Kwintus - Bookhunter.pl

Transkrypt

Kwintus - Bookhunter.pl
Kwintus
Właśnie wtedy, gdy czternastoletni, rudy Kwintus wyjrzał przez małe okienko swojego
mieszkania, frontowa ściana trzypiętrowego domu, stojącego naprzeciwko jego
kamienicy, po drugiej stronie wąskiej uliczki, zawaliła się. Chłopak obserwował
przerażony jak cegły runęły w dół, przygniatając stojącego na ulicy tragarza. Mężczyzna
krzyczał z bólu, próbując wydostać nogi spod rumowiska. Niektórzy lokatorzy domu,
teraz widoczni w swoich małych mieszkankach bez przedniej ściany biegali i krzyczeli.
Inni siedzieli otępiali na łóżkach lub na podłodze.
- Wujku, ciociu! - zawołał Kwintus - chodźcie, szybko!
Lucjusz wysoki i chudy, powoli i statecznie wszedł do pokoju. Chwilę później wbiegła
jego niska i gruba żona Tulia.
- Na Jowisza, jaka tragedia! - krzyczała - Lucjuszu, musimy się wyprowadzić z tego
domu zanim on też się zawali!
- Gdyby nas było stać, mieszkalibyśmy we własnej posiadłości z ogrodem, a nie w tej
norze dla plebsu, i to jeszcze za złodziejski czynsz. A właśnie, Kwintus, nie jesteś już
spóźniony do roboty? Biegnij do Term, bo ci znowu pan Publiusz nie zapłaci dniówki.
- Już pędzę wujku - rzucił chłopak, chwytając w biegu pakunek z drugim śniadaniem.
Biegnąc, utykał na lewą nogę. Bolało go kolano, odkąd w czasie wielkiego pożaru
Rzymu matka wyrzuciła go z okna pierwszego piętra w ręce osób stojących na ulicy.
Wyślizgnął im się i uderzył o nogą o bruk, od tego dnia utykał. W zajętym przez ogień
domu zginęli jego rodzice, uratowali jego ale sami nie zdążyli uciec. Wujek twierdził,
że to Neron wywołał pożar, ale ciotka zawsze wtedy strofowała go, mówiąc że nie ma na
to dowodów.
Tragarz dalej jęczał na ulicy, przechodnie próbowali wyciągnąć go spod zwałów cegieł,
chłopak minął ich i popędził w kierunku swojego miejsca pracy. Odkąd mieszkał
z wujostwem i musiał zarabiać na swój kawałek chleba. Wujek mówił że nie będzie
trzymał darmozjada.
Kwintus, utykając, zdążył dobiec tuż przed otwarciem Term Augusta. Wszedł bocznym
wejściem przeznaczonym dla obsługi łaźni. Wewnątrz było już ciepło, piece ogrzewające
powietrze przepływające hypokaustycznymi tunelami pod podłogą pracowały od
godziny.
- Ty nicponiu! - głos Publiusza, nadzorcy term odbijał się echem od ścian wyłożonych
marmurem - zaraz przyjdą klienci a tepidarium i caldarium jeszcze nie uporządkowane!
Bierz szmatę i sprzątaj! Ale już!
Kwintus rozglądał się, bezskutecznie poszukując szmaty w ciemnym pomieszczeniu.
Publiusz popchnął go. Chłopak upadł na marmurową posadzkę i syknął z bólu.
- Nie płacę ci za stanie tylko za robotę! Przyjdę tu za chwilę i wszystko ma być
wyczyszczone - krzyknął, rzucając w niego szmatą.
- Przepraszam, zaraz posprzątam - rzucił cicho za odchodzącym Publiuszem.
Następnego dnia rano Kwintus zjawił się pod Termami Augusta znacznie wcześniej. Tym
razem nie chciał denerwować swojego pracodawcy. Wejście dla obsługi było zamknięte.
Zastukał głośno w drzwi. Po chwili usłyszał szczęk żelaznej zasuwy. Stary, siwy stróż
Tytus otworzył drzwi i wpuścił chłopaka.
- Dziś jesteś tu pierwszy - powiedział - no, to do roboty. Tepidarium się samo nie
wysprząta.
