Czytaj
Transkrypt
Czytaj
PAMIĄTKA Autor: Nina Kochana redakcjo! Jestem na skraju załamania. Nie wiem co robić. Mój narzeczony zerwał ze mną tak po prostu. Nie kłóciliśmy się ostatnimi czasy, a nawet było między nami lepiej niż zazwyczaj. Zawsze spełniałam jego zachcianki, życzenia. Byłam na każde jego zawołanie. Byłam bardzo przykładną narzeczoną. Na pewno nie mam sobie nic do zarzucenia! A on tak po prostu zostawił mnie, mówiąc, że nasz związek jest beznadziejny. On uważa, że nic się w nim nie działo, panowała między nami monotonia, a związek wpadał w bolesną rutynę. Próbowałam z nim o tym jeszcze porozmawiać, obiecałam, że to się zmieni, ale nie chciał. Odszedł. Pomóżcie! Nie wiem co zrobiłam źle! Wystraszony kurczak. Basia Storosz była piękną blondynką z orzechowymi oczami. Pracowała na komendzie stołecznej. Pomagała komisarzowi Zawadzie w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek. Łapała morderców. Była wspaniałą policjantką. Ona i Adam stworzyli nierozerwalny duet. Sprawdzali się wyśmienicie w swoich obowiązkach. Razem potrafili znaleźć najgroźniejszych i najlepiej ukrytych gangsterów. Oprócz tego, że byli partnerami, byli też przyjaciółmi. Jacek pojawił się w życiu Basi nagle. Został prokuratorem okręgowym na komendzie. Nieśmiałe zawodowe rozmowy na temat prowadzonych spraw, szybko przeistoczyły się w długotrwałe rozmowy prywatne. Jacek i Basia spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Przez długi czas dochodzili do siebie, a z każdym kolejnym dniem zbliżali się coraz bardziej. Jacek na dobre zagościł na komendzie, nawet z Adamem się zaprzyjaźnił, który początkowo był przeciwny, by prokurator brał czynny udział w śledztwie. Z czasem stali się naprawdę zgraną i efektywną grupą. Czas leciał do przodu, a przyjaźń Basi i Jacka przerodziła się w coś więcej. Zaczęły się pocałunki, trzymanie za ręce i wspólne kolacje. W końcu po długim czasie padły wyznania miłości. Ich związek był tak piękny, że nie jeden człowiek im zazdrościł. Byli szczęśliwi przez ponad 2 lata. Po tym czasie Jacek tak po prostu ją zostawił. Bez żadnego wyjaśnienia. Basia nie mogła nic zrobić. Pozwoliła mu odejść, zostając zupełnie sama. Był czwartek. Ciepły majowy dzień. Basia doczłapała się leniwie do swojego miejsca pracy. Nie była pogodna, ani nawet rozpromieniona. Jej oczy zrobiły się szare, tracąc swój dawny blask. Z radosnej, pełnej życia kobiety zrobił się wrak człowieka. Bardzo mocno przeżyła to rozstanie. - Basiu. – Adam delikatnie pogładził ją po plecach. – Jadłaś coś? - Nie jestem głodna. – odpowiedziała cicho, patrząc się na wyłączony monitor. – Ale nie martw się o mnie. Dzisiaj zrobię sobie w domu prawdziwą sjestę! Będę jadła, aż w końcu pęknę!!! - O czym Ty mówisz? - Dzisiaj mijają dokładnie dwa tygodnie… kiedy Jacek ode mnie odszedł. – dopiero teraz spojrzała na swojego przyjaciela. - Basia… Zapomnij wreszcie o nim. Okazał się dupkiem i niech wie co stracił, a Ty się wreszcie uśmiechnij, bo wywiozę Cię nad Wisłę! – pogroził palcem. – No kobieto uśmiech proszę! Bo