128 kB

Transkrypt

128 kB
NIEPEWNY DœWI£K
William Marrion Branham
mówione sowo jest oryginalnym nasieniem
NIEPEWNY DœWI£K
(The Uncertain Sound)
:
Niepewny d›wiŸk
(The Uncertain Sound)
31. lipca 1955
Kaplica Branhama
Jeffersonville, Indiana, USA
Poselstwo, wygoszone przez brata Williama Marriona Branhama w niedzielŸ do
poudnia, dnia 31. lipca 1955, w Kaplicy Branhama w Jeffersonville, Indiana, USA.
PodjŸto wszelkie wysiki, by dokadnie przenie™ø mówione Poselstwo z nagrania na
ta™mie magnetofonowej do postaci drukowanej. Podczas korekty korzystano równieŒ
z nagra§ na ta™mach w oryginalnym jŸzyku oraz z najnowszej wersji The Message”,
wydanej przez Eagle Computing w 1996. Niniejszym zostao opublikowane w penym
brzmieniu i jest rozpowszechniane bezpatnie.
Wydrukowanie tej broszury zostao umoŒliwione dziŸki dobrowolnym wkadom
wierzcych, którzy umiowali Jego Sawne Przyj™cie i to Poselstwo. Przetumaczono
i opublikowano w 1997. Wszelkie zamówienia naleŒy kierowaø na adres:
William Marrion Branham
MÓWIONE S~OWO
GUTY 74, 739 55 Smilovice
Broszura nie jest przeznaczona na sprzedaŒ.
NIEPEWNY DœWI£K
Niepewny d›wiŸk
` Cieszyem siŸ bardzo, Œe byli™my tutaj dzisiaj do poudnia i ufamy, Œe
dobre bogosawie§stwa Pana odpoczŸy na kaŒdym z was. Nie
wiedziaem, Œe tutaj bŸdŸ _ byo to dla mnie poniekd zaskoczeniem.
Lecz oni odoŒyli o tydzie§ naboŒe§stwo w Niemczech, poniewaŒ tam
bya jaka™ impreza, musieli wiŸc skorzystaø z tego stadionu. WiŸc nie
odjeŒdŒamy _ dopiero za tydzie§ od nastŸpnej niedzieli.
2
W nastŸpn niedzielŸ bŸdziemy w^ nastŸpn sobotŸ i niedzielŸ na
zgromadzeniu metodystycznym pod goym niebem w Campbellsville,
Kentucky, na kampanii uzdrowieniowej. W sobotŸ wieczorem bŸdzie
naboŒe§stwo uzdrowieniowe w Campbellsville, na zgromadzeniu
metodystycznym pod goym niebem. W nastŸpn niedzielŸ po poudniu,
jeŒeli Pan pozwoli, pragnŸ wygosiø Poselstwo Ewangelii. A potem, w
niedzielŸ wieczorem, bŸdzie znowu naboŒe§stwo uzdrowieniowe dla
ludzi tam w^ Jest to blisko mego rodzimego miasta, gdzie siŸ
urodziem i wyrosem, wzglŸdnie urodziem siŸ. A wyrosem tutaj w
Indianie. Zatem wy, którzy macie przyjació, którzy by chcieli przyj™ø na
uzdrowieniowe zgromadzenie, otóŒ, jeŒeli Pan pozwoli, bŸdziemy tam w
nastŸpn niedzielŸ po poudniu, wzglŸdnie wieczorem raczej. My™lŸ, Œe
rozpoczniemy okoo 7.30. Nasz umiowany pastor pojedzie razem z nami,
by siŸ zatroszczyø o ™piewanie, i tak dalej.
3
A w tej kaplicy tutaj bŸd naboŒe§stwa w nastŸpn niedzielŸ do
poudnia i w niedzielŸ wieczorem. BŸdzie tutaj znakomity kaznodzieja,
by do was przemawiaø _ niespodzianka. WiŸc, ja to po prostu na razie
zostawiŸ, poniewaŒ bŸdziemy siŸ staraø zaprosiø kogo™, kto bŸdzie dla
was niespodziank w nastŸpn niedzielŸ. A wiŸc teraz, wy którzy nie
moŒecie byø tam w Campbellsville, by byø razem z nami na tym
zgromadzeniu, patrzcie, przyjd›cie wprost do tej maej kaplicy, a
naboŒe§stwa bŸd kontynuowane jak zwykle _ w nastŸpn niedzielŸ
rano i w niedzielŸ wieczorem.
4
Odwoaliby™my to, gdyby tutaj przypadkowo by kto™ z pobliŒa
Campbellsville _ zawsze staramy siŸ je odwoaø z powodu innych
naboŒe§stw, ale tam^ lecz mamy ludzi, którzy po prostu nie mog w
tym czasie wyjechaø na tamte zgromadzenia. I bŸdziemy mieø
naboŒe§stwa specjalnie dla nich i dla modych ludzi. WiŸc kaŒdy jest
serdecznie zaproszony na te wspaniae naboŒe§stwa.
5
Zatem, przypadkowo dostaniemy^ Mówmy teraz po prostu o czasie
_ jak on siŸ naprawdŸ przy™piesza. Pomy™lcie tylko. Ja odlecŸ std o
jedenastej do poudnia _ z Louisville, a nastŸpnego popoudnia, zaraz po
obiedzie, bŸdŸ przemawia w Luksemburgu i w Frankfurcie w
Niemczech. Pomy™lcie tylko, od jedenastej godziny tutaj w^ OdlatujŸ
z Louisville o jedenastej godzinie, a nastŸpnego popoudnia bŸdŸ gosi w
Frankfurcie, w Niemczech; majc ponad to minus piŸø godzin czasowej
róŒnicy. Pomy™lcie tylko o tym! Moi drodzy! Trudno w to uwierzyø,
2
nieprawdaŒ? Tak szybko! Lecz przypadkowo, z aski BoŒej, dostali™my
dobr, bezpo™redni liniŸ _ DC-9 std do Nowego Jorku, a stamtd dalej
lini Pan American. Ona nas zabierze prosto do Frankfurtu.
6
BŸdziemy tam potem kilka dni, a nastŸpnie udamy siŸ stamtd do
Berlina. I u sawnego Hala Hermana _ mam byø u niego dwa wieczory w
Berlinie, w Niemczech. Ten synny nawrócony reŒyser filmowy z
Hollywoodu, który siŸ nawróci na jednym ze zgromadze§
ewangelizacyjnych. A on jest z urodzenia Niemcem. I on jest z powrotem
w Niemczech i gosi EwangeliŸ pod wielkim namiotem w Berlinie. A
przychodzi tam wiele tysiŸcy spoza Œelaznej kurtyny. To jest^
7
Jest to naprawdŸ wzruszajce. Pewnego poranka siedziaem w
Zürychu, w Szwajcarii, a wówczas byo tam tak duŒo ludzi. Mieli™my
tam na zgromadzeniu sto dwadzie™cia sze™ø tysiŸcy ludzi, wiŸc nie
mogli™my siŸ niemal wydostaø z tego miejsca. A zatem kaŒdy, wiecie _
to wzruszajce _ i bagali, bym siŸ za nich modli, i chcieli wiedzieø, co
Pan ma im do powiedzenia.
8
A Pan powiedzia mi: Wyjd› i id› w kierunku brzegu morza,
wzglŸdnie brzegu jeziora”. Szwajcaria jest takim piŸknym krajem.
A ja powiedziaem: Billy, chod› razem ze mn”.
9
On powiedzia: NuŒe, tato, ty siŸ tam wpltasz w kabaŸ i bŸdziesz
musia zawezwaø policjŸ, by ciŸ stamtd wydostali”.
10 A ja powiedziaem: Trudno, Pan mi mówi, Œebym szed w kierunku
brzegu”. Zszedem wiŸc nad brzeg i spacerowaem dugo wzduŒ niego, a
nikt^ Niemcy, Szwajcarzy, Belgowie, Francuzi i Wosi _ na
zgromadzeniu. Nikt mnie nie pozna _ w ogóle. Szedem tuŒ koo
wybrzeŒa. I mam pewien sposób, jak siŸ zamaskowaø trochŸ. WtpiŸ, czy
by mnie pozna mój wasny brat _ gdyby siŸ ze mn spotka. WiŸc^ A
on by^
11 Szedem tuŒ koo brzegu _ wyszli™my tam i usiedli™my. A Billy
powiedzia: Patrz, ty wiesz, Œe oni mnie znaj, tato”.
12 Ja powiedziaem: No cóŒ” _ powiedziaem _ moŒe ciŸ znaj”. Lecz
powiedziaem: Pan mi powiedzia, abym wyszed”.
13 Powiedzia: Lecz co Pan chce, Œeby™ uczyni?” Niecierpliwo™ø
dziecka, wiecie.
Ja odrzekem: On siŸ o to zatroszczy”. Rozumiecie?
14 ZaczŸli™my wiŸc spacerowaø z powrotem wzduŒ wybrzeŒa.
Zobaczyem starego czowieka, który tam siedzia, paka, czyta, ot tak.
Powiedziaem: Tam on jest. O niego chodzi”.
On rzek: Czy nie podejdziesz do tego czowieka, by z nim
rozmawiaø?”
15 Ja rzekem: Nie, on podejdzie do mnie i bŸdzie rozmawia ze mn”.
Rzekem: On^” Powiedziaem: OtóŒ, on jest z dalekich stron”. I
rzekem: On tutaj przyszed; jest to naglca sprawa. Obserwuj a
3
MÓWIONE S~OWO
zobaczysz, czy ten czowiek nie ma czego™ dla mnie. A dotyczy to
ramienia kobiety. Rozumiesz?” Powiedziaem^
Powiedzia: Jak wiesz?”
16 Ja powiedziaem: Wa™nie przysza wizja, a to jest ten sam czowiek,
to jest on _ siedzi wprost tam”. I powiedziaem: Patrz siŸ po prostu w
innym kierunku teraz i przejd›my koo niego”.
17 Przespacerowali™my koo niego. Za kilka chwil on powiedzia: Tato,
ten czowiek idzie za nami”.
18 Ja rzekem: Ja to wiem. I bŸdziemy przechodziø wzduŒ zakrŸtu,
bŸdziemy przechodziø przez may mostek, a on pójdzie przede mnie _
wa™nie na tym mostku wyprzedzi mnie. Zobaczysz, czy tak nie bŸdzie”.
On rzek: W porzdku”.
19 Poszli™my wiŸc dalej. A on siŸ tam zatrzyma _ przeszed przede
mnie i wyprzedzi mnie wprost na tym maym mostku. On rzek: Bracie
Branham?”
20 I wycign swoj ma^ mia ma teczkŸ, tak jak nosz
kobiety, wycign z niej torebkŸ damsk i swój paszport. A by z Rosji.
I on tam mia chusteczkŸ, a chcia, Œebym siŸ nad ni modli, i rozerwa
j na sze™ø pasków _ dla kobiety, która miaa powaŒnie chor rŸkŸ,
która zostaa poraniona, a nie wyzdrowiaa i kurczya siŸ. A ona bya
matk piŸciu dzieci. Sze™ø pasków, rozumiecie, po prostu doskonae.
21 A ja spojrzaem na jego paszport. On by z Rosji _ spoza Œelaznej
kurtyny. I pomy™lcie tylko, jak Pan Jezus widzia tego biednego
Rosjanina! Zapytaem siŸ go, ilu ich tam jest. On odrzek: Jest nas kilka
setek, przeszli™my przez granicŸ i przybyli™my na twoje zgromadzenie”.
Ja rzekem: Jak siŸ dowiedzieli™cie, Œe tutaj bŸdŸ?”
On rzek: OtóŒ, syszeli™my to nadawane przez szwajcarskie radio”.
A ja powiedziaem: Czy syszeli™cie tam u was kiedykolwiek o mych
zgromadzeniach?”
22 On odrzek: Kiedy ten chopczyk zosta wskrzeszony w Finlandii,
rozeszo siŸ to po caej Rosji”. Poprzez ca RosjŸ _ Œe ten chopczyk
zosta wzbudzony z martwych. WiŸc to po prostu wskazuje na to, Œe Bóg
ma Swoje dzieci wszŸdzie. Czy On nie ma?
23 A Hal Herman powiedzia mi _ rzek: Billy, my tam byli™my^”
Wiecie, jest to blisko tej granicy _ tam w Berlinie. On rzek: BŸdzie tam
staø moŒe piŸø tysiŸcy ludzi albo dziesiŸø tysiŸcy ludzi. Kiedy rozpu™cisz
zgromadzenie, za dziesiŸø minut nie zobaczysz nikogo (podziemne
przej™cia)”. Oni znowu wróc za Œelazn kurtynŸ. Oni podejd jak krety.
24 To prostu wskazuje na to, Œe pomimo caego ateizmu, wszelkiej
bezboŒno™ci, caego nazizmu, hitleryzmu i faszyzmu, i komunizmu
šwiato™ø Ewangelii nie zostanie przydeptana. Ona jest cigle w sercach
ludzi. I ona bŸdzie przypywaø cigle dalej i dalej, dalej i dalej, i dalej.
Nigdy siŸ nie zako§czy.
NIEPEWNY DœWI£K
25
4
Bo Jezus powiedzia: Na tej Skale Ja zbudujŸ Mój Ko™ció, a bramy
pieka nie przemog Go”.
26 Czy to nie jest cudowne, wiedzieø, Œe to jest wa™nie powodem,
dlaczego siedzicie w tym maym, starym, gorcym budynku dzisiaj do
poudnia, owiewajc siŸ wachlarzami. Jest to co™ wewntrz czowieka, co
woa _ ukryta Moc, o której ten ™wiat niczego nie wie. Tylko ci, którzy
siŸ stali Jej uczestnikami, wiedz, czym Ona jest.
27 Czy te mae go™niki dziaaj tam teraz? Przed chwil nie mogem
niemal usyszeø mojego umiowanego brata tam w tyle, wentylatory s w
ruchu i nie bardzo mogem zrozumieø, co on mówi.
28 OtóŒ, cieszymy siŸ dzisiaj rano, Œe was tutaj widzimy, i to w taki
gorcy dzie§. Nie zapomnijcie o naboŒe§stwie w ™rodŸ wieczorem w
kaplicy. I sdzŸ, Œe usyszycie brata Neville w nastŸpn sobotŸ do
poudnia o tej samej porze, a potem on prawdopodobnie uda siŸ stamtd
wprost do Campbellsville, wzglŸdnie tego wieczora raczej, na
zgromadzenia.
29 CieszŸ siŸ, Œe widzŸ ma Edith i rodzinŸ Wright znowu dzisiaj do
poudnia; siostrŸ Lawton i wielu z was pozostaych tutaj. I chciabym
suchaø siostrŸ Angie i jej grupŸ, jak ™piewaj: On prowadzi ora po
bezdroŒnych przestworzach” czy jak to brzmiao, kiedy tutaj
wchodzili™my. Ja siŸ cieszyem z tego.
30 Chciaem u™cisnø do§ z bratem Fleemanem tam w tyle i rozmawiaø
z nim przez chwilŸ. I w ten wa™nie sposób^ Nie zrozumiaem
dokadnie, o co chodzio. Zobaczmy. [Brat Branham czyta po cichu
pro™bŸ o modlitwŸ _ wyd.] Kto™ tutaj chce^ Jest to modlitwa o
ko§czynŸ czowieka.
