Dagmara Wydrzyńska
Transkrypt
Dagmara Wydrzyńska
Moja opowieść o życiu miasta Rozpoczął się kolejny rok, niewiarygodne, że 50 lat temu stałam w tym samym miejscu, o tym samym czasie. Kiedy podeszłam do okna w jednej chwili niebo pojaśniało, ujrzałam rozbłyskujące się petardy, zobaczyłam jak tworzą one niesamowite kształty, wybuchają ,mienią się ,gasną, a w ich miejsce powstają nowe. Moje okno miało widok na uliczki Starego Miasta. Ludzie świętowali sylwestra. Młode, zakochane pary piły szampana trzymając się za ręce, tak jak ja kiedyś. Chcę powrócić do tamtych czasów, kiedy jako szalona młoda dziewczyna miałam sto pomysłów na sekundę. Tak jak wtedy, w noc sylwestrową roku 2009. Zamknęłam oczy. Ulice pełne zasp, a wokół atmosfera świąteczna. Czekałam na ten dzień dość długo. Stoję na placu Litewskim, na którym mieści się ogromny pomnik Józefa Piłsudskiego ,plac jest miejscem, gdzie odbywają się koncerty i wiece wyborcze. Czasami można tu ujrzeć przepiękne wystawy ze zdjęciami, ale nie dziś, nie w mroźną srogą zimę. Idę dalej, spoglądam w górę, gdzie na samym szczycie budynku widzę zegar. Nie mam za wiele czasu, ale widok Lublina w rozjaśniającym go śniegu jest piękny. Kiedy szłam przez deptak czułam aromaty kawy i przeróżnych dań wydobywający się z reastauracji.Za szybami przy stolikach siedzieli kochający się ludzie, patrzący sobie głęboko w oczy. Stare latarnie oświetlały uliczki Krakowskiego Przedmieścia. Zmarznięta podążałam w stronę Starego Miasta, gdzie umówiłam się z koleżanką. W lecie Lublin wygląda kompletnie inaczej- pomyślałam. Masę turystów robiących zdjęcia, stoliki przed kawiarniami, które stale są zapełnione. Mimy i artyści grający na instrumentach przy uliczkach. Przecież zima nie trwa wiecznie. Jeszcze tylko parę kroków, zbliżam się do Bramy Krakowskiej. Jest to miejsce spotkań znajomych sobie ludzi. To miejsce ma swój urok i swoją historię. Miasto nocą-jak to pięknie brzmi, tym lepiej wygląda. Kiedy weszłam do bramy wiało chłodem, śnieg sypał z każdej strony. Po prawej stronie ciągnęła się uliczka do teatru Andersena, teatru, w którym ludzie nie grają głównej roli lecz lalki. Przychodziłam tam bardzo często. Spektakle grane tam, budziły u mnie dziecięcą wyobraźnię. Śpiewałam tam również na jednym z konkursów , a ciocia mojego kolegi jest tam aktorką. Rozejrzałam się wokół- stare, duże kamienice, kocie łby i stare latanie, które mocno świeciły. Gwiazdy i śnieg rozjaśniały wystarczająco to miejsce. Obejrzałam się w prawo, zobaczyłam duży plac, przy którym stał Urząd Stanu Cywilnego. Tu zakochani ludzie pobierają się. Obok stały długie drewniane stoły ze słomianymi dachami. Parę dni temu były tu jarmarki folklorystyczne, na których sprzedawano wielkie dzbany, haftowane obrusy czy ręcznie malowane zastawy. Nie zatrzymałam się lecz szłam dalej, temperatura i czas nie dawały zwolnić nogom. Widziałam jak ludzie wchodzą do restauracji by ogrzać się i coś zjeść, ja też byłam głodna, ale lokale były dość przepełnione, co nie pozwalało na przyjście nowych gości. Mijałam właśnie Czarcią Łapę, jest tutaj znana restauracja i legenda dobrze znana mieszkańcom Lublina. Po prawej stronie widziałam dziwne niskie korytarzyki. To pozostałości po starym kościele. Stanęłam na jednym z nich i ujrzałam panoramę mojego miasta-Lublina .Bajkowy widok, pomyślałam. Lublin położony jest na siedmiu wzgórzach, ja stałam na jednym z nich, z mojej wysokości było to doskonale widać .Korony drzew zdobiła gruba warstwa śniegu. Zeszłam z murka i szłam dalej… Szłam przez ulice Grodzką, dobrze mi znaną . Mijałam dom kultury, do którego przychodziłam niegdyś codziennie. Uczyłam sie tutaj lekcji śpiewu u dwóch wspaniałych nauczycielek, które perfekcyjnie przygotowywały mnie do różnych koncertów i występów. Młodzież z mojej grupy była interesująca, rozumieliśmy się