nasz nowy kolega źle o Tobie pomyśli! – od razu po tych słowach zakrył usta dłonią, robiąc wielkie oczy. - Jaki kolega? – zaciekawiła się, lecz bez rewelacji. - Cholera, miała być niespodzianka, a ja jak zwykle się wygadałem… - lekko się skrzywił. – Wiesz dobrze, że potrzebujemy kogoś na miejsce Jacka… no i Grodzki chyba znalazł odpowiedniego kandydata. - No tak… brakuje mi tu jeszcze podlotka… świeżaka po szkole oficerskiej… i to w dodatku faceta! Ty pamiętasz jak się ostatni raz skończył? - Basiu… nie możesz tak traktować mężczyzn. To, że jeden z nich Cię zranił, nie znaczy, że musisz się teraz zachowywać jak okrutna feministka. – zwrócił jej uwagę. - O właśnie! I to jest znakomity pomysł! Zostanę pieprzoną feministką, a tym nowym podlocikiem zajmę się osobiście! – do swojej wypowiedzi dodała chytry uśmieszek i wtedy spojrzała w bok. Wtedy ujrzała szczupłego, zszokowanego mężczyznę, patrzącego na nią jak na wariatkę. - Yyy… Komisarz Zawada? – zapytał mężczyzna. - Tak, to ja. W czym mogę pomóc? - Miałem się do pana zgłosić. Nazywam się Marek Brodecki… - zmierzył wzrokiem Basię. – Jestem tak zwanym podlotkiem. – uśmiechnął się lekko do Basi, która w tym momencie się speszyła. – I… zdaje się, że będę z wami pracował. Od tego pięknego majowego dnia co nieco zmieniło się w życiu Basi. Z początku nie była przekonana do Marka. Gubił się, nie umiał dogadać z Basią, która za każdym razem opieprzała go, że źle wykonuje swoje obowiązki. Jej problem polegał na tym, że Marek za bardzo przypominał jej Jacka. Zajmował jego biurko, pił z jego kubka, używał jego długopisów. Basię denerwowało nawet to, kiedy Marek pytał, czy ma jej zrobić kawę. Jacek też zawsze się pytał. Sama obecność Brodeckiego doprowadzała ją do ataków płaczu w damskiej toalecie. Często między podkomisarzami dochodziło do słownych sprzeczek, jednak co dziwne, szybko dochodzili do porozumienia. Z czasem było między nimi coraz lepiej. Kilka razy Marek odwoził Basię do domu, aż w końcu, po dwóch miesiącach współpracy umówili się na piwo. - I jak Ci się podoba na komendzie? – zapytała Basia, dając pierwszego łyka złocistego płynu. Marek spojrzał na nią, a potem na swoją butelkę. Chwilę pomyślał. Basia obserwowała każdy jego ruch. Nawet uśmiechnęła się. Stwierdziła, że Marek to przystojny mężczyzna. Miał lazurowe oczy, smukłe, męskie usta, a jego zęby lśniły bielą. Charakter też jej się podobał. Mimo początkowej niechęci ze strony Basi, Marek okazał się świetnym partnerem. - Jest dobrze. – odpowiedział krótko. – Ale powiedz szczerze… nie lubiłaś mnie na początku, co? - Znaczy wiesz… - z jednej strony zrobiło jej się głupio. – To nie to, że nie lubiłam Cię… po prostu… - Mój poprzednik…. – wtrącił się w jej zdanie. Basia spojrzała na niego pytająco. – Sory, przedwczoraj byłem z Adamem na piwie i troszkę się rozgadaliśmy… - Świetnie! – burknęła pod nosem. – Pikantne szczegóły też Ci opowiedział? - Oj, nie bądź zła… chyba powinienem wiedzieć kto, z kim, jak… wiesz… pracował. – wytłumaczył się. – Oj Baśka, przestań już. Dupek