Sędziowie myśli - Kościół Boży Syloe
Transkrypt
Sędziowie myśli - Kościół Boży Syloe
SĘDZIOWIE MYŚLI – Z DZIEJÓW INKWIZYCJI My nie niszczymy naszych wrogów; my ich zmieniamy. George Orwell – „Rok 1984” TEORETYCZNY FUNDAMENT Prowadzący z herezją walkę z użyciem wszelkich środków władcy i duchowni dość długo nie byli w stanie udzielić odpowiedzi na proste pytanie. Na jakiej podstawie zatwardziali heretycy są skazywani na śmierć? Oczywiście, gdyby ktoś ośmielił się im je zadać. Nie można było znaleźć dla takiego postępowania uzasadnienia w Piśmie Świętym. Nakazywało ono jedynie wykluczanie z kościołów ludzi, którzy po dwóch upomnieniach wyznają poglądy sprzeczne z nauką apostołów. Wierni mieli obowiązek unikania kontaktów z nimi. Również tradycja – uznawana w katolicyzmie za drugie źródło objawienia – nie mogła pomóc. Żaden z tak zwanych Ojców Kościoła nie napisał niczego, czym można byłoby uzasadnić pozbawianie nauczycieli i wyznawców błędnych nauk życia. Jeden z nich – Jan Chryzostom – uznał to nawet za niewybaczalny grzech. Nawet Augustyn z Hippony zalecał jedynie stosowanie kija przy przesłuchaniach i stosunkowo łagodne wyroki. Średniowieczna Europą była jednak oficjalnie całkowicie katolicka, ludziom rządzącym nią bardzo zależało na tym, żeby heretyków w niej nie było. Zdawali sobie sprawę, że nie da się tego osiągnąć nie zabijając przynajmniej niektórych. Skoro dotychczasowa katolicka tradycja nie dawał do tego podstaw, należało stworzyć nową. Zapoczątkował ją papież Innocenty III, który uzasadnił stosowanie w takich przypadkach kary śmierci na dwa sposoby. Po pierwsze, odejście od prawdziwej wiary jest grzechem, który obraża majestat Boga. Skoro obraza majestatu ziemskiego władcy karana jest śmiercią tym bardziej zasługują na nią ludzie dopuszczający się tego w stosunku do Boga. Ktoś mógł jednak zauważyć, że obrazą majestatu Boga jest każdy grzech i stosując konsekwentnie tę zasadę należałoby pozbawić życia wszystkich ludzi. Dlaczego herezja ma być traktowana w sposób szczególny? Odpowiedź na to pytanie była jednocześnie drugim argumentem Innocentego za karą śmierci dla heretyka. Z pewnością zostanie za swoje poglądy wtrącony do piekła. Im dłużej żyje tym większe jest niebezpieczeństwo, że pozyska współwyznawców, którzy też zostaną potępieni. Każdy sposób jest dobry, by temu zapobiec. Słowa apostoła Pawła, że muszą być wśród was rozdarcia, żeby okazało się, którzy są wypróbowani(1 Kor 11; 19) papież pominął milczeniem. Jego myśl rozwinął w kilkadziesiąt lat później największy katolicki filozof i ideolog papieskiej teokracji – Tomasz z Akwinu. W swojej Sumie teologicznej napisał: Heretycy popełniają grzech, którym zasługują sobie nie tylko na karę klątwy, czyli wyłączenia z Kościoła, lecz także na karę śmierci. O wiele bowiem cięższą zbrodnią jest psuć wiarę, która stanowi o życiu duszy niż np. fałszować pieniądze, które służą życiu doczesnemu (…). Ze strony zaś kościoła jest miłosierdzie troszczące się o nawrócenie błądzących stosownie do nauki apostoła(2 Tym 2; 24). Nie potępia się ich od razu, lecz dopiero po pierwszym i drugim upomnieniu; po tym zaś skoro heretyk nadal trwa w uporze, straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół wyklucza go ze swojego łona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń był usunięty ze świata karą śmierci1. Dzieło Tomasza odegrało w historii katolicyzmu rolę olbrzymią i cieszyło się równie wielkim szacunkiem. Podczas obrad soboru trydenckiego Summa Theologica leżała na ołtarzu obok Biblii. Oczywiście nie tylko ze względu na ten fragment, ale nie należy pomniejszać jego znaczenia. Jasno i wyraźnie stwierdzał on, że zatwardziali heretycy powinni umrzeć. Przedstawiony w Piśmie Świętym sposób traktowania heretyków zastąpiono innym, czyli dopuszczono się tak gwałtownie potępianej zbrodni