bł. szymon z lipnicy (ok. 1438-1482)
Transkrypt
bł. szymon z lipnicy (ok. 1438-1482)
22 kwietnia 2007 r. POKÓJ I DOBRO! Nasze czwarte spotkanie, tym razem wiosenne, jest dość wyjątkowe. Cały dochód z gazetki przeznaczymy na leczenie ciężko chorego Arka Wojciechowskiego, dwunastolatka, u którego półtora roku temu wykryto nowotwór części mózgu. O Arku, a także łódzkiej fundacji „Gajusz”, wspierającej jego leczenie, piszemy więcej na kolejnych stronach. Z miesiąca na miesiąc zbliżamy się coraz bardziej do obchodów rocznicy dwudziestopięciolecia istnienia naszej wspólnoty - dlatego dziś, zamiast historii FMO, krótkie podsumowanie dotychczasowych przygotowań (str. 10). W naszych poszukiwaniach docieramy do ludzi, którzy przed laty stanowili siłę łęczyckiej oazy. By od wspomnień przejść do czynów, zapraszamy byłych oazowiczów, by napisali dla nas o rzeczach w ich życiu ważnych - w tym numerze pierwszy odcinek tej rubryki (str. 9). Jak zwykle na naszych łamach nie mogło zabraknąć przybliżania Słowa Bożego - po wyjaśnienie symboliki i wymowy sceny umycia nóg uczniom udaliśmy się aż do Kalwarii Zebrzydowskiej (wywiad - str. 4). Z nieco bliższej odległości dotarł do nas tekst o profesji rad ewangelicznych - czym są owe rady i na czym polega ich praktyka można dowiedzieć się na stronie 7. Za niespełna półtora miesiąca w Rzymie będzie miała miejsce kanonizacja bł. Szymona z Lipnicy, bernardyna, żarliwego kaznodziei oraz opiekuna opuszczonych i chorych. To kolejny święty z Zakonu Braci Mniejszych, nie możemy więc pominąć tutaj jego drogi do świętości. Życzę miłej lektury. PIOTREK BANASIK NR 2 (4) BŁ. SZYMON Z LIPNICY (OK. 1438-1482) Już 3 czerwca Papież Benedykt XVI dokona kanonizacji naszego rodaka - bł. Szymona z Lipnicy, bernardyna. Od tej chwili Szymon będzie czczony w całym Kościele. MATEUSZ SADOWSKI Szymon, syn Grzegorza i Anny, przyszedł na świat w Lipnicy koło Bochni około 1438 roku. Rodzice Szymona byli ludźmi bardzo pobożnymi i z troską dbali o wychowanie i wykształcenie syna. Szymek od najmłodszych lat wyróżniał się pilnością pośród swoich rówieśników. Często zdarzało się, że opuszczał on swoich kolegów i szedł do Kościoła. Najczęściej wzywał wstawiennictwa Matki Bożej, która najbardziej sobie upodobał. W roku 1454 jego pilność i sumienność pozwoliły mu kontynuować naukę w Akademii Krakowskiej. W przeciwieństwie do większości żaków, pędzących dość beztroskie życie, Szymon wprost kochał samotność, którą mógł zamienić na osobiste spotkanie z Bogiem. Wszelkie przekazy świadczą o nieskażonej czystości błogosławionego. Życie w Krakowie pozwoliło jeszcze bardziej rozwinąć duchową stronę życia młodego bakałarza - pewnie dlatego Szymon z Lipnicy został patronem młodzieży akademickiej.. Po zdobyciu odpowiedniego wykształcenia, Szymon zdecydował się pójść drogą służby Bogu. W 1457 r. wstąpił do klasztoru pw. św. Bernardyna założonego przez św. Jana Kapistrana. Tamtejsi zakonnicy prowadzili życie nadzwyczaj surowe, pełne umartwień i niewygód. Około 1465 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Swoje pierwsze kroki skierował do Tarnowa, gdzie został gwardianem, jednak ta funkcja chyba mu nie odpowiadała, gdyż po dwóch latach wrócił do Krakowa. Pozostał tu przez większą część swego życia. Zasłynął głównie jako świetny kaznodzieja. Jego słowa gromadziły rzesze studentów i profesorów. Jego kazania czasami wywoływały poruszenia, co sprawiło, że musiał on bronić swych racji przed kapitułą. Podczas dziesiątkującej Kraków epidemii w 1482 roku bł. Szymon zdecydował się nie opuszczać miasta, choć dziennie umierało tam ponad 40 osób. Niestety, nie udało się błogosławionemu uniknąć choroby, której pierwsze oznaki dostrzeżono podczas głoszonego przez niego kazania w oktawę święta Nawiedzenia Matki Bożej. Po 5 dniach cierpień, mimo troskliwej opieki, błogosławiony zakończył swoje życie. Jeszcze tego samego dnia odbył się pogrzeb, który z powodu zarazy nie był zbyt uroczysty. Ciało Szymona spoczęło, zgodnie z ówczesnym zwyczajem zakonnym, w kościele klasztornym pod ołtarzem, pomiędzy szczątkami braci Tymoteusza i Bernardyna Taki jednak pogrzeb nie był zgodny z wolą bł. Szymona. Przed śmiercią zobowiązał on brata infirmarza do pogrzebania jego ciała pod progiem kościelnym. Brat jednak o tym zobowiązaniu zapomniał, a kiedy przypomniał je sobie, było już za późno. 2 Z ŻYCIA FMO 29 stycznia - 22 kwietnia 2007 r. 17.02., 10.03. - Od zwycięstwa do porażki... Ubiegłe miesiące przyniosły dwa turnieje halowej piłki nożnej o Puchar Biskupa Diecezji Łowickiej. Pierwszy, eliminacyjny, odbył się w pobliskim Bedlnie, drugi - już finałowy - w Sochaczewie. Ale po kolei. Mimo osłabienia chorobami, do Bedlna jechaliśmy podwójnie zmotywowani - wszak od naszej postawy zależało wyjście do diecezjalnego finału rozgrywek. Po emocjonujących meczach pokonaliśmy kolegów po fachu z Grabowa, Kutna oraz Pleckiej Dąbrowy, co przy jednej tylko porażce (z Rdutowem) dało nam zwycięstwo w całych zawodach, dzięki któremu awansowaliśmy do finału. W finale rozgrywek wzięło udział osiem najlepszych drużyn z całej diecezji - wśród nich nasza oazowo-ministrancka ekipa w składzie: Sebastian Sadowski, Michał Nowakowski, Łukasz Radzewicz, Piotrek Banasik, Mateusz Sadowski, Krzysiek Łęcki, Rafał Sobczak oraz Damian Łęcki. Niestety, szału nie było. Dwa zwycięstwa i dwie porażki dały nam dopiero siódme miejsce. Nie udało nam się obronić piątej pozycji sprzed roku, jednak siódma lokata w gronie siedemdziesięciu drużyn, biorących udział w całym turnieju to przecież nie wstyd... Wprawdzie w dotychczasowych występach na arenach diecezjalnych był to nasz najsłabszy występ, to chyba nie można z tego powodu załamywać rąk. Pora wziąć się do pracy przede wszystkim nad skutecznością i kondycją - by w następnym turnieju było lepiej. ◘ 31.01., 30.03. - Nowe, dźwięczne uczestniczki