12. Fule
Transkrypt
12. Fule
Szosa 12. Fule 12/1 12. Fule Budowa drogi była już w pełni. Drużyny pracowały równocześnie przy tłuczeniu kamieni, kopaniu rowów odwadniających, plantowaniu terenu, wysypywaniu kamienia, piasku i żwiru, ubijaniu, wytopie smoły i mieszaniu jej z tłuczniem. Najgorsza była praca przy wytopie smoły, ale mimo to było wielu chętnych, głównie warszawiaków, ponieważ wydawano tam podwójne porcje chleba i zupy, a czasem też trochę marmelady buraczanej. Rozpalano ogień pod olbrzymimi kotłami, w których rozpuszczano asfalt i następnie według receptury mieszano go na gorąco z tłuczniem, żwirem i piaskiem, i wywożono na odpowiedni odcinek szosy, gdzie tę gęstą masę wylewano. Z gorącego asfaltu wydzielały się śmierdzące słodkawe opary przesycone siarką. Nikt oczywiście nie miał żadnej odzieży ochronnej ani tamponów. Wciągano w płuca gorące wyziewy, nasiąkały nimi łachmany służące za odzież, a jeśli ludzie z powodu gorąca zdejmowali je, skóra pokrywała się ciemnym osadem. Szmaty rozpadały się a osadu na gołym ciele nie można było się pozbyć. Twarze mieli zawsze ciemniejsze niż inni. Niektórzy próbowali szorować się piaskiem, ale rezygnowali z tego, bo ciemny nalot schodził razem ze startą skórą. Po tygodniu pracy parszywieli i na skórze tworzyły się im ropiejące rany. W izbie chorych nie można było im pomóc. Lichtenfeld zwrócił się do dyrekcji i przydzielono poszkodowanym nowe "garnitury" wykonane z włókien pokrzyw, które po kilku dniach zamieniały się w strzępy. Wieczorami, po pracy ludzie ci mieli uczucie duszności, zanosili się kaszlem, dostawali zawrotów głowy. Pewnego ranka jeden z nich nie wstał; zmarł we śnie. Zgony takie zdarzały się co raz częściej, zawsze jednak byli chętni, którzy za kawałek chleba szli tam pracować. Oczywiście posyłano do tej pracy też ludzi wbrew ich woli. Baumajstrzy wybierali obozowców o dobrej kondycji fizycznej. Miałem szczęście, że byłem szczupły, drobny, wyglądałem dziecinnie i znajdowałem się pod opieką pana Wacka. Moja grupa przeszła do pracy przy rozsypywaniu tłucznia, żwiru i piasku równymi warstwami na drodze. Nasza paczka była ta sama, tylko dodali nam piątego, Fule Perelmana z Łosic. Fule urodził się w Łosicach, ale niemal całe życie spędził w Warszawie. Pochodził z bardzo religijnego domu i odebrał żydowskie, tradycyjne wychowanie. Kiedy podrósł, jako wyróżniający się uczeń w szkole religijnej, wstąpił do seminarium rabinicznego w Lublinie. Tam zetknął się z lewicową młodzieżą i stał się zatwardziałym ateistą. Porzucił seminarium, wrócił do Warszawy, poszedł do pracy i stał się aktywistą syjonistycznej partii Poalej Syjon – lewica. W pierwszym roku wojny jego rodzina wróciła do Łosic, znęcona lepszymi warunkami życia. Znałem go jeszcze w Łosicach ale nie był moim bliskim kolegą. Fule był starszy ode mnie o dwa lata i obracał się w innych kręgach. W obozie dzięki Zalusiowi zbliżyliśmy się i polubiliśmy, może na zasadzie kontrastu. Dla mnie Fule był chodzącą encyklopedią w zakresie zwyczajów i literatury żydowskiej; był przesiąknięty żydowsko-hebrajską kulturą. Otworzył przede mną nowy nieznany świat żydowskich pojęć. Dotychczas różnego rodzaju zakazy i nakazy religijne były dla mnie dziwne lub wręcz śmieszne i określałem je jako zabobony. Teraz Fule