nie wróci na tę komendę. Wyjechał do Brukseli, więc niech sobie tam siedzi palant! – Basia milczała i w ciszy dokończyła swoje piwo. – Może… przejdziemy się, co? - Spoko. – odpowiedziała cicho. Wypady na piwo, podwózki do domu, rozmowy i spacery zdarzały się im coraz częściej. Marek bardzo polubił Basię, w dodatku z wzajemnością. Basia rozpromieniła się od czasu, kiedy zaprzyjaźniła się z Markiem. Mogła na niego zawsze i o każdej porze liczyć. Zaczęła mu się zwierzać. Mieli podobny charakter, dlatego tak świetnie potrafili się ze sobą dogadać, co miało swoje dobre strony w ich pracy. Wakacje powoli się kończyły, a Basia czuła się coraz gorzej. Fizycznie jak i psychicznie. Często zdarzały jej się poranne mdłości, pragnienia na dziwne potrawy i wzmożony apetyt. Do tego wszystkiego dochodził brak miesiączki. Basia świrowała. Obawiała się najgorszego. W końcu postanowiła wybrać się do apteki. Kupiła test ciążowy. Na wszelki wypadek kupiła jeszcze pięć, z innych firm. Po przyjściu do domu od razu zaczęła badanie. Pierwszy z nich wyraźnie pokazywał dwie czerwone kreski. Drugi tak samo. Historia powtórzyła się z resztą testów. Basia załamała się. Mijały dni, a nastrój Basi zmieniał się jak pogoda. Raz się śmiała, innego dnia płakała. Nikt nie wiedział co się z nią dzieje, ale Adam i Marek zawsze byli przy niej i pocieszali ją tak, jak tylko mogli. - Po co tu przyjechaliśmy? – zapytała zniesmaczona. - Wiesz co… niedawno miałem dylemat… Adam mnie tu przywiózł. Pogadaliśmy po męsku i ulżyło mi. – wyznał Marek patrząc na Warszawę od tej piękniejszej strony. Usiadł na wielkim kamieniu i spojrzał na Wisłę. - No dobra, ale po co mnie tu zaciągnąłeś? - Bo od kilku dni zachowujesz się co najmniej dziwnie. - Dziwnie? - No wiesz, najpierw zwracałaś się do mnie „kochany Mareczku, proszę, podaj…”, a na końcu na mnie nawrzeszczałaś bez powodu… Przy ostatniej sprawie popłakałaś się z żoną denata tak, że to ona musiała pocieszać Ciebie… Basia co jest? – zapytał wprost, patrząc jej prosto w oczy. - Nic. – wykręciła się. – Mam po prostu złe dni czasem, to wszystko. - Nie wykręcaj się proszę, bo Cię wygilgam i wyśpiewasz mi wszystko jak skowronek. – zagroził z uśmiechem na ustach. Storosz spojrzała na niego i wybuchła śmiechem. – To jak będzie? - Ale nic się nie dzieje, naprawdę. - Jakoś Ci nie wierzę. - To lepiej uwierz. – założyła nogę na nogę i spojrzała na niego pewnie. Marek nie czekając dłużej, podszedł do niej, chwycił w talii, podniósł trochę do góry i położył na trawie. Basia w tym czasie zdążyła tylko krzyknąć, a kiedy Marek położył się obok i zaczął ją gilgać, nie umiała powstrzymać się przed napadem śmiechu. - Hahahahahaha, Mar… hahahaha… ej… przestań… hahahahahahahaha… proszę, Marek nie! Hahaha – śmiała się i krzyczała na przemian. Markowi sprawiło to więcej przyjemności niż jej. Uwielbiał jej śmiech, oczy, uwielbiał ją za wszystko. Czas z nią spędzony należał do najlepszych chwil w jego życiu. Przestał na chwilę, dał Basi odetchnąć i spoważniał. Spojrzał w jej oczy, a ich twarze