – dlaczego nierówności
ekonomiczne w USA przekładały się na nierówności polityczne, podczas gdy w Kolumbii
elity ekonomiczne trzymały się z dala od polityki, kontrolując działania rządzących.
Costello i Domenech (2002) zauważyli, że „w niektórych modelach analizujących
relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym, bardzo ważną - a nawet kluczową
- rolę odgrywa wyposażenie jednostek w kapitał ludzki”22. Niewątpliwie dotyczy to
omówionych w rozdziale 2.4. modeli Kremera (1993) i Galora i Tsiddona (1997), gdzie
nierówności dochodowe były rezultatem odmiennych uzdolnień jednostek, a także modeli
Galora i Zeiry (1993) oraz Torvika (1993), gdzie nierówności dochodowe oddziaływały na
rozkład kapitału ludzkiego, który zwrotnie wpływał na rozkład dochodów. Stąd
odseparowanie gospodarczych skutków tych dwóch rodzajów nierówności może przynieść
interesujące rezultaty. Zadania tego podjęli się Castello i Domenecha (2002), osiągając bardzo
interesujące rezultaty. W standardowym dla omawianej literatury równaniu regresji (gdzie
wśród zmiennych objaśniających uwzględniono średni poziom kapitału ludzkiego, poziom
PKB, oraz poziom inwestycji), autorzy uzyskują negatywną, lecz wrażliwą na włączenie
zmiennych regionalnych zależność między indeksem Gini'ego dla dochodów (GY) a średnią
stopą wzrostu gospodarczego w latach 1960-1990. Gdy jednak do równania dodatkowo
wprowadzają indeks Gini'ego dla rozkładu kapitału ludzkiego (GH), współczynnik przy tej
zmiennej jest wyraźnie ujemny, natomiast współczynnik przy indeksie Gini'ego dla rozkładu
dochodów przybrał znak dodatni. To oznacza, że nierówności dochodowe oddziałują ujemnie
na stopę wzrostu gospodarczego tylko za pośrednictwem swego wpływu na rozkład kapitału
ludzkiego. Natomiast gdy pominięto GY, indeks GH nie zmienia znaku i wciąż jest istotny, co
sugeruje, że nierówności edukacyjne mają bezpośredni, niezależny od dysproporcji
dochodowych wpływ na efektywność gospodarki. Dodatkowo, oddziałują na stopę wzrostu
gospodarczego także poprzez swój negatywny wpływ na akumulację kapitału fizycznego
i ludzkiego. Staje się to widoczne, gdy po wyłączeniu tych zmiennych z równania, znaczenie
GH rośnie, a autorzy potwierdzają to w odrębnej estymacji. „Nierówności edukacyjne są
powiązane z niższymi stopami inwestycji, a w konsekwencji, z niższymi stopami wzrostu
gospodarczego” - konkludują Castello i Domenech (2002)23.
Choć autorzy zapewniają, że estymacja wpływu nierówności edukacyjnych na wzrost
gospodarczy daje bardziej stabilne rezultaty niż standardowe badania z wykorzystaniem
22 Costello, Domenech (2002), s. 187-188;
23 Castello, Domenech (2002), s. 1999;
83
nierówności dochodowych, zmienność wyników tych ostatnich każe patrzeć na wnioski
Castello i Domenecha z nutką sceptycyzmu, szczególnie, że w swych badaniach stosowali
metody przekrojowe, o których słabościach w kontekście analizy relacji nierówności-wzrost
kilkakrotnie wspominałem. Z tego powodu, chciałbym zwrócić uwagę na inny wątek ich
pracy. Otóż autorzy ci pokazują, że średni poziom kapitału ludzkiego (mierzony średnią
liczbą edukacji), jest ujemnie skorelowany z edukacyjnym współczynnikiem Gini'ego
(Wykres 3.1.). Oznacza to, że kraje o większej dyspersji kapitału ludzkiego charakteryzują się
z reguły niższym jego poziomem24. Natomiast jak zauważa Birdsall (2001), korelacja
średniego poziomu dochodów i nierówności dochodowych jest raczej słaba. Istnieją zamożne
państwa o znacznych dysproporcjach dochodowych (np. USA), a także państwa ubogie, lecz
stosunkowo egalitarne (np. Indie)25. Sugeruje to wyraźnie, że nierówności dochodowe oraz
nierówności edukacyjne są odrębnymi zjawiskami. Faktycznie, w pracy Castello i Domenech
(2002) korelacja indeksów GY i GH wynosi zaledwie 0,27 (Wykres 3.2.).
Dochodowy Indeks Gini'ego
Średnia liczba lat edukacji
3.1
Wykres 3. Zależności między nierównościami edukacyjnymi oraz dochodowymi
3.2
Edukacyjny Indeks Gini'ego
Edukacyjny indeks Gini'ego
Źródło: Castello, Domenech (2002).
Mam nadzieję, że w poprzednich akapitach udało mi się wykazać, że koncepcje
i gospodarcze skutki nierówności dochodowych, majątkowych, politycznych i edukacyjnych
zdecydowanie się od siebie różnią. Można rzecz jasna wprowadzić kolejne rozróżnienia,
wyróżniając np. w ramach nierówności dochodowych dysproporcje płacowe. Ich wpływ
przypuszczalnie okazałby się z kolei pozytywny, ze względu na ich motywacyjne
i edukacyjne aspekty, omówione w rozdziale 2.4. Rozważania te wskazują, jak zauważa
24 Jest być może ciekawe, że korelacja między dyspersją kapitału ludzkiego (GH) i jego poziomem maleje wraz
z GH. Oznacza to, że wśród krajów stosunkowo egalitarnych pod względem edukacji, są takie, gdzie zasób
kapitału jest niewielki, oraz takie, gdzie jest wysoki.
25 Birdsall (2001), s. 5-6;
84
Birdsall (2001), że „dałoby się wprowadzić rozróżnić między konstruktywnymi
i destruktywnymi rodzajami nierówności”26. Można by zdefiniować je następująco.
Nierówności konstruktywne, efektywne z gospodarczego punktu widzenia, to dysproporcje
zgodne z szerszym pojęciem „sprawiedliwości społecznej”, w tym sensie że odzwierciedlają
jedynie odmienne reakcje jednostek na ekonomiczne bodźce i okazje. Nierówności
destruktywne są nieefektywne gospodarczo i niekompatybilne z ideą sprawiedliwości,
ponieważ odzwierciedlają „przywileje osób bogatych i blokadę produktywnego potencjału
ludzi ubogich”. Innymi słowy, są to nierówności szans. Takie rozróżnienie jest oczywiście
trudne do wykonania w praktyce. Niemniej sama koncepcja, że różnych odmian nierówności
nie należy agregować, lecz rozpatrywać je oddzielnie, wydaje się słuszna.
4.3.2.Podmiot pomiaru dysproporcji
Skoncentrowanie się na jednej, wybranej kategorii nierówności niestety nie wystarcza,
aby ominąć problemy definicyjne. Przykładowo, w jednym z przypisów wspomniałem
o dwóch możliwościach pomiaru nierówności w dostępie do ziemi: tzn. wśród całej populacji
danego kraju lub tylko wśród ludności rolniczej. Największa liczba tego typu problemów
została zidentyfikowana w przypadku nierówności dochodowych, którym badacze poświęcali
najwięcej uwagi. W rozdziale 4.1. przywołałem trzy kryteria, które Deininger i Squire (1998)
zaproponowali, aby zapewnić danym o takich dysproporcjach spójność i porównywalność.
Jednak jak zauważył Knowles (2001) oraz szereg innych autorów, kryteria te nie do końca
spełniają swoją rolę. Nadal przemieszane są tak różnorodne wskaźniki, jak nierówności
w dochodach jednostek i gospodarstw domowych, nierówności w rozkładzie dochodów
i wydatków, a także nierówności w dochodach brutto i netto. Pomiędzy tymi miarami
nierówności występują dość znaczne różnice, których nie są w stanie skorygować żadne
arytmetyczne przekształcenia, jakie niekiedy podejmowano w celu ujednolicenia danych27.
Rozkład wydatków jest przykładowo bardziej symetryczny, niż rozkład dochodów, podobnie
jak dochody gospodarstw domowych są mniej zróżnicowane niż dochody jednostek. Idąc
jeszcze dalej, nie jest jasne, czy należy mierzyć dochody roczne, czy życiowe, które są
zwykle bardziej wyrównane.
Rozróżnienia powyższe mają znaczenie głównie dlatego, że do empirycznej
26 Birdsall (2001), s. 7;
27 Knowles (2001), s. 7; Przykładowo, różnica między współczynnikiem Gini'ego dla wydatków a
współczynnikiem Gini'ego dla dochodów brutto w przypadku krajów, dla których baza danych Deiningera i
Squire'a zawiera obie miary, wynosi 6,6 pkt. proc. Stąd Forbes (2000), Li i Zou (2000), Deininger i Squire
(1998) oraz Keefer i Knack (2000) dodawali 6,6 pkt. proc. do współczynnika Gini'ego dla wydatków, aby
otrzymać spójne dane o nierównościach dochodowych. Operacja ta nie jest poprawna, ponieważ odchylenie
standardowe różnicy między tymi dwoma współczynnikami Gini'ego jest znaczne.
85
weryfikacji poszczególnych teoretycznych kanałów transmisji nierówności na wzrost
gospodarczy należałoby wykorzystać inne spośród tych miar. Przykładowo, kanał polityczny
koncentruje się na nierównościach dochodowych brutto, zaś większość pozostałych
mechanizmów na nierównościach w rozkładzie dochodów netto. Mechanizm oparty
o niedoskonałości rynku kredytowego dotyczy przy tym raczej dochodów życiowych28, niż
rocznych. W badaniu wpływu rozkładu dochodów na strukturę popytu można stosować
nierówności w wydatkach.
Warto również odnotować, że niektóre teorie wpływu nierówności na funkcjonowanie
gospodarki, dotyczą faktycznie dysproporcji postrzeganych, czy też odczuwanych przez
członków społeczeństwa, a to niekoniecznie musi się pokrywać z nierównościami
mierzonymi. Oprócz mechanizmów politycznych i socjopolitycznych uwaga ta dotyczy także
koncepcji, jakoby nierówności prowadziły do erozji kapitału społecznego, wzrostu
przestępczości oraz złego stanu zdrowia społeczeństwa. We wszystkich tych teoriach
przyjmuje się, że nierówności wywołują frustrację uboższych warstw społeczeństwa, która
z kolei prowadzi do zaburzeń funkcjonowania gospodarki. Nie od rzeczy jest więc pytanie,
czy standardowe wskaźniki nierówności są odpowiednio czułe na zmiany w tych aspektach
nierówności, które mogłyby odpowiadać za resentyment wśród części społeczeństwa.
W dalszej części pracy wskaże na kwestię mobilności społecznej, która ma dla percepcji
dysproporcji kapitalne znaczenie, teraz zaś zasygnalizuje kilka problemów bliżej związanych
z ich pomiarem.
W niezwykle interesującej pracy Broda i Romalis (2008) zauważyli, że choć oficjalne
dane wskazują na wzrost nierówności dochodowych w USA w ostatnich trzech dekadach,
faktyczne nierówności w stopie życiowej nie uległy znacznej zmianie. Wynika to z faktu,
który w niniejszej pracy wielokrotnie konstatowałem: struktura popytu osób zamożnych
i ubogich jest odmienna. Ci pierwsi na dobra nie trwałe, takie jak żywność, odzież
i kosmetyki, wydają mniejszą część swoich dochodów, niż ci drudzy29. Odwrotnie jest
w przypadku wydatków na usługi, takie jak doradztwo finansowe, pomoc domowa czy opieka
nad dziećmi. Tymczasem Broda i Romalis (2008) spostrzegli, że ceny dóbr nietrwałych rosły
w 1994-2005 latach relatywnie wolniej, niż ceny usług, głównie za sprawą wzrostu wymiany
handlowej z Chinami. Innymi słowy, w zależności od położenia na drabinie społecznej ludzie
nie są w jednakowym stopniu narażeni na inflację. Gdyby czynnik ten uwzględnić
w pomiarze dyspersji dochodów, twierdzą autorzy, jej wzrost byłyby o ponad 60 proc.
28 Oczywiście, jak wspomniałem w poprzednim podrozdziale, w rzeczywistości mechanizm ten dotyczy
nierówności majątkowych, lecz nierówności w życiowych dochodach są z nimi przypuszczalnie mocniej
skorelowane, niż nierówności w dochodach rocznych.
29 Broda i Romalis (2008) oceniają, że w USA najuboższe grupy społeczne wydają na dobra nietrwałe o 12
proc. więcej swoich dochodów niż grupy najbogatsze.
86
mniejszy. Pozostałe 40 proc. można zniwelować, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że paleta
dóbr konsumowanych przez grupy ubogie rosła w omawianej dekadzie znacznie szybciej, niż
paleta dóbr konsumowanych przez grupy zamożne. Oznacza to, że materialna jakość życia
ludzi biednych i bogatych ulega konwergencji, choć nierówności dochodowe rosną. Możemy
to zresztą z łatwością zaobserwować. Dziś w krajach rozwiniętych większość ludzi stać na
auto i choć jednocześnie powiększa się dyspersja cen samochodów, można przypuszczać, że
różnica w satysfakcji z prowadzenia Hyundaia Getza i BMW serii 7 jest mniejsza, niż różnica
z posiadania toyoty corolli i nie posiadania auta w ogóle.
