Święte prawo matki

Transkrypt

Święte prawo matki
Święte prawo matki
Małgorzata Maresz
Rok: 2004
Czasopismo: Niebieska Linia
Numer: 2
Wszyscy pamiętamy matkę licealisty z serialu "Wojna domowa", która posługując się zwrotem
"Matką jestem" jak taranem, przedziera się przez zamknięte drzwi, pilnujących porządku
bramkarzy, tłum rozentuzjazmowanej młodzieży, by dotrzeć do niesfornego syna. To "matką
jestem" w jej ustach brzmi twardo, nieustępliwie i jest źródłem komizmu tej sceny; wszyscy
czują, że nie ma co dyskutować z kobietą, bo za matką stoi prawo, i już. Święte prawo.
Unicestwić macierzyństwo
W kobietach doznających przemocy od ojców swoich dzieci, poczucie tego prawa jest
zachwiane przez działanie sprawców, a co gorsza, gdy usiłują go dochodzić, stają wobec muru
niezrozumienia i wrogości. Odbieranie macierzyństwa należy do kanonu działań w repertuarze
środków stosowanych przez mężczyzn znęcających się nad kobietami. Społeczne
przyzwyczajenia, stereotypy, którymi obarczone są osoby reprezentujące instytucje,
wygodnictwo i obawa świadków przemocy to instrumenty, którymi sprawcy posługują się z
wprawą wirtuoza. Nie mówimy tu o ojcach, którzy biją nie tylko matkę, ale i dzieci, poniżają je,
odmawiają im utrzymania i podstawowej opieki. W takich wypadkach kobieta łatwiej znajdzie
pomoc - jeśli jej poszuka. Mówimy o sprawcach przemocy, którzy odgrywając rolę dobrego ojca,
w rzeczywistości posługują się najokrutniejszym narzędziem przemocy psychicznej, jakiego
można użyć wobec matki - dyskredytacją jej macierzyństwa.
Jeżeli kobietę spotkało coś strasznego ze strony człowieka, któremu zaufała jak nigdy nikomu,
chce uciec i zapomnieć o tym jak najprędzej. Jednocześnie chce okazać się wielkoduszną, aby
nikt nie zarzucił jej, że jest winna złu, które jej wyrządził. Chce się pokazać z jak najlepszej
strony. Wstydzi się, że jest ofiarą, chce ocalić resztki godności. Jeżeli ma z tym człowiekiem
dzieci, chce je obronić przed przemocą, płacąc wysoką cenę.
Strategie obrony
Jest kilka schematów rozpaczliwej obrony przez matki-ofiary przemocy swej godności, dzieci i
1/4
Święte prawo matki
macierzyństwa, które zwykle prowadzą do porażki.
Jeżeli ojciec nie podnosi na dzieci ręki, a przeciwnie, potrafi okazywać im swoje względy,
kobieta może w strategii obrony dziecka przed przemocą:
- Udawać, że nic się nie dzieje,
(jeżeli oczywiście partner milcząco przyzwala na tę grę), udając wobec dziecka, że
faktycznie "spadłam ze stołka, gdy sięgałam na antresolę". Kobieta myśli: może syn da się
oszukać i zachowam twarz. Nie będę wciągać dziecka do rozgrywek, nie będę komentować
postępowania ojca. Może przetrzymam, zachowując osobistą godność w tym skrawku
przestrzeni, która mi pozostała, a syn niech sam oceni.
Niewiarygodne wprost, jak długo matka potrafi trwać w złudzeniach, że dziecko niczego
się nie domyśla. Dziecko zaś domyśla się, cierpi straszliwie, ale szanuje wolę matki i nie potrafi
zdobyć się na brutalne rozwianie złudzeń, mimo że czas mija i staje się dorosłe. Nie mogąc
znieść tej sytuacji, szybko opuszcza dom rodzinny. Matka nie dostrzega, że tak naprawdę
broniła nie dziecka, tylko swojej godności.
- Żeby "nie szarpać" emocjonalnie dziecka - "oddać je ojcu" (rzecz się dzieje zwykle przy
udziale rodzinnego zaplecza taty). Matka rezygnuje z walki, sama usuwa się, odchodzi. Kobieta
myśli: przecież ono mnie kocha i wie, że to ojciec mnie krzywdzi, ja musiałam to zrobić, ratować
się przed przemocą.
