aby pobrać PDF kliknij TUTAJ

Transkrypt

aby pobrać PDF kliknij TUTAJ
Dzienniczek ucznia
- Julia wstawaj! Znowu spóźnisz się do szkoły!
Wstając czułam się jakby ktoś przykuł mnie do łóżka. Musiałam wstać do szkoły.
Uczeń, każdego gimnazjum zna to uczucie. Szczęściarze posiadający własnych nauczycieli
na kiwniecie palca chyba nigdy tego nie poznają. Wstając wiesz o tym, że twe ukochane
łóżeczko nie przetrwa długo bez twojej opieki.
Spojrzałam w stronę łazienki. Jak zawsze siedziała tam moja ukochana siostra.
Przesiaduje w tej komisji około piętnaście minut ( codziennie tyle samo, co do sekundy).
Weszłam do łazienki zobaczyłam w lustrze Einsteina po długiej imprezie. Po uruchomieniu
trybików w mym mózgu, które pracują tylko do pewnego momentu wiedziałam, że była to ma
skromna osoba.
Doczołgałam się do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego. Był dosyć słodki,
ale zawsze coś. Z bloku obok dochodził zapach spalonej jajecznicy. Zapewne sąsiadka robiła
śniadanie dla dzieci. Współczuje im. I to bardzo.
Sklejone oczy otworzyły się dopiero po kontakcie ze spalinami od samochodów
terenowych. Uwielbiam zapach dymu o poranku, zwłaszcza, kiedy wypełnia całe płuca.
Zwartym krokiem ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. Kiedy byłam prawie
na miejscu przez okno wychylił się kierowca ze swoim bezczelnym uśmieszkiem. Łysy
Latynos często podwozi mnie do szkoły. Wiedziałam, co chodziło po jego świecącej głowie.
Z szybkiego kroku przeszłam do biegu. Serce zaczęło bić szybciej, ciśnienie skoczyło o sto
punktów, mięśnie napięte do granic możliwości. Niespodziewanie nacisnął pedał gazu.
Widziałam jego skrzacią twarz w lusterku i słyszałam złowieszczy śmiech. Wiedziałam, że
zemszczę się na tym idiocie. Jeszcze nie wiem, kiedy lub jak, ale to zrobię.
Dotarłam do szkoły w pół do dziewiątej. Nauczycielka od matematyki walnęła mi
wykład o punktualności. Rzadko się to zdarza. Czasami gdzieś wychodzi albo idzie załatwić
dziennik. Lekcje matmy bywają miłe (rozwiązywanie działań nie jest zbyt intrygujące), lecz
większość czasu słuchamy jakiejś niezrozumiałej gadaniny oraz specyficznych rozwiązań.
Prócz tego musiałam się wytłumaczyć, dlaczego nie przyszłam do szkoły wcześniej, (bo
mogłam pojechać wcześniejszym autobusem) i dostałam spóźnienie.
Reszta lekcji minęła w miarę spokojnie, ale nadszedł czas na w-f. Większość
dzieciaków lubi w-f. Gdyby miały go z nasza panią nie były by takie zadowolone. Weszłyśmy
do szatni, a kiedy pozwoliła nam wejść ujrzałam ją w pełnej krasie. Okrągła postać weszła do
sali w czarnej podkoszulce, szarych dresach i różowych adidasach. Usiadła na ławce, która
ugięła się pod jej ciężarem. Wyciągnęła swój zeszycik z ocenami (niepotrzebnie go trzyma,
bo i tak nie wystawia nam ocen na półrocze) i sprawdza obecność. Uczy nas od dwóch lat,
ale nie pamięta ile nas jest i do, której klasy chodzimy. Po sprawdzeniu obecności karze
zrobić rozgrzewkę oraz narzeka, że od nas śmierdzi. Następnie jest wychowawcza, czyli
spokój.
Powrót do domu trwa około trzydzieści minut. Powracam autobusem, więc mam
pewne doświadczenia. Oprócz smrodu oraz duchoty można łatwo dostać kolanem w cztery
litery. To nie jest żadna mistyfikacja. Wiem, co mówię.