Zdaje sobie sprawę, że argument ten może nie być uniwersalny. Przypuszczalnie
w dużo mniejszym stopniu dotyczy on krajów rozwijających się. Mankamentem tego
rozumowania jest także fakt, że koncentruje się ono na dynamice cen, nie uwzględniając
zmian jakości. Jeśli w parze z rosnącymi cenami usług szedł wzrost ich jakości, ciężko to
zjawisko uznać za czysty przykład inflacji. Wydaje mi się jednak, że praca Romalisa i Brody
(2008) doskonale pokazuje, z jakimi problemami wiąże się wiarygodny pomiar nierówności
w ogólnej materialnej jakości życia, które z perspektywy wymienionych powyżej
mechanizmów transmisji są znacznie bardziej interesujące, niż dysproporcje w rozkładzie
nominalnych dochodów. Przy tym, zaobserwowane przez tych autorów zjawisko sprawia, że
„nierówności skorygowane o użyteczność” są niższe, niż te z oficjalnych statystyk.
Oczywiście można znaleźć czynniki, które będą działały w przeciwnym kierunku. Dla
przykładu, dany poziom nierówności dochodowych może być znacznie mniej dotkliwy
w kraju zamożnym, niż w ubogim, gdzie znajdowanie się na niskim szczeblu drabiny
społecznej może oznaczać skraje ubóstwo.
4.3.3.Kontrowersyjny pomiar nierówności
W rozdziale 3.2. omówiłem model Perotti'ego (1993), który eksploruje dynamikę stóp
podatkowych i nierówności na gruncie politycznego mechanizmu oddziaływania tych
ostatnich na wzrost gospodarczy. Jego charakterystyczną cechą jest to, że gospodarka może
się rozwijać tylko przy ściśle określonym rozkładzie dochodów. Motorem wzrostu
gospodarczego są w nim inwestycje w edukację, lecz na każdym szczeblu rozwoju
gospodarczego kluczowa jest inwestycja innej warstwy społecznej. W państwie ubogim
wzrost może się rozpocząć tylko wówczas, gdy przy dość znacznych nierównościach klasa
średnia nie ustępuje zanadto pod względem dochodów klasie najbogatszej. Z kolei w państwie
zamożnym warunkiem wzrostu jest egalitarny rozkład dochodów, przy czym klasa średnia nie
może być znacząco bogatsza niż klasa najuboższa. Innymi słowy, na gruncie tego modelu
liczy się nie tylko udział w zagregowanych dochodach osób z trzeciego kwantyla rozkładu
87
dochodów, ale także dystans, jaki dzieli je od osób, które na danym etapie rozwoju gospodarki
powinny dokonać inwestycji w edukację. Zatem przy niemienionym udziale piątego
kwantyla, udział trzeciego kwantyla powinien być pozytywnie skorelowany ze wzrostem
gospodarczym w państwie zamożnym i negatywnie w państwie ubogim. Te implikacje
modelu Perotti'ego są jednak dość trudne do
interpretacji, ze względu na konstrukcję
standardowych wskaźników nierówności społecznych.
Wykres 4. Kwantylowe miary nierówności a współczynnik Gini'ego
1
A
0,9
0,8
1
Kraj bogaty
Kraj ubogi
0,8
0,7
0,7
0,6
0,6
0,5
0,5
0,4
0,4
0,3
0,3
0,2
0,2
0,1
B
0,9
45º
Kraj A
Kraj B
0,1
0
0
0
0,1 0,2 0,3 0,4 0,5 0,6 0,7 0,8 0,9
1
0
0,1 0,2 0,3 0,4 0,5 0,6 0,7 0,8 0,9
1
Źródło: Opracowanie własne
Na wykresie 4A zilustrowałem za pomocą krzywych Lorenza hipotetyczny rozkład
dochodów w dwóch społeczeństwach – odpowiednikach kraju bogatego i ubogiego w modelu
Perotti'ego (1993). Zgodnie z powyższymi uwagami, stosunek trzeciego kwantyla do
pierwszego jest niższy niż w społeczeństwie zamożnym, zaś stosunek piątego kwantyla do
trzeciego jest niższy w społeczeństwie ubogim. Społeczeństwo uboższe jest także bardziej
nierówne, jeśli dysproporcje społeczne mierzyć wielkością trzeciego kwantyla oraz
stosunkiem piątego kwantyla do pierwszego. Jednak współczynniki Gini'ego w obu
społeczeństwach są zbliżone, a odpowiadające im krzywe Lorenza krzyżują się, co
uniemożliwia porównanie stopnia nierówności w obu krajach. Z kolei patrząc wyłącznie na
wielkość piątego kwantyla, to kraj ubogi wydaje się charakteryzować mniejszymi
dysproporcjami.
Poszczególne wskaźniki nierówności dają więc odmienną ocenę rozkładu dochodów
w społeczeństwie. Obserwacja ta nie jest oczywiście odkrywcza. Jak wyjaśnia Knowles30
(2001), „współczynnik Gini'ego jest statystyką sumaryczną, która nie zawiera informacji
o kształcie krzywej Lorenza. Jest zatem możliwe, aby zmieniły się relatywne dochody warstw
30 Knowles (2001), s. 12;
88
biednych i zamożnych, nie zmieniając przy tym indeksu Gini'ego”. Przykładu dostarcza m.in.
Partridge (1997), który spostrzegł, że na danych amerykańskich korelacja między
współczynnikiem Gini'ego a wielkością trzeciego kwantyla wynosi zaledwie -0,56. Barro
(2000) z kolei podkreśla, że spośród wszystkich miar kwantylowych z indeksem Gini'ego
silnie skorelowana jest wyłącznie wielkość piątego kwantyla. W tej sytuacji kuszące byłoby
skoncentrowanie się na jednym ze wskaźników, lecz obiektywne dokonanie tego wyboru
graniczy z niemożliwością. Żaden z nich nie jest bowiem w jaskrawy sposób lepszy od
innych. Biorąc pod uwagę nieostrość definicji nierówności społecznych, zarówno indeks
Gini'ego jak i miary kwantylowe wyrażają pewne intuicje, jakie z tym pojęciem wiążemy.31
Jeśli istotnie omawiane wskaźniki są równorzędne, to ich niska korelacja wskazuje, że
ujmują one bardzo odmienne aspekty dysproporcji dochodowych. Jest zatem wysoce
prawdopodobne, że interakcja tych aspektów ze stopą wzrostu gospodarczego również nie
będzie jednakowa. Dochodzimy w tym miejscu do centralnej tezy prac Partridge'a (2005) oraz
Voichovsky (2005). Pierwszy z tych autorów zauważa, że wielkość trzeciego kwantyla jest
tym aspektem rozkładu dochodów, który odpowiada za „konsensus klasy średniej”
i relatywne położenie medianowego wyborcy. Innymi słowy, zastosowany w badaniach
empirycznych, pozwala na weryfikację teorii, które ogniwa łączącego nierówności
i efektywność gospodarki dopatrują się w mechanizmach politycznych (rozdział 3.2),
w akumulacji kapitału społecznego (r. 3.8), czy też w skutkach dominacji elit
niezainteresowanych podażą dóbr publicznych np. powszechnej edukacji (r. 3.9).
We
wszystkich tych przypadkach, im większa część dochodów przypada na osoby należące do
trzeciego kwantyla rozkładu dochodów, tym lepsze rokowania dla gospodarki.
Gdy jednocześnie włączymy do takiego modelu ekonometrycznego indeks Gini'ego,
będzie on odpowiadał za te właściwości rozkładu dochodów, których nie wyraża wielkość
trzeciego kwantyla. Kształtowanie się dochodów na krańcach ich rozkładu jest zaś kluczowe
m.in. z perspektywy teorii odwołujących się do niepodzielności inwestycji (r. 2.3) oraz do
motywacyjnych aspektów różnic płacowych (r. 2.4). Tymczasem mechanizmy te przewidują
dodatnią relację między dyspersją dochodów w społeczeństwie a efektywnością gospodarki.
„Z tego powodu, modele nie uwzględniające obu miar mogą prowadzić do mylących
wyników, jeśli większa +równość+ w środkowej części rozkładu dochodów oddziałuje na
wzrost w tym samym kierunku, co większe +nierówności+ na jego krańcach. Przykładowo,
pominięcie trzeciego kwantyla sprawiłoby, że niektóre wyrażane przez ten wskaźnik efekty
nierówności, zostałyby ujęte przez indeks Gini'ego, redukując stojący przy tej zmiennej
31 Ray (1998), s. 191
89
współczynnik”32 - konkluduje Partridge (2005).
Rozważania te można ciągnąć jeszcze dalej, jak robi to np. Voichovsky (2005).
Autorka sugeruje, że abstrahując od kształtowania się dochodów w środkowej części ich
rozkładu, nierówności na obu jego krańcowych odcinkach wywierają odmienny wpływ na
funkcjonowanie gospodarki. W szczególności wydaje się, że „większość pozytywnych
mechanizmów odnosi się do nierówności po prawej stronie rozkładu dochodów, podczas gdy
wiele spośród szkodliwych efektów wiąże się z nierównościami po jego lewej stronie, czy też
z relatywnym ubóstwem”33. Tezę tą ilustruje wykres 4B, na którym przedstawiłem rozkład
dochodów
w
dwóch
średniozamożnych
społeczeństwach,
charakteryzujących
się
jednakowym dochodem per capita oraz niemal identyczną wartością indeksu Gini'ego
(definiowanego jako dwukrotność pola zamkniętego pomiędzy linią perfekcyjnej równości
(45°) a odpowiednią krzywą Lorenza). Mimo tych podobieństw, struktura dochodowa obu
krajów jest zgoła odmienna: w pierwszym z nich występuje warstwa biedoty, a w drugim
garstka krezusów. Współczynnik Gini'ego w obu przypadkach wyraża zatem inne zjawiska
społeczne, a ich
znaczenie dla gospodarki także nie jest przypuszczalnie identyczne.
W pierwszym przypadku nierówności „po lewej stronie” rozkładu dochodów będą przede
wszystkim oddziaływały negatywnie za pośrednictwem swego wpływu na poziom
przestępczości oraz stan zdrowia społeczeństwa, a także wskutek zawodności rynku
kredytowego. W drugim społeczeństwie uwidocznić się może pozytywny wpływ nierówności
„po prawej stronie” rozkładu na wzrost inwestycji, a wobec braku ubóstwa, dysproporcje
społeczne zamiast budzić poczucie frustracji i niesprawiedliwości, będą raczej miały
charakter motywacyjny. Oznacza to, że za determinantę wzrostu gospodarczego powinno się
uznawać nie tylko skalę nierówności, lecz także ich profil.
Voichovsky (2005) sprawdza tę tezę w oparciu o małą, lecz homogeniczną próbę 21
państw rozwiniętych, dla których baza Luxembourg Income Study (LIS) zawiera dane
o nierównościach dla co najmniej dwóch pięcioletnich okresów z lat 1975-2000. Oprócz
indeksu Gini'ego, autorka włącza do standardowego modelu wzrostu stosunek wartości 90
percentyla do wartości 75 percentyla rozkładu dochodów (90/75) jako miarę nierówności na
jego prawym końcu, oraz stosunek wartości 50 percentyla do wartości 10 percentyla rozkładu
dochodów (50/10) jako miarę nierówności na jego lewym końcu. Choć żadna z tych
zmiennych nie jest statystycznie istotna, gdy włącza się je do modelu oddzielnie, łącznie
okazują się istotne. Współczynniki przy indeksie Gini'ego i wskaźniku 90/75 są wówczas
dodatnie zaś współczynnik przy wskaźniku 50/10 ujemny, co potwierdza hipotezę, że „wiele
32 Partridge (2005),. s 369
33 Voichovsky S., „Does The Profile of Income Inequality Matter for Economic Growth?”, Journal of Economic
Growth Vol. 10, Nr 3, wrzesień 2005, s. 274.
90
spośród pozytywnych efektów nierówności można powiązać z prawym krańcem dystrybucji,
natomiast odwrotnie jest w przypadku nierówności na lewym krańcu”34
Podsumowując,
i
empirycznej
sprzeczności,
dotyczącej
relacji
które
między
odnajdujemy
rozpiętościami
w
literaturze
teoretycznej
społeczno-ekonomicznymi
a wzrostem gospodarczego, stają się nieco mniej paradoksalne, jeśli odrębnie przeanalizujemy
skutki istnienia rozległej klasy średniej, warstwy biedoty, oraz wąskiej grupy krezusów35.
Należy przy tym pamiętać, że te trzy jakościowo odrębne zjawiska mogą występować łącznie,
a różne ich konfiguracje mogą niekiedy maskować te same wartości standardowych,
zbiorczych wskaźników nierówności.
4.4. Szkodliwość nierówności w krajach rozwijających się
Pierwszym szeroko komentowanym artykułem, w której pojawia się teza, że wpływ
nierówności na efektywność gospodarki nie musi być liniowy, była praca Barro (2000). Nie
odnajdując na danych z 80 krajów z lat 1965-1995 żadnego klarownego powiązania między
nierównościami a stopą wzrostu gospodarczego w liniowej specyfikacji36, autor wprowadził
do modelu obok wskaźnika Gini'ego zmienną multiplikatywną, gdzie wskaźnik ten
przemnożony był przez logarytm poziomu PKB per capita. Okazało się wówczas, że
współczynnik przy wskaźniku Gini'ego jest ujemny, zaś przy zmiennej multiplikatywnej
dodatni, co wskazuje, że nierówności mają szkodliwy wpływ na stopę wzrostu gospodarczego
w krajach ubogich37, a w krajach zamożnych przeciwnie, pozytywny. Efekt ten jest dość silny,
bowiem wzrost wartości indeksu Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (0,1 pkt. proc.)
powoduje spowolnienie/przyspieszenie wzrostu gospodarczego o 0,5 pkt. proc.
