Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją

Transkrypt

Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
Leżą przede mną ciekawe dokumenty chwili: odezwa biskupów hiszpańskich i protest
hiszpańskich teologów, skierowany przeciw ich kolegom francuskim; referat prof. Mantama,
wygłoszony u nas, w Poznaniu, na kongresie tomistycznym przed paru laty.
Także zbiór artykułów "Vie intellectuelle", czołowego organu francuskiej myśli
katolickiej, dotyczący spraw hiszpańskich i dwa inne o Kościele - "corp du peche"
("ciele grzechu", jak jeden z nich głosi w swym tytule), wreszcie znakomity artykuł
wybitnego naszego działacza katolickiego, doktora Andrzeja Niesiołowskiego, niedawno
drukowany w "Kulturze".
Żaden z nich, osobno rozważany nie wywołałby może zbyt daleko idących zastrzeżeń, ani obaw
- wyjąwszy owe, skandaliczne moim zdaniem wywody o Kościele. Kiedy się jednak czyta te
rzeczy jedne po drugich, kiedy się próbuje powiązać ich myśli przewodnie - co zresztą trudno
nie przychodzi - mnie przynajmniej robi się zimno. Jest źle, trzeba bić na alarm. Myśl katolicka
w osobach najwybitniejszych swoich reprezentantów zdaje się iść na manowce, zdradza
wielowiekową tradycję, próbuje zaprzeczyć dorobkowi wieków, od św. Augustyna do Piusa X,
szuka nowego sensu w Ewangelii, której - nie można oprzeć się wrażeniu, że tak autorowie
myślą - nie zrozumieli ani św. Augustyn, ani św. Bernard, ani św. Tomasz z Akwinu.
Szczególnie źle wychodzi w ich analizach jeden z największych papieży ostatnich czasów, Pius
IX. Nie cytuje się wprawdzie jego słów z "Syllabusa", bo tam zebrane są zdania i
twierdzenia, które Pius IX jako papież potępił. Ale kto uważnie czyta, ten dojrzy prędko, że choć
wyraźnie się tego nie mówi, chce się potępić Piusa IX, a z nim całą tradycję chrześcijańską,
której patronuje sam św. Augustyn. Dr Niesiołowski trafnie i wnikliwie wykazał to w swoim
artykule.
Nie mogę zrozumieć, jak katolicy - między którymi jest wielu księży, ba, wykształconych
teologów, którzy wszyscy powinni znać elementarne zasady metodologii katolickiej, w
szczególności rolę, jaką w przyjmowaniu i odrzucaniu różnych teorii odgrywa zdanie tradycji tylu
wieków, potwierdzone tylekroć przez sam Kościół - powtarzam, nie rozumiem, jak katolicy mogą
przechodzić nad tą tradycją do porządku dziennego i - proszę mi wybaczyć wyrażenie - tak po
protestancku próbują na nowo i o własnych siłach wysnuć nową treść ze słów Chrystusa?
Zdawałoby się, że przypominać nie trzeba, a jednak muszę: źródłem, z którego czerpiemy
znajomość prawd wiary jest nie tylko Ewangelia, me tylko pisma Ojców Kościoła, ale i żywa
tradycja, życie Kościoła; nie wolno jej przeczyć, gdy chodzi o sprawy zasadnicze; nie wolno
zwłaszcza wtedy, gdy długi szereg papieży i wszyscy teologowie najświetniejszego okresu
katolicyzmu jednogłośnie dawali taką właśnie, a me mną wykładnię ducha katolicyzmu.
1/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
Niezrozumienie nauki Kościoła, które może się stać zaczątkiem nowej herezji dotyczy głównie
kwestii relacji między Państwem, Kościołem, Narodem, ich wzajemnych powiązań i zależności.
Według nauki św. Tomasza z Akwinu, do którego trzeba nam wracać zawsze, bo jego dzieło
jest najlepszym wyrazem tradycji, zebranej przez geniusza i uznanej za własną przez Kościół ten Kościół choć ma cele nadziemskie i choć działa głownie środkami nadprzyrodzonymi, może
jednak i powinien uważać się za organizację żyjącą na ziemi, bo tak jest istotnie. Jako taki,
Kościół ma prawo domagać się od państwa, by zapewniło mu spokojny rozwój i uniemożliwiło
rozkładową akcję jego wrogów. Kościół nie pragnie nikogo zmuszać do wyznawania jego
własne] wiary; nie może jednak pozwolić, by błąd miał równe prawa propagandy jak prawda, ani
tym bardziej, by tam, gdzie wierni są w przytłaczającej większości, rządzili nimi poganie czy
heretycy. W imię tego podstawowego prawa, żąda Kościół od państwa, by uznało jego
wyznanie za religię panującą, aby przeszkodziło siła akcji heretyków i karało tych, którzy
wprowadzają zamęt w pojęcia.