Kobieta zaczyna nowe życie, często osiągając zawodowe sukcesy - z głęboką raną w
sercu i nigdy nieutuloną tęsknotą. Ponawianie prób nawiązania kontaktu z dzieckiem, które
przeszło na stronę ojca, kończy się zwykle fiaskiem. Kulminacją tej matczynej tragedii jest
występowanie dziecka w sądzie po stronie ojca (co staje się zwykle koronnym argumentem dla
umorzenia sprawy o znęcanie). Matka żyje pragnieniem wykazania dziecku, że to nie ona jest
winna temu, co się stało i ma nadzieję, że dziecko zaakceptuje jej decyzję o odejściu z domu.
Stara się na przykład uzyskać rozwód z orzeczeniem o winie męża, lecz po umorzeniu sprawy
karnej orzeczenie to bywa kuriozalne: "z winy obojga stron".
- Szybko, jak namawia adwokat, rozwieźć się bez orzekania o winie, a potem wykazać
maksimum dobrej woli, aby umożliwić ojcu kontaktowanie się z dzieckiem. Kobieta myśli:
rozwiodę się kulturalnie, najważniejsze, żeby się wyprowadził, a potem sprawy się ułożą, nie
będę robić przeszkód w spotkaniach się ojca z dzieckiem, żeby pokazać, że jestem w porządku.
Demonstruje w ten sposób swoją wspaniałomyślność. Tylko że tę sytuację ojciec dziecka sprawca przemocy - trudno znosi. Usiłuje wszystkimi sposobami podać w wątpliwość, że ona
jest dobrą matką.
Plan pierwszy: przedszkole
Doskonałym narzędziem do tego, gdy chodzi o malucha, jest przedszkole. Na początek
mężczyzna "urabia" sobie panie przedszkolanki, zawsze skłonne do zachwytów nad ojcem
interesującym się dzieckiem, co, niestety, nieczęsto się u nas zdarza. Potem robi takie
"numery": umawia się z matką, że odbierze dziecko, ale nie zgłasza się. Paniom, które do niego
2/4
Święte prawo matki
dzwonią, mówi ze zdziwieniem, że dzisiaj dziecko odbiera matka. Panie dzwonią więc do niej.
Po kilku takich zdarzeniach mają już o matce wyrobioną opinię i są gotowe zeznawać w sądzie,
że jest nieodpowiedzialna. Czasem mu to nie wystarcza, więc jedzie po dziecko zaraz po
leżakowaniu i dzwoni do matki: "Wziąłem Kubusia i poszliśmy na zakupy". Jeżeli matka jest
czujna i zadzwoni przed wyjściem z pracy do przedszkola, może ze zdumieniem dowiedzieć
się, że chłopiec jest, bo tata "odstawił" go piętnaście minut temu, licząc na to, że zrobi z matki
wydrę, pozostawiającą dziecko przyklejone do szyby w daremnym oczekiwaniu na mamusię.
Plan drugi: szkoła
Osobnym terenem podatnym na manipulacje sprawcy jest szkoła. Ojciec jest tam rzadkim
gościem, więc z jednej strony ceni się jego obecność, jeśli zgłasza chęć współpracy, ale jeśli
jest rodzicem problemowym, unika się go jak ognia. Nauczyciele (czyt. nauczycielki) rzadko
kiedy posiadają umiejętność dobrej komunikacji z rodzicami dzieci sprawiających kłopot, i nie
mają zwyczaju w takich przypadkach wzywać ojca. Najwyraźniej widać to podczas warsztatów
na temat radzenia sobie z przemocą, jakie wielokrotnie miałam okazję prowadzić z
nauczycielkami i paniami pedagog. Gdy przychodziło do odegrania rozmowy z ojcem (zwykle
odgrywali go uczestniczący w warsztacie policjanci), panie nie potrafiły nawiązać rzeczowej
rozmowy, stanowczo, grzecznie i jasno przedstawić problem, spróbować pozyskać ojca do
pomocy w rozwiązaniu sytuacji ucznia. Przy pierwszej próbie zniecierpliwienia, zbycia
wychowawczyni brakiem czasu czy przerzuceniem obowiązków na żonę, wycofywały się
spłoszone lub zachowywały się napastliwie, niwecząc nadzieję na współpracę.