mi wytłumaczył, że w każdym zaleceniu tkwiła głęboka myśl etyczna. Z drugiej strony dla Fulego wszystko co polskie było całkowicie obce. Nie mógł w ogóle zrozumieć, jak Żyd może nie znać języka żydowskiego, czy kultury żydowskiej. Kiedyś zapytał mnie o to i powiedziałem, że do niedawna był wierzącym i wówczas nie potrafił zrozumieć, jak Żyd może nie być religijny. Są różni Żydzi, ta rzecz jest zależna od wychowania. Po prostu wyrosłem w kulturze polskiej i nic na to nie poradzę. Teraz żałuję, że nie potrafię przeczytać dzieł Szaloma Alejchema w oryginale, co nie znaczy, że Sienkiewicz przestał mi się podobać. Kiedyś Fule zapytał mnie, czy znam przynajmniej żydowską historię. Tak, w szkole uczono nas. Chłopcy żydowscy ze wszystkich szkół średnich w mieście mieli dwugodzinny wykład na ten temat każdego tygodnia, oczywiście w języku polskim. Poza tym przeglądałem Biblię. – Biblię? Przecież to jest religijna książka dla katolików. – W niej mieści się też cała Tora, którą ty znasz, tylko w polskim przekładzie. Noah Lasman - Szosa - wspomnienia żydowskiego robotnika przymusowego pewnej „całkiem normalnej firmy” OPAL Szosa 12. Fule 12/2 Nie mógł w to uwierzyć i zwrócił się do kilku ludzi, którzy mu potwierdzili, że Biblia rzeczywiście zawiera Torę i to bez żadnych zmian. Trudno mu się było pogodzić z tym, że Kościół mógł używać świętej księgi żydowskiej. Jeżeli tak, to o co ten cały krzyk, że są innej wiary. Wiedział, że w Nowym Testamencie opisano życie i cuda Chrystusa i Apostołów. Myślał jednak, że określenie Stary Testament jest jakąś starą wersją Nowego. Sądził, że co było dorobkiem żydowskiej myśli religijnej, zostało zniekształcone albo usunięte, ale żeby tak całkowicie skopiować? Marek, oczytany w tych sprawach, powołał się na książkę Kautskiego "Pochodzenie Chrześcijaństwa", w której autor przedstawił historię pierwszych wieków po Chrystusie, kiedy to podział między Żydami a wyznawcami Chrystusa nie był taki wyraźny, bo obydwa odłamy przestrzegały soboty, koszerności i obrzezania. Między Markiem i Fule dochodziło do zaciętych dyskusji, choć obaj uważali się za socjalistów, a może właśnie dlatego. Różnica polegała na tym, że Marek uważał się za socjalistę polskiego a Fule za syjonistycznego; chciał budować socjalizm, ale w Palestynie. Nie miał nic przeciwko socjalizmowi w Polsce, ale uważał, że to jest sprawą Polaków. Nie wierzył, że socjalizm zlikwiduje antysemityzm i uważał, że zawsze będzie tu aktualne hasło "Żydy do Palestyny!". – Socjalizm nie może dyskryminować innej narodowości. – Tak ci się zdaje. A Niemcy? Nie nazwali swojej partii narodowo- socjalistyczną? – No wiesz! Jak możesz porównywać? Skradli kilka haseł. – Dobrze. Niemcy nie są dobrym przykładem. Jednak bez względu na to, kto wygra tę wojnę, my tutaj nie mamy przyszłości. Byłeś elektrykiem. Czy jakaś elektrownia przyjęłaby ciebie do pracy? Mógłbyś pracować jako monter, nawet otworzyć sklep z materiałami instalacyjnymi, ale nikt nie dałby ci posady państwowej czy miejskiej. Popatrz na tych, którzy chodzili do gimnazjum! Co ich czekało? Gdyby nawet dostali się na uniwersytet, mieliby getto ławkowe, jeszcze zanim Niemcy zamknęli w ogóle uczelnie. – Gadasz głupstwa. To wszystko było w sanacyjnej Polsce. Jak będzie socjalizm, nie będzie