A jeśli takim jest stanowisko Kościoła, nie innym powinno być, zdaniem św. Tomasza, zadanie
państwa. Państwo nie jest neutralnym bożkiem, który obojętnie przygląda się
"prywatnym" zajęciom religijnym swoich obywateli. Państwo jest najwyższą
organizacją świecką społeczeństwa i ma za cel zapewnienie obywatelom jak
najpomyślniejszego rozwoju doczesnego życia, harmonii i spokoju, to jest tych ram, w których
rozwijać się ma życie nadprzyrodzone. Co więcej państwo samo będąc tworem ludzkim,
powinno być przejęte myślą o celu celów wszystkich ludzkich czynności, o Bogu. Nie mogąc
bezpośrednio oddziaływać na życie religijne, ma obowiązek postępować jednak tak, aby
zawsze, ilekroć Wiara potrzebuje obrony i pomocy materialnej, siły społeczeństwa były do jej
dyspozycji. Państwo jest więc, w pojęciu św. Tomasza, pod pewnym względem państwem
totalnym: ma swój własny katolicki program i ten program realizuje w miarę sił. Nie ma w
państwie katolickim miejsca na równouprawnienie innowierców; nie ma wolności dla dzikiej
propagandy niewiary, równie jak nie ma jej dla pornografii. Interes duchowy mas obywateli idzie
przed rzekomym prawem wyżycia się zepsutych jednostek i ich wybryki łamane będą, według
św. Tomasza, żelazną ręką władzy.
św, Tomasz z Akwinu, jak i cały Kościół, nie był tak naiwny, aby myśleć, ze chrześcijanin jest
aniołem, nie związanym z ciałem, i że społeczeństwem rządzie można tylko środkami
duchowymi. Rzecz jasna, że przemoc nie może stanowić głównego środka, ale przemoc jest
potrzebna ubocznie, dla obrony przed złym. Przeczyć temu może zresztą tylko ten, kto równą
wartość przypisuje wszystkim poglądom i wszystkim zasadom etycznym i kto odmawia państwu
treści ideologicznej. Ale to jest koncepcja liberalna, a me tradycyjny sposób pojmowania
państwa katolickiego.
Chciałbym podkreślić, że mówiąc "państwo totalne", mam na myśli państwo, jeśli
wolno się tak wyrazić, "jednokierunkowe". Ze stanowiska katolickiego państwo nie
2/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
może regulować wszystkich funkcji kulturowych społeczeństwa, gdyż niektóre z nich podpadają
pod wyłączną kompetencję Kościoła. Nie mniej jednokierunkowość musi być postulowana.
Nasuwa się w związku z tym zagadnienie stosunku państwa do Kościoła. Z trzech możliwych
koncepcji: podporządkowania Kościoła Państwu, Państwa Kościołowi i koordynacji, ta ostatnia
wydaje się najbardziej zgodna z nowoczesną myślą katolicką i najlepsza w praktyce. Może
jednak koordynacja nie wyraża stosunku, o który chodzi: będą pewne zakresy, w których
Państwo musi podporządkować się Kościołowi, inne w których na odwrót Kościół musi się
zgodzić z wolą Państwa. W praktyce pokazuje się, że można doskonale pogodzić oba czynniki,
pod warunkiem, by z obu stron istniało zrozumienie potrzeby współpracy. Tak jest na przykład
we współczesnej Italii, i tak będzie zapewne zawsze, jeśli u rządów będą katolicy.
Forma prawna odgrywa tutaj znacznie mniejszą rolę. Myślę jednak, że zasadniczy stosunek
koordynacji wyrazi się z jednej strony przez udział Kościoła w przygotowywaniu ustaw, z drugiej
przez różne przywileje nadane Państwu przez Kościół, jak się to dotąd czyni w konkordatach.
Zasada dopuszczalności użycia siły obowiązuje także w stosunkach międzynarodowych.
Państwo napadnięte ma prawo bronić się siłą, to jest toczyć wojnę. Co więcej, istnieją warunki,
w których wolno wojnę samemu wypowiedzieć i długa historia wypraw krzyżowych świadczy aż
nadto wyraźnie, że tę zasadę wprowadzano praktycznie w czyn. Zachodzi to zawsze, o ile inne
państwo gwałci wyraźnie prawa Boskie, a istnieją szansę pokonania go i zaprowadzenia ładu
etycznego. Państwo działa w tym wypadku jako narzędzie ogółu chrześcijaństwa, wykonując
jego wolę i torując drogę Kościołowi.
