Czy grozi nam następna epoka lodowcowa? O wartości
Transkrypt
Czy grozi nam następna epoka lodowcowa? O wartości
Czy grozi nam następna epoka lodowcowa? O wartości prognozowania N a naukach przyrodniczych i społecznych powiązanych z geografią (meteorologia, geofizyka z hydrografią i sejsmologią, demografia, ekonomia, urbanistyka, ekologia) spoczywa obowiązek prognozowania. To ma swoje dobre strony: rządy, korporacje przemysłowe i organizacje międzynarodowe przeznaczają pokaźne fundusze na ekspertyzy i raporty. Specjaliści zbierają dane ze świata aktualnego, po czym ekstrapolują, czyli rzutują w przyszłość zaobserwowane prawidłowości. Ładnie to wygląda na graficznych schematach, gdy przedłużamy linie proste lub krzywe poza nasz horyzont czasowy. Dzięki komputerom można było tę praktykę podnieść na jakościowo wyższy poziom. Po pierwsze, łatwiejsze jest pozyskiwanie i wielokrotne wykorzystywanie danych zdobytych z przepastnych głębin informatycznej sieci. Po drugie, w błyskawiczny sposób można dokonywać najrozmaitszych przeliczeń, porównań, zestawień. Po trzecie, efekty tych analiz można prezentować w formie atrakcyjnych animacji. Modelowanie zjawisk geograficznych wciąż zyskuje na znaczeniu. Ilość współzależności rośnie. Jedynie techniki informatyczne mogą ten chaos uporządkować w użyteczne prognozy. Czy są one naprawdę użyteczne? Mimo danych zbieranych nawet przez satelity z orbity okołoziemskiej, tysięcy stacji pomiarowych i coraz potężniejszych komputerów nie da się przewidzieć okresów suszy, wichur, burz, powodzi ani trzęsień ziemi. To znaczy da się przewidzieć, ale z wyjątkiem tych najbardziej katastrofalnych. Klasycznym przykładem sporu o wartość takiego prognozowania jest debata dotycząca zmian klimatu. Grozi nam globalne ocieplenie czy następna epoka lodowcowa? Zresztą jedno nie wyklucza drugiego. Zapewne żyjemy w interglacjale, czyli okresie między kolejnymi zlodowaceniami. Jeżeli geolodzy naliczyli kilka kolejnych zlodowaceń, to dlaczego to ostatnie miałoby być ostatnim definitywnie? Zasada rzutowania w przyszłość dotychczasowych prawidłowości (empiryczna podstawa wszelkiego prognozowania) zmusza nas do uznania, że nastąpi kolejne zlodowacenie. Czy zmierzamy dopiero do punktu maksymalnego ocieplenia, czy minęliśmy już termiczne maksimum? A może zaliczamy kolejne wahnięcie klimatyczne (np. XIII wiek był bardzo ciepły, a XVII bardzo zimny)? Filozof grecki Protagoras stwierdził, że nie możemy się wypowiedzieć na temat bogów, ponieważ za krótko żyjemy, by być w stanie posiąść o nich dostateczną wiedzę. Gdyby w miejsce „bogów” wstawić „zmiany klimatu”, zdanie to byłoby nadal prawdziwe. Przyrodnika humanistę po prostu stać na przyznanie się do niewiedzy wynikającej z niemożności zdobycia wyczerpujących danych empirycznych na określone zagadnienie. Zachętą do odrobiny sceptycyzmu nie chcę dezawuować dążenia do wiedzy. Jeżeli nie możemy zdobyć „wyczerpujących danych”, to zdobądźmy choćby „niewyczerpujące”. Z nauk geograficznych jest ich w pamięci komputerów ogromna ilość: o krajobrazach, dobrach kultury, innych ludach. Humaniście takiej wiedzy nigdy dość. Jerzy Pilikowski