OSP Trójca ma już 70 lat

Transkrypt

OSP Trójca ma już 70 lat
OSP Trójca ma już 70 lat
Napisano dnia: 2016-01-20 11:26:38
70 lat działalności Ochotniczej Straży Pożarnej to wielki jubileusz. Jednostka przez te lata
diametralnie się zmieniła. Strażakom przybywa sprzętu, a ich wyszkolenie jest na coraz wyższym
poziomie. Tymczasem my zapraszamy Państwa w podróż do przeszłości. Strażak senior Kazimierz
Moździerz wspomina początki tworzenia strażackich struktur w Trójcy. To niezwykłe przeżycie móc
usłyszeć o wydarzeniach sprzed 70 lat od ich świadka i uczestnika.
Proszę krótko przybliżyć historię powstania OSP w Trójcy.
Moja rodzina osiedliła się na tych terenach pod koniec 1945 r., a Ochotnicza Straż Pożarna w Trójcy
powstała już 1 stycznia 1946 r. Jej założycielem był mój ojciec Antoni Moździerz. Bardzo ciekawe jest
to, że we wszystkich okolicznych miejscowościach funkcjonowały już jednostki OSP. Tylko Trójca
była wyjątkiem. Zupełnie nie wiem dlaczego! To była duża wioska, w której sporo się działo i w której
działała kopalnia, masarnie, świetlice i piekarnie.
Powoli do organizacji zaczęli dołączać kolejni strażacy. Nie było remizy. Spotykaliśmy się w świetlicy.
Było ciężko, ponieważ nie posiadaliśmy żadnego sprzętu. Zbieraliśmy stare, żołnierskie hełmy.
Mundur każdy szył sobie sam. Pewnego dnia mój tato dowiedział się, że w Dłużynie Dolnej znajduje
się jakaś sikawka strażacka. Pojechał tam konno i ją przyciągnął. Później udało się stworzyć pierwszą
remizę, która znajdowała się w pomieszczeniach garażowych przy kościele pw. św. Piotra i Pawła.
Pierwsze węże otrzymaliśmy od Pogotowia Zawodowej Straży Pożarnej w Zgorzelcu. Naprzeciw
pomieszczenia, w którym znajdowała się sikawka mieszkał Jan Gawryluk. Miał konie i zawsze był w
pogotowiu. Alarm ogłaszano za pomocą syreny ręcznej. Toporki przekazał nam miejscowy kowal. Nie
raz zdarzało się, że do pożarów po prostu dobiegaliśmy.
Pamięta Pan pierwsze pożary?
Uczestniczyliśmy w wielu poważnych pożarach. W 1946 r. druhowie zostali wezwani do pożaru
zabudowań Franciszka Beńko. To była pierwsza akcja naszych druhów. Wspomnieć należy również o
pożarze gospodarstwa w Pokrzywniku. Na miejsce dotarliśmy jako pierwsi. Paliła się stodoła a tuż
obok była obora. Postanowiliśmy gasić pożar od strony obory, tak aby ogień się nie rozprzestrzenił.
W zasadzie tylko tyle mogliśmy zrobić z tą naszą sikawką. Później dopiero dotarł Zgorzelec. Po tym
wydarzeniu otrzymaliśmy pochwałę z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Zgorzelcu,
że nie dopuściliśmy do pożaru drugiego budynku. Lasy się paliły się prawie non stop. Np. w
Toporowie spędziliśmy kilka dni. Było tego naprawdę sporo.
Jak OSP Trójca zmieniała się na przestrzeni tych 70 lat?
Teraz druhowie dysponują sprzętem, którego kiedyś nie było. Cieszę się, że udało nam się stworzyć
dobrą strażnicę. To od początku działalności było naszą bolączką. Pomieszczenia przy kościele były
zbyt ciasne. W latach 1955 – 1956 adaptowano na remizę budynek po warsztacie ślusarskim.
Pomieszczenia te wymagały remontu. Wszystko zrobiliśmy sami. W 1956 r. otrzymaliśmy pierwszy
używany i bardzo wysłużony już samochód Star 20. Okazało się wtedy, że remiza jest zbyt ciasna.
Później doszedł kolejny wóz. Taki z prawdziwego zdarzenia. Było ciasno. Dach zaczął przeciekać.
Trzeba było zrobić kolejny remont, ale władze gminne zdecydowały się wybudować nowy budynek.
Jesteśmy w nim od 1986 r.
Uczestniczy Pan dalej w życiu straży?
Tak. Co prawda nie wyjeżdżam już do pożarów, ale jestem przewodniczącym komisji rewizyjnej.
Jak ocenia Pan pracę swoich następców?
Dobrze. Chętnych do działania jest dużo, ale sytuacja jest nieciekawa. Wielu młodych członków OSP
wyjechała do pracy za granicę. Teraz nie zawsze znajduje się komplet do wyjazdu. Zmieniły się
przepisy i jest ciężej. Zdarzało się, że kiedyś do pożaru wyjeżdżałem sam. Teraz jest to niemożliwe.
Bycie strażakiem wymaga poświęcenia. Zdarza się, że nie wszyscy wracają szczęśliwie z
akcji. Czy w Trójcy zdarzył się taki przypadek?
Tak. 10 kwietnia 1951 r. wyjechaliśmy do pożaru stodoły w Białogórzu. Podczas akcji zginął druh
Wacław Polonis. Został przygnieciony walącym się szczytem. Nikt nie przewidział tej sytuacji.
Pozostałym strażakom udało się w porę odsunąć, a Wacław trafił na furkę. Nie miał szans uciec.
Jak Pan go wspomina?
To był niezawodny strażak i dobry człowiek.
Co Pan myśli o działającej przy jednostce Dziecięcej Drużynie Pożarniczej?
To bardzo dobry pomysł. Dzieci szybko się uczą i chętnie zaznajamiają się ze sprzętem. To również
dla nich świetna zabawa. Niech zasilają nasze szeregi.
Czego dziś, w jubileuszowym roku OSP, życzyłby Pan mieszkańcom Trójcy, a w
szczególności strażakom?
Aby jak najmniej się paliło i żeby w nasze szeregi wstępowało jak najwięcej młodych strażaków.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.

Podobne dokumenty