31 OtóŒ, ubiegej niedzieli wieczorem mieli™my cudowne zgromadzenie
tam w Ko™ciele Otwartych Drzwi, Pan dokona tam wielkiego cudu. I ten
dom tam by niemal cay zapeniony lud›mi w tym tygodniu. WiŸc by to
wspaniay czas, bya bardzo gorca pogoda. Pomimo tego jednak dziŸki
Bogu, Œe moŒemy byø tutaj w domu Pa§skim dzisiaj do poudnia i byø
gotowi do suŒby Panu.
Czy siŸ pomodlimy?
32 Nasz Niebia§ski Ojcze, dziŸkujemy Ci w tej chwili w Imieniu Jezusa,
Twego umiowanego Syna, za to wszystko, co On uczyni dla nas.
Przebacza nam nasze grzechy i zaprasza nas do tej wspaniaej, cudownej
spoeczno™ci Jego cierpie§, i do tej spoeczno™ci Jego chway, która
przysza po zmartwychwstaniu, Œeby™my wiedzieli z ca pewno™ci, Œe
Jezus wsta z martwych i Œyje miŸdzy nami dzisiaj. Jak my Go miujemy
za to, co On uczyni! Widzimy Go, jak On uzdrawia chorych, sprawi, Œe
siŸ otwary oczy tej maej, ™lepej dziewczynki (czytajcej Braille’a)
onegdaj wieczorem, i przechadza siŸ przez budynek udowadniajc
ludziom, Œe On wsta z martwych.
33 A teraz modlimy siŸ do Ciebie, o, wielki, zmartwychwstay BoŒe,
który jeste™ Bogiem wszystkich bogów, NajwyŒszym Autorytetem ponad
5
MÓWIONE S~OWO
wszystkim, co jest w niebiesiech i na ziemi, Wadc i Stwórc. Modlimy
siŸ, Œeby Twoja wielka, majestatyczna Istota pobogosawia nas dzisiaj,
a Twój wielki Majestat wszed do kaŒdego serca dzisiaj do poudnia,
Ojcze, i wzi pod swoje kierownictwo wszystko. Prosimy o chwaŸ BoŒ.
Modlimy siŸ w Imieniu Jezusa. Amen.
34 W KsiŸdze Pierwszego listu do Koryntian _ nawiasem mówic jest to
temat, gdybym to tak nazwa, na kilka chwil. Chcieliby™my tutaj
przeczytaø werset lub dwa, co by nam dao to i krótkie ™wiadectwo,
które wam pragnŸ powiedzieø, zanim zacznŸ gosiø.
35 Mam tutaj zanotowanych kilka notatek o róŒnych sprawach, które
wam chcŸ powiedzieø odno™nie naboŒe§stw i o czym™, co siŸ stao
onegdaj. WiŸc mam nadziejŸ, Œe o tym nie zapomnŸ.
36 Teraz w 1. do Koryntian. Sowo BoŒe ma zawsze pierwsze§stwo. Ono
jest najpierw. Przestrzegajcie Jego Sowa. A zatem, w 14. rozdziale,
poczwszy od 6. wersetu _ przeczytam to.
Tak tedy, bracia, jeŒeli przyjdŸ do was i bŸdŸ mówi jŸzykami,
jakiŒ poŒytek z tego mieø bŸdziecie, je™li mowa moja nie bŸdzie
zawieraa czy to objawienia, czy wiedzy, czy proroctwa, czy
nauki?
Wszak nawet przedmioty martwe, które d›wiŸk wydaj, jak
piszczaka czy cytra, gdyby nie wydaway tonów rozmaitych, to
jak moŒna by rozpoznaø, co graj na flecie, a co na cytrze?
A gdyby trba wydaa gos niewyra›ny, któŒ by siŸ gotowa do
boju?” (Pawe mówi.)
37 A potem w Psalmach _ 1. Psalm, czytamy tam tak: Bogosawiony
mŒ, któremu Bóg nie zaliczy niesprawiedliwo™ci _ czyli grzechu”. A
bogosawiony czowiek jest innym czowiekiem. Dawid powiedzia, jak
bogosawionym on by _ bowiem: Bogosawiony mŒ, który jest jako
drzewo wsadzone nad strumieniem wód” _ w l. Psalmie, i jak on bŸdzie
przynosi swój owoc w swoim czasie. BezboŒny taki nie bŸdzie, lecz on
bŸdzie _ on zginie”, i tak dalej. Lecz tym bogosawionym mŸŒem jest
mŒ BoŒy.
38 A teraz pragnŸ, skoro dzisiaj nie mamy tutaj wielu ludzi i mam
nadziejŸ, Œe wam nie jest zbyt gorco, kiedy tam siedzicie przez kilka
chwil, wzglŸdnie co najmniej czterdzie™ci piŸø minut. Chciabym po
prostu przemówiø do was ze serca dzisiaj.
39 W tej kaplicy nie mam zbyt czŸsto takiej okazji _ raczej na
naboŒe§stwach na zewntrz, by nauczaø nauki albo powiedzieø sprawy,
które pragnŸ powiedzieø. Lecz tam _ poza zborem _ jest to zawsze na
tematy Boskiego uzdrowienia. A tam na zewntrz w innych zborach,
gdzie s pomieszane ich róŒnice pogldów _ w pewnych denominacjach,
które nauczaj innej teologii, otóŒ, wtedy tego nie mogŸ powiedzieø,
poniewaΠto rani uczucia i tak dalej. Mianowicie czasem jest goszone
Sowo, prosto i jasno, a to rani uczucia. I najlepsz rzecz jest po prostu
pozostaø na fundamentalnych zasadach Jezusa Chrystusa, kiedy
NIEPEWNY DœWI£K
6
jeste™my poza zborem, i o Jego ™mierci, pogrzebie i zmartwychwstaniu, i
o Jego _ o Jego mocy i mio™ci dla ludzi. A ten sposób nie przynosi
Œadnego zamieszania.
40 Bowiem ja, dla mnie _ nie ma dla mnie znaczenia, do jakiego
ko™cioa ludzie naleŒ. NajwaŒniejsz rzecz jest, czy oni s
chrze™cijanami. JeŒeli jeste™ katolikiem, jeŒeli jeste™ protestantem, jeŒeli
jeste™ metodyst, baptyst, wzglŸdnie kimkolwiek moŒe jeste™; skoro
jeste™ chrze™cijaninem, to jest najwaŒniejsze. Chrystus nie patrzy na twój
ko™ció, do którego naleŒysz. Bowiem one wszystkie zanikn, przepadn
pewnego dnia, i rozprosz siŸ, i nikt juŒ o nich wiŸcej nie pomy™li. Lecz
podstawow zasad chrze™cija§stwa jest stan serca w stosunku do Boga.
I to jest sprawa, na któr siŸ pragniemy skoncentrowaø _ znaø brata nie
wedug tego, do jakiego ko™cioa on naleŒy, albo jakie odzienie on nosi,
lecz jakim on jest w swoim sercu.
41 Zatem, moim tematem dzi™ do poudnia jest oczywi™cie: Niepewny
d›wiŸk”.
42 Obecnie jest wiele rzeczy, które wydaj d›wiŸki. A jest wiele
niepewnych d›wiŸków dzisiaj. Niepewno™ø jest po kaŒdej stronie.
Gdziekolwiek czowiek spojrzy w sprawach pa§stwowych, jest to – tam
jest niepewno™ø.
43 Zgromadzenia wielkiej czwórki _ to znaczy oni obraduj razem. Oni
ogaszaj deklaracje, lecz nie jest pewne, czy ta druga strona bŸdzie
dotrzymywaø ich ™lubowania, czy nie. Nie jest pewn rzecz, czy jutro
nie bŸdzie pada deszcz albo bŸdzie piŸkna pogoda. Niepewno™ø jest we
wszystkim, na co czowiek patrzy _ prócz jednej rzeczy, to znaczy w
Chrystusie. Rozumiecie? To jest jedna rzecz, której moŒecie byø pewni, to
jest pewne.
44 A istnieje jedna rzecz, która jest absolutnie pewna dla kaŒdego
czowieka tutaj. PragnŸ wam zostawiø t my™l na pocztku. Nie jest
pewne, czy bŸdziecie Œyø, by wyj™ø z tego ko™cioa, czy nie. Nie jest
pewne, czy tutaj znowu w ogóle bŸdziecie, czy nie. Nie jest pewne, czy
bŸdziecie jeszcze Œyø w przyszym roku. Lecz jest jedna rzecz, która jest
oczywist prawd; mianowicie ™mierø, a potem Sd. Spotkacie siŸ z tym
z tak pewno™ci, jak Bóg jest w Niebiesiech.
45 MoŒe siŸ umówisz ze swoj Œon i powiesz: Kochanie, ja ciŸ zabiorŸ
na pewne miejsce”. Co™ moŒe powstaø i nie moŒesz tego uczyniø. MoŒe
nie jeste™ w stanie dotrzymaø tej umowy.
46 MoŒe powiesz swemu najlepszemu przyjacielowi: Bracie, ja siŸ z
tob spotkam. UczyniŸ pewn rzecz. Dam ci do dyspozycji pienidze
albo dam ci do dyspozycji mój samochód”. Powstaje wszelkiego rodzaju
niepewno™ø odno™nie tego.
47 Lecz jest jedna rzecz, która jest pewna, mianowicie: Czowiek
umrze, a potem spotka go Sd”. Miejcie to wiŸc na uwadze, podczas gdy
mówimy o niepewno™ci.
7
48
MÓWIONE S~OWO
Obecnie istniej ludzie, którzy sobie my™l: Wystarczy, Œe chodzimy
do ko™cioa, wystarczy, Œe naleŒymy do ko™cioa, Œe suchamy dobrego
kazania tu i tam, i tak dalej, to jest w porzdku”.
49 OtóŒ, skoro jest tak gorco i wszystko moŒliwe, i ja siŸ tak bardzo
pocŸ, a pod tym wentylatorem i wszystko _ zazwyczaj spowoduje to, Œe
zachrypnŸ.
50 PragnŸ po prostu mówiø do was dzisiaj, jeŒeli mogŸ, nauczaø was
pewnych rzeczy, o których wiem, Œe je powinni™cie wiedzieø. I jest to co™,
co was uczyni lepszymi, co wam pomoŒe na waszej drodze. Mam
nadziejŸ, Œe Bóg mi pomoŒe dzisiaj przekazaø wam co™, co sprawi, Œe
sobie u™wiadomicie, czym macie byø i jakimi macie byø. A mówic wam
to, równieŒ ja sobie u™wiadomiŸ, Œe muszŸ byø lepszym czowiekiem, niŒ
jakim jestem lub jakim byem. I pozwólcie, Œebym siŸ kaŒdego dnia
podniós trochŸ wyŒej, bliŒej do Chrystusa. Dlatego wa™nie jeste™my
tutaj dzisiaj do poudnia w szczero™ci i uczciwo™ci naszych serc.
51 WierzŸ, Œeby™my nie chcieli chodziø do ko™cioa _ dzisiaj jest gorco
_ gdyby™my musieli siedzieø tutaj i cierpieø ten upa tylko dlatego, by
chodziø do ko™cioa tylko dla uciechy z chodzenia. WierzŸ, Œe jest pewna
rzecz, z powodu której przychodzicie, mianowicie z powodu Chrystusa.
52 Wy nie przychodzicie, by suchaø mnie. ChociaŒ moŒe czyniŸ to
najlepsze, na co mnie staø, lecz nigdy nie przycignem nikogo do Boga.
Nikt inny nie moŒe pocignø prócz Chrystusa.
53 Byø moŒe przychodzicie, by suchaø ™piewania. špiewanie jest
bardzo fajne. My lubimy tego rodzaju ™piewanie. Lecz ™piewanie nie
przyciga ludzi do Chrystusa. To wa™nie Duch šwiŸty przyciga ludzi
do Chrystusa. Rozumiecie?
54 Goszenie nie przyciga, chociaŒ próbujemy to najlepsze, na co nas
staø. Pastor i ja _ my czynimy to najlepsze z naszej strony, by
przycignø ludzi do Chrystusa albo gosiø EwangeliŸ, lecz jest to Duch
šwiŸty, Który musi cignø wasze serca i podaø wam ten pewny d›wiŸk.
My moŒemy gosiø EwangeliŸ _ to, co uwaŒamy za wa™ciwe, lecz Duch
šwiŸty musi wydaø ten d›wiŸk, który siŸ odbija echem w twoim sercu. I
tam jest pewny d›wiŸk.
55 Jest droga, która siŸ wydaje czowiekowi wa™ciw, lecz jej kresem
jest ™mierø”.
56 Odbiega to trochŸ od tematu, lecz pragnŸ pozostaø przy tym przez
chwilŸ _ dotyczy to pewnych osób, które sobie moŒe wyobraŒŸ w moim
umy™le _ mityczna osoba, a nazwiemy j pani John Doe. Ta pani John
Doe, kiedy ona bya wychowana w ko™ciele, ona bya znakomit
niewiast. Ona miowaa Boga. O, ona chodzia do ko™cioa ze swoj
matk. Ona bya nauczana, by czyniø to, co jest wa™ciwe.
57 BoŒe, daj nam teraz wiŸcej tych staromodnych matek, które bŸd
nauczaø swoje dziewczŸta i chopców, jak postŸpowaø wa™ciwie, by
rozpoznay dobro od zego! Tego wa™nie trzeba nam dzisiaj. Mamy zbyt
wiele innych przykadów dla naszych modych ludzi, takich jak palenie,
NIEPEWNY DœWI£K
8
picie, hulanki, i tak dalej; tak nie powinno byø, a jest tak z powodu
matek _ tak zwanych.
58 Zwróøcie teraz uwagŸ. W ludzkim ciele _ nasza struktura, nasza
naturalna anatomia, w której tutaj Œyjemy, nie jest stworzona do tego, by
grzeszyø. Ona jest stworzona do tego, by Œyø sprawiedliwie. Ona jest
stworzona, by suŒyø Bogu.
59 Bóg nie stworzy czowieka tylko dlatego, by pracowa i przyszed do
domu, i kocha swoje dzieci. To wszystko jest wystarczajco dobre. Bóg
ciŸ stworzy, aby™ pracowa. Bóg stworzy czowieka, by przyszed do
domu, miowa swoje dzieci, miowa swoj ŒonŸ, a Œona aby bya wierna
i miowaa swego mŸŒa; aby dzieci mioway swojego ojca i matkŸ. To
wszystko jest dobre. Lecz Bóg stworzy czowieka^
60 To s tylko podstawy czego™, do czego ciŸ Bóg stworzy. Bóg ciŸ
stworzy, Œeby™ by czcicielem _ Jego czcicielem. Czowiek bŸdzie
oddawa cze™ø czemu™, bez wzglŸdu na to, co to jest. Ty bŸdziesz
ubóstwia swoj ŒonŸ. BŸdziesz ubóstwia swoje dzieci. BŸdziesz
ubóstwia cokolwiek _ twój samochód, twój^ BŸdziesz ubóstwia
swoje rozkosze. BŸdziesz co™ ubóstwia, poniewaŒ to jest w czowieku _
oddawaø czemu™ cze™ø. Pragniemy teraz stwierdziø, czemu oddajemy
cze™ø.
