Dyrektor łódzkiego szpitala za każdego dodatkowego pacjenta płaci

Transkrypt

Dyrektor łódzkiego szpitala za każdego dodatkowego pacjenta płaci
12
WSPÓŁORGANIZATOR
AKCJI
Wtorek 9 lutego 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta
i Edukacji Zdrowotnej
Recepta na kolejkę?
Premia dla lekarzy
Dyrektor łódzkiego szpitala za każdego dodatkowego pacjenta płaci lekarzom premię. Efekt?
Chorzy są przyjmowani od ręki, lekarze gotowi pracować na trzy zmiany, a szpital zarabia
ani Jadwiga jest po operacji usunięcia guza piersi.
Ale zanim trafiła na stół
operacyjny, musiała najpierw przejść serię naświetlań w szpitalu.
Z tym nie było łatwo. Najpierw
chora na raka kobieta musiała dostać się do radioterapeuty. Tylko on
może zdecydować o rozpoczęciu
naświetleń. Na wizytę trzeba było
czekać kilka tygodni. Później dodatkowe badanie – tomografia komputerowa. W łódzkim szpitalu aparat był, ale od dawna zepsuty, musiała iść do innego. A tam – oczywiście – poczekać na badanie.
Z wynikami wróciła do pierwszej placówki. Powinna zacząć niemal od razu naświetlać guz, ale na
ten zabieg czekały dziesiątki pacjentów. Dlatego na radioterapię
trzeba było ustawić się w kolejce
i poczekać... jeszcze parę miesięcy.
Kiedy już się doczekała, minęły
jeszcze dwa tygodnie, nim leczenie
zaczęło się na dobre. Trzeba było
jeszcze zaplanować radioterapię.
Lekarz na podstawie wyników tomografii przygotował trójwymiarowy model guza i sąsiadujących
z nim narządów. Model trafił do fizyków, którzy dobierają dawkę, siłę, a nawet kąt, pod którym będzie
skierowana wiązka promieni.
Wszystko po to, by maksymalna
dawka promieniowania trafiła
w guz.
Kolejny krok przypominał celowanie. Na pacjencie zaznacza się
punkty – jeśli guz jest zlokalizowany w głowie lub szyi, dla chorego robi się specjalną maskę, jeśli jest w innych partiach ciała, trzeba wytatuować kropki pozwalające precyzyjnie ustawić wiązkę promieni.
BARTOSZ BOBKOWSKI
ADAM CZERWIŃSKI
P
Trzecia zmiana
w zakładzie
– Co ma być, to będzie – wzrusza ramionami kobieta. – Jestem cierpliwa, więc czekałam.
Guz na szczęście nie urósł,
a mógł. Bo jak mówią onkolodzy,
rak nie czeka. Pacjenci dobrze o tym
wiedzą. Dlatego nie wszyscy chorzy z rozpoznanym rakiem godzili
się wyczekiwać miesiącami na leczenie. Coraz więcej pacjentów Regionalnego Ośrodka Onkologicznego w łódzkim Szpitalu im. Kopernika uciekało do Kielc, Bydgoszczy czy Warszawy, gdzie kolejki były krótsze.
Razem z chorymi uciekały pieniądze, bo za leczenie chorych na
raka NFZ płaci bez dyskusji. Dyrekcja łódzkiego szpitala postanowiła więc zawalczyć o pacjentów
i pieniądze. Recepta okazała się prosta. – Wystarczyło, że uruchomiliśmy trzecią zmianę w zakładzie radioterapii – mówi Wojciech Szrajber, dyrektor szpitala im. Kopernika. – Teraz naświetlania prowadzimy od 7 rano do 22. W przypadku
radioterapii trzy zmiany oznaczają 15 godzin pracy.
