Czy w nauce wszystko wolno? - Świat przyrody
Transkrypt
Czy w nauce wszystko wolno? - Świat przyrody
© ZamKor Czy w nauce wszystko wolno? M iędzy fizyką i chemią z jednej strony a biologią z drugiej zachodzi zasadnicza różnica. Nie powracam tu do zagadnienia przyrody nieożywionej i ożywionej. Tym razem chodzi o problem osoby. Fizyka i chemia za przedmiot swych zainteresowań obrały prawa przyrody. Prawa są obiektywne, zawsze obowiązujące, obliczalne, jednym słowem – bezosobowe. Człowiek jest subiektywny z natury, „nieobowiązujący” (gdyż jego śmierć nie jest wstrząsem dla kosmosu), nieobliczalny i właśnie „osobowy”. Biologia (a wraz z nią medycyna i neurologia) może przecież traktować człowieka jako agregat tkanek, nerwów przewodzących bioprądy, płynów ustrojowych nasączających owe tkanki… Może także traktować każdą jednostkę ludzką jako niepowtarzalne jestestwo, zaistniałe raz na wieczność, zdolne odwzorować w swej świadomości cały świat. Tak rozumiany człowiek jest osobą (z łac. personą). Personalistyczne podejście, którego oczekujemy po biologii i medycynie, przekłada się na pole, na którym trzeba rozstrzygać dylematy moralne w biologii. Często oskarża się biologów o negatywne konsekwencje darwinizmu. Tak zwany darwinizm społeczny twierdzi, że walka o przetrwanie toczy się nie tylko między gatunkami w przyrodzie, lecz także między ludźmi w społeczeństwie. Lepiej przystosowani do walki o byt rozkwitają kosztem słabszych, gorzej przystosowanych, którzy w końcu muszą wyginąć. Zasada ta ma dotyczyć nie tylko jednostek, lecztakże narodów i ras. Darwinizm społeczny miałby sens wtedy, gdyby uznać, że świat jest dżunglą, w której o szansach przeżycia decydują tylko kły i pazury. W przypadku człowieka elementami regulatywnymi (nie lekceważąc „kłów i pazurów”) są także zasady etyki, reguły ekonomiczne i przepisy Nauka i świat © ZamKor prawa. To całkowicie zmienia sytuację i dezawuuje stosowanie koncepcji Darwina poza obszarem natury. Zresztą darwinizm społeczny to instrument używany przez twórców agresywnych ideologii. Biolodzy ponoszą choćby częściową odpowiedzialność za inne obszary swej działalności, na których powstają technologie mogące prowadzić do nadużyć. Wrażliwym zagadnieniem jest koncepcja „śmierci mózgowej”. Kiedy człowiek nie żyje? Kiedy, mówiąc obrazowo i trochę wulgarnie, jest sztywny i zimny? Czy wtedy, gdy już nieodwołalnie niczego nie odczuwa? Czy czekanie na ustanie wszelkich funkcji życiowych organizmu jest pozbawianiem szans chorych osób na przeszczep czy też objawem szacunku dla zmarłego, którego traktuje się integralnie, nie dzieląc go na mózg i „oprzyrządowanie”? Jeżeli mózg nie działa, to może warto oddać „oprzyrządowanie” na części zamienne? I na odwrót: gdy „oprzyrządowanie” działa w sposób niesatysfakcjonujący i bolesny, to może lepiej „wyłączyć” mózg drogą eutanazji? Na drugim biegunie, czyli u początku życia, napotykamy dylematy dotyczące aborcji, poczęcia in vitro (łac. ‘w szkle’). A produkcja „potomków na zamówienie”, ludzkich klonów i hybryd, np. ludzko-zwierzęcych? Genetycy wkrótce będą w stanie tego dokonać. I co wtedy z koncepcją człowieka? Odpowiedzialność za obronę personalistycznej wizji naszego człowieczeństwa ciąży na wszystkich, głównie na humanistach, znających jednak możliwości współczesnej biologii. Jerzy Pilikowski Fizyka • Metoda naukowa i wyjaśnianie świata