WYWIAD Z PANEM ALEKSANDREM MASŁOWSKIM Jak Pan

Transkrypt

WYWIAD Z PANEM ALEKSANDREM MASŁOWSKIM Jak Pan
WYWIAD Z PANEM ALEKSANDREM MASŁOWSKIM
Jak Pan wspomina pobyt w naszej szkole?
Okres mojego życia związany z 4 LO wspominam bardzo dobrze. Wybrałem tę szkołę głównie
dlatego, że miałem ją blisko domu. Było ją widać z okien mojego mieszkania. Pewnie z racji tego,
że mieszkałem najbliżej ze wszystkich, prawie zawsze się spóźniałem. Był to okres bardzo
burzliwy. My wchodziliśmy w dorosłe życie, a wokół zmieniał się świat. W szkole były rzeczy miłe
i niemiłe. Były sukcesy życiowe, jak i naukowe, czy może raczej edukacyjne, no i porażki
oczywiście. Jednak z perspektywy 25 lat wspominam 4 LO ciepło. Znam ludzi, którzy swoja szkołę
średnią wspominają niechętnie, a ja robię to bardzo chętnie, chociaż pewnie tym rzadziej im dalej
ku przeszłości przesuwają się te wspomnienia. To był mimo wszystko dobry wybór, chociaż za
moich czasów 4 LO uznawane było za przedostatnią szkołę w gdańskim rankingu liceów. Mówiło
się że gorsza była tylko „szóstka”. Ja tego tak nie odczuwałem. Było kilku nauczycieli, którzy nas
bardzo dużo nauczyli, których efekty pracy do dzisiaj czuję, więc nie było to takie całkowite
„pudło”, że teraz, po latach, miałbym myśleć, że trzeba było pójść do lepszego, absolutnie nie.
Jestem bardzo zadowolony, ze się tutaj uczyłem i tu zdałem maturę. Poniekąd jest to rodzinna
tradycja, bo mój ojciec też chodził do czwórki (w starym budynku) i w czwórce zdał maturę.
Co przychodzi Panu na myśl, kiedy rozmawia Pan o czwórce?
Myślę, że ludzie. Ludzie czyli uczniowie, bo nasz szkolny świat dzielił się na ludzi – czyli nas, i
nauczycieli. Wspominam szkolne życie gdzie były sytuacje głupie, śmieszne, ciekawe, a nawet
wzruszające. Nauczycieli też wspominam. Jedyni byli bardziej zaangażowani, drudzy mniej. Jedni
potrafili czegoś nauczyć inni niespecjalnie. Wspominam ten okres jako bardzo ważny w moim
życiu, który w pewien sposób do dzisiaj mnie kształtuje. Dla mnie nie był to tylko taki etap, po
którym przyszły studia, czyli coś ważnego i prawdziwego, był to ważny okres, który wpływa na to,
jaki dzisiaj jestem. A była to końcówka lat 80.
Czy są sytuacje, które szczególnie utkwiły Panu w pamięci?
Bardzo dużo jest takich sytuacji. Najbardziej śmiesznymi i zapadającymi w pamięć były
wydarzenia dość, powiedzmy sobie, idiotyczne. Ot choćby związane z dewastacjami, które się
wówczas zdarzały. Kiedyś miała miejsce taka sytuacja, że w drzwiach klasy stanął pan dyrektor
Potulski i polecił wszystkim „panom” wyjść na korytarz. Tam oczekiwała już reszta męskiej części
uczniów. Okazało się, że w męskiej toalecie dokonano dewastacji, w postaci stłuczenia sanitariatu i
wszyscy uczniowie płci męskiej zostali zebrani na korytarzu, na coś na kształt apelu. Dyrektor
wygłosił przemówienie o tym, jakim prostactwem i chamstwem jest dopuszczenie się tak
obrzydliwej dewastacji. Żeby wszyscy uczestnicy apelu mogli się zapoznać z sytuacją polecił na
koniec, by wszyscy poszli ową dewastację obejrzeć. Ustawiliśmy się wszyscy w bardzo długą
kolejkę, każdy wchodził do toalety, rzucał okiem na potłuczony sanitariat i wychodził. Nieodparcie
skojarzyło się nam to z wizytą w pewnym bardzo znanym wówczas i pokazywanym nam na
zajęciach z rosyjskiego mauzoleum. Koncepcja ta błyskawicznie rozeszła się wśród uczestników
apelu i całą powagę (z trudem utrzymywaną) szlag trafił. Powiedzmy, że najgrzeczniejsi, ani
najmądrzejsi to wówczas nie byliśmy.
