Gejerel. Mniejszości seskualne w PRL-u

Transkrypt

Gejerel. Mniejszości seskualne w PRL-u
 Spotkanie na temat książki „Gejerel. Mniejszości seskualne w PRL-­‐u”. Książka Krzysztofa Tomasika to kopalnia wiedzy na temat homoseksualizmu w PRL i konstruowanych wokół niego opowieści. Autor wertuje reportaże, zapomnianą literaturę, akta spraw sądowych, wypowiedzi autorytetów i polityków, pamiętniki i listy. Śledzi ów niezbadany dotychczas dyskurs i daje nam wgląd w sprawy, o których nie pisali literaturznawcy, historycy ani badaczki literatury. Krzysztof Tomasik (1978) – publicysta, biografista, badacz polskiego homoseksualizmu. Autor
książki “Homobiografie” (2008) i redaktor zbioru PRL-owskich reportaży “Mulat w pegeerze”
(2011). Prowadzi seminaria biograficzne na Uniwerytecie Krytycznym Krytyki Politycznej i
wykłada na Queer Studies w KPH. Współgospodarz programów o tematyce LGBT - audycji “Lepiej
późno niż wcale” w radiu Tok Fm oraz programu „Punkt Gie” w internetowym kanale
telewizyjnym Rodin TV. GEJEREL FRAGMENT WSTĘPU Krzysztof Tomasik Minęło niewiele ponad dwadzieścia lat od kiedy rozpadł się twór zwany Polska Rzeczpospolita Ludowa, a ta epoka wydaje się równie odległa i zmitologizowana jak dwudziestolecie międzywojenne czy czasy rozbiorów. Można odnieść wrażenie, że geje i lesbijki wówczas nie istnieli. Słowa „gej” faktycznie nie było, królował „pedał”, a sam temat średnio funkcjonował w świadomości społecznej. ` 1 Pojedyncze książki, kilka filmów z ciotowskimi epizodami, dobrze ukryte kluby, artykuły w specjalistycznych pismach na temat zboczeń płciowych i kryminogennych środowisk – wyobrażamy sobie, że tak to właśnie wyglądało, dostrzegane przez grupkę najbardziej zainteresowanych, niewidoczne dla reszty. 6 lipca 1980 roku Krystyna Kofta zapisała w swoim dzienniku: „Na Starym Mieście, na wątróbkach, w knajpie pedalskiej. Oficjalnie zwykła knajpa, ale rzeczywiście sporo przystojniaków kręcących tyłkami, że nasza Wiercidupka może się schować. Odpoczywam, a tym razem Taylor i Dru są na linii strzału, oni są obiektem, spojrzenia, machania ręką, stawiania kolejek”. Tak to wyglądało z perspektywy heteroseksualnej pisarki, spojrzenie osób homoseksualnych było zapewne nieco inne. Jak im się żyło? Różnie, także tak jak jednemu ze znajomych Grzegorza Musiała, którego opisał pisarz w swoim dzienniku: „ciemnowłosy, wąsaty Marek, kiedyś chuligan, nawet kryminalista, dziś mąż, który »nienawidzi swej żony«. Ojciec dwóch córeczek, które »kocha tylko przy wódce« i tylko wśród Drogich Nieznajomych, ku którym ma »niespożyty pociąg«. -­‐ Nie mogę się z tym pogodzić, nie mogę, nienawidzę siebie – leje łzy. -­‐ To jest okropne, to jest... -­‐ zastanawia się chwilę i nagle zdumiewa nas precyzyjnym słowem -­‐ …to jest gorzkie. Okropnie gorzkie” (26 I 1982). Może kluczem jest słowo „gorzki”? „Gorzki fiolet” -­‐ taki tytuł nosił drugi artykuł o homoseksualizmie opublikowany w polskiej prasie powojennej. Był rok 1981, a autorka to Barbara Pietkiewicz, publicystka „Polityki”. Jak pisał Paweł Kurpios, „Gorzki fiolet” szybko zyskał status kultowego: „wspomina się wręcz o tym, że co celniejsze fragmenty odczytywano na głos w trakcie specjalnie zorganizowanych sesji lektorskich”. Dlaczego to właśnie artykuł Pietkiewicz zapisał się w zbiorowej pamięci, a nie wcześniejszy o osiem lat tekst Tadeusza Gorgola „Homoseksualizm a opinia” z „Życia Literackiego”? Czy zdecydowała o tym siła i poczytność „Polityki”, czy też po prostu dopiero w 1981 r. polscy homoseksualiści byli gotowi na przyjęcie artykułu o sobie? Pod względem treści oba teksty są do siebie zaskakująco podobne, najpierw jest rys historyczny (Grecja!), potem przedstawienie sytuacji współczesnej, wreszcie apel o tolerancję i zastrzeżenie, aby z przywilejami nie