JESTEM ŚWIADKIEM WYDARZENIA HISTORYCZNEGO

Transkrypt

JESTEM ŚWIADKIEM WYDARZENIA HISTORYCZNEGO
JESTEM ŚWIADKIEM WYDARZENIA HISTORYCZNEGO
- AKTU CHRZTU POLSKI
Działo się to wczesnym, wiosennym popołudniem kilka staj od Poznania. Słońce dopiero,
co leniwie wspięło się na niebo, a w pobliskim stawie radośnie pluskały się dzikie kaczki.
Pierwszy wiosenny wiatr spokojnie głaskał liście pobliskich drzew. Wszystko zdawało się być
zupełnie nieświadome tego, co się wydarzy. A miał to być niezwykły, można powiedzieć
wielki dzień. Wszystko to za sprawą grupy ludzi, która zebrała się, aby zmienić bieg historii
pewnego ludu.
Wokół panował wielki zgiełk. Zaaferowani wieśniacy zamieszkujący okoliczne osady tłoczyli
się dookoła niewielkiego wzgórza. Na jego szczycie, wojowie odziani w obszyte złotą nicią
płaszcze ze skór ustawiali krzyż. Drewno na jego budowę sprowadzono podobno z odległych
krain, gdzie surowiec ten jest bardzo drogi, ale wyjątkowo wytrzymały. Nie pamiętam nazwy
tego miejsca, ale na pewno ktoś z zebranych znał jego nazwę z plotek powtarzanych wśród
gawiedzi.
Kiedy silne ręce wojowników podnosiły symbol nowej wiary w stronę słońca, wódz
rozmawiał z Jordanem, kapłanem przybyłym z Włoch, o zachowaniu obowiązującym
w czasie obrzędu. Nie podobała mu się ta jego dziwna religia. Była pokrętna i pełna
nieścisłości, po prostu niezrozumiała. Zmiana była jednak potrzebna nam, Polakom.
Tą dziwną wiarę przyjęła już połowa Europy. Mieliśmy wybór: walczyć lub się dostosować.
Na zachód od nas uważani byliśmy za dzikie bestie. Barbarzyńców czczących leśne demony.
Bezustannie atakowano nas. Wyżynano cale wioski i mordowano wszystkich bez wyjątku.
Nazywali to wyprawami krzyżowymi.
To szaleństwo musiało się skończyć. Wódz Mieszko pojął więc za żonę Dobrawę,
chrześcijańską księżniczkę, córkę księcia czeskiego Bolesława. Może i nie była ona
najpiękniejszą niewiastą w życiu mego pana, ale przede wszystkim gwarantowała
nierozerwalny sojusz z Czechami. Następnie nasz przywódca ogłosił wszem i wobec, że nasza
kraina nigdy więcej nie będzie czciła dawnych bogów. Wywołało to zamieszki we wszystkich
grodach Polski, jak była ona długa i szeroka. Wojacy wciąż wierni Perunowi i Welesowi
chwytali za broń oraz manifestowali swoją niezachwianą wiarę tudzież przywiązanie
do tradycji. Nawet ogłaszający tę nowinę heroldowie książęcy byli szykanowani oraz
gnębieni przez słuchających ich obywateli. Nasz włodarz nie speszył się jednak i nie uległ
sprzeciwom. Sądził, że to dla naszego dobra. Zresztą jak każdy władca.
Ja sam nie do końca się z nim zgadzam. Myślę, że mógł połączyć siły z Litwą oraz Węgrami,
a potem wspólnie ruszyć na te ich „święte ziemie". On jednak zadecydował inaczej i właśnie
marszczył czoło patrząc w oczy Jordanowi. Wyglądał, jakby chciał w ostatniej chwili
zrezygnować. Krzyknąć „Nie!", rozpędzić kapłanów i rozkazać rozebranie krzyża. Nie zrobił
tego jednak.
Wojowie w końcu ustawili równo krzyż i uklękli za nim tak, jak poinstruował ich kapłan.
Wśród tłumu chłopów zapanowała cisza. Mieszko stanął z Jordanem na wzgórzu twarzą
do krzyża, a ja, jako najbardziej zaufany woj w jego drużynie, klęknąłem po jego lewicy
i schyliłem lekko twarz. Klecha zaczął cicho recytować łacińską formułkę.
Spojrzałem na wodza. Nigdy nie widziałem go tak zamyślonego. Zazwyczaj robił wszystko
instynktownie, bez dłuższego zastanowienia. Był jak młody żbik - szybki, choć nie zawsze
rozważny. Chyba właśnie ta śmiałość, odwaga i hart ducha czyniły go wspaniałym
przywódcą. Teraz stał jednak ze wzrokiem wlepionym W Ziemię i bił się z myślami. Dziwna
ta religia, skoro jeszcze nie panuje, a już tak zmienia ludzi. Mieszko przypominał teraz
swojego ojca, księcia Siemomysła. Jeszcze, kiedy obecny wódz był dzieckiem,
towarzyszyłem jego rodzicowi w wielu wyprawach, aż do momentu, kiedy ten śmiertelnie
zadławił się ością na pewnej uczcie.
Głos kaznodziei narastał. Po kilku minutach uklękliśmy bezpośrednio przed krzyżem i głowa
Mieszka została polana wodą z cynowego dzbanka. Jordan z czcią wykonał znak krzyża,
a księżna Dobrawa spojrzała na chrześcijańskiego władcę ze łzami w oczach. W jej oczach
widać było wzruszenie. Jej małżonek nareszcie stał się chrześcijaninem oraz odrzucił
pogańską wiarę. Ten wstał i odwróciwszy się do ciżby wygłosił przemowę. Przemowę pełną
surowości, a także miłości do poddanych. Wszystkie oczy były na niego zwrócone.
I wszystkie ujrzały w nim pana sprawiedliwego i wspaniałomyślnego.
Zaiste, był to czyn wielki. Zmienił on na zawsze los kraju naszych potomków. Ciekaw tylko
jestem, czy za tysiące lat ktokolwiek będzie pamiętał o naszym niezłomnym Mieszku i jego
poświęceniu.
Karolina Zychowicz Ib