Tak się składa w podsumowaniu minionych trzech miesięcy, że wydarzenia w nim opisywane, występują podwójnie. Tak jak rozegraliśmy dwa turnieje piłkarskie, tak i w tym okresie przybyły do nas dwie nowe gitary. Jedna akustyczna - Takamine G124, którą kupiliśmy za fundusze zebrane ze sprzedaży poprzedniego numeru gazetki, druga - elektroakustyczna Admira 1000-E, podarowana nam przez o. Salwatora. Obie gitary uroczo wyglądają, pięknie brzmią, a przy tym nie wołają jeść ni pić. Nie mają jeszcze imion (konkurs trwa), ale już zdążyły zadomowić się w naszej wspólnocie. Wierzyć wypada, że wraz z pojawianiem się nowych gitar, również i my będziemy rozwijać się instrumentalnie i wokalnie, byśmy umieli wykorzystać cały potencjał naszego nowego sprzętu. ◘ 18.03, 8.IV - FMO w prasie Nasza popularność powoli, ale systematycznie wzrasta - po raz kolejny, i to dwukrotnie, łęczycka wspólnota zaistniała w mediach. Tym razem - w „Gościu Niedzielnym”. Po raz pierwszy pokazaliśmy się (a konkretnie Damian i Krzysiek Łęccy) na zdjęciu w relacji z Turnieju o Puchar Biskupa Łowickiego. Próżno nam szukać powodów, dla których to właśnie nasz mecz wybrano na ilustrację zmagań, ale możemy snuć własne podejrzenia. Według jednych, do redaktorów „Gościa Niedzielnego” przemówiła niespotykana aparycja fotografowanych, inni uważają, że to właśnie kłótnie Fafika z sędzią (uwiecznione na zdjęciu) były najbardziej charakterystycznym momentem zawodów. Aby wyrobić sobie FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA własną opinię - zapraszamy na naszą stronę internetową: www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca/. Po raz drugi można było o nas przeczytać w wielkanocnym wydaniu „Gościa Niedzielnego”. Wtedy to ukazał się (spora w tym nasza zasługa) artykuł o łęczyckim kościele i klasztorze OO. Bernardynów. Oprócz krótkiej historii naszej świątyni oraz paru słów o teraźniejszej posłudze, w artykule Bohdana Fudały znalazły się cztery zdania o Młodzieży Oazowej i naszym dwudziestopięcioleciu. Zainteresowanie naszą parafią wynika z faktu, że zaprosiliśmy Redakcję „Gościa Niedzielnego” do objęcia patronatem medialnym uroczystości jubileuszowych FMO, która w tym roku kończy 25 lat. Więcej o przygotowaniach do jubileuszu, patronach medialnych i sponsorach piszemy na stronie 10. ◘ 1.04. - Droga krzyżowa ulicami miasta Zgodnie z wieloletnią tradycją, wieczorem w Niedzielę Palmową przeszła ulicami Łęczycy droga krzyżowa, tym razem przygotowywana przez naszą wspólnotę. W tym roku, chcąc uczcić drugą rocznicę śmierci Jana Pawła II, postanowiliśmy wykorzystać w rozważaniach fragmenty homilii Papieża Polaka, które wygłosił w naszym kraju. W kilkuminutowych fragmentach, jakie odtwarzaliśmy przy każdej stacji, staraliśmy się zawrzeć najważniejsze elementy nauczania Jana Pawła II, w szczególności zaś - słowa skierowane do młodzieży. ◘ 2.-4.04 - Rekolekcje wielkopostne Tegoroczne rekolekcje wielkopostne głosił w naszym kościele dominikanin, o. Roman Bakalarz, przeor klasztoru w Borku Starym koło Rzeszowa. W Mszach świętych z nauką dla młodzieży jak co roku uczestniczyli oazowicze-licealiści, nie zabrakło też studentów i gimnazjalistów. O. Roman - jak przystało na dominikanina - nie bał się stawiać trudnych pytań. Czy wierzysz? A jeśli tak, to JAK wierzysz? Kim jest dla Ciebie Chrystus? Odpowiedź na te pytania - dająca fundament naszej wierze - niejednokrotnie jest dla nas trudna, bo przecież każdy może mieć wątpliwości. Zapewne dzięki tym rekolekcjom odpowiedź na tak postawione pytania będzie choć trochę łatwiejsza. ◘ 2.-8.04 - Wielki Tydzień Przygotowania do świąt Wielkiej Nocy rozpoczęły się jak zwykle dużo wcześniej, od gruntownego sprzątania naszej salki, mycia okien, a także pomocy w porządkach na korytarzach klasztornych, które przywracaliśmy do pierwotnego wyglądu po remoncie. W Wielki Czwartek życzenia wszystkim ojcom, posługującym w naszym klasztorze, złożył w imieniu FMO Mateusz Sadowski, dziękując za każdy uśmiech i pogodę ducha. W Wielki Piątek uczestniczyliśmy w adoracji Krzyża Pana Jezusa, zaś po sobotniej Wigilii Paschalnej spotkaliśmy się na wspólnym czuwaniu przy Grobie Pańskim. Jak zwykle Dzień Zmartwychwstania uczciliśmy uczestnictwem we Mszy św. rezurekcyjnej, a także meczem piłkarskim, w którym każda strzelona bramka ogłaszana była światu głośnym „Alleluja!”. ◘ 15.04 - Święto Miłosierdzia Bożego Z ostatniej chwili: narodziła się nowa świecka tradycja rowerowo-samochodowy wyjazd do Sanktuarium św. Faustyny w Świnicach Wartkich na uroczystą koronkę. Liczymy, że z roku na rok nasz peleton przyciągał będzie jeszcze większą liczbę uczestników. ◘ 3 POMAGAMY ARKOWI WOJCIECHOWSKIEMU Jeden z najgłębszych sekretów życia polega na tym, że tylko to wszystko, co robimy dla innych, jest tym, co naprawdę warto robić. Lewis Carroll Czwarty numer naszego pisma jest wyjątkowy. Cały dochód z jego sprzedaży zdecydowaliśmy się przeznaczyć na pomoc dla dwunastolatka chorego na guza mózgu - Arka Wojciechowskiego. Mamy nadzieję, że oazowa gazetka nie będzie jedyną formą pomocy. Poniżej przedstawiamy Arka, oddając głos jego rodzicom, a także przybliżamy łódzką Fundację „Gajusz”, której jest podopiecznym. Polecamy Arka nie tylko Państwa wsparciu finansowemu, ale przede wszystkim - Państwa modlitwie. W jego imieniu - dziękujemy! Arek Wojciechowski urodził się 28.09.1995 roku jako wcześniak, w siódmym miesiącu ciąży. Już wtedy musiał walczyć z chorobami, które nękały go z powodu wcześniejszych narodzin. Dzięki wspaniałej opiece lekarskiej, a nade wszystko dzięki ogromnej chęci życia poradził sobie i wygrał. Przez kolejne dziesięć lat nasz synek rósł zdrowo i szczęśliwie, przeżywając wielkie radości i małe smutki wieku dziecięcego. Stawał się bardzo inteligentnym, czułym, wrażliwym i dowcipnym chłopcem. Jego zainteresowania przerodziły się w pasję