przesadzić. W obu homoseksualizm oznacza mężczyznę. Najważniejsza różnica to płeć autora i autorki. Wszystko wskazuje na to, że w przypadku Gorgola mamy do czynienia z pseudonimem, za to Pietkiewicz nie musi się skrywać za wymyślonymi nazwiskami, poruszenie kwestii przez kobietę nie „demaskuje” jej ` 2 jako homoseksualistki. Nie zmienia to faktu, że oboje musieli się rytualnie odciąć od tematu, jeden z ostatnich akapitów u Pietkiewicz brzmi: „Homoseksualiści domagają się specjalnych, chroniących ich ustaw, jak te które uchwalono dla Murzynów i kobiet. Wraz z tolerancją rośnie sprzeciw społeczny wobec tych żądań. Tolerancja nie może oznaczać aprobaty ani przyznania specjalnych uprawnień”. Na jakie to „specjalne uprawnienia” mogli liczyć geje i lesbijki w roku wprowadzenia stanu wojennego? Nie jest tajemnicą, że przez cały PRL pociąg do osób tej samej płci był postrzegany przez pryzmat słabości, jako czynnik który ułatwi złamanie i zwerbowanie danej jednostki przez Służbę Bezpieczeństwa. Jedną z takich historii przytacza w dzienniku Grzegorz Musiał: „[Józio] opowiada o swym znajomym z Gdańska, lekarzu czy adwokacie, bardzo pięknym, o którym bezpieka wiedziała, że jest »taki«. Przesłuchiwano go przez parę dni, po kilkanaście godzin dziennie – chcieli mieć przez niego »wejście w środowisko«. Nic nie powiedział, nic nie podpisał, w nagrodę dali go do celi recydywistów, gdzie pięciu drabów gwałciło go jeden po drugim. Józio widział się z nim niedawno. Mówi: »To już jest zupełnie zrujnowany człowiek«.” (5 II 1982). Historia tego i podobnych mu mężczyzn ciągle nie zainspirowała do szerszych badań na temat mechanizmu funkcjonowania osób homoseksualnych w PRL-­‐u. Przyjęta perspektywa skupiająca się na nienormatywności seksualnej, wymusiłaby opowieść o Polsce sprzed kilkudziesięciu lat nieco inną niż obowiązująca, dobrze już znana, z banalnymi podziałami na PZPR i Solidarność, Wałęsę i Jaruzelskiego, walczący naród i uciskający go obóz władzy. Chociaż każdego roku setki młodych ludzi rozpoczyna studia historyczne, opublikowane teksty podejmujące temat homoseksualności w Polsce Ludowej można policzyć na palcach jednej ręki. Z publikacjami książkowymi jest jeszcze gorzej, po prostu ich nie ma. Przez ponad dziesięć lat wydawnictwo Trio firmowało serię „W krainie PRL”, która miała być spojrzeniem na tamten okres od strony społecznej, alternatywnym dla historii proponowanej przez IPN. Tytułów ukazało się w sumie 63, lecz choć monografii doczekał się samochód „Syrenka”, zanalizowano scenę rockową i ruch syjonistyczny, a nawet ruch turystyczny, żadna z książek nie została poświęcona przemianom w dziedzinie seksualności, nie mówiąc już o mniejszościach seksualnych. Najlepiej pokazuje to horyzont myślowy polskich historyków, nawet tych liberalnych, nie związanych nie skrajną prawicą, pozornie dalekich od ideologii IPN-­‐u. Siłą rzeczy także ` 3 osoby wówczas żyjące mają problemy z podsumowaniem, czym była wszelka nienormatywność seksualna, często poprzestają na opisaniu pojedynczych anegdot, których byli świadkami bądź bohaterami. Jak dotąd chyba tylko Kindze Dunin udało się dotknąć istoty sprawy, gdy w „Zadymie” wspominała sytuację sprzed lat: ”Homoseksualizm istniał i jednocześnie nie istniał. Kiedy dorastałam, zdarzało mi się to i owo z koleżankami. Jeden z moich pierwszych chłopaków wyznał mi, że przede mną kochał się w koledze z klasy. Inny kumpel znowu opowiadał, jak to nie mógł poradzić sobie z pewnymi sprawami, więc poszedł do seksuologa. Seksuolog spojrzał mu głęboko w oczy i zaprosił na weekend na Mazurach. Znałam bardzo samotnych mężczyzn, o których wiedziałam, że są homoseksualistami, oraz żonatych, których powszechnie plotkowano, że wolą chłopców. [...] wszystkie te doświadczenia i informacje