Najlepsza wycieczka

Transkrypt

Najlepsza wycieczka
Był przepiękny, upalny majowy dzień.
Kiedy klasa III A, wraz ze swoją wychowawczynią – Panią Basią, wysiadła ze swojego
autokaru, rozciągnął się przed nimi krajobraz tak piękny, że przez moment wydawało się im, że
znaleźli się właśnie wewnątrz obrazu, który wyszedł spod pędzla wielkiego artysty. Ognista kula
słońca z dumą królowała na niebie, nie dopuszczając do głosu nawet najmniejszej chmurki.
Słoneczny blask zalewał wszystko dookoła ciepłą, świetlistą poświatą, otwierając kwiatkom
kielichy, zachęcając owady do lotu a ludzi do wędrówek i wycieczek. Trawa i drzewa na leżących
przed nimi wzgórzach zieleniły się radośnie a brzęczące owady zdawały się śpiewać wesołą pieśń
sławiącą uroki prawdziwej, pełnej życia wiosny.
Pani Basia wybrała więc na wyprawę ze swoją rozgadaną i roześmianą III A dzień idealny.
Nie było w tym nic dziwnego – prowadziła ona bowiem kółko turystyczne i ze wszystkimi klasami,
którymi się dotąd opiekowała, bardzo chętnie wyjeżdżała poza szkolne mury. Organizowanie
wycieczek to z pewnością była jej specjalność!
Wśród wybuchów śmiechu, westchnień zachwytu wszystkie osiemnaście pociech pani Basi
dziarsko ruszyło na szlak. Chłopaki i dziewczyny, wszyscy uzbrojeni w plecaczki i czapeczki z
daszkiem, nie mogli się już doczekać, aby dowiedzieć się, co czeka ich za kolejnym wzniesieniem,
drzewem, w kolejnej minucie. Tak to bywa, kiedy dziesięciolatki zamienią ciasne, zimne, szkolne
mury na ciepłe, szerokie łąki i szlaki.
To była ich ostatnia wspólna wycieczka z Panią Basią. Kiedy III A stanie się IV A, będzie z
nimi już inna wychowawczyni. Musiało być więc świetnie, a Pani Basia doskonale wiedziała, jak
wszystko zorganizować...
***
Rodzice martwili się, jak ich pociechy wytrzymają 4 długie nocne godziny w autokarze.
Martwili się jednak niepotrzebnie. Dzieci były zafascynowane jazdą. Przecież to była kolejna
przygoda!
Niektórzy zauroczeni wpatrywali się w światła mijających ich samochodów, rozświetlające
na chwilę mrok za oknem, inni spali, chrapiąc beztrosko i śniąc o czekających ich następnego dnia
atrakcjach. Wychowawczyni, Pani Basia, siedziała obok kierowcy, wpatrywała się w ciągnącą się
przed nimi jezdnię i uśmiechała się tajemniczo...
Celem podróży była Wyżyna Krakowsko-Częstochowska a konkretnie miasto o nazwie
Ogrodzieniec. Ogrodzieniec leżał na liczącym prawie 164 km Szlaku Orlich Gniazd.
Tego wszystkiego zdążyli się dowiedzieć od Pani Basi już w szkole. Teraz, kiedy
maszerowali, otuleni upalnym powietrzem, wychowawczyni rozwinęła swoją opowieść jeszcze
bardziej, opowiadając im o tutejszej przyrodzie, ukształtowaniu terenu, wspominając nieco o
historii tych ziem.
Taka właśnie mądra była ta nasza Pani Basia.
Słońce grzało coraz mocniej, było im nieco ciężko, lecz sił dodawały im entuzjazm i
ciekawość. Chłopcy jak mogli pomagali dziewczynkom – nieśli ich plecaki a nawet wachlowali
czapkami. Najbardziej pomocny był Karol, jak zwykle starający się, aby wszystkim było dobrze i
nikomu niczego nie brakowało. Tak samo starał się Michał, zawsze pełen energii i dobrych chęci.
Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo ta energia przyda im się tego dnia...
***
Po kilkunastu minutach wędrówki większymi i mniejszymi wzgórzami, wśród pięknych
skałek kilkaset metrów przed nimi zamajaczył jakiś kształt. Najpierw widać było tylko niewyraźną,
jasną bryłę na tle zielonego wzgórza. Z każdym krokiem jednak jego kontury stawały się
wyraźniejsze i po kilku minutach wszystko było już jasne - na ich drodze wyrosły ruiny zamku.
Dzieci spodziewały się, że za chwilę usłyszą od swojej wychowawczyni opowieść o tym
zamku, ubarwioną ciekawostkami i anegdotami, jednak ona milczała, marszcząc brwi. W końcu
odezwała się:
– To dziwne, nie spodziewałam się tutaj żadnego zamku... Nie ma go na mapie ani w moim
przewodniku...