do techniki, fizyki, astronomii i chemii. Nagle, na początku grudnia 2005 roku, po kilku dniach złego samopoczucia Arka, rodzinne szczęście przygasło. Nasz jedyny syn został poddany zabiegowi operacyjnemu mózgu, ratującemu jego życie, a tydzień później postawiono diagnozę: nowotwór złośliwy lewej części móżdżku (medulloblastoma). Nasz świat się zawalił. Ze względu na charakter choroby i leczenia, któremu zostało poddane nasze dziecko, w jego i naszym życiu musiało nastąpić wiele zmian; ciągłe badania kontrolne, pobyty w szpitalu w Łodzi i w Warszawie, indywidualne nauczanie w domu, częste złe samopoczucie i dokuczliwe efekty uboczne radio- i chemioterapii. Nasz syn, mimo iż ma dopiero 12 lat, jest bardzo dzielny i godnie znosi wszystkie trudności związane z chorobą, ponieważ bardzo chce być zdrowy i mocno wierzy w powodzenie terapii. My wspieramy go w każdej minucie i nie pozwalamy, aby choć na chwilę zwątpił. Niestety, życie jest okrutne: koszty związane z leczeniem Arka są duże. Mimo że czasami bywa ciężko, nasza wiara w to, że nasz syn będzie zdrowy, jest ogromna. Wierzymy, że dobry Bóg, w którego wierzymy i któremu bezgranicznie ufamy, pozwoli naszemu dziecku powrócić do zdrowia i normalnego życia. Również Państwo możecie pomóc Arkowi jeszcze długo cieszyć się życiem. Będziemy wdzięczni za każdą okazaną pomoc. Edyta i Adam Wojciechowscy Łódzka Fundacja „Gajusz” istnieje od prawie ośmiu lat i zajmuje się wszechstronną pomocą przewlekle i nieuleczalnie chorym dzieciom oraz ich rodzicom. Jest to organizacja pozarządowa, wspierająca dzieci chore, głównie onkologicznie. Fundacja współpracuje przede wszystkim z Centrum Onkohematologii w szpitalu przy ul. Anastazego Pankiewicza (dawniej Spornej) w Łodzi. Choroba nowotworowa dziecka jest procesem niezwykle trudnym, wyczerpującym dla całej rodziny. Zdając sobie z tego sprawę, organizacja zapewnia pomoc psychologiczną, materialną oraz organizuje przewozy do domu i do szpitali (Centrum Onkohematologii, ośrodki przeszczepowe we Wrocławiu, Poznaniu, Centrum Zdrowia Dziecka). Pod opieką Fundacji jest ponad 100 przewlekle chorych dzieci, które są w trakcie leczenia. Dzieci te mają wiele marzeń: „chcą zatelefonować do mamy, mieć małego psa, rudego kota, uśmiechniętą mamę i szczęśliwego tatę, czerwony rower albo dwustronne rękawiczki, ale czasem - chcą po prostu żyć”, tak pisze Fundacja na swojej stronie internetowej www.gajusz.org.pl. Do spełnienia, można by powiedzieć prostych marzeń tych dzieciaków, niezbędne są drogie leki, badania i opieka medyczna, a co za tym idzie - finanse. Fundacja Gajusz Łódź, ul. Piotrkowska 17 nr konta: 46 1560 0013 2027 0380 6621 0038 z dopiskiem: Pomoc dla Arka FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 4 POMAGAJ MIMO WSZYSTKO! Kontynuujemy przybliżanie na naszych łamach Słowa Bożego, a podtrzymując tradycję - po raz kolejny z pytaniami o fragment z Ewangelii zwracamy się do naszych oazowych przyjaciół. Tym razem o symbolice i wymowie fragmentu z Ewangelii według św. Jana opowie br. Anicet Gruszczyński* z Wyższego Seminarium Duchownego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Pan Jezus obmywa nogi swoim uczniom tuż przed spożyciem wieczerzy. Jaka jest symbolika umycia nóg? Po całym dniu nogi są porządnie brudne, szczególnie jeśli uwzględnimy palestyński klimat. Wiemy też, jaki komfort przynoszą czyste nogi. Trzeba je umyć, zanim zasiądzie się do paschalnej wieczerzy. Jezus nie mówi jednak: „no, to umyjcie sobie nogi i przychodźcie szybko, bo wszystko gotowe”, tylko robi to osobiście. On - Mistrz, Pan, Bóg - służy tym, których wybrał. Mycie nóg, to bardzo przyziemna czynność, jednak dzięki czynowi Jezusa nabiera nowego znaczenia - ofiarnej miłości, schylania się do tych, którzy są niżej od nas. W jaki sposób ten fragment odnosi się do naszego życia? To jest właśnie nasze życie! Tylko widziane od środka. Ewangelia św. Jana jest właśnie taka; podczas gdy inni Ewangeliści przekazują słowa konsekracji, Jan pisze o tym, co jest istotą Eucharystii: przykazanie nowe, dar Ducha Świętego, trwanie w Chrystusie, oddanie życia za przyjaciół, jedność i - właśnie - obmywanie nóg. To wszystko jest w kontekście Eucharystii. Zaś Eucharystia przedłuża się w życie. Całe życie jest bezkrwawą ofiarą uwielbienia, jaką składamy Ojcu, przez Chrystusa, w Duchu Świętym. „Proszę Was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12, 1). Tak jak żyjemy, tak też przychodzimy do kościoła, i to, co z niego wyniesiemy, ubogaca (albo i nie) nasze życie. „Jeśli więc Ja, Pan i Nauczyciel obmyłem wam nogi, to i wy powinniście sobie nawzajem obmywać nogi” (J 13, 14). Dosłownie? Można i dosłownie: miałem też taką sytuację. A potem zakładanie skarpetek, co przy reumatyzmie jest wielką filozofią. Prawdziwa miłość nie rachuje: „ten to sobie poradzi, nie trzeba mu pomagać”, tylko bezwarunkowo zabiera się do mycia nóg. Trzeba wielkiej pokory. Trzeba też pokory, kiedy tobie myją nogi. Spróbuj komuś pomóc... – „nie, sam sobie poradzę!”. „Kto ze mną spożywa chleb, już podniósł na mnie swą piętę” (J 13, 18) - co Chrystus chce przez to powiedzieć? To, że poświęcamy się dla kogoś, nie chroni nas od ciosów, wręcz na nie wystawia. Bł. Teresa z Kalkuty pisze: „Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy, mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz. Pomagaj mimo wszystko!” Mimo wszystko Jezus myje nogi, także Judaszowi. Nikt nie jest wyłączony, nikomu nie powiedziano: przegiąłeś, musisz odejść. To znak, że Jezus chce zbawić wszystkich, nawet największych swych nieprzyjaciół. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem» i «Panem», i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to, będziecie błogosławieni, gdy według tego czynić będziecie. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz [trzeba], aby się wypełniło Pismo: Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę. Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście gdy się stanie, uwierzyli, że JA JESTEM. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał”. (J 13, 12-20) „Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować” - czy każdy, kto postępuje zgodnie z Ewangelią, będzie błogosławiony? Już jest błogosławiony, już trwa w życiu wiecznym. Bo życie wieczne - jak my często używamy tego terminu, aż się zużył... - to nie to coś, tam, w niebie, Bóg, aniołowie, spotkasz swoich znajomych, itp. Nie tylko! Życie wieczne to życie z Bogiem, trwanie w Nim, i zaczyna się już tu! Staliśmy się nowymi ludźmi, umarliśmy z Chrystusem i razem z Nim powstaliśmy z martwych. Choć dalej żyjemy w ciele, to życie jest już inne. Zastanawiające jest to, że Bóg jest obecny tam, gdzie człowiek upada, jest słaby, wzgardzony - wszędzie tam Bóg ujawnia się w całej pełni. „Pan podtrzymuje wszystkich, którzy padają, i podnosi wszystkich zgnębionych” (Ps 145, 14). Jest z nami we wszystkich naszych trudnościach i słabościach - a nam się wydaje, że trudność jest znakiem tego, że Bóg jest daleko... Wniosek to prosty: chcesz znaleźć Pana? Znajdziesz go myjąc nogi swoim braciom. Tam Bóg jest obecny o wiele bardziej, niż w mądrych, pięknych słowach i czynach. Czy to nielogiczne? Taka jest logika miłości – „więcej jest szczęścia w dawaniu, aniżeli w braniu” (Dz 20, 25). z br. Anicetem rozmawiała Ewa Olczak *BR. ANICET GRUSZCZYŃSKI studiuje na trzecim roku Wyższego Seminarium Duchownego OO. Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej; jest redaktorem naczelnym pisma „Młodzież Seraficka”, wydawanego przez kleryków z WSD. 5 SŁUŻYĆ BOGU I LUDZIOM Praca brata, choć cicha i niedostrzegalna, jest bardzo ważna. Bracia, nawet mimo podeszłego wieku, zajmowali się często w klasztorach ogrodami, zakrystią i kościołem. Teraz jest ich jednak jest z roku na rok coraz mniej. Ja zdecydowałem, że zostanę bratem i będę służył pokornie, nie wyróżniając się… z br. Artemiuszem Irsakiem rozmawia ANGELIKA MIELCZAREK Kiedy odkrył brat swoje powołanie do zakonu? Przez 15 lat byłem ministrantem w mojej rodzinnej parafii – w Oleśnikach. Tam rodziło się moje powołanie. Pragnąłem służyć Bogu i innym ludziom. Po skończeniu szkoły zafascynowany postacią św. Franciszka, jego wielką miłością do bliźniego i otaczającej natury, postanowiłem go naśladować. Niestety naszym kościołem przewodzili księża diecezjalni, więc nie nigdy miałem styczności z zakonnikami. Po rozmowie z proboszczem, zawiózł mnie on do Leżajska, gdzie mogłem poznać życie zakonne i odbyć tam paromiesięczny postulat, czyli okres przygotowujący do podjęcia decyzji o wstąpieniu do zakonu… Jak brat wspomina pobyt w seminarium w Kalwarii Zebrzydowskiej? Nie byłem w seminarium, służyłem w tym czasie przez dwa lata we wspólnocie klasztornej Matki Bożej Anielskiej. Tam ja i moi współbracia mieliśmy wykłady i obowiązki, m. in. pracę w domu pielgrzyma, w klasztorze, we furcie i w sklepiku klasztornym. W junioracie wysyłano nas tez często do pomocy w innych klasztorach przy przyjmowaniu intencji od wiernych i roznoszeniu opłatka przez Świętami. Potem przeniesiono mnie do Dukli do nowego seminarium św. Jana z Dukli, gdzie pracowałem w kiosku przyklasztornym. Wydarzenie, które chętnie brat wspomina z okresu przed wyświęceniem to…? Pamiętam wydarzenie, gdy w Kalwarii odbywała się kolęda. Wspólnota klasztorna, wszyscy ojcowie, bracia chodzili do seminarium by odwiedzać się nawzajem z wizytą duszpasterską. Byłem zaskoczony, gdy widziałem, jak ojcowie i bracia przynosili innym prezenty, a to książkę, a to kalendarz. Potem okazało się, że w międzyczasie, gdy każdy po kolei rozmawiał z bratem, inni współbracia zabierali mu rzeczy z celi i wręczali mu je w formie prezentów. Raz wstawili do celi jednemu bratu narty, innemu telewizor, wyjęli drzwi lub przynieśli gobelin z wizerunkiem Matki Bożej i utworzyli w celi kapliczkę do modłów. Pracował brat już w wielu placówkach: Leżajsku, Kalwarii, Dukli, Skępem, Krakowie, a teraz w Łęczycy, jak się bratu podoba nasze miasteczko? W Kalwarii zajmowałem się często oprowadzaniem pielgrzymek, pracom w klasztorze i to zajmowało mi wiele czasu. Tutaj nie mam jednak aż tyle pracy, dlatego jest to dla mnie taka niby pustelnia, gdyż swój wolny czas mogę poświęcić kontemplacji i modlitwie. Łęczyca zwana jest często „małym Leżajskiem”, gdyż nasz kościół przypomina kościół w Leżajsku, miejsce gdzie stawiałem pierwsze kroki w zakonie, dlatego jest mi szczególnie bliski i też bardzo mi się podoba. Gdy tu przybyłem wspólnota klasztorna przyjęła mnie bardzo serdecznie. Ojciec gwardian nazywa mnie „Rodzynkiem” i ma nadzieję, że zostanę tu tak długo jak brat Marcin. Jak wygląda brata plan dnia w naszym klasztorze? Pobudka ok. 5.30. Otwieram kościół i przygotowuję poranną Mszę św. Po niej mam czas własny, poświęcony pracy klasztornej i odpoczynkowi. Po południu jest czas na modlitwy popołudniowe i obiad, po którym do wieczornych nabożeństw mam czas własny. Późnym wieczorem spotykam się ze współbraćmi na salce. Mamy tzw. rekreację, która mija nam na rozmowach na temat wydarzeń na świecie oraz przemyśleń i przeżyć osobistych. Spać kładę się po zakończonych pogaduszkach, zależnie od tego, kiedy je zakończymy. A co należy do brata obowiązków? Moim głównym obowiązkiem jest praca w zakrystii, niezbędne przygotowywania do Mszy św., przyjmowanie intencji od wiernych. Kiedyś ktoś powiedział, że brat w zakrystii ma więcej styczności z ludźmi niż ojciec. Zgadzam się z tym stwierdzeniem, ponieważ często po Mszy św. ludzie przychodzą zamówić intencję, albo załatwić jakąś sprawę i wtedy z nimi rozmawiam, wysłuchuję i pomagam im. Zajmuję się także dbaniem o czystość w kościele, otwieraniem go i zamykaniem. Oczywiście muszę także roznosić opłatki przed Świętami, przygotować szopkę Bożonarodzeniową i grób Pański na Wielkanoc. Jakie jest życie brata zakonnego? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Chyba ciekawe. Na początku bardziej wolałem być kapłanem niż bratem. Pewne wydarzenie bardzo jednak wpłynęło na moją decyzję. Wraz ze współbratem wysłano nas do Koła, abyśmy pomogli roznosić opłatki. Gdy weszliśmy do Kościoła zobaczyliśmy ponad osiemdziesięcioletniego brata Wacława, który na kolanach mył korytarz w kościele. Zapytaliśmy się czy możemy mu pomóc, ale on odpowiedział, że gościom nie wypada. Wtedy pomyślałem, że praca brata, choć cicha i niedostrzegalna, jest bardzo ważna. Bracia, nawet mimo podeszłego wieku, zajmowali się często w klasztorach ogrodami, zakrystią i kościołem. Braci jednak jest z roku na rok coraz mniej, większość młodych zakonników woli zostać kapłanami niż braćmi zakonnymi. Ja zdecydowałem, że zostanę bratem i będę służył pokornie, nie wyróżniając się… FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 6 WOŁAJĄC O LUDZI SUMIENIA „Bez Pana jesteśmy tylko Piotrem, który się Go zaparł trzy razy. Gdy jednak Pan zwrócił ku Piotrowi swoje oblicze, ten zapłakał. Obmył swój błąd łzami, wylał wodę ze swoich oczu i ochrzcił swoje sumienie.” Św. Augustyn DARIA JĘDRZEJCZAK, PIOTR BANASIK Trudno nie znać ewangelicznej historii św. Piotra, który zaparł się Chrystusa przed trzykrotnym pianiem koguta. I trudno nie pamiętać, że mimo tego zdarzenia to właśnie Piotra wybrał Jezus, mówiąc: „Paś owieczki moje!”. Niezwykle obrazową interpretację tego zdarzenia przedstawia św. Augustyn, szczególnie zaś ważne w jego słowach wydaje się stwierdzenie „ochrzcił swoje sumienie”. Piotr zapłakał, zmywając z siebie ciężar grzechu - odejścia od Boga, tchórzostwa i niewierności. Można powiedzieć, że to właśnie wtedy, dzięki owej mocy „chrztu sumienia” narodził się nowy Piotr. Trudno mówić o chrzcie sumienia, nie powiedziawszy uprzednio, czym naprawdę jest sumienie. Czy wystarczy do jego wyjaśnienia używany w Starym Testamencie termin „serce”? W końcu to właśnie za serce chwytamy się, kiedy myślimy i mówimy o sumieniu... Sumienie kojarzone jest jako głos wewnętrzny człowieka lecz czym ono jest w swej istocie? Na pewno każdy z nas choć raz w życiu poczuł „coś”, co nie pozwoliło mu uczynić jakiejś rzeczy, będącej niezgodną z własnymi przekonaniami i wyznawanymi wartościami. Nie pozwoliło lub po prostu zasygnalizowało, że akurat tego nie powinniśmy robić. To właśnie sumienie stanowi w naszym życiu pewnego rodzaju wyznacznik: jak mamy postępować, co robić, by móc żyć w zgodzie ze samym sobą. Mówiąc o sumieniu, należy pamiętać, że jedynie człowiek je posiada i może odczytywać, będąc w relacji z drugim człowiekiem a przede wszystkim z Panem Bogiem. Żywy kontakt z Bogiem oraz łaska Ducha Świętego prowadzą nas ku dobre- Rys. Martyna Romanowicz FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA o. IWO JANUSZ OFM Sumienie człowieka jest ostateczną normą postępowania człowieka. Oznacza to, że człowiek powinien zawsze słuchać tego głosu. Dlatego ważnym jest, aby było ono dobrze ukształtowane. Źle ukształtowane nakazuje czynić zło w przekonaniu, że jest to dobro lub też jest nieczułe na grzech. Sumienie człowieka potrzebuje jakiegoś odniesienia, które byłoby gwarantem prawdziwości wydawanych sądów. Dla chrześcijanina tym odniesieniem jest Ewangelia i Bóg. Jeżeli człowiek pozwala Bogu działać w swoim sercu to wówczas może się spodziewać, że jego sumienie nabierze odpowiedniej delikatności. Dotyczy to zwłaszcza tych pobożnych ludzi, którzy zanoszą swoje modlitwy do Ducha Świętego. Sumienie ukształtowane przez działanie Trzeciej Osoby Bożej jest bardzo delikatne. Będzie ono wówczas ostrzegało człowieka w każdej sytuacji życiowej, już przed możliwością popełnienia jakiegokolwiek zła. mu, a w chwilach wyboru delikatnie podpowiadają, co będzie dla nas lepsze. Zdarza się ze brakuje nam tej zażyłości lub zaufania do Pana Boga, wtedy potrzebujemy drogowskazów, które będą nas ostrzegały o grożących nam niebezpieczeństwach. Z dostrzeganiem ich nie ma zazwyczaj wiele kłopotu, ale zdarza się, że wolimy iść na skróty, nie rozejrzawszy się dookoła, by odnaleźć właściwą drogę postępowania. Właśnie o wyborze tej właściwej drogi mówił do Polaków Jan Paweł II w 1995 roku. W homilii wygłoszonej na wzgórzu Kaplicówka w czasie jednodniowej wizyty Papież zauważa: „Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. [...] Dlatego Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!” Słowa te po dwunastu latach nie straciły nic ze swojej aktualności - dlatego warto wyjaśnić, kogo należy rozumieć przez „ludzi sumienia”. W tej samej homilii Papież tłumaczy: „Być człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji słuchać swojego sumienia i nie zagłuszać w sobie jego głosu, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie. Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, nie zamykać oczu na biedę i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności.” Bez wątpienia każdy z nas może być „człowiekiem sumienia”, każdy może wymagać od siebie, choćby nie wymagali od niego inni. I nawet nie potrzeba do tego takiego dramatycznego przełomu „chrztu sumienia” jak u Piotra. Wystarczy, byśmy to my zwrócili ku Panu swoje oblicza - a on na pewno nas odnajdzie. 