W małym mieszkaniu urzęduje moja mama. Inaczej nie można nazwać pracy
‘’domowej’’ prawda? Ma niebieskie oczy, farbowane krótkie rude włosy, średniej grubości
różowe usta. Jest szczupłej i wysokiej postury. Następnie do sanktuarium przybywa ma
siostra.
Moja „ukochana’’ siostrzyczka posiada względnie niebieskie oczy. Na jej głowie
spoczywają wiktoriańskie kręcone włosy (naturalne) z rozjaśnionymi końcówkami. Usta
kształtem przypominają moje, ale prawie cały czas wykrzywia się w podejrzany uśmieszek.
Ma bladą cerę. Jest średniej postury oraz wzrostu.
Dopiero o dwudziestej drugiej powraca mój ojczym. Jest on przykładem człowieka
pracującego. Praca cały tydzień, ale zarobki średnich lotów. To by było na tyle o mojej
rodzinie (nie chce mi się opisywać reszty).
Na kolacje były rozgotowane szparagi. Rozumiem, że mama jest na diecie, ale nie
musi nas truć tym paskudztwem. Nie wyobraża sobie teraz życia bez tych warzyw. Po
kryjomu próbowałam podrzucić to naszej suczce Sabie. Nawet ona tego nie chciała ruszyć
(uwierzcie mi ona zje prawie wszystko, robi, jako odkurzacz). Skoro ona tego nie ruszy to ja
też nie. Wolę jeść otręby niż gotowane warzywka.
Po cichaczu odeszłam od stołu. Powędrowałam do swojego pokoju. Znajduje się na
samym końcu mieszkania po lewej. Usłyszałam awanturę w salonie. Ojczym próbował
schować swoją porcje pod poduchy kanapy. Nie wynikło z tego nic dobrego. Gdyby nawet
ukrył dowody zaczęłoby śmierdzieć i by to odkryła. I tak byłaby draka.
- Ty przebrzydły hipokratyczny mięsożerco!- Złość w mamie musiała zbierać się od dawnaJadłbyś jedynie mięso z frytkami i popijał zimnym piwem!
- Ja! Hipokratyczny mięsożerca! W takim razie jesteś nadąsaną wegetarianką. Gotujesz te
warzywa odkąd zobaczyłaś odcinek MasterChef. Jak będziesz dalej tak gotować
wyprowadzę się.
- Nie narzekaj. Z resztą dla twojej męskiej wiadomości mieszkanie jest zapisane na
mnie, więc nie masz nic do gadania cwaniaczku.
Rozróżniłam z dźwięków otoczenia trzask drzwi i szczekanie Saby. Zapewne ojczym
zasiadł przed telewizorem z paczką chipsów(w ramach kary oczywiście), a mama położyła
się z książką i kawałkiem marchewki. Wiem o wielu aspektach ich życia. Niestety nie mam
pojęcia, o czym myślą. Jednak potrafię czytać w myślach mej siostry. Często nie wychodzi mi
to na dobre.
Po ciężkim dniu w szkole ściągnęłam z pułki swoją ulubioną książkę „W świecie
Fantazy’’. Znajdują się w niej opisy stworzeń z różnych baśni oraz bajek. Moją ulubioną
postacią jest ent. Drzewa, które dzięki wodzie z tajemniczymi składnikami ożywają. Potrafią
mówić i poruszać się. Najbardziej niesamowite jest to, że posiadają twarz człowieka
i wyrażają swe emocje.
Przy moim łóżku leży cały stos książek. Zaczęłam czytać jedną z nich, kiedy
w pudełku na szafie usłyszałam szelest. Trzymam tam szkice i rysunki. Zbliżyłam się do
miejsca odgłosu i ściągnęłam je. W samym środku było dosyć mocne wgłębienie.
Wyciągnąwszy rękę poczułam silne ugryzienie we wskazujący palec. Prawie mi nie odgryzło
paznokcia z lakierem! Stukot nóżek poniósł się pod łóżko. Światło lampki ukazało część
cienia stworzenia. Posiadało uszy w kształcie stożka. Reszta zarysów była rozmazana przez
ćmy latające przy świetle. To coś spojrzawszy w moim kierunku skoczyło w stronę drzwi.
