Prezydencki poker gospodarczy
Transkrypt
Prezydencki poker gospodarczy
TYTUŁ Gazeta Finansowa DATA PISMA CZYTELNICTWO 17-02-2005 20 000 110 000 Tygodnik • Rozpoczyna s[ę kampania prezydencka - najazie brak jest programów, a nawet stuprocentowych kandydatów Prezydencki poker gospodarczy Obniżenie podatków należy do ulubionych punktów programu kampanii wyborczych, niezależnie od poglądów politycznych. Zgodnie z deklaracjami Andrzej Lepper, przewodniczący Samoobrony, jako prezydent dążyłby do likwidacji CIT-u, obniżenia składki na ZUS do 25 proc. i wprowadzenia podatku obrotowego. Marek Borowski, przewodniczący SdPI, wolałby refundację składek na ZUSdla przedsiębiorców zatrudniających absolwentów i długotrwale bezrobotnych. Zbigniew Religa stopniowo zlikwidowałby ulgi i zwolnienia podatkowe, dążąc do złagodzenia progresji podatkowej, a podatki bezpośrednie kierując do samorządów. Lech Kaczyński zaś opowiada się za wprowadzeniem systemu bodźców podatkowych z tytułu oszczędności i inwestycji. Zbigniew Religa honorowy przewodniczący partii Centrum dopuszcza możliwość opodatkowania reklam leków i preparatów leczniczych na rzecz wspomagania publicznej opieki zdrowotnej. Marek Borowski przewodniczący SdPl chce powołania niezależnego Generalnego Prokuratora, który corocznie podlegałby przesłuchaniu publicznemu, Andrzej Lepper przewodniczący Samoobrony planuje wprowadzenie podatku obrotowego na poziomie do 2,5 proc. Lech Kaczyński lider PiS-u powołałby nowe służby specjalne, które zajęłyby się walką z korupcją. Donald Tusk przewodniczący PO postuluje podatek 3x15 proc. Marta Chmielewska przez Ministerstwo Finansów nie podoba się politykom Prawa i Srawiedliwości. Platforma Obywatelska proponuje zmianę konstrukcji budżetu na zadaniową - pieniądze powinny iść na konkretne działania, a nie na instytucje. Podobnie jak Centrum Religi i Samoobrona - PO zlikwidowałoby fundusze celowe, agencje rządowe i środki specjalne. Partia Centrum wprowadziłaby zwyczaj przedstawiania wieloletniego planu budżetowego na cały okres kadencji rządu. Można być także pewnym, że wszyscy kandydaci ogłoszą konieczność ograniczenia wydatków na administrację publiczną, uproszczenia systemu podatkowego i walki z bezrobociem. Zgodnie z oczekiwaniami wyborców pojawiają się zapowiedzi likwidacji niektórych instytucji państwowych: Senatu, Wojskowych Służb Specjalnych, Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, a nawet Rady Polityki Pieniężnej. Lider w sondażach opinii publicznej, prof. Zbigniew Religa, nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji o swoim udziale w wyborach prezydenckich. Podobnie jest w przypadku pojawiających się w sondażach Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska. - Jest za wcześnie, żeby prezentować program wyborczy mówi marszałek Tusk. Przeciwnego zdania jest prof. Jacek Wasilewski z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Warszawie: - Kampania prezydencka już powinna się rozpocząć, a opóźnia się z powodu zamieszania z wyborami parlamentarnymi. Kandydaci wymigują się jak młode panienki, więc trudno te zaloty traktować poważnie. Poza ogólnikami, że trzeba zapewnić opiekę zdrowotną i pewien poziom życia obywatelom, brak tutaj konkretów. Na razie jest to konkurs piękności, ale zanim wyborcy zdecydują, kogo wybrać, postawią pytanie, czy kandydat potrafi gotować, wychoNiezależność Narodowego wywać dzieci i planować budżet Banku Polskiego kwestionuje domowy. PiS, Liga Polskich Rodzin Planowanie budżetu państwa i Samoobrona, choć Centrum i PO pozostawiłyby prowadzenie polityki monetarnej w gestii banku. Maciej Giertych, kandydat LPR-u, nie pozwoliłby rozporządzać rezerwami dewizowymi Leszkowi Balcerowiczowi i sprzeciwiłby się wejściu Polski do strefy eiiro. - Ustawę o NBP należałoby zmienić w taki sposób, żeby bank centralny był razem z rządem i prezydentem odpowiedzialny za stan gospodarki, stopę inflacji i poziom bezrobocia - mówi Andrzej Lepper. Przewodniczący Samoobrony proponuje uruchomienie rezerwy rewaluacyjnej i nadwyżek dewizowych. Obniżenie podatków też należy do ulubionych punktów programu kampanii wyborczych, niezależnie od poglądów politycznych. Zgodnie z deklaracjami Andrzej Lepper jako prezydent dążyłby do likwidacji CIT-u, obniżenia składki na ZUS do 25 proc. i wprowadzenia podatku obrotowego. Marek Borowski, przewodniczący Socjaldemokracji Polskiej, wolałby refundację składek na ZUS dla przedsiębiorców zatrudniających absolwentów i długotrwale bezrobotnych. Partia Centrum stopniowo zlikwidowałaby ulgi i zwolnienia podatkowe, dążąc do złagodzenia progresji podatkowej, a podatki bezpośrednie kierując do samorządów. PiS opowiada się za wprowadzeniem systemu bodźców podatkowych z tytułu oszczędności i inwestycji. Likwidację pewnych instytucji niektórzy kandydaci zrekompensowaliby powołaniem nowych. Marek Borowski mówi o stworzeniu Narodowego Funduszu