7 ROZWIĄZANIE TRZECH SUPEŁKÓW ADAM BARTCZAK* Niewątpliwie bardzo często widzimy jakiegoś zakonnika lub zakonnicę, którzy na pasku, przepasającym habit, mają zawiązane trzy supełki. Czy to tylko ozdoba stroju zakonnego? A może oznaczają przypomnienie jakiegoś ważnego zadania, wyznaczonego na dany dzień? Słyszałem nawet, że to może jakiś stopień wtajemniczenia w zakonie… Tak naprawdę żaden z tych domysłów nie jest prawdziwy, jednak nadmienić trzeba, że najbliższe prawdy pozostaje to ostatnie porównanie. Otóż prawdą jest, że te supełki oznaczają pewną przynależność, lecz nie tyle do konkretnego zgromadzenia, co do samego Boga. Jest to zewnętrzny, wyraźny znak złożonych tzw. ślubów zakonnych. Otóż śluby zakonne to nic innego jak swoista przysięga, obietnica życia w zgromadzeniu, w zupełnym poświęceniu się Ojcu Wszechmogącemu, drogą praktykowania rad ewangelicznych. To swego rodzaju drabinka, dzięki której osoba konsekrowana może się piąć jeszcze pełniej do Boga. Co oznacza sam termin „rady ewangeliczne”? Otóż Kościół zna trzy rady ewangeliczne tzn. czystość, ubóstwo oraz posłuszeństwo. ,,Rady ewangeliczne dotyczące poświęconej Bogu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, są darem Bożym, który Kościół otrzymał od Pana i z Jego łaski ustawicznie zachowuje” (Konstytucja Lumen Gentium 43). A zatem osoba, która praktykuje rady w konkretnym zgromadzeniu, żyje w czystości, ubóstwie i całkowitym posłuszeństwie swojemu przełożonemu. Praktyka takich rad zaczyna się od momentu złożenia na ręce kompetentnego przełożonego pierwszych ślubów. Z reguły pierwsze śluby są czasowe, a więc złożone na określony z góry przedział czasu. A jeśli ktoś się sprawdzi i wytrwa, uznając przy tym, że chce nadal poświęcać się Bogu w ten sposób, może przystąpić do złożenia kolejnych ślubów. Dopiero w oznaczonym terminie, po odbyciu stosownego czasu próby, dana osoba składa tzw. śluby wieczyste. To ostateczny moment, w którym ktoś decyduje się „POKÓJ I DOBRO” FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA Skład redakcji: Piotrek Banasik Kamila Chrzanowska Karolina Góralska Daria Jędrzejczak Paulina Król Damian „Fafik” Łęcki Krzysiek Łęcki Angelika Mielczarek Ewa Olczak Martyna Romanowicz Mateusz Sadowski Maciek „Chomik” Szeming FMO + GOŚCIE na życie zakonne przez resztę swoich lat. Staje się profesem. Za Kodeksem Prawa Kanonicznego możemy podać, iż: „Życie konsekrowane zatem przez profesję rad ewangelicznych jest trwałą formą życia, w której wierni pod działaniem Ducha Świętego naśladując dokładniej Chrystusa, oddają się całkowicie umiłowanemu nade wszystko Bogu ażeby – poświęceni z nowego i szczególnego tytułu dla chwały Boga, budowania Kościoła i zbawienia świata – osiągnąć doskonałą miłość w służbie królestwa Bożego i, stawszy się w Kościele wyraźnym znakiem, zapowiadać niebieską chwałę” (kan. 573 § 1 KPK). Trzy rady ewangeliczne tzn. czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, niosą za sobą oczywiście głęboka treść teologiczną. Czystość to oczywiście uporządkowanie w sprawach grzechu ogólnie, jak również ze szczególnym naciskiem na czystość fizyczną. Każdy profes pragnie żyć bez wiązania się z inną osobą, swoje życie ofiarując jedynie Bogu. Życie w ubóstwie oznacza nic innego jak skromność o charakterze materialnym. Osoby konsekrowane wyrzekają się zbędnych im rzeczy, które nie służą im w drodze do zbawienia, co więcej – zobowiązują się nie mieć swojej własności. Żyją, nie mając nic własnego. Co zaś tyczy się posłuszeństwa, to zakonnicy i zakonnice pragną żyć w posłuszeństwie swoim przełożonym, na wzór posłuszeństwa Chrystusowego. Podsumowując, trzeba stwierdzić, że osoby konsekrowane stanowią swoisty stan, który ani nie przynależy do duchowieństwa, ani do stanu osób świeckich. Prawdą jest, że mężczyźni żyjąc w zgromadzeniach zakonnych mogą być jednocześnie diakonami, kapłanami czy biskupami, jednakże w porównaniu do kapłanów diecezjalnych, przynależą oni w szczególny sposób do swojego instytutu, poprzez złożone śluby. Należy też zauważyć, że nie wszystkie zgromadzenia, w których składa się wspomniane śluby, noszą ich zewnętrzny znak, tak jak np. bernardyni w postaci owych trzech supełków. *ADAM BARTCZAK — kanonista, pracuje w Trybunale Matropolitalnym Łódzkim Jako że gazetka nasza wchodzi dopiero w pierwszą fazę rozwoju, pragniemy zachęcić wszystkich Państwa do współpracy, czy to w przygotowaniu tekstów, czy to w składzie czy w powielaniu pisma. Liczymy, że dzięki temu będziemy mogli się rozwijać, nie tylko jako Franciszkańska Młodzież Oazowa, ale także jako wspólnota parafialna. Z przyjemnością udostępnimy w tym celu nasze łamy. Wszystkich chętnych do zasilenia składu redakcyjnego prosimy o kontakt: FRANCISZKAŃSKA MŁODZIEŻ OAZOWA Klasztor OO. Bernardynów w Łęczycy Ul. Poznańska 18a www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca [email protected] Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do redakcji nadsyłanych tekstów, ich skracania oraz dodawania tytułów i śródtytułów. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 8 MARTYNA ROMANOWICZ PO PROSTU URZEKA…. JOHN & STASI ELDREDGE URZEKAJĄCA Oficyna Wydawnicza Logos, Warszawa 2005 ●● John Eldredge, znany ze świetnej książki „Dzikie serce” o tęsknotach męskiej duszy, tym razem porwał się na rzecz nieporównanie trudniejszą. Książka pt. „Urzekająca” ma w podtytule „Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy”. Nie od d z i ś w i a d omo, ż e mę ż c z y z na i kobieta to istoty diametralnie różne, a rozszyfrować i wyjaśnić kobiece sekrety - rzecz niemal niemożliwa. Niemal... Odkrywania tajemnicy niewieściej duszy John Eldredge podjął się wraz z żoną Stasi, a ich książka powstała właśnie z myślą o kobietach.. Kobiety dość powszechnie czują, że są „zbyt trudne”. Co kryje się głęboko w ich sercu? O czym marzyły jako małe dziewczynki? W jaki sposób powinny leczyć rany? Odpowiedzi należy szukać właśnie w tym bestsellerze. Wszystkie małe kobietki śnią o porwaniu w wir romansu, o odegraniu niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie i o roli Pięknej w czyjejś historii. Te marzenia nie są jedynie niewinną, nic nieznaczącą zabawą, lecz stanowią sedno ich serca. Niestety, z biegiem czasu ukryte pragnienia zostają pogrzebane w natłoku zadań domowych. Często słyszy się twierdzenie kierowane pod adresem chrześcijanek: „Zrób tych