MÓJ DZIEŃ, MOJE JEDZENIE, MOJE ŻYCIE

Transkrypt

MÓJ DZIEŃ, MOJE JEDZENIE, MOJE ŻYCIE
MÓJ DZIEŃ,
MOJE ŻYCIE
MOJE
JEDZENIE,
Tym razem wpis lifestyle’owy. Tak mnie coś tknęło między
poniedziałkowymi obowiązkami, aby zatrzymać się na chwilę i
wyrzucić z siebie myśli, spisać je jak na kartkach pamiętnika.
Nie wiem czy będzie miało to większy sens, ale trudno. Może
kogoś te myśli zainspirują, pobudzą drobną iskrę, choć na
chwilę, aby ruszyć krok do przodu. Może dla kogoś stanę się
odrobinę bliższa i bardziej znajoma, dzięki czemu z większą
ufnością skorzysta z informacji zawartych na stronie. Może…
Mam takie małe ciche życzenia.
Uwielbiam lato! Za energię słońca, za światło i dłuższy dzień.
Za świeże warzywa i owoce jagodowe. Za możliwość pracy
przy komputerze na dworze. Za kwitnące kwiaty i bezchmurne
niebo. Za śpiew ptaków o świcie i spadające gwiazdy w nocy. Za
uczucie, że są wakacje, mimo że już dawno przestałam z nich
korzystać jakbym chciała. Za typowo letnie spotkania
towarzyskie
i
wycieczki
jednodniowe.
Za
letnią
energiczną muzykę i poczucie „że się chce żyć”. Za rower i
rolki. Za wodę i wspinaczkę górską. Za nadzieję, że będzie
tylko i wyłącznie lepiej.
I właśnie dziś po powrocie z przychodni postanowiłam przenieść
swoje biuro na dwór. Woda do picia i słuchawki na uszy, aby
się lepiej skupić. Przyrody posłucham wieczorem jak pójdę
biegać ;) Jest połowa lata, a ja tak mało razy pracowałam na
dworze, chociaż miałam setki możliwości… Trudno się mówi,
postaram się wykorzystać pogodę jeszcze kilka razy do jesieni,
póki mogę. Podobnie… dlaczego nie jem śniadań na tarasie,
mimo takich możliwości??? Kilka razy to o co najmniej 50 za
mało. Przecież i tak ogrom czasu spędzam w budynkach. A taka
pogoda nie będzie trwać przecież wiecznie. A czas ucieka.
Czy macie czasem takie poczucie, że Wasze życie może lepiej
wyglądać niż wygląda? Że możecie bardziej? Że chcielibyście
przysłowiowo „chwytać dzień” i czerpać maksimum z każdej
chwili?
Mogę wymieniać rzeczy, których jeszcze nie zrobiłam tego lata
bez końca. Podobnie jak mogę bez problemu zapełnić drobnym
maczkiem kartkę A4, pisząc za co lubię lato. I o dziwo
„jedzeniowych pozytywów” znalazłabym najmniej ;) Ale prawda
jest taka, że uwielbiam każdą porę roku. Każda jest dla mnie
wyjątkowa. Nie zawsze tak było, ale w miarę upływu czasu
jestem bardziej wdzięczna za to, co udaje mi się przeżyć i
dostrzec. Przyjmuję charakterystykę pór roku za coś
oczywistego. Nie dziwię się ani upałom w lecie ani odwilży na
wiosnę. Dostosowuję się do zaistniałej sytuacji jak kameleon
do otoczenia. Mniejszy stres, większa lekkość życia, więcej
dostrzeżonych pozytywów… Takie proste [sic!]. I mimo, że mamy
już połowę lata, a jesień staje się coraz bardziej wyczuwalna
w powietrzu, to jednak nadal mam ponad miesiąc, by zrealizować
małe cele, których nie udało się wcielić w życie do tej pory.
I już myślę i analizuję jak sprawnie i w miarę szybko odhaczyć
te punkty na liście. Na szczęście nie jest jeszcze za późno! A
kto wie co się wydarzy do następnego lata… A prawda jest taka,
że może wydarzyć się absolutnie wszystko. Dobrego i złego.
Mój dzień
Dziś obudziłam się z poczuciem, że muszę bardziej wyjść do
Was, więcej pokazywać co robię na co dzień, czym się zajmuję,
jak mi się udaje pewne rzeczy zrealizować. Poczułam, że
powinnam przekazać nie tylko wiedzę żywieniową, ale i
podzielić się swoim doświadczeniem osobistym. Bo też stosuję
dietę specjalistyczną, też trenuję i też jestem człowiekiem,
który ma wzloty i upadki. Człowiekiem, któremu wbrew opinii i
poglądom ogółu wcale nie wszystko wychodzi i który także
potrzebuje wsparcia i pomocy. Który może i wypracował
stabilizację psychiczną przez ostatnie lata, ale który nie
jest nadal uporządkowany organizacyjnie.