61 Jezus powiedzia niewie™cie u studni, rzek: Wy czcicie to, czego nie
znacie. My ydzi, my czcimy^ My wiemy, Œe czcimy Boga, bowiem
zbawienie jest z ydów”.
62 OtóŒ, a potem ta niewiasta zaczŸa Mu wyja™niaø, jak ona^ Jeden
mówi: ,Na tej górze’, inny mówi: ,w Jeruzalem’.”
63 On rzek: Przychodzi godzina i teraz jest, kiedy Ojciec bŸdzie szuka
chwalców, którzy Go bŸd chwaliø w Duchu i w Prawdzie. Bowiem Bóg
jest Duch, a ci, którzy Go chwal, musz Go chwaliø w Duchu i w
Prawdzie”.
64 Jak mówiem przed kilkoma dniami albo tutaj, albo gdzie™ indziej,
kiedy mówiem o tym detektorze kamstwa. ZwaŒajcie teraz uwaŒnie.
PragnŸ, aby™cie na to zwrócili baczn uwagŸ. Podcz czowiekowi
detektor kamstwa, a czowiek próbuje podrobiø prawdŸ, i stara siŸ
mówiø, Œe to jest prawda, lecz tam wewntrz czowieka _ w
pod™wiadomo™ci znajduje siŸ pewne miejsce, nazywane dusz. A ten
intelektualny umys nie wada nad drganiami organizmu. Umys jest
tylko si kierownicz. On ciŸ bŸdzie kierowa, ale jest bardzo nieudolny,
by ciŸ przyprowadziø do Boga _ twój umys. Nie moŒesz poznaø Boga
swoim umysem, intelektualnie. Jest to jeden ze ™rodków, wzglŸdnie
kanaów, które ciŸ poprowadz do tego, lecz wa™nie twoja dusza rzdzi
tob. DziŸki twojej duszy jeste™ tym, kim jeste™.
65 Jezus powiedzia faryzeuszom, rzek: Patrzcie, wy obudnicy. Jak
moŒecie mówiø dobre rzeczy?” _ kiedy oni nazywali Go: Dobry
Mistrzu” i tak dalej.
9
66
MÓWIONE S~OWO
Powiedzia: Z obfito™ci serca mówi usta. A wy Mnie nienawidzicie
w swoim sercu. A na swoich wargach nazywacie Mnie: ,Dobry Mistrzu’.”
On rzek: Wy obudnicy!”
67 Widzicie, wasza dusza my™li o jednej rzeczy, a waszymi ustami
mówicie o czym™ innym! Co za sprawa! Jaka to okropna rzecz! Jak
kamliwym jest obudnik! Bowiem oni mówi co™ ze swego umysu,
podczas gdy ich dusza mówi co™ innego.
68 Zatem detektor kamstwa nie bŸdzie czuy na twój umys. On bŸdzie
czuy na twoj duszŸ. On nie bŸdzie czuy na twój intelekt. S niektórzy
ludzie, którzy potrafi podrobiø prawdŸ. Oni podrabiaj. ChociaŒ to jest
kamstwo, a potrafi to podrobiø tak, Œe potrafi oszukiwaø jak nikt
inny.
69 A szatan jest w tym najlepszym, jaki istnieje, bo on zwiód EwŸ w ten
sposób, mówic te same rzeczy. A najwiŸksze kamstwo, jakie byo
powiedziane kiedykolwiek, zawierao w sobie wiele prawdy.
70 OtóŒ, ten czowiek _ co gdyby™ móg kiedykolwiek doprowadziø t
duszŸ tam wewntrz do takiej zgodno™ci z Bogiem, Œeby twoja dusza i
Bóg byli jedno _ razem, wtedy by™ móg prosiø, cokolwiek chcesz, a
bŸdzie ci to dane.
71 Wielu ludzi przychodzi do mnie, wielokrotnie w kolejce modlitwy, i
stoj tam i mówi: O, bracie Branham, ja mam dosyø wiary. Mam wiarŸ,
by przenosiø góry”. A jednak nie maj Œadnej wiary. Maj zaledwie tyle
wiary, by przyj™ø na podium. Lecz oni s ™wiadomi jednej rzeczy, Œe oni
naprawdŸ wierz. Oni wierz intelektualnie _ swoim umysem. A ich
umys nie przyprowadzi ich nigdy do Boga. Twój umys to rozumowanie.
A Bóg nie rozumuje.
72 Gdyby™ tego potrafi dociekaø umysem, twój umys ci powie:
Suchaj no, lekarz mówi, Œe siŸ nie moŒesz z tego wydostaø. To jest
niemoŒliwe”.
73 OtóŒ, lekarz, ze swoim intelektem, ze swoj inteligencj i swoj
wiedz nauki medycznej powiedzia ci to najlepsze, co wyszo z jego
umysu. A ty to przyjmujesz do swojego umysu i posugujesz siŸ t sam
rzecz, któr ci lekarz powiedzia, ty^ Bóg nie moŒe dziaaø na tej linii,
jak dugo czowiek rozwaŒa. Lecz odóŒmy rozwaŒanie. Bóg nas nie
stworzy, aby™my Œyli w oparciu o nasz intelekt. yjemy dziŸki Duchowi
šwiŸtemu, który jest w naszej duszy, który mówi nie” na wszelkie
rozumowanie, które jest sprzeczne ze Sowem BoŒym.
74 Kiedy BoŒe Sowo mówi, Œe to tak jest, nie ma niczego na ™wiecie, co
by Mu stanŸo w drodze. Potem, kiedy to czynisz, to siŸ przedostajesz
dalej na wa™ciw, BoŒ stronŸ. Ty siŸ dostaniesz tam, gdzie moŒesz
prosiø, cokolwiek chcesz, a bŸdzie ci to dane, poniewaŒ nie ma Œadnej
przeszkody miŸdzy tym. Nie ma tam rozumu. Odrzuømy te
rozumowania. One nam stoj w drodze. Usu§ twój umys z drogi. A nie
mów tego, czego dociekasz rozumem, co widzisz, co my™lisz. Mów to, co
mówi Bóg; to jest Prawd. A to moŒe przyj™ø tylko z wewntrz, ze serca;
nie z intelektu.
NIEPEWNY DœWI£K
75
10
Dlatego wa™nie tak wielu dzisiejszych ludzi bŸdzie tak straszliwie
zawiedzionych w Dniu Sdu. Wiedzc, Œe Œyli w zborze, wiedzc, Œe
czynili dobre uczynki, wiedzc, Œe traktowali wa™ciwie swego ssiada,
wiedzc, Œe byli lojalni wzglŸdem ludzi, wierni zborowi, i w swoim
umy™le uwierzyli, Œe Jezus Chrystus jest Synem BoŒym, a bŸd potŸpieni
w Dniu Sdu.
76 Jezus powiedzia: Wielu jest powoanych, a mao wybranych. Ciasna
jest brama i wska jest droga, która prowadzi do ycia, lecz mao jest
tych, którzy j znajduj”.
77 Teraz do was ludzie tutaj dzisiaj do poudnia, pragnŸ, aby™cie
bacznie nastawili na to ucha. Jeste™cie juŒ dosyø starzy. Syszeli™cie juŒ
wystarczajco duŒo goszonej Ewangelii i powinni™cie byø zdolni odej™ø
od mleka, a przyj™ø do naprawdŸ mocnego pokarmu Ewangelii, przyj™ø
na t pozycjŸ, na której powinni staø mŸŒczy›ni i kobiety. Pawe rzek:
Kiedy macie byø juŒ nauczycielami, patrzcie, musicie byø jeszcze
nauczani”.
78 Zatem w duszy, gdzie czowiek Œyje _ ty jeste™ tym, kim jeste™ w
swojej duszy. Nie w twoim umy™le, nie w twoim rozumowaniu, nie
dlatego Œe mówisz: BŸdŸ mia lepsze stanowisko. MogŸ mieø czno™ø z
lepszym towarzystwem, je™li siŸ stanŸ chrze™cijaninem”. To jest
rozumowanie. Rozumiecie? Nie ™miecie tego czyniø. Nie róbcie tego.
Niech siŸ to rozpocznie nowym przeŒyciem, Znowuzrodzeniem _ czym™,
co siŸ nie stao w umy™le, lecz w duszy, co usunŸo na bok wszelkie
rozumowanie, a ty stae™ siŸ nowym stworzeniem. I ty jeste™ w Chrystusie
Jezusie.
79 Pani John Doe _ ona bya dobr niewiast, na ile nam wiadomo.
Wysza za mŒ za pana Doe. On by miym mŸŒem chrze™cijaninem. W
wieku okoo – o – trzydziestu lat, czy co™ w tym sensie, pani Doe bya
atrakcyjn kobiet. Ona wychodzi i zaczyna mieø czno™ø z ssiadami.
Wychodzi z domu miŸdzy ™wiecki motoch. ZauwaŒcie teraz, ona
wychodzi miŸdzy ludzi. Ona siŸ zaczyna koligaciø z pozostaymi lud›mi;
nie ze zymi lud›mi; z dobrymi lud›mi, byø moŒe z religijnymi lud›mi w
jej ssiedztwie. Zaczyna mieø czno™ø z tymi lud›mi. A w czasie, gdy siŸ
koligaci z tymi lud›mi^ Ona wie, Œe jest dobr kobiet.
80 I zanim siŸ spostrzeŒe, co™ j zbaamuci. Jaki™ inny mŸŒczyzna j
pociga. Patrzcie, on jest bardzo atrakcyjnym mŸŒczyzn. On jest
bardziej atrakcyjnym niŒ jej mŒ. I co™ siŸ w niej dzieje, i ona odczuwa,
Œe siŸ zakochuje w tym mŸŒczy›nie.
81 Suchajcie teraz. GŸboko w jej duszy Sowo BoŒe zaczyna wrzeø i
mówi: PostŸpujesz ›le. Twoje ™lubowanie mówi, Œe ,pozostaniesz z tym
mŸŒczyzn tak dugo, aŒ was ™mierø rozczy’, bez wzglŸdu na to, jak on
wyglda”.
82 Co za bardziej atrakcyjna kobieta czy mŸŒczyzna _ to odnosi siŸ do
obydwu stron. Ty ™lubowaa™ temu czowiekowi aŒ do czasu, gdy was
™mierø rozczy. Lecz ty zaczniesz postŸpowaø intelektualnie. Pomy™lisz:
Oto jest pani Jones. Ona gra na pianinie. Ona jest dobr kobiet.
11
MÓWIONE S~OWO
Patrzcie, ona uczynia to” _ i rozumowanie. Zobaczysz, Œe inne kobiety
zaczynaj siŸ ubieraø niemoralnie, Œe one nosz to krótkie, skpe
odzienie, jakie nosz tutaj w okolicy przewaŒnie w lecie _ w zimie gdyby
mogy. Po prostu wulgarne! I ty wyjdziesz.
83 OtóŒ, damy, pragnŸ, Œeby™cie mi wybaczyy. Nie chcŸ raniø waszych
uczuø. Nie jestem tutaj po to, by raniø wasze uczucia. Bóg wie, Œe tak nie
jest. Lecz ja jestem tutaj jako kaznodzieja Ewangelii, by wam
powiedzieø, co jest prawd. Potem uczy§cie z tym cokolwiek sobie
Œyczycie. Potem, kiedy zaczniecie czyniø te rzeczy, zaczniecie
rozumowaø: JeŒeli ta kobieta moŒe to czyniø! Ona ma dobr opiniŸ. Ona
chodzi do ko™cioa. Ona Œyje w wyŒszej warstwie spoecznej. Dlaczego ja
nie mogŸ tego czyniø?” To jest rozumowanie _ kiedy twoja dusza mówi
ci, Œe to jest ze. Bóg okry kobietŸ i mŸŒczyznŸ w ogrodzie Eden; nigdy
ich nie zewlek. Rozumiecie? Lecz to jest rozumowanie. Wy dojdziecie w
my™lach do tego: Pozostae tak czyni”.
84 Modsze dziewczŸta, dawajcie baczenie dzisiaj do poudnia na
EwangeliŸ. Ewangelia mówi: Niech siŸ niewiasty przyodziewaj w
przyzwoite odzienie” _ nie w niemoralne _ w przyzwoite odzienie”. A
to siŸ staje^ Jest to ha§ba.
85 Czy wiecie, co by siŸ stao w Zürychu, w Szwajcarii, gdyby niewiasta
sza po ulicy ubrana jak te kobiety w Ameryce? Oni by j z miejsca
wrzucili do wiŸzienia i orzekli by j za obkan. Na pewno.
86 Kiedy pojechaem do Rzymu, we Woszech, udaem siŸ tam na
cmentarz ™wiŸtych. Mieli tam nawet napis na bramie _ na cmentarzu
Saint Angelo, na katakumbach, i on mówi: Ameryka§skie kobiety,
proszŸ woŒyø na siebie odzienie, zanim wstpicie na to miejsce, by
okazaø poszanowanie zmarym”. I takie ordynarne, zdegradowane,
rozpustne, upade miejsce jak Wochy, a musz tam mówiø takie sowa.
A nasi kaznodzieje s przyczyn tego, bo im nie mówi Prawdy spoza
kazalnicy. Amen. To siŸ zgadza.
87 ZauwaŒcie, ta kobieta postŸpuje tak dalej. Ona sobie my™li, Œe jest w
porzdku. Po pewnym czasie opuszcza swego mŸŒa. Ona odchodzi i
wychodzi za mŒ za tego podróŒujcego kupca, poniewaŒ on jest
przystojnym, wielkim mŸŒczyzn. A po pewnym czasie stwierdza, Œe on
nie jest takim mŸŒem, jakim by jej maŒonek. Rozumiecie, on nie jest
taki uprzejmy, jaki by jej maŒonek.
88 A po pewnym czasie ona sobie my™li: O, no cóŒ, ja to zrobiam.
Zakocham siŸ w kim™ innym”. Ona tak czyni dalej. Ona podróŒuje.
Cigle chodzi do ko™cioa. Pastor nie wymaza jej nazwiska z ksiŸgi. Ona
chodzi dalej do ko™cioa. yje sobie tak, jak chce.
89 I nie zdaje sobie z tego sprawy, a wy mówicie: NuŒe, patrz, pani Doe,
czy pani wierzy w Jezusa Chrystusa?”
90 WierzŸ w Niego z caego mego serca”. Lecz jej postŸpowanie, jej
owoce udowadniaj, Œe tak nie jest. Nie suchajcie niepewnego d›wiŸku.
Niech on zabrzmi z tej Ewangelii tutaj. Ona udowadnia, Œe tak nie jest.
Bowiem nie czyniaby tych rzeczy. Ona by nie postŸpowaa w ten sposób.
NIEPEWNY DœWI£K
12
Ona by miaa inne my™li. Ona by bya kierowana inn rzecz _ swoj
dusz.