Kolejki to zmora służby zdrowia. Część przychodni jeszcze utrudnia pacjentom życie, wyznaczając konkretne dni na zapisy. – To zbiorowe łamanie praw pacjenta
– oburza się rzeczniczka praw pacjenta i apeluje, by zgłaszać jej takie przypadki. Na zdj. kolejka do zapisów na badania w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym
Z naświetlań na trzy
zmiany zadowoleni
są wszyscy
zainteresowani
– lekarze, bo więcej
zarabiają, pacjenci,
bo zniknęła kolejka
Ale gdybym pozwolił
przyjąć wszystkich
chirurgom, poszedłbym
z torbami. NFZ nie płaci
za zabiegi powyżej
limitu. Z onkologią jest
inaczej
Żeby uruchomić trzecią zmianę,
dyrektor szpitala musiał najpierw zatrudnić dodatkowych techników radiologów. Później trzeba było postarać się o to, żeby aparatura do naświetlań była cały czas sprawna. Żeby uniknąć nieplanowanych przerw
technicznych, szpital podpisał umowę z firmą, która zobowiązuje się bezzwłocznie usuwać wszystkie awarie.
Wreszcie załatwił dla szpitala nowy tomograf, żeby pacjenci przygotowywani do radioterapii badanie
mieli od ręki.
Ale trzeciej zmiany by nie było,
gdyby nie znalazły się pieniądze na
dodatkową płacę dla lekarzy. Trzeba
było ich przekonać, żeby dłużej pracowali w poradni i przygotowywali
do leczenia jak najwięcej pacjentów.
Każdemu według zasług
Dyrekcja uruchomiła dla radioterapeutów specjalny system motywacyjny. Co miesiąc z budżetu szpitala
wydzielana jest pula pieniędzy – 150
tys. zł. Idą do podziału między lekarzy, ale także techników fizyków, a nawet salowe. Są dzielone według zasług. Im bardziej dana osoba przyczyni się do przyjęcia dodatkowych
pacjentów, tym więcej zarobi. A więc
lekarzom zaczęła się opłacać praca
w poradni, bo wyłapują pacjentów
do naświetlań. Nie narzekają też, jeśli trzeba opracować wyniki kilku dodatkowych chorych. Fizycy mają zachętę, by obliczyć więcej dawek promieniowania, a technicy – by naświetlić jak najwięcej chorych. Rekordziści miesięcznie dorabiają w ten
sposób do pensji nawet po 4 tys. zł.
Naświetlania idą więc pełną parą.
Ośrodek, w którym jeszcze niedawno szczytem możliwości było przyjęcie 180 pacjentów dziennie, teraz
naświetla nawet 280. Czas oczekiwania na rozpoczęcie leczenia jest
taki sam jak w innych renomowanych
ośrodkach – średnio dwa tygodnie.
W tym czasie pacjenci są przygotowywani do naświetlań.
Z naświetlań na trzy zmiany zadowoleni są wszyscy zainteresowani – lekarze, bo więcej zarabiają, pa-
cjenci, bo zniknęła kolejka. Leczenie
rozpoczyna się z dnia na dzień.
– Chcę być zdrowy i chwała, że naświetlania mogłem mieć od ręki – mówi 30-latek, którego spotkaliśmy
w poczekalni przed zabiegiem. On
już leczy się na nowych zasadach
i w głowie mu się nie mieści, że wcześniej pacjenci – tak jak pani Jadwiga
– czekali miesiącami.
Cieszy się też dyrektor szpitala:
– Inwestycja się zwraca. Dzięki trzeciej zmianie naświetlań szpital zarabia dodatkowo przynajmniej milion
złotych miesięcznie! Jak oddam z tego 150 tys. zł na premie, to i tak jestem
na plusie.
Nawet szef łódzkiego NFZ jest zadowolony, choć ostatnio w jego instytucji się nie przelewa. – Chętnie
płacę za te zabiegi – mówi Paweł Paczkowski. – Bo pacjenci nie będą uciekać do innych województw. Wolę płacić naszym szpitalom niż konkurencji zza miedzy.