Szarpało za klamkę z całych sił. Podbiegłam do małego fizola i chwyciłam za włochate nogi.
Zaczął się rzucać jak byk na rodeo. Powoli zaczęły ukazywać się kolory jego ubrania i koloryt
skóry. Po krótkim czasie ujrzałam go w pełnej krasie. Był to mały skrzat odziany w wytworną
marynarkę z białą muchą na szyi. Spodnie w kolorze khaki w kształcie dzwonów. Twarz w
porównaniu z resztą ciała była zaniedbana. Miał na niej liczne pieprzyki oraz brodawki.
Posiadał czarne paciorkowate oczy. Zęby były pełno wymiarowymi trójkątami.
Narwaniec ponownie ugryzł mnie w palec. Tym razem mocniej. Przygniotłam jego
stópkę i padł na ziemie. Wyciągnęłam z szafki zapasowe sznurki i związałam delikwenta.
Kiedy zaczął krzyczeć zakneblowałam jego gębę moja przetartą bluzą. Wyginał się jak
padalec zaplatany w drut. Jakimś cudem przegryzł rękaw bluzy. Musi zawdzięczać tą
umiejętność ostrym jak brzytwa zębom.
- Ty wstrętna istoto! Czy ty wiesz, kim ja jestem! Jak śmiesz gnieść moje piękne odzienie!
Czy wiesz ile kosztowało?
Miałam wrażenie, że jestem w innym miejscu. Rozsądek mówił ‘’To nie możliwe,
uspokój się, zamkniesz oczy on zniknie”, ale świadomość tego, co się dzieje nie pozwalała
mi w to uwierzyć. To działo się w rzeczywistości. Zaprzepaszczenie tego byłoby moją
życiową porażką. Pan Tolkien nie byłby zadowolony.
- Wy ludzie jesteście prymitywnymi istotami, które nie przetrwałyby bez tych swoich chorych
‘’niezbędników’’!- Wyraz jego twarzy przypominał mi większość urzędników, gdy coś nie idzie
po ich myśli- Jesteście pozbawieni racjonalnego myślenia oraz szacunku do natury!
- Przymknij swoją skrzacią gębę- na pewno był czymś w tym rodzaju- Jeżeli usłyszy cię mój
pies zaliże cię na śmierć lub zaczaduje swoim wspaniałym oddechem. Co wolisz.
- Zgadzam się na mówienie ciszej, bo widziałem ją podczas waszych zabaw, ale jeżeli
jeszcze raz nazwiesz mnie skrzatem odgryzę ci ten palec.
Mania na swoim punkcie. Z kąt miałam wiedzieć, jaką kreaturą jest? Mnie kiedyś
nazwano Chinką. Raczej nie mam skośnych oczu i żółtej cery. Wiem, że żółta rasa zalewa
cały świat, ale od razu nie muszę być jedną z nich.
- Więc niby, kim jesteś? Bo chyba nie elfem.
- U nas za obrażanie szanownego goblina wtrącają do lochu na dwa Agi.
- Agi? Co to w ogóle znaczy? U nas nie ma agów.
- Nie mogę nic ci powiedzieć, ponieważ mógłbym zostać za to srogo ukarany.
- I tak powiedziałeś mi wystarczająco, aby mnie zaciekawić, więc…
-…
- Sądziłam, że gobliny są brzydkimi kłamcami… Miałam racje.
Tego typu podejścia zawsze działają. Nazwanie kogoś kłamcą lub idiotą wywołuje
silne emocje, dzięki czemu zaczyna mówić to, czego chcemy się dowiedzieć. Z kąt to wiem?
Z Wikipedii, bo raczej nie z zadanie.pl. Nie ośmieszałabym się w tak okrutny sposób.
- Czy wiesz, co w tej chwili powiedziałaś?! Od pokoleń gobliny były idealnymi partnerami
z powodu osobliwej urody oraz wspaniałymi powiernikami.
- Nie sądzę.
- Mogę to udowodnić!
- Udowodnij to odpowiadają na wszystkie wcześniejsze pytania oraz jeszcze jedno. Jak się
nazywasz?