91 Ona Go zasmucia po raz pierwszy tam wówczas, kiedy zaczŸa
wychodziø z domu i wóczyø siŸ zdradzajc swego mŸŒa. Tutaj w gowie
jest jej intelekt, a tutaj jest jej dusza. Istnieje pewna rozdzielajca linia,
a jeŒeli zostanie kiedykolwiek przekroczona, nie moŒna jej juŒ
przekroczyø z powrotem. Nigdy to juŒ nie powróci. Pomy™lcie o tym. A
ona tak nadal postŸpuje.
92 Po pewnym czasie, kiedy ona grzeszy przeciw tej rzeczy tam
wewntrz niej, która mówi o Sowie BoŒym, to nim siŸ spostrzeŒe,
zostanie tak uwikana przez ten intelekt, Œe nie zwaŒa na swoj duszŸ.
Biblia mówi: Dusza, która grzeszy, ta dusza umrze”. Umrzeø oznacza
rozczyø siŸ”.
93 Potem ta dusza _ nie ma tam juŒ tego sumienia, które ciŸ kiedy™
potŸpiao i poszede™ cakowicie za rozumem. Idziesz i przyczasz siŸ do
jakiego™ starego, chodnego, formalnego ko™cioa, który nie wierzy w te
rzeczy. yjesz sobie dalej jak pczek w ma™le i nie zdajesz sobie z tego
sprawy, Œe dusza, która ciŸ potŸpiaa, kiedy po raz pierwszy mówia™
kamstwo, kiedy po raz pierwszy woŒya™ na siebie t krótk sukienkŸ,
kiedy po raz pierwszy zrobia™ niemoralny czyn, stanie siŸ tak martw
dla ciebie, Œe jej juŒ wiŸcej nie odczujesz. Pójdziesz dalej i dalej. A po
pewnym czasie porwie ciŸ ™mierø.
94 Ty Œyjesz tam na zewntrz. Twój pastor przyjdzie i powie: Wszystko
w porzdku, moja siostro. Ty jeste™ gotowa odej™ø teraz. Wszystko jest w
porzdku”. Ona bŸdzie wierzyø tak samo. Ale ni std ni zowd, gdy
dojdzie do tego^
95 Dlaczego? Z wszelk moc rozumowania, któr ona ma! Chodzia do
ko™cioa. Udzielaa na cele dobroczynne. Ona czynia wszystko, co jest
wa™ciwe _ ona tak my™li _ wszystko, co jest wa™ciwe w jej umy™le. Ona
chodzia tak, jak jej podyktowa umys. Ja wiem, Œe powinnam chodziø
do ko™cioa. Wiem, Œe powinnam byø przyjacielska. Wiem, Œe powinnam
siŸ odnosiø do mego ssiada wa™ciwie. Ja wiem, Œe powinnam czyniø to
i tamto”. Lecz pomimo tego, co to jest? Ona zasmucia tego Go™cia i On
odszed.
96 A potem, w godzinie jej ™mierci, kiedy siŸ gotuje na ™mierø, ona leŒy
na oŒu. I nagle siŸ ocknie i krzyczy: O, mój BoŒe! Jestem zgubiona”.
[Brat Branham stuka w kazalnicŸ dwukrotnie _ wyd.]
97 Pastor powie: Dajcie jej zastrzyk. Ona majaczy”. I daj jej zastrzyk.
A ona bŸdzie próbowaa mówiø. Lecz nie moŒe mówiø. BŸdzie bekotaø.
98 Co to jest? Jej dusza nie daje jej spokoju _ przed ™mierci. [Brat
Branham stuka w kazalnicŸ czterokrotnie _ wyd.] Nie tylko kobiety,
mŸŒczy›ni równieŒ, ci, którzy wzgardzili mio™ci Jezusa Chrystusa,
którzy Go odrzucili, kpili sobie z Niego. To siŸ wam da we znaki pewnego
dnia z tak pewno™ci, jak stojŸ tutaj dzisiaj do poudnia. [Stuka
piŸciokrotnie.] Zasmucili™cie Go tak bardzo, Œe Go juŒ wiŸcej nie
odczuwacie. Lecz to siŸ wam znowu pewnego razu da we znaki. To
13
MÓWIONE S~OWO
wszystko przyjdzie z powrotem na was _ te spro™ne rzeczy, te ze rzeczy
_ plotkowanie, paplanie, odgryzanie siŸ, samolubstwo, i te rzeczy, które
czynie™. To wszystko za™cignie ciŸ pewnego dnia, kiedy bŸdziesz leŒa na
oŒu ™mierci.
99 JakŒe, ten zastrzyk w ostatnich chwilach Œycia powstrzyma
wyznanie tysiŸcy ludzi na oŒu ™mierci! Dajcie mu zastrzyk. Znieczulcie
go”. On próbuje mówiø.
100 Co to jest? Jego dusza nie daje mu tutaj spokoju. Ta dusza i duch jest
t rzecz tutaj, która sprawia, Œe intelekt zaczyna nawalaø. On jest tylko
w umy™le. To intelektualne, dziŸki czemu Œye™, zaginie. [Brat Branham
stuka w kazalnicŸ czterokrotnie _ wyd.] Lecz ta dusza, któr zasmucae™
swoim intelektem, bŸdzie ciŸ ™cigaø przez ca wieczno™ø. Amen.
101 Nie suchajcie niepewnego d›wiŸku. Wierzcie Ewangelii w caej jej
peni. O, tak! O, mówisz: Chodziem do ko™cioa. Czyniem to, co
wa™ciwe. Skadaem moje dziesiŸciny”. Te rzeczy s w porzdku, lecz to
jest intelektualne.
102 I patrzcie, kiedy ich próbuj powstrzymaø przy pomocy tego
zastrzyku do ramienia, znieczulaj ich tak, Œe o niczym nie wiedz, a
próbuj co™ powiedzieø. Ich dusza nie daje im spokoju. Zdaj sobie
sprawŸ z tego, Œe ich rozum, ich umys ginie razem z ich mózgiem.
103 ,Ginie razem z mózgiem’ _ umys?” O, tak. Absolutnie tak. Twój
umys zaniknie, kiedy umrzesz.
104 Ja wam to udowodniŸ. Detektor kamstwa nie rejestruje twojego
umysu, on rejestruje twoj duszŸ. DrŒenie twoich nerwów nie przebiega
w twoim umy™le, to siŸ dzieje w twojej duszy. Amen.
105 Zatem,
twój intelekt umrze, kiedy twój mózg przestanie
funkcjonowaø. [Brat Branham stuka w kazalnicŸ trzykrotnie _ wyd.]
Kiedy krew przestaje pynø do mózgu i nerwy wysiadaj, wtedy twój
umys odchodzi, a twoja dusza nie daje ci spokoju.
106 A kiedy dusza tej kobiety nie daje jej spokoju, ona mówi: Mój BoŒe,
jestem zgubiona”.
107 A oni my™l, Œe to jest _ o, Œe to jest majaczenie. Oni jej daj zastrzyk
strzykawk i ona zaczyna drŸtwieø. Ona juŒ nie moŒe mówiø. Ona
próbuje, ona siŸ przewraca. Jest w agonii. A lekarz mówi: Dajcie jej
jeszcze jeden, znieczulcie j” _ aŒ anio ™mierci porwie z niej jej ducha.
108 Lecz ten zastrzyk ig znieczuli moŒe ciao, znieczuli moŒe umys,
lecz on nie moŒe znieczuliø tej duszy, która wie, Œe stanie przed Bogiem.
[Brat Branham stuka w kazalnicŸ dwukrotnie _ wyd.] Ona j bŸdzie
™cigaø przez nieko§czce siŸ wieki i przez ca Wieczno™ø. Ta dusza
bŸdzie siŸ jej dawaø we znaki, nie dawaø jej spokoju i ™cigaø j, kiedy
wieki bŸd upywaø.
109 Skd przyszli™cie? Gdzie odchodzicie? Wyszli™cie z Wieczno™ci.
Weszli™cie do maego wymiaru, nazwanego czasem. Potem wychodzicie z
czasu do Wieczno™ci. A czym jeste™cie w waszej duszy, kiedy
wychodzicie, takimi tam bŸdziecie. O, moi drodzy. W porzdku.
NIEPEWNY DœWI£K
110
14
Czy tak jest lepiej teraz? StajŸ siŸ po prostu^ Spostrzegam, Œe to
jest po prostu za go™ne. Dobrze. Kiedy _ kiedy^ [System
naga™niajcy czy kto™ inny rozprasza uwagŸ brata Branhama _ wyd.] Ja
my™lŸ, Œe on jest^ Jest to ustawione odpowiednio dla brata Neville. Ja
po prostu goszŸ trochŸ go™niej.
W porzdku, do Wieczno™ci, tutaj to macie.
111 Jaki™ pastor podejdzie do tej kobiety i powie: OtóŒ, nasza droga
umiowana siostra _ ona bya takim wiernym czonkiem naszego
ko™cioa. Ona przychodzia w kaŒdy dzie§ sabatu. Pomagaa biednym.
Pomagaa potrzebujcym. Ona czynia wszystkie te rzeczy. Dzisiaj ona
jest w Chwale”.
112 Lecz gdyby ta prawda bya tylko wiadoma tam w tym miejscu
mŸczarni, zwanym piekem, gdzie nie ma spokoju, tej duszy, która siŸ
oddzielia od niej tu na ziemi, dlatego, Œe ona suchaa tego niepewnego
d›wiŸku! I ona odesza do Wieczno™ci, nie znajc Boga, nie poznawszy
Chrystusa jako Znowuzrodzenie. Wierzya Temu w swoim sercu.
Wierzya Temu w swoim umy™le. Ona my™laa, Œe ma racjŸ, lecz mylia
siŸ.
Wa™nie twoja dusza to czyni. O, BoŒe, bd› mio™ciw!
113 Suchajcie pewnego d›wiŸku. Ewangelia nie ma niepewnego
d›wiŸku. Pawe powiedzia: JeŒeli zabrzmi trba _ je™li Œonierz
usyszy gos trbki^”
114 Dzisiaj do poudnia jest tutaj wielu weteranów. Oni wiedz, co
oznacza sygna do odwrotu. Oni wiedz, jak brzmi róŒne sygnay,
wydawane przez trbkŸ. A jeŒeli ta trbka nie wydaje wyra›nego
d›wiŸku, ale robi tylko duŒo haasu, jak bŸdzie Œonierz wiedzia, Œe siŸ
ma przygotowaø?
115 Je™li jeden ko™ció mówi: czy§cie to, a inny ko™ció mówi: czy§cie
tamto, jeden mówi: czy§cie to, a drugi mówi: czy§cie tamto, jak moŒe
chrze™cijanin wiedzieø, co ma czyniø? Jeden mówi jedn rzecz, a drugi
inn.
116 Lecz ja ci mówiŸ, mój drogi bracie, ja ci pokaŒŸ miejsce, gdzie nie ma
Œadnego niepewnego d›wiŸku. Jest to w Biblii _ BoŒe Wieczne Sowo!
Jest to Ewangelia. A Ewangelia jest Moc i demonstracj Ducha
šwiŸtego w akcji. Tak.
Niepewny d›wiŸk”.
117 Jezus sta na ziemi, On wiedzia, gdzie stoi. On wiedzia, Kim jest. On
rzek: Mam Moc pooŒyø Moje Œycie. Mam Moc wskrzesiø je znowu”. Nie
ma odno™nie tego Œadnej niepewno™ci. Ja mam!” Alleluja! Ja mam
teraz Moc, by je pooŒyø. Ja mam Moc, by je wskrzesiø”. O, tak. Nikt
Mnie nie trzyma.
118 KaŒdy mŸŒczyzna lub kobieta, którzy s zrodzeni z Ducha BoŒego,
wiedz, gdzie stoj, bez wzglŸdu na to, co siŸ dzieje, albo ilu mówi tak
albo nie. Oni wiedz, gdzie stoj. Nie ma tam niepewnego d›wiŸku.
Alleluja! O, moi drodzy!
15
119
MÓWIONE S~OWO
MŸŒczyzna, który to posiada, kobieta, która to posiada, o, jakimi
bogosawionymi lud›mi oni s. Nic dziwnego, Œe Dawid powiedzia, Œe
oni s bogosawieni _ bogosawiony czowiek. PoóŒcie go na stó
operacyjny i we›cie^ spróbujcie mu wyciø to bogosawie§stwo,
wcale go nie znajdziecie. Jest to ukryta Moc. Jest to Co™ ukrytego, o, ale
Ona istnieje. KaŒdy mŸŒczyzna lub kobieta, którzy J kiedykolwiek
mieli, wiedzieli, Œe J maj. adnej niepewno™ci odno™nie Niej. KaŒdy
czowiek, który jest zrodzony z Ducha BoŒego, wie, kiedy przeszed ze
™mierci do ycia; zna to miejsce, godzinŸ i minutŸ. [Brat Branham stuka
w kazalnicŸ sze™ciokrotnie _ wyd.] Kiedy ™mierø zmienia siŸ w ycie,
kiedy niewiara w BibliŸ zostaa zmieniona, by uwierzyø kaŒdemu Sowu
z Niej [stuka raz], kiedy harde, wyniose rzeczy przeminŸy u pokornych
chrze™cijan _ oni wiedz, kiedy przeszli ze ™mierci do ycia. Amen.
120 KaŒdy czowiek, który Go mia, mia co™ innego. Ten ™wiat to
wiedzia. KaŒda niewiasta, która Go miaa, miaa co™ innego, a ten ™wiat
to wiedzia. Ten ™wiat Go nie moŒe zobaczyø. Twoje postŸpowanie
udowadnia, kim jeste™. Ty moŒesz mówiø, Œe Go masz, lecz twoje
postŸpowanie mówi tak go™no, Œe oni nie sysz twego gosu. Twoje Œycie
mówi, kim jeste™.
121 Samson _ on by czowiekiem ogarniŸtym przez To. OtóŒ, wielu ludzi
próbuje przedstawiaø Samsona z wielkimi, potŸŒnymi ramionami, jako
wielkiego, potŸŒnego mŸŒczyznŸ, który wyszed, podniós bramŸ miasta i
odszed. Tak nie jest, to by nie byo Œadn tajemnic dla mnie zobaczyø
mŸŒczyznŸ czynicego to, a majcego ramiona tak duŒe. Samson nie by
wielkim mŸŒczyzn. Cae Pismo o™wiadcza, Œe on by maym, drobnym
czowiekiem. A on zosta pobogosawiony. Dlaczego? On siŸ takim
urodzi.
122 Na tej drodze otrzymujesz bogosawie§stwo _ mianowicie kiedy siŸ
narodzisz w ten sposób. Nie wtedy, gdy ciŸ pobogosawi jaki™ ksidz lub
gdy ciŸ ochrzci jaki™ kaznodzieja, lecz kiedy Bóg przez Ducha šwiŸtego
daje ci Znowuzrodzenie. Wtedy siŸ urodzisz jako dziecko BoŒe.
123 Samson mia To w sobie. I nie by to Samson, bya to ta ukryta Moc
w nim.
124 To nie jest jakie™ magiczne sowo. To nie jest skrobanie siŸ zajŸcz
apk za uchem, plucie na podkowŸ i rzucanie jej za siebie, to robi magia.
To nie sprawia, Œe czowiek Œyje innym Œyciem; tak samo nie
przyczenie siŸ do ko™cioa albo zapisanie swojego nazwiska do jego
ksiŸgi, lub przyjŸcie chrztu. Czowieka czyni to, Œe Bóg przez
znowuzrodzenie daje mu ukryt Moc i bogosawi go przez Ducha
šwiŸtego w jego Œyciu _ to wa™nie czyni go tym, czym jest.