Wyniki Barro (2000) nie są oczywiście wolne od omówionych wcześniej problemów
metodologicznych i na tym gruncie były niekiedy krytykowane. Przykładowo, Bleaney
i Nishiyama (2004) stosując inne techniki ekonometryczne nie byli w stanie tych rezultatów
powtórzyć. Abstrahując jednak od tych wątpliwości, sama teza jest niezwykle interesująca i
nie brakuje teoretycznych argumentów, które mogłyby ją uzasadnić. Sam Barro (2000) wiązał
wykryte zjawisko z niedoskonałościami rynku kredytowego. „Z teoretycznego punktu
widzenia, efekty te mogą wynikać z faktu, że wzrost PKB per capita zmniejsza ograniczenia,
jakie niedoskonałości rynku kredytowego nakładają na inwestycje. Pozytywny wpływ
34 Ibidem, s. 277.
35 Partridge (2005), s. 365;
36 Jest być może ciekawe, że nierówności społeczne miały u Barro (2000) znaczenie, gdy z modelu usunięto
współczynnik dzietności, co wskazuje, że zmienne te są mocno skorelowane. Może to wynikać z faktu, że
gdy dużo młodych ludzi wchodzi na rynek pracy, ich pensje są niskie, a stosunkowo nieliczna grupa
starszych, doświadczonych pracowników zarabia dużo.
37 Wpływ nierówności był negatywny we wszystkich krajach, gdzie PKB per capita było niższe niż 2070 USD
w dolarach z 1985 r.
91
wskaźnika Gini'ego w krajach zamożniejszych może zaś być skutkiem tego, że korzystne
aspekty nierówności biorą górę, gdy problemy na rynkach kredytowych są mniej dotkliwe” 38 postulował. Jak sugerują Keefer i Knack (2000) interpretacja ta wydaje się szczególnie
prawdziwa w odniesieniu do inwestycji w kapitał ludzki. Ponieważ koszty edukacji nie rosną
proporcjonalnie do poziomu PKB per capita, w krajach wysoko rozwiniętych nawet
stosunkowo biedne osoby stać na inwestycję w edukację, nierówności nie powinny więc
nikomu blokować do niej dostępu. W istocie
już Galor i Zeira (1993), których model
omówiłem w rozdziale 3.5., sugerowali, że wpływ nierówności na akumulację kapitału
ludzkiego i wzrost gospodarczy za pośrednictwem niedoskonałych rynków kredytowych
zależy nie tylko od rozkładu dochodów, lecz także od ich średniego poziomu39.
Odmienne, choć także odwołujące się do stopnia rozwoju rynków finansowych
wyjaśnienie wyników Barro (2000) sformułować można na podstawie pracy Aghiona,
Comina i Howitta (2006). Autorzy ci wskazują, że stopa oszczędności korzystnie oddziałuje
na wzrost gospodarczy szczególnie w tych krajach, gdzie rynki finansowe są dobrze
rozwinięte (przy czym rozwój ten mierzony jest stosunkiem wartości kredytów prywatnych
do PKB). Tam, gdzie rynki te niedomagają, wpływ stopy oszczędności jest wręcz
negatywny40. Otóż jeśli prawdziwa jest teoria naszkicowana w rozdziale 2.2, jakoby stopa
oszczędności była pozytywnie skorelowana z nierównościami, to w zamożnych krajach o
dobrze funkcjonujących rynkach kredytowych, dysproporcje społeczne faktycznie powinny
być zjawiskiem pożądanym. Przeciwnie, w krajach rozwijających się nierówności
prowadziłyby do nieoptymalnej (zbyt wysokiej) przy niskim poziomie rozwoju rynków
kapitałowych stopy oszczędności.
Tezę Barro (2000) można również próbować wyjaśnić odwołując się do rozważań
z rozdziału 4.3.1. Wskazywałem tam, że nierówności na różnych płaszczyznach mogą nie być
równoważne, jeśli chodzi o ich wpływ na funkcjonowanie gospodarki. Ponieważ Barro (2000)
wykorzystuje wyłącznie wskaźnik nierówności dochodowych, jest prawdopodobne, że dla
każdego kraju stanowią one przybliżenie dysproporcji społecznych istotnych dla danego
społeczeństwa. Do pewnego stopnia różne rodzaje nierówności są bowiem ze sobą
skorelowane. Jeśli tak jest rzeczywiście, to negatywny współczynnik przy indeksie Gini'ego
dla krajów rozwijających się może odzwierciedlać fakt, że ze względu na kluczową rolę
sektora rolniczego, w państwach tych dominującą rolę odgrywają nierówności w dostępie do
ziemi, uważane za bardziej szkodliwe, niż nierówności dochodowe. Dodatni znak przy
indeksie Gini'ego dla krajów uprzemysłowionych wskazuje zaś, że tam znaczenie mają przede
38 Barro (2000), s. 22;
39 Galor, Zeira (1993), s 36. Uwaga ta, choć z mojej perspektywy niezmiernie cenna, pojawia się w przypisie.
40 Aghion, Comin, Howitt (2006), s. 21;
92
wszystkim nierówności płacowe, pełniące rolę informacyjną.
Na tej samej zasadzie można uznać, że w krajach rozwijających się ujemny wpływ
nierówności społecznych na wzrost gospodarczy odzwierciedla przede wszystkim fakt, że
dysproporcje społeczne są tam silnie powiązane ze szkodliwym z gospodarczego punktu
widzenia zjawiskiem ubóstwa. W krajach zamożnych, nawet jeśli dysproporcje dochodowe są
znaczne, z reguły nie towarzyszy im patologiczna nędza. W ten sposób wracamy do problemu
zasygnalizowanego w poprzednim rozdziale, że jednakowy wskaźnik Gini'ego w dwóch
państwach może skrywać dwa jakościowo niewspółmierne rozkłady dochodów.
Na zakończenie warto jeszcze odwołać się do pewnego wariantu politycznej
perspektywy na relację nierówności-wzrost gospodarczy, która rzuca więcej światła na
pozytywną korelację między tymi zmiennymi w krajach uprzemysłowionych i stanowi
jednocześnie swoistą klamrę, spinającą dotychczasowe rozważania. Jeśli rozumowanie
z poprzednich akapitów jest poprawne, tzn. jeśli nierówności w krajach rozwijających się
faktycznie są szkodliwe z tego powodu, że ograniczają akumulację kapitału ludzkiego i wiążą
się z ubóstwem, to w państwach tych jakieś formy walki z nierównościami są uzasadnione.
Jednak w krajach zamożnych, gdzie nawet znaczne dysproporcje społeczne są zjawiskiem
daleko mniej dotkliwym, przeważyć mogą negatywne skutki takiej ingerencji w działanie
rynku. W tych warunkach wysoki współczynnik Gini'ego (nawet policzony dla dochodów
brutto) w danym kraju sugeruje, że spłaszczające strukturę dochodową instytucje państwa
dobrobytu, takie jak płace minimalne, rozbudowane związki zawodowe, czy też ustawowe
ograniczenia płac prezesów spółek nie są tam zanadto rozbudowane, co może być właśnie
źródłem jego pozytywnej korelacji ze stopą wzrostu gospodarczego. Natomiast w krajach
uboższych, gdzie taka ingerencja byłaby uzasadniona, wysoki wskaźnik Gini'ego oznacza, że
rząd nie robi dostatecznie wiele, aby zwalczyć ubóstwo, lub – jak zauważa Birdsall (2001)41 robi to nieskutecznymi metodami. Autorka ta wskazuje bowiem, że rządy państw
rozwijających się często podejmują w reakcji na znaczne nierówności społeczne działania,
które nie tylko hamują wzrost gospodarczy, ale jeszcze bardziej pogłębiają społeczny rozziew.
„Istnieje na to wiele przykładów. Populistyczne programy mające podbić serca klasy
pracującej, w dłuższej perspektywie przynoszą jej szkodę. (...) Jeśli są finansowane poprzez
luźną politykę fiskalną, prowadzą do inflacji lub wysokich stóp procentowych, które
zaostrzają nierówności (ponieważ bogaci mają możliwość zabezpieczenia się przed tymi
zjawiskami(...)). Kontrola cen produktów żywnościowych spożywanych przez średnie
i uboższe klasy miejskie, szkodzi ludności wiejskiej (...) Protekcjonizm też nie jest rzadką
reakcją
na
rosnącą
przepaść
dochodową
41 Birdsall (2001), s. 18-20;
93
między
ludźmi
wykształconymi
a niewykształconymi. Tymczasem spośród rozwijających się krajów najszybciej rozwijały się
te, które były otwarte na wymianę zagraniczną (...). Choć handel zagraniczny i gospodarcza
integracja świata są często obwiniane o wzrost nierówności płacowych, w rzeczywistości
mogą zmniejszyć nierówności dochodowe i konsumpcyjne. (...) Im mniej ograniczeń
nałożonych na eksport, tym większa konkurencja i niższe ceny, co pomaga przede wszystkim
ludziom ubogim, którzy większość swoich dochodów przeznaczają na konsumpcję. Po drugie,
liberalizacja handlu i wolny rynek osłabiają niesprawiedliwe przywileje osób bogatych (...)
Zaniżone ceny wody, prądu i innych usług publicznych są kolejną kuriozalną reakcją na
problem nierówności (...) Zbyt niskie ceny sprawiają, że taka infrastruktura nie jest opłacalna
z ekonomicznego punktu widzenia i w rezultacie usługi są niskiej jakości, a w ubogich
dzielnicach są w ogóle niedostępne”.
4.5.Szkodliwość nierówności w państwach rozwiniętych
Hipoteza Barro (2000) jest niezwykle kuszącym sposobem zażegnania sprzeczności
obecnych w literaturze empirycznej i teoretycznej, ponieważ z jednej strony zaleca
wrażliwość na problem ubóstwa w krajach rozwijających się, a z drugiej strony pozwala na
pielęgnowanie wolnorynkowych przekonań w odniesieniu do krajów zamożnych, gdzie
rozbudowana siatka bezpieczeństwa przestała już być potrzebna. Jednak na gruncie
teoretycznym równie łatwo jest uzasadnić tezę przeciwną: że nierówności społeczne są
zjawiskiem korzystnym w krajach rozwijających się, a szkodliwym w państwach
uprzemysłowionych42.
Przede wszystkim, do wniosku takiego prowadzi polityczny model Perotti'ego (1993),
który omówiłem w rozdziałach 3.2. oraz 4.3.3. Gwoli przypomnienia, wzrost gospodarczy
napędzany jest w tym ujęciu inwestycjami w kapitał ludzki, lecz ze względu na zakładaną
niedoskonałość rynku kredytowego, dokonywać mogą ich tylko jednostki o odpowiednio
wysokich początkowych dochodach. W tej sytuacji społeczeństwo musi tak ustalać poziom
podatków, aby w kolejnych okresach na edukację było stać najbogatszą spośród grup, które
do tego momentu jeszcze w nią nie zainwestowały. „Rozkłady dochodów sprzyjające
wzrostowi gospodarczemu mogą być bardzo odmienne w gospodarkach o różnych poziomach
PKB per capita. W gospodarce bardzo ubogiej, całkowite zasoby mogą być tak ograniczone,
że w najlepszym wypadku zainwestować będzie mogła jedynie klasa najbogatsza. W tym
więc wypadku wyłącznie bardzo nierównomierny rozkład dochodów, który koncentruje
42 Być może warto odnotować, że teoria przeciwna do hipotezy Barro, zgodna jest z teorią Kuznetsa, który w
latach 50. postulował, że nierówności we wczesnych stadiach rozwoju gospodarczego rosną, po czym po
przekroczeniu pewnego poziomu PKB per capita zaczynają się zmniejszać wraz z dalszym postępem na
ścieżce wzrostu gospodarczego.
94
zasoby w rękach klasy najbogatszej, jest kompatybilny z rozwojem gospodarczym. 43. Zgoła
odmienny jest rozkład
dochodów maksymalizujący stopę wzrostu
gospodarczego
w społeczeństwie zamożnym, gdzie w kapitał ludzki zainwestowały już wszystkie klasy
oprócz najuboższej.
Redystrybucja niezbędnych środków na rzecz warstwy ubogiej nie
będzie zbyt kosztowna z perspektywy pozostałych grup dochodowych tylko pod warunkiem,
że nierówności w społeczeństwie nie będą duże, w szczególności pomiędzy biednymi
i średniozamożnymi. „Ostatecznie, dany rozkład dochodów może być właściwy na pewnym
szczeblu rozwoju. Gdy jednak gospodarka osiągnie wyższy poziom dochodów per capita, ten
sam rozkład dochodów może spowolnić, a nawet zablokować dalszy wzrost”.44
Interesującą teorię, wskazującą na korzystny wpływ nierówności w krajach
rozwijających się, przedstawili również Iyigun i Owen (1997). Autorzy ci argumentują, że
podczas gdy w państwach rozwiniętych egalitarne społeczeństwo przyczynia się do
wygładzenia cyklu koniunkturalnego i tym samym gwarantuje stabilny wzrost gospodarczy,
na niższym szczeblu rozwoju funkcję tę pełnią nierówności. Mechanizm ten odwołuje się do
niedoskonałości rynków kredytowych, przy czym zjawisko to modelowane jest jako brak
dostępu do kredytu dla osób poniżej progu dochodowego S*. Niedostępność kredytu oznacza,
że dana jednostka nie może wygładzać swojej konsumpcji.
