Taredzy w Krakowie - Jakub Ciećkiewicz

Transkrypt

Taredzy w Krakowie - Jakub Ciećkiewicz
C14
20.05.2011
Przystanek Sahara
AFRYKAŃSKI DLA
POCZĄTKUJĄCYCH
Jakub
Ciećkiewicz
Błękitni Jeźdźcy
w Krakowie!
N
agrzany słońcem pas
startowy oddaje ciepło
nocy. Na horyzoncie wisi
wielki, złoty księżyc, otoczony
rojem migających gwiazd.
Wiatr, przetaczający się między
ziemią a niebem, jest zimny,
żywy, gęsty – zawiera miliony
ziaren piasku. Spowija noc żółtym, delikatnym, łagodnym, połyskliwym płaszczem.
Z daleka majaczy barak pełen wysokich, śniadych mężczyzn, w barwnych tunikach
i zawojach: amarantowych, zielonych, błękitnych, brązowych...
Podnoszą w górę tabliczki z nazwami agencji – pakują klientów
do terenówek i odjeżdżają szybko na Saharę.
***
Jest ich na świecie około 2 milionów. Rozsianych od Algierii
i Libii, po Mali, Niger, Burkina
Faso i północną Nigerię. Sami
siebie nazywają: Kel Tagelmust
– „noszący zasłonę na twarzy”
albo Kel Tamahak – „mówiący
w języku tamaszek”. Albo Imajeghen – wolni ludzie!
Prawdopodobnie dotarli na
Saharę w VII wieku z Maroka.
Przybyli wraz z legendarną królową Ti–n–hinan – władczynią
kraju Beraber, gdy pustynia
była jeszcze sawanną. Z biegiem
czasu stworzyli harmonijne więzi z naturą – wędrując ze stadami wielbłądów między stepem
a oceanem piasków, żyjąc wśród
kamieni, karłowatych drzew
i ubogich oaz. Na Sahelu są
arystokracją!
***
Po kilku godzinach szalonej jazdy
archaiczną toyotą, gdy na pustkowiu zapłonęły ogniska, a przewodnicy zaparzyli zieloną herbatę
– zobaczyłem króla. Podjechał
na wielbłądzie w złotym płaszczu,
w złotej tunice, w złotym zawoju,
w złotych okularach. Wódz i duchowy przewodnik Hoggaru, poseł do parlamentu Algierii – Reggani Tidjani – swobodnie usiadł
na dywanie.
– Mam wielki dom w Tamanrasset – powiedział po chwili – ale dla Tuarega dom jest
grobem. Dlatego lubię wędrować
po pustyni, a wieczorami patrzyć
w gwiazdy. Wtedy czuję się wolny
– nic mnie nie rozprasza...
Saint–Exupèry, opowiadał
kiedyś nomadom, że odległość,
jaką przemierzają w ciągu 2
miesięcy, on pokonuje samolotem w 2 godziny! Zapytali zdumieni: – A co robisz z pozostałym czasem?
***
Adam Rybiński przybył z karawaną do Krakowa! Największy
znawca Tuaregów, który od
30 lat przemierza Sahel, sypia
przy ogniskach, przyjaźni się
z wodzami plemion, udostępnia
w Muzeum Etnograficznym
część swojej prywatnej kolekcji.
Unikalna wystawa „Tuareski
blues” – przygotowana przez
Jacka Kukuczkę i Julię Gajdarską – To opowieść o micie rycerzy
pustyni i o zmianach, jakie przeżywa świat nomadów – mówią
kuratorzy. Opowieść pełna głębokiego smutku – blues prosto
z serca Sahary.
Na ścianie wiszą okładki
francuskich pism młodzieżowych. „Le petit Parisien”
z 1896 r. ujawnia straszny obraz
zamordowanego przez nomadów markiza de Mores. Dla
kontrastu „Petite Journal” pokazuje „Ocalonego przez Tuaregów” wycieńczonego Francuza, którego dwaj błękitni
jeźdźcy poją wodą. Jeszcze dalej
scena walki nomadów. Podpis
zawiera pytanie: „Potomkowie
zakonu Krzyżowców?”.
Tak rodził się mit. – Mit, w który uwierzyli sami Tuaregowie
– mówi Jacek Kukuczka. – I choć
nie potrafili stworzyć narodu ani
państwa, ani nawet zjednoczyć
się w walkach z najeźdźcami – zawsze demonstrowali własną wyższość – białych, szlachetnie urodzonych, panów pustyni. Pogardzali czarnymi, najeżdżali ich ziemie w poszukiwaniu pastwisk
i choć z czasem coraz bardziej się
marginalizowali, zawsze uważali,
że zasługują na więcej. Mit utrudniał im asymilację.
Julia Gajdarska pokazuje kolekcję rysunków pod tytułem:
„Przyszłość i codzienność Tuaregów”, które na prośbę Adama
Wędrujący Tuaregowie Kel Igdallen, okolice In Gall, Niger FOT. A. RYBIŃSKI
Rybińskiego wykonały dwie grupy dzieci: mali nomadzi z Hoggaru i Arabowie z pobliskiego
miasteczka. Pierwsze obrazki
są ubogie. Pokazują człowieka,
który wyciąga dłonie do wielbłąda, żołnierzy w mundurach
i ziejący ogniem karabin maszynowy. Drugie są bogate, barwne, przedstawiają groźnych,
ubranych na niebiesko wojowników z zasłoniętymi twarzami
i straszliwymi mieczami. Kolejna
odsłona mitu, który wciąż demonstruje swą żywotność!
