1 PoŜar kościółka Autor: Jan Płaskoń Panorama Opolska z sierpnia

Transkrypt

1 PoŜar kościółka Autor: Jan Płaskoń Panorama Opolska z sierpnia
PoŜar kościółka
Autor: Jan Płaskoń
Panorama Opolska z sierpnia 2005 r.
Zabytkowy kościół w Czarnowąsach spłonął szybko, niczym snop suchego siana. Śledztwo
trwa, ale wiele okoliczności wskazuje na podpalenie. Jeśli w czasie pokoju w taki sposób
czezną świątynie, to na przestrzeni wieków człowiek niewiele się zmienił. Jest takim samym
barbarzyńcą jak setki lat temu.
Rozpacz na pogorzelisku
Łuna, która w piątkową noc rozświetliła niebo na granicy Czarnowąs i Opola, była widoczna
z wielu odległych miejsc. Pierwszy dostrzegł ją chłopak mieszkający z rodziną przy śluzie na
Odrze. Akurat w telewizorze leciały reklamy, więc poszedł do kuchni zaparzyć herbatę.
Minęła godz. 22.30. Kuchenne okno wychodzi na Czarnowąsy. Za oknem płonął juŜ kawałek
nieba. Chłopak zaalarmował straŜ poŜarną i szybko pobiegł w kierunku wsi. Podobno
wcześniej wozy straŜackie ruszyły do Sławic, bo komuś się wydawało, Ŝe tam jest źródło
ognia.
– Dochodziła jedenasta – opowiada Łukasz Niedworok, syn kościelnego i zarazem organista
w Czarnowąsach. Niedworokowie sąsiadują z kościołem przez ulicę. – Szykowałem się juŜ
spać, gdy rozległ się łomot do naszych drzwi. Kumpel znad śluzy stał na progu i wyglądał
jakby go coś bardzo przestraszyło. Powiedział tylko: święta Anna się pali.
– Przez te szczelne plastikowe okna człowiek całkiem się odciął od świata – mówi pani
Monika, Ŝona kościelnego. – Hajcowało się na wyciągnięcie ręki, a myśmy nic nie słyszeli.
Kościelny Stefan Niedworok wyjrzał przez szybę i struchlał. Płomienie strawiły juŜ kawał
dachu i pięły się szybko w górę wieŜy. Nie pamięta, jaka pierwsza myśl go wtedy dopadła.
MoŜe to było pytanie, dlaczego nie zadziałała sygnalizacja przeciwpoŜarowa? Rano ktoś
opowiadał, Ŝe jednak w pobliskim Zakrzowie przez chwilę było słychać alarm z wieŜy
kościoła. Więc pewnie przez te plastikowe okna do domu Niedworoków nie doszedł
najmniejszy dźwięk. A moŜe pomyślał o styczniowym incydencie, kiedy pod okopconymi
drzwiami na chór w kościółku Łukasz znalazł nadpalone pakuły? MoŜe nie naleŜało
bagatelizować tamtej historii?
Ksiądz proboszcz Piotr Pierończyk teŜ szykował się do snu. Plebania znajduje się przy
drugim kościele w Czarnowąsach. Tego dnia rozpoczął w parafii pracę młody wikary.
Proboszcz Ŝyczył mu dobrej nocy na nowym miejscu, gdy zadzwonił telefon. PrzeraŜona
parafianka krzyczała przez słuchawkę: Anna się pali. Ksiądz szybko pobiegł do łazienki, skąd
przez okno widać zabytkowy drewniany kościół i ujrzał ogień szalejący na dachu świątyni.
W tym czasie Hubert Michala, komendant czarnowąskiej OSP, prze-bywał z kolegą na
zapleczu swojego domu. Gdy na horyzoncie pojawiła się łuna, pomyślał, Ŝe płonie szkoła
albo hotel we wsi. W tej samej chwili ode-zwała się – uruchomiona drogą radiową z Opola –
syrena na remizie sąsiadującej z posesją Michali. Po kilku minutach straŜacka załoga był na
miejscu. Dwie brygady z Opola rozwijały juŜ węŜe przy kościele, który zamieniał się w jedną
płonącą bryłę. Trysnęły strumienie wody, ale niewiele to dało. śywioł ognia był wielokroć
silniejszy.
Ogień przy chórze
Kościół w Czarnowąsach otacza cmentarz. Nazajutrz pojawiły się krytyczne opinie, Ŝe moŜe
dałoby się więcej z niego uratować, gdyby dowodzący akcją wpuścili straŜackie wozy na
groby. MoŜna teŜ było usłyszeć, Ŝe w hydrantach zabrakło wody.