Chłopak przeszedł korytarzem koło szatni, skręcił w prawo do wielkiego i ozdobionego
licznymi rzeźbami tepidarium. Było tam już ciepło, ale nieprzyjemnie. Powietrze miało
odrażający zapach, jakby gnijącego mięsa. Kwintus rozejrzał się po słabo oświetlonym
pomieszczeniu. Pod najdalszą ścianą majaczył niewyraźny kształt leżący na podłodze.
Podbiegł tam. Zobaczył ciało mężczyzny w tunice i todze. Z rany na piersi wydobywała
się strużka zakrzepłej krwi, czerwonobrunatna ciecz zebrała się też niżej brudząc
kolorową marmurową posadzkę. Obok ciała, w czerwonej kałuży, leżał złoty pierścień.
Kwintus podniósł go, odwrócił się i pobiegł do wyjścia. Znalazł Tytusa, rozmawiającego
z pracownikami łaźni, którzy przyszli przed chwilą.
- Tam jest trup! - krzyknął - on nie żyje! - dodał, widząc brak reakcji mężczyzn. Gdy po
chwili do wszystkich dotarło co powiedział, pobiegli za chłopcem do tepidarium.
Strażnik z tresviri capitales brutalnie wrzucił Kwintusa do celi Mamertynu, najstarszego
więzienia Rzymu i zamknął okute żelazem drzwi.
- Nie zabiłem go! Ja tylko znalazłem jego ciało!
- Powiesz to pretorowi - mruknął strażnik - A teraz cisza! - dodał groźniej.
- Ale ja jestem niewinny!
- Wszyscy tak mówią.
- Ale...
- Spokojnie chłopcze - odezwał się z głębi celi niski głos innego więźnia - ja lubię ciszę,
więc lepiej nie krzycz.
Strażnik odszedł. Chłopak odwrócił się od drzwi i próbował w półmroku zobaczyć osobę,
która kazała mu się uspokoić. Mężczyzna podszedł bliżej, Kwintus zobaczył że ma około
trydzieści lat, ciemne włosy, typowe dla rodowitych Rzymian, oraz wyniosłą postawę,
pasującą raczej do kogoś dobrze urodzonego niż do drobnego przestępcy.
- Jestem Aulus, a ty? - spytał nieznajomy podchodząc bliżej.
- Kwintus.
- Miło mi poznać, myślałem, że będę sam w celi ale niestety wrzucili tu ciebie. Akurat
teraz, szkoda. Bo widzisz, teraz to nie jest najlepszy dla mnie moment. Ale dla ciebie
wręcz przeciwnie, całkiem dobry.
- Dlaczego?
- Zobaczysz. A teraz mi nie przeszkadzaj.
Kwintus rozejrzał się po celi. Solidne mury zamykały przestrzeń z trzech stron, z
czwartej, za metalową kratą widać było drugą celę. Zajmował ją starszy mężczyzna z
biała brodą, tkwiący w dziwnej pozycji - na kolanach, z rękami w górze.
- Kto to? - spytał Aulusa
- Mówiłem żebyś nie przeszkadzał. A ten to taki dziwak, nieszkodliwy. Rozmawiałem z
nim wczoraj przez kratę. Mówi o sobie Petros albo Kefas chociaż podobno nazywa się
Szymon. Jakiś biedny rybak z dalekiej prowincji, Galilei czy Judei. Siedzi w Mamertynie
za podburzanie ludzi albo inne herezje. No nic, chyba czas się zbierać. Skoro już jesteś
musimy teraz działać razem. Zaraz stąd wychodzimy.
- Co? Jak to „wychodzimy”?
- Zobaczysz. moi ludzie się tym zajmą. Lepiej odsuń się od ściany.
W tym momencie coś uderzyło w zewnętrzny mur więzienia. Pojawiła się w nim
niewielka dziura, przez którą wpadło jasne światło z zewnątrz. Po kolejnym uderzeniu
mur zaczął się sypać. Cegły spadały. Trzecie uderzenie zrobiło w ścianie wystarczająco
duży otwór, by Aulus przecisnął się na zewnątrz, Kwintus zrobił to samo. Zobaczył wóz
z grubym, okutym taranem, wpychany przez sześciu mężczyzn w boczną uliczkę. Aulus
pobiegł w przeciwnym kierunku. Kwintus nie miał lepszego pomysłu jak tylko pobiec
za nim. Wcześniej zerknął przez wybitą w murze dziurę do wnętrza więzienia. Piotr z
sąsiedniej celi uśmiechnął się i nadal klęczał. Nie mógł uciec, drogę zagradzała mu krata.