Cóż, a nie mówiłam? Jednak warto używać swojego mózgu.
- … Nazywam się Rezo. Agi są u nas latami. W przeciwieństwie do waszego, który trwa
trzysta sześćdziesiąt pięć dni nasz trwa osiemset dwadzieścia cztery. Tam gdzie zamieszkuje
znajduje się inny wymiar. Ten świat nazywamy Anil.
- Zapomniałam o jednym. Po jakiego grzyba mnie szpiegowałeś?!
- Przybyłem w to miejsce, aby poznać twoje obyczaje i wiedzę. Musiałem to zrobić,
ponieważ… Co ja zrobiłem, co ja zrobiłem, co ja zrobiłem!… Teraz na pewno mnie ukarzą za
to gadulstwo…
- Możesz mówić dalej. I tak to zrobią nieważne ile powiesz.
-… Chyba masz racje. Ogółem mówiąc jesteś na potrzebna.
- W czym?
- Musisz uratować naszą krainę. Z racji tego, że posiadasz odpowiednią wiedzę
i umiejętności…
- Dlaczego ja?! Są dorośli, miliony dzieci podobnych do mnie. Zastanów się nad tą
propozycją. Ja mam test z matmy, nie mogę go przegapić. Z resztą mam jeszcze wiele
spraw do załatwienia.
- Wcale nie masz innych spraw. W czasach, kiedy dzieci grają godzinami w gry
komputerowe, patrzą w telewizor całymi dniami rzadko, które spogląda na książki. Marzy, ma
nieograniczoną wyobraźnie. Ty byłaś najbliżej wyznaczonego miejsca. Zaczęliśmy cię
obserwować od momentu szóstych urodzin. Od tej chwili zawzięcie przeglądałaś i czytałaś
lektury, które znajdowały się w domu. Wierzyłaś również w nas, stworzenia fantastyczne.
- Gdybym nawet się zgodziła, w jaki sposób mielibyśmy się tam przedostać? To nie jest Star
Trek.
- Jeżeli się zgodzisz, bo i tak to zrobisz, to nie będzie twoja sprawa.
- Myśląc w bardziej optymistyczny sposób odpoczęłabym od wrzasków mojej rodziny, ale
nasuwa się malutkie pytanko. Ile to wszystko zajmie?
- Dopóki nie zakończysz zadania.
- Czyli?
- Po co się tyle pytasz?! Tyle ile zajmie, po prostu! Wasza dociekliwość jest bardzo irytująca.
Zgadzasz się czy nie?
- Ok, ok spokojnie. Zgadzam się.
Zapewne nie była to rozsądna decyzja, ale życie to ryzyko. Bez niego się nie
obejdzie. Podejmując tego typu wyzwania hartujemy samego siebie i swój temperament.
Niestety w przypadku mojej koleżanki tak nie było. Złamała nogę, wybiła sobie bark,
zdecydowała, że przeskoczy z jednego budynku na drugi. Odległość wynosiła trzy metry.
Domyślacie się, co się stało. Wylądowała w szpitalu i po rekonwalescencji znów spróbowała.
Czasami zdarzają się takie beznadziejne przypadki. Wracając do tematu, nudziło mi się.
Mogę zobaczyć smoki, krasnoludy, i inne cudactwa. To szansa jedna na kilka tysięcy lat,
więc myśląc logicznie nigdy się nie powtórzy.
Niecodzienna codzienność
Kiedy zakończyliśmy rozmowę wszystko zastygło w miejscu. Powoli otworzyłam
drzwi. Zza rogu było widać
Wróciwszy do pokoju ujrzałam Rezo siedzącego na łóżku czytającego „Stukostrachy’’
Stephena Kinga. Jego brwi uniósł niewiarygodnie wysoko.
- Co ty… Nieważne. Wiesz, co się dzieje w innych częściach domu?
- Efekt uboczny przed przeniesieniem. Normalna rzecz. Dzień tygodnia, strefa czasowa takie
pierdoły.
- Ale oni zatrzymali się w miejscu. Ostali jak figury woskowe. Nawet nadpobudliwa psina…
- Nie przejmuj się. Po twoim powrocie wszyściuteńko wróci do normy. Problemy natury
fizycznej. Raz są raz ich nie ma. Tak samo jak danie na talerzu.
