Darmowy fragment www.bezkartek.pl
Transkrypt
Darmowy fragment www.bezkartek.pl
t en m g l fra tek.p y ow zkar m e r Daww.b w W serii ukazały się ostatnio: Lidia Ostałowska Farby wodne Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 3 rozszerzone) Necla Kelek Słodko‑gorzka ojczyzna. Raport z serca Turcji Jacek Hugo‑Bader Dzienniki kołymskie Jean Hatzfeld Sezon maczet Stig Dagerman Niemiecka jesień. Reportaż z podróży po Niemczech Jerzy Haszczyński Mój brat obalił dyktatora Ed Vulliamy Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy Günter Wallraff Z nowego wspaniałego świata Kjetil Stensvik Østli Policjanci i złodzieje Katarzyna Surmiak-Domańska Mokradełko Andrzej Dybczak Gugara Swietłana Aleksijewicz Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości Anna Bikont My z Jedwabnego (wyd. 2 poprawione) Paweł Smoleński Irak. Piekło w raju (wyd. 2 poprawione) Lidia Ostałowska Cygan to Cygan (wyd. 2 rozszerzone) William Dalrymple Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach Mateusz Marczewski Niewidzialni (wyd. 2 poprawione) Lidia Ostałowska Bolało jeszcze bardziej Igor T. Miecik 14 : 57 do Czyty. Reportaże z Rosji Marcin Kącki Lepperiada Peter Hessler Przez drogi i bezdroża. Podróż po nowych Chinach Dariusz Rosiak Człowiek o twardym karku. Historia księdza Romualda Jakuba Wekslera‑Waszkinela Peter Godwin Strach. Ostatnie dni Roberta Mugabe Elisabeth Åsbrink W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa Swietłana Aleksijewicz Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy Andrzej Muszyński Południe Wojciech Górecki Abchazja Katarzyna Kobylarczyk Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty Maciej Wasielewski Jutro przypłynie królowa Emma Larkin Spustoszenie. Nieopowiedziana historia o katastrofie i dyktaturze wojskowej w Birmie Norman Lewis Grobowiec w Sewilli. Podróż przez Hiszpanię u progu wojny domowej Gellert Tamas Mężczyzna z laserem. Historia szwedzkiej nienawiści Angelika Kuźniak Papusza Peter Robb Sycylijski mrok Michał Książek Jakuck. Słownik miejsca Luca Rastello Przemytnik doskonały. Jak transportować tony kokainy i żyć szczęśliwie Stefano Liberti Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy t en m g l fra tek.p y ow zkar m e r Daww.b w W serii ukażą się m.in.: Magdalena Grochowska Wytrąceni z milczenia Florian Klenk Kiedyś był tu koniec świata V. S. Naipaul Indie Miliony zbuntowanych Przełożyły Agnieszka Nowakowska i Maryna Ochab t en m g l fra tek.p y ow zkar m e r Daww.b w Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej. Tytuł oryginału angielskiego INDIA: A MILLION MUTINIES NOW Projekt okładki AGNIESZKA PASIERSKA / PRACOWNIA PAPIERÓWKA Fotografia na okładce BRUNO BARBEY / MAGNUM PHOTOS / FORUM Copyright © 1990, V. S. NAIPAUL. All rights reserved Copyright © for the Polish edition by WYDAWNICTWO CZARNE, 2013 Copyright © for the Polish translation by MARYNA OCHAB (rozdziały 1–4) i AGNIESZKA NOWAKOWSKA (rozdziały 5–9), 2013 t en m g l fra tek.p y r Redakcja anna brynkus-weberow ka z m e r Konsultacja indologiczna dr a NOWAKOWSKA D MONIKA w.b zuzanna szatanik / D2D.PL Korekty agata czerwińska / D2D.PL, w w Redakcja techniczna robert Oleś / D2D.PL ISBN 