Dlatego też staram się sama udzielać wsparcia każdemu, kto
mnie o nie poprosi i dostrzegać sytuacje, kiedy inni
potrzebują pomocy, mimo że nie wołają (a szkoda). Najbardziej
chciałabym jednak pokazać, że zmiany są potrzebne i możliwe
do wprowadzenia, że wcale nie są przeznaczone dla „tych
lepszych”. Każdy absolutnie każdy może dokonać czegoś
niezwykłego, każdy zasługuje na szczęśliwe życie, każdy może
realizować marzenia. A dobro przekazane do człowieka wraca.
No dobrze, koniec wielkich słów w stylu Ewy Chodakowskiej ;) Z
nią praca byłaby jak marzenie… Bo w pełni popieram jej
podejście do życia. Sięgać wysoko i kochać innych. Czego
chcieć więcej?
Moje jedzenie, moje życie
Grunt to ułatwiać sobie życie. Od jakiegoś czasu staram się
podążać zgodnie z tą zasadą. Czasem się udaje, czasem nie, ale
ogólnie próbuję nieustannie modyfikować swoje działanie
właśnie po to, aby iść jak najprostszą ścieżką. Także
żywieniowo.
Zdrowe żywienie to wyzwanie dla niejednej osoby. Dla mnie to
element stylu życia. Podstawa, aby odpowiednio komfortowo się
czuć każdego dnia. Pracowałam nad tym elementem dość długi
czas. Dostosowywałam swój styl żywienia wiele miesięcy, może
nawet lat. Bo nie jest tak, że od razu wiedziałam co robić :)
Po drodze wypróbowałam kilka możliwości dietetycznych – diety
lecznicze, wysokowęglowodanowe (przez aktywny tryb życia),
makrobiotykę, paleo, wegetarianizm, żywienie rozdzielcze,
inne. Dzięki diagnostyce nietolerancji pokarmowych (co to
jest? przeczytaj tutaj) udało mi się wyeliminować to, co
wpływało negatywnie na moje samopoczucie. To był początek
zmian. Potem głośniejsze stało się żywienie paleo. Mimo, że
koncepcja żywienia jak ludzie pierwotni mnie nie przekonuje
(sama w sobie), z powodu słabej (moim zdaniem) argumentacji
(nie mówię tu o szkodliwym działaniu np. lektyn w chorobach
autoimmunizacyjnych), a sami twórcy różnych nurtów/ protokołów
paleo biorą pod uwagę różne warianty eliminacji (np. niektórzy
uważają że organiczne przetwory mleczne są już okej, podobnie
jak dopuszczalne jest sporadyczne spożywanie fermentowanych
zbóż czy niskoskrobiowych strączków lub fermentowanej soi), to
chętnie korzystam z przepisów paleo/ SCD/ GAPS każdego dnia.
Szczerze uwielbiam ten sposób żywienia, m.in. za
wykorzystywanie naturalnych składników w niezwykły sposób.
Połączenie bezglutenowego weganizmu z bezjajecznym paleo jest
dla mnie optymalnym sposobem żywienia.
Jak to możliwe, że łączę te wykluczające się diety w ciągu
dnia? ;)
1. stosuję dietę rozdzielczą (nie łączę węglowodanów z
białkiem zwierzęcym), dzięki czemu naturalnie powstaje
podział na posiłki wegańskie i w stylu paleo;
2. nie trawię dobrze nadmiaru węglowodanów (mam najwyżej
dwa razy w ciągu dnia węglowodany złożone – kasza
jaglana, gryka, komosa ryżowa, amarantus, płatki
owsiane, czasem sorgo w posiłkach wegańskich;
3. spożywam śniadania białkowo- tłuszczowe (paleo) – na ten
temat będzie oddzielny wpis (zbieram jeszcze materiały);
4. podstawą posiłków są warzywa i owoce (jeśli obserwujecie
mnie na Instagramie to pewnie zauważyliście, że posiłki
obfitują w warzywa); czy wiecie że osoby żywiące się
paleo spożywają więcej warzyw niż wegetarianie/ weganie?
(oczywiście znajdą się wyjątki);
5. mój organizm bardzo dobrze wykorzystuje dostarczone
białko, dlatego ograniczam białko zwierzęce ogółem (nie
potrzebuję więcej jak mała porcja mięsa/ ryby/ pasztetu
dziennie, aby zregenerować organizm także po wysiłku);
mam najczęściej jeden posiłek z białkiem zwierzęcym w
ciągu dnia;
6. jako źródło białka wykorzystuję też moczone nasiona i
orzechy, pełne ziarna zbóż i pseudozbóż bezglutenowych,
moczone strączki jak fasola mung, ciecierzyca i
soczewica (weganizm).
