„KOZA” „Koza”, czyli korowód przebierańców. Z reguły udział w tym
Transkrypt
„KOZA” „Koza”, czyli korowód przebierańców. Z reguły udział w tym
„KOZA” „Koza”, czyli korowód przebierańców. Z reguły udział w tym przedsięwzięciu biorą mężczyźni, którzy przebierają się za Kozę, Dziada, Babę, Kominiarza, Diabła, Bociana, Konia, Śmierć, Żołnierzy czy Pannę Młodą . Każda z tych postaci ma swoje konkretne znaczenie. Pojawienie się orszaków „kozy” na ulicach oznacza na Kujawach koniec karnawału, czyli tzw. ostatki. Przed I wojną światową obchód z „kozą” polegał na wywożeniu młodych mężatek celem zdobycia okupu, a potem wspólnym „podkoziołku”, czyli tańcach i wykupowaniu kobiet. Czasy jednak się zmieniają. Dziś „koza” podąża drogami wsi, wstępując do gospodarstw, domów, szkół itd. Jej głównym celem jest sprawić, by na twarzach naszej społeczności pojawił się uśmiech, ponadto datki, które uczestnicy zbiorą za taniec, przeznaczone są na tzw, „podkoziołek”, czyli zabawę, na którą przychodzą wszyscy chętni, by potańczyć i spędzić miło czas. Zwracam szczególną uwagę na tę tradycję, ponieważ w naszym regionie ona zanika, a jest to obyczaj, który warto pielęgnować i dbać, by nie został zapomniany. W okolicy Ciechocinka mężczyźni z Ostrowąsa pielęgnują ten zwyczaj w należyty sposób. W tym roku „koza” zapukała do moich drzwi 21 lutego. Bardzo ważną rolę odgrywa tu postać Diabła lub Żyd, którzy chodzą od drzwi do drzwi i grzecznie pytają, czy domownik „wpuści kozę”. Uważam, że każdą tradycję należy pielęgnować, więc co roku mam przyjemność oglądania przebierańców tańczących w rytm marszowej, skocznej muzyki. Do moich drzwi zapukał Żyd. Bez wahania zgodziłam się, by zaprezentowali swoje tańce i śmieszne scenki na moim podwórku. Pomimo iż znałam wszystkich (byli to przecież moi rówieśnicy), ich stroje były tak niezwykłe, że jedynym sposobem, żebym rozpoznała prawdziwe twarze, była rozmowa. Podziwiam moich kolegów za wytrwałość, poświęcenie i zapał, bo wszystkie stroje zostały zrobione ręcznie. Gdyby ktoś zadał mi pytanie, który strój wywarł na mnie największe wrażenie, nie umiałabym odpowiedzieć. Wszyscy tworzyli spójną całość, a mimo to każdy z nich miał jakąś charakterystyczną cechę, która odróżniała go od innych. Koń, oprócz pięknej grzywy i ogona, miał bat, Żołnierz-pełne umundurowanie, Bocian-wspaniały, czerwony, długi dziób, Koza-ostre rogi, którymi podczas tańca kłuła, a para młoda była tak groteskowo przedstawiona, że sam jej wygląd powodował uśmiech na twarzy. Ich tańce na moim podwórku nie trwały długo, bo przecież jest dużo domów do odwiedzenia. Relacjonując całe to wydarzenie, nie można zapomnieć o grajkach, którzy byli śmiesznie pomalowani i przebrani w stroje, a ich muzyka była dopełnieniem całości. Gdy dziękowałam za odwiedziny i taniec, został zagrany jeszcze marsz i wszyscy ruszyli dalej. Poza mną w tym wydarzeniu brała udział cała moja rodzina. Żal się robi, gdy „koza” odchodzi, ale za chwilę znów słychać muzykę w domu obok. Są ludzie, którym się to podoba i bez wahania, tak jak moja rodzina, zezwalają na taniec i zabawę, ale jest też wiele osób, które tego nie akceptują. Często panny wyciągane są na dwór, by bawić się i tańczyć wraz z poszczególnymi postaciami. Za taniec i pamięć gospodarz domu dziękuje, płacąc tym, czym ma ochotę. Mogą być to jajka, pączki, inne jedzenie, alkohol lub pieniądze, które (tak jak wcześniej wspomniałam) przeznaczane są na zorganizowanie „podkoziołka”, na który oczywiście zaproszeni są wszyscy domownicy. Jest to ostatnia okazja do zabawy przed 40-dniowym postem. Na „podkoziołku” północy na sali znów można zobaczyć „kozę”. Wtedy panny i nie tylko bawią się i tańczą z przebierańcami, ale w pewnym momencie Koza „zdycha”. Dawniej lano ją wodą na ocucenie, dziś osoba przebrana za Kozę jest po prostu podrzucana. „Kozę” możemy zobaczyć 3 dni w roku: w tłusty czwartek, ostatnią sobotę karnawału i tydzień przed Popielcem. Konkretne daty występowania tych 3 dni są zależne od świąt Wielkanocy. To święto, jak wszyscy wiemy, jest przechodnie, więc konkretna data pojawienia się „kozy” z roku na rok jest inna. Cel tego reportażu jest dwojaki. Po pierwsze, umożliwia czytelnikom, a zwłaszcza dzieciom, które nie miały okazji nigdy widzieć „kozy” uzmysłowienie i zobrazowanie sobie istoty tej tradycji. Może zainteresują się nią? Być może w przyszłości osobiście uczestniczyć będą w tym przedsięwzięciu. Po drugie, chciałabym uświadomić ludziom, że należy dbać o nasze ludowe, regionalne tradycje, obrzędy i obyczaje. Można by podać wiele przykładów zapomnianych zwyczajów, co spowodowane jest przede wszystkim lenistwem, a wystarczy troszkę chęci, by nie tylko na naszych twarzach, ale też u innych ludzi pojawił się uśmiech. Właśnie dlatego postanowiłam poruszyć ten temat, zachęcić do działania i ocalić go od zapomnienia.