dzieliły niewielkie centymetry. Basia spojrzała na niego z przerażeniem. Nagle poczuła na swoich ustach jego wargi. Delikatnie odwzajemniła pocałunek, lecz po chwili przyszła pora opamiętania. - Marek, co Ty robisz? – zapytała z pretensją. - Może powinno to wyglądać inaczej, ale… chciałem Ci powiedzieć już jakiś czas temu. Podobasz mi się… Uwielbiam przebywać w Twoim towarzystwie. Kiedy Cię widzę, uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy. Kiedy dostaję od Ciebie smsa, śmieje się do telefonu jak głupi… - Co Ty gadasz? – szepnęła. Na razie tylko tyle była w stanie powiedzieć. - Chciałem zapytać, czy… mam u Ciebie szansę? Basiu, ja musze to wiedzieć teraz i tu… Nie zasnę, jeśli się nie dowiem! Naprawdę zależy mi na Tobie. Jesteś wspaniałą kobietą… piękną… mądrą… rozsądną… Masz takie cudowne oczy, a kiedy się śmiejesz, na Twoich policzkach tworzą się niesamowicie urocze dołeczki… Chyba się w nich… zakochałem… - Marek, ale ja… - była w szoku, nie wiedziała co powiedzieć. - Tak, wiem… ten cały Jacek… teraz mamy podobną sytuację, ale Basiu… ja nigdy bym Cię nie zostawił… - Marek… - nie dokończyła. Zadzwonił jej telefon, który odebrała natychmiast. – Tak Adam?... Pewnie… Tak, tu niedaleko… Już zaraz będziemy… - wstała z trawy i schowała telefon. – Mamy sprawę. – odparła, nawet nie patrząc na niego. Kochana redakcjo! Kolega z pracy wyznał, że szaleje za mną i nie wyobraża sobie beze mnie życia. Jest przystojny, kocham go jak brata, ale… to skomplikowane! Już nie myślę o moim poprzednim facecie dupku! Po Jacku obiecałam, że nigdy się nie zakocham, ale Marek powoduje, że motyle powracają do brzucha. W dodatku niedawno okazało się, że jestem w ciąży! Boże! Nikomu jeszcze o tym nie powiedziałam! To dziecko Jacka! Nie mam pojęcia co zrobić!!! Jestem w dołku! Błagam o pomoc! Wystraszony kurczak. Odkąd Basia dowiedziała się o uczuciach Marka, starała się spędzać z nim jak najmniej czasu. Nie chciała zostać z nim sam na sam. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak skomentować. Na pewno nie chciała ranić Marka. - Ja to chyba nigdy nie znajdę żony… - żalił się Adam przy piwie. - Nigdy nie mów nigdy. – zwrócił mu uwagę Marek, uśmiechając się lekko do Basi. - Wiecie… nie chcę trafić na kolejną wariatkę… Po tej ostatniej, to… odechciało mi się. Nie zwiążę się już z wariatką, nigdy! – uśmiechnął się pod nosem i dopił swoje piwo. - Wariatki są czasem fajne. Ja nie związałbym się z kobieta, która ma dziecko… No nie i już! – wyznał szczerze Marek. Na te słowa Basia omal nie udusiła się piwem. Zaczęła kaszleć, a Adam delikatnie poklepał ją po plecach. - Dlaczego? – zapytała. - Miałbym żyć z kobietą i wychowywać z nią dziecko, które nie jest moje? – zakpił. – Nie, nie, w takie coś nie wpakuję się na pewno. – dodał pewny siebie w pewny swoich słów. - A gdybyś ją kochał? - Basia, nie dopuściłbym nigdy do myśli, że mógłbym się w takiej kobiecie zakochać! - A gdyby ona z ojcem dziecka nie chciała mieć nic wspólnego? – dręczyła go nadal Basia. Miała łzy w oczach. - Ale ma