W bardzo krótkim czasie z niedorzecznych tekstów przeszedł na bardziej filozoficzne.
Strasznie zmienny ten goblin.
Czułam, że coś się zmieniło w pokoju tylko nie wiedziałam, co. Sprawdziłam każdy
kąt, ale nic nie zauważyłam. Książki leżały na swoim miejscu, dywaniki oraz sztuczne kwiaty
(tylko takie u nas przetrwają). W tamtym roku kupiliśmy lawendę. Nie przetrwała nawet
tygodnia.
- Czas na nas.- Powiedział- musimy ruszać.
- Przecież muszę się spakować.- Odpowiedziałam- Koszulki, spodnie i tym podobne. Chyba
nie będę chodzić cały czas w jednym ubraniu.
- Na miejscu wszystko będzie. Od ubrań po broń. Nie ma, czym się martwić.
Zza pleców wyciągnął przyrząd przypominający kłos pszenicy w kolorze prażonej
kawy. Na samym końcu znajdowała się złota korba.
- Chwyć początek Nargu.
- Czego?
- Nie pytaj tylko zrób to, co mówię.
Zaczęłam mieć wątpliwości. Czy postąpiłam słusznie? Czy nie będę żałować? Widząc
błagającą minę Rezo nie mogłam się wycofać. Gdybym to zrobiła zawiodłabym i siebie oraz
Rezo. Złapałam początek Nargu. W tej samej chwili poczułam ucisk w brzuchu. Miałam
ochotę wymiotować. Przed oczami migały mi różnorakie obrazy. Od zarysów twarzy po widok
mórz z góry. Nagle stanęliśmy w miejscu. Stopami dotykałam stałego lądu. Wokół leżały
sterty liści. Pobiegłam najszybciej jak mogłam do jednej z nich. Widziałam swoje drugie
śniadanie, na, które nie miałam ochoty. Usłyszałam nad głową głośny huk. Światło księżyca
przysłoniły skrzydła jakiegoś stworzenia. Ogromnego smoka.
- Schowaj się! Już!
Skoczyłam w kierunku miejsca gdzie stał Rezo. Liście drzew zaczęły spadać.
W powietrzu unosił się zapach gnijących jabłek.
- Co to było do cholery?!- Zapytałam
- Amfina- odpowiedział szeptem- Zmora naszego królestwa. Właśnie w tej sprawie tu
przybyłaś.
- Co? Ja mam pokonać smoka, skoro nawet nie potrafię zabić zwyczajnej muchy?
- Mucha jest stworzeniem zwinnym, ale mało inteligentnym. Smoki natomiast posiadają
szósty zmysł, lecz są powolne.
- Dzięki za pocieszenie.
Szczerze mówiąc miałam tylko kilka zajęć strzelania z łuku, (na, których kiepsko mi
szło) i to wszystko. Walczyłam mieczem tylko w swoich snach podczas potyczki lub
ewentualnie bitwy. Miejmy nadzieje, że to wystarczy.
Skierowaliśmy się w kierunku północnym. Szliśmy około dwóch godzin. Przez
pierwszą godzinę nic się nie działo. Podczas drugiej las zaczął pustoszeć. Po drzewach
zostały same pnie. Ostatnie pół godziny szliśmy po wypalonej ziemi. Tylko niektóre krzaki
oraz chwasty przetrwały.
Przed oczyma ukazał mi się wielki obóz. Namioty w kolorze beżowym z flaga na
samym szczycie. Pomiędzy nimi przemieszczały się przeróżne stworzenia. Od goblinów po
dumne elfy.
Zapach świeżo upieczonych bułek sprawił, że stałam się głodna. Kiedy weszliśmy
w głąb zauważyłam wspaniałego enta ze złotymi listkami. Uśmiechnął się w moją stronę.
Kora, która go pokrywała była w odcieniu karmelu.
- Ty tutaj zostajesz. Pozwiedzaj trochę czy coś w tym stylu. Masz tu całą sakiewkę rise. Kup
sobie, co chcesz. Ja idę załatwić pewne sprawy.