Edukacyjnego i Rady Legislacyjnej, opiniującej projekty ustaw oraz urzędu antykorupcyjnego. PiS przy poparciu swojego prezydenta powołałby komisję prawdy i sprawiedliwości - sejmową superkomisję śledczą, która zajęłaby się na początek wątkiem bezpieczeństwa energetycznego i rolą służb specjalnych po roku 1989. Do autorskich pomysłów PiS-u należy także program rozwoju budownictwa mieszkaniowego, zakładający budowę 3 min mieszkań w ciągu 8 lat. Koszt programu sięgnąłby 2 mld zł. Programy wyborcze partii politycznych i ich kandydatów na urząd prezydenta muszą być zbieżne, bo przy dużym praw- dopodobieństwie jesiennego terminu wyborów obie kampanie będą prowadzone równolegle. W przypadku połączenia wyborów prezydenckich z parlamentarnymi większe poparcie dla partii walczącej o miejsce w parlamericie przekłada się na poparcie jej kandydata na prezydenta. - Duże szansę miałby wspólny kandydat PO i PiS-u - mówi prof. Wasilewski. - Start w wyborach jednocześnie Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego osłabia pozycje obu panów. Podobnie ma się rzecz z Markiem Borowskim i Włodzimierzem Cimoszewiczem. To kandydaci podobni - umiarkowani w swojej lewicowości, otwarci na inne ugrupowania, o niezbyt rażącej przeszłości partyjnej, ale bez specjalnej sympatii społecznej. Oprócz Andrzeja Leppera żaden z polityków, których nazwiska są wymieniane na liście kandydatów na prezydenta, nie próbował jeszcze tej sympatii sobie zdobyć ani też aktywnie zaprezentować swoich poglądów społeczeństwu. Maciej Płażyński, obecnie poseł niezależny, który też za- stanawia się nad startem w wyborach na prezydenta, uważa, że największe szansę będą mieli kandydaci niezwiązani z konkretną partią polityczną. - W przyszłej kadencji prezydenckiej i parlamentarnej, w przeciwieństwie do ohecnej, istotne będą sprawy wewnętrzne państwa - mówi Płażyński. - Czeka nas społeczne rozwarstwienie. Twardy liberalizm tutaj się nie sprawdzi, potrzebne będzie budowanie poczucia współodpowiedzialności i solidarności społecznej. Przy rewolucyjnych poglądach dzisiejszej opozycji, a jutrzejszej władzy przyda się prezydent rozważny, choć także odważny. Zdaniem dr. Jacka Kucharczyka z Instytutu Spraw Publicznych kluczem do wygranych wyborów jest zdobycie głosów wyborców umiarkowanych. - Polacy mogą się obawiać skrajności w przypadku osoby prezydenta RP - mówi dr Kucharczyk. - Ludzie oczekują od prezydenta, że będzie raczej arbitrem ponad politycznymi podziałami i niezależnie od partyjnego zaplecza. Ale umiarkowany nie oznacza niewyrazisty. • Gwiazdozbiór prezydencki wedtug Piotra Tymochowicza* Kandydatów można podzielić na kilka kategorii. Pierwsza z nich to kandydaci-komety, którzy ciągną za sobą długi warkocz struktur politycznych - z solidną bazą polityczną. Do tej kategorii można zaliczyć Marka Borowskiego. Marszałek pracuje nad swoim wizerunkiem w sposób spójny. Może się spodobać wyborcom choćby to, że mieszka w skromnej kawalerce i jest zaprzyjaźniony z sąsiadami. Z drugiej strony jest nudny jak flaki z olejem i trudno sobie wyobrazić, że może porwać tłumy. Kandydatem-supernową można by nazwać Tomasza Lisa - egzotyczny, btysnąt kilkoma akcjami medialnymi, rzucił na rynek książkę, wy, twarzając pozorny obłok. Obok nich mamy asteroidy - t o politycy, którzy pojawiają się w różnych konstelacjach w zależności od wiatrów politycznych. Jan Rokitąj§st przykładem kombinacji asteroidy z kometą. To bardzo niebezpieczny kandydat, niespójny, siejący destrukcję. Jego partyjny kolega - Donald Tusk, leń patentowany, z czym się nie kryje, może być dobrym komentatorem, ale nie prezydentem. Zbigniewa Religę określiłbym jako mgławicę: brakuje mu określonego kształtu, poparcia środowiska, które zaczyna wytykać mu błędy z przeszłości. Religa zupełnie nie może być symbolem świeżości w polityce. Lech Kaczyński pretenduje do roli czerwonego giganta, ale jest tylko białym kartem w tym gwiazdozbiorze: dużo krzyczy, ale niewiele sobą reprezentuje. Potwierdza się teza, że im większe kompleksy na tle wzrostu, tym bardziej wybujałe aspiracje polityczne (przykład Napoleona i Stalina). Choć Kaczyński, jak zauważyłem, zaczął nosić wyższe obcasy, to jednak jego twarz pasuje bardziej na cwaniaczka z Pragi niż na prezydenta. Myślę, że wyborcy będą stronić od radykalnych kandydatów. W cenie będzie mediator, reprezentant, niedestruktor. Radziłbym kandydatom położyć nacisk na listę wyróżników. Powinni oni udowodnić, że różnią się, i pokazać, jak się różnią od rywali. Dziś większość wyborców zapytanych o to, czym się różni PiS od LPR-u, nie mówiąc o SLD i SdPI, popadłaby w konsternację. Szansę ma dzisiaj ten kandydat, który zadziała wbrew sobie i uświadomi sobie, że im mniej polityki w państwie i gospodarce - tym lepiej. Wyborcy oczekują ograniczenia władzy polityków, a nie jej poszerzania. *Autor jest specjalistą w zakresie nowych metod związanych z teorią wywierania wpływu