coś wspólnego i to w dodatku dziecko! – Brodecki uśmiechnął się z głupoty Basi. Nie drążyli dalej tematu, to nie miałoby sensu. Basia splotła ręce na piersiach, a potem szybko dopiła swój sok cytrynowy i po prostu wyszła z lokalu. - Co jej jest? – zapytał Adam. - Nie wiem, ale… - Marek zrobił dziwną minę. - Leć za nią. Brodecki posłuchał Zawady i wybiegł z lokalu, zostawiając komisarza z rachunkiem do uregulowania. Biegł ile sił w nogach, aż w końcu ją dogonił. - Baśka co się dzieje? – zapytał, chwytając za ramię. – Dlaczego płaczesz? - Odejdź z komendy. – zmieniła temat i zażądała jego odejścia. Marek rozszerzył oczy. Nie wiedział, czy Basia zwariowała, czy robi mu spóźniony prima aprilis. - Słucham? - Odejdź z komendy! A może wolisz, żebym ja to zrobiła? - Basia nie rozumiem. - Marek, ja po prostu nie przeżyję tego drugi raz. – spojrzała mu w oczy. – Od kiedy wyznałeś, że mnie… że Ci się podobam, to… nie przestaję o tym myśleć. Nie chcę się zakochać. Nie chcę, rozumiesz?! Boję się, że kolejny raz nie wyjdzie, że będę znowu cierpieć. A tego nie przeżyję, naprawdę nie przeżyję…! - Rozumiem Cię, ale… też bym się bał i boję się, że mogę stracić z Tobą kontakt. Wiem, że się boisz, jesteś po nieudanym związku, mnie jeszcze nie znasz tak dobrze, ale… Basia… ja swoich uczuć nie skasuję jak nieprzeczytanego smsa! Daj mi szansę, a staniesz się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Obiecuję Ci to! - Nie! – powiedziała krótko, ale treściwie. - Co mam zrobić? - Nie musisz nic robić. Miło Cię było poznać, Marku. – mówiła powoli, tak by nie rozpłakać się i nie ulec. Musiała być silna. Nie mogła go przy sobie zatrzymać. Nie teraz, kiedy wyznał, że nie mógłby być z taką kobietą jak ona. Nie w tej sytuacji. - Basia… - chciał ją jeszcze jakoś zatrzymać, ale ona odwróciła się na pięcie i odeszła. Przez całe dwa dni nie dzwonił do Basi. Nie spotkali się na komendzie ani razu, ponieważ Basia wzięła wolne. Nie chciała nikogo widzieć, a tym bardziej Marka. Myślała, że jeśli całkowicie się od niego odizoluje, uda jej się zapomnieć o nim, o jego wyznaniach, o pocałunku. Jednak Marek cały czas siedział w jej głowie. Dopiero teraz zrozumiała, że on też nie jest jej obojętny. Można nawet powiedzieć, że odwzajemnia jego uczucia. Tylko jaki to ma teraz sens, skoro ona jest w ciąży z innym, a on nie widzi siebie w roli ojczyma obcego dziecka? Była w kompletnej rozsypce. Przez pół dnia nie mogła sobie miejsca znaleźć, płakała. - Nie zamykaj! – poprosił Brodecki, kiedy przyszedł wszystko wyjaśnić. Kiedy Basia zobaczyła go na wycieraczce, od razu próbowała zamknąć drzwi. Marek przytrzymał je ręką. – Posłuchaj mnie. Nie odejdę stąd dopóki Ci tego nie powiem. - Czego? – zapytała przewracając oczami. - Kocham Cię… i jestem tego pewien. – spojrzeli na siebie poważnie. – Nie obchodzi mnie, że czasami jeszcze myślisz o tamtym dupku! Chcę być z Tobą i czuję, że Ty ze mną też! I powiem to jeden raz: nie pozwolę Ci odejść! - Spieprzaj stąd! – powiedziała ledwo. Łzy powoli wydobywały się z jej