On poszedł w swoją stronę, ja w swoją. Prócz namiotów stoiska handlarzy. Były na
nich warzywa, owoce, pieczywo. Czasami zdarzały się stoiska pamiątkowe. W ostatnim
rzędzie stał kowal. Na blacie leżały noże z miedzianymi uchwytami, miecze wysadzane
kryształami, kusza z drzewa lipowego oraz kołczany pełne stalowych strzał.
Przyjrzałam się bliżej flagą na namiotach. Każda była inna. Posiadała swój własny
herb. Na pierwszej z boku był grzechotnik zwinięty w kokon. Kolejny posiadał lwa stojącego
na łapach owiniętego bluszczami. Patrząc z góry naliczyłam około tysiąca namiotów. Ile
nieznanych mi stworzeń musi tu żyć? Codziennie przechadza się może pięć tysięcy osób.
Spory pomiędzy rasami są tutaj na porządku dziennym.
Weszłam do najbliższej kawiarni. Różniła się od naszej współczesnej. Jak nasza
miała drewniane ławy, lecz to jest jedyna łącząca je rzecz. Krzesła były z niewygodnego
dębu. Nie było filiżanek tylko kufle z drewna orzecha obite stalowymi prętami. Usiadłam przy
stoliku, kiedy podszedł do mnie wytworny krasnolud.
- To ty masz nas uratować?- Spytał- Chyba tak, bo nie wyglądasz na miejscową.
- Zgadza się.-Odpowiedziałam- O co chodzi?
- Chciałem zadać tobie kilka pytań. –Spojrzał na mnie podejrzliwie- Jakby nazywam się
Ignor. Pytanie pierwsze. Czy masz ochotę cos zjeść? Mamy najlepsze pieczenie oraz chleby.
- Bardzo chętnie. Od tych wszystkich zapachów jedzenia oraz podróży lekko zgłodniałam.
- Arot! Przynieś migiem miskę gulaszu i pół chleba. Pytanie drugie. Jesteś spragniona?
- Odrobinę. Jeżeli mogę poproszę wodę.
- Żadnego piwa czy wina? Trudno żyć w tych czasach bez takich niezbędników.
- Mam dopiero trzynaście lat! Nigdy się nie napiłam i prawdopodobnie nigdy tego nie zrobię.
- No cóż… Mówi się trudno. Widzisz nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie piłem. Dobijająca
sytuacja mi na to nie pozwala. Żyjemy w trudnych czasach. Trzeba to przyznać. Pytanie
trzecie. Czy wiesz, co tutaj się dzieje?
W tym samym czasie, kiedy padło pytanie kelner przyniósł wielka miskę gulaszu,
(chociaż mówiłam, że lekko zgłodniałam) z połówką bochenka. Postawił na stole danie wraz
z kuflem wody.
- Trudno mi powiedzieć. Dowiedziałam się tylko, że mam wam pomóc. Wiem tyle ile
potrzeba. Tak sądzę…
- Niestety mylisz się moja droga. Prawdopodobnie wiesz, z kim masz się zmierzyć, ale gdzie
i w sposób nikt ci nie powiedział. Odbędziesz wyprawę, która może trwać cały Ag. Spotkasz
na swojej drodze wiele narodowości. Nie będą tacy mili jak ja czy Rezo. Zastawia na was
pułapki, aby wziąć do niewoli. Jeżeli tego nie zrobią zabiją na miejscu. Takie są realia.
Patrzyłam na niego niedowierzaniem. Możliwe, że zginę podczas pierwszego dnia. Ta
myśl dobiła mnie całkowicie.
- Aby zabić Amfinę musisz wbić sztylet wykuty przez ostatniego z kowali królewskich prosto
w serce. Nazywa się Kerad. Dochodzą słuchy, że postradał zmysły. Wszystko jest możliwe.
Pracował w najtrudniejszych warunkach, jakie istniały. Lata pracy fizycznej oraz wyżywanie
klientów musiało zrobić swoje. Omijając jego problemy jest świetnym rzemieślnikiem. Ostrza
wykonuje lub wykonywał z pobliskich złoży metali. Stapiał je wszystkie razem. Miedź, stal,
srebro, tytan. Powstał wtedy najskuteczniejszy stop istniejący na świecie.
