Obcasy stukały szybko i rytmicznie o mokre od deszczu płyty

Transkrypt

Obcasy stukały szybko i rytmicznie o mokre od deszczu płyty
Obcasy stukały szybko i rytmicznie o mokre od deszczu płyty chodnika.
Pani Basia szła żwawym krokiem do pracy. Nie widziała w tej pogodzie niczego
zniechęcającego! Miała wyśmienity humor. Słuchała, jak wielkie krople uderzają o jej parasol,
grając deszczową melodię. Właściwie wszystko wokół niej dzisiaj grało – silniki samochodów,
poszczekiwania psów, a nawet dobiegający skądś warkot wiertarki...
Czegóż się jednak można innego spodziewać po takiej pasjonatce muzyki?
Gdy Ludwik van Beethoven wypowiadał swoje słynne słowa: Muzyka potrzebą narodów,
nie wiedział, że pewna nauczycielka w Szkole Podstawowej nr 1 w Krakowie przerobi je wiele lat
później na własną modłę, uważając, że muzyką jest także wielką potrzebą najmłodszych obywateli.
Ludwik nic a nic by się pewnie o to nie obraził.
Widząc, jak pani Basia z zaangażowaniem i pasją wplatała melodie, rytmy i dźwięki w życie
swoich uczniów, byłoby nawet dumny. Bo, przyznajmy to szczerze, robiła to niczym wirtuoz.
Jak łączyła prowadzenie szkolnego chóru, organizowanie w szkole koncertów muzyki
poważnej i częste wyjazdy z dziećmi do Filharmonii?
Jak to jak? Śpiewająco!
Także dzisiaj chciało jej się śpiewać na całe gardło. Był to bowiem kolejny dzień, w którym
muzyka miała się stać dla jej klasy, czyli III B, największą nauczycielką. A to wszystko w murach
starego gmachu Filharmonii. Pani Basia uwielbiała te wyjazdy – jej dzieci, ze swoją wrażliwością i
otwartością były tak wdzięcznymi słuchaczami!
Cała III B już czekała na nią przy wyjściu ze szkoły, ustawiona w pary. Równiutko, niczym
nutki na pięciolinii.
Kiedy szli krakowskimi ulicami, podrygiwali wdzięcznie i uśmiechali się od ucha do ucha.
Oni też bardzo lubili muzyczny świat, do którego zapraszała ich Pani Basia.
W filharmonii dzieci przechodziły ciekawe przeobrażenie. Cichły, pokorniały, na buziach
pojawiały się całkiem skupione minki.
To dlatego, że czuli się tutaj, jakby wkraczali do innego świata. Atmosfera tego miejsca
niosła ze sobą obietnicę niezwykłych przeżyć.
Gdyby tylko Pani Basia wiedziała, jak niezwykłe mogą się one czasem okazać...
***
Kiedy już cała IIIB rozsiadła się wygodnie na swoich miejscach, ustał harmider, przycichły
rozmowy, Pani Basia westchnęła głęboko i przymknęła oczy.
Muzyko, ach muzyko, czekamy na ciebie. Pomyślała sobie i uśmiechnęła się szeroko.
Taka z niej była to artystyczna dusza. Inni do życia potrzebowali powietrza, ona przeżyć
wywoływanych przez piękne dźwięki. I teraz właśnie, kolejny raz, miała przyjąć ich ożywczą
porcję...
Zaczęło się przepięknie. Najpierw instrumenty smyczkowe delikatnymi dźwiękami
zawirowały w powietrzu, rozpoczynając rzewną, wzruszającą melodię. Zawtórowały im flety,
wnosząc do muzycznej opowieści trochę radości i beztroski.
Emocje rozlewały się delikatnie, zamykając całej klasie buzie i otwierając uszy. To był
właśnie najprzyjemniejszy moment, na który zawsze czekała Pani Basia – muzyka była na
pierwszym miejscu i to ona dyktowała warunki...
Lecz cóż to?
Po dosłownie kilku minutach kojących duszę dźwięków gdzieś tam wkradł się jakiś fałsz,
jakby zgrzyt, jakby jakieś niesforne dziecko co jakiś czas pociągało za struny, zamiast
wykwalifikowanych muzyków...
Pani Basia wyprostowała się na swoim miejscu, zaniepokojona. Zgrzyt rósł w siłę, prawie
zagłuszając pozostałe dźwięki.
„Co to ma znaczyć! Co się dzieje z moją filharmonią?” zapytała się w duchu, na zewnątrz
jednak starała się zachowywać spokój. Trudno było jej jednak powstrzymać jęk, kiedy z samego
sufitu sali zjechała majestatycznie na dół dodatkowa scena!
Zgrzyt był najwyraźniej zgrzytem mechanizmu obsługującego scenę. Muzycy zupełnie nie
zwrócili uwagi na tą dodatkową atrakcję, grając nadal w pełnym skupieniu, już bez żadnych
fałszywych dźwięków.
Pani Basia zamarła... Na scenę, nie wiadomo skąd, wkroczył leśnik! Najprawdziwszy leśnik,
w swoim charakterystycznym stroju. Coś jednak było w nim znajomego... Jego twarz! Wyglądał jak
Kamil z jej klasy, starszy o jakieś kilkanaście lat!