oczu. W głębi serca nie chciała tego powiedzieć. Musiała coś wymyślić, by Marek dał jej spokój. - Nie. – odpowiedział. – Nie pozbędziesz się mnie, dopóki nie powiesz o co tak naprawdę chodzi. Co Ty do mnie czujesz? - Nic! Spieprzaj! – Basia była nieugięta. Pomyślała, że gdyby Marek dowiedziałby się teraz, że jest w ciąży z Jackiem, to skrzywdziłaby go jeszcze bardziej. Wolała pozbyć się go raz na zawsze, kłamiąc, że nic do niego nie czuje. W końcu, po kolejnych błaganiach, wpuściła go do środka. - Nic do mnie nie czujesz? Jesteś tego pewna? Basia nie oszukuj mnie, dobrze wyczułem, że wtedy… ten pocałunek… coś zaiskrzyło! I nie pieprz, że tego nie poczułaś! – spojrzał na nią desperacko. – Czujesz coś do mnie? – zapytał już spokojnie. Basia milczała, nie umiała mu teraz nic odpowiedzieć. Podeszła do okna, by łatwiej było jej zebrać myśli. Z zapłakanymi oczami spojrzała na Warszawę. Po chwili dopiero odwróciła się do Marka i spojrzała na niego stanowczo. - Nie możemy być razem. – odezwała się. - Bo co? – Marek podszedł bliżej Basi i spojrzał jej głęboko w oczy. Zaraz potem objął ją w talii. Ich twarze dzieliły milimetry. Czuła jego niesamowity zapach, wtapiała się w lazurowe oczy. Wreszcie złapała go za policzki i pocałowała delikatnie w usta. Ta chwila nie trwała długo, jednak wyraźnie im wystarczyła. - A teraz wynoś się. – powiedziała szeptem, odsuwając od niego lekko głowę. - Dlaczego? Powiedz mi wreszcie dlaczego! – nie puszczał jej, nawet jeszcze więcej użył siły, by mu się nie wyrwała z rąk. – Jak możesz czuć do mnie uczucie i jednocześnie kazać mi się wynosić z Twojego życia? Nie rozumiem tego! Wytłumacz mi. – Brodecki przybrał taki ton głosu, że Basia nie wytrzymała i zaczęła płakać, wyrywając się do tego z jego objęć. - Zostaw mnie! – krzyczała. - Dlaczego? Dlaczego się bronisz, dlaczego mnie nie chcesz?! - Bo nie! Wynoś się z mojego domu, nie chcę Cię widzieć! - Basiu… - Głuchy jesteś?! Nie możemy być razem! Po prostu nie możemy! - Dlaczego! – wrzasnął tak głośno, że obrazy prawie pospadały z ścian. Basia uspokoiła się i nadal płacząc, spuściła głowę. – Przepraszam… Basiu, błagam… skoro mnie nie chcesz, to chociaż powiedz dlaczego… błagam… Powiedz mi to teraz i obiecuję, że sobie pójdę… Ale pamiętaj, że musisz powiedzieć prawdę. – złapał ją za podbródek, tak by mogła spojrzeć mu w oczy. – Błagam Cię… - szepnął. - Jesteś wspaniałym facetem… i… na pewno bylibyśmy szczęśliwą parą… Nie przerywaj mi! – zwróciła uwagę, kiedy Marek chciał coś powiedzieć. – Każda kobieta na moim miejscu, kwiczałaby z radości, rzuciłaby się na Ciebie i nie wypuściłaby Cię z rąk nigdy… Ja też bym tak zrobiła… - Więc dlaczego…? - … - Storosz zaczęła bardziej płakać. Nie potrafiła się powstrzymać, to było silniejsze. - Dlaczego? – wycedził przez zaciśnięte usta. - Bo jestem w ciąży!!! – krzyknęła wreszcie, przerywając na moment lament. Brodecki momentalnie wypuścił ją z objęć. – I co, lepiej Ci? Bo mi nie! - To on… - Marek był po prostu w szoku. - Tak! Jacek jest ojcem! Ten dupek… Przespał się