weterani a świat Z „GŁOSEM WETERANA” PODRÓż DO
Transkrypt
weterani a świat Z „GŁOSEM WETERANA” PODRÓż DO
G³os Weterana i Rezerwisty www.gwir.pl weterani a świat Z „Głosem Weterana” podróż do Polski 12 września 1939 roku, czyli niemal dokładnie 70 lat temu, nastąpiło wydarzenie, które w czasie kampanii wrześniowej 1939, a więc na początku drugiej wojny światowej zburzyło pewien mit. Ten, który po tej wojnie starano się utrzymać w RFN i w który większość Niemców chętnie wierzyła, ponieważ był on wygodny i uspakajał sumienia. Mit, że okrutnych zbrodni ludobójstwa dopuszczało się tylko SS, że natomiast Wehrmacht zachowywał się jak „niewinna lelija”, nie kalając munduru nieopisanymi okrucieństwami. Dopiero kilka lat temu stworzono w Niemczech wystawę pt. „Zbrodnie wojenne Wehrmachtu”, która ten mit podważała. Tymczasem ta pierwsza zbrodnia Wehrmachtu przeciwko ludzkości wydarzyła się wspomnianego 12 września 1939 roku w Lipcach Reymontowskich w pobliżu Skierniewic. Wehrmacht nacierał, cofające się oddziały polskie ostrzeliwały się, zabijając żołnierzy Wehrmachtu. Była to więc niemal klasyczna bitwa w wojnie, w której, w dodatku, napastnikiem była armia niemiecka. A jednak Wehrmacht, po zdobyciu Lipiec, zamordował i spalił 112 osób cywilnych z Lipiec i okolic. Nie zapomniano o nich do dziś. W sobotę, 4 kwietnia 2009 roku, ponad 120-osobowa grupa korespondentów „Głosu Weterana i Rezerwisty” słucha w kościele w Lipcach Reymontowskich Mszy, w czasie której ksiądz proboszcz wspomina to zdarzenie. Jest to ważny punkt naszego tam pobytu. Ale skąd nasz pobyt właśnie tam? „Głos Weterana i Rezerwisty” jest organem Związku Byłych Żołnierzy Zawodowych i Oficerów Rezerwy Wojska Polskiego (ZBŻZiORWP), na którego czele stoi generał Adam Rębacz – jest on oczywiście z nami. Redaktorem naczelnym pisma jest Antoni Witkowski, „nasz Antoś”, który co roku organizuje „Sejmiki Korespondentów” w różnych miastach Polski i nie tylko (już były Sejmiki w Lwowie i w trójkącie Poznań-Berlin-Poczdam). Tym razem - a jest to Sejmik XI – odbył się on też w trójkącie Rynia pod Warszawą – Lipce Reymontowskie – Petrykozy – te ostatnie w Dworze Wojciecha Siemiona. Jest z nami też córka red. Witkowskiego (Małgorzata), która mu pomaga w organizacji Sejmiku, zwłaszcza, że on sam poniósł niedawno niepowetowaną stratę - zmarła jego Małżonka, pani Kazimiera, powszechnie zwana Kasią. A jeżeli już o córkach mowa, to jest z nami sekretarz generalny ZBŻZiORWP, Jan Kacprzak z córką Magdą, adeptką sztuki dziennikarskiej. W naszych „peregrynacjach” towarzyszy nam także były dwukrotny senator z SLD, Wiesław Pietrzak. Przez cały czas, na Sejmiku było jak powinno być – dyskutowano, krytykowano, nieco kłócono się, ale wszystko, w przeciwieństwie do „wielkiej polityki”, toczyło się bez małostkowości (nie było nawet śladu konfliktu o krzesełka). Dyskusja odbyła się w Ryni, tam też odznaczono Złotymi, Srebrnymi i Brązowymi Sowami (symbol mądrości) najbardziej wyróżniających się korespondentów. Wręczono też inne nagrody i odznaczenia. Lipce Reymontowskie powitały nas orkiestrą i...oznakami gospodarności. To gmina, która umie wykorzystywać fundusze europejskie i wszelkie inne – np. pełna kanalizacja to SAPARD, a dodatkowe 250 tys. zł do budżetu gminy to nagroda za system selektywnej zbiórki odpadów. Ale Lipce to przede wszystkim Władysław Stanisław Reymont i jego noblowscy „Chłopi”, których akcja tu się rozgrywa, i których część też tu, w domku dróżnika kolejowego, Reymont napisał. A choć wcale się tu nie urodził – nastąpiło to we wsi Kobiele Wielkie pod Radomskiem - jest on ICH, mieszkańców Lipiec, zwłaszcza tego dnia, kiedy (to też pomysł „Antosia”) zjechała tu Emilia Krakowska, słynna Jagna z filmu „Chłopi”. I to w stroju weselnym. Władze gminne i wojewódzkie ugościły nas wszechstronnie – pani wicewojewoda Krystyna Ozga, pani przewodnicząca Rady Gminy Lipce Reymontowskie mgr Danuta Łaska i wójt gminy Lipce Reymontowskie mgr inż. Jerzy Wojciech Czerwiński. Punktem kulminacyjnym uroczystości był występ Amatorskiego Zespołu Regionalnego im Wł. St. Reymonta, jednego z najstarszych w kraju, założonego w 1932 roku przez nauczyciela wiejskiego, Tadeusza Kwaśniewskiego (to chyba przypadkowa, ale miła, „prezydencka”, i to jeszcze a propos JAKIEGO prezydenta!, zbieżność