Didżej ze świata maszyn

Transkrypt

Didżej ze świata maszyn
Didżej ze świata maszyn...
Utworzono: czwartek, 22 lipca 1999
Didżej ze świata maszyn...<?xml:namespace prefix = o ns =
"urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
Jednym z najbardziej uznanych i cenionych w kraju didżejów jest 23-letni Michał Baj, w
muzycznym światku bardziej znany jako DJ Eprom. Pochodzi z Jastrzębia. Jeszcze do niedawna
pracował na dole w kopalni „Borynia”.
Podczas listopadowych mistrzostw Polski didżejów federacji ITF w Krakowie, Michał Baj wręcz zmiażdżył rywali w kategorii
scratching.
- On jedną ręką potrafi zagrać lepiej niż inni dwiema. Dopóki będzie startował, nam zostaje walka o drugie miejsce — przyznawali
jego rywale.
W nagrodę reprezentował Polskę na mistrzostwach Europy w Dublinie, gdzie zdobył tytuł wicemistrza Europy w kategorii
scratching.
Na mistrzostwa Świata w Pradze nie pojechał, bowiem w dniu zawodów jego żona wraz z nowo narodzoną córeczką miały wypis z
oddziału noworodków.
Muzyka i rodzina to jego dwie największe pasje życiowe.
Michał może pochwalić się wieloma sukcesami muzycznymi. W 2004 roku wygrał ogólnopolski konkurs POP DJ, internetowy
konkurs scratch battle, zdobył tytuł Mistrza Polski ITF w kategorii scratching i advanced, zdobył czwarte miejsce w Mistrzostwach
Europy ITF w kategorii scratching oraz trzecie miejsce w mistrzostwach Europy Wschodniej Vestax Extravaganza. O
najważniejszych zeszłorocznych trofeach wspominaliśmy.
Michał od zawsze interesował się muzyką.
– W sumie przerobiłem już wiele stylów muzycznych. Grałem na gitarze elektrycznej w zespole punkowym, heavy metalowym.
Przez pewien okres zajmowałem się rapem i w zasadzie dzięki temu nurtowi dotarłem do turntablizmu – wspomina.
Turntablizm polega na generowaniu nowych brzmień, melodii i rytmów na żywo z płyty winylowej.
– Moim instrumentem są dwa gramofony i mikser muzyczny. A mój styl to ośmiobitowa programowalna maszyna do skreczu.
Chodzi tu o to, aby generować dźwięki rodem ze starych gier komputerowych z komputerową precyzją.
Michał ma dość oryginalny przydomek muzyczny – DJ Eprom. To taka część stosowana w elektronice (eprom — Erasable
Programmable Read Only Memory). Jest to kość przypominająca na pierwszy rzut oka procesor komputera. Jest to rodzaj pamięci,
na której to budowano tzw. samplery w latach 70-tych.
– Wyróżniały się one własnym brzmieniem i ja chciałbym, aby wszystkie dźwięki przechodzące przez mój słuch, były przetwarzane
przez moje ręce w oryginalny sposób. Poza tym mam ogromny sentyment do 8-bitowych komputerów takich jak atari, czy
commodore, w których to również można znaleźć epromy – przyznaje.
Dość trudno sobie wyobrazić, że ten młody, niezwykle utalentowany człowiek jeszcze do niedawna pracował kilometr pod ziemią
przy likwidacji ścian, zwykle przy transporcie sekcji przez ścianę lub przy samym rozładunku. Do kopalni trafił poprzez jedną z
prywatnych firm górniczych w sierpniu 2004 r. Za wyjątkiem krótkiego epizodu na „Zofiówce”, pracował w jastrzębskiej „Boryni”.
– Mam rodzinę na utrzymaniu, dorywczo dorabiałem gdzieś jakieś grosze, ale potrzebowałem stałej pracy. Akurat było
zapotrzebowanie i załapałem się – wspomina.
Początki, jak dla każdego młodego adepta górniczego były trudne.
– Bałem się, ale chyba każdy się trochę boi dołu. Miałem stracha, ponieważ pracując w lokalnej telewizji Kanon jako dziennikarz,
robiłem reportaże z tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w kopalni „Jas-Mos” i widziałem mnóstwo cierpienia na twarzach
rodzin tragicznie zmarłych górników – przyznaje.
Dla Michała adaptacja w kopalni była szczególnie trudna.
– Gdy zacząłem pracować w kopalni, byłem nieco podłamany psychicznie ze względu na stan swoich dłoni. Turntablizm wymaga
ponad przeciętnych zdolności manualnych, a po szychcie przy łopacie i kilofie moje ręce nie nadawały się do grania. Zacząłem się
źle czuć pracując na dole. Aby się nie załamać, musiałem znaleźć jakieś pozytywy w tej pracy. Wtedy uświadomiłem sobie, że
pracuję w świecie maszyn. Na dole pracowałem przy likwidacji ścian a sekcje robiły na mnie piorunujące wrażenie. Przypominały
mi roboty z filmów science fiction, z których od zawsze czerpałem inspiracje. Zdałem sobie sprawę, że chcąc pogodzić muzykę z
górnictwem sam muszę stać się pewnego rodzaju maszyną, mogącą w każdej sytuacji, bez względu na stan psycho-fizyczny
tworzyć muzykę. Zacząłem więc komponować utwory inspirowane różnymi maszynami takimi jak Scharff czy Becker.
Dziś często podczas swoich występów podkreśla, że jego muzyka to w pewnym sensie jego wizja górnictwa. Czy kopalnia może
być inspiracją dla muzyka? Michał przyznaje, że jak najbardziej.
– Trzeba jedynie znaleźć odpowiedni punkt odniesienia. Gdyby przyjąć, że każda z maszyn na dole jest pewnego rodzaju
kompozytorem dźwięków, to z kopalni do turntablizmu jest bardzo blisko.
W kopalni niewielu kolegów wiedziało, czym zajmuje się poza pracą. Znacznie więcej jego znajomych ze sceny muzycznej
wiedziało, czym zajmuje się poza muzyką.
– Zawsze było to dla nich ogromnym zaskoczeniem i spotykałem się jednocześnie z ogromnym szacunkiem. Godzinami potrafili
słuchać opowieści z dołu.
Michał pracował w kopalni do końca ubiegłego roku. W styczniu przeniósł się do Warszawy, gdzie pracuje w sklepie dla didżejów.
– Ostatniego lata prowadziłem warsztaty dla DJ-ów w Gdyni. Tam też spotkałem swoich obecnych pracodawców.
Zaproponowałem im promocje miksera. Później zagrałem dla nich na targach muzycznych w Krakowie. Zajmuje się promocją i
sprzedażą sprzętu dla DJ-ów.
Ta praca w znacznie większym stopniu stwarza mu szansę na rozwój kariery muzycznej. Obecnie bardzo mocno współpracuje ze
swoim przyjacielem DJ-em Krime. Razem tworzą duet Space Infaders. Po za tym grają wspólnie z jazzowym perkusistą
Krzysztofem Dziedzicem jako trio.
Pracę w kopalni wspomina jednak z sentymentem.
– Był to jeden z najlepszych okresów w moim życiu. Kopalnia nauczyła mnie wiele. Wiele też nauczyłem się o samym sobie.
Jacek Srokowski