125 Samson, kiedy on tam wyszed, lew szed w kierunku niego. O, moi
drodzy, lew go chcia zaatakowaø! May, drobny czowiek z kŸdzierzaw
gow, mniej wiŸcej taki; siedem maych, dziewczŸcych loków zwisao
mu z ramion. On by sabeuszem, on by karzekiem, on by
krasnoludkiem – jak kaŒdy czowiek bez Boga. Tak. Lecz nagle, kiedy
NIEPEWNY DœWI£K
16
lew gotowa siŸ, by skoczyø na niego, ta ukryta Moc wysza. Duch šwiŸty
zstpi na niego. I on chwyci tego lwa i zabi go, jakby to by baranek.
126 Od tego wa™nie jest to zaleŒne. Chrze™cijanin nie zwalcza drugiego.
Chrze™cijanin siŸ o to nie sprzecza. Chrze™cijanin siedzi cicho. A ta
ukryta Moc, to bogosawie§stwo Ducha šwiŸtego wychodzi, by
pracowaø dla niego, wydaje to na ™wiat. Alleluja! Tak, to jest^
127 Dawid J mia. Kiedy on ta§czy przed skrzyni Pa§sk, on J mia.
On wiedzia, o czym mówi, dlatego wa™nie nie ba siŸ Goliata. Nie by to
ten kamie§, który mia Dawid w procy, który zabi Goliata. Nie bya to
proca, któr on mia w swojej rŸce, która zabia Goliata. Nie byy to te
kamienie, które on mia s swojej kieszeni, które tego dokonay. Bya to
ukryta Moc _ to bogosawie§stwo BoŒe. Kiedy Dawid wypu™ci z rŸki
to, co mia, Bóg to wzi i pobogosawi ukryt Moc. WiŸc to nie by
Dawid, nie by to kamie§, nie bya to proca. Byo to bogosawie§stwo,
które spoczywao na Dawidzie, które zabio nieprzyjaciela Dawida.
Amen.
128 Hebrajscy modzie§cy mieli J. Oni mieli odwagŸ. Oni rzekli: Nasz
Bóg jest mocen wyzwoliø nas z ognistego pieca. Lecz my siŸ nie
pokonimy”. Nie byo w tym Œadnej niepewno™ci, Œadnego niepewnego
d›wiŸku.
129 To nie by Œaden niepewny d›wiŸk, kiedy Dawid powiedzia: Czy mi
chcecie powiedzieø, Œe pozwolicie temu nieobrzezanemu Filistynowi staø
tam i urgaø wojskom Œyjcego Boga?” Powiedzia: Ja sam bŸdŸ z nim
walczy”. Amen. adna niepewno™ø. Dawid wiedzia, na czym stoi.
130 Bóg powiedzia: Dawidzie, ja ciŸ wziem z owczarni, kiedy bye™
nikim innym niŒ chopcem, pilnujcym owiec, i uczyniem twoje imiŸ
sawne miŸdzy lud›mi, jak imiŸ wielkich ludzi tego ™wiata”. [Brat
Branham stuka w kazalnicŸ dziewiŸø razy _ wyd.] Natan spojrza na
niego i powiedzia: Czy§ wszystko, co masz na sercu, albowiem Bóg jest
z tob”.
131 adna niepewno™ø. Oni znali Boga. Oni mieli to przeŒycie. aden
niepewny d›wiŸk odno™nie tego.
132 Dawid powiedzia: Ja pójdŸ z nim walczyø i dzisiaj odetnŸ jego
gowŸ”. adna niepewno™ø. To nie by Dawid, by to Bóg w nim. Bya to
ta ukryta Moc. Ani trochŸ niepewno™ci. Wszystko pozytywne. Nic
negatywnego.
133 Hebrajscy modzie§cy mówili: Nie bŸdziemy siŸ kaniaø waszym
boŒkom. Nie bŸdziemy siŸ kaniaø waszym formalnym religiom. Bóg jest
mocen wyzwoliø nas. Lecz jeŒeli On nas nie wyzwoli, jeste™my ochotni
umrzeø”.
134 Do ognistego pieca! I czy wiecie, co siŸ stao? Kiedy wziŸli Boga za
Jego Sowo i weszli do ognistego pieca, ta ukryta Moc wysza. Amen.
Staa cakiem wokoo nich i oni mieli spoeczno™ø. Kto™ podobny do Syna
BoŒego sta w™ród nich, odwiewa precz te gorce powiewy i oni mieli
17
MÓWIONE S~OWO
spoeczno™ø wpo™ród tych najwiŸkszych tarapatów, przez które
kiedykolwiek przechodzili.
135 A kaŒdy mŸŒczyzna lub kobieta, który siŸ narodzi z Ducha BoŒego,
kiedy ta godzina przyjdzie, podejmuje swoj decyzjŸ i stanie po stronie
Boga, bez Œadnej niepewno™ci. W™ród kopotów bŸdziesz mia
spoeczno™ø. adnej niepewno™ci!
136 Oni wrzucili Daniela do lwiej jamy – Œadna niepewno™ø. On tam sta.
On mia ukryt Moc! adn zajŸcz apkŸ w swojej kieszeni; Œaden
amulet, który by nosi wokó swojej szyi!
137 Bior mnie mdo™ci z powodu wszystkich tych krzyŒyków i
amuletów, i z wszystkiego, co nosz zarówno protestanci jak i katolicy.
Nie ma w nich Œadnej mocy. Jest to na miejscu, kiedy je czowiek ma, ale
ubóstwiaø je w ten sposób, jak to czynicie, zawiesisz to w swoim
samochodzie i my™lisz, Œe to ciŸ zachowa od wypadku _ to tego nie
dokona. Tylko rŸka BoŒa moŒe tego dokonaø. Amen.
138 Miedziany wŒ by na miejscu. Nie byo Œadnego potŸpienia w
miedzianym wŸŒu. Lecz kiedy oni zaczŸli odstŸpowaø od Boga, a kaniali
siŸ wŸŒowi, prorok go rozerwa na kawaki. Amen. Tutaj to macie.
139 Daniel tam wszed bez Œadnej niepewno™ci. Bóg jest mocen ocaliø
mnie przed tymi lwami”. Lecz oni wrzucili go do ognistego pieca^ A ja
wierzŸ, Œe kiedy te lwy ruszyy, spojrzay na niego, staa tam aureola
Ognia wokó Daniela. KaŒde zwierzŸ boi siŸ ognia, wy to wiecie. Te lwy
siŸ wycofay. Co to byo? Ukryta Moc, która bya w sercu Daniela, wysza
i przyodziaa go caego. Bya to ta ukryta Moc, to bogosawie§stwo
BoŒe, które odpoczywao na Œyciu tego proroka, które go osonio
poncym Ogniem; tak jak tam w Dotan owego dnia, kiedy Giezy
spojrza i zobaczy, co byo wokoo Eliasza: Ogni™ci anioowie, ogniste
rydwany. Ta ukryta Moc otaczaa Daniela.
140 Piotr i Jan, kiedy przechodzili przez drzwi zwane PiŸknymi, Pan
przemówi do nich o kalece, leŒcym tam. Nie byo tam Œadnej
niepewno™ci. Oni nie mieli Œadnego wyksztacenia. Oni nie mieli^ Oni
nawet nie naleŒeli do ko™cioa. Oni nie naleŒeli do denominacji. Lecz nie
byo Œadnej niepewno™ci w ich przeŒyciu. Oni byli przekonani. Nie mieli
pieniŸdzy. Nie mieli czonkostwa. Nie mieli wyksztacenia. Lecz Piotr
powiedzia: To, co mam, to ci dajŸ. W Imieniu Jezusa Chrystusa wsta§ i
chod›”.
141 Oni mieli ukryt Moc. Ubierali siŸ jak inni ludzie. Chodzili po ulicy.
SpoŒywali pokarm jak inni ludzie. Lecz w sobie mieli bogosawie§stwo,
które im dao pewno™ø, Œe wiedzieli, na czym stoj. Powiedzia: Ja nie
mam Œadnego wyksztacenia. Nie naleŒŸ do Œadnego ko™cioa. Nie znam
Œadnej teologii. Nie mam Œadnych pieniŸdzy. Jedyn rzecz, któr mam,
dajŸ tobie, jeŒeli j tylko przyjmiesz”.
On rzek: Co to jest?”
142 On rzek: W Imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu powsta§ i chod›”.
adna niepewno™ø. Nie: Powsta§ i spróbuj, a zobaczysz, czy potrafisz
NIEPEWNY DœWI£K
18
poruszaø swoj nog”. Nie: Powsta§ i spróbuj, a zobaczysz, czy ci
bŸdzie lepiej”. Lecz: W Imieniu Jezusa Chrystusa wsta§ teraz i chod›”.
Tutaj to macie.
143 Niepewny d›wiŸk jest – wydaje niewyra›ny d›wiŸk! Co siŸ stanie? O,
moi drodzy.
144 Szczepan mia tak duŒo tego bogosawie§stwa w sobie, chociaŒ oni
kamienowali Szczepana. O, moi drodzy! On mia tak duŒo tego
bogosawie§stwa w sobie, tak duŒo tej ukrytej Mocy, Œe Szczepan sta
siŸ innym czowiekiem. Spojrza do góry i zobaczy Jezusa, stojcego po
prawicy Boga; a nie czu ani jednej bryy, która go trafia w gowŸ.
145 Patrzcie, ja mogŸ ogldaø Szczepana wówczas. On uklŸkn. Jego
wrodzy pluli na niego i wszystko moŒliwe, i obrzucali go kamieniami. On
powsta i spojrza w Niebo. I powiedzia: Ojcze, nie poczytaj im tego za
grzech. Ja im wybaczam, Ojcze”. Tak duŒo tego bogosawie§stwa byo
w nim! Co siŸ stao? Ja wam powiem, wtedy otwary siŸ Niebiosa. Ten
may Duch, który na nim odpoczywa, otworzy drogŸ poprzez oboki,
pomiŸdzy gwiazdami, przez mgawice, aŒ zobaczy Jezusa, stojcego po
prawicy Boga. On rzek: Oto widzŸ Niebiosa otworzone”.
146 Bracie, ja bym To chcia mieø raczej [Brat Branham klasn
dwukrotnie swoimi rŸkami _ wyd.] niŒ wszelkie wyksztacenie, niŒ
wszystkie pienidze, które potrafiliby™cie ustawiø do sterty przede mn.
Wszelkie moje wyksztacenie odpadnie tutaj ode mnie. Wszelka moja
umysowa teologia _ ja j zostawiŸ tutaj. Wszelkie moje bogactwo
zostawiŸ tutaj. Lecz ta ukryta Moc, ta rzecz, która czyni EwangeliŸ
pewn, zabierze ciŸ do Niebios, i przeniesie ciŸ przez doliny cienia
™mierci. Amen.
147 On wiedzia, o czym mówi. Powiedzia: WidzŸ Niebiosa otworzone”.
On mia bogosawie§stwo. On mia ukryt Moc. I potem nie czu
Œadnych kamieni. Oni go uderzali kamieniami w gowŸ. Obrzucali go z
jednej i z drugiej strony. Biedny mody Szczepan by jak niemowlŸ,
leŒce w ramionach swojej matki, a Bóg _ On koysa go do snu na
Swojej piersi.
148 Biblia nie mówi, Œe Szczepan umar. [Brat Branham stuka w
kazalnicŸ czterokrotnie _ wyd.] Biblia mówi: Szczepan zasn”. BoŒe,
zmiuj siŸ! Bracie, tego wa™nie pragnŸ na ko§cu drogi. [Klasn w swoje
donie dwa razy.] Bóg go wzi na ono i koysa go do snu, i powiedzia:
Widzisz synu, gdzie Ja ciŸ zabieram”.
149 On mia bogosawie§stwo. On mia ukryt Moc. Nie zajŸcz apkŸ,
nie amulet w swojej kieszeni; lecz co™ w swojej duszy, co go przemienio
i uczynio go innym czowiekiem.
150 Pawe powiedzia: To Œycie, którym ŒyjŸ obecnie”. To wskazywao
na to, Œe kiedy™ Œy innym Œyciem. Nie ja, lecz Chrystus Œyje we mnie”,
powiedzia on. Tak.
19
151
MÓWIONE S~OWO
Jan, który przyniós objawienie _ jego gos mia wyra›ny d›wiŸk. On
miowa Pana. On spoczywa na Jego piersi. On mia spoeczno™ø z
Jezusem. y niemal sto lat. Czyni cuda i znamiona, i oglda wizje.
152 A kiedy to widzieli, mówili: On jest czarodziejem”. WiŸc oni go
wziŸli i gotowali go dwadzie™cia cztery godziny w wielkim kotle
tuszczu. Czy wiecie co? Ta ukryta Moc wysza na jaw. Ta ukryta Moc,
która bya w jego sercu, osonia go zupenie dookoa. A gdy oni
popatrzyli do tego kota z tuszczem, to bogosawie§stwo odpoczywao
na Janie. I oni go wycignŸli z tego tuszczu, a nie byo na nim nawet
zapachu tuszczu. I oni rzekli: On jest czarodziejem. On jest wieszczem.
On jest Belzebubem”.
153 KaŒdy mŸŒczyzna lub kobieta, który siŸ stara kiedykolwiek Œyø dla
Boga, jest oskarŒany o bezboŒne rzeczy. On jest czarodziejem. On
zaczarowa ten tuszcz”. On mia w sobie tyle Mocy BoŒej, tak duŒo^
adne czary. Lecz co to byo? Ukryta Moc BoŒa, która bya w nim. On
wyglda jak czowiek. On jad jak czowiek. On spa jak czowiek. On
paka jak czowiek. On by czowiekiem. Lecz Bóg by w Swoim
czowieku. Bogosawie§stwo odpoczywao na tym czowieku.
154 Bogosawiony czowiek” _ powiedzia Dawid. adnej niepewno™ci
w nim. Ten czowiek wie, o czym mówi. Nie dbam o to, co mówi ™wiat, co
wy mówicie o nim, próbujecie go uczyniø obkanym, on siŸ nie stanie
obkanym. Nie dbam o to, jak bardzo mówicie o nim, on na to nie bŸdzie
zwraca uwagi. On pójdzie dalej, bo tutaj wewntrz ma
bogosawie§stwo. On siŸ bŸdzie modli za was. To siŸ zgadza. MoŒecie
robiø cokolwiek chcecie, on wcale nie zwraca na to uwagi. Nie bŸdzie siŸ
odgryza swoim ssiadom i chodzi wokoo, i roznieca niesnaski. On
bŸdzie tym pokój czynicym”. On bŸdzie czyni wszystko, co moŒe,
poniewaŒ jest dzieckiem BoŒym. Bogosawiony jest ten czowiek. Tak.
