29 czerwca 2014 Ładną pogodą żegna nas Norwegia. Po tylu

Transkrypt

29 czerwca 2014 Ładną pogodą żegna nas Norwegia. Po tylu
29 czerwca 2014
Ładną pogodą żegna nas Norwegia. Po tylu przygodach, dziś zadowalamy się krajobrazem nizinnym,
zbożem na polu, jak w Polsce, ale we wcześniejszym stanie wegetacji. Dojechaliśmy do Langesund,
pożegnaliśmy się czule na parkingu i po długim byliśmy na promie. Oczywiście to był zupełnie inny
prom, dużo większy. Wjechaliśmy na niego jako jedni z ostatnich. Pożegnaliśmy się Norwegią. Przez
okno na pokładzie żalem widziałem oddalające się wybrzeże Norwegii. Rozmawiałem długo z
Norwegiem z Hammar, który kiedyś wspinał się na góry. Jest nauczycielem fizyki i matematyki w
odpowiedniku naszego liceum i ciągle jeszcze pracuje zawodowo. Jakie to dziwne przypadki się w
podróżach trafiają. Nie rozmawialiśmy o fizyce, ale o systemie edukacji w Norwegii, o tym że ich
młodzież też już trudno dziś czymś zadziwić, w dobie gdy jesteśmy społeczeństwem informacyjnym. A
jeszcze dwadzieścia lat temu słuchałem tego od jakichś naukowców futurystów na konferencjach
informatycznych „Informatyka w szkole”, na przykład w Wałbrzychu. Norweg był w Krakowie i w
Oświęcimiu. Miło wspomina Kraków. Na Nordkapp natomiast nie był. Nic dziwnego, mieszka na
południu, w fylke Hedmark. A mój szwagier, starszy ode mnie też dopiero raptem w zeszłym roku tam
był.
W Danii zjechaliśmy z promu jako jedni z pierwszych. Po około dwóch godzinach dotarliśmy do
Hobro. Prowadził nas GPS. Krzysiu powiedział nam, że jesteśmy u celu, a ja widzę kilka krów na
pastwisku. Taki hotel nie bardzo mi odpowiadał, choć bardzo tani. Na szczęście jechał samochód z
przemiła parą młodych Duńczyków. Poprowadzili nas. Musieliśmy cofnąć samochód i przejechać
może z 50 m. Tam w bocznej dróżce pojawił się hotel z napisem „Snehøjgaard Bed & Breakfast”. Już
bardziej ukryć się go chyba nie dało. Nie wiem czemu gospodarzom nie chce się reklamować, a
klientów oprócz nas w nim początkowo nie widziałem. Wszedłem do aparatentów i szok! Na górze,
po wspięciu się po krętych schodach oglądałem cudowne apartamenty, w stylu eklektycznym. Stare
meble, a na nich telewizor i router, łóżka jak królewskie, podłogi piękne, choć skrzypiące jak w hotelu
WOM w Sulejówku. Tylko, ze żywej duszy w nim nie ma, a ja się poczułem jak włamywacz. Zszedłem
na dół i bez nadziei zapukałem do pierwszych od brzegu drzwi. Ku zaskoczeniu wyszedł natychmiast
stary zgarbiony człowiek i zagadał do mnie: „Polen”. Mimo iż władał on tylko duńskim i migowym,
dogadaliśmy się szybko. 300 koron i apartament 2 jest nasz.Ucieszył się, gdy poprosiłem o opcjonalne
śniadanie. „Klokka?” – spytał. Wiem, że „klokka” to po norwesku godzina. „Klokka 8” – napisałem na
kartce. Pan zapisał, że płacę 400 koron. „Should I pay right now” (czy mam zapłacić teraz). „Ya”! No i
idzie się dogadać. Dziwiłem się tylko, że tak pięknymi apartamentami zarządza staruszek. Byłem
przekonany, że właściciele dopiero nadejdą. Spotkałem jednak tylko wychodzącego młodego chłopca.
Spanko było cudowne. Zanim się położyłem rozmawiałem z siostrą na Skype. Wszystko tam grało, był
Internet, napis jaki jest użytkownik i hasło, kuchnia, prysznic i kilka apartamentów. Byliśmy sami, jak
się nam wydawało, ale rano spotkaliśmy starsze duńskie małżeństwo. Kiedy się pojawili w hotelu?

Podobne dokumenty