Załóżmy, że płaca danej jednostki zależy bezpośrednio od jej zdolności, przy czym –
dla uproszczenia – możliwe są tylko trzy ich poziomy: odsetek q społeczeństwa zarabia więc
S1, q zarabia S2 i 1-2q zarabia SA=(S1+S2)/2, gdzie q<1/2. Zatem q stanowi również miarę
nierówności w społeczeństwie - im parametr ten jest większy, tym większe są grupy
o skrajnych dochodach kosztem klasy średniej. Przyjmijmy, że w społeczeństwie zamożnym
tylko S1 jest niższe niż S*. Wówczas tylko najuboższa klasa nie wygładza swojej konsumpcji,
a więc charakteryzuje się dużą jej wariancją. Im klasa ta jest liczniejsza, tzn. im wyższe
nierówności q,
tym
większa niestabilność
wydatków
konsumpcyjnych
w całym
społeczeństwie. W społeczeństwie ubogim zarówno S1 jak i S2 są poniżej S*. Wówczas tylko
najbogatsza klasa posiada dostęp do kredytu pozwalającego na wygładzanie konsumpcji. Im
klasa ta jest liczniejsza, a zatem im większe nierówności q, tym mniejsza wariancja wydatków
konsumpcyjnych w całym społeczeństwie. Rzecz jasna wraz ze wzrostem q, powiększy się
warstwa najuboższa kosztem klasy średniej, lecz w ujęciu absolutnym wariancja wydatków
osób o dochodach S1 jest niższa niż osób o dochodach SA, co dodatkowo wzmacnia
stabilizujące efekty dużych nierówności. Iyigun i Owen (1997) znajdują dla swojej hipotezy
empiryczne potwierdzenie na panelowych danych z 27 państw z lat 1969-1992, przy czym
43 Perotti (1993), s. 756;
44 Ibidem, s. 768;
95
w ramach tego okresu wyróżniają dwa 9-letnie podokresy. „W gospodarkach o niskim
poziomie PKB per capita, większe nierówności (mierzone zarówno wskaźnikiem Gini'ego jak
i udziałem klasy średniej w zagregowanych dochodach) na początku danego podokresu,
powiązane są z mniejszą zmiennością stopy wzrostu konsumpcji w kolejnych 9 latach. Z kolei
gdy poziom PKB per capita jest wyższy, efekt ten odwraca się i nierówności powiązane są
z większą zmiennością stopy wzrostu konsumpcji”45. Identyczne wyniki autorzy otrzymują
dla stopy wzrostu PKB.
Ray (1998) argumentuje z kolei, że odmienne skutki nierówności w krajach
rozwijających się i rozwiniętych mogą wynikać z faktu, że zależność między dochodami
a stopą oszczędności jest bardziej zniuansowana, niż wynika z funkcji inwestycji Kaldora.
Omawiając ją w rozdziale 2.2 zauważyłem, że choć faktycznie istnieje wiele powodów aby
sądzić, że stopa oszczędności rośnie wraz z dochodami, to można znaleźć również przesłanki
skłaniające do odrzucenia tej hipotezy. Otóż jak wskazuje Ray (1998), połączenie tych
przeciwstawnych argumentów prowadzi do funkcji oszczędności w postaci przekrzywionej
Oszczędności
litery „S” (rys. 6).
Dochody
Rys. 6. Zależność między oszczędnościami a poziomem dochodów
Choć wykres powyższy można odnieść do zachowań poszczególnych jednostek, Ray
(1998) interpretuje go jako funkcję oszczędności całego społeczeństwa. Funkcja ta jest
początkowo wypukła, tzn. stopa oszczędności do pewnego momentu rośnie wraz
z dochodami, ponieważ zanim ludzie zaczną oszczędzać, muszą pokryć podstawowe potrzeby
egzystencjalne. Z tego powodu w państwach ubogich „polityka redystrybucyjna może
obniżyć stopę oszczędności, a w rezultacie stopę wzrostu gospodarczego w średnim lub nawet
długim okresie”46. Krańcowa stopa oszczędności wg Ray'a najwyższa jest w przypadku osób
o średnich dochodach, co odzwierciedla wysokie aspiracje tej warstwy społecznej. Powyżej
45 Iyigun, Owen (1997), s. 13; Punkt przełomowy stanowią państwa o poziomie PKB per capita rzędu 11-12
tys. USD, w dolarach z 1985 r.
46 Ray (1998), s. 215;
96
pewnego progu dochodowego, krańcowa stopa oszczędności zaczyna maleć, ze względu na
praktykowaną przez ludzi zamożnych ostentacyjną konsumpcję. Stąd w społeczeństwach,
które wyszły już z ubóstwa, równomierny rozkład – czyli duża i ambitna klasa średnia –
będzie przypuszczalnie katalizatorem wzrostu gospodarczego.
Spostrzeżenie, że pozytywny wpływ dysproporcji społecznych na stopę oszczędności
słabnie w krajach rozwiniętych obecne jest również w teorii Galora (2000). Ponieważ
jednocześnie kluczową rolę pełnią w niej niedoskonałości rynku kredytowego, stanowi ona
swoistą syntezę klasycznych argumentów broniących nierówności społecznych z późniejszą
literaturą, koncentrującą się na ich negatywnych aspektach. Przesłanką tego rozumowania jest
spostrzeżenie, że mechanizm rozwoju w krajach ubogich jest inny, niż w krajach
uprzemysłowionych. Na niższych szczeblach rozwoju kluczowa jest akumulacja kapitału
fizycznego, lecz stopniowo większego znaczenia nabiera akumulacja kapitału ludzkiego.
„Przejście od akumulacji kapitału fizycznego do akumulacji kapitału ludzkiego jako
głównego motoru wzrostu gospodarczego odmienia jakościową rolę nierówności w procesie
rozwoju” - sugeruje Galor (2000)47.
Na każdym etapie rozwoju nierówności wywierają na stopę wzrostu gospodarczego
dwa przeciwstawne efekty. Z jednej strony, zgodnie z klasycznymi argumentami, nierówności
przyspieszają akumulację kapitału fizycznego, ponieważ kierują zasoby do osób o wyższej
krańcowej stopie oszczędności. Z drugiej wszakże strony, ze względu na niedoskonałości
rynku kredytowego dysproporcje społeczne skutkują nieoptymalnym poziomem inwestycji
w kapitał ludzki. We wczesnych stadiach rozwoju gospodarczego występuje niedobór kapitału
fizycznego, a stopa zwrotu z inwestycji w ten rodzaj kapitału jest wyższa, niż stopa zwrotu
z inwestycji w kapitał ludzki. W tych warunkach „pozytywny wpływ nierówności na
zagregowane oszczędności przeważa wówczas nad negatywnym ich wpływem na inwestycje
w kapitał ludzki”48. Na wyższych szczeblach rozwoju, ze względu na komplementarność
kapitału fizycznego i ludzkiego, akumulacja tego pierwszego zdecydowanie zwiększa stopę
zwrotu z inwestycji w ten drugi, a dalszy wzrost gospodarczy zależy od akumulacji obu
rodzajów kapitału. Ale ponieważ krańcowa stopa zwrotu z kapitału ludzkiego jest dla
poszczególnych jednostek malejąca, „zagregowana stopa zwrotu z takiej inwestycji jest
maksymalizowana wówczas, gdy krańcowe stopy zwrotu wszystkich jednostek zrównają się.
W obecności ograniczeń na rynku kredytowym, egalitarny rozkład dochodów pozytywnie
oddziałuje na średni poziom kapitału ludzkiego w społeczeństwie oraz stopę wzrostu
gospodarczego. Dodatkowo, gdy rosną płace, różnice pomiędzy ludźmi w krańcowej
47 Galor (2000), s. 708;
48 Galor (2000), s. 710;
97
skłonności do oszczędzania zawężają się, a negatywne skutki zrównania dochodów na
zagregowane oszczędności słabną”49. Zatem o ile na wyższych szczeblach rozwoju jeśli wciąż
obowiązują ograniczenia kredytowe, negatywny wpływ dysproporcji społecznych na
inwestycje w kapitał przeważy nad ich pozytywnym wpływem na stopę oszczędności,
a egalitarny rozkład dochodów stanie się katalizatorem wzrostu gospodarczego.
Oczywiście, teoria Galora (2000) jest słuszna tylko w tym stopniu, w jakim słuszne są
koncepcje, których syntezę stanowi. Autor jest tego zresztą doskonale świadomy. Zauważa
bowiem, że dzisiaj nawet w krajach rozwijających się korzyści z nierówności mogą być
znikome. „Wobec napływu kapitału zza granicy, rola nierówności w stymulowaniu
akumulacji
kapitału
fizycznego
słabnie.
Dodatkowo,
przyjmowanie
technologii
ukierunkowanych na wykształconą siłę roboczą zwiększa stopę zwrotu z inwestycji w kapitał
ludzki, a wobec niedoskonałości rynku kredytowego, nasila to pozytywny wpływ egalitarnego
rozkładu dochodów na akumulację kapitału ludzkiego i stopę wzrostu gospodarczego”50twierdzi Galor (2000). Paradoksalnie, spostrzeżenie to nie dezaktualizuje jego koncepcji, lecz
przydaje jej trafności. Jeśli rola nierówności zmienia się na każdym szczeblu rozwoju, nie
powinno zaskakiwać, że zmieni się także wówczas, gdy wskutek postępu przekształceniu
ulegnie też sam proces rozwoju.
4.6. Moderujący wpływ mobilności społecznej
W rozdziale 4.3.2. zasygnalizowałem, że w przypadku niektórych z omówionych w tej
pracy teorii oddziaływania nierówności na stopę wzrostu gospodarczego znaczenie ma nie
tyle oficjalny wskaźnik dysproporcji społecznych, ile coś, co można by określić jako
nierówności odczuwane. Wymieniłem w tym kontekście mechanizmy polityczne,
socjopolityczne oraz wszystkie te, które postulują jakiś rodzaj społecznej dysfunkcjonalności
nierówności. Należy jednak dodać jeszcze te spośród klasycznych mechanizmów, które
podkreślają motywacyjno-informacyjny aspekt nierówności. Kluczowe czynniki, które rzutują
na percepcje rozkładu dochodów to stopień wertykalnej mobilności społecznej oraz do
pewnego stopnia z nią związana tolerancja społeczeństwa dla nierówności. Łącznie czynniki
te przesądzają, czy dysproporcje społeczne będą postrzegane jako przejaw jaskrawej
niesprawiedliwości, czy też raczej jako odzwierciedlenie zasług, talentu i wysiłku, czyli
szansa na społeczny awans. Ponieważ tylko w tym drugim przypadku rozbieżności
dochodowe będą mogły odegrać rolę informacyjną i motywacyjną, zamiast stanowić źródło
dysfunkcjonalnej frustracji, zagadnienie to wiąże się z wspomnianą w rozdziale 4.3.1
koncepcją nierówności konstruktywnych.
49 Galor (2000), s. 710;
50 Galor (2000), s. 710;
98
W swojej empirycznej pracy Alesina i La Ferrara (2001) koncentrują się głównie na
znaczeniu mobilności społecznej dla politycznego kanału transmisji nierówności na wzrost
gospodarczy, lecz ich wnioski są równie istotne dla pozostałych wymienionych kanałów
transmisji. „Ponieważ redystrybucja zamierzona jest na przekazywanie środków od bogatych
do biednych, można oczekiwać, że ci drudzy będą ją popierać, a pierwsi będą się jej
sprzeciwiać. Jednak ekonomia polityczna redystrybucji jest bardziej złożona. W tym zakresie,
w jakim dzisiejsi ubodzy jutro mogą być zamożni, mobilność społeczna powinna rzutować na
preferencje jednostek w odniesieniu do polityki redystrybucyjnej. Zatem w bardziej
mobilnych społecznościach poparcie dla redystrybucji powinno być niższe”51 - wyjaśniają.
Oczywiście, aby spostrzeżenie to było prawdziwe potrzebne jest dodatkowe, lecz bardzo
rozsądne założenie, że raz ustalona polityka jest relatywnie stabilna w czasie. Tylko w tych
warunkach niektórzy spośród dzisiejszych ubogich mogą się sprzeciwiać korzystnym dla nich
w danym momencie programom redystrybucyjnym spodziewając się, że gdy awansują na
drabinie społecznej, te same programy okażą się dla nich kosztowne. Oznacza to, że badając
preferencje redystrybucyjne jednostek, nie wolno skupiać się jedynie na ich dzisiejszym
dochodzie, jak sugerowały modele bazujące na teoremacie medianowego wyborcy, lecz także
na dochodzie, jakiego mogą spodziewać się w przyszłości52.
Pojęcie mobilności wymaga uściślenia. Z jednej strony wyróżnić można osobistą
(subiektywną) mobilność, czyli taką, jakiej dana jednostka rzeczywiście doświadczyła.