Jak wspomina Pan nauczycieli? Czy mieli wpływ na Pana dalszą edukację?
O tak! Na moją dalszą edukację niewątpliwie wpływ miał nauczyciel angielskiego Krzysztof
Wójcik (zwany przez nas „Klaudiuszem”). Był to chyba najciekawszy nauczyciel spośród wówczas
pracujących w 4 LO, już choćby ze względu na fakt, że był poliglotą. Bardzo różnił się przy tym od
pozostałych nauczycieli pod względem metod nauczania i egzekwowania wyników. Jeśli ktoś się
nie chciał uczyć, wystarczyło minimum wiedzy, żeby zaliczyć na 3, a w zamian za „tróję” profesor
Wójcik oczekiwał, by ktoś taki nie przeszkadzał tym, którzy chcieli się uczyć. Miał bardzo ciekawe
metody, sam tworzył materiały edukacyjne i opracowywał bardzo nowatorskie sposoby
zapamiętywania materiału. Naprawdę nauczył mnie bardzo dużo. Miał bardzo duży wpływ na moją
dalszą edukację, bo zarówno jeśli chodzi o angielski jak i metody uczenia się, które nam wpajał,
bardzo mi się przydało później to czego się od niego nauczyłem. Innym nauczycielem, którego
wspominam był mój wychowawca, którego nazywaliśmy „Fragles”, czyli prof. Jacek Rybicki. Był
to człowiek, który potrafił nauczyć (jeśli ktoś oczywiście chciał się dać nauczyć) rozumienia
literatury polskiej. Dzięki niemu nie tylko znaliśmy literaturę, ale także zaczęliśmy ją rozumieć. To
przydaje mi się do dziś. Pozostali nauczyciele byli lepsi lub gorsi. Byli tacy, którym mogliśmy
wchodzić na głowę, a u innych baliśmy się odezwać. Mniej więcej po 5 minutach pierwszej lekcji z
danym nauczycielem wiedzieliśmy, do której kategorii należy. Zresztą nauczyciele się zmieniali –
na przykład nauczycieli języka angielskiego mieliśmy w ciągu czterech lat chyba z pięciu. W
efekcie wszystkich moich przygód zawodowo edukacyjnych ja zajmuję się historią, a naszym
historykiem był „Gluś”, czyli prof. Roman Tempski. Był później kuratorem oświaty i zginął w
wypadku samochodowym niedługo po naszej maturze. Natomiast nie udało mu się nauczyć mnie
historii. Odkryłem ją samodzielnie dopiero potem. Kiedy po raz ostatni przed maturą odpowiadałem
z historii przed prof. Tempskim, a od tego zależało jaką będę miał ocenę na świadectwie
maturalnym, ów zadał mi kilka pytań i mocno rozczarowany moją wiedzą zapytał, czy będę gdzieś
zdawał na studia historię, na co odpowiedziałem, że na pewno nie, na co on machnął ręką i postawił
mi czwórkę. W rok później zdałem potężny egzamin z historii na prawo.
Czy ma Pan kontakty z kolegami z klasy?