Zresztą, nawet nie chciał. Odkąd zawrócił na Via Appia był zdecydowany przeprowadzić
swoją misję do końca nawet za cenę życia.
- Czego chcesz? Odejdź. Próbuję się nie wyróżniać - szepnął Aulus.
Po krótkim, szybkim biegu dotarli na zatłoczone Forum Augusta i wmieszali się w tłum
obywateli i niewolników pod kolumnadą biegnącą wzdłuż trzech boków prostokątnego
placu. Szli powoli, starając się nie zwracać na siebie uwagi, w kierunku świątyni Marsa
Mściciela. Kwintus utykał, kolano go bolało. Nie wiedział co zrobić z trzęsącymi się
rekami, udawał więc ze poprawia tunikę. Przy okazji znalazł schowany za paskiem
zakrwawiony pierścień zabrany z miejsca zbrodni, którego strażnicy więzienni na
szczęście nie zauważyli. Na pierścieniu wytłoczone było imię, zapewne właściciela.
- Nie wiem co robić - odezwał się chłopiec - Nie wrócę do domu ani do term, tam będą
mnie szukać w pierwszej kolejności. Musisz mi pomóc!
- A niby dlaczego?
- No wiesz, siedzieliśmy razem, w Mamertynie.
- Tak, faktycznie, przez kilka chwil. Też mi coś.
- Proszę...
- No dobrze, zachowam się jak na patrycjusza przystało. W czym masz problem?
Kwintus opowiedział o pracy w termach, znalezionym ciele, i podejrzeniach jakie to
wywołało, oraz o tym jak to tresviri capitales uznali go za winnego.
- Zamknęli mnie, bo to było najłatwiejsze. Nie chciało im się szukać mordercy.
- Rozumiem. Więc powiadasz że drzwi były zamknięte - spytał Aulus udając że podziwia
kariatydy podtrzymujące dach świątyni Marsa Mściciela. - a trup był w środku?
- Tak. Nie rozumiem jak to się mogło...
- Kto ostatni opuszcza termy?
- Publiusz, nadzorca, zawsze wszystko sprawdza przez zamknięciem.
- Czy zauważyłby ciało w tepidarium?
- Oczywiście.
- Zatem możemy założyć ze trupa tam wtedy nie było... albo... że to Publiusz go zabił.
Kwintus zatrzymał się zaskoczony. O tym nie pomyślał. To otwierało przed nim pewne
nowe możliwości.
- A może stary Tytus to zrobił? - zastanawiał się jeszcze
- Ale po co miałby kogoś zabijać?
Kwintus udawał jeszcze chwilę że rozważa rożne możliwości, jednak ta, że zabójcą był
nadzorca, najbardziej mu się spodobała. Nie miał pojęcia czy to prawda, ale go to nie
interesowało.
- Aulusie, mam jeszcze jedna prośbę do ciebie i już dam ci spokój.
Tłum ludzi śpieszył w kierunku mostu na Tybrze. Przechodnie wymieniali się
informacjami - podobno na drugim brzegu, w Cyrku Nerona, niedaleko wzgórza
Vaticanum znowu zabijano heretyków ku uciesze gawiedzi, a jednego nawet mieli
ukrzyżować do góry nogami. Ludzie cieszyli się na coś nietypowego, bo zwykłe
ukrzyżowania i rzucanie lwom już im się znudziły.
Kwintus miał jednak coś innego na głowie. Czekał na ulicy, którą Publiusz chodził
zawsze do Term i wracał z powrotem do swojego domu. Gdy zobaczył nadzorcę obrócił
się tyłem, by ten go nie rozpoznał. Czekał aż podejdzie bliżej. Gdy był na wyciągnięcie
reki, uderzył nadzorcę z całej siły w twarz.
- To za wszystkie upokorzenia! - krzyknął.
Krew obficie polała się z nosa Publiusza, który stał nie wiedząc co się stało, podczas gdy
Kwintus zniknął w tłumie i oddalił się na bezpieczną odległość.
Chłopak zdecydowanie nie wierzył w koncepcje nadstawiania drugiego policzka, jak
podobno robili heretycy, których dziś mieli męczyć dla zabawy plebsu i patrycjuszy w
Cyrku Nerona.