Mogę nie wychodzić
z poradni
Dlaczego w takim razie systemu motywacyjnego nie można wprowadzić
w całym szpitalu?
– Chętnie bym to zrobił – odpowiada dyrektor Szrajber. – Niestety,
to niemożliwe. Gdybym pozwolił chirurgom przyjąć wszystkich czekających pacjentów, poszedłbym z torbami. Bo NFZ nie zapłaciłby mi za
zabiegi powyżej wyznaczonego limitu. Z onkologią jest inaczej. To tzw.
zabiegi nielimitowane. Nie ma ograniczeń, ile ich zrobię, tyle zarobię.
Dyrektor zapowiada, że w podobny sposób spróbuje zlikwidować
pozostałe kolejki na onkologii.
Największy problem mają pacjenci zgłaszający się na pierwszą
wizytę. Nawet jeśli do onkologa kieruje inny specjalista z podejrzeniem
nowotworu, trzeba czekać dwa miesiące.
Prof. Arkadiusz Jeziorski, chirurg onkolog: – Do onkologa nie powinno się czekać dłużej niż dwa tygodnie.
Już powstają programy motywacyjne dla poradni onkologicznej i oddziałów chemioterapii.
– Zasada będzie podobna jak
w przypadku radioterapii. Musimy
jeszcze uzgodnić ze związkami, czy
będziemy płacić lekarzom stałą stawkę, np. 5 zł za każdego dodatkowego
pacjenta, czy też będziemy oddawać
lekarzom kilka procent stawki, którą za pacjenta wypłaca NFZ – zdradza dyrektor Szrajber.
Lekarze są za. – Jeśli będą ekstra
pieniądze, mogę nie wychodzić z poradni – mówi nam jeden z lekarzy.
– Dziś szpital płaci mi tylko za 30 pacjentów miesięcznie. Dlatego kończę jak najszybciej, bo bardziej opłaca mi się wsiąść w samochód i pojechać do Włocławka, gdzie czeka na
mnie 50 chorych. Jeśli dyrekcja zapłaci mi za dodatkowych pacjentów
w Łodzi, nie będzie mi się opłacało
jeździć 100 kilometrów. 1
Leczyć po ludzku 13
www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Wtorek 9 lutego 2010
+
+
Czytaj jutro: Na co zachoruje Kowalski?
Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc
Sprawdź, na co możesz zachorować w wieku 30, 40, 50 lat, jak długo będziesz czekał na leczenie w publicznej służbie zdrowia,
a ile zapłacisz za leczenie prywatnie
Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”,
„Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8-10, 00-732 Warszawa
Endokrynologówjak na lekarstwo
W Pomorskiem do endokrynologa czeka się dwa lata. Lekarze nie chcą kontraktów z NFZ, wolą przyjmować
prywatnie. Wojewódzki konsultant apeluje do samorządu i NFZ: spotkajmy się przy okrągłym stole
ALICJA KATARZYŃSKA, GDAŃSK
a nadczynność tarczycy leczę się od 16 lat – opowiada
Ewa Kiernaszuk zGdańska.
– Długo chodziłam do lekarza w Wojewódzkiej Przychodni Endokrynologicznej. Trzeba
było zwolnić się z pracy, czekać kilka
godzin (mój rekord to osiem), ale zawsze się człowiek dostał. Przychodnię zlikwidowano, więc zaczęłam wędrować od jednej przychodni do drugiej, tam gdzie się krócej czekało. Ale
od trzech lat po prostu nie mogę się
nigdzie zapisać, nie ma miejsc. Mam
dzwonić wstyczniu, dzwonię, słyszę,
że już nie ma miejsc i żeby dzwonić
wkwietniu, znów dzwonię iznów nie
ma mnie gdzie wcisnąć. Na takim
dzwonieniu co kilka miesięcy zeszły
mi trzy lata. Bez lekarza, badań, leków.