bez problemu., Mnie umieścili w sopranach, ponieważ miałam wysoki głos. Pamiętam doskonale swój pierwszy występ pomijając ten w teatrze Andersena, drugi był w domu kultury w dzielnicy LSM. Przyszła tam wtedy moja mama z tatą i wychowawczyni ze swoją córką. Nie zapomnę tego dnia do końca życia, kiedy muzyka się rozpoczyna a dyrygent daje znak sopranom by zaczęły, śpiewaliśmy wtedy na trzy głosy. Tworzyliśmy jedną wielką grupę z całym chórem. Długo ćwiczyliśmy by w dzień nie pomylić teksu i by nasz głos brzmiał czysto. Śpiew jest moją pasją, łączy mnie z nim bardzo wiele. Mijam kolejną bramę, drugą po Bramie Krakowskiej. Wchodząc do niej, znowu śnieg i zimne powietrze zawiało z każdej strony. Jestem juz blisko. Widzę Nasz Lubelski Zamek. Drogą do niego jest stary kamienny most, na którym ludzie bardzo często spacerują tam przez cały rok, z drugiej strony zaś wielkie długie schody prowadzące na górę. Latem tu jest przepięknie, ludzie siadają na murkach by odpocząć lub przeczytać książkę. Stałam przed wielkimi potężnymi murami. Można w każdej chwili wejść na dziedziniec. Zamek jest również na wzgórzu i tutaj też można ujrzeć naszą panoramę. Nie da się przeoczyć wielkiej studni i innych zabytkowych rzeczy. Wnętrze budowli jest chłodne i oziębłe. To w tym miejscu niegdyś znajdowało się więzienie. Polacy walczący za ojczyznę byli przetrzymywani i prześladowani przez Niemców podczas wojny. Moja prababcia również tu była. Nie poddała się pomimo bólu i trudności, była prawdziwą patriotką. Nie zapomnijmy też o Majdanku, gdzie Polacy i inne narody ginęli i przeżywali wielkie katusze. Teraz jest tam muzeum, tak samo jak tutaj. Przy wielkich schodach na placu Zamkowym stoi pomnik lwa. Lew- znak wytrwałości, jaką posiadali Polacy. Jestem już na miejscu spotkania, spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że kompletnie zagubiłam się w czasie. Spóźniłam się, nie było jej, a ja wróciłam do swojego mieszkania w starej kamienicy, właśnie wtedy w noc Sylwestrową roku 2009. Ten wieczór spędziłam sama w moim pokoju, a kiedy nastąpiło odliczanie do Nowego Roku, stałam jak dziś przed oknem, zamykając oczy i myśląc życzenie ,które do dziś się nie spełniło. Lublin to naprawdę piękne, historyczne miasto. Te muzea, skansen, w którym widzimy sztukę folklorystyczną. Ogród botaniczny, gatunki drzew i kwiatów , których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Wodne oczka, strumyki, altanki i ławeczki. Mniej interesującym, ale jakże spokojnym miejscem są nasze dwa parki, Park Saski, który znajduje się w centrum Lublina i Park Ludowy, gdzie odbywają się różne targi i wystawy. Teatr muzyczny, w którym znakomici artyści przenoszą nas w zaczarowany świat sztuki. Filharmonia, to tam poznajemy nowe instrumenty i dzieła muzyczne. Galerie sztuki z rękodziełem i znanymi obrazami. Kościoły, których architektura potrafi zadziwić. Wielkie kino, do którego przyjeżdżają widzowie z całego województwa, mieści się w nim dziesięć sal kinowych. I oczywiście dobry szpital, gdzie chorzy pacjenci otrzymują pomoc i ulgę w swoich cierpieniach. Lecz prawdziwa historia i jej smak, znajdują się w sercu Lublina, na Starym Mieście. Rozbłysła kolejna petarda … Otworzyłam oczy. Jak wspaniale powspominać te piękne czasy, te zabytki i uliczki Starego Miasta. Dziś jako doświadczona kobieta z moimi nogami, które nie są już w dobrej formie, nie mogę sobie pozwolić na długie zwiedzanie. Ale wspomnienia i pamięć przecież są w nas ciągle. Odliczanie już dawno dobiegło końca, a ja tak, jak 50 lat temu zamknęłam oczy...Zapach siarki po petardach unosił się jeszcze w powietrzu. Spojrzałam w lustro i zamiast pięknej młodej buzi widziałam pomarszczoną starszą panią. Położyłam się do łóżka, bo byłam już dość zmęczona, i zasnęłam. Dagmara Wydrzyńska uczennica klasy II gimnazjum ZS Nr 8 w Lublinie