przeczytaj cały fragment

Transkrypt

przeczytaj cały fragment
300
305
310
315
320
325
330
335
340
EDYP
Czcigodny Tejrezjaszu, jasnowidzu,
Który przenikasz wszystko na tym świecie
I doskonale wiesz, choć jesteś ślepy,
Jak nasze miasto choruje i cierpi –
Ty jeden możesz nas zbawić od złego.
Otóż, jak pewnie już ci powiedziano,
Proszony przez nas o radę Apollo
Obwieścił nam, że plaga nie ustąpi,
Póki zabójcy Lajosa nie będą
Pomszczeni śmiercią lub wygnani z kraju.
Pomóż nam przeto rozwiązać tę sprawę.
Użyj swej mocy, która jest ci dana,
I wybaw nas, a w tym i mnie, i siebie,
Od zła, wywodzącego się z zabójstwa.
W tobie nadzieja! Nic się tak nie chwali,
Jak swoją sztuką poratować bliźnich.
TEJREZJASZ
Straszna jest prawda, jeśli godzi w tego,
Kto chce ją poznać. Zapomniałem o tym.
Inaczej nigdy bym się tu nie stawił.
EDYP
Cóż to ma znaczyć? Czemuś tak posępny?
TEJREZJASZ
Pozwól mi odejść. Tak będzie nam łatwiej
Znieść brzemię losu – i tobie, i mnie.
EDYP
Nie pomóc miastu, co cię wykarmiło –
To jest niewdzięczność, a wręcz nielojalność.
TEJREZJASZ
Nie wiesz, co mówisz. Działasz przeciw sobie.
Wolałbym nie podążać twoim śladem.
EDYP
Jeśli coś wiesz, zaklinam cię, nie odchodź
I oświeć nas! Usilnie cię błagamy.
TEJREZJASZ
Boście w ciemności. Lecz ja nie ujawnię,
Co mnie przygniata, a na tobie ciąży.
EDYP
Odmawiasz wyjaśnienia, choć je znasz?
Zamierzasz zdradzić nas i zgubić miasto?
TEJREZJASZ
Nie chcę ci sprawić bólu. Ani sobie.
Więc nie nalegaj. Niczego nie powiem.
EDYP
Podły nędzniku, zdolny chyba nawet
Skałę rozwścieczyć, naprawdę zamierzasz
Trwać w tym uporze i nie pisnąć słowa?
TEJREZJASZ
Ganisz mój upór i potępiasz mnie,
A swego zaślepienia nie dostrzegasz.
EDYP
Kogóż by nie wzburzyły takie słowa!
Bije z nich jawna pogarda dla miasta.
TEJREZJASZ
345
350
355
360
365
370
Milcząc, nie wpływam na nieuniknione.
EDYP
Czemu więc nie chcesz ujawnić mi tego?
TEJREZJASZ
Rzekłem, co rzekłem. Więcej ani słowa,
Choćbyś wybuchnął najwścieklejszym gniewem.
EDYP
Dobrze, więc słuchaj, co w gniewie ci powiem,
A co przed chwilą przyszło mi do głowy:
Że sam w tę zbrodnię jesteś zamieszany!
A gdybyś nie był ślepy, tobym nawet
Posądzał cię o popełnienie czynu.
TEJREZJASZ
Jeżeli tak, to wzywam cię niniejszym,
Byś zastosował się do swych zarządzeń
I trzymał się od dzisiaj od nas z dala –
Jako ten właśnie, co skalał tę ziemię.
EDYP
Bezczelnie sobie poczynasz! Czy sądzisz,
Że ta kalumnia ujdzie ci bezkarnie?
TEJREZJASZ
Nie jest kalumnią, co zgodne jest z prawdą.
EDYP
Skąd wiesz, że jest to prawda? Nie masz podstaw.
TEJREZJASZ
Ty ją potwierdzasz. I kazałeś odkryć.
EDYP
I co odkryłeś? Nie rozumiem cię.
TEJREZJASZ
Czyżby? Próbujesz mnie raczej wybadać.
EDYP
Nie, nie rozumiem. Powtórz jeszcze raz.
TEJREZJASZ
Tyś jest zabójcą, którego chcesz wykryć.
EDYP
Znowu znieważasz! Nie unikniesz kary.
TEJREZJASZ
Mam mówić dalej? Abyś wściekł się bardziej?
EDYP
Mów, ile chcesz! I tak to nic nie znaczy.
TEJREZJASZ
Nie wiesz, że żyjesz z najbliższymi w hańbie.
Nie masz pojęcia o swoim upadku.
EDYP
Jak długo jeszcze mam słuchać tych bredni?
TEJREZJASZ
Póki ich źródłem i siłą jest prawda.
EDYP
Jeśli nią jest! A nie jest, bo jej nie znasz.
Bo jesteś ślepy i głuchy, i głupi.
TEJREZJASZ
A ty – żałosny, jak mi tak urągasz.
Tak będą wkrótce urągać i tobie.
EDYP
Żyjesz w ciemności, więc nie możesz szkodzić
375
380
385
390
395
400
405
410
415
420
Mnie ani innym, którzy żyją w świetle.
TEJREZJASZ
I nie przeze mnie upadniesz z kretesem,
Tylko z wyroku samego Apolla.