978-83-7536-671-6 Cena 29,90 Przedmowa Literatura piękna i literatura faktu – kilka słów o książce Indie. Miliony zbuntowanych Indie. Miliony zbuntowanych to długa książka, jedna z moich najdłuższych. Trzeba powiedzieć, że długie książki pisze się trudniej niż krótkie, a dla tej mam coś więcej niż respekt. Dwa dzieścia lat po jej napisaniu nadal dobrze pamiętam, jaka to była praca i jaka ambicja. t Kiedy zaczynałem pisać, myślałem, enże będę się zajmował m g .pl wyłącznie literaturą piękną. Pisanie wydawało mi k fra tez wyobraźni y r się czymś najszlachetniejszym. Ale po napisaniu kilku książek ow zka m e r zdałem sobie sprawę, a że mój .b materiał – to, co mam w głowie, to, D wwprzeszłość – co w końcu dała mi moja tej ambicji nie udźwignie. w Sama ambicja wzięła się z tego, co wiedziałem o wielkiej dzie więtnastowiecznej powieści europejskiej albo wydawało mi się, że o niej wiem. Wyrażam się ostrożnie, ponieważ zanim zaczą łem pisać, niewiele w gruncie rzeczy czytałem. No i zdałem sobie sprawę z czegoś, co, jak przypuszczam, zawsze czułem, ale czego nigdy nie przemyślałem, a mianowicie – że te powieści były wytworem społeczeństw bardziej zorganizowanych, bardziej intelektualnie uporządkowanych i pewnych swoich przekonań niż społeczność, w której się urodziłem. Gdybym udawał, że pochodzę z równie pełnego i uporządkowanego społeczeństwa, pisanie byłoby w jakiś sposób łatwiejsze. Porządek, o którym mó wię, to – ujmując najprościej – pewna wyodrębniona, ogrodzona sceneria, w jakiej się rozgrywa telewizyjna komedia sytuacyj na. W świecie ogrodzonym obowiązuje niewiele zasad i łatwo 5 je zrozumieć; chaotyczny świat zewnętrzny nie wciska się do środka, by rozwiać magię. Mógłbym spróbować tak pisać. Ale nie zaszedłbym daleko. Musiałbym za bardzo upraszczać, zbyt wiele rzeczy pomijać. Byłoby to zaprzeczeniem mojego zadania jako pisarza, tak jak je rozumiem. Chciałem wiernie oddać własny świat, który był płynny, trud ny do uchwycenia i zaprezentowania czytelnikowi w jakiś przy jęty dziewiętnastowieczny sposób. Każdą swoją wypowiedź na temat własnej osoby, rodziny czy przeszłości powinienem właś ciwie obwarować zastrzeżeniami. Urodziłem się w 1932 roku po drugiej stronie Atlantyku, w Trynidadzie, brytyjskiej kolonii. Trynidad, odprysk Wene zueli i Ameryki Południowej, był wtedy małą, głównie rolniczą wyspą (Trynidad tak jak Wenezuela ma złoża ropy, które zaczy nano eksploatować). Miał może pół miliona rasowo mieszanych mieszkańców, w tym mniej więcej stupięćdziesięciotysięczną indyjską wspólnotę imigrantów z Azji, subtelnie podzieloną przez religię, edukację, pieniądz i kastową przeszłość. (Opowie t działem o tym szczegółowo gdzie indziej, enale czuję, że trzeba to m g l tutaj powtórzyć). fra tek.p y Nie przepadałem za tym miejscem ow zkar ani za jego kolonialną ma m r łością. Uważałem się za a człowieka .be wyrzuconego poza nawias sta D w rych światowych cywilizacji ww i pragnąłem możliwie jak najszybciej stać się częścią tego większego świata. Stypendium akademickie, które dostałem w 1950 roku, kiedy miałem osiemnaście lat, po zwoliło mi wyjechać. Pojechałem do Anglii na studia uniwersy teckie, z ambicją, że w przyszłości zostanę pisarzem. Nigdy nie