Można ją ocenić porównując pozycję danej jednostki na drabinie społecznej z pozycją jej
rodziców, przy czym położenie na drabinie społecznej można ująć np. w kategoriach poziomu
wykształcenia, lub prestiżu wykonywanej pracy. Równie ważny jest jednak obiektywny
poziom mobilności w danym społeczeństwie, który Alesina i La Ferrara (2001) ujmują jako
prawdopodobieństwo, że jednostka należąca w okresie t do danego decyla rozkładu
dochodów, znajdzie się w okresie t+1 w którymś z wyższych decyli. Autorzy sprawdzają na
danych z lat 1968-1991, jak te aspekty mobilności wpływają na odpowiedzi, jakich
Amerykanie udzielają na pytanie, „czy rząd powinien zmniejszyć różnice dochodowe
pomiędzy bogatymi a biednymi, na przykład zwiększając podatki nałożone na bogate rodziny
bądź przyznając wsparcie dochodowe dla ubogich?”. Zgodnie z oczekiwaniami, oba oblicza
mobilności okazują się istotne53. Im wyższe są perspektywy danej jednostki na awans
51 Alesina, La Ferrara (2001), s. 1;
52 Gwoli ścisłości należy dodać, że w zależności od tego, czy system podatkowy jest w danym kraju liniowy
czy progresywny, wpływ na preferencje względem wysokości podatków powinien mieć bądź oczekiwany
przyszły dochód, bądź szansa znalezienia się powyżej pewnego progu podatkowego.
53 W przypadku mobilności subiektywnej znaczenie ma wyłącznie różnica między daną jednostką a jej
rodzicami pod względem prestiżu wykonywanej pracy. Różnica w liczbie ukończonych klas szkoły okazuje
się nie istotna. Jak wyjaśniają autorzy, jest tak przypuszczalnie dlatego, że edukacja jest obecnie powszechna,
wobec czego może nie stanowić w ocenie Amerykanów wyznacznika awansu społecznego.
99
społeczny, tym mniejsze jej poparcie dla polityki redystrybucyjnej, nawet po uwzględnieniu
szeregu innych zmiennych, mogących na te preferencje rzutować, takich obecne dochody,
poziom wykształcenia, rasa, płeć, skłonność do ryzyka czy altruizm54.
Dotychczasowe rozważania sugerują, że redystrybucja oraz równe szanse na awans
społeczny55 są postrzegane jako do pewnego stopnia substytucyjne. Rozszerzając nieco tę
konkluzję można stwierdzić, że w społeczeństwach, gdzie poziom mobilności wertykalnej jest
wysoki, dysproporcje dochodowe nie będą źródłem napięć społecznych, przestępczości lub
innych patologii mogących negatywnie oddziałać na stopę wzrostu gospodarczego.
Przeciwnie, będą motywowały ludzi do wysiłku. Pewną trudność rodzi jednak wspomniany
już fakt, że przy ocenie szans na awans ważną rolę odgrywa indywidualne doświadczenie.
Może się bowiem zdarzyć, że nawet w społeczeństwie o bardzo wysokim „obiektywnym”
poziomie wertykalnej mobilności niektórzy ludzie będą przekonani, że są z niej wykluczeni.
„(...) Jeśli ktoś sądzi, że na efekty społecznej mobilności silny wpływ wywierają korzenie
rodzinne, znajomości lub inne czynniki zewnętrzne, wówczas jego poglądy na redystrybucję
są znacznie mniej zależne od stopnia mobilności społecznej, ponieważ jest ona wówczas
postrzegana jako nieobiektywna (tendencyjna)” - podkreślają Alesina i La Ferrara.56
Powyższe spostrzeżenie prowadzi jednak do wniosku, że wertykalna mobilność sama
w sobie nie przesądza, czy dane społeczeństwo będzie tolerowało nierówności. To jednak
zdecydowanie komplikuje analizę wpływu dysproporcji społecznych na efektywność
gospodarki. Jeśli tolerancja ta rzeczywiście jest okolicznością, która łagodzi lub nawet
niweluje negatywne skutki nierówności, rozpoznanie jej źródeł jest niezwykle istotne.
Tymczasem okazuje się, że obiektywne uwarunkowania społeczne determinują ją tylko
częściowo i ważne są również mniej namacalne czynniki, włącznie z panującą w danym kraju
kulturą. Jeśli tak jest istotnie, zdecydowanie trudniejsza staje się ocena, jaką rolę
w poszczególnych krajach mogą odgrywać dysproporcje społeczne. W uproszczeniu, tak
właśnie brzmi teza Bjornskova (2004).
Autor ten odwołuje się do koncepcji „modeli mentalnych”, czyli „wewnętrznych
przedstawień, wytwarzanych w procesie poznawczym przez wszystkie jednostki ludzkie
54 Im wyższa skłonność do ryzyka, tym większą wagę w kształtowaniu preferencji danej jednostki będzie miała
perspektywa degradacji społecznej. W tym przypadku, nawet jeśli redystrybucja chwilowo przynosi danej
osobie stratę, może ona uważać ją za pożądaną jako formę ubezpieczenia. Jako miarę awersji do ryzyka
Alesina i La Ferrara stosują formę zatrudnienia danej jednostki oraz to, czy ona bądź ktokolwiek z jej
bliskich doświadczyli bezrobocia. Oceny altruizmu poszczególnych jednostek autorzy dokonali na podstawie
ich odpowiedzi na pytanie, czy należy wpajać dzieciom, że pomaganie innym należy w życiu do
najważniejszych wartości.
55 O ile wysoki poziom mobilności niewątpliwie stanowi przejaw równych szans w społeczeństwie, niski jej
poziom nie musi oznaczać, że szanse są reglamentowane. Na efektywnie działającym rynku, w szczególności
przy szybkim postępie technologicznym, niewielka ruchliwość społeczna może oznaczać, że „zasoby
umiejętności” w danej gospodarce zostały efektywnie alokowane pomiędzy sektory.
56 Alesina, La Ferrara (2001), s. 20;
100
w celu interpretacji zachodzących w otoczeniu procesów”. Modele te powstają, ponieważ
jednostki „nie posiadają pełnej informacji o prawdziwych powodach i mechanizmach
zdarzeń, które kształtują ich życie, ani też nie posiadają odpowiedniej mocy obliczeniowej,
aby takie informacje przetworzyć”57. Przy takiej definicji „modeli mentalnych” jest oczywiste,
że nie tylko nie muszą, ale wręcz nie mogą one odzwierciedlać rzeczywistości. Bjornskov
(2004) argumentuje, że modele te, stanowiące w dużej mierze pochodną kultury danego kraju
oraz rozpowszechnionej tam ideologii, przesądzają o tolerancji danego społeczeństwa bądź
grupy ludzi wobec nierówności, a tym samym mają niebagatelne znaczenie dla siły i kierunku
oddziaływania tych ostatnich na stopę wzrostu gospodarczego.
Bjornskov (2004) ocenia, jakie model mentalny dominuje w danym kraju na
podstawie wyborczych preferencji społeczeństwa. Podejście to opiera się na koncepcji
„racjonalnie ignoranckiego wyborcy”. Głosi ona, że ze względu na czasowe i pieniężne
koszty pozyskania rzetelnej informacji na temat programów poszczególnych partii, racjonalna
jednostka zagłosuje na to ugrupowanie, którego najbardziej ogólne hasła będą zgodne z jej
aktualnymi przekonaniami58. Autor zaklasyfikował więc trzy największe partie współtworzące
w latach 1971-2000 rządy w każdym z 75 objętych badaniem krajów jako lewicowe,
centrowe, lub prawicowe, przypisując im odpowiednio wagi -1, 0 i 1. Uśredniając te
wyliczenia, sporządził indeks preferencji politycznych w każdym kraju w każdej z trzech
przypadających na ten okres dekad, przybierający wartości od -1 do 1. Przykładowo,
w społeczeństwie, dla którego w danej dekadzie indeks ten wynosił -1, u władzy cały czas
utrzymywały się wyłącznie partie lewicowe. Oznacza to, zdaniem autora, że społeczeństwo
to jest krytycznie ustosunkowane wobec nierówności. Ludzie o lewicowych przekonaniach
uważają bowiem dysproporcje społeczne za
z gruntu niesprawiedliwy wynik walki klas
o przeciwstawnych interesach i to niezależnie od tego, jak asymetryczny jest rzeczywisty
rozkład dochodów. Innymi słowy, „zadają sobie marksowskie pytanie, +kto nam to zrobił?
+”59. Takie poglądy podważają wzajemne zaufanie różnych warstw dochodowych, prowadząc
w ten sposób do erozji kapitału społecznego. Są ponadto źródłem frustracji i resentymentów,
które nie sprzyjają budowie efektywnych instytucji i mogą prowadzić do niestabilności
społecznej oraz przestępczości. Przeciwnie, osoby o poglądach prawicowych uważają, że
nierówności są uzasadnione i „zadają sobie hayekowskie pytanie, +co zrobiliśmy źle?+”.
Takie przekonania nie tylko nie pociągają ze sobą negatywnych skutków, ale mogą wręcz
okazać się motywujące. Te teoretyczne rozważania implikują, że nierówności są bardziej
57 Bjornskov (2004), s. 2;
58 Warto być może zauważyć, że to, jaki program dana partia będzie realizowała po dojściu do władzy nie
odgrywa tu żadnej roli. Jest to jeden z problemów, jaki poruszyłem w rozdziale 3.2. krytykując teorię o
politycznym mechanizmie transmisji nierówności na wzrost gospodarczy.
59 Bjornskov (2004), s. 9;
101
szkodliwe w tych państwach, gdzie społeczeństwo jest wobec nich mniej tolerancyjne.
Aby sprawdzić tę hipotezę, Bjornskov (2004) przemnożył wskaźnik preferencji
politycznych społeczeństwa w każdej dekadzie przez wartość indeksu Gini'ego na początku
tej dekady i taką multiplikatywną zmienną wprowadził do modelu regresji obok samego
indeksu Gini'ego oraz szeregu standardowych zmiennych objaśniających. Zgodnie
z oczekiwaniami, współczynnik przy zmiennej multiplikatywnej jest statystycznie istotny
i przyjmuje dodatni znak, zaś współczynnik przy indeksie Gini'ego jest ujemny60. „Wyniki te
wskazują, że nierówności mają ujemny wpływ na stopę wzrostu gospodarczego (...), jednak
w państwach, gdzie preferencje polityczne są przesunięte względem średniej o jedno
odchylenie standardowe na prawo, wpływ ten jest o 20 proc. słabszy. Zatem wyrażona przez
te preferencje tolerancja dla nierówności ma spore znaczenie ekonomiczne”61. Autor
potwierdza również, że efekty te transmitowane są poprzez jakość instytucji oraz akumulację
kapitału społecznego.
Omówiona w tym rozdziale koncepcja jest dość przekonywająca, chciałbym jednak na
zakończenie wspomnieć o jednym wiążącym się z nią problemem. Choć tolerancja
społeczeństwa dla nierówności jest słabo skorelowana z samymi nierównościami62, może
jednak reagować na inne „realne” czynniki. Przykładowo, u Alesiny i La Ferrary (2001)
znaczenie dla preferencji wyborców względem redystrybucji miał fakt, czy doświadczyli oni
bezrobocia. Bjornskov (2004) zauważa z kolei, że tolerancja dla nierówności zależy
częściowo także od stopy wzrostu gospodarczego. Tymczasem na gruncie naszkicowanych tu
mechanizmów, to właśnie brak tolerancji dla dysproporcji społecznych oraz spowodowane
nim poparcie dla redystrybucji może prowadzić do małej dynamiki wzrostu gospodarczego
oraz wyższego bezrobocia. Zatem przedstawione mechanizmy uwikłane są w problem
endogeniczności, o którym wspominałem omawiając kanał socjopolityczny w rozdziale 3.4.
4.7. Rozróżnienie na długi i krótki okres
Szereg badań empirycznych przeprowadzonych na przełomie wieków XX i XXI, m.in.
przez Forbes (2000), Li i Zou (1998), oraz Benhabib i Spiegel (1998), zgodnie wskazywało na
pozytywną relację między nierównościami a wzrostem gospodarczym, podczas gdy
większość prac z lat 90. sugerowała, że relacja ta jest ujemna. Jak zauważyłem w rozdziale
4.1., rozbieżność tę próbowano wyjaśniać m.in. na podstawie różnic w zastosowanych
metodach ekonometrycznych. Sugerowano mianowicie, że dodatnia zależność między
60 Warto odnotować, że współczynnik przy indeksie Gini'ego jest statystycznie istotny dopiero po
wprowadzeniu do modelu zmiennej wyrażającej przekonania społeczeństwa. Przed taką operacją, Bjornskov
(2004) nie potrafił odnaleźć wyraźnego powiązania nierówności i stopy wzrostu gospodarczego.
61 Bjornskov (2004), s. 16;
62 Korelacja nierówności oraz poziomu tolerancji wobec nich wynosi zaledwie 0,15-0,26;
102
omawianymi zmiennymi wyłania się z badań panelowych, zwłaszcza z użyciem metody
stałych efektów (FE), zaś ujemna z badań przekrojowych, prowadzonych najczęściej metodą
najmniejszych kwadratów (OLS). Ponieważ zaś metoda stałych efektów ma zwykle
interpretację krótkoterminową, zaś metoda OLS długoterminową, łatwo dojść do wniosku, że
nierówności są szkodliwe w długim terminie, lecz w krótkim mogą przynieść korzyści.
Przykładowo, Knowles (2001) zauważa, że podczas gdy ”argumenty dotyczące
szkodliwego oddziaływania redystrybucji (czyli wyrównywania rozkładu dochodów) na
wzrost gospodarczy dotyczą zarówno krótkiego, jak i długiego okresu, (...) to argumenty
wskazujące na szkodliwy wpływ nierówności społecznych przypuszczalnie mają znaczenie
wyłącznie w długim terminie”63 . Teza to opiera się na spostrzeżeniu, że motywacyjne
i informacyjne aspekty nierówności mają działanie natychmiastowe, a więc – symetrycznie –
szybko dadzą się też odczuć negatywne skutki zrównywania rozkładu dochodów poprzez
redystrybucję. Z kolei polityczne i socjopolityczne procesy prowadzące od nierówności do
niższej stopy wzrostu gospodarczego są raczej długotrwałe. Lloyd-Ellis (2003) dodaje, że
także kanał edukacyjny należy rozważać w dłuższym okresie, ponieważ w perspektywie kilku
lat dla akumulacji kapitału ludzkiego większe znaczenie mają takie czynniki, jak rozkład
umiejętności, niż rozkład dochodów w połączeniu z niedoskonałościami rynku kredytowego.