Budynek w którym mieszkał Publiusz był opustoszały. Wszyscy mieszkańcy pospieszyli
do pracy albo do cyrku. Kwintus dobrze znał wąską klatkę schodową na drugie piętro nadzorca czasami kazał mu nosić ciężkie skórzane torby z term do swojego domu.
Oczywiście nie płacił za dodatkową pracę, i jeszcze popędzał chłopaka kuksańcami
rozglądając się nerwowo przez całą drogę.
Drzwi do mieszkania były zamknięte, ale ustąpiły po kilku solidnych kopniakach prawą,
zdrową nogą. Chłopak wyjął pierścień z imieniem ofiary z term - wciąż ze śladami krwi i położył go pod łóżkiem. Przy okazji znalazł tam skórzany worek, taki sam jaki dźwigał
nieraz z łaźni. Otworzył go, na podłogę wysypały się sestercje, asy i semisy, monety
którymi klienci term płacili za masaże, drobne słodycze oraz różne inne towary i usługi
sprzedawane w łaźni. Zabrał worek i wybiegł, utykając, z budynku.
Wieczorem z bezpiecznej odległości obserwował jak powiadomieni przez ludzi Aulusa
strażnicy tresviri capitales wraz z nadzorującym ich edylem wchodzą do domu w którym
mieszkał Publiusz. Po dłuższej chwili najwidoczniej znaleźli to co dla nich tam zostawił,
bo wybiegli z bramy i ukryli się między straganami stojącymi po przeciwnej stronie
ulicy, na których sprzedawcy wyłożyli sałatę, pory, ciecierzycę i wyjątkowo śmierdzący
sos rybny garum.
Wtedy w głębi ulicy dostrzegł Publiusza wracającego do domu ze spuchniętym nosem.
Gdy nadzorca podszedł do budynku w którym mieszkał, drogę zastąpił mu edyl.
- Publiusz, nadzorca Term Augusta? - zapytał.
- Tak - odparł - ale o co chodzi?
Strażnicy wybiegli spomiędzy straganów i wykręcając ręce mężczyźnie poprowadzili go
w kierunku Mamertynu, tą samą drogą którą całkiem niedawno wlekli Kwintusa
Chłopak szedł ulicą i wesoło gwizdał. Słońce przyjemnie świeciło, nie za mocno. Wiatr
przywiewał chłodniejsze i świeższe powietrze znad Tybru. Torba z monetami była ciężka.
Kwintus myślał o tym, że teraz stać go na to by przeprowadzić się do lepszego domu
razem z wujkiem i ciotką. Zobaczył z daleka Tulię w małym oknie ich mieszkania na
trzecim piętrze lichej kamienicy czynszowej. Ciotka obserwowała robotników
zbijających z solidnych drewnianych bali rusztowanie przy domu po drugiej stronie ulicy.
Najwidoczniej zabierali się za naprawienie zawalonej ściany. W pewny momencie
robotnik uderzył młotkiem deskę podtrzymującą konstrukcję w nieodpowiednim miejscu
i zbyt mocno. Drewno pękło, a całe rusztowanie zaczęło się przechylać w stronę domu
Kwintusa. Ciotka uciekła od okna. Solidne drewniane belki nabierały rozpędu. Po chwili
uderzyły w cienką ścianę kamienicy czynszowej. Na frontonie pojawiły się rysy, słychać
tez było trzaski pękającej konstrukcji. Cegły, jedna po drugiej zaczęły spadać w dół.
Wkrótce mur zawalił się, pociągając za sobą stropy i lekkie ścianki działowe. Cała
kamienica zmieniła się w górę gruzu, grzebiąc pod sobą mieszkańców. Nikt ni mógł
wyjść z tego żywy. Kwintus wypuścił torbę z rąk, usiadł na chodniku i zaczął płakać.
- Dlaczego! - krzyknął przez łzy - A już było tak pięknie!
W tym samym czasie, Aulus spokojnie ucztował wraz z grupą zaufanych przyjaciół w
swojej willi pod Rzymem. Jadł wykwitną potrawę z faszerowanych koszatek smażonych
w miodzie. Po drugiej stronie Tybru, na arenie Cyrku Nerona przyczepiano do krzyża,
głową w dół, Szymona, który twierdził że nazywa się Petros.