ze mną, a następnego dnia zostawił jak brudną szmatę! – Basia oparła się o ścianę i zjechała do pozycji siedzącej, zakrywając twarz w dłonie. Płakała głośno. Marek zastygł w bezruchu. I co miał jej teraz powiedzieć? Przytulić, czy wyjść? - Wynoś się! – krzyknęła Basia. Spojrzał na nią i gdyby był kobietą, płakałby razem z nią. Miał totalny mętlik w głowie. – Powiedziałam wynoś się!!! – krzyknęła jeszcze głośniej, podnosząc głowę. – Spadaj!!! Powiedziałeś, że nigdy nie zwiążesz się z kobietą z dzieckiem! Więc wypierdalaj!!! Już! - darła się ja opętana przez złego ducha. Marek bez słowa wyszedł. Minęło kilka dni. Basia nadal siedziała w domu. Często wpadał do niej Adam, który dowiedział się o jej ciąży od Marka. Dużo rozmawiał z Basią i postanowił jej pomagać przez całą ciąże i w opiece nad dzieckiem. Czuł, że jako jej najlepszy, starszy przyjaciel, jest do tego zobowiązany. Sugerował też, żeby jednak dała szansę Markowi, który chodzi po komendzie jak na wiecznym kacu. Struty, bez uśmiechu. Zawada zdradził jej też, że Brodecki ciągle o niej mówi. I wcale nie jest zły na nią… ale na siebie. Teraz wie, że jego teoria o nie swoich dzieciach jest nieprawdziwa. Wiedział, że pokochałby dziecko Basi tak samo jak ją. Kochana redakcjo! Marek oficjalnie wyznał mi miłość! Powinnam chyba być szczęśliwa, prawda? Ale nie jestem! Nie jestem, bo jedna z jego zasad brzmi: „nie zwiążę się z dzieciatą kobietą”. A ja przecież jestem w ciąży! Co więcej: Marek dowiedział się o tym. Powiedziałam mu. Prawdę mówiąc, wymusił to na mnie… Od kilku dni go nie widziałam. Nie przychodzi, nie dzwoni, nie odzywa się, a ja tęsknię. Nawet bardzo. Trochę wstyd mi się przyznać, ale… chyba go kocham. Nie mogę o nim zapomnieć. To on całymi dniami siedzi mi w głowie. Z niecierpliwością czekam na jakikolwiek znak od niego. Sms, czy telefon. Chodzę po domu i zaczynam świrować. Miało być tak pięknie. Czuję, że przegapiłam swoją miłość. Marka. Boże, dlaczego życie jest tak okrutne? Zostałam sama. Zupełnie sama. Właściwie myślę nad usunięciem ciąży… czy to dobry pomysł? Może, jeśli usunę ciążę, to ja i Marek moglibyśmy… NIE! NIE! NIE! Co ja gadam cholera! Nigdy nie usunę ciąży! Miałabym zabić najwspanialszego człowieczka, który rozwija się we mnie? NIE! Stanowczo nie… mam już idiotyczne myśli. To wszystko przez Marka! Zawrócił mi w głowie! Buuuuuu…….. ! Wystraszony (załamany, ciężarny) kurczak. W niedzielę tuż w południe, zadzwonił dzwonek do drzwi. Basia przerwała zmywanie naczyń i z ręczniczkiem w ręku pobiegła otworzyć. Spojrzała przez wizjer, lecz nic nie zobaczyła. Zmarszczyła czoło i otworzyła drzwi. Na wycieraczce stał Marek. Chował coś za plecami i lekko się uśmiechał. - Czego chcesz? – zapytała Basia. - Mogę wejść? - Po co? - Baśka, nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. - To Ty zacząłeś. – odpowiedziała, czując jak łzy zalewają jej oczy. Ma te słowa, Marek zaśmiał się. – Po co przyszedłeś? - Porozmawiać. To jak? – spojrzał na nią i uśmiechnął się. Storosz nie mogła odmówić. Gestem ręki zaprosiła