155 Kiedy ci ludzie wyszli do górnego pokoju w Dzie§ PiŸødziesity, oni
byli zwykymi lud›mi, kiedy tam szli do góry. Lecz nagle, kiedy byli
zgromadzeni w górnym pokoju, przestraszyli siŸ. Oni mieli pozamykane
okna i zamkniŸte drzwi. Bali siŸ prze™ladowania. Byli dobrymi
czonkami ko™cioa aŒ do tego czasu. Byli chrzczeni w wodzie aŒ do tego
czasu. Lecz nie mieli tej ukrytej Mocy. Nie mieli tej pewno™ci.
156 Jeden z nich powiedzia: JeŒeli Ty jeste™^ Pozwól, Œe woŒŸ moje
rŸce do Twego boku. Pozwól, Œe woŒŸ moje palce do blizn po gwo›dziach
w Twojej rŸce”.
157 Inny powiedzia niewiastom: O, to jest gupstwo! Nie widziay™cie
nikogo”.
158 Lecz kiedy oni wstpili po tych schodach i wyszli na górne piŸtro,
nagle zstpi z Nieba szum i ukryta Moc zstpia w dó. Ona wesza do
nich. Potem wyszli na ulicŸ, radujc siŸ i chwalc Boga, zwiastujc
EwangeliŸ, uwielbiajc Boga. Oni mieli ukryt Moc. Oni mieli Moc, o
której ten ™wiat niczego nie wiedzia.
159 Obecnie jest tak samo. Niepewny d›wiŸk; nie wierzcie niepewnemu
d›wiŸkowi. Ewangelia nie ma Œadnego niepewnego d›wiŸku.
NIEPEWNY DœWI£K
160
20
Mówicie: Bracie Branham, ja wierzŸ, Œe mój ko™ció gosi
EwangeliŸ”. W porzdku.
161 Jezus powiedzia: Teraz dam wam pewn rzecz, Œeby™cie wierzyli”.
On rzek: Id›cie teraz na cay ™wiat i go™cie EwangeliŸ wszelkiemu
stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci siŸ, zbawiony bŸdzie. Kto nie wierzy,
zostanie potŸpiony. I^” Amen! O, ja siŸ czujŸ dobrze. I” jest
spójnikiem. Nie zatrzymajcie siŸ tutaj: goszc EwangeliŸ”. A te znaki
bŸd towarzyszyø tym, którzy wierz”. aden niepewny d›wiŸk. Jest to
Ewangelia. Amen.
162 Oni wypŸdzaj diaby. W Moim Imieniu diaby wyganiaø bŸd”. To
nie jest niepewny d›wiŸk. Ewangelia mówi, Œe to jest d›wiŸk dzwonu.
Chwaa! Alleluja! O, moi drodzy! To jest d›wiŸk dzwonu, kiedy oni
wyrzucaj diaby. [Brat Branham stuka w kazalnicŸ siedem lub osiem
razy _ wyd.]
163 Nowymi jŸzykami mówiø bŸd”. Nie mam teraz na my™li
niepewnego d›wiŸku. Oni mówi majc poznanie, majc objawienie. Oni
mieli prawdziwy dar mówienia jŸzykami. Co™ siŸ dzieje, kiedy to czyni.
To nie jest niepewny d›wiŸk. To nie jest d›wiŸk niewiary, wcale nie.
JeŒeli to jest wiele awanturowania siŸ, jak to widzimy tak wiele razy, jest
to niedowiarstwo. Lecz kiedy mówisz w oparciu o Sowo posiadajc
wykad z objawieniem, alleluja, wtedy rozbrzmiewa dzwon Ewangelii.
To nie jest niepewny d›wiŸk.
164 JeŒeli pooŒ swoje rŸce na chorych, to oni wyzdrowiej”. To nie jest
niepewny d›wiŸk.
165 Wy drodzy ludzie, którzy naleŒycie do ko™cioa Chrystusowego _ tam
w tyle, wy mówicie: To jest z diaba”. Czy tak? Potem Biblia jest z
diaba. [Brat Branham stukn w kazalnicŸ _ wyd.] Rozumiecie?
166 Biblia mówi: RŸce ka™ø bŸd na chorych, a oni wyzdrowiej. Ja
bŸdŸ z wami, mianowicie w was, aŒ do sko§czenia ™wiata”. aden
niepewny d›wiŸk.
167 Bd›cie ostroŒni, syszycie wiele ko™cielnej teologii. To s niepewne
d›wiŸki. To siŸ nie zgadza z Bibli. Pawe powiedzia: Gdyby trbka
wydaa niepewny d›wiŸk, jak moŒemy wiedzieø, kto siŸ ma gotowaø do
boju?” O, tak. O, moi drodzy!
168 Jezus powiedzia: Sprawy, które Ja czyniŸ, i wy czyniø bŸdziecie, a
nawet wiŸksze, bo Ja idŸ do Mego Ojca”. aden niepewny d›wiŸk, ani
trochŸ.
169 Piotr powiedzia w Dniu PiŸødziesitym _ w Dz. Ap. 2, 38:
Pokutujcie, kaŒdy z was i dajcie siŸ ochrzciø w ImiŸ Jezusa Chrystusa
na odpuszczenie waszych grzechów, a otrzymacie dar Ducha šwiŸtego”.
To nie jest niepewny d›wiŸk.
170 W Biblii nie ma nigdzie miejsca _ od 1. MojŒeszowej do Objawienia,
gdzie by Bóg kiedykolwiek pokropi” kogo™. To jest niepewny d›wiŸk.
Nigdzie nie jest napisane, gdzie by kto™ zosta ochrzczony w jaki™ inny
sposób, niŒ w ImiŸ Jezusa Chrystusa. Wszystko, co jest w sprzeczno™ci do
21
MÓWIONE S~OWO
tego, jest niepewnym d›wiŸkiem.
171 Czytajcie BibliŸ. Z tego wa™nie skada siŸ Ewangelia. To jest
Nasienie. To Nasienie wyda Swój owoc. Co™ takiego! Jest trochŸ gorco,
czy nie? Lecz to jest dobre.
172 Potrzeba nam Ognia _ wa™nie Ducha šwiŸtego i Ognia”, by
wypaliø z nas cielesno™ø i ko™cielno™ø, i przywróciø nas na pozycjŸ synów
i córek BoŒych; gdzie ta umysowa teologia i to, co siŸ nauczycie tutaj w
seminarium, i tak dalej, przeminie, i Bóg moŒe wej™ø do waszych serc. To
wa™nie siŸ liczy.
173 Nie, je™li bŸdziecie mówiø: Zdrowa™ Mario” lub je™li tam pójdziecie
i bŸdziecie mówiø apostolskie wyznanie wiary w zielono™witkowym
ko™ciele; to z Tym nie ma nic wspólnego _ ani trochŸ.
174 Jezus powiedzia: Je™li siŸ czowiek nie narodzi na nowo, Œadnym
sposobem nie wnijdzie do Królestwa”. Amen. aden niepewny d›wiŸk,
ani trochŸ.
175 Kiedy Eliasz wystpi tam^ Patrzcie, pozwólcie, Œe wam co™
pokaŒŸ. Kiedy Elizeusz dawa baczenie na Eliasza _ on podchodzi i
obserwuje go. A on rzek: Czego chcesz?” To przedobraz Chrystusa i
ko™cioa.
On powiedzia: PragnŸ co™ zobaczyø”.
On rzek: Czego pragniesz?”
176 On powiedzia: PragnŸ podwójnej porcji twego Ducha, kiedy
odejdziesz”. To by gód. To bya teologia. To byo duchowe. On tego
pragn. Jego umys tego chcia. Jego dusza krzyczaa o to. To oznacza,
Œe on tego nie mia.
177 Eliasz powiedzia: O trudn rzecz prosie™. Lecz je™li mnie
zobaczysz, gdy bŸdŸ odchodzi _ w porzdku, On przyjdzie do ciebie”.
Bracie, on zwaŒa na tego proroka, na kaŒdy jego ruch.
178 A kiedy przyszo to ostatnie zawoanie i Eliasz zosta zawezwany, by
wstpiø na Wysoko™ci, by stanø w Obecno™ci Boga, Bóg posa mu w dó
rydwan. Chwaa! O, moi drodzy! Posa mu w dó rydwan z ko§mi do
rydwanu – ogniste konie i ognisty rydwan. Powiedzia: Mój umiowany
sugo, wsid›! Dobrze to wykonae™”.
179 Powiedzia: Dobrze, Elizeuszu, widzŸ, Œe mnie obserwujesz”. On
zdj swój paszcz i rzuci go z powrotem.
180 A on podniós ten sam paszcz i woŒy go na siebie. adna
niepewno™ø. Poszed nad rzekŸ! Alleluja! On widzia, co uczyni Eliasz.
On rozdzieli wody przed sob, by przej™ø w ten sposób. On rzek: Je™li
On jest cigle tym samym, a Jego Duch odpoczywa na mnie, ona siŸ
znowu rozstpi”. adna niepewno™ø. On siŸ nim zamachn i powiedzia:
GdzieŒ jest Bóg Eliasza?” A wody siŸ rozstpiy na obie strony i on
przeszed na drug stronŸ. Czy to zauwaŒyli™cie? On nie musia i™ø do
szkoy proroków, by zdobyø jakie™ wyksztacenie. Chwaa! Co™ takiego!
Nie mia Œadnego wyksztacenia ten chopak, a on przeszed! Umysowa
NIEPEWNY DœWI£K
22
teologia bya w kropce. On to mia w swojej duszy. Obserwujcie go, on
uczyni tak, jak Eliasz.
181 Jezus powiedzia: Kielich, który Ja pijŸ, i wy piø bŸdziecie. I tym
samym chrztem, którym siŸ Ja chrzczŸ, wy ochrzczeni bŸdziecie. A te
same rzeczy, które Ja czyniŸ, i wy czyniø bŸdziecie”. Co On uczyni?
Mówi jŸzykami, wygania diaby, zwiastowa EwangeliŸ, uzdrawia
chorych. To samo, co On czyni, my moŒemy czyniø równieŒ. A na ko§cu
naszych dni, tak jak On wsta z martwych, tak i my, którzy jeste™my w
Nim, powstaniemy.
182 Nie mogŸ obudziø mego syna rano. Wydaje siŸ, jakby mu siŸ po
prostu zamieni dzie§ z noc. Ja powiedziaem: Billy, nie bŸdziesz mia
z tego Œadnej korzy™ci, leŒc tutaj w ten sposób. Wstawaj. JeŒeli nie
uczynisz nic wiŸcej, to wyjd›, wyczy™ø sobie zŸby, wyjd› na podwórze,
spójrz na swój samochód, przyjd› z powrotem, usid› i czytaj. Nie leŒ w
óŒku; to nie jest dobre, to lenistwo”.
183 BoŒe, zmiuj siŸ nad tymi chrze™cijanami leniwego serca, to staje siŸ
niedobre _ wiedz tak wiele o Tym, a tak mao mówi o Tym innym
ludziom.
On rzek: Tato, ja po prostu nie mogŸ wcze™nie wstaø”.
184 Ja rzekem: Patrz, Billy, pewnego dnia nie bŸdziesz mia taty, by siŸ
o ciebie zatroszczy. Tata odejdzie pewnego poranka. Ty moŒe wejdziesz
do tego pokoju i bŸdziesz patrzy. Tata bŸdzie tam leŒa. ZatrzŸsiesz nim,
a on siŸ nie obudzi”. Powiedziaem: Potem przewioz mnie tam _ do tej
maej, starej kaplicy _ w trumnie. Ty bŸdziesz chodzi wokoo ze swoj
chusteczk w rŸce, paczc; spojrzysz na mnie i powiesz: To jest mój
stary tata. Szkoda, Œe go nie suchaem”. Dalej powiedziaem: Lecz
pamiŸtaj, Billy, ja zawsze wstawaem wcze™nie”.
185 Alleluja! [Puste miejsce na ta™mie _ wyd.]^ bogosawiona trba
zabrzmi, a ja powstanŸ w pierwszym zmartwychwstaniu. Ja jestem
zwolennikiem wczesnego wstawania, alleluja _ pewnego dnia z aski
BoŒej. WierzŸ tej Ewangelii, któr goszŸ. WierzŸ, Œe Ona jest szczer
Prawd.
186 Paszcz Eliasza nie mia niepewnego d›wiŸku. Nie byo tam
niepewnego d›wiŸku.
187 Czonek Kongresu, Upshaw^ Nie byo tam Œadnego niepewnego
d›wiŸku, kiedy Duch šwiŸty powiedzia mi to wówczas, zanim lekarze
znale›li w ogóle te ameby. Nie byo tam Œadnego niepewnego d›wiŸku,
kiedy lekarz powiedzia, Œe ja umieram, a Bóg mnie wa™nie uzdrowi.
Nie by to niepewny d›wiŸk. Nie by to niepewny d›wiŸk tam koo
Green’s Mill owej nocy, kiedy Anio Pa§ski przyszed do mnie. On
powiedzia: W tym celu urodzie™ siŸ na ™wiat”. aden niepewny
d›wiŸk!
188 Poszedem i rozmawiaem o tym z kilkoma kaznodziejami. Oni rzekli:
Billy, ty miae™ koszmar nocny”. Lecz miliony dusz zostao
pozyskanych dla Chrystusa. Nie byo tam niepewnego d›wiŸku. By to
23
MÓWIONE S~OWO
gos BoŒy, mówicy do Œebraka. aden niepewny d›wiŸk. O, nie mogŸ po
prostu przemawiaø, kiedy o tym pomy™lŸ.
189 Mówiem Œonie niedawno _ byø moŒe powiedziaem to juŒ tutaj
przedtem. Wy znacie pochodzenie mojej rodziny. Ja miujŸ mego tatŸ. On
juŒ odszed. On umar w moich ramionach, modlc siŸ. Lecz on siŸ upija.
Caa moja rodzina pia. Oni czynili wielkie, szkodliwe rzeczy;
jednakowoŒ to jest ha§ba dla spoecze§stwa. Moi bracia pij; nie
dlatego, Œe ja chcŸ. Ja woam za nimi, modlŸ siŸ za nimi i czyniŸ wszystko
moŒliwe.
190 Bywao tak, zanim mnie Bóg powoa, Œe staem na ulicy,
rozmawiaem z kim™; oni^ Wa™nie z powodu tego nazwiska oni
mówili: Branham? Oooch!” i odchodzili. Kto™ przechodzi wokoo,
szukajc kogo™ i powiedzia: Odejd›cie od niego!” W porzdku, wiŸc
oni odchodzili. Oni by ze mn nie rozmawiali.
191 Powiedziaem Œonie pewnego dnia: Obecnie muszŸ siŸ wy™liznø
gdzie™ do lasów i ukryø siŸ, Œeby ludzie nie przychodzili _ z caego
™wiata”.
192 Co byo tego powodem? Czy dlatego, Œe wiele studiowaem? Czy
dlatego, Œe siŸ nauczyem teologii? Czy dlatego, Œe zdobyem
wyksztacenie? Czy dlatego, Œe siŸ przyczyem do jakiego™ ko™cioa?
Nie. To byby niepewny d›wiŸk.
193 Lecz co™ zabrzmiao pewnego dnia w gŸbi mego serca, nie w moim
umy™le; w moim sercu. Bóg wszed do wewntrz. Od tego czasu byo juŒ
dobrze. To jest zdumiewajca aska.