Podczas opowiadania koło nas przeszedł elf. Jego pusty wzrok wpatrywał się we
mnie. Uśmiech na jego twarzy przypominał łuk katedry. Wyczuwało się od niego słodki
zapach. Usiadł przy blacie z kuflem piwa. Brązowe włosy spoczywające na jego barkach
wspominały o nadchodzącej jesieni.
- Rękojeść jest z ołowiu, więc łatwo się łamie. Dzięki temu przeciwnik nie będzie miał
możliwości wyciagnięcia ostrza ze swojego ciała. Posiada także minusy. Podczas podróży
może pęknąć i stać się bezużytecznym. Smoczyca zamieszkuje opuszczone miasto Agdam.
Do pewnego czasu nie sprawiała kłopotu, ale kiedy zaczęli zbytnio dokazywać… Pytanie
czwarte. Jesteś na to gotowa?
- Dowiedziałam się zbyt wielu dobijających faktów żeby odpowiedzieć na to pytanie.
Rozmowa z Rezo będzie jednak bardziej ostra niż wcześniej.
Ignor wpatrywał się we mnie jakby czytał z książki. Czułam, że mnie rozumie. Musiał
wiele przejść w swoim życiu. Blizny wskazywały na udział w licznych bitwach. Psychicznie
wytrzyma prawie wszystko. Jednak utracenie ojczyzny było ostatecznym ciosem. Próbując
się ustatkować psychicznie założył własną kawiarnie gdzie posiadał nieograniczony zapas
alkoholu. Nie mógłby znów wyruszyć na bitwę. Byłaby to misja samobójcza.
- Rzeczywistość jest brutalna moja droga. Jednego dnia masz wszystko, czego chciałeś
drugiego nie posiadasz nic. Wykorzystuj każda chwilę wolności. Zabij ja gruboskórną babkę.
Wyzwolisz w ten sposób wszystkie istoty w tym obozie. Dzieciaki poznają zabawę, starcy
umrą w spokoju, dorośli wyzwolą z siebie prawdziwe życie i odrobinę nadziei. Każdy powróci
do swojej ojczyzny.
Powstaje coraz większy nacisk ze strony Fantazy. Jeżeli zwyciężę będzie satysfakcja
oraz stres spowodowany nadzieją.
Arot zabrał pustą miskę i kufel. Wiedziałam, że mam wyjść. Powoli przepychałam się
pomiędzy tłumem. Szepty oraz ich wzrok był skierowany w moją stronę.
Kiedy wyszłam na zewnątrz ujrzałam opustoszałe drogi. Nie znajdowała się na nich
ani jedna żywa dusza. Stragany zniknęły, flagi na namiotach zostały zwinięte. Niektóre
kawiarnie oraz bary zamknęły chwilowo biznes. Idąc pomiędzy materiałowymi domami w
kieszeni brzęczała mi sakiewka rise. Złocisty ent, którego spotkałam wcześniej zastygł w
miejscu. Jego twarz wtopiła się w korę.
Poczułam na karku czyjś oddech. Chciałam krzyknąć, ale ręka nieznajomego zakryła
mi usta. Kiwnięciem palca wskazał namiot za nami. Powolnym krokiem ruszyłam do tyłu.
Jedyny słyszalny dźwięk to szelest liści pod stopami. Światło świecy padało na regał pełny
różnorakich fiolek. Ręka ostrożnie osunęła się z moich ust. Ze strachem obróciłam się na
pięcie. Zobaczyłam przed sobą kruczo czarną elficę. Była dosłownie blada jak ściana.
Błękitne oczy patrzyły z dezaprobatą w moim kierunku.
- Co ty sobie myślałaś wychodząc o tej godzinie?- Zapytała pokazując zegar wodny- Lubisz
narażać swe życie?
- Przepraszam.- Odpowiedziałam z gracją- Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi. Dopiero, co
przybyłam z tajemniczym goblinem Rezo. Chcę się po prostu dowiedzieć rzeczy, których
jeszcze nie wiem.