nazwisk). Przed koncertem pani wicewojewoda Ozga udekorowała Jerzego Murgrabię, założyciela i dyrektora Muzeum Czynu Zbrojnego w Lipcach Reymontowskich, medalem „Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej”. Z mniej znanymi szczegółami życia Reymonta zapoznał nas Zdzisław Nagiełło, oprowadzając nas po Izbie Pamięci pisarza. Ale przed tym moja osobista uwaga, Prawdziwe nazwisko Reymonta, to, jak wiadomo, REJMENT. Otóż znam dobrze pochodzącą z tej rodziny panią Danutę Rejment-Mann, poznańską biznesmenkę, która w ten sposób nosi nazwiska dwóch noblistów w dziedzinie literatury – Polaka Reymonta (1924) i Niemca Tomasza Manna (1929), choć zbieżność tego drugiego nazwiska z nazwiskiem niemieckiego pisarza jest przypadkowa. Chociaż kto wie? Cuda się zdarzają. Wszak jedno z głównych dzieł Manna to przecież „CZARODZIEJSKA GÓRA”. Z opowieści pana Nagiełło wynikało, że Reymont – to był niezły ówczesny playboy. No bo proszę! Wiadomo, że jeszcze przed nagrodą Nobla, został on poszkodowany w katastrofie kolejowej, za co otrzymał znaczne odszkodowanie. A na co je wydał? Otóż kochał się w mężatce, pięknej Aurelii Szacsznajder-Szabłowskiej, którą rozwodził z mężem. I to ten rozwód w dużym stopniu owo odszkodowanie pochłonął. Pani Aurelia kochała podróże po Europie. On podróżował z nią, ale od momentu otrzymania Nobla, nie napodróżował się zbytnio, ponieważ zmarł w roku 1925, przeżywszy zaledwie 58 lat. W narracji p. Nagiełło dużo było podobnych historycznych szczegółów, szkoda więc, że brakowało choćby skserowanej informacji na ich temat. A Petrykozy i Siemion? Witał nas Poeta z żoną, uroczą Panią Basią (jego pierwsza żona, znana przyjaciołom jako Piwka, prawnik, zmarła kilka lat temu). Na ten punkt programu Sejmikowej Wyprawy czekano najbardziej, bo tam mieliśmy się spotkać z Generałem Wojciechem Jaruzelskim. Razem z Generałem wysłuchaliśmy występu recytatorskiego Siemiona a później Generał podpisywał swą najnowszą książkę pt. „Być może to OSTATNIE SŁOWO?”, będącą jego przemówieniem na osławionym procesie „autorów stanu wojennego”. Podobnie jak my wszyscy Generał był oczarowany magią recytatorską Wojtka (tak o nim prawie wszyscy mówią), tym bardziej, że ich tematyka była wojenna ale skierowana przeciwko wojnie. Siemion wypowiadał je tak, że serce łkało, a Generał powiedział, że „tylko pan Wojciech (on tak o nim mówi) potrafi nadać słowom poezji sens i dźwięk najwyższego zaangażowania w rzeczy naprawdę wielkie i piękne”. Ale pan Wojciech to też człowiek, który potrafi śmiać się z siebie. W najnowszej książce u nim pt. „O Wojtku Siemionie”, którą sprezentowali mu jego przyjaciele, znalazła się i taka „perełka” z jego młodych lat w domowym teatrze: „Scena była w stodole. Jako Duch Wojny miałem pożegnać mojego młodszego brata, który, przebrany w legionowy mundur ojca, grał legionistę. Miałem powiedzieć: ‘Niech cię pobłogosławi Pallas Atena’. Ale te słowa były dla mnie trudne i niezrozumiałe. Więc powiedziałem śpiącemu legunowi: ‘Niech cię pobłogosławi Allah z patelnią’”. Oto cały Wojtek – niby pomyłka, a naprawdę pointa. Świat dowcipów Broniarka Ponieważ w czasie podróży z XI Sejmikiem Korespondentów „Głosu Weterana i Rezerwisty” opowiadałem różne dowcipy, redaktor Witkowski zobowiązał mnie do kończenia każdego felietonu jakąś anegdotą pod ogólnym tytułem jak wyżej. A więc... Cywilny specjalista od Pi Aru (Public Relations), ale pracujący w strukturach wojskowych wymyślił sobie, że musi zbadać, jak polscy żołnierze w Iraku dają sobie radę z seksem. Dano mu więc mundur pułkownika, żeby miał odpowiedni autorytet, i wysłano do niewielkiej bazy wojskowej gdzieś na irackiej pustyni. On tam pojechał i zapytał o seks pierwszego napotkanego żołnierza. Ten mu odpowiada: „Rzeczywiście sprawa jest trudna, daleko od miasta, ale mamy tu starą wielbłądzicę, więc jakoś dajemy sobie radę”. Pi-Arowiec pyta drugiego żołnierza o to samo i otrzymuje taką samą odpowiedź. I tak osiemnaście razy.- bo tylu tam żołnierzy jest. Zaintrygowany tą sytuacją, Pi-Arowiec mówi: „Zaprowadźcie mnie do tej wielbłądzicy i zostawcie mnie nią sam na sam”. Po godzinie wraca. Zadowolony. Mówi do żołnierzy: „Stara, bo stara, ale swoją rolę spełnia”. Na to dowódca: „Tak jest. Zawsze można na nią liczyć, że nas dowiezie do miasta”. Zygmunt Broniarek ~ Maj 2009 ~ 21