wróciłem – w żadnym prawdziwym sensie tego słowa. Mój świat pisarski był zatem światem ucieczki i niedokoń czonego eksperymentu, pełnym rupieci rozmaitych kultur i mi gracji – z Indii do Nowego Świata w latach 1880–1900, z No wego Świata do Europy w 1950 roku – rzeczy nieskładających się w jedną całość. Nie miał nic wspólnego ze stabilnością za korzenionych społeczeństw, których wytworem były wielkie dziewiętnastowieczne powieści; na przykład choćby tylko je den akapit bajki czy przypowieści Tołstoja przywołuje cały rzeczywisty świat. Toteż niebawem zorientowałem się – jak 6 już mówiłem – że jedyne, czym dysponuję, to rozsypany wy spiarski materiał, który noszę w sobie. Ale pisanie było moim powołaniem; zawsze chciałem być tyl ko pisarzem, nikim innym. Praktyka pisarska pogłębiła moją fa scynację ludźmi i opowieściami; ta fascynacja, odczuwana od zawsze, a jeszcze bardziej teraz, w szerszym świecie, do jakiego chciałem wkroczyć, przemieniła się w pragnienie zrozumienia prądów historii, tworzących ową płynność, której byłem częś cią. Dla mnie jako pisarza wejście w kontakt z szerszym świa tem było koniecznością. Nie wiedziałem, jak się do tego zabrać, nie było żadnego przykładu, za którym mógłbym pójść. Uprawianie literatury pięknej nie mogło mi pomóc. Literaturę piękną najlepiej się tworzy od wewnątrz i trzeba dużo wiedzieć. W szerszym świecie byłem outsiderem; za mało wiedziałem i nigdy nie będę dość wiedział. Po długim okresie wahania i nie pewności uzmysłowiłem sobie, że muszę obcować ze światem w sposób jak najbardziej bezpośredni. Muszę przestać uprawiać literaturę piękną. Muszę używać wypracowanych przez siebie t narzędzi, żeby oddać swoje doświadczenie en najwierniej, jak to m g pl możliwe. I wtedy w moim pisarstwie podział na swo fra tek.nastąpił y r bodną twórczość powieściową twórczość doku a ow zki skrupulatną rm.beaspekty mentalną; komplementarne pragnienia, żeby zmierzyć a Dwzajemnie się z moim światem, w się wspierały i karmiły. I o ile na ww początku dawałem pierwszeństwo pisaniu z wyobraźni, o tyle teraz obie drogi wydają mi się równie szlachetne. Idąc tą nową drogą, musiałem przede wszystkim zająć się krajem moich przodków – Indiami. Nawet po wielu miesiącach podróżowania nie byłem tam kimś z wewnątrz, ale też nie mog łem się uważać za outsidera – Indie i myślenie o Indiach zawsze były dla mnie ważne. Toteż zawsze byłem w tej sprawie rozdarty i ciężko mi było powiedzieć ostatnie słowo. Napisałem w sumie trzy książki o Indiach. Należą do literatury faktu, tak jak posta nowiłem, ale są to książki tak osobiste, tak różne i tak głęboko przeżyte, jakby były powieściami. Indie. Miliony zbuntowanych to trzecia z tych poświęconych Indiom książek. Została napi sana dwadzieścia sześć lat po pierwszej. Pisarz potrzebował całego tego czasu, żeby wznieść się ponad osobiste odkrycie 7 i ból, i analizę, i dojść do prostego i przemożnego przekonania, że najważniejsza rzecz, jeśli chodzi o Indie, rzecz, w którą trzeba wniknąć i ją zrozumieć, a nie patrzeć z zewnątrz, to ludzie. Książce przyświecała jeszcze jedna idea – że Indie są w ruchu w najbardziej dosłownym sensie tego słowa, że wszędzie w tym ogromnym kraju mężczyźni i kobiety