7. spożywam jedynie tłuszcze naturalne – olej kokosowy
virgine i bezzapachowy, masło zwykłe lub klarowane,
smalec, oliwę z oliwek, awokado, nasiona, pestki i
orzechy – na źródła tłuszczy bardziej zwraca się uwagę w
kuchni paleo jak w wegańskiej.
Na zdjęciu: duszone na oleju kokosowym warzywa (batat,
brokuły, czerwona cebula, zielona papryka, pieczarki z
dodatkiem zieleniny, czosnku i pieprzu cayenne) ze świeżym
pomidorem, kiszonym ogórkiem i płatkami migdałowymi.
Jeśli śledzisz moje wpisy to wiesz, że jestem bezglutenowcem.
Od wielu lat nie jem także mleka i jego przetworów. Mimo, że
nie wykazano w badaniach nietolerancji, moja cera cierpi za
każdym razem po spożyciu mleka. Cóż, wolę mieć ładniejszą
cerę, której nie będę musiała przykrywać pudrem i podkładem,
dlatego też wybieram eliminację ;) Od ponad roku nie spożywam
też jajek, stąd bezjajeczne paleo. Pewien czas temu próbowałam
je włączyć do diety, ale niestety objawy nadwrażliwości
powróciły po niedługim czasie. Mam też niemal „uczulenie” na
cukier – nie ruszam, nie tykam, a jak już tykam to niezwykle
rzadko. Podobnie jak słodzików. Posiadam zbyt dużą już wiedzę
na ten temat, aby ignorować problem wpływu cukru na zdrowie.
Eliminuję także drożdże (wciąż odczuwam nadwrażliwość po
włączeniu). Ponadto nie palę, rzadko piję alkohol,
wyeliminowałam także kawę (czuję się bez niej o niebo lepiej),
biegam minimum 3x w tygodniu, ćwiczę fitness, w międzyczasie
jeżdżę na rowerze czy rolkach. Poruszam się po mieście pieszo.
Ot taki zdrowy styl życia.
Oczywiście zdarzają się jedzeniowe „wpadki” i przestoje w
treningach. Czasem nie mam kompletnie ochoty nawet udawać, że
jest wszystko cudownie, że mam ochotę się ruszyć z łóżka i że
nie tęsknię za pizzą Prowansalską z Dominos’a czy pierogami
ruskimi mojej babci… Bo przecież „coś od życia się należy”.
Oczywiście należy się od życia, ale możliwości czerpania z
życia co najlepsze jest wiele, także związanych z jedzeniem. A
sięganie po najprostsze rozwiązania jest oczywiście wygodne,
ale jak widać na moim przykładnie nie pozostaje obojętne dla
organizmu, który za każdym razem na nowo musi sobie radzić z
„wrogiem” zamiast wspierać pracę mózgu czy regenerować się po
treningu. A nawet jeśli sięgam po coś zakazanego, to raz na
kilka miesięcy. Ale to są jak zwykle wybory i świadomość
ponoszonych konsekwencji. Nie wiemy jeszcze czy przy
nadwrażliwości nieceliakalnej na gluten konsekwencje
długoterminowe są podobne jak w przypadku celiakii, dlatego
moje sporadyczne podjadanie glutenu jak na razie (przynajmniej
w teorii) nie przynosi większych szkód zdrowotnych (chociaż w
to do końca nie wierzę, bo za każdym razem organizm reaguje ze
zdwojoną siłą, jakby dawał do zrozumienia, że mu dana
potrawa/przekąska szkodzi).
A prawda jest taka, że jeśli odpuszczę, denerwuję się
następnego dnia, bo muszę przystopować z treningiem bądź z
niego zrezygnować, znaleźć czas na regenerację, itp.
Potrzebuję więcej czasu, aby wrócić do swojej normy
samopoczucia psycho-ficzycznego. Nie lubię marnować czasu,
bezsensownie czekać na lepsze jutro, dlatego tym bardziej
staram się trzymać swoich zasad postępowania. Z jakiegoś
konkretnego powodu w końcu je sama dla siebie ustaliłam.
Wybór. Każdego dnia. Ale to wszystko w końcu jest dla mojego
dobra. Prostuję więc ścieżki – zdrowo się odżywiam. Każdego
dnia też się ruszam. W nocy śpię. Zdrowy styl życia to moja
podstawa, na której układam całą resztę.
Pozdrawiam!

Podobne dokumenty