Sztukmistrz
Transkrypt
Sztukmistrz
Sztukmistrz Utworzono: czwartek, 26 lutego 1998 Sztukmistrz Stanisław Milewski przez 27 lat był górnikiem. Od 40 lat jest rzeźbiarzem. W ubiegłym roku w Bieruniu podczas pleneru wyrzeźbił kilkumetrowego "Zbója", który teraz zdobi osiedle mieszkaniowe w pobliżu kopalni "Piast". - Kiedyś rzeźbą sztukowałem do pensji, a teraz do emerytury, czyli jestem sztukmistrzem - w ten sposób lubi się przedstawiać Stanisław Milewski z Piotrkowa Trybunalskiego. Tak naprawdę bierze dłuto do ręki nie dla pieniędzy. To artystycznie zakręcony facet. Elektryk z wykształcenia, rzeźbiarz z powołania. Milewski w ubiegłym roku, po 27 latach pracy w kopalni "Bełchatów" przeszedł na emeryturę. W tym samym roku stuknęło mu 40-lecie twórczości artystycznej i 40 rocznica ślubu. Rzeźbiarskiej pracowni (urządzonej w pralni bloku, w którym mieszka) nie zamknął na kłódkę. Pomysłów ma mnóstwo, a zainteresowanie jego pracami nie słabnie. Ludzie chcą rzeźbami zdobić domy, ogrody, rogatki miast, osiedla, restauracje. Niedawno robił anioła z huzarskimi skrzydłami. Teraz pochyla się nad wilkiem i marudzi, że tak naprawdę nie wie co to za zwierzę. Jego dzieła nie są prymitywnie ociosanymi klockami. One mają przesłanie i konwencję artystyczną. Trudno uwierzyć, że nie wyszły spod dłuta profesjonalisty. Jest samoukiem niestrudzonym w rozwijaniu wrodzonego talentu i doskonaleniu umiejętności warsztatowych. Jego artystycznym popychaczem jest żona i niezliczone plenery rzeźbiarskie. - Czasami coś mu podpowiadałam, naszkicowałam, wytykałam błędy w proporcjach, ale tak naprawdę rzeźbiarskiej kuchni uczył się metodą prób i błędów - mówi Elżbieta Milewska, żona artysty. Milewskich łączy miłość, dwoje dzieci i talent plastyczny. Gdy on rzeźbi, ona maluje obrazy. Pastele, oleje. Najczęściej portrety. Własnego męża też namalowała. Mówi o nim: to wyrazista twarz i wrażliwa osobowość. Milewska, podobnie jak mąż, nie musi zrywać się rano do pracy. Ucząc w szkole plastyki dopracowała się emerytury. Oboje starają się cieszyć tym, co życie niesie. - Mając 14 lat robiłem pacynki z gliny. Później pasjonowałem się modelarstwem: samoloty, okręty. Któregoś dnia musiałem zrobić galion do statku. Przypomniał mi się film "Moby Dick", w którym na galionie okrętu wielorybniczego była rzeźba Irokeza. Właśnie taką postanowiłem zrobić. Później wyrzeźbiłem babcię z chrustem na na plecach, rycerza i tak się zaczęło - wspomina Stanisław Milewski. 12 stycznia br. Milewski będzie miał 61 urodziny. W czasach jego dzieciństwa mężczyzna musiał mieć poważny zawód, poważną pracę, na artystyczne zabawy mógł poświęcać wolne chwile. Zgodnie z tą regułą wyuczył się na elektryka, odsłużył wojsko, przepracował trochę w maszynowni PKP. Kopania "Bełchatów" oferowała lepsze warunki i dał się skusić. Trafił do lampowni, przeszedł przez kilka innych działów. Przez 27 lat był producentem kopalnianych suwenirów. Jego prace wyjechały z "Bełchatowa", rozpierzchły się po całym kraju. Są też w Chinach, Japonii, Szwecji, Indiach, Watykanie (dla papieża wyrzeźbił św. Józefa). Zdobią ośrodki wypoczynkowe, osiedla mieszkaniowe, kluby sportowe. W Bieruniu, po ubiegłorocznym plenerze rzeźbiarskim, pozostawił swojego trzymetrowego "Zbója". Na rogatkach Piotrkowa Trybunalskiego (przy trasie na Łódź) stoją jego "Wędrowcy". Nie liczył, ile rzeźb wyszło z jego pracowni, były ich setki. Niektóre tak wielkie, że musiał wykonywać je w częściach. Inne małe jak bibeloty na biurko. - Najbardziej lubię drewno. Jest ciepłe i nie ma tyle pyłu przy robocie jak przy piaskowcu. Były taki czas, że robiłem płyty nagrobne, płaskorzeźby na słupy i bramy - opowiada Milewski. Żonę i córkę obdarował unikatową biżuterią własnego pomysłu. Niekiedy rzeźbi przedmioty użytkowe: tace, świeczniki. Fascynuje go przede wszystkim człowiek. W pierwszym okresie twórczości wykonał mnóstwo masek. Żona przypuszcza, że mają one magiczną moc. Jedną z pierwszych podarował jej tuż po ślubie. Gdy na krótko, po zmianie mieszkania zostawili ją na strychu, w ich życiu zaczęło iskrzyć. Kiedy maska wróciła na swoje miejsce w pokoju, kłopoty minęły. Wszystkie pary, które dostały podobny upominek w prezencie ślubnym, żyją zgodnie. - Niektóre rzeźby powstają w kilka dni, a inne czekają na dokończenie latami - mówi Milewski. Zdarzało się, że rozpoczęte rzeźby odkłada na półkę niezadowolony z pierwotnej koncepcji. Tak było z rycerzem, po którego sięgnął dopiero po 25 latach, zrezygnował z tarczy i topora, przemienił go we współczesnego mężczyznę. Milewski miał różne etapy twórczości: naturalistyczny, abstrakcyjny, kubistyczny. W ostatnich latach kręci go rzeźba monumentalna, im większa tym lepiej. Dzięki temu zaprzyjaźnił się z Ireneuszem Wierzbą z kopalni "Piast", organizatorem bieruńskich plenerów rzeźbiarskich. - Pierwszymi poważnymi rzeźbami, przy których musiałem liczyć się z oceną odbiorców, była replika pomnika w Gozdowicach oraz godło dla jednostki wojskowej, w której służyłem w 1965 roku - wspomina artysta. Prace Milewskiego były prezentowane na licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych w Piotrkowie Trybunalskim, Łodzi, Tomaszowie Mazowieckim, Koninie, Bełchatowie, Zgorzelcu, Radomsku, Katowicach, a także w Niemczech i Bułgarii. Jego dzieła sforsowały drzwi profesjonalnych galerii sztuki, m.in. BWA w Katowicach. Uczestniczył w kilkunastu plenerach rzeźbiarskich. Zdobył kilkadziesiąt nagród i wyróżnień w konkursach i przeglądach twórczości nieprofesjonalnej. "Sztukmistrz" to zbyt ciasne ramy, by mogły pomieścić jego dokonania. Dłuta nie odłoży, dopóki starczy mu sił. Nie porzuci też żagli, bo to jego druga pasja. Najczęściej pływa z synem Przemysławem (geodetą) po Zalewie Sulejowskim. Żona i córka Agnieszka (nauczycielka) dzielą jego artystyczne zainteresowania, za wypoczynkiem na wodzie nie przepadają. Siedmioletnia wnuczka Iga naśladuje plastyczne poczynania dziadków, może też zostanie artystką. Jolanta Talarczyk