194 Onegdaj zdumiewaem siŸ nad czym™, co siŸ wydarzyo _ od dugiego
czasu. Ja jestem wielkim mio™nikiem przyrody. Wiecie, Œe jestem. MiujŸ
zwierzŸta. My™lŸ po prostu, Œe one s cudowne. Siedziaem w moich
drzwiach. Brat Leo i Gene byli obecni. Byli tam równieŒ brat i siostra
Wood. I mody Billy Gillmore, mleczarz, sta tam. A okoo dziesitej
godziny do poudnia przychodzio co™ po drodze, ku™tykajc, wóczc
nogŸ za sob. Ono skrŸcio do mojej bramki i podeszo do moich
schodów. Bya to stara oposica _ o dziesitej do poudnia.
195 One s ™lepe o tej porze dnia. One s cakiem ™lepe, kiedy jest ™wiato
dzienne. One s zwierzŸtami nocnymi. One Œeruj _ a Œeruj w okolicy i
zdobywaj swój pokarm w nocy. Wy to wszyscy wiecie. Opos jest
zwierzŸciem ownym.
196 I ona skrŸcia do bramki. Wyszedem jej naprzeciw. Wziem sobie
grabie. Pomy™laem: To dziwne! MoŒe jest ™lepa. Co jest powodem, Œe
postŸpuje i tacza siŸ w ten sposób?” PooŒyem na ni grabie. A ona siŸ
odwrócia i spojrzaa na mnie, i zawarczaa. Pomy™laem: Tutaj jest co™
dziwnego”.
197 Przypadkowo spojrzaem do jej torby. Opos jest jednym zwierzŸciem
_ oprócz kangura _ s tylko dwa, które maj torbŸ, w której nosz swoje
mode. A ta oposica miaa w swej torbie _ ona tam miaa osiem czy
dziewiŸø modych. Zapa j pies albo potrci samochód; zama jej nogŸ
NIEPEWNY DœWI£K
24
_ ko™ø w ramieniu. Zielone muchy latay koo niej, miaa robaki w
uszach, i tak dalej. I tutaj ona bya utykajc w ten sposób. I ona
warczaa, bo my™laa, Œe siŸgam po jej mode.
198 Powiedziaem: Ta oposica ma wiŸcej macierzy§stwa niŒ wiele
kobiet, a zwaszcza ta kobieta, która wrzucia swoje niemowlŸ do rzeki
onegdaj, by siŸ go pozbyø”. Powiedziaem do Gene i Leo, siedzcych w
pokoju _ powiedziaem: Chod›cie tutaj, nauczŸ was lekcji”.
Powiedziaem: Popatrzcie na poziom moralny tamtej kobiety. Spójrzcie
na poziom moralny tej damy. Ona jest niemym zwierzŸciem, lecz w niej
jest wiŸcej damy niŒ w czterdziestu procentach ameryka§skich kobiet”.
Racja. Ja rzekem: Ona ma jeszcze okoo jednej godziny Œycia, wedug
jej wygldu, lecz ona spŸdzi t godzinŸ walczc, by ochroniø swoje
mode. A te kobiety wychodz tu z maymi niemowlŸtami, dusz je i
topi, wrzucaj je do ognia, i tym podobnie; gorzej niŒ psy, gorzej niŒ
zwierzŸta”.
199 Ta moda dama nie czekaa. Nawet siŸ nie zatrzymywaa, tylko tu i
tam. Ona sza prosto ku moim schodom i wyczerpana pooŒya siŸ tam.
Próbowali™my j postawiø na nogi. Ona umieraa. Ona jeszcze charczaa;
tak okropnie cierpiaa.
200 Pani Wood podesza i pan Wood, i inni; rzeka: Bracie Branham,
my™lŸ, Œe trzeba zabiø tŸ oposicŸ, to bŸdzie humanitarne. Te biedne
mode zdechn z godu”. Powiedziaa: To jest jedyna rzecz, któr by™
móg uczyniø, któr by™ mia uczyniø”.
201 Kto™ inny podszed i powiedzia: Bracie Branham, czy nie zabijesz
tej oposicy?” Powiedzia: Zabij j. Ona zdycha”. Powiedzia: Ona tutaj
leŒy i cierpi”. Powiedzia: Wyjmij te mode i pozabijaj je. Tak bŸdzie dla
nich lepiej”. Powiedzia: One nie maj duszy. To jest po prostu nieme
bydlŸ, po prostu zwierzŸ”. Powiedzia: Te biedne male§stwa zdechn z
godu. Ta biedna matka leŒy tutaj, a te mode ss z niej mleko, i ty wiesz,
w jakim ona jest stanie” _ powiedzia _ one pozdychaj”.
202 Powiedziaem _ ja powiedziaem: To prawda, ja jestem my™liwym,
lecz nie jestem zabójc”. Powiedziaem: Ja lubiŸ polowaø, lecz nie
zabijam tylko dlatego, by zabijaø. To byby zabójca”. To siŸ zgadza. Nie
u™miercam niczego, co bym nie móg je™ø, wzglŸdnie czego™, z czego bym
nie móg zrobiø uŒytku, wzglŸdnie czego™, co niszczy. Nie zabijaø, aby
zabijaø; tak czyni morderca. Nie mógbym tego uczyniø. Po prostu nie
mógbym tego zrobiø.
203 A wiedziaem, Œe to jest rozumne w sferach umysu, Œe to jest
wa™ciwy sposób my™lenia, i humanitarn spraw byoby uczyniø to _
zabiø tŸ oposicŸ i jej mode. Ta oposica zdychaa, juŒ nie odzyska
™wiadomo™ci. A te mode zgin z godu. A pijc to stare, zsiade mleko ich
matki, prawdopodobnie zgin w cierpieniach. Najlepsz rzecz byoby
wyzwoliø ich z tych cierpie§. To bya rozumna rzecz. Lecz Co™ tutaj
wewntrz nie pozwolio mi to uczyniø.
Ludzie zaczŸli siŸ schodziø. Miaem rozmowŸ telefoniczn i
wyjechaem.
25
204
MÓWIONE S~OWO
Tego wieczora brat Wood i ja zjeŒdŒali™my z drogi, razem z siostr
Wood i moj Œon. Przyjechali™my z okolicy Scottsburgu, gdzie
próbowaem znale›ø trochŸ odprŸŒenia dla umysu. Brat Wood rzek:
Czy widzisz to mae szczeniŸ tam w tyle na drodze?” Powiedzia: Ono
zostanie przejechane”. Zawróciem mój samochód i jechaem z
powrotem. Podnie™li™my to biedne stworzenie.
205 Miao peno pche i wszy, i byo pokryte ™wierzbem. OtóŒ, co by byo
rozumne uczyniø? Zabiø go. Nie mogem tego uczyniø. Przyniosem to
biedne stworzenie do domu, wziem trochŸ pudru przeciw pchom i
opyliem go nim, postaraem siŸ o trochŸ lekarstwa na ™wierzb, daem mu
dobry, przyzwoity pokarm. Zabraem go i schroniem tam, starajc siŸ,
Œeby to biedne stworzenie miao siŸ dobrze. Ono chciao Œyø.
206 ycie zawiera w sobie co™ rzeczywistego. Nie udawajcie
chrze™cija§stwa. Przyjmijcie ycie! yjcie! Nie musisz tylko walczyø z
samym sob w kóko i mówiø: Trudno, jestem chrze™cijaninem, nie
powinienem czyniø tego, nie powinienem czyniø tamtego”. yj! Jest
Kto™, kto siŸ troszczy o ciebie.
207 Tego wieczora o dziesitej trzydzie™ci albo o jedenastej godzinie ta
biedna oposica leŒaa cigle nieprzytomna; wszŸdzie koo niej zielone
muchy, ramiŸ wyamane; leŒaa tam cierpic, umierajc.
208 Po duŒszej chwili Billy wszed do ™rodka. LeŒaa tam ta stara
oposica, leŒaa w tyle, te mode próboway ssaø jeszcze trochŸ mleka z
niej, Œycie gaso w tej matce. Ona cigle okropnie jŸczaa. Spróbowaa
wstaø, ale nie moga. Znowu spróbowaa wstaø, a nie moga.
209 Nie mogem siŸ pozbyø z my™li tej starej oposicy. Pomy™laem: BoŒe,
miabym wej™ø do ™rodka, wziø strzelbŸ i zastrzeliø tŸ oposicŸ, lecz ja
tego nie mogŸ uczyniø. Co siŸ dzieje, Panie?” Chodziem tam i z
powrotem po pododze.
210 Nastao ™wiato dzienne. Biedna oposica tam cigle leŒaa. Szedem z
powrotem i my™laem: O, BoŒe, ona tam jest, a to gorce so§ce _ leŒy
zaraz u mych schodów”. Zaczem znowu chodziø po pododze.
211 Bogosawiony Duch šwiŸty zatrzyma mnie i powiedzia: Nazwae™
j dam. Stane™ w jej obronie dlatego, Œe jest prawdziw matk. A ja
j posaem do twego domu, Œeby™ siŸ za ni modli, a ty j tam zostawie™
leŒeø jako niewiastŸ u twego progu”.
212 Ja powiedziaem: BoŒe, wybacz Twemu gupiemu sudze”.
Wyszedem tam i powiedziaem: BoŒe, jeŒeli ty jeste™ na tyle miosierny,
by siŸ zajmowaø niemym zwierzŸciem, które jest na tyle dam, Œe
wychowuje swoje mode, a posae™ tŸ nie™wiadom oposicŸ do mego
progu, abym siŸ za ni modli, o, BoŒe, uzdrów tŸ oposicŸ. ModlŸ siŸ w
Imieniu Jezusa”.
213 Ta stara oposica odwrócia siŸ i spojrzaa na mnie _ powstaa na
swoje nogi, pozbieraa swoje mode i woŒya je do torby. Tak, jakby
pochylia swoj gowŸ i powiedziaa: DziŸkujŸ ci”. I odesza do lasów,
radujc siŸ. Ona wie o wiele wiŸcej niŒ czasami kaznodzieje. Ona sza za
NIEPEWNY DœWI£K
26
prowadzeniem Ducha šwiŸtego. [Brat Branham stuka w kazalnicŸ
trzykrotnie _ wyd.] JeŒeli Bóg moŒe siŸ zajø oposem, o ile wiŸcej moŒe
siŸ zajø czowiekiem, gdyby oni tylko ^?^ Nie ma odno™nie tego
Œadnego niepewnego d›wiŸku. Bóg posuguje siŸ zwierzŸtami, aby
nauczyø lekcji. Na pewno to czyni.
214 On posuŒy siŸ pewnego razu muem, aby strofowaø upadego
kaznodziejŸ.
215 Wielki ™wiŸty Franciszek z AsyŒu, który, jak twierdzicie wy, katolicy,
by katolikiem, lecz on nim nie by. On protestowa przeciw katolickiemu
ko™cioowi tak twardo, jak ja to czyniŸ. Lecz w owych czasach nie byo
Œadnego innego ko™cioa, wiŸc oni go wziŸli i nazwali ™wiŸtym. Kiedy on
wyszed na ulicŸ, by gosiø t EwangeliŸ, któr ja goszŸ obecnie [Brat
Branham stuka w kazalnicŸ siedmiokrotnie _ wyd.] ptaszki szczebiotay
na drzewach. On powiedzia: Moje mae siostrzyczki, ja bŸdŸ gosi
EwangeliŸ o Jezusie Chrystusie. Zachowujcie siŸ cicho, kiedy bŸdŸ
gosi”. I kaŒdy ptaszek zamkn swój dziobek.
216 To nie jest niepewny d›wiŸk. My Œyjemy w Obecno™ci Pana Jezusa
Chrystusa. Jego bogosawie§stwa s tutaj.
217 Bóg, który sprawi, Œe samolot musia wyldowaø tam wówczas i
zatrzyma go z powodu biednej, nie™wiadomej mulatki, która nie znaa
nawet abecada _ by uzdrowiø jej syna, który mia chorobŸ weneryczn.
Wy znacie t historiŸ.
218 Bóg, który potrafi przemówiø do nie™wiadomego oposa, kiedy w tym
mie™cie s kaznodzieje, którzy siŸ na™miewali z Boskiego uzdrowienia,
ludzie, którzy zadzierali swoje nosy i mówili, Œe ja jestem wariatem”
dlatego, Œe tego nauczam. A Bóg zajmuje siŸ nie™wiadomym oposem,
poniewaΠto bya dama, bo ona miowaa swoje dzieci, poniewaΠona bya
gotowa umrzeø dla nich. Ten sam Bóg!
219 My jeste™my posani tutaj na ziemiŸ z powodu róŒnych rzeczy.
Niektórzy s posani, by gosiø EwangeliŸ. Niektórzy s posani, by
prorokowaø. Niektórzy s posani, by siŸ modliø modlitw wiary.
Niektórzy maj dary uzdrawiania.
220 A ten sam Bóg, który mówi wówczas w naszym pokoju owego
wieczora, albo tutaj na^ jechaem w tej wizji, a powiedzia mi, Œe brat
Bosworth leŒy tam w Poudniowej Alabamie na oŒu ™mierci. A Duch
šwiŸty prze™cign telegram idcy tutaj _ dwadzie™cia cztery godziny.
Ten sam Bóg, ten sam Bóg, który uszanowa wierno™ø. O BoŒe, bogosaw
ich serca.
221 Wierno™ø! Ja bym odda ostatni kroplŸ mojej krwi za najczarniejsz
lub najbardziej Œót kobietŸ na tym ™wiecie, która by chciaa Œyø
wiernie wobec swego maŒonka. Ja umarbym za ni tak, jak za moj
wasn ŒonŸ. Ja j szanujŸ jako damŸ.
222 Co my™licie, co uczyni Jezus? I dlaczego nie moŒecie Mu byø wierni i
zapomnieø o swoim samolubstwie, o waszej obojŸtno™ci? Czy nie moŒecie
27
MÓWIONE S~OWO
zapomnieø o swoim ko™ciele i o pomniejszych sprawach, i przyj™ø do
Niego i byø wiernymi?
223 Ten biedny nie™wiadomy opos, a Duch šwiŸty^ A ja wyjechaem
tam na odpoczynek, nie modliem siŸ nawet, a ta biedna, zwyka dama _
oposica leŒaa u mego progu. Kiedy so§ce byo gorce, ona tam leŒaa
wiernie. Kiedy nastaa noc, jej oczy siŸ otwary i ona widziaa. Lecz Duch
šwiŸty nie pozwoli jej odej™ø. Ona tam leŒaa przez ca noc. Nie moga
powstaø.
224 A potem wcze™nie rano – okazao siŸ, Œe ona tam leŒaa dwadzie™cia
cztery godziny, czekajc na swoj kolejkŸ, bym siŸ za ni modli _ bo
bya zwierzŸciem. A kiedy Duch šwiŸty powiedzia: Wyjd› tam i módl
siŸ za ni”, wtedy Bóg Niebios uzdrowi j.
225 Ona szybko pozbieraa swoje mode do swojej torby i spojrzaa
znowu na mnie najsmutniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek widziaem,
jak gdyby chciaa powiedzieø: DziŸkujŸ ci, askawy panie”. I posza
swoj drog.