dziesięć rzeczy, a uznamy cię za kobietę pobożną”. Efekty przesłania są niszczące. Mimo to, niewieście serce wciąż przypomina o swoim istnieniu, podczas romantycznego filmu lub tuż przed bladym świtaniem. Ono znaczy więcej niż wszystkie „ważne” sprawy razem wzięte. Pragnienia i tęsknoty mówią o życiu, do jakiego Bóg powołał białogłowe. To On chce stać się ich Rycerzem. Przyjechać na ognistym rumaku, ocalić wnętrze zamknięte w zamczysku codzienności i przywrócić do prawdziwego życia. Zdumiewające jest to, do jak pięknych rzeczy została stworzona kobieta. Książkę czyta się jednym tchem. Gorąco polecam ją nie tylko płci pięknej. Mężczyznom na pewno pomoże w zrozumieniu skomplikowanej psychiki ukochanej. ◘ PIOTREK BANASIK W POSZUKIWANIU ODPOWIEDZI JOHN M. COETZEE FOE Wydawnictwo Znak, Kraków 2007 ●● Choć księgarskie półki zdobią szeregi równo ułożonych i pięknie wydanych powieści Johna Maxwella Coetzee, to w dalszym ciągu jest to w Polsce pisarz mało znany. A szkoda, bo ani Nagrody Bookera (dla najlepszej powieści napisanej przez obywatela Wspólnoty Narodów), ani tym bardziej Nagrody Nobla nie dostaje się za powieści niskiego lotu. Być może do stosunkowo małej popularności przyczynia się fakt, że pisarz nie jest pupilem mediów, nie przybywa na rozdania nagród, a z czytelnikami spotyka się niezwykle rzadko (w Polsce był tylko raz). Książki Johna M. Coetzee nie są łatwą literaturą. Autor porusza trudne tematy: swoich bohaterów naznacza piętnem gwałtu bądź sprawia, że pojawiają się znikąd, dając czytelnikowi okazję do myślenia nad światem takim, jaki jest bez zbędnych upiększeń, bez cenzury, bez omijania tematów zakazanych. W „Hańbie” dotyka problemów apartheidu, w „Powolnym człowieku” bohaterem czyni człowieka, który właśnie stracił nogę w wypadku i dopiero uczy się życia niepełnosprawnych. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA Ten mroczny, trudny świat spotykamy u Coetzee’go również w „Foe”, wydanej w Polsce już po raz drugi. To swoista interpretacja historii Robinsona Cruzoe, samotnego rozbi tk a na be zl u dne j wy spi e . Jak zwy kl e u południowoafrykańskiego autora, tak i tu bohaterowie kryją w sobie tajemnicę: tytułowy Foe przepada bez śladu już na pierwszych kartkach powieści, zaś pisząca do niego listy Susan Barton ma charakter równie skomplikowany jak życiorys. Marginalną rolę odgrywa w całej opowieści sam Kruzo, zaś chyba najważniejszym z bohaterów jest Piętaszek… „Foe” to nie tylko reinterpretacja powieści Daniela Defoe. To również książka o książkach - już na obwolucie czytamy, że w powieści padają pytania o istotę narracji - tajemnica uciętego języka Piętaszka przeplata się z nieustanną gadaniną Susan, która, choć włada pięknym językiem, to niewiele posuwa historię do przodu. Czy odwieczny niemowa może mówić? A może ktoś powinien opowiedzieć jego historię? Snucie powieści jest jak głuchy telefon - nieważne, co powiemy na początku, istotne jest, co pozostanie z naszych słów, co jest w stanie dotrzeć do czytelnika. Do czego może posunąć się autor, by uczynić historię ciekawą? Czy można zmyślać, by uczynić książkę bardziej interesującą? Czy może lepiej oprzeć się na prawdzie, choćby była nudna i kłopotliwa? To tylko parę pytań, które Coetzee stawia przed czytelnikiem. Na szczęście - nie daje łatwych odpowiedzi i każdy może spróbować odpowiedzieć sam. ◘ 9 W czasie przygotowań do jubileuszu naszej wspólnoty (więcej - str. 10) docieramy do wielu ludzi, którzy przed laty stanowili siłę łęczyckiej Młodzieży Oazowej. Od rozmów o historii FMO już tylko krok do owocnej współpracy na łamach „Pokój i Dobro”. Postanowiliśmy więc zaprosić do tworzenia pisma byłych oazowiczów - nie narzucając im jednak tematyki artykułów. Prosiliśmy tylko o wspomnienie osób, miejsc, chwil, które są dla nich ważne - a nawet niekoniecznie dotyczą oazy. Dziś pierwszy odcinek tej rubryki. Do jej otwarcia zaprosiliśmy wieloletnią oazowiczkę - Anię Posyłek. A już teraz zachęcamy wszystkich innych, by dzielili się z nami tym, co sami z nostalgią wspominają. „NA WSZYSTKO CZAS BYŁ JESZCZE DZISIAJ JUŻ GO NIE MA…” ANNA POSYŁEK* KS. JAN TWARDOWSKI Należę do tego pokolenia, które zostało pozbawione prawdy o dramacie Polski i Polaków. Starałam się nadrobić zaległości już jako dorosły człowiek. Nie tylko czytałam, ale rozmawiałam z ludźmi, którzy mogli opowiedzieć mi historię mojego kraju poprzez doświadczenia własnego życia. rodziców, a potem ich dzieci. Z charakterystycznym dla siebie Dopiero odejście, śmierć kogoś bliskiego, skłania nas do poczuciem humoru opowiadała szkolne anegdoty. odkrycia, kim właściwie była dana osoba w naszym życiu. Kiedy spotykaliśmy się w Jej mieszkaniu, pytała gdzie Każdego dnia kogoś tracimy. Ktoś odchodzi z naszego życia, ostatnio byliśmy, co zobaczyliśmy. Opowiadaliśmy, pokazywaczy to poprzez śmierć, czy rozstanie… liśmy zdjęcia, pamiątki, a w jej oczach widać było blask. Od Niektórzy odchodzą cicho i niepostrzeżenie, choć całe dawna już miała trudności z poruszaniem się. Wychodziła życie byli tak bardzo obecni w życiu innych. Tak wiele dawali jedynie do sklepu i na swoją ulubioną ławeczkę. Lubiła słuswoją obecnością i uczyli swoim doświadczeniem… chać jak zachwycamy się światem, jak mówimy o krajobrazach 7 lutego odeszła od nas jedna z osób, które właśnie tak i zabytkach. Wędrowała w naszych opowieściach swoimi dawzapisały się w moim życiu. Pani Krystyna Szymańska – moja nymi szlakami – Ona już tam wszędzie byNauczycielka geografii. ła… Jednak jeszcze raz wyruszała z nami Jak się później okazało, była w podróż naszych opowieści. nie tylko Nauczycielką geograW swoją ostatnią podróż wyruszyła jedfii, ale historii i patriotyzmu. nak bez nas. Zawsze zabierała kilka niezbędNigdy nie zapomnę tych nych drobiazgów w swój stary plecak - tym wspólnych rozmów o dramarazem nie mogła zabrać niczego. Odeszła