1
– RóŜne bzdury ludzie opowiadają – zŜyma się komendant Michala. – W hydrantach ciśnienie
jest zawsze za małe, dlatego zasilamy się wodą ze stawów. W wozie bojowym mamy zbiornik
na dwa tysiące litrów. ZuŜyliśmy go w ciągu półtorej minuty. Prawda jest taka, Ŝe drewniany
kościół został przez wieki zaimpregnowany olejami, smołą i innymi łatwopalnymi
substancjami. Po rozŜarzonych szczapach woda spływała jak po kaczce.
Emerytowany straŜak Franciszek Cyris stał tamtej noc przy kościele i miał łzy w oczach: –
Gasiłem w Ŝyciu dziesiątki poŜarów, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Świątynia
płonęła jak snopek siana. Urodziłem się w 1936 roku. Rodzice opowiadali, Ŝe pod koniec
wojny Rosjanie urządzili kwaterę w naszym drugim kościele, tym murowanym. WieŜa na nim
była rozbita przez pociski. A drewniana święta Anna wyszła bez szwanku, nawet rysa na niej
nie powstała. Jeśli ją teraz ktoś podpalił, to chyba nie miał sumienia.
PoŜar zaczął się na dachu przy chórze. Potem strop się zawalił i ogień zaczął buzować od
środka. W oknach popękały szyby, więc powstał naturalny ciąg – jak w kominie. StraŜakom
pozostało tylko dogaszać pogorzelisko. W Ŝarze uschły liście na dorodnych drzewach przy
kościele, a na-grobki były ciepłe jeszcze następnego dnia.
O czwartej nad ranem straŜacy pomogli proboszczowi wynieść tabernakulum. Opatulona
azbestem metalowa kaseta okazała się odporna na temperaturę. Przetrwały nawet zamknięte
w puszkach opłatki komunijne.
Poza tym nie ocalało prawie nic. Mocno nadpalona późnogotycka chrzcielnica jest jedynym
obiektem z wyposaŜenia kościoła, który zachował kształt sprzed poŜaru. Na plebani w stanie
nienaruszonym znajduje się figura św. Anny – symbol kultu związanego od wieków z
drewnianym kościółkiem w Czarnowąsach. Chyba przezornie wnoszono ją do świątyni tylko
w czasie odpustu.
Dziwne zdarzenie
Nazajutrz po poŜarze w kościele miał się odbyć ślub. Rodzina nowoŜeńców przystrajała
wnętrze w piątek wieczorem. Potem kościelny Stefan Niedworok uruchomił sygnalizację
antywłamaniową i przeciwpoŜarową, wyłączył na tablicy rozdzielczej dopływ prądu i
zamknął dokładnie drzwi. Zawsze tak robił. Zawsze wychodził z kościoła ostatni.
Sygnalizacje alarmowe były jednak półśrodkami bezpieczeństwa. Z powodu braku pieniędzy
nie zostały zsynchronizowane z policją czy straŜą poŜarną. W razie zagroŜenia włączał się
tylko „kogut” na kościelnej wieŜy. W tragiczną piątkową noc syrena pewnie teŜ zawyła, ale
nikt jej nie usłyszał.
PoŜar zaczął się w miejscu wykluczającym zwarcie instalacji elektrycznej. – Gdyby to było
powodem, ogień powinien powstać z przeciwnej strony, przy tablicy rozdzielczej, poniewaŜ
od niej prąd juŜ nie płynął – przekonuje komendant OSP Hubert Michala, który ma własny
zakład elektryczny i osobiście zmieniał w kościele instalację.
Do poŜaru nie mogło dojść z powodu porzuconego na przykład niedopałka. Wówczas kościół
zająłby się od dołu. Źródło ognia znajdowało się na dachu. Dokładnie w miejscu, do którego
prowadziły schodki na chór. U ich zwieńczenia znajdował się podest, a na nim dwie ławeczki.
Tutaj właśnie w styczniu br. Łukasz Niedworok, syn kościelnego, znalazł nadpalone pakuły, a
potem zobaczył osmolone drzwi na chór.
– Tamtego dnia miałem grać na ślubie – wspomina Łukasz. – Pakuły śmierdziały naftą albo
rozpuszczalnikiem.
Przed Wielkanocą ktoś uszkodził zamek w drzwiach wejściowych. Trzeba było wybić szybkę
i otworzyć drzwi od środka. Kościelny myślał wtedy, Ŝe to złośliwa robota miejscowej
gówniarzerii. Tym bardziej, Ŝe w którąś sobotę, gdy w Czarnowąsach była zabawa, na
drzwiach kościoła pojawiły się napisy: szatan i k...a.