- Rozumiem…- kiwnęła wyrozumiale głową- Informuje cię, że chodzenie w tych godzinach
jest kompletnym idiotyzmem. Jedynie samobójcy to robią.
- Czy mogę dostać bardziej dokładne wyjaśnienie?
- W tych czasach trwają, co godzinne ataki. Kiedy usłyszymy jakikolwiek szelest od strony
lasy chowamy się w namiotach i czekamy. Jeżeli wróg podejdzie do jednego z nich
zaciągamy go do kryjówki i likwidujemy. W ten oto sposób zmniejszamy liczebność armii
Amfiny. Wszystko zrozumiałe?
- Słowo w słowo. Jeżeli wolno spytać, z jakich stworów składa się ta armia?
- Skąd mam wiedzieć? Nie widzę twarzy brzydalów, których zabijam. Z reszta mnie to nawet
nie obchodzi.
- Ale jak to? Nie chcesz wiedzieć, z kim będziesz walczyć?
- Wiem, że likwiduje zbędne insekty. W zupełności wystarcza każdemu ta myśl.
- Jeżeli myślicie w ten sposób, jak rozwiązujecie problemy? Zdrową logika czy…
Nim dokończyłam wypowiedź zgrzyt metalu zabrzmiał w pobliżu. Ten dźwięk
dochodził ze strony lasu.
Miejsce zamieszkania elficę znajdowało się blisko korony dębowej obleganej przez
wrogo nastawionych narwańców. Ciekawe skąd pochodzą? Miejmy nadzieję, że z bliskiej
miejscowości. Im szybciej to załatwimy tym lepiej. Zbyt długa podróż mogłaby poważnie
uszkodzić mą psychikę. Jestem za młoda na takie wyprawy! O walce nie wspominając…
Nawet, jeżeli nie zdobędę żadnych uszczerbków na zdrowiu fizycznym lub psychicznym
powrót do domu będzie kolejnym utrapieniem. Czy po moim przeniesieniu wstali z mroźnego
snu? Możliwe, że tak mogło się stać. Zaczęliby poszukiwania mej skromnej osoby, ponieważ
mnie przy nich nie było. Zawsze są jakieś kłopoty spowodowane mym beztroskim
myśleniem.
Nigdy, ale to nigdy nie angażujcie się zbytnio w czyjeś sprawy. Jak raz tak zrobiliście,
będziecie mieli problemy do końca życia. Ja właśnie to zrobiłam.
Szelest stał się głośniejszy. Elfica dała mi stalowy sztylet. Dla mnie? Postradała
rozum? Połączenie mej osoby i czegoś ostrego jest złe! Zbyt często kaleczę sobie palce.
Raz żyletką, (której nie zauważyłam) przecięłam sobie wszystkie płytki paznokcia. Nie był to
miły widok. Na szczęście nic nie poczułam. Wtedy sąsiedzi obudziliby się z głębokiego snu.
Jakby tego było mało podczas krojenia cebuli dziabnęłam się w środkowy palec. W domu nie
było plastrów… Owinęłam krwawiące miejsce papierem toaletowym. Mówi się życie prawda?
Wróćmy do tego gości, który idzie w naszą stronę. Poza tym, że dała mi sztylet
„ofiarowała’’ też w coś w rodzaju butelki Tymbarka o smaku arbuza. Zapach unoszący się w
pomieszczeniu przypominał spaloną gumę.
- Postaraj się trafić w jego głowę. Sprawdźmy, jakie umiejętności posiada nasza wybawczyni.
Geniusz wypchnął mnie z bezpiecznej (może nie koniecznie) kryjówki. Po raz
pierwszy widziałam takie zwierzę. Zamiast rąk posiadał sierpy. Chodził jak normalny
człowiek. Futro pokrywające istotę było w odcieniu smoły. Miedziana biała broń
kontrastowała z kolorem futra.
W jednej chwili poczułam piekący ból. Napastnik wykonał kolejny cios. Jakimś cudem
wykonałam unik. Tym faktem go rozwścieczyłam. Zapewne miał nadzieje, że mnie zabije.
Jak to mówi moja ciocia „Nie na próżno się urodziłam”. Wykonał drugi cios.