tycznej historii Polski, z których niespodziewanie i bez słowa. Nie zdążyliśmy dowiadywałam się o prawdzipowiedzieć jej „do widzenia” i pożegnać wych losach mojej Ojczyzny. przed drogą. Odeszła i pozostawiła nas Rozmowy odbywały się w w zagubieniu i smutku. Nie dała nam czasu mieszkaniu mojej Nauczycielki, na przygotowanie. Odeszła, jak żyła: cicho gdzie na ścianach zawsze wisiai spokojnie, nie chcąc angażować sobą nikoły dwa obrazy, będące zapisem go… dwóch heroicznych wydarzeń z Mogę powiedzieć, że miałam Nauczyhistorii Polski: „Rejtan – upaciela, który uczył mnie nie tylko przedmiotu, dek Polski” autorstwa Jana MaPANI KRYSTYNA SZYMAŃSKA Z UCZNIAMI ale zachwytu nad pięknem mojego kraju. Natejki, i „Cud nad Wisłą”, któreuczyciel, który pokazywał mi, jak ważna jest znajomość histogo autora, niestety, nie znam. Zawsze też towarzyszył nam w rii własnej Ojczyzny, jej losów - tak tragicznych, jej umęczenia rozmowach portret Papieża Polaka, który cieszył się wielkim i chwały. Nauczyciel, który uczył mnie, że powinnam być szacunkiem i zawsze znajdował się na honorowym miejscu. dumna z tego, że jestem Polką. Należę do tego pokolenia, które zostało pozbawione Za to wszystko dziękuję Pani w imieniu swoim i wszystprawdy o dramacie Polski i Polaków. Starałam się nadrobić kich uczniów, którzy mieli zaszczyt mieć z Panią lekcje geozaległości już jako dorosły człowiek. Nie tylko czytałam, ale grafii. rozmawiałam z ludźmi, którzy mogli opowiedzieć mi historię mojego kraju poprzez doświadczenia własnego życia. Takim W przeddzień Dnia Nauczyciela, 13 października 2007 r. właśnie człowiekiem była Pani Krystyna Szymańska. Chętnie o godz. 18.30 w kościele OO. Bernardynów zostanie odopowiadała o dramatycznej historii swojej rodziny, której losy prawiona Msza św. w intencji śp. Krystyny Szymańskiej, były związane z historią Polski. Opowiadała również o historii zamówiona przez jej uczniów Łęczycy. Mieszkała tu wiele lat i uczyła kilka pokoleń jej mieszkańców. Znała tu wszystkich. Zawsze chętnie przyjmowała swoich uczniów. Pytała jak *ANNA POSYŁEK - psycholog, pracuje w Ośrodku sobie obecnie radzą i wspominała - często przecież uczyła Interwencji Kryzysowej w Łodzi FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 10 Wy jesteście naszym listem, pisanym w sercach naszych, listem, który znają i czytają wszyscy ludzie. Powszechnie o was wiadomo, żeście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc. 2 Kor 1, 2-3 25 LAT FMO W ŁĘCZYCY Franciszkańska Młodzież Oazowa ma zaszczyt zaprosić wszystkich byłych oazowiczów na uroczyste obchody XXV-lecia istnienia Oazy przy kościele OO. Bernardynów w Łęczycy. Jubileusz zaplanowaliśmy na sobotę, 8 września 2007 r., a rozpocznie się on Mszą świętą o godz. 14.00 w naszym kościele. Liczymy, że swoją obecnością uświetnią Państwo tę uroczystość. Kto by pomyślał, że Franciszkańska Młodzież Oazowa w Łęczycy liczy sobie już 25 lat? A jednak to prawda! W 1982 roku kamień węgielny u podstaw naszej wspólnoty położył o. Marek Kurpiel, a upływający czas nie zdołał zagasić radości i ofiarnej pokory, płonącej w sercach łęczyckiej młodzieży. Teraz, prawie ćwierć wieku od tamtych wydarzeń, pragniemy wrócić pamięcią do początków naszej wspólnoty i przypomnieć jej bogatą tradycję. Miło nam zaprosić wszystkich byłych oazowiczów na uroczystość jubileuszową, będącą okazją od odświeżenia wspomnień i spotkania po latach swoich oazowych przyjaciół. Obchody dwudziestopięciolecia będą składały się z dwóch części: pierwsza - oficjalna - to oczywiście Msza święta, a także zestaw przemówień, podziękowań i owacji. Druga część - ta mniej oficjalna - to obiad, spotkania i rozmowy, wspomnienia, wspólne śpiewy, tańce i pamiątkowe fotografie - aż do ostatniego gościa. Wierzymy, że w drugą sobotę września spotkamy się w naszym klasztorze w jak największym gronie. Jednak aby tak się stało, potrzebujemy odrobiny pomocy z Państwa strony. Jeśli dysponujecie Państwo jakimikolwiek kontaktami z byłymi oazowiczami, to prosimy uprzejmie o przekazanie tej wiadomości dalej - bo nam pewnie nie do wszystkich uda się dotrzeć, a nie chcielibyśmy nikogo pominąć. Jeśli nawet nie macie Państwo żadnego kontaktu, a pamiętacie choćby nazwiska osób ze wspólnoty będziemy wdzięczni za nawet taką pomoc. Równie ważne są dla nas wszelkie materiały, które pomogą nam lepiej przygotować się do jubileuszu - zdjęcia, wspomnienia, pa- FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA miątki, świadectwa, śpiewniki... Z góry za nie dziękujemy. Żeby spotkanie na ćwierć wieku naszej wspólnoty miało naprawdę godną oprawę, będziemy musieli ponieść koszty związane z jego organizacją. Już teraz przeznaczamy na ten cel dochody z wydawanej przez nas Franciszkańskiej Gazetki Oazowej "Pokój i Dobro", wkrótce ruszymy na poszukiwanie sponsorów wśród łęczyckich urzędów i firm. Jeśli mieliby Państwo życzenie wesprzeć nas finansowo, będziemy wdzięczni za wszelkie ofiary, które zostaną przeznaczone na zorganizowanie jubileuszu. Dobrowolne datki można składać do któregokolwiek z animatorów lub do naszego moderatora, o. Nereusz, a także dokonywać wpłat na konto klasztorne: Klasztor oo. Bernardynów ul. Poznańska 18a 99-100 Łęczyca 72 1020 3440 0000 7702 0067 0505 Darowizna na cel kultu religijnego - FMO Abyśmy mogli dobrze przygotować się do tych uroczystości, prosimy o kontakt wszystkich chętnych do spotkania się po latach. Zgłaszać się można, korzystając z FORUM na naszej oazowej stronie internetowej www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca, przez e-mail [email protected], pod numerem telefonicznym 505-415-712 (Ewa Olczak, koordynująca poszukiwania oazowiczów), a także do o. Nereusza lub któregokolwiek animatora FMO. Prosimy o przekazywanie tej wiadomości dalej, byśmy we wrześniu przyszłego roku spotkali się w jak największym gronie. Do zobaczenia!