wyszli poza ciasne sposoby życia, poza oczekiwania swoich rodziców i dziadków, że spo dziewają się czegoś więcej. To są te tytułowe „miliony zbuntowa nych”; nie chodzi o guerillę. Niemal każdy człowiek wychowany w kulturze anglojęzycznej ma jakieś pojęcie o krótkim buncie Indusów w 1857 roku, kiedy najemni indyjscy żołnierze British East India Company, zdezorientowani i źli, ale niemający przed sobą jasnego celu, powstali przeciwko Brytyjczykom. „Miliony zbuntowanych” w moim tytule sugerują, że to, co się dzisiaj dzieje, jest prawdziwszą i powszechniejszą drogą naprzód. Teraz, w 2010 roku, w czasach uznanego przez wszystkich indyjskiego boomu, to, co mówię, wydaje się rozsądne. Inaczej było w 1988 roku, kiedy zaczynałem tę książkę. Indie pławiły t się wtenczas w nabożnym gandhyjskimenprzygnębieniu, zado m g pl to się często dzieje wolonym z siebie i raczej szczęśliwym, fra tek.jak y r z przygnębieniem w Indiach. mówiło się o dege owW miastach ka z m e r neracji i odejściu od dawnych obyczajów: politycy naruszają b a Dw w. prawo, wszędzie panuje korupcja. Ta standardowa gadka, choć w niegłęboka, nieoparta na żadnej prawdziwej wiedzy o kraju, mogła człowieka podłamać. Takiej wizji przeszłości sprzeciwia się moja idea zbuntowanych. Nie spadła ona z nieba. Przez minione dwadzieścia sześć lat podróżowałem po Indiach wzdłuż i wszerz. Jako pisarz, człowiek wolny, zgromadziłem bogatszą wiedzę o tym kraju niż większość Indusów, związanych rodziną i pracą. Wiele tygodni spędziłem na prowincji, z dala od wielkich miast. Dzięki pomocy i gościn ności indyjskich przyjaciół i lokalnych władz w wielu miejscach mogłem wkroczyć, choćby na tydzień lub dwa, w życie nagiej i czasem odpychającej wsi. Zdobyłem pewną wiedzę o mało miasteczkowym życiu. Nie zawsze pisałem o tym, co widziałem. Toteż nagromadziłem pewne doświadczenia i przyszło mi do głowy, że mógłbym je wykorzystać i stworzyć panoramę Indii, 8 grubą, pełną ludzi książkę, która zawierałaby i obszernie wy jaśniała większość rzeczy mogących się wydarzyć w tym kraju w najbliższych dwudziestu lub trzydziestu latach (bo wierzę, że trafnie uchwycona teraźniejszość przepowiada przyszłość). Powiedziałem to moim angielskim wydawcom. Pomysł im się spodobał, kupili go po dziesięciu minutach, dosłownie, i kilka dni później znalazłem się w hotelu Taj Mahal w Bombaju, zdu miony własną ambicją i nie całkiem pewien, czy uda mi się po ludzku zrozumieć to olbrzymie miasto (bo tak nieprzenikniony wydawał się na oko popołudniowy tłum ludzi krążących wokół Wrót Indii nad zmatowiałym Morzem Arabskim). A oprócz miasta była oczywiście wieś: dla mnie wspomnienie, dziś za trważające, niekończących się, grożących udarem słonecznym podróży samochodem i pociągiem. Spędziłem cztery puste, straszne dni w luksusowym hotelu, robiąc rzecz, która podcina człowiekowi skrzydła – niepewny siebie prowadziłem dziennik, nie mając nic do powiedzenia. Nie podobała mi się ta forma, dziennik mącił wizję. Wolałem dystans t i selekcję pamięci. Teraz przychodzi mi endo głowy porównanie m g .pl poeta niż dramaturg – z Ibsenem, który – wtedy jeszczefra bardziej ek y walczył z sobą, prowadzącodziennik w kart swojej podróży na otwarcie z Kanału