EDYP
Kreon ci to podsunął czy ktoś inny?
TEJREZJASZ
Nikt z nich. To zapisane jest w twym losie.
EDYP
Fortuno, władzo królewska i sztuko
Dana nielicznym, tak ceniona w życiu,
Jak straszną zawiść budzicie wśród ludzi,
Skoro przyjazny i wierny mi Kreon
Chce mnie podstępem odsunąć od tronu,
Chociaż zasiadłem na nim z woli ludu,
I mi podstawia sprytnego wróżbitę,
A raczej łgarza skorego do intryg
I węszącego w nich jedynie korzyść,
Bo jako prorok ma zaćmę na oczach.
Do Tejrezjasza
Czyś ty w ogóle kiedy co przewidział?
Czy kiedy Sfinks tu śpiewał swe zagadki,
Podpowiedziałeś, jak wybawić miasto?
Tego dokonać nie mógł byle kto,
Bo to wymaga właśnie wieszczej mocy.
Nie wykazałeś się nią: nie zdobyłeś
Żadnej wskazówki od ptaków lub bogów.
Trzeba dopiero było mnie, Edypa,
Niewtajemniczonego, by go stłumić.
Sam go zwalczyłem, nie z pomocą ptaków!
I mnie próbujesz dzisiaj zdegradować,
Licząc, że staniesz u boku Kreona!
I ty, i on pożałujecie tego.
Ciebie przed karą chroni tylko starość.
KORYFEUSZ
I jego słowa, i twoje, Edypie,
Podszyte były najwyraźniej gniewem,
A to niedobrze. Nie kłótni nam trzeba,
Lecz zadośćuczynienia woli boga.
TEJREZJASZ
Choć jesteś królem, to jednak w dyspucie
Jesteśmy równi. Tu i ja mam władzę.
Bo nie podlegam tobie, lecz wyroczni.
I nie mam też z Kreonem nic wspólnego.
Więc tak: ty jawnie szydzisz z mej ślepoty,
A ja ci mówię, że chociaż masz oczy,
Nie zdajesz sobie sprawy ze swej nędzy:
Gdzie i z kim mieszkasz. – Co wiesz o swym rodzie?
Nic. Przez co jesteś dla swoich najbliższych,
Zmarłych i żywych, najstraszliwszym wrogiem;
I obopólna klątwa twych rodziców
Wygna cię kiedyś stąd, abyś się tułał,
I to w ciemności, bo nie będziesz widział.
A lament twój, gdy dowiesz się nareszcie,
Dokąd przywiodły cię pomyślne wiatry
425
430
435
440
445
450
455
460
I cóż to jest za port – twoje małżeństwo,
Rozejdzie się po górach głośnym echem.
Nie masz pojęcia o skali nieszczęścia,
Które cię dotknie, a także twe dzieci.
Drwij sobie więc, urągaj Kreonowi!
O ty, najbardziej potępiony z ludzi!
EDYP
Jak długo można znosić te obelgi!
Dość! Zejdź mi z oczu! Wynoś się czym prędzej!
Precz stąd i więcej mi się nie pokazuj!
TEJREZJASZ
Nie zjawiłbym się, gdybyś mnie nie wezwał.
EDYP
Nie wzywałbym cię, gdybym mógł przypuszczać,
Że będziesz wygadywał takie brednie.
TEJREZJASZ
Masz mnie za kogoś niespełna rozumu.
Nie tak widzieli mnie twoi rodzice.
EDYP
Znałeś ich? Stój!... Kto mnie urodził? – Gadaj!
TEJREZJASZ
Dzisiejszy dzień. I ten cię też zabije.
EDYP
Co to ma znaczyć? Nie praw mi zagadek!
TEJREZJASZ
Któż jak nie ty potrafi je wyjaśniać?
EDYP
Drwisz z tego, co jest źródłem mej potęgi.
TEJREZJASZ
A jednocześnie przyczyną twej zguby.
EDYP
Myślałby kto! Nie ocaliłem miasta?
TEJREZJASZ
Dlatego też odchodzę.
Do Chłopca
Prowadź, chłopcze!
EDYP
Tak, weź go stąd! Tylko nam tu zawadza.
Gdy sobie pójdzie, odetchniemy z ulgą.
TEJREZJASZ
Odchodzę nie ze strachu przed twym gniewem:
Nie tobie jest pisane mnie powalić;
I w dowód na to powiem ci otwarcie:
Ten, kogo szukasz, zabójca Lajosa,
Jest pośród nas; uchodzi za obcego,
Lecz wkrótce wyjdzie na jaw, że jest stąd,
Że jest on rodowitym Tebańczykiem;
Lecz to go nie ucieszy: pójdzie precz
Z kosturem w ręce tułać się po drogach,
Ślepy i biedny, choć dzisiaj ma wszystko;
Ojciec i brat dla swoich własnych dzieci;
Syn i mężczyzna swojej własnej matki;
Mąż żony ojca, którego uśmiercił.
Idź do pałacu i przemyśl to wszystko.
Jeżeli uznasz, że mówię nieprawdę,
Ogłoś, że jestem fałszywym prorokiem.
Odchodzi.
Edyp wraca do pałacu.