O życiu współczesnych Tuaregów opowiadają na wystawie
przedmioty, obrazy, zdjęcia,
wreszcie oni sami – przemawiający do nas z dwóch filmowych
ekranów. Mówią o karawanach
solnych, o pracy w kopalni uranu,
o wielkich suszach i udanych
próbach zakładania oaz. Śledzimy
ich dzień codzienny, pracę, szkołę,
zabawy, koncerty, bierzemy
udział w ich weselu...
***
Na piaszczystych błoniach,
przed rzędem namiotów, zgromadziły się barwnie ubrane
dziewczęta. Siadły na macie,
żartują, plotkują. Jest wśród
nich miejscowa śpiewaczka, która wprawnym ruchem naciąga
skórę na stępę do ziarna – „tinde” i obwiązuje ją nylonowym
sznurkiem. Polewa wodą. Uderza dłońmi. Zaczyna śpiewać
wysokim, dźwięcznym, przenikliwym głosem.
Powoli zapada zmrok. Kobiety wybijają rytm, klaszcząc
w dłonie, a czasem wydają przeciągły, modulowany pisk. Mężczyźni poruszają się tanecznie,
przytupują. Wyją i zawodzą,
a w końcu podskakują w górę.
Każdy tu jest aktorem, widzem,
reżyserem, uczestnikiem i artystą. Misterium trwa. Wyzwala.
Spełnia i oczyszcza.
Poezja zawsze była esencją
pustyni. Dawniej w oazach organizowano ahale – wytworne
zgromadzenia, w trakcie których śpiewano pieśni, przygrywając na gęślach, deklamowano
wiersze, zadawano zagadki, flirtowano. Czasem występowali
grioci, grający na trzystrunowym tehardencie – opowiadali
ze swadą o wygranych bitwach.
W latach trzydziestych, z czarnej
Afryki na Saharę przywędrowało „tinde” – taneczna zabawa
wokół bębna, w której brałem
udział. Blues zrodził się znacznie
później – w czasie wojen, pogromów i katastrof...
***
Tuaregowie mogli stworzyć
własne państwo, ale jedyną okazję – przegapili. Francuzi, urzeczeni mitem błękitnych rycerzy
i bogactwami Sahary, zorganizowali w 1958 roku spotkanie
z dziesięcioma wodzami, którym
zaproponowali utworzenie republiki pod patronatem Paryża.
Dziewięciu propozycję odrzuciło... Nie chcieli paktować z okupantem.
Później, zwłaszcza za czasów
malijskiego komunizującego
dyktatora Modibo Keyty – doszło
do prób wynaradawiania Błękitnych Jeźdźców – opowiada
Adam Rybiński. – Ich dzieci
przebierano na siłę w mundurki
pionierów i w czerwone krawaty,
kazano im maszerować w pochodach pierwszomajowych, zakazano nauki języka tamahak.
Wodza, który nie dopilnował,
aby malcy przyszli do szkoły
– rozstrzelano. Pod wpływem
takich zdarzeń doszło do rebelii
1963 roku, którą brutalnie stłumiono. Rozstrzeliwano ludzi
i stada, podpalano wioski...
Jakby na domiar złego nadciągnęły susze, które doprowadziły nomadów do ruiny. Młodzi
Tuaredzy uciekali masowo do Libii i Algierii, gdzie w obozach
dla uchodźców tworzyli nowe pokolenie – Ishumaren – przegraną
generację bezrobotnych. Jej dramat wyrażały zespoły bluesowe.
– Jedynym czynnikiem spajającym świat Tuaregów okazała
się wówczas muzyka elektrycznych
gitar – opowiada Jacek Kukuczka.
Rozprowadzane po oazach kasety
wzywały do walki, wyrażały marzenie o wolności i o wspólnym
państwie. Właśnie wtedy narodziło się pojęcie „temust”: naród,
kraj, osobowość, istota rzeczy.
Na gruzach starej kultury rodziła
się nowa tożsamość.
Potem były kolejne wojny,
rozejmy i „ogniska pokoju”...
W ich blasku o państwie Tuaregów zapomniano.
PS. Podczas pisania korzystałem m.in. z niepublikowanego tekstu Adama Rybińskiego
„Ręka w rękę, czyli rzecz o tuareskim dążeniu
do jedności i własnego państwa.” 27 V, o godz.
19, uczony weźmie udział w debacie
tuareskiej w Muzeum Etnograficznym
iprzedstawi film dokumentalny zSahary.
Wystawa – w budynku Esterki, przy ul. Krakowskiej 46 – trwa do 12 czerwca.
REKLAMA
TRAVEL SENIOR
sezon 2011
wyloty z Warszawy
HISZPANIA
Costa del Sol
Costa de la Luz
Ibiza
Gran Canaria
Teneryfa
ul. Studencka 1, 31-116 Kraków,
tel. 12/422 03 45,
www.jagiellonia.krakow.pl
e-mail: [email protected]
49111
169511