Reasumuję: według tradycyjnej koncepcji chrześcijańskiej liberalizm polityczny jest błędem i
pacyfizm jest błędem. Nie waham się twierdzić, że takim samym błędem jest teoria
"ubogich środków", w mnę której niektórzy myśliciele francuscy chcieliby odmówić
społeczeństwu katolickiemu prawa używania siły dla zapewnienia sobie normalnych warunków
rozwoju.
Teoria "ubogich środków", antymilitaryzm, antynacjonalizm, skrajny
"antytotalizm" - to jest odmawianie katolickiemu państwu prawa ograniczania
wolności swoich wrogów - rozrosły się szeroko na gruncie francuskim. Tam stawano niemal
wyraźnie w obronie Walencji; tam napisano owe bluźniercze artykuły o przeszłości Kościoła, w
których zebrano wszystkie ohydy z historii, aby potępić samo chrześcijaństwo piętnastu wieków;
stamtąd wreszcie przyjechał jeden z najsławniejszych obecnie myślicieli Maritain, aby uczyć,
3/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
nas Polaków, że przyszłe państwo katolickie da nie tolerancję, - uważajcie! - ale
równouprawnienie wszystkim heretykom, komunistom, wszystkim wrogom wiary i moralności,
że zapomni o celu nadprzyrodzonym człowieka i będzie państwem w pełni laickim. Stamtąd,
poprzez najlepsze nasze pisma katolickie poprzez pióra najlepszych naszych pisarzy, idzie do
nas ten nowy rodzaj modernizmu.
Metoda naszych współwyznawców francuskich jest bardzo prosta, uderzająco podobna do tej,
którą w swej egzegezie stosował ongiś Tołstoj: bierze się Ewangelię, wyłapuje się w mej
wszystkie teksty przemawiające za pokojem, niesprzeciwianiem się złu, znoszeniem
prześladowań dla sprawiedliwości itd. - następnie dorabia do tego doktrynę społeczną i rzecz
jest gotowa. Katolik winien stosować nie "bogate", ale "ubogie" środki:
milczenie, męczeństwo, niesprzeciwianie się złu. Któż by mógł przeczyć, że to jest właśnie duch
Ewangelii. A więc - to już logiczna konsekwencja - nie dążmy do władzy; gdy u niej będziemy,
nie przeszkadzajmy agitacji komunistycznej; nie kładźmy tamy nauczaniu doktryn złych; gdy
katolicy walczą gdzieś o życie swoich dzieci i możność zachowania wiary z barbarzyńcami
nasłanymi z Moskwy, przede wszystkim bądźmy neutralni, a jeśli mamy komu pomagać, to
raczej tamtym niż naszym. Ubogie środki!
Tradycja katolicka, choć zawsze wysoko nosiła sztandar uniwersalizmu, przeczy jednak równie
stanowczo słuszności owego mechanistycznego internacjonalizmu, według którego me ma
różnic między ludźmi i wszyscy kochać się mają równą miłością. św. Tomasz z Akwinu
wypracował, przyjętą dziś przez Kościół, bo z jego depozytu Wiary wziętą, teorie stopni miłości:
im kto nas bliższy, tym bardziej mamy go kochać. Nie ma doktryny bardziej sprzecznej z
tradycją katolicką, jak teoria Corpus politicum Hobbesa, według której wszyscy ludzie są tylko
atomami jednego rodzaju, złączonymi w mechaniczny sposób w państwie. Socjologia katolicka
była zawsze inna. Jest ona, jeśli wolno się tak wyrazić, radykalnie antydemokratyczna pod tym
względem. Każe mianowicie uważać innych nie za homogeniczne zbiorowisko, ale odnosić się
do bliźnich inaczej jeśli stoją nas bliżej, inaczej zaś jeśli dalej.
I tak, według katolicyzmu, miłość nie powinna gwałcić natury, ani kultury; a ze związki krwi i
związki kulturowe ludzi zbliżają, miłość ku tym, którzy są z nami jednej krwi czy jednej kultury
powinna być intensywniejsza niż ku innym. Przed i ponad miłością wszechludzką idzie miłość
rodziny a zwłaszcza narodu.