2
Zaraz po poŜarze kościelny Niedworok poszedł obejrzeć zamki w wypalonych odrzwiach.
Wśród ludzi pojawiła się bowiem wersja, Ŝe złodzieje ograbili kościół, a potem podpalili dla
zatarcia śladów. Niedworok znał na pamięć układ zasuw. Twierdzi, Ŝe nie zostały naruszone.
Jego Ŝona przypomniała sobie natomiast dziwne zdarzenie. To było 22 lipca koło dziewiątej
wieczorem. W pobliŜu kościoła spotkała obcego męŜczyznę, który zachowywał się jakby był
pijany, jednak nie poczuła alkoholu, gdy go zapytała, czego szuka. Odpowiedział, Ŝe grobu ze
śmigłem, w którym jest pochowany jakiś lotnik. Pani Monika zna wszystkie nagrobki na
czarnowąskim cmentarzu.
– Powiedziałam, Ŝe nic takiego tu nie ma – opowiada – ale on nie ustępował. Chodził wkoło
kościoła, zataczał się. Postraszyłam go policją. Wtedy krzyknął mi w twarz jedno słowo:
obaczysz. I poszedł w kierunku Opola.
MęŜczyzna wyglądał na czterdzieści lat. Szczupły szatyn, w brązowych spodniach i jasnej
koszuli. Opis podany przez panią Monikę odpowiada rysopisowi człowieka, którego policja
podejrzewa o zamiłowania ogniowe. Szkopuł w tym, Ŝe 22 lipca przebywał on na oddziale
zamkniętym. Tyle przynajmniej na razie wiadomo ze szpitalnych dokumentów.
Była i będzie
Wojewódzki konserwator zabytków ogłosił, Ŝe wystąpił o wykreślenie kościoła z
państwowego rejestru. Świątynia jako obiekt materialny przestała bowiem istnieć. Proboszcz
Piotr Pierończyk mówi, Ŝe jako duszpasterz zajmują się tylko teologią w swojej parafii i w
tym kontekście kościół wciąŜ istnieje. Mimo Ŝe na cmentarnym wzgórzu pozostały jedynie
zgliszcza, nadal jest to miejsce kultu św. Anny, do którego przez wieki pielgrzymowali i będą
pielgrzymować wierni. Dlatego świątynia w postaci materialnej musi być odbudowana.
Mieszkańcy Czarnowąs juŜ chcieliby rozpocząć prace budowlane. Zapewniają, Ŝe
przyszłoroczny odpust św. Anny odbędzie się w nowym obiekcie. Zakłady produkcyjne
zadeklarowały pomoc finansową.
Prowadząca śledztwo policja zabezpieczyła wszystkie ślady i zezwoliła we wtorek na
uprzątniecie zgliszczy. Kościelny Stefan Niedworok mówi, Ŝe trzeba szybko budować, bo
pusty plac będzie bardziej bolał niŜ widok spalonego kościoła.
Pierwsza wzmianka o kościele św. Anny w Czarnowąsach pochodzi z 1684 r. W kronice
parafialnej odnotowano wówczas, Ŝe proboszcz Balthasar de Gerbert zwrócił się do biskupa
wrocławskiego o pozwolenie na zbudowanie obiektu w miejscu zniszczonej, prawdopodobnie
w czasie wojny trzydziestoletnie, świątyni. Kościół wznoszono przez cztery lata. Związana
jest z tym urocza legenda: proboszcz chciał budować świątynię po drugiej stronie drogi, ale
kilkakrotnie jakaś siła przenosiła nocą materiały na pogorzelisko. W końcu biskup wydał
dekret nakazujący zachowanie starej lokalizacji oraz poprzednie patronki – św. Anny.
Ks. Biskup Paweł Stobrawa
Dlaczego tak się stało? Dlaczego z krajobrazu naszej diecezji zniknął kolejny przepiękny,
zabytkowy kościół? Nie wiem. Po prostu nie wiem. Gdy zapytano ewangelicznego
gospodarza, dlaczego chwast znalazł się w pszenicy, skoro posiał on dobre ziarno, gospodarz
odpowiedział: nieprzyjazny człowiek to uczynił. W swej dociekliwości pytamy dzisiaj: gdzie
był Pan Bóg ze swoja wszechmocą, ze swoja opatrznością? Czy Pan Bóg chciał tej tragedii?
Na pewno nie. Pan Bóg w swej miłości do człowieka szanuje jego wolna wolę nawet wtedy,
gdy człowiek czyni zło.
3