Niewiele mam tych kontaktów, ale od mojej matury minęło ćwierć wieku. Pewne kontakty wciąż
utrzymuję z kilkoma osobami, na 30 parę osób w klasie, i około 100 w moim roczniku. Wiem jak
się potoczyły losy paru osób. Mam przyjaciela, którego poznałem jeszcze w podstawówce, tu w
liceum nasza przyjaźń rozkwitła i trwa do dziś. Wiem też o związkach, które się zrodziły w czwórce
i przetrwały do dziś. W naszej klasie były takie dwa przypadki, z których w jednym nie wiem jak
się potoczyły losy pary, a w drugim wiem, że są razem do dziś.
Jak potoczyły się Pana losy po szkole?
Początkowo, pod wpływem prof. Wójcika, który poza angielskim, całkowicie społecznie, uczył
kilka chętnych osób języków orientalnych, trafiłem na orientalistykę na UW. Tam dość szybko
zorientowałem się, że to kierunek bez przyszłości i nie jest tak ciekawy jak sądziłem.
Zrezygnowałem więc ze studiów w Warszawie i wróciłem do Gdańska. Zdałem na prawo, ale
prawnikiem nigdy nie zostałem. Pracowałem w przeróżnych zawodach. A obecnie zajmuję się
historią Gdańska.
Czy jest Pan zadowolony z wyboru dalszej edukacji?
Nie. To były decyzje może nie tragiczne, ale chybione. Pewnie dzisiaj wybrałbym inaczej.
Wówczas brałem wprawdzie możliwość studiowania historii, ale poszedłem na prawo, a tam, na
pierwszym roku historii było aż nadto. Kto wie jak by się to dalej potoczyło, gdybym wybrał
historię .Jednak na początku studiów prawniczych historią się ewidentnie zaraziłem. Natomiast
bardzo słuszne okazały się edukacyjne wybory związane z nauką języków. Przychodząc do
„czwórki”, wybrałem klasę ogólną z rozszerzonym angielskim. Mieliśmy mieć pięć godzin
angielskiego tygodniowo. Jednak kiedy odszedł prof. Wójcik, pani od rosyjskiego stwierdziła, że
szkoda tych godzin i w efekcie mieliśmy 7 godzin rosyjskiego w tygodniu. Później chętnie uczyłem
się języków, których znajomość przydaje mi się przez całe życie zawodowe, ze znajomością języka
polskiego na czele.
Co sprawia Panu satysfakcję w pracy zawodowej?
Właściwie to wszystko. Udało mi się znaleźć pracę, dzięki której nie tylko mogę zapłacić za
rachunki, ale i robię to co lubię. Satysfakcję przede wszystkim daje mi kontakt z ludźmi i to, że
czuję, że moja praca ma sens i daje efekty, co widzę choćby po liczebności słuchaczy moich
wykładów, zarówno studyjnych jak i plenerowych.
Jakie Pan widzi różnice miedzy dawną, a dzisiejszą szkołą?
Mam wrażenie, że z tej „czwórki” w której się uczyłem został tylko zewnętrzny kształt budynku.
Wy macie teraz piękną, czystą, wyposażoną szkołę, gdzie musicie się tylko uczyć. Kiedy ja
chodziłem do tej szkoły było zupełnie inaczej. Był to okres zmian ustrojowych, nie było wiadomo
co będzie i oprócz samej nauki było wiele rzeczy, które nas niepokoiły. I wiele trudności, które
zarówno my, jak i nasi nauczyciele musieli na co dzień przezwyciężać. Wyposażenie gabinetów
było stare i zniszczone. Tylko ten od angielskiego był w dobrym stanie. Z chemii nie zrobiliśmy ani
jednego eksperymentu, bo nie mieliśmy na czym. Brakowało podręczników, a czasem i innych
rzeczy potrzebnych w procesie edukacji. Różnica jest więc kolosalna, oczywiście na waszą korzyść.
Doceniajcie to co macie, bo my tego nie mieliśmy.
Dziękujemy bardzo za rozmowę.
Uczennice klasy 1B LO