Sueskiego w 1869 roku. arm .be Doniosłe dni, wspaniałe widoki, D w można powiedzieć stworzone dla dziennika, ale Ibsena musiało ww męczyć, że pozostaje na zewnątrz, że widzi jedynie to, co na wierzchu, i po prostu rzucił pisanie. Tak samo ja w Bombaju załamałem się, odłożyłem swój zimny dziennik i rozejrzałem się, jak by tu inaczej wystartować. W recepcji hotelu wisiała wielka tablica reklamująca usługi rezydującego lub „domowego” wróża; w ciągu tych czterech dni wiele razy kusiło mnie, żeby do niego pójść i dać sobie powró żyć, czy napiszę tę książkę, czy nie. Nie musiałem tego robić. Człowiek lęka się bardziej, niż można podejrzewać. Książka się rozpoczęła, napisałem pierwszą linijkę: „Bombaj to tłum” – i od tego momentu samo poleciało. Idee są abstrakcyjne. Stają się książkami dopiero wówczas, gdy je ubrać w ludzi i narrację. Czytelnik, który zacznie czy tać tę książkę i wyjdzie poza jej pierwsze stronice, znajdzie się 9 w podwójnej opowieści. Mamy tu bezpośrednią narrację osoby, z którą się zapoznajemy, oraz szerszą zewnętrzną narrację, ogar niającą wszystkie rozmaite części książki. Niczego nie pozosta wiłem przypadkowi. Poważna podróż jest sztuką, nawet jeśli się nie myśli o pisaniu, a specjalną sztuką przy pisaniu tej książki było odgadywanie, kto spośród wielu ludzi, których spotykam, najlepiej i najlogiczniej popchnie moją opowieść naprzód, po nieważ niczego nie wolno robić na siłę. Byłem uzależniony od miejscowych, którzy mnie wprowa dzali, i nie zawsze było łatwo im wytłumaczyć, czego szukam. Wiele osób, nawykłych do dziennikarskiego podejścia, sądziło, że szukam „rzeczników” rozmaitych interesów. Tymczasem ja szukałem czegoś głębszego i mniej natrętnego: cudzego żywego doświadczenia (jeśli wolno się tak wyrazić), które oświetliłoby jakiś aspekt, jakiś nowy zwrot w nieustającym dostosowywaniu się starego kraju do nowych myśli, nowej polityki, nowego wy obrażenia o biznesie. Toteż w tej książce jedno doświadczenie wyrasta z drugiego, tematy wynikają z siebie nawzajem. t Szczęśliwa okazała się również decyzja enpodjęta przeze mnie m g .pl Mahal Hotel w Bom z niejasnych powodów pewnego dnia k fra tew Taj y r baju, że zrobię coś, co dla religijnych hindusów jest niepomyślne, w a o zk e Indiach w kierunku przeciw rm.bpo mianowicie ruszę w podróż a D wwzegara. Gdybym wybrał inną drogę, nym do ruchu wskazówek w na północ, do Delhi, Kalkuty i Pendżabu, zbyt szybko doszed łbym do mięsa książki, pozostawiając resztę kraju w zawieszeniu, w stanie swego rodzaju wyciszenia. To, że pojechałem najpierw na południe, pozwoliło mi w niebanalny sposób zmierzyć się z takimi ważnymi sprawami jak wpływ warny i kasty na rozwój indyjskiej nauki, mało znana stuletnia wojna kast na południu, wywłaszczenie braminów. Mogłem o tym opowiedzieć, żeby przygotować czytelnika (i pisarza) na wstrząsy na północy kraju: Brytyjczyków w Kalkucie, Lakhnau i Delhi – całą historię ubie głego wieku, leżącą tuż pod obecną. Często pytano mnie o moją metodę robienia notatek w czasie podróży. Nie używam dyktafonu, posługuję się wyłącznie piórem i notesem. Ponieważ nigdy nie byłem pewien, czy osoba, którą spotykam, okaże się użyteczna, na początku bardzo często wiele 10