Mamy dwa typy scenariuszy, które aż nazbyt często się spełniają:
- Ojciec-sprawca przemocy domowej, będąc w trakcie rozwodu, czy postępowania karnego,
usiłuje przeciągnąć na swoją stronę dzieci, pozyskując dla swej sprawy nauczycielki, a najlepiej
dyrektorkę szkoły, przedstawiając siebie jako ofiarę. To działa, ponieważ jest on rarytasem w
świecie nieobecnych ojców. Matka, która usiłuje temu zapobiec, przedstawia swoją wersję
wydarzeń. Jest traktowana jako histeryczka, broniąca ojcu dostępu do dziecka. Ucznia,
oczywiście, nikt nie pyta o zdanie. Dochodzi do sytuacji, kiedy po wymuszonym przez szkołę
kontakcie dziecka z ojcem, dziecko moczy się w nocy.
- Dziecko sprawia kłopoty, nie nadąża za klasą, wzywa się matkę, ale to nie pomaga, bo
matka terroryzowana przez partnera nie radzi sobie z wychowaniem dzieci. W to szkoła nie
wnika, a nawet jeśli coś podejrzewa, to nie chce rozmawiać z ojcem bandziorem. Dużo łatwiej i
"profesjonalnie" jest wystąpić o odebranie praw rodzicielskich obydwojgu rodzicom. Jeżeli
matka nie przedstawi przed sądem konkretnych dowodów, że dba o dziecko (opieka lekarska,
psychologiczna), dziecko - mimo jej heroicznych wysiłków zatrzymania go przy sobie - zostaje
umieszczone w placówce wychowawczej. Jest to dla matki klęska, potwierdzenie racji ojca,
który mówił, że jest złą matką. Nawet jeśli obroni się przed sądem, wytoczenie sprawy o
odebranie praw rodzicielskich bardzo nadweręża jej poczucie wartości jako kobiety, dla której
macierzyństwo jest ważnym elementem spełnienia.
3/4
Święte prawo matki
Jak w rodzinie
Szczególną perfidią potrafią wykazać się mężczyźni-sprawcy przemocy, którzy porzucili żonę z
małym dzieckiem dla nowej partnerki i usiłują poprawić sobie samopoczucie, przerzucając na
żonę winę za to, co się stało. Udowodnienie, że jest złą matką, to wskazanie przyczyny
popełnienia zdrady. Zła matka - to kiepska żona. Najlepiej wykazać to wyprowadzając ją z
równowagi. Oprócz gamy tricków z przedszkolem, "były" chwyta się drobnych złośliwości, np.
przy okazji odwiedzin potomka "zwędzi" cichcem palniki kuchenki gazowej, żeby pozbawić
domowników ciepłych posiłków albo zadręcza pogróżkami telefonicznymi. Jednak kluczowym
pociągnięciem jest przedstawienie dziecku aktualnej partnerki jako "nowej, lepszej mamusi".
Gdy rozgoryczona matka opowiada o tym np. kuratorowi sądowemu, często słyszy: "Co pani
chce, on stara się, żeby dziecko czuło się jak w rodzinie".
Trzeba zadać sobie podstawowe pytanie, gdzie powinna się kończyć owa "dobra wola", dzięki
której matki chcą odciąć się od przemocy stosowanej przez ojca dziecka, bez skazy na własnej
reputacji. Ta przemożna dążność do oczyszczenia się z podejrzeń o złą wolę, często odbywa
się kosztem dzieci. Matki narażają je na uraźliwe kontakty z ojcem, nie dając im oparcia nawet
w przypadku, gdy one otwarcie tych kontaktów nie chcą. Mówią przy tym, jak pewna mama
4-latki "udostępniając" dziecko ojcu pijakowi: "Anetka umie sobie z ojcem radzić", i nie myśli o
tym, że przecież ona sama sobie z nim nie poradziła.
Unikając oporu, ustępując pola ojcu, kobiety popełniają wobec dziecka zdradę. Bo wobec
ojca-sprawcy przemocy nie ma innego wyjścia, jak twarde powiedzenie: "Matką jestem - i nie
pozwolę" - taka postawa, nawet po początkowym zdziwieniu i oporach otoczenia, w końcu
wzbudza respekt.
4/4