W tym świetle wydaje się prawdopodobne, że pozytywne skutki nierówności społecznych na
stopę wzrostu gospodarczego mogą początkowo przeważać nad ich opóźnionym w czasie,
negatywnym wpływem, który wszakże zacznie z czasem dominować.
Hipoteza powyższa ma jednak dwie zasadnicze słabości. Przede wszystkim, nie jest
bynajmniej oczywiste, w jakiej perspektywie czasowej będą oddziaływały pozytywne
i negatywne mechanizmy transmisji dysproporcji społecznych na wzrost gospodarczy.
Niektórzy autorzy, np. Partridge (2005), są skłonni przypuszczać, że to raczej pozytywne
skutki nierówności ujawniają się dopiero z czasem, podczas gdy negatywne – zwłaszcza
socjopolityczny mechanizm transmisji - mają natychmiastowe działanie. Sylwester (2000)
zauważa w tym kontekście, że w państwach o znacznych nierównościach rządy mogą pod
presją społeczeństwa wytworzyć „dualny system instytucji: jeden dla elit i jeden dla reszty
obywateli,
co
wydatnie
podnosi
koszty
(...).
Dodatkowo,
w
społeczeństwach
o nierównomiernym rozkładzie dochodów nacisk na wydatkowanie środków publicznych na
edukację może być większy”64. Zatem w krótkim terminie nierówności mogą prowadzić do
zahamowania wzrostu gospodarczego z powodu finansowania drogiego systemu edukacji
publicznej poprzez szkodliwą redystrybucję, a także z powodu związanego z rozwojem
63 Knowles (2001), s. 3;
64 Sylwester (2000), s. 382;
103
publicznej oświaty odpływu młodzieży z rynku pracy. W dłuższej perspektywie wydatki na
edukację zwiększą jednak poziom kapitału ludzkiego w społeczeństwie, co będzie stanowiło
katalizator wzrostu gospodarczego.
Po drugie, koncepcja, że nierówności mają odmienne skutki gospodarcze w krótkim
i w długim terminie jest mało atrakcyjna ze względu na trudności interpretacyjne. Zwięźle
rzecz ujmując, twierdzenie, że dysproporcje społeczne w krótkim terminie są zjawiskiem
korzystnym, lecz w długim terminie niekorzystnym, wydaje się czystą kazuistyką. Każda
reforma czy też inwestycja wymaga utopienia pewnych kosztów, zanim zacznie przynosić
korzyści, nie widzę więc powodów, aby zaliczać takie koszty do mankamentów zrównywania
dochodów, gdyby miało się ono w długim okresie okazać korzystne. Innymi słowy, jeśli
w dłuższej perspektywie przeważałyby w sposób jednoznaczny negatywne skutki nierówności
na stopę wzrostu gospodarczego, to przy zwykłym użyciu języka powiedzielibyśmy po
prostu, że zjawisko to jest szkodliwe. Ma to oczywiście związek z faktem, że rozkład
dochodów w poszczególnych państwach jest raczej stabilny w czasie, a więc ów „długi okres”
ma relatywnie większe znaczenie z punktu widzenia polityki gospodarczej.
4.8.Nierówności w skali mikro i makro
Kwestia, którą chciałbym poruszyć w tym podrozdziale, stanowi zarazem pewne
podsumowanie rozważań zawartych w całej części IV. Jeśli rzeczywiście wpływ nierówności
na dynamikę wzrostu PKB może się różnić w zależności od poziomu rozwoju
poszczególnych krajów, ich struktury gospodarczej, zakresu mobilności społecznej, a nawet
tak nienamacalnych czynników, jak dominujący system wartości i przekonań, można
oczekiwać, że takich płaszczyzn różnicujących jest znacznie więcej. Jest oczywiste, że
wszystkich tych zmiennych nie sposób uwzględnić w modelu ekonometrycznym,
analizującym relację między dyspersją dochodów a efektywnością gospodarki. Wydaje się, że
w tej sytuacji tego typu badania prowadzone z perspektywy międzynarodowej nie mogą
przynieść jednoznacznych wyników.
Z tego względu wielu autorów, np. Banerjee i Duflo
(2000) oraz Borguignon (2000), podkreśla, że jakiekolwiek przekonywające dowody w tej
kwestii mogą napłynąć jedynie z badań prowadzonych w skali mikro.
Jednym z badań, które wcielają w życie powyższy postulat prowadzenia obserwacji
w skali mikro, jest omówiona w rozdziale 4.3.1. praca Acemoglu i inni (2007), której autorzy
analizowali wpływ nierówności na rozwój gospodarczy w poszczególnych gminach
kolumbijskiego departamentu Cundinamarca. Także Fallah i Partridge (2007) wychodzą
z założenia, że relacja między nierównościami a wzrostem gospodarczym „może być
zróżnicowana w obrębie jednego kraju, a nawet jednej prowincji (...). Nawet w obrębie
104
jednego regionu, powiązania mogą być odmienne na sąsiadujących ze sobą terenach
miejskich i wiejskich”65. Opierają się przy tym na spostrzeżeniu, że niektóre z mechanizmów
wiążących interesujące na zmienne z samej ich natury powinno się rozpatrywać jedynie na
niewielkim obszarze. Przykładowo, aby heterogeniczność społeczeństwa mogła przełożyć się
na wzrost przestępczości, jednostki o różnym statusie muszą mieszkać w niedużej odległości.
Podobnie, związane z nierównościami kwestie motywacyjne i informacyjne mają znaczenie
tylko na obszarach, gdzie przepływ ludności jest swobodny.
W rozdziale 4.5. omówiłem pracę Galora (2000), który wskazywał, że mechanizmy
rozwoju gospodarczego są odmienne w krajach rozwijających się i rozwiniętych, a tym
samym należy oczekiwać, że nierówności będą tam pełniły inną funkcję. Fallah i Partridge
(2007) idą jeszcze dalej i zauważają, że nawet w obrębie jednego kraju mechanizmy te nie są
identyczne w regionach silnie zurbanizowanych i na obszarach wiejskich nie są identyczne.
W
szczególności,
na
gęstych,
miejskich
rynkach
pracy
wzrost
produktywności
i innowacyjności związany jest ze specjalizacją siły roboczej. Najbardziej utalentowani,
najbardziej wyspecjalizowani i najlepiej wykształceni będą przyciągani do ośrodków
miejskich o większej nierówności płac, aby wykorzystać szansę na awans społeczny, jaką daje
rozciągnięty prawy kraniec rozkładu dochodów66. Wobec tego, w gęsto zaludnionych,
zurbanizowanych regionach nierówności powinny stanowić czynnik promujący rozwój
gospodarczy.
Takiej zależności między dysproporcjami majątkowymi a akumulacją kapitału
ludzkiego autorzy nie dostrzegają na obszarach o charakterze wiejskim, gdzie specjalizacja
siły roboczej nie odgrywa pierwszoplanowej roli. Ponieważ regiony te są mniej zaludnione,
przez co relatywnie częściej dochodzi do spotkań między konkretnymi jednostkami, kluczowe
znaczenie dla ich rozwoju ma poziom zaufania, siła społecznych norm, gęstość sieci
społecznych czy brak anonimowości, czyli to, co nazywa się kapitałem społecznym. Czynniki
te stwarzają korzystne warunki dla wzrostu gospodarczego, ponieważ przyspieszają
akumulację kapitału ludzkiego, zapewniają ubogim dostęp do rynków kredytowych,
usprawniają dostarczanie dóbr publicznych oraz zwiększają stabilność społeczną poprzez
promowanie standardów zachowania, które minimalizują przemoc i działalność przestępczą.
Tymczasem nierówności, zwłaszcza jeśli są postrzegane jako niesprawiedliwie, mogą
prowadzić do zawiści, braku zaufania i polaryzacji, dławiąc akumulację kapitału społecznego
i hamując bazujący na nim wzrost gospodarczy. Propozycja Fallaha i Partridge'a (2007)
stanowi zatem pewną syntezę wątków z omawianej wcześniej literatury: argument
65 Fallah, Partridge (2007), s. 377;
66 Fallah, Partridge (2007), s. 379
105
uwypuklający pozytywny wpływ nierówności na wzrost za pośrednictwem ich walorów
motywacyjnych okazuje się prawdziwy w aglomeracjach (rozdział 2.4.), natomiast hipoteza
o gospodarczej szkodliwości dysproporcji majątkowych ze względu na ich społeczną
dysfunkcjonalność jest trafna w odniesieniu do obszarów wiejskich (rozdział 3.8).
Jeśli propozycja ta jest prawdziwa, to można oczekiwać, że nawet w obrębie jednego
amerykańskiego stanu hrabstwa metropolitalne będzie charakteryzować pozytywna relacja
między nierównościami dochodowymi a wzrostem gospodarczym w kolejnych latach, zaś
w hrabstwach niemetropolitalnych będzie odwrotnie67. Ponieważ wyniki Fallaha i Partridge'a
są bardzo interesujące, pozwolę sobie na ich szersze niż w przypadku poprzednich modeli
omówienie. Estymowany przez nich model model przybiera następującą postać:
ΔPKBi,s = α + β1*Ginii,s,1989 + β2*PKBi,s,1990 + β3*SPi,s,1990 + β4*Di,s,1990 + β5*Ni,s,1990 + β6*Ss + εi,s
gdzie:
ΔPKBi,s - procentowa zmiana PKB per capita w hrabstwie i, w stanie s w latach 1990-2000
Ginii,s,1989 - współczynnik Gini'ego dla dochodów brutto w hrabstwie i, w stanie s w 1989 r.
PKBi,s,1990 - logarytm PKB per capita w hrabstwie i, w stanie s, w 1990 r.
SPi,s,1990 - wektor zmiennych odzwierciedlających strukturę przemysłu w hrabstwie i, w stanie
s, w 1990 r.
Di,s,1990 - wektor zmiennych demograficznych, wyrażających liczebność populacji, jej strukturę
wiekową, etniczną oraz edukacyjną w hrabstwie i, w stanie s, w 1990 r.
Ni,s,1990 - wektor zmiennych dotyczących warunków naturalnych w hrabstwie i, w stanie s.
Ss- wektor jakościowych zmiennych stanowych.
W tak szczegółowej strukturze, autorzy przeprowadzają szereg regresji, lecz
najważniejsze są dwie: 1) na podpróbie ważonych populacją hrabstw metropolitalnych 2) na
podpróbie ważonych populacją hrabstw niemetropolitalnych. Wyniki są jednoznaczne.
W pierwszej podpróbie współczynnik przy indeksie Gini'ego jest wyraźnie dodatni, w drugiej
wyraźnie ujemny, a w obu przypadkach wynik jest statystycznie istotny. Na obszarach
wiejskich wzrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie standardowe (0,038)
przełożyłoby się w ciągu dekady na niższy o 2,4 pkt. proc. wzrost PKB per capita. Natomiast
na obszarach silnie zurbanizowanych, przyrost współczynnika Gini'ego o jedno odchylenie
standardowe (0,043) przyspieszyłby w ciągu dekady wzrost gospodarczy o 2,8 pkt. proc.
Dalszy podział hrabstw uwypukla tę relację. Okazuje się, że w ramach obszarów
67 USA dzielą się na 3077 jednostek administracyjnych o randze hrabstwa. Wyróżnia się 363 statystyczne
obszary metropolitalne (MSA), składające się z jednego lub więcej hrabstw.
106
metropolitalnych nierówności mają silny dodatni wpływ w hrabstwach centralnych, zaś
w hrabstwach podmiejskich pozytywne i negatywne efekty nierówności równoważą się, dając
nieznacznie negatywny i statystycznie nieistotny współczynnik β1. Natomiast w obrębie
hrabstw niemetropolitalnych ujemny wpływ nierówności narasta wraz z odległością od
najbliższego hrabstwa metropolitalnego, odzwierciedlając kierunek, w jakim rośnie znaczenie
zintegrowanych wspólnot lokalnych.
Amerykańskie dane potwierdzają także przypuszczenie autorów, że za pozytywną
relację między nierównościami a wzrostem PKB w dużych ośrodkach miejskich odpowiadają
względy motywacyjne: metropolitalne hrabstwa charakteryzujące się wyraźniejszymi
dysproporcjami dochodowymi w 1989 r., w ciągu następującej dekady osiągnęły większy
postęp edukacyjny, mierzony odsetkiem absolwentów uczelni wyższych w całej populacji.
Zależność ta nie wystąpiła w hrabstwach o wiejskim charakterze. Fallah i Partridge (2007)
dokonują również pomysłowej weryfikacji hipotezy o kluczowej roli kapitału społecznego
w rozwoju obszarów słabo zurbanizowanych. Rozbijają próbę hrabstw niemetropolitalnych na
dwie podpróby w oparciu o wskaźniki ubóstwa, aby sprawdzić, czy destrukcyjny wpływ
nierówności na wzrost gospodarczy nasila się wraz z rozpowszechnieniem biedy, która
uważana jest za czynnik przyspieszający erozję kapitału społecznego. Okazuje się, że tak jest
w istocie.
