Download: Wstep

Transkrypt

Download: Wstep
Witamy!
LINUX MAGAZINE
POSZARPANE
PRAWO
Ż
yjemy dziwnych czasach... Tak dziwnych, że mogłoby się wydawać, iż nic
nie jest nas w stanie zaskoczyć. Oto
trwa debata nad projektem dyrektywy UE dotyczącej zbierania i przechowywania danych
przez operatorów telekomunikacyjnych.
W dużej mierze przypomina dyrektywę patentową – zarówno pod względem tempa prac,
kontrowersyjności, jak również odmienności
stanowisk Rady i Parlamentu UE. W chwili,
kiedy piszę te słowa, nie wiadomo jeszcze, jak
długo operatorzy będą zmuszeni do przechowywania danych o połączeniach – mówi się
o okresie od 6 do 24 miesięcy. Partie liberalne
robią co mogą, by okres ten był jak najkrótszy.
Tymczasem polski rząd, ni stąd ni zowąd, wysuwa propozycję przechowywania takich danych przez – uwaga! – lat 15! Jak uzasadnił to
Przemysław Gosiewski, Konstytucja RP pozwala ograniczać wolności i prawa obywatelskie ze względu na bezpieczeństwo państwa –
a takie właśnie zagrożenie istnieje...
Co o propozycji polskiego rządu twierdzą
specjaliści od ochrony danych osobowych?
Prof. Adamski z UMK w Toruniu mówi: „(...)
Zasadę tę (proporcjonalności – przyp. red.)
rażąco narusza proponowany przez PiS 15letni okres przechowywania danych osobowych, jakimi są dane o ruchu telekomunikacyjnym. Nie jest to bowiem niezbędny, właściwy i proporcjonalny w państwie demokratycznym środek „zapobiegania, dochodzenia,
wykrywania i karania przestępstw kryminalnych”. Rząd żadnego innego państwa członkowskiego UE, łącznie z tymi, które mają
u siebie poważne problemy z terroryzmem
(Hiszpania) i przestępczością zorganizowaną
(Włochy), nie odważyłby się wystąpić z podobną propozycją. I to nie z obawy przed
utratą poparcia własnych obywateli, zaliczonych bez wyjątku do kategorii osób podejrzanych i poddanych permanentnej inwigilacji,
lecz by się nie ośmieszyć w oczach obywateli
i rządów innych europejskich demokracji.”[1]
Oddajmy głos innemu specjaliście, Arwidowi Mednisowi: „W kwestii retencji danych
w telekomunikacji Polska i Unia to jakby dwa
odrębne światy. W Unii w związku z projektem Dyrektywy toczy się zażarta dyskusja
przede wszystkim nad okresem przechowywania danych: czy mają to być 3 miesiące, 6 czy
12. Polskie władze w tej dyskusji nie biorą
udziału, tak jakby to nas w ogóle nie dotyczyło. W kraju natomiast min. L. Dorn wychodząc naprzeciw postulatom organów ścigania
postuluje przechowywanie danych przez 15
lat! Brak jakiejkolwiek publicznej dyskusji,
wypowiedzi właściwych organów (GIODO,
URTiP) a przecież rzecz dotyczy jednego
z podstawowych praw obywatelskich. Wydaje
się, że dla wielu osób w Polsce zagadnienie
jest proste: trzeba walczyć z przestępcami
a dane od operatorów to znakomity oręż, więc
prawo do prywatności musi ustąpić.”[1]
Cóż... Wielu cudzoziemców przyjeżdżających do Polski nie może się nadziwić rozbudowanej biurokracji, do której zostaliśmy tak
przyzwyczajeni, że przechodzimy nad nią do
porządku dziennego. Każdy z nas jest przyzwyczajony do dowodu osobistego i obowiązku meldunkowego. Tymczasem w wielu krajach, takich jak USA, Australia czy Kanada,
sama tylko propozycja wprowadzenia dowodów osobistych spotyka się z wielkim oburzeniem. Obywatele tych krajów dziwią się, że tolerujemy dowody osobiste, podobnie jak my
dziwimy się słysząc, że w Rosji kupując zwykły bilet na pociąg należy okazać paszport...
Pomińmy jednak kwestie polityczne i ekonomiczne. Jak, z technicznego punktu widzenia, rozwiązać kwestię logowania i przechowywania danych, dotyczących „źródła,
odbiorcy, czasu, rodzaju, narzędzia oraz lokalizacji połączenia”? Załóżmy, że nasi ISP
w jakiś sposób poradzą sobie ze składaniem
terabajtów danych dotyczących nie tylko
każdego wysłanego maila czy wejścia na stronę WWW, ale i każdego wysłanego pakietu
(nie tylko TCP), włączając w to ruch genero-
WWW.LINUX-MAGAZINE.PL
wany przez aplikacje P2P. To wystarczy, by
przechwycić dane zwykłych obywateli. Co
jednak z grupami przestępczymi, dysponujących pewną wiedzą techniczną? Nawet średnio inteligentny „terrorysta” nie zdecyduje
się na komunikację niezabezpieczonym kanałem wiedząc, że dane o połączeniu są rejestrowane. Co z sieciami blokowymi? Czy ich
operatorzy z routerem w piwnicy też będą
musieli szpiegować sieciową aktywność
mieszkańców bloku? Kto zapewni bezpieczeństwo składowanych danych? A co
z otwartymi sieciami WiFi – w kawiarniach
i centrach handlowych? Czy chcąc korzystać
z kawiarenki internetowej, będziemy zobowiązani wylegitymować się jak w Chinach?
Co z budkami telefonicznymi?...
Kiedy kilka lat temu powstawał Freenet, nie
wierzyłem, że kiedykolwiek zdobędzie większą
popularność, zaś jego twórcę, Iana Clarka,
uważałem za szlachetnego, lecz nieco przewrażliwionego naukowca. Dziś, kiedy pod pozorem walki z terroryzmem, pojawia się groźba powszechnej, stałej inwigilacji całej aktywności w Sieci, Freenet staje się jednym z niewielu naprawdę bezpiecznych mediów komunikacji (zwykłe szyfrowanie poczty na niewiele
się zdaje, gdyż ujawnia nadawcę, odbiorcę,
czas, lokalizację...). Być może pewnego dnia
Freenet stanie się nielegalny w UE – ale prędzej czy później powstaną inne projekty, stworzone specjalnie po to, by obejść absurdalne
prawa. Po cóż więc je ustanawiać?
Artur Skura
Redaktor Naczelny
INFO
[1] Tę i inne interesujące wypowiedzi można
znaleźć w serwisie http://www.vagla.pl
[2] http://freenetproject.org/
NUMER 24 LUTY 2006
3