pojawiały się na chwilę i natychmiast znikały. Nie powodowały żadnej zmiany myślenia. Nie prowokowały do żadnych pytań. Książeczki o zboczeniach sobie, a życie sobie. Wszystko to też działo się gdzieś w ukryciu, pod skórą tak zwanej normalności. Dopiero dziś wiem, że emancypacja polega właśnie na ujawnianiu niejawnego, a ja dorosłam w czasach przedemancypacyjnych”. Moim zadaniem było pozbierać „okruchy” o homoseksualizmie, które pojawiały się w PRL-­‐u, nie układając się wówczas w żadną całość. Zobaczyć, w jaki sposób ten temat funkcjonował w przestrzeni publicznej, szczególnie w jej masowym wymiarze. Co można było przeczytać w popularnym czasopiśmie, czy wydawanych w ogromnych nakładach książkach, obejrzeć w kinie, usłyszeć przy okazji głośnego procesu sądowego. Okazuje się wówczas, że świadectw z epoki jest całkiem sporo, nienormatywność płciowa istniała zawsze, a problemem jest raczej sposób konstruowania pamięci historycznej, tego co jest „ważne” i warte zapamiętania. PRL formalnie trwał od 1952 do 1989 roku. Zbyt długo, by udawać, że tego okresu nie było lub że dziś już nie mamy z nim nic wspólnego. Czytając ówczesne teksty okazuje się, że stykamy się z dobrze znaną opowieścią, w której homoseksualizm oznacza zagraniczną modę przed którą trzeba się bronić, bo silne lobby wymusza coraz większe przywileje. Wbrew pozorom ten dyskurs nie jest tworzony na bieżąco jako reakcja na zmieniającą się sytuację -­‐ powstał w latach 70. i 80. XX wieku i pokutuje do dziś. W międzyczasie zmieniło się niemal wszystko, ale dla wielu gej to wciąż pan Czesio (Czesław Majewski) z kabaretu Olgi Lipińskiej. Także dlatego, że nigdy potem nie zaistniała postać ` 4 homoseksualisty w równie popularnym programie ani serialu, a te, które powstały nie były znakiem kroku naprzód, choć minęło 35 lat od pierwszego pojawienia się Czesia na ekranie telewizora. Zgadzają się także inne części „układanki”. Wciąż obracamy się w męskocentrycznej opowieści, lesbijki „nie istniały” -­‐ najwyżej jako erotyczna fantazja albo część narracji więzienno-­‐obozowej. Także w przypadku transpłciowości mamy do czynienia z sytuacją w której wciąż od nowa kolejne osoby rozpoczynają polską historię „zmiany” płci. Okazuje się więc, że o ile życie mniejszości seksualnych zmieniło się diametralnie w ciągu tych kilkudziesięciu lat, o tyle w dyskursie publicznym wciąż operuje się tymi samymi kliszami. Można zresztą odnieść wrażenie, że także dla polityków okres PRL stanowi w tej kwestii swego rodzaju wzór. Kolejne opcje rządzące po '89 r. homoseksualizm widziały jedynie w sferze prywatnej, jako niechciany temat, którym nikt nie chciał się zajmować. Ideałem byłby brak poruszenia tej kwestii w kontekście politycznym w jakiejkolwiek formie. Jednocześnie zadbano, by nie przesadzać z „przywilejami”. Dlatego w Konstytucji RP uchwalonej w 1997 r. znalazł się zapis o małżeństwie jako związku kobiety i mężczyzny, choć na poważnie nie odbyła się jeszcze żadna debata o związkach partnerskich -­‐ siłą rzeczy społeczność LGBT nie ponosiła także kwestii małżeństw jednopłciowych. Homoseksualizm pozostał straszakiem, takim samym jakim był w latach 70. dla premiera Piotra Jaroszewicza. ` 5 Te materiały dostępne są na licencji Creative Commons "Uznanie autorstwa - Na tych samych
warunkach 3.0 Polska" (CC-BY-SA 3.0 PL). Pewne prawa zastrzeżone na rzecz autorów oraz
Fundacji Kultura dla Tolerancji. Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści - pod warunkiem
zachowania niniejszej informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, posiadanych praw oraz o
projekcie "Polska-Ukraina: strategie, dobre praktyki i doświadczenia na polu aktywizmu LGBT".
Treść licencji jest dostępna na stronie http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/pl.
` 6