Podsumowując rezultaty swoich badań, Fallah i Partridge (2007) ostrzegają, że
„koncentracja na latach 90. mogła poskutkować nietypowymi wynikami, ponieważ była to
dekada szybkiego wzrostu, zogniskowanego na technologicznie zorientowanych branżach”68.
Nie jest więc pewne, czy „wyniki te w pełni stosują się do innych dekad, w tym również
pierwszej dekady XXI wieku”. To zastrzeżenie nie osłabia jednak wydźwięku naszkicowanej
tu teorii. Przeciwnie, stanowi kolejny argument na rzecz jej zasadniczej tezy: „poszczególne
modele relacji nierówności-wzrost gospodarczy mogą w pewnych warunkach dominować,
w innych zaś nie”69.
Część V
Konkluzje
Artykuł Fallaha i Partridge'a (2007) z kilku powodów doskonale nadaje się na
podsumowanie zawartych w tej pracy rozważań. Po pierwsze, został napisany stosunkowo
niedawno, co pozwala zaobserwować, jaką ewolucję przeszedł teoretyczny namysł nad
zależnością między nierównościami a wzrostem gospodarczym. Upraszczając, można
68 Fallah, Partridge (2007), s. 394;
69 Fallah, Partridge (2007), s. 395;
107
powiedzieć, że do końca lat 80. XX wieku problem nierówności albo nie był w centrum
zainteresowania ekonomistów – m.in. ze względu na rozpowszechnienie modeli bazujących
na koncepcji reprezentatywnej jednostki, co siłą rzeczy uniemożliwiało analizę społeczeństw
heterogenicznych – albo też traktowano dysproporcje społeczne za zjawisko raczej korzystne.
Przede wszystkim, jawiło się ono jako nieuchronny skutek działania wolnego rynku. Dopóki
więc dominował pogląd, że pozwolenie siłom rynku na nieskrępowane działanie jest
najbardziej efektywnym sposobem organizacji życia gospodarczego, dopóty oczywiste było
też, że próby zrównania rozkładu dochodów muszą odbyć się kosztem efektywności. Tego
typu argumenty stanowiły więc bardziej krytykę redystrybucji, niż obronę nierówności.
Nie wszystkie teorie były jednak powyższego rodzaju. Wskazywano bowiem również,
że istnienie w społeczeństwie warstwy zamożnych wiążę się z pewnymi korzyściami,
wywodzącymi się z faktu, że ludzie tacy stanowią źródło inwestycji a struktura ich
konsumpcji umożliwia postęp technologiczny. Uważano także, że krańcowa stopa
oszczędności rośnie wraz z dochodami, a więc do tego stopnia, w jakim oszczędności są
motorem wzrostu gospodarczego, nierówności mają korzystne efekty. Na rzecz nierówności
przemawiał również ich motywacyjny charakter. Warto jednak zauważyć, że nawet te
koncepcje nie wskazują, jaki poziom dysproporcji społecznych byłby optymalny, a jedynie
uwypuklają pewną ich funkcjonalność.
W latach 90. poglądy ekonomistów na kwestię nierówności wyraźnie się zmieniły.
Wysunięto szereg teorii wskazujących, że dysproporcje społeczne są zjawiskiem
niekorzystnym. Zauważano, że mogą one zaburzyć funkcjonowanie państwa, popychając
polityków w kierunku populistycznych rozwiązań, bądź też uruchamiając falę korupcji, gdy
warstwy społeczne o sprzecznych interesach zaczną zabiegać o ich realizację. Mogą również
destabilizować gospodarkę
prowadząc do zamieszek, protestów, strajków lub wręcz
zamachów stanu, a także z tego powodu, że heterogeniczne społeczeństwo może mieć
trudności z osiągnięciem porozumienia w obliczu kryzysu. Inne jeszcze koncepcje wiązały
nierówności społeczne z erozją kapitału społecznego, wzrostem przestępczości oraz
pogorszeniem stanu zdrowia społeczeństwa. Zwrócono także uwagę, że w warunkach
niedoskonałości rynku kredytowego dysproporcje dochodowe i majątkowe będą ograniczały
dostęp części społeczeństwa do kredytu. Ponieważ krańcowa stopa zwrotu z niektórych
inwestycji jest malejąca, będzie to prowadziło do nieoptymalnej alokacji kapitału.
Wymieniano w tym kontekście zwłaszcza inwestycje w kapitał ludzki.
Z wyjątkiem opartego na teoremacie medianowego wyborcy kanału politycznego –
któremu, jak próbowałem pokazać w rozdziale 3.2., wiele można zarzucić - oraz kanału
edukacyjnego, żaden z wymienionych w poprzednim akapicie mechanizmów na gruncie
108
czysto teoretycznym nie sugeruje, że całkowite zrównanie dochodów byłoby rozwiązaniem
optymalnym. Mimo to niektórzy autorzy formułowali swoje teorie tak, jak gdyby dawniejsze
argumenty, wskazujące na korzystne aspekty nierówności, nagle utraciły swoje znaczenie.
Być może wynikało to z faktu, że kwestia dysproporcji społecznych oraz powiązany z nią
problem redystrybucji należą do najbardziej podatnych na zideologizowanie zagadnień
w ekonomii. Przeciwstawne przekonania w tej dziedzinie są wręcz jedną z kluczowych
płaszczyzn, odróżniających poszczególne doktryny polityczne.
W pracy niniejszej próbowałem pokazać, że takie wyraźne rozgraniczenie argumentów
na rzecz pozytywnego i negatywnego wpływu nierówności społecznych na stopę wzrostu
gospodarczego nie ma żadnego teoretycznego uzasadnienia. Teza ta nie jest rzecz jasna
oryginalna. Odnoszę wrażenie, że mniej więcej od przełomu wieków XX i XXI, szczególnie
od chwili opublikowania pracy Barro (2000), w literaturze dotyczącej omawianego problemu
tendencja do łączenia tych przeciwstawnych teorii stała się dość wyraźna. Artykuł Fallaha
oraz Partridge'a (2007) jest na to koronnym dowodem.
Jeśli jednak korzystne i niekorzystne aspekty nierówności ścierają się ze sobą, to
zależność na linii nierówności-wzrost staje się znacznie bardziej skomplikowana. Całą część
IV poświęciłem omówieniu niektórych czynników, które sprawiają, że zależność ta nie jest
stabilna w przekroju międzynarodowym, a także w czasie. W jednym kraju dominować mogą
korzystne aspekty nierówności, w innym zaś niekorzystne. Więcej nawet, na jednym z etapów
rozwoju danego kraju przeważać mogą pozytywne skutki dyspersji majątku czy dochodów,
a na innym etapie niekorzystne. Analogicznie, na pewnym obszarze danego państwa skutki
nierówności mogą być w przewadze pożyteczne, a na innym, nieodległym obszarze, raczej
szkodliwe. Podejście Fallaha i Partridge'a (2007) pokazuje, że nawet jeśli omawiana relacja
jest tak zawiła, próby jej określenia nie są beznadziejne. Nie da się już wprawdzie postawić
żadnej kategorycznej tezy dotyczącej wpływu nierówności, da się jednak zidentyfikować
okoliczności przesądzające o tym, jaki ten wpływ będzie. Ostatecznie zatem, „nierówności są
ekonomicznym dobrem (...) i tak jak w przypadku innych dóbr tego typu, możemy mieć do
czynienia z jego niedoborem lub nadmiarem”1, w zależności od sytuacji panującej na danym
„rynku”.
1 Welch (1999), s. 1;
109
VI. Spis tabel, wykresów i rysunków
Obiekt
Tytuł
Strona
Wykres Nierówności społeczne a wzrost gospodarczy w Azji PołudniowoWschodniej i Ameryce Łacińskiej
2
Rysunek Rosnąca krańcowa skłonność do konsumpcji
7
Tabela
Nierówności a motywacja do pracy
15
Tabela
Odsetek niepracujących mężczyzn w wieku 25-44 lata w USA
23
Wykres Zależność między stopą wzrostu gospodarczego a nierównościami
dochodowymi
27
Tabela
Koniunktura w wybranych regionach świata w latach 1960-1994
45
Tabela
Doświadczenia trzech krajów, które doznały zewnętrznego szoku
46
Rysunek Kształtowanie się rozkładu spadków w modelu Galora i Zeiry (1993)
48
Rysunek Krańcowa produktywność kapitału a nierówności
52
Tabela
53
Stopa zwrotu z edukacji w poszczególnych regionach świata
Rysunek Rozkład spadków i talentu a inwestycje w edukację w modelu Torvika
(1993)
55
Rysunek Równowagi w modelu Banerjee i Newmana (1993)
59
Wykres Zależności między nierównościami edukacyjnymi oraz dochodowymi
84
Wykres Kwantylowe miary nierówności a współczynnik Gini'ego
88
Rysunek Zależność między oszczędnościami a poziomem dochodów
96
110
VII. Bibliografia
1. Acemoglu D. (2000), „Technical Change, Inequality and the Labor Market”, NBER
Working Paper Nr 7800, lipiec 2000;
2. Acemoglu D., Bautista M. A., Querubin P., Robinson J. A. (2007), „Economic and
Political Inequality in Development: The Case of Cundinamarca, Colombia”, NBER
Working Paper Nr 13208, czerwiec 2007;
3. Agell J., Lommerud K. L. (1993), „Egalitariansim and Growth”, Scandinavian Journal of
Economics, Vol. 94, Nr 4, 1993; s. 559-579
4. Aghion P., Bolton P. (1997), A Theory of Trickle-Down Growth and Development,
„Review of Economic Studies”, Vol. 64, Nr 2, kwiecień 1997, s. 151-172
5. Aghion P., Caroli E., Garcia-Penalosa C. (1999), „Inequality and Economic Growth:
The Perspective of New Growth Theories”, CEPREMAP Working Paper Nr 9908,
czerwiec 1999;
6. Aghion P., Banerjee A., Piketty T. (1999), „Dualism and Macroeconomic Volatility”,
The Quarterly Journal of Economics, Vol. 114, Nr 4, listopad 1999, s. 1359-1397;
7. Aghion P., Comin D., Howitt P. (2006), „When Does Domestic Saving Matter for
Economic Growth”, NBER Working Paper Nr 12275, maj 2006;
8. Alesina A., Drazen A. (1991), “Why are Stabilizations Delayed?”, The American
Economic Review, Vol. 81, Nr 5, grudzień 1991, s. 1170-1188;
9. Alesina A., La Ferrara E. (2001), „Preferences for Redistribution in the Land of
Opportunities”, NBER Working Paper Nr 8267, maj 2001;
10. Alesina A., Perotti R. (1996), “Income Distribution, Political Instability and Investment”,
European Economic Review, Vol. 40, Nr 6, czerwiec 1996, s. 1203-1228;
11. Alesina A., Rodrik D. (1994), "Distributive Politics and Economic Growth", The
Quarterly Journal of Economics, Vol. CIX, Nr 2, maj 1994, s. 465-490;
12. Attanasio O., Binelli Ch. (2003), „Inequality, Growth and Redistributive Policies”,
dostępny w internecie: http://www.eudnet.net/download/Orazio_paris.pdf;
13. Banerjee A. V., Duflo E. (2000), “Inequality and Growth: What Can the Data Say?”,
NBER Working Paper Nr. 7793, lipiec 2000;
14. Banerjee A. V., Newman A. F. (1993), “Occupational Choice and the Process of
Development”, The Journal of Political Economy, Vol. 101, Nr. 2, kwiecień 1993,
s. 274-298
15. Bardhan P., Ghatak M., Karaivanov A. (2002), “Inequality and Collective Action”,
październik 2002, dostępny w internecie: econ.lse.ac.uk/staff/mghatak/pub2.pdf;
16. Barro R. J. (2000), “Inequality and Growth in a Panel of Countries”, Journal of
111
Economic Growth, Vol 5, Nr 1, marzec 2000, s. 5-32;
17. Becker G. S., Murphy K. M. (2007), “The Upside of Income Inequality”, The American,
Vol. 1, Nr 4, maj/czerwiec 2007;
18. Bell L. A., Freeman R. B. (2001), “The Incentive for Working Hard: Explaining Hours
Worked Differences in the US and Germany”, Labour Economics, Vol. 8, Nr 2, maj 2001,
s. 181-202;
19. Benabou R. (1996), “Inequality and Growth”, NBER Working Paper Nr 5658, lipiec
1996;
20. Benhabib J., Rustichini A. (1996), “Social Conflict and Growth”, Journal of Economic
Growth, Vol. 1, Nr 1, marzec 1996, 129-146;
21. Bertola G. (1998), “Macroeconomics of Distribution and Growth”, EUI Working Paper
ECO Nr 98/39
22. Birdsall N., Pickney T. C., Sabot R. H. (1996), “Why Low Inequality Spurs
Growth:Savings and Investment by the Poor”, Inter-American Development Bank
Working Paper Nr 327, marzec 1996;
23. Birdsall N. (2001), “Why Inequality Matters: Some Economic Issues”, Ethics
& International Affairs, Vol. 15, Nr 2, październik 2001;
24. Bjornskov Ch. (2004), “Inequality, Tolerance and Growth”, University of Aarhus,
Department of Economics, Working Paper Nr 04-8, maj 2004, dostępny w internecie:
http://www.hha.dk/nat/wper/04-8_chbj.pdf;
25. Bleaney M., Nishiyama A. (2004), “Income Inequality and Growth: Does the
Relationship vary with the income level?”, Economic Letters, Vol 84, Nr 3, wrzesień
2004, s. 349-355;
26. Bovenberg A. L. (2003), “Tax Policy and Labor Market Performance”, CESifo Working
Paper Nr 1035, wrzesień 2003;
27. Borguignon F. (2004), “The Poverty-Growth-Inequality Triangle”, Indian Council for