psucia wiary. Myśl Innocentego III i Tomasza rozwijano znajdując coraz więcej racji przemawiających za zabijaniem heretyków. Kardynał Robert Bellarmin doszedł do wniosku, że jest to korzystne nawet dla nich samych. Albowiem im dłużej żyją, tym więcej wymyślają błędów, tym większą deprawują liczbę ludzi i zyskują sobie tym sroższe potępienie2. To, że wywołany egzekucjami strach sprzyja opamiętaniu się innych rozumiało się samo przez się… Kiedy prawowiernym katolikom ogłoszono, jak należy traktować zatwardziałych heretyków, można było wydać wyrok na takiego człowieka w bardzo czuły sposób: „… podjęliśmy wszystkie możliwe starania i wszelkie sposoby oddalenia od ciebie śmierci ciała i śmierci duszy w piekle, dołożyliśmy też wszelkich starań, aby cię nawrócić, używając odpowiednich ku temu sposobów. Ale ty kierowany przez złego ducha wolałeś być dręczonym przez okrutne i wieczne cierpienia piekielne i zostać pochłoniętym przez ogień doczesny na ziemi, niż posłuchać zdrowej rady i odstąpić od karygodnych i szkodliwych błędów, i powrócić na miłosierne łono Świętej Matki Kościoła. Dlatego, ponieważ Kościół Boży nie ma już nic więcej do zrobienia w twojej sprawie, odkąd dla doprowadzenia do twego nawrócenia zrobił on wszystko, co tylko było w jego mocy, my biskup i sędziowie wyznaczeni do prowadzenia tej sprawy, zasiadając w trybunale zgodnie ze zwyczajami sędziów wyrokujących… skazujemy cię…, który jesteś naprawdę zatwardziałym i niepoprawnym heretykiem, i jako taki masz być wydany sądowi świeckiemu… oraz władzy kurii świeckiej, prosząc gorąco, aby kuria ta wydała w twej sprawie łagodny wyrok, unikając przelewu krwi i oddalając niebezpieczeństwo śmierci3. Świeccy sędziowie orzekający w takich sprawach wiedzieli, że sobór laterański IV orzekł, iż ekskomunice podlegają także wierzący, przyjmujący, broniący i wspierający heretyków4. Na ogół nie ryzykowali wydania wyroku, który mógłby wzbudzić podejrzenie, że należą do którejś z tych kategorii. Wielką zaletą takiej teorii i praktyki karania herezji było to, że obie strony zaangażowane w ten proces mogły łatwo zrzucić z siebie winę. Władza duchowna mogła zgodnie z prawdą twierdzić, że przecież nikogo na śmierć nie skazała. Sędziowie świeccy natomiast mogli tłumaczyć wydanie wyroku śmierci presją duchowieństwa i też mieliby rację. Inaczej mówiąc świecki sędzia mógł umyć ręce jak Piłat, a kapłani katoliccy powtórzyć za swoimi żydowskimi poprzednikami:”…chcecie na nas ściągnąć krew tego człowieka”(Dz. Ap. 5; 28). Oczywiście ofiarami inkwizycji byli ludzie grzeszni, ale zastanawiające są podobieństwa w zachowaniu się ich sędziów i prześladowców bezgrzesznego Jezusa. Nauka, że za herezję należy karać śmiercią była głoszona oficjalnie jeszcze w wieku XX. Wypada też zauważyć, że nigdy nie została uznana za błędną. PRZECIW IDEALISTOM Na przełomie XIII i XIV wieku religijne ruchy otwarcie występujące przeciwko katolicyzmowi, takie jak katarzy i waldensi, zostały już w zasadzie stłumione, a ich zwolennicy zmuszeni do ukrywania się. Pojawiły się jednak nowe problemy. Powodowali je ludzie, którzy przynajmniej na początku swej działalności deklarowali, że jako prawowierni katolicy dążą jedyni do oczyszczenia i poprawienia swego kościoła. Duży wpływ na nich miały przepowiednie opata klasztoru cystersów we Fiore – Joachima(1140 – 1202). Twierdził on, że rozwój ludzkości ma według planów Boga przebiegać w trzech etapach. Pierwszy trwał od początku świata do narodzin Chrystusa. Była to epoka Ojca, której rządy spoczywały w rękach żonatych mężczyzn. Później nadeszła epoka Syna, w której rządy sprawowało duchowieństwo. W roku 1260 miała zacząć się epoka Ducha Świętego. Miała ona przynieść powszechną sprawiedliwość, a rządy miał sprawować Nowy Zakon przestrzegający zasad ewangelicznego ubóstwa5. Co ciekawe te „proroctwa” Joachima