Tradycyjna koncepcja katolicka przemyślana do końca przez nowszych myślicieli - jest naszą
chlubą, że główną zasługę ma pod tym względem polski myśliciel o. Jacek Woroniecki - jest
zdecydowanie nacjonalistyczna. W obecnych warunkach nie ma w Europie inne] struktury
społecznej, która by łączyła ludzi pod względem większej ilości wspólnych cech i łączyła silniej,
4/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
niż naród. Członkowie narodu winni więc być przed innymi przedmiotem naszej miłości. Przy
tym ta miłość odnosi się me tylko do poszczególnych ludzi, ale do całej grupy, przede
wszystkim do grupy, to jest do narodu. W porządnie przemyślanej etyce katolickiej nie ma wcale
rozdziału pod tytułem "etyka społeczna", a to dlatego, że cała etyka katolicka jest
bez reszty społeczna; w konsekwencji szczególna miłość ku członkom własnego narodu
otrzymuje swoją bazę w miłości ku narodowi jako takiemu.
Posiadamy nawet wcale rozbudowaną teorię narodu ze stanowiska katolickiej teorii. Naród to
taka grupa ludzi, których łączy z jednej strony wspólna rasa psychiczna, wspólne cechy
charakteru i obyczaj oparty na wspólnych przeżyciach i wspomnieniach historycznych, z drugiej
zaś wspólny cel: praca nad rozbudową, kultywowaniem, obroną i rozpowszechnianiem
wspólnych wartości duchowych, owej specyficznej kultury narodowej, która naród określa i dla
której naród żyje. Podkreślam, ze chodzi o wartości duchowe, nieśmiertelne, między którymi są
także wartości religijne. W imię ich, rzecz jasna, wolno i trzeba żądać od jednostki
podporządkowania się narodowi, który dąży do celów wyższych niż wszystko, co doczesne w
jednostce. Nie ma bodaj autora, który by tak kategorycznie żądał poświęcenia się dla
społeczeństwa jak św. Tomasz.
Proszę zwócic uwagę jeszcze na jedno: nacjonalizm katolicki nie jest zaprzeczeniem
katolickiego uniwersalizmu, ale on właśnie umożliwia ten uniwersalizm. Tradycja katolicka nie
pojmuje mianowicie wcale kultury ogólnoludzkiej jako czegoś jednolitego we wszystkich
szczegółach, ale jako harmonię różnych odcieni kultury reprezentowanych przez poszczególne
grupy, na wspólnym podłożu ogólnoludzkim i ogólnochrześcijańskim. I dlatego ci, co przerażeni
błędami niektórych nacjonalizmów, wolą przenieść się od razu do obozu skrajnych
internacjonalistów, są w błędzie. Katolicyzm, jak zawsze, tak i tutaj, zajmuje stanowisko
syntetyczne, wyższe nad obie skrajności; ale św. Tomasz uczył, że jeśli każda cnota
przeciwstawia się dwom skrajnie różnym błędom, to jednak zawsze stoi bliżej któregoś z nich.
Podobnie jest i tutaj: bardzie] obcy duchowi katolicyzmu, niż najgorszy choćby nacjonalizm, jest
- o wiele niebezpieczniejszym od niego - internacjonalizm masoński, czy sowiecki. Nie mówiąc
już o tym, że nacjonalizmy współczesne, prócz oczywistych błędów w niektórych przypadkach,
zawierają myśli zdrowe, bez porównania bliższe organicznej koncepcji społecznej katolicyzmu i
jego pojęciu bonum commune, niż mechanizmy liberalny i socjalistyczny.
A już naprawdę zrozumieć niepodobna tych katolików, którzy w imię jakiegoś urojonego ideału
uniwersalistycznego potępiają nawet te nacjonalizmy, które - jak polski - stoją zdecydowanie na
gruncie katolickim i świadome są swojej roli cząstkowej w obrębie kultury ogólnej.
Co do różnic między Francuzami, Polakami, Niemcami, czy Rosjanami trzeba stwierdzić, iż
5/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
natura ludzka jest w zasadzie niezmienna; ale zmienne są różne odcienie tej natury, zależne od
klimatu, od warunków życia, od historii. I na tym tle powstaje nie tylko odrębny typ psychiczny,
nie tylko odrębny obyczaj, ale także specyficzny sposób myślenia. Socjologia filozofii jest
jeszcze w zarodku, nie jest nawet wcale jeszcze nauką; ale podstawowa jej prawda znana była
już Arystotelesowi i twierdzić możemy, że duch nasz jest w bardzo wielkim stopniu zależny od
warunków otoczenia.