Ja mogę poczekać wkolejce, ale co robić, jak nie ma nawet kolejki?
N
DOMINIK WERNER
NFZ w Gdańsku. – Problem w tym, że
endokrynolodzy nie chcą znami współpracować.
Lekarz: Warunki NFZ
są nie do przyjęcia
Dlaczego? –Przez osiem lat miałam kontrakt z NFZ – mówi Ewa Gross-Tyrkin,
endokrynolog z wieloletnim stażem
przyjmująca w prywatnym gabinecie
wGdańsku. –Stawka, jaką proponował
fundusz za wizytę, była poniżej kosztów badania jednego hormonu. Apodczas wizyty nieraz trzeba zbadać choremu trzy hormony. Poza tym wymagania funduszu były ogromne: specjalizacja z endokrynologii, kompletnie
wyposażony gabinet z aparatem USG,
zachowanie ciągłości opieki – czyli gabinet nie mógł być zamknięty nawet
przez jeden dzień, coraz to nowe wymagania administracyjne. Iza wszelkie
niedociągnięcia groźba kar, nawet 25 tys.
zł. To było nie do przyjęcia.
WPomorskiem wsumie pracuje 70
endokrynologów. Ci, którzy odmówili
współpracy zNFZ, przyjmują chorych
w prywatnych poradniach, jest ich już
w województwie 50. Popyt jest ogromny, mimo niemałych opłat za wizytę (często ponad 100 zł). Ale to nie załatwia
sprawy. Część gabinetów bowiem nie
przyjmuje od lat nowych pacjentów.
– Obawiam się, że stanie się tak jak
ze stomatologami – mówi Jerzy Karpiński, lekarz wojewódzki w Pomorskiem. – Tylko nieliczne gabinety czy
przychodnie leczą wramach NFZ. Większość znas chodzi do stomatologa prywatnie. Czy ktoś się buntuje? Wręcz
przeciwnie, powszechne jest przekonanie, że tylko u prywatnego stomatologa wyleczą nam zęby jak należy.
NFZ: Lekarze nie chcą
współpracować
Pani Ewa jest jedną z 200 tys. osób
z chorą tarczycą w Pomorskiem. Będzie, tak jak inni, chorować całe życie,
bo schorzenia endokrynologiczne są
przewlekłe. Powinna co najmniej trzy
razy w roku spotkać się z lekarzem,
który zbada poziom hormonów, oceni, w jakiej fazie jest choroba, ustali
dawki leków. Brak konsultacji z lekarzem chory może przypłacić życiem,
bo niewyrównana choroba tarczycy
może grozić tzw. przełomem tarczycowym. 30 proc. chorych w przełomie tarczycowym umiera.
Kontrakty zNFZ mają 32 poradnie
endokrynologiczne dla dorosłych ipięć
dla dzieci. Pracuje w nich 34 endokrynologów. Ztak ograniczoną liczbą
specjalistów poradnie nie są wstanie
przyjmować więcej pacjentów.
– Wiemy, że potrzeby są większe,
ale nic nie możemy zrobić – przyznaje Barbara Kawińska, wicedyrektor
Wojewódzki konsultant:
Endokrynologów trzeba kupić
Otragicznej sytuacji pacjentów zchorobami tarczycy do władz NFZ napisał
niedawno dr hab. Krzysztof Sworczak,
konsultant wojewódzki ds. endokry-
AKCJA
LECZYĆ PO LUDZKU
„Idę do lekarza, gdy mnie boli,
gdy czuję się słaby, gdy wpadam
w panikę (Czy ten guzek to nie rak?
Czy inny rytm serca to nie
zapowiedź zawału?). Może
zgrywam twardziela, ale jestem
bezradny i przestraszony. Jako
człowiek potrzebuję pomocy
fachowej, ale także ludzkiej. Żeby
mnie lekarz uspokoił,
wytłumaczył, co mi jest, ale tak,
żebym zrozumiał, żeby wykazał się
cierpliwością i taktem” – tak
pisaliśmy 30 listopada,
rozpoczynając nową akcję
„Gazety” oraz Instytutu Praw
Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
„Leczyć po ludzku”.