226 Ona ominŸa cztery inne domy, które s bliŒej drogi, niŒ mój, i
skrŸcia do bramki. Jeden, dwa, trzy, cztery; do pitej siŸ skierowaa _ Je-z-u-s. Ona wesza do bramki. Nie czekaa gdzie™ tam w krzakach. Nie
czekaa w cieniu. Ona ruszya pomimo tego, Œe ™wiecio so§ce, by doj™ø
do progu. Ona tam leŒaa cierpliwie (nie mruczc, nie szemrzc),
czekajc na swoj kolejkŸ, bym siŸ za ni pomodli.
227 A potem, kiedy byem posuszny Duchowi šwiŸtemu, Bóg przywróci
zdrowie tej oposicy. Ona pozbieraa swoje mode i posza z powrotem do
swego miejsca przebywania. aden niepewny d›wiŸk. Bóg, który liczy
piórka na skrzydach ptaków, wie, gdzie kaŒde z nich jest. Bóg, który
zliczy wosy na twojej gowie; Bóg, który szybuje na skrzydach
poranku; On, który stworzy niebiosa i ziemiŸ, zna kaŒde stworzenie i
kaŒd istotŸ. On jest Bogiem. To jest Jego Sowo. Niebiosa i ziemia
przemin, lecz Ono nie przeminie. Nie dajcie siŸ zwie™ø przez doktryny
ludzkie. Wierzcie Bogu i Œyjcie.
Módlmy siŸ!
228 Niebia§ski Ojcze w Imieniu Pana Jezusa, Twego umiowanego Syna
– Œaden niepewny d›wiŸk, Œadna niepewno™ø odno™nie tego. On jest
Synem BoŒym. On siŸ urodzi z dziewicy. On przyszed tutaj w Mocy
BoŒej. On przyszed tutaj przez dziewicŸ MariŸ. On cierpia, krwawi i
umar w czasach Piata Poncjusza. Kiedy oni chcieli Go wypu™ciø na
wolno™ø, ydzi Go ukrzyŒowali i zaparli siŸ Tego Sprawiedliwego. A jest
napisane: Dlaczego poganie szalej, a ludzie wyobraŒaj sobie próŒne
rzeczy?”
229 O BoŒe, naprawdŸ, wycignij Swoj rŸkŸ ku uzdrawianiu, Œeby cuda
i znamiona mogy byø dokonywane w tych ostatecznych dniach, by
udowodniø, Œe to jest wczesny i pó›ny deszcz. Moc BoŒa jest tutaj. Syn
™wieci w Dniu PiŸødziesitym na ludzi Wschodu. On ™wieci teraz na
Zachodzie. Oni sobie kpili i drwili z Niego i mówili, Œe to jest udawana
wiara, i nazywali ich czarownikami i wróŒbiarzami, i niewierzcymi”,
NIEPEWNY DœWI£K
28
a nawet ich zabijali, spalali ich na stosie, i wrzucali do gorcego oleju.
Lecz Ty bye™ z nimi, aby ich wybawiø.
230 Ty jeste™ dzisiaj tutaj. Ty jeste™ tutaj, w tej ostatecznej godzinie, dla
jeszcze wiŸkszych bogosawie§stw, poniewaŒ wczesny i pó›ny deszcz
powinny przyj™ø razem”.
231 A teraz, Ojcze, gdyby bya tutaj jakakolwiek niepewno™ø w przeŒyciu
kogokolwiek w tym pomieszczeniu, modlŸ siŸ, Ojcze, w tej godzinie, Œeby
skoncentrowali swoj wiarŸ _ nie do umysowego sposobu my™lenia, nie
do rozumowania wedug nauki ludzkiej, lecz do wierzenia BoŒemu
Sowu ku ywotowi Wiecznemu. Prosimy o te bogosawie§stwa w
Imieniu Jezusa, Twego Syna.
232 Kiedy mamy skonione nasze gowy, chciabym wiedzieø, czy jest
tutaj kto™, kto by chcia peen czci podnie™ø swoj rŸkŸ i powiedzieø: Ja
j podnoszŸ nie do kaznodziei, lecz do Boga. BoŒe, zmie§ mój sposób
my™lenia. Próbowaem siŸ zastanawiaø, jak siŸ bŸd dziaø te rzeczy.
Próbowaem rozmy™laø o tym, co powiedz moi ssiedzi, czy ja siŸ w
ogóle narodziem na nowo, czy Bóg pobogosawi mnie kiedykolwiek w
taki sposób, Œe krzyczaem, czy Bóg pobogosawi mnie kiedykolwiek w
taki sposób, Œe miaem przeŒycie, które mnie skonio do pakania i
musiaem opu™ciø moich towarzyszy. Ja tego wszystkiego próbowaem
dociekaø rozumem, BoŒe. Lecz dzisiaj bym tego wiŸcej nie docieka. Ja
wa™nie teraz podnoszŸ moj rŸkŸ ku Tobie, BoŒe, i mówiŸ, Œe to jest
moim ™wiadectwem. JeŒeli Ty wyjmiesz ze mnie to rozumowanie, i
pozwolisz mojej duszy zajø swoje miejsce, bym wierzy Twemu Sowu
bez dociekania rozumem, to bŸdŸ wierzy, Œe to jest pewny d›wiŸk,
podany mi”. Czy podniesiesz swoj rŸkŸ? KaŒdy w tym budynku _
gdziekolwiek jeste™cie. Niech Bóg bogosawi tobie, tobie, tobie, i tobie, i
tobie, i tobie. Okoo osiemdziesit piŸø procent tego budynku.
233 Rozumowanie? Odrzuøcie wszelkie rozumowanie”. Odrzuøcie je.
Bóg nie chce, Œeby™ mia rozum. Rozum zawsze próbuje znale›ø drogŸ
wyj™cia. Wiara nie rozumuje. Wiara po prostu wierzy. Twój umys
sprawia, Œe dociekasz rozumem. On jest kamc. Detektor kamstwa to
udowadnia. Najpierw udowadnia to BoŒa Biblia. Lecz twoja dusza jest
nie™miertelna, bracie, siostro. Twój potencja umysowy opu™ci ciŸ, kiedy
zabierze ciŸ ™mierø, lecz twoja dusza bŸdzie z tob poprzez ca
Wieczno™ø. Czy nie uwierzysz Sowu BoŒemu dzisiaj i nie przyjmiesz Go?
234 W czasie tej modlitwy _ czy jeszcze kto™ chciaby podnie™ø swoj
rŸkŸ? Powiedz: PamiŸtaj teraz o mnie, bracie Branham, kiedy siŸ
modlisz. Ja pragnŸ odrzuciø rozumowanie”. Niech ci Bóg bogosawi,
moda pani. Tam jest nastŸpna. Niech ci Bóg bogosawi, bracie, widzŸ
ciŸ. Niech ci Bóg bogosawi, bracie, widzŸ ciŸ. Niech ci Bóg bogosawi,
bracie. Ty _ tak, siostro. Czy kto™ jeszcze? Niech kto™ jeszcze podniesie
swoj rŸkŸ, szybko. Powiedz: PamiŸtaj^” Niech ci Bóg bogosawi,
drogi bracie. Niech ci Bóg bogosawi, bracie. Odrzuø rozumowanie.
Niech ci Bóg bogosawi, siostro, widzŸ twoj rŸkŸ. Niech ci Bóg
bogosawi, siostro, widzŸ twoj rŸkŸ. Nie rozumuj wiŸcej. Tylko wierz.
Niech ci Bóg bogosawi, siostro.
29
235
MÓWIONE S~OWO
Czy jeszcze kto™, zanim siŸ bŸdziemy modliø teraz? Ja siŸ bŸdŸ modli
i prosi Boga, Œeby On wam pomóg. On widzi twoj rŸkŸ. Niech ci Bóg
bogosawi, mody czowieku, widzŸ twoj rŸkŸ. Czy kto™ jeszcze? Niech
ci Bóg bogosawi, bracie, widzŸ twoj rŸkŸ.
236 O, co za bogosawie§stwo wierzenia! Bogosawie§stwo, polegajce
na tym, Œe sobie tego nie próbujesz wyobraziø. Bogosawie§stwo
odpoczywania po prostu na Sowie BoŒym i ty mówisz: To prawda” i
wierzysz dalej. To jest ycie. To jest ycie. To jest prawdziwe Œycie.
237 Moja droga, miujca, stara te™ciowa siedzca tam w tyle _ kiedy jej
o tym mówiem wczoraj wieczorem, ona rzeka: Billy, miaam zegar,
który nie mogam uruchomiø”. Powiedziaa: Nie mogam po prostu
pozostaø bez tego zegara. Nie miaam pieniŸdzy, by sobie kupiø inny”.
WiŸc powiedziaa: UklŸkam i powiedziaam: ,BoŒe, spraw, Œeby mi ten
zegar szed, czy to uczynisz?’” Rzeka, Œe spojrzaa do góry, a on zacz
i™ø i idzie zupenie dokadnie.
238 Jej lodówka, powiedziaa ona, za kilka dni potem nie chciaa _ cigle
rozmraŒaa; po prostu ta maa skrzynka, gdzie powinien byø lód. Ona
czynia wszystko, co moga, by j powstrzymaø od rozmnaŒania, albo by
zabroniø temu rozmraŒaniu, poniewaŒ nie moga w niej przechowywaø
masa i innych rzeczy. Biedne, stare stworzenie; ona jest wdow.
239 Jej maŒonek jest w Chwale. Jest to mój te™ø. Skada swoje ostatnie
™wiadectwo tutaj po mojej lewej stronie, zanim odszed do Domu.
240 Ona uklŸka, wiedziaa, Œe nie ma pieniŸdzy, by sobie kupiø inn
lodówkŸ. Ona rzeka: BoŒe, czy mi bŸdziesz znowu mio™ciw? Ty mnie
znasz. Niech moja lodówka zacznie znowu mroziø, czy to uczynisz?”
Powiedziaa, Œe powstaa, podesza i spojrzaa do lodówki, a ona bya
zamroŒona wewntrz dookoa.
241 Bd›cie pro™ci. Tylko popro™cie. Nie próbujcie wyobraziø to sobie.
Nie próbujcie tego studiowaø. Tylko temu wierzcie. Nie wyobraŒajcie
sobie tego umysowo. Tylko temu wierzcie swoj dusz.
242 Nasz Niebia§ski Ojcze, wielu podnioso swoje rŸce dzisiaj do
poudnia. Oni pragn modlitwy. ModlŸ siŸ, BoŒe, Œeby to byo to
decydujce dotkniŸcie dzisiaj. Oni tego nie bŸd wiŸcej dociekaø
rozumem; oni pójd naprzód wierzc. Daruj tego, Panie. To jest pewny
d›wiŸk. Jest to d›wiŸk Ewangelii, wspaniay rok jubileuszu. Czas
wyzwolenia nasta.
243 ProszŸ, Ojcze, czy by™ Ty nie wzi kaŒdego poszczególnego z nich do
Twojej miujcej opieki? I daj im szczerego mleka Ewangelii teraz. A
jeŒeli je juŒ przyjŸli, niechby teraz otrzymali mocny pokarm i stali siŸ
cakiem chrze™cijanami; Œeby juŒ nigdy wiŸcej nie gadali z tym ™wiatem,
nie folgowali sobie w ™wiecie, lecz byli prawdziwymi mŸŒami i
niewiastami, wierzc w ten pewny d›wiŸk, Œe Ewangelia jest prawdziwa,
niezaleŒnie od tego, kto mówi, Œe Ona nie jest. Biblia _ kaŒde Sowo jest
prawd. Ludzie nauczaj jako Nauki przykaza§ ludzkich”. Lecz Sowo
BoŒe nigdy nie zawiedzie. Oby Mu wierzyli dzisiaj.
NIEPEWNY DœWI£K
244
30
A ci, którzy nie podnie™li swoich rk _ s naprawdŸ przekonani, lecz
nie podnie™li swoich rk, modlimy siŸ za nich równieŒ, Panie, Œeby™ im
Ty by mio™ciw. Prosimy o te bogosawie§stwa, Ojcze, bo pewnego dnia
przyjdziemy na Sd. A to Poselstwo z dzisiejszego poranka zostanie
przyniesione na widowniŸ w owym Dniu. I niechby ich potem nie ™cigaa
ich dusza, mówic: Powiniene™ by uczyniø to”. Lecz niechby by pokój
w tej dolinie, kiedy ni bŸd przechodziø. Bowiem prosimy o to w
Imieniu Jezusa.
^ Wieków, rozerwana dla mnie,
Pozwól mi ukryø siŸ w Tobie.
Niechaj ta woda i ta Krew,
Która broczya z Twego zranionego boku,
jest dwójnasób lekarstwem na grzech,
Ocali mnie przed gniewem i uczyni czystym”.
245 Drogi BoŒe, jeŒeli ci ludzie tutaj maj jakiekolwiek cierpienia,
jakiekolwiek choroby, cokolwiek jest zego z ich cielesn istot; modlimy
siŸ, Ojcze, kiedy Duch šwiŸty jest teraz tutaj, obwoujc wa™nie te
bogosawie§stwa, oczyszczajc nasze dusze Krwi Pana Jezusa
Chrystusa, Syna BoŒego, od wszelkiej niesprawiedliwo™ci. Niechby On
dzisiaj, Swoim wielkim przekonywujcym Duchem, Swoj wielk
uzdrawiajc moc, pozwoli kaŒdej oczyszczonej duszy spojrzeø na
GolgotŸ i powiedzieø: Tam On by zraniony za moje przestŸpstwa, a
Jego ranami jeste™my uzdrowieni”. Spenij to, Panie.
246 Teraz, kiedy mamy pochylone nasze gowy, jeŒeli jest tutaj kto™, by
siŸ za niego modliø z powodu choroby _ czy by™ powsta na swoje nogi,
gdziekolwiek jeste™? Niech ci Bóg bogosawi. To siŸ zgadza, powsta§,
proszŸ, w tej chwili. [Puste miejsce na ta™mie _ wyd.]
^ ›ródo,
darmo dla wszystkich, uzdrawiajcy strumie§,
Spywa z góry Golgoty.
W krzyŒu tym, w krzyŒu tym,
Bd› moja chwao zawsze; (O, BoŒe!)
^ moja zachwycona dusza znajdzie
Odpocznienie tam za rzek”.
247 Drogi Niebia§ski Ojcze, Ty widzisz wszystkich tych stojcych, Ojcze.
Oni stoj, ™wiadczc, Œe wierz Tobie, Ojcze.
248 Ty, Który moge™ posaø tego biednego starego oposa do bramki! Ty,
który potrafie™ zmusiø tego wielkiego, niebezpiecznego byka do
zatrzymania siŸ tam i do wycofania siŸ! Ty, Który moge™ zmusiø te
szerszenie do powrotu do ich gniazda! Ty, Który potrafie™ przywróciø
tego psa do Œycia _ mego starego psa, potem kiedy by wleczony na
odcinku dwu mil szybko™ci sze™ødziesiŸciu mil na godzinŸ _ leŒa
sztywny, martwy. Ja miowaem to stare stworzenie. Modlitwa go
ocucia. Modlitwa umie™cia nogŸ i ramiŸ oposicy na jej miejsce _ tej
zwykej matki, posaa j z powrotem do lasów, radujc siŸ! RŸka
Œyjcego Boga!

Podobne dokumenty