I dlatego obok etyk narodowych - każda etyka ostatecznie łączy się ze strukturą psychiki istnieć mogą filozofie narodowe. Nie w tym oczywiście znaczeniu, by to co było prawdą z jednej
strony Pirenei, miałoby być fałszem z drugiej. Jednak pewne narody zdają się być lepiej niż
inne dysponowane do rozumienia pewnych zagadnień. Narody mają więc obowiązek owe
kwestie, sobie bardziej dostępne, wypracować teoretycznie i wprowadzać w życie czynem.
Otóż zdaje mi się, że Opatrzność predystynowała nas, Polaków, do obrony tradycyjnego
sposobu myślenia o społeczeństwie, narodzie i państwie. Jesteśmy narodem stosunkowo
świeżym, pełnym sił i rozmachu życiowego, o niedawnej stosunkowo kulturze; nie
doświadczyliśmy w tym samym stopniu co Francuzi, zgubnych wpływów ideologii
liberalno-masońskiej, jak się ją nazywać zwykło; jesteśmy narodem w pełni katolickim, w którym
ogromna większość ludzi przyznaje się otwarcie do Wiary, zarówno w elicie, zwłaszcza
młodszej, jak i w masach; wreszcie, historia nauczyła nas krwawić się na polach bitew w
obronie naszej kultury narodowej, która zawsze była katolicka.
W rezultacie mamy nastawienie psychiczne zgoła mnę niż wielu Francuzów. Nikt bodaj lepiej
nie wyraził tego nastawienia i tego sposobu wartościowania czynu orężnego, niż wielki nasz
prymas współczesny, ks. August Hlond, który tak kapitalnie umie chwytać podstawowe cechy
naszej myśli katolickiej. Podczas wręczania buławy marszałkowskiej obecnemu Wodzowi
naszej Armii, wypowiedział ks. Prymas mowę, zaczynającą się od słów: "Krzyż i miecz
prowadziły Polskę przez dzieje...", mowę tak doskonałą, że powinna naprawdę znaleźć
się w czytankach dla wszystkich polskich dzieci. Otóż pamiętam, że gdy pełny entuzjazmu dla
tak dobrego sformułowania moich najgłębszych przekonań tłumaczyłem tę mowę jednemu z
moich kolegów Francuzów, spotkałem się u mego wprost z oburzeniem: wyszedł z pokoju bez
słowa, trzaskając drzwiami. Zrozumiałem wtedy, że dzieli nas od Francuzów ideologiczna
przepaść.
A skoro tak jest, mamy obowiązek nie poddawać się ślepo prądom idącym z Francji, ale
konsekwentnie rozwijać katolicyzm tak, jak my go rozumiemy, jak zawsze go rozumiano w
Polsce. Będzie to katolicyzm, który nie przeczy doczesnej stronie Kościoła, ani obowiązkom
jakie wobec niego ma Państwo, katolicyzm antyliberalny i antysocjalistyczny, katolicyzm
6/7
Rodzina katolicka - Wolność religijna jest herezją
wtorek, 17 marca 2009 14:41
nacjonalistyczny, wierny wielkiej tradycji obrony Wiary i Narodu, nawet, gdy zajdzie tego
potrzeba, orężem. Rozbudowa tego katolicyzmu jest konieczna, me tylko ze względu na nas
samych i naszą przeszłość - przecież samo istnienie naszego państwa zależy od tego, czy
potrafimy być dość mocni zarówno wewnętrznie, jak i na zewnątrz - ale także wobec olbrzymiej
roli. wyznaczonej Polsce przez Opatrzność. Polska jest dzisiaj, jak ongiś, przedmurzem
chrześcijaństwa. Nie może zapominać o tym i pilnować powinna, aby była po pierwsze
chrześcijańska, aby miała organizację państwową przejętą ideologią katolicką, a po wtóre, aby
była naprawdę przedmurzem, to jest dysponowała do swej obrony siłą moralną i fizyczną
obywateli.
Myślę, że rozwijając te myśli, przyczynilibyśmy się walnie do postępu myśli katolickiej w
świecie, przypominając ludziom, także i poza naszymi granicami, prawdziwą tradycję katolicką.
I dlatego trzeba abyśmy uznając w pełni to, co wartościowe w dorobku zagranicy, umieli ocenić
wartości własne i zabrali się do pracy nad nimi, a me byli ową osławioną papugą narodów,
zdolną tylko do wchłaniania i powtarzania zdań cudzych, nawet wówczas, gdy one wyraźnie
zbacza] ą z drogi prawdy...
O. Józef Maria Bocheński
Za: Organizacja Monarchistów Polskich - Lublin
7/7