nie zostały potępione. Jakoś nikt nie zauważył, że zdaniem ich autora już niedługo katolicki kler przestanie być potrzebny. Podobnie jak sprawowane przezeń sakramenty. Natomiast znalazło się wielu pragnących wstąpić do zapowiadanego przez niego Nowego Zakonu. Jedną z takich grup założył w Parmie w roku 1260 Gerard Segarelli. Jej członkowie utrzymywali się wyłącznie z żebrania i nie mieli nawet zapasowego habitu. Było to w tym czasie uznawane powszechnie za objaw wielkiej duchowości. To, że era Ducha Świętego nie zaczęła się w zapowiadanym terminie nie załamało ruchu. Wręcz przeciwnie zyskiwał coraz więcej zwolenników i coraz bardziej nie zamierzał słuchać miejscowego biskupa. Problemem takich „nieoficjalnych zakonów” zajął się w roku 1274 sobór w Lyonie, który zakazał im działalności. Wyegzekwowanie tego nakazu nie było jednak proste. Ostatecznie wytoczono Segarellemu proces o herezję i spalono w roku 13006. Nie uzyskano w ten sposób posłuszeństwa. Ruch tak zwanych apostolitów pod przywództwem następcy Segarellego – Dolcina – rozpoczął zbrojne powstanie przeciwko katolicyzmowi, które ogarnęło całe północne Włochy. Sam Dolino twierdził, że działa z bezpośredniej inspiracji Ducha Świętego, a jego zwolennicy widzieli w nim, papieża nowej epoki7. Dopiero spalenie go na stosie w roku 1307 położyło kres walkom. Oczywiście wykorzenienie ruchu musiało trwać dłużej. Bardzo podobne tendencje do ewangelicznego ubóstwa pojawiły się wśród franciszkanów. Nauki Piotra Jana Oliviego, zakonnika z Narbonne, doprowadziły do podziałów w zakonie i powstania ruchu tak zwanych spirytuałów – zakonników buntujących się przeciwko władzy papieża. Został on zdławiony w latach 1317 – 1327. Zastosowano wobec spirytualnych franciszkanów wszystkie środki represji włącznie z paleniem na stosie8. W tym czasie, głównie we Francji, Niemczech i Włoszech, powstawały wspólnoty kobiet chcących prowadzić duchowe życie. Opiekowały się one chorymi, żyły w czystości i ubóstwie i pracowały nam swoje utrzymanie. Nazywano je beginkami. Członków podobnych wspólnot męskich nazywano begardami. Tryb życia był podobny do zakonnego, ale nie składano żadnych ślubów nie trzeba też było przyłączając się do tego ruchu wnosić żadnych opłat i w każdej chwili można było odejść. Dość często ci ludzie lekceważyli sakramenty, nie uczęszczali na msze, odmawiali własne modlitwy i wierzyli w wyższość swojej duchowości nad oficjalnym katolicyzmem. Represje przeciwko beginkom i begardom trwały jednak przez cały wiek XIV i część XV. Prawdopodobnie ostatniego heretyka z tej „kategorii” spalono w roku 1458 w Moguncji. Nazywał się Hans Becker9. Różne przyczyny mogły przyciągać do tego ruchu, któremu nadano nazwę herezji wolnego ducha. Wspólnoty te składały się z ludzi o skłonnościach do mistyki lub dewocji, nie mogących znieść „normalnego” życia, pragnących popisać się swoja pobożnością, lub oczyścić się z poczucia winy. Nie myśleli oni prawdopodobnie o jakiejś konfrontacji z katolicyzmem, ale inkwizycja wyciągnęła wnioski z przeszłości i uderzyła pierwsza. Każdy nie sformalizowany i nie dający się kontrolować ruch mógł stać się zagrożeniem. (artykuł pierwotnie ukazał w miesięczniku "Idź pod Prąd") Cdn. Piotr Setkowicz 1 [w] Roman Konik, „ W obronie Świętej Inkwizycji”, Te Deum – Warszawa 2002, str. 63. Janusz Tazbir, „Państwo bez stosów”, PIW Warszawa 1967, str. 187 3 Natale Benazzi, Mateo d’ Amico, „Czarna Księga Inkwizycji”, Wydawnictwo M – Kraków 2003, str.320. 4 Roman Konik, op. cit., str. 170. 5 Herve Masson, „ Słownik herezji w Kościele katolickim”, Wydawnictwo „Książnica” – Katowice 1993, str.156. 6 Michael Lambert, „Średniowieczne herezje”, Wydawnictwo Marabut – Gdańsk – Warszawa 2002, str.276. 7 Michael Lambert, op. cit., str.277. 8 Michael Lambert, op. cit., str.287 9 Michael Lambert, op. cit., str.292. 2