go do środka, czując, że ta wizyta zakończy się łzami. - To dla Ciebie. – podarował jej bukiet żółtych tulipanów. – Mówiłaś kiedyś, że kochasz tulipany. - Dziękuję. – odpowiedziała, nieco speszona. – A to co? – skinęła na torbę, którą trzymał w ręku. - A to moja droga… - położył ją na stole i wyciągnął z niej śliczne różowe i niebieskie śpioszki. – Dla dzidziusia. Nie wiem czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, więc wziąłem oba… - Marek… - w końcu uśmiechnęła się szczerze. Widok tak malutkich ubranek bardzo ją rozczulił. - Dobra, dobra, ja wiem, że to za wcześnie na ubranka, ale jak zobaczyłem to w sklepie… to po prostu… No Baśka, zobacz jakie są śliczne! - Tak, są cudowne! – dotknęła ubranka, a w oku zakręciła jej się łza wzruszenia. Była bardzo poruszona. – Ale Marek… dlaczego? - Chciałem Cię przeprosić… Wtedy powinienem z Tobą zostać, przytulić… zrobić cokolwiek, a zachowałem się jak tchórz i uciekłem… Przepraszam Cię. – spojrzeli na siebie. – Słuchaj… kiedy mówiłem, że nie związałbym się z kobietą z dzieckiem, to… ja nie mówiłem tego szczerze. Nie wiedziałem co mówię… A właściwie to Ty nie masz dziecka… znaczy jeszcze nie masz… więc to tak jakby się nie liczy… i chciałem Ci to wyjaśnić, bo nie chcę, żebyś myślała, że to było na serio… znaczy nie w tym sensie co myślisz… i yyy… - podrapał się po głowie, kiedy Basia wybuchła śmiechem. - Gubisz się… - podsumowała. - No trochę. – zaśmiał się razem z nią. – Teraz tak na serio… Basia… chcę być z Tobą… Nie zmieniłem zdania. Nie zmienię… a to dziecko pokocham jak własne… Jestem pewien. Zrobię wszystko co mogę, żeby nigdy niczego mu nie zabrakło. Będę dbał o nie tak samo, jak o Ciebie. I pokocham je tak samo, jak Ciebie. I nic mnie nie obchodzi, że nie jest moje… Chcę tego i nie boję się… Będziemy naprawdę wspaniałą rodziną. Jeśli będzie chłopiec, nauczę go grać w piłkę, jeździć na rowerze i podrywać laski… A jak będzie dziewczynka, to kupię jej tonę lalek, sukienek i będzie oczkiem w głowie tatusia. Basiu, proszę pozwól mi być ojcem dla Twojego dziecka… Kocham Cię. - Wiesz co… - zaczęła drżącym głosem. Po chwili podeszła do niego i uwiesiła mu się na szyi. – Cieszę się, że wróciłeś! I… też Cię kocham! Cudowne są te śpioszki! Dziękuję kochanie, jesteś wspaniały! - To może pomyślimy nad imieniem? Kochana redakcjo! Jestem przeszczęśliwa!!!!!!! Minęło sporo czasu i bardzo dużo się wydarzyło. Marek i ja jesteśmy razem! Jest cudownie! Marek okazał się wspaniałym mężczyzną, świata poza sobą nie widzimy. Za kilka tygodni urodzi nam się dziecko. Jeśli będzie chłopiec, nazwiemy go Krzyś, a jeśli dziewczynka, Lenka. Czuję, że stworzymy naprawdę szczęśliwą rodzinę. Niedawno Marek mi się oświadczył! Boże… lepszego faceta nie mogłam sobie wymarzyć. Moim przykładem chcę przestrzec wszystkie zranione kobiety, by nie traciły nadziei. Na każdego przyjdzie czas. Każdy znajdzie swoje szczęście, tylko nie można przestawać w to wierzyć. Trzeba ryzykować, żyć chwilą i cierpliwie czekać. Miłość znajdzie każdego! Baśka. KONIEC