Do Kliniki Endokrynologii UCK w Gdańsku trafiają już osoby ciężko chore.
Też czekają na przyjęcie, ale nie tak długo jak pacjenci leczeni w poradniach
nologii w woj. pomorskim. – Do poradni endokrynologicznej przy Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku na zwykłą wizytę czeka się 550 dni!
–mówi dr Sworczak. –Gdy myślę otym,
że wtej kolejce może czekać pacjent zrakiem tarczy, który wymaga natychmiastowej diagnozy iinterwencji, trudno mi być spokojnym. Na różnych frontach usiłuję zmienić tę sytuację: wywalczyłem większą liczbę miejsc specjalizacyjnych dla regionu, bronię przed
zamknięciem poradnie, które nie spełniają norm wymaganych przez NFZ,
a pracują w nich doświadczeni specjaliści, walczę o zwiększenie kontraktu
dla poradni przy Uniwersyteckim Centrum Klinicznym, największym szpitalu w regionie. To wciąż za mało. Zaapelowałem do władz NFZ, władz samo-
rządowych: spotkajmy się przy okrągłym stole i zróbmy lokalnie, co się da,
nie czekając na centralę NFZ czy ministerstwo.
– Endokrynologów trzeba po prostu
kupić –dodaje Karpiński. –Zaproponować im taką stawkę, żeby chcieli przyjechać choć dwa razy w tygodniu do
NFZ-owskiej przychodni. Fundusz deklaruje, że ma pieniądze, więc warto dać
więcej tym, którzy chcą. Może jakieś
pieniądze znajdzie też marszałek, amoże gminy.
To dobry pomysł – przyznaje Krystyna Grzenia, dyrektor szpitala na Zaspie, przy którym działa duża poradnia
endokrynologiczna. – Możemy przyjmować więcej chorych, ale potrzebne
są sensowne rozwiązania. Możemy wymyślić je razem. Zapytaliśmy Polaków, jak
traktowani są w przychodniach
i szpitalach. Aż połowa badanych
odpowiedziała, że czuje się
traktowana jak przedmiot.
Przez dwa tygodnie
publikowaliśmy reportaże,
rozmowy i listy czytelników
dotyczące praw pacjenta
(wydaliśmy też poradnik
„Prawa pacjenta”).
Akcja trwa. Będziemy pisać o tym,
jak znaleźć najkrótszą kolejkę,
komu zgłaszać nieprawidłowości
i czy jedynym wyjściem jest
korzystanie z prywatnej opieki
medycznej. Prawdziwe historie,
rozmowy z ekspertami, reportaże
czytaj od dziś codziennie
w „Gazecie” i na
wyborcza.pl/leczyc.
Opowiedzcie swoją historię:
[email protected]
Rzecznik praw pacjenta:
Zgłaszajcie mi kolejki do kolejek!
walczyć. Ale uda mi się tylko wtedy, kiedy pacjenci będą ze mną współpracować, bo opieram się na informacjach od
pacjentów.
ROZMOWA Z
Krystyną
Barbarą Kozłowską
JACEK ŁAGOWSKI
rzecznikiem praw pacjenta
1
ELŻBIETA CICHOCKA: Pani minister, pacjentka z nadczynnością tarczycy od
trzech lat nie może się dostać do endokrynologa. Kiedy dzwoni, okazuje
się, że nie ma już miejsc i każą jej
dzwonić w kwietniu. A w kwietniu
znów nie ma miejsc. Co ma zrobić pacjent, jeśli nie może się nawet zapisać w kolejkę do kolejki?
