Dowiedz się, jak ja poradziłam sobie w tym orientalnym miejscu.

Transkrypt

Dowiedz się, jak ja poradziłam sobie w tym orientalnym miejscu.
Za karę do Indii?
„Hatuna matata, jak cudownie to brzmi”- to był nasz okrzyk radości
na lotnisku w Bombaju! Odśpiewałyśmy i odtańczyłyśmy taniec
dzikich. Trzy tygodnie spędzam z mamą, a potem ruszam w
pojedynkę. Mama koniecznie chciała pojechać ze mną na wojaże.
Czemu nie, pomyślałam. Kupiłyśmy tylko bilety i ruszyłyśmy w siną
dal. To było jej pierwsze spotkanie z Azją, ale nie ostatnie...
Podróż minęła nam bez najmniejszego problemu. Na lotnisku w
Berlinie skonfiskowali nam jednak wódkę do odkażania. Znowu ta
flaszka... Mimo to musiałyśmy być wdzięczne celnikowi, bo nie
zabrał nam innych rzeczy, które też nie nadawały się do zabrania.
Ach, te nowe przepisy!
W Bombaju dojechałyśmy taksówką do centrum i ruszyłyśmy na
poszukiwania hotelu. Nigdy nie robię wcześniejszej rezerwacji
noclegu, nawet na pierwszą noc. To jest właśnie ten dreszczyk emocji,
który kocham.
Ceny powaliły nas z nóg1, ale w ostateczności znalazłyśmy jakąś tanią
norkę: „Hotel Armii Zbawienia”. Nasza meta jest ponoć najtańsza w
całym mieście i kosztuje sześć euro za dobę z trzema posiłkami. W
pokoju nie ma zamka, tylko zasuwa z wielką kłódką, na stołówce
wycierają talerze ręką, a kubki nie były chyba myte od zeszłego
sezonu.
Wieczorkiem chciałyśmy koniecznie uczcić przybycie do Indii i
miałyśmy problem. W Indiach nie pije się alkoholu! Przynajmniej
oficjalnie. Obleciałyśmy kilka „barów”, (chyba tylko z nazwy) i
okazało się, że słowo „bar” w Indiach oznacza bar mleczny! W końcu
skierowali nas do jednego miejsca, gdzie na dole była restauracja, a
przy schodach na górę stała policja. Zdębiałyśmy. Poinformowali nas,
że używki dla obcokrajowców są serwowane tylko na piętrze, żeby
nie gorszyć tubylców. Wejście jedynie za okazaniem paszportu!
Zostałyśmy potraktowane jak białasy zamknięte w getcie, żeby
zapobiec zgorszeniu Hindusów. Średnia przyjemność, ale chciałyśmy
1
Ceny powaliły NAS z nóg, bo miałyśmy określony minimalny budżet. Bombaj, jak całe Indie, jest obiektywnie
tani, ale sporo droższy od innych regionów kraju.
spróbować czegoś wysokoprocentowego. Ceny alkoholu nas jednak
zabiły! Nie warto sobie w Indiach fundować takich „rozrywek”.
Kuchnia
Smakuje nam tylko herbata i soki. Jedzenie, a zwłaszcza przekąski na
ulicy są wstrętne. Dania obiadowe na początku smakują, ale po
krótkim czasie ma się ich dosyć. Do potraw dodawana jest masala
(curry). Indusi2 mają teoretycznie różne dania, ale wszystkie są żółte
od curry i przez to jednakowo smakują. Nie chodzi tutaj o ostrość
potraw, tylko o specyficzny słodkawy smak. Indyjskie restauracje w
Europie to luksus w porównaniu z kuchnią oryginalną.
Do poszczególnych dań (przede wszystkim wegetariańskich) podaje
się ryż, albo chleb. Są trzy rodzaje chleba (chapati, czyli roti, paratha
lub naan), pieczonego na oleju lub w piecach glinianych. Tubylcy nie
jedzą w ogóle sałatek, ani surowych warzyw. Najwięcej potraw jest
smażonych w głębokim oleju. Ogólnie kuchnia jest tłusta i
ciężkostrawna. Do wszystkich dań można zamówić jogurt, albo
mleko. Również przekąski polewa się ostrymi sosami i zsiadłym
mlekiem. Nie mam pojęcia skąd to połączenie chili z kefirem, w
każdym bądź razie smakuje obrzydliwie. Przetwory mleczne leją się
strumieniami: koktajle mleczne, gorące mleko do picia, budynie...
Mleko to też główny składnik słodyczy (wyroby podobne w smaku do
naszych krówek). Głównym napojem jest herbata z mlekiem, cukrem i
przyprawami, czyli masala czaj. Oprócz czaju pije się lassi (koktajl
mleczny) i naturalne soki. Śniadanie, obiad i kolacja wyglądają tak
samo: jarzyny w sosie curry i chleb lub ryż. Urozmaicone dania
można dostać tylko w restauracjach „pod turystów”, oczywiście za
odpowiednią cenę.
W Indiach tradycyjnie jada się rękami. To wcale nie takie łatwe, jak
by się wydawało! Sos spływa między palcami. Można się upaprać po
łokcie. Celowo chodzę do jadłodajni dla tubylców, gdzie serwują po
prostu „posiłek” („meal”). Każdy dostaje to samo za 23 rupie (jakieś
dwa złote). W zestawie jest micha ryżu, jeden chlebek chapati i 10
miseczek z różnymi sosami! W razie potrzeby, można dostać
dokładkę gratis. Zdecydowałam się też wypić wodę, którą leją do
2
Indus to mieszkaniec Indii bez wskazania na religię. Indus może więc być hinduistą, muzułmaninem,
chrześcijaninem, sikhiem etc.
szklanek. Chyba moje kichy przyzwyczaiły się tutaj do wszystkiego.
Podobnie jak tubylcy napełniam też na dworcach butelki wodą pitną z
kraników. Skoro oni piją i żyją, to dlaczego ja miałabym dostać
jakiejś cholery?
Kuchnia Kalkuty słynie z ryby i pysznego jedzenia. W Indiach nie ma
niestety „wynalazków kulinarnych” w stylu insektów itp., ale w
Kalkucie byłam udobruchana.