Research on International Economic Relations, Working Paper Nr 125, marzec 2004,
dostępny w internecie: http://www.icrier.org/pdf/wp125.pdf
28. Broda Ch., Romalis J. (2008), “Inequality and Prices: Does China Benefit the Poor in
America?”, wstępna wersja dostępna w internecie: faculty.chicagogsb.edu/christian.broda/
website/research/unrestricted/Broda_TradeInequality.pdf
29. Castello A., Domenech R. (2002), “Human Capital Inequality and Economic Growth:
Some New Evidence”, The Economic Journal, Vol 112, Nr 478, marzec 2002, s. 187-200;
30. Clarke G. (1995), “More evidence on income distribution and growth”, Journal of
Development Economics,Vol. 47, Nr 2, sierpień 1995, s. 403-427;
112
31. Collier P. (2006), “Economic Causes of Civil Conflict and their Implications for Policy”,
dostępny w internecie: users.ox.ac.uk/~econpco/research/pdfs/EconomicCausesofCivil
Conflict-ImplicationsforPolicy.pdf
32. Cook Ch. J., (1995), “Saving Rate and Income Distribution: Further Evidence from
LDC's”, Applied Economics, Vol. 27, Nr 1, styczeń 1995, s. 71-82;
33. Deaton A. (2001), “Health, Inequality and Economic Development”, NBER Working
Paper Nr 8318, czerwiec 2001;
34. Deininger K., Olinto P. (2000), “Asset Distribution, inequality, and growth”, World Bank
Policy Research Working Paper Nr 2375, czerwiec 2000;
35. Deininger K, Squire L. (1997), “Economic Growth and Income Inequality: Reexamining
the Links”, Finance & Development, Vol. 34, Nr 1, marzec 1997, s. 38-41;
36. Deininger K., Squire L. (1998), “New ways of looking at old issues: inequality and
growth”, Journal of Development Economics, Vol. 57, Nr 2, 1998, s. 259-287
37. Fallah B., Partridge M. (2007), “The elusive inequality-economic growth relationship:
are there differences between cities and the countryside?”, The Annals of Regional
Science, Vol. 41, Nr 2, czerwiec 2007, s. 375-400;
38. Ferreira F. (1999), “Inequality and Economic Performance. A Brief Overview to
Theories of Growth and Distribution”, dostępny w internecie:
http://www.worldbank.org/poverty/inequal/index.htm
39. Foellmi R., Zweimueller J. (2004), „Income Distribution and Demand-induced
Innovations”, Uniwersytet w Zurychu, IEW Working Paper Nr 212, listopad 2004;
40. Foellmi R., Zweimueller J. (2003), „Inequality and Economic Growth - European Versus
U.S. Experiences”, IEW Working Paper Nr 158, czerwiec 2003;
41. Forbes K. J. (2000), „A Reassessment of the Relationship between Inequality and
Growth”, The American Economic Review, Vol. 90, Nr 4, wrzesień 2000, s. 869-887;
42. Galbraith J. K., Kum H. (2003), „Inequality and Economic Growth: A Global View
Based on Measures of Pay”, CESifo Economic Studies, Vol. 49 Nr 4/2003, s. 527-556;
43. Galor O. (2000), „Income distribution and the process of development”, European
Economic Review, Vol. 44, Nr 4-6, maj 2000, s. 706-712;
44. Galor O., Zeira J. (1993), „Income Distribution and Macroeconomics”, The Review of
Economic Studies, Vol. 60, Nr 1, styczeń 1993, s. 35-52;
45. Galor O., Tsiddon D. (1997), „Technological Progress, Mobility and Economic Growth”,
The American Economic Review, Vol. 87, Nr 3, czerwiec 1997, s. 363-382;
46. Gylfason Th., Zoega G. (2002), „Inequality and Economic Growth: Do Natural
Resources Matter?”, CESifo Working Paper Nr 712;
113
47. von Hayek F. A. (2006), „Konstytucja wolności”, PWN, Warszawa 2006;
48. Iyigun M.F., Owen A. L, (1997), „Income Inequality and Macroeconomic Fluctuations”,
International Finance Discussion Papers, Nr 586, lipiec 1997;
49. Judge K., Mulligan J-A., Benzeval M. (1998), „Income Inequality and Population
Health”, Social Science and Medicine, Vol. 46, Nr 4-5, 1998, s. 567-579;
50. Keefer P., Knack S. (2000), “Polarization, Politics and Property Rights. Links Between
Inequality and Growth”, World Bank Policy Research Working Paper Nr 2418, sierpień
2000;
51. Knack S., Keefer P. (1997), “Does Inequality Harm Growth Only in Democracies?
A Replication and Extension”, American Journal of Political Science, Vol. 41, Nr 1,
styczeń 1997, s. 323-332;
52. Kelly M. (2000), “Inequality and Crime”, Review of Economics and Statistics, Vol. 82,
Nr 4, listopad 2000, s. 530-539
53. Knowles S. (2001), “Inequality and Economic Growth: The Empirical Relationship
Reconsidered in the Light of Comparable Data”, WIDER Discussion Paper Nr 128,
dostępny w internecie: http://www.wider.unu.edu/publications/working-papers/discussionpapers/2001/en_GB/dp2001-128/
54. Kremer M. (1993), “The O-Ring Theory of Economic Development”, The Quarterly
Journal of Economics, Vol. 108, Nr 3, sierpień 1993, s. 551-575;
55. Leibfritz W., Thornton J., Bibbee A., (1997), "Taxation and Economic Performance",
OECD Economics Department Working Papers, Nr 176;
56. Leightner J. E. (1992), “The Compatibility of Growth and Increased Equality: Korea”,
The Journal of Development Studies, Vol. 29, Nr 1, październik 1992, s. 49-71;
57. Li H., Zou H. (1998), “Inequality is not Harmful for Growth: Theory and Evidence”,
Review of Development Economics, Vol. 2, Nr 3, październik 1998, s. 318-334;
58. Lloyd-Ellis H. (2003), “On the Impact of Inequality on Productivity Growth in the Short
and Long Term: A Synthesis”, Canadian Public Policy, Vol. 29, styczeń 2003, s. 65-86;
59. von Mises, L. (1955), “Inequality of Wealth and Incomes”, Policy, Vol. 16, Nr 3,
kwiecień 2000, s. 62-64, przedruk za: Ideas in Liberty, maj 1955;
60. Muller E. N. (1985), “Income Inequality, Regime Repressiveness, and Political
Violence“, American Sociological Review, Vol. 50, Nr 1, luty 1985, s. 47-61;
61. Murphy K. M., Schleifer A., Vishny R. (1989), “Income Distribution, Market Size, and
Industrialization”, Quarterly Journal of Economics, Vol. 104, Nr 3, sierpień 1989,
s. 537-564;
62. Nunn N. (2007), “Slavery, Inequality, and Economic Development in the Americas: An
114
Examination of the Engerman-Sokoloff Hypothesis”, MPRA Paper Nr 4080; październik
2007;
63. Osberg L. (1995), „Equity/Efficiency Trade-off in Retrospect”, Canadian Business
Economics, Vol. 3, Nr 3, wiosna 1995, s. 5-19;
64. Olson M. (1996), “Big Bills Left on the Sidewalk: Why Some Nations are Rich, and
Others Poor”, Journal of Economic Perspectives, Vol. 10, Nr 2, wiosna 1996, s. 3-24;
65. Pardo-Beltran E. (2002), “Effects of Income Distribution on Growth”, CEPA Working
Paper Nr 2002-16, listopad 2002;
66. Partridge M. D. (2005), “Does Income Distribution Affect U.S. State Economic
Growth?”, Journal of Regional Science, Vol. 45, Nr 2, s. 363-394;
67. Perotti R., (1992), “Income Distribution, Politics and Growth”, The American Economic
Review, Vol. 82, nr 2, maj 1992, s. 311-316;
68. Perotti R., (1993), “Political Equilibrium, Income Distribution, and Growth”, Review of
Economic Studies, Vol. 60, Nr 4, s. 755-76;
69. Persson T., Tabellini G. (1994), “Is Inequality Harmful for Growth?”, The American
Economic Review, Vol. 84, Nr 3, czerwiec 1994, s. 600-621;
70. Pineda J., Rodriguez F. (2000), „The Political Economy of Human Capital
Accumulation”, Working Paper, Department of Economics, University of Maryland,
dostępny w internecie: http://www.bsos.umd.edu/econ/rodriguez/hk.pdf
71. Psacharopoulos G., Patrinos H. A. (2004), “Returns to investment in education:
a further update”, Education Economics, Vol. 12, Nr 2, sierpień 2004, s 111-134;
72. Quintin E., Saving J. L. (2008), “Inequality and Growth: Challenges to the Old
Orthodoxy“, Economic Letter, Vol. 3, Nr 1, styczeń 2008;
73. Ravallion M. (1998), “Does Aggregation Hide the Harmful Effects of Inequality on
Economic Growth”, Economic Letters Vol. 61, Nr 1, październik 1998, s. 73-71;
74. Ray D. (1998), “Development Economics”, Princeton University Press, New Jersey, luty
1998;
75. van Reenen J., Sianesi B. (2002), “The returns to education: a review of the empirical
macro-economic literature”, IFS Working Paper Nr W02/05, marzec 2002;
76. Richardson C. L. (2005), “How the loss of property rights caused Zimbabwe’s collapse”,
Cato Institute Economic Development Bulletin, Nr 4, listopad 2005, dostępny
w internecie: www.cato.org/pubs/edb/edb4.pdf
77. Rodriguez F. (2000), „Inequality, Economic Growth and Economic Performance.
A Background Note for the World Development Report 2000”, dostępny w internecie:
http://siteresources.worldbank.org/INTPOVERTY/Resources/WDR/Background/
115
rodriguez.pdf
78. Rodriguez F. (2004), „Inequality, Redistribution and Rent-Seeking”, Economics
& Politics, Vol. 16, Nr 3, listopad 2004, s. 287-320;
79. Rodrik D. (1998), “Where did All the Growth Go? External Shocks, Social Conflict and
Growth Collapses”, NBER Working Paper Nr 6350, styczeń 1998;
80. Schmidt-Hebbel K., Serven L. (2000), “Does income inequality raise aggregate
saving?”, Journal of Development Economics, Vol. 61, Nr 2, kwiecień 2000, s. 417–446;
81. Scully G. W. (2002), “Economic Freedom, Government Policy and the Trade-off between
Equity and Growth”, Public Choice, Vol. 113, Nr 1-2, październik 2002, s. 77-96;
82. Scully G. W. (2008), “Economic Freedom and the Trade-off between Inequality and
Growth”, NCPA Policy Research Report Nr 309, marzec 2008;
83. Siebert H. (1998), “Commentary: economic consequences of income inequality”, Federal
Reserve Bank of Kansas City Proceedings, 1998, s. 265-281;
84. Smith D. (2001), „International evidence on how income inequality and credit market
imperfections affect private saving rates”, Journal of Development Economics, Vol. 64, Nr
1, luty 2001, s. 103–127;
85. Sokoloff K. L., Engerman S. L. (2000), “History Lessons: Institutions, Factor
Endowments, and Paths of Development in the New World”, The Journal of Economic
Perspectives, Vol. 14, Nr 3, lato 2000, s. 217-232;
86. Strom S., Roed K. (2002), “Progressive Taxes and the Labour Market – Is the Trade-Off
between Equality and Efficiency Inevitable?”, Journal of Economic Surveys, Vol. 16, Nr
1, luty 2002, s. 77-110;
87. Sylwester K. (2000), “Income inequality, education expenditures, and growth”, Journal of
Development Economics Vol. 63, Nr 2, grudzień 2000, s. 379-398;
88. Thorbecke E., Charumilind Ch. (2002), „Economic Inequality and its Socioeconomic
Impact”, World Development, Vol. 30, nr 9, wrzesień 2002, s. 1477-1495;
89. Torvik R. (1993), "Talent, Growth and Income Distribution", Scandinavian Journal of
Economics, Vol. 95, Nr 4, grudzień 1993, s. 581-596;
90. Trostel P. A. (2005), „Nonlinearity in the return to education”, Journal of Applied
Economics, Vol. 8, Nr 1, maj 2005, s. 191-202;
91. Venieris Y. P., Gupta D. K. (1986), „Income Distribution and Sociopolitical Instability as
Determinants of Savings: A Cross- Sectional Model”, The Journal of Political Economy,
Vol. 94, Nr 4, sierpień 1986, s. 873-883;
92. Voitchovsky S. (2005), “Does the profile of income inequality matter for economic
growth? Distinguishing between the effects of inequality in different parts of the income
116
distribution”, Journal of Economic Growth, Vol. 10, Nr 3, wrześień 2005, s. 273–296 ;
93. Volrath D., Erickson L. (2007), „Land Distribution and Financial System Development”,
IMF Working Paper WP/07/83, kwiecień 2007;
94. Volrath D., Erickson L. (2004), „Dimensions of Land Inequality and Economic
Development”, IMF Working Paper WP/04/158, sierpień 2004;
95. Welch F. (1999), „In Defense of Inequality”, The American Economic Review, Vol. 89,
Nr 2, maj 1999, s. 1- 17;
96. Zweimueller J. (2000), „Schumpeterian Entrepreneurs Meet Engel‘s Law: The Impact of
Inequality on Innovation-Driven Growth”, Journal of Economic Growth, Vol. 5, Nr 2,
czerwiec 2000, s. 185-206;
117