KRYSTYNA BARBARA KOZŁOWSKA: To
są nieprawidłowości, z którymi chcę
Przychodni jest kilka tysięcy i chyba
w co drugiej obowiązują jakieś regulacje kolejkowe.
– Kolejek pewnie nie da się uniknąć,
ale wyznaczanie chorym określonych
dni na zapisy na następny miesiąc,
kwartał czy pół roku to łamanie zbiorowe prawa pacjentów. Prawo wyraźnie określa, w jaki sposób można się
zapisać na badanie, leczenie czy konsultację – osobiście, za pośrednictwem
innej osoby albo telefonicznie. Może
to zrobić w dowolnym dniu w godzinach pracy rejestracji. Zmuszanie pacjentów, aby stawili się jednego dnia,
to samowola placówek ochrony zdrowia, prawo kaduka. Dlatego 27 stycznia na swojej stronie internetowej
zwróciłam się do pacjentów, aby zgłaszali takie nieprawidłowości.
I zgłaszają?
– Od 1 lutego dostaliśmy 17 takich
sygnałów.
Niewiele.
– Oczywiście dotyczy to większej
liczby pacjentów, wszystkich, którzy
próbują się leczyć w danej poradni. Ale
oczywiście placówek organizujących
zapisy w ciągu jednego dnia jest znacznie więcej. Dlatego szczególnie mi zależy, aby media upowszechniły mój komunikat.
Co rzecznik praw pacjenta może zrobić, aby to wyeliminować?
– Mogę nałożyć na placówkę łamiącą prawa pacjenta karę nawet
w wysokości 500 tys. zł. Nie zależy mi
na tym, żeby karać, tylko żeby zmienić dotychczasowe praktyki. Napisałam pismo do wszystkich organów założycielskich ZOZ-ów, aby powiadomiły swoje zakłady o zagrożeniu karą.
NFZ również ma instrumenty, aby
egzekwować warunki zawieranych kontraktów. Jeśli ktoś się z umowy nie wywiązuje, NFZ może nałożyć kary lub
po prostu nie podpisać kontraktu w następnym roku.
I wtedy kolejki jeszcze bardziej się
wydłużą. Najdłuższa kolejka, jaką
wyśledzili nasi dziennikarze, to 18
lat. Tyle trzeba czekać na wstawienie endoprotezy stawu kolanowego
w 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Pisaliśmy o tym
wczoraj w „Gazecie”.
– Przecież to czysty absurd! Po to
istnieje moje Biuro, aby takie sprawy
zgłaszać. Podejmowaliśmy interwencje w przypadku wyznaczania
czasu oczekiwania na trzy, cztery lata. Niejeden dyrektor szpitala łapał
się za głowę, kiedy słyszał ode mnie,
ile czasu trzeba u niego czekać na poszczególne zabiegi. Często nie wie, że
jego pracownicy prowadzą własną
politykę kolejkową. Jeżeli pracownik
zachowuje się nieprawidłowo, to mogę wystąpić do pracodawcy o jego
ukaranie.
Może zamiast karać, warto by zrobić coś pozytywnego? Spędziłam
wczoraj pół dnia, szukając na stronach internetowych NFZ informacji
o kolejkach. Kiedy nie ma danych,
system informuje, że liczba oczekujących wynosi zero i czas oczeki-
wania też zero. Kiedy chcesz się dowiedzieć np. o poradnie ginekologiczne w twoim miejscu zamieszkania, system podaje spis z całego
województwa. To nie informacja, tylko dezinformacja.
– Zwrócę się do prezesa NFZ, aby
informacja o kolejkach była bardziej
przyjazna dla pacjentów. Nie udaje ci się zapisać
do lekarza lub na badanie?
Zgłoś to !
Biuro Rzecznika Praw Pacjenta
przyjmuje zgłoszenia drogą
elektroniczną:
[email protected], albo
telefonicznie pod nr bezpłatnej
infolinii
0-800 190 590
Biuro jest czynne od poniedziałku
do piątku w godz. 9-21