dyskryminacji. Dlaczego chcesz, żeby wszyscy wyjechali na pustynię? Palestyna to mały skrawek ziemi, gdzie też nikt nas nie chce. Ani Anglicy ani Arabowie. Tam na pewno nie będą mieli co robić po uniwersytecie, chyba, że zostaniecie wszyscy chłopami, tak, jak chce wasza ideologia. W Rosji budują socjalizm, więc tam nie ma prześladowań narodowych. – Narodowych nie, ale tam też ludzie nie są szczęśliwi. – Może, ale nie z powodu pochodzenia. – Twoi socjaliści są też w rządzie londyńskim. Zaprotestowali przeciwko temu, że stworzono getta? – „Nie wiem, a twoi syjoniści protestowali?” – Zdaje się – wtrącił Mietek – że ci wszyscy macherzy, którzy uciekli, mają nas w dupie. Emigranci zawsze twierdzą, że cierpią za naród. Umilkli, bo zbliżał się pan Wacek. Praca była ciężka, kiedy przyjeżdżała duża ciężarówka ze żwirem i trzeba ją było szybko opróżnić, by nie było przestoju. Później, przy rozplantowaniu materiału na najbliższej przestrzeni, nie musieliśmy się tak spieszyć. Każdy z nas miał szuflę i prócz tego mieliśmy dwa ręczne, ciężkie ubijacze do utwardzania nawierzchni. W oczekiwaniu na następną ciężarówkę nie wolno było oczywiście siadać czy stać bezczynnie, ale ponieważ robotnicy byli rozsiani małymi grupami na dużej przestrzeni, nadzorcy nie mogli wszystkich dobrze widzieć. Pozorowano więc pracę, głaszcząc szuflami żwir. Kiedy nadzorca się zbliżał, nabieraliśmy pełne szufle z kupy materiału, który pozostawialiśmy umyślnie w tym celu. Czasami inspektorowali nas wyżsi urzędnicy z zarządu Firmy. Raz przyjechał ktoś bardzo ważny, podobno jeden z właścicieli przedsiębiorstwa ze Stuttgartu; towarzyszyli mu wszyscy inżynierowie i baumajstrowie. Przechodząc obok robotników Niemcy zatykali sobie nosy. Niektórzy krzyczeli na Noah Lasman - Szosa - wspomnienia żydowskiego robotnika przymusowego pewnej „całkiem normalnej firmy” OPAL Szosa 12. Fule 12/3 pracujących, ale nie bili. W kilka dni potem przyjechał kierownik biura Firmy w Siedlcach w towarzystwie kilku młodych gestapowców z psami. Okazało się, że otrzymali nowe psy – wilczury z jakiegoś ośrodka tresury i chcieli je wypróbować. Wybrali kilku słabych, starszych ludzi i szczuli na nich psy, krzycząc; "Nimm den Juden!" Kiedy pies tarmosił nieszczęśliwca starali się zwierzę powstrzymać. Pies miał tylko obalić i unieruchomić człowieka, ale na ogół zdążył już poturbować, podrzeć na nim odzież a nawet ugryźć. Trochę się pobawili i rasowi ludzie z rasowymi psami odjechali pozostawiając kilku biednych, pogryzionych ludzi. Raz, w okresie wakacji letnich, przybyło na miejsce naszej pracy kilku urzędników Firmy z grupą podrostków niemieckich w mundurach "Hitlerjugend", prawdopodobnie to byli ich synowie. Pokazano im jak wygląda "prymitywny Wschód" i jak pod nadzorem Niemców ci, którzy są zakałą ludzkości, budują szosę. Młodzi chłopcy z pogardą spoglądali na obszarpańców. Przystawali i robili głośne, ubliżające uwagi na temat wyglądu niewolników, nie licząc się w ogóle z tym, że ci mogliby ich zrozumieć. Przechadzali się z butnymi minami trzaskając skórzanymi biczami, które otrzymali chyba w prezencie od czułych ojców. Przygotowywano ich do przyszłej roli panów "Nowej Europy". Noah Lasman - Szosa - wspomnienia żydowskiego robotnika przymusowego pewnej „całkiem normalnej firmy” OPAL