bł. szymon z lipnicy (ok. 1438-1482)

Transkrypt

bł. szymon z lipnicy (ok. 1438-1482)
22 kwietnia 2007 r.
POKÓJ I DOBRO!
Nasze czwarte spotkanie, tym razem
wiosenne, jest dość wyjątkowe. Cały
dochód z gazetki przeznaczymy na
leczenie ciężko chorego Arka Wojciechowskiego, dwunastolatka, u którego półtora roku temu wykryto nowotwór części mózgu. O Arku, a także
łódzkiej fundacji „Gajusz”, wspierającej
jego leczenie, piszemy więcej na kolejnych stronach.
Z miesiąca na miesiąc zbliżamy się
coraz bardziej do obchodów rocznicy
dwudziestopięciolecia istnienia naszej
wspólnoty - dlatego dziś, zamiast historii
FMO, krótkie podsumowanie dotychczasowych przygotowań (str. 10). W naszych poszukiwaniach docieramy do ludzi, którzy przed laty stanowili siłę łęczyckiej oazy. By od wspomnień przejść
do czynów, zapraszamy byłych oazowiczów, by napisali dla nas o rzeczach w
ich życiu ważnych - w tym numerze
pierwszy odcinek tej rubryki (str. 9).
Jak zwykle na naszych łamach nie
mogło zabraknąć przybliżania Słowa
Bożego - po wyjaśnienie symboliki i wymowy sceny umycia nóg uczniom udaliśmy się aż do Kalwarii Zebrzydowskiej
(wywiad - str. 4). Z nieco bliższej odległości dotarł do nas tekst o profesji rad
ewangelicznych - czym są owe rady i na
czym polega ich praktyka można dowiedzieć się na stronie 7.
Za niespełna półtora miesiąca
w Rzymie będzie miała miejsce kanonizacja bł. Szymona z Lipnicy, bernardyna, żarliwego kaznodziei oraz opiekuna opuszczonych i chorych. To kolejny
święty z Zakonu Braci Mniejszych, nie
możemy więc pominąć tutaj jego drogi
do świętości.
Życzę miłej lektury.
PIOTREK BANASIK
NR 2 (4)
BŁ.
SZYMON Z LIPNICY (OK. 1438-1482)
Już 3 czerwca Papież Benedykt
XVI dokona kanonizacji naszego
rodaka - bł. Szymona z Lipnicy, bernardyna. Od tej chwili Szymon będzie czczony w całym Kościele.
MATEUSZ SADOWSKI
Szymon, syn Grzegorza i Anny,
przyszedł na świat w Lipnicy koło
Bochni około 1438 roku. Rodzice Szymona byli ludźmi bardzo
pobożnymi i z troską dbali
o wychowanie i wykształcenie syna. Szymek
od najmłodszych lat wyróżniał się pilnością pośród swoich rówieśników.
Często zdarzało się, że
opuszczał on swoich kolegów i szedł do Kościoła.
Najczęściej wzywał wstawiennictwa Matki Bożej,
która najbardziej sobie upodobał.
W roku 1454 jego pilność i sumienność pozwoliły mu kontynuować naukę
w Akademii Krakowskiej. W przeciwieństwie do większości żaków, pędzących dość beztroskie życie, Szymon
wprost kochał samotność, którą mógł
zamienić na osobiste spotkanie z Bogiem. Wszelkie przekazy świadczą o nieskażonej czystości błogosławionego.
Życie w Krakowie pozwoliło jeszcze
bardziej rozwinąć duchową stronę życia
młodego bakałarza - pewnie dlatego
Szymon z Lipnicy został patronem młodzieży akademickiej..
Po zdobyciu odpowiedniego wykształcenia, Szymon zdecydował się
pójść drogą służby Bogu. W 1457 r.
wstąpił do klasztoru pw. św. Bernardyna
założonego przez św. Jana Kapistrana.
Tamtejsi zakonnicy prowadzili życie
nadzwyczaj surowe, pełne umartwień
i niewygód.
Około 1465 r. otrzymał święcenia
kapłańskie. Swoje pierwsze kroki skierował do Tarnowa, gdzie został gwardianem, jednak ta funkcja chyba mu nie
odpowiadała, gdyż po dwóch latach
wrócił do Krakowa. Pozostał tu przez
większą część swego życia. Zasłynął
głównie jako świetny kaznodzieja. Jego słowa gromadziły rzesze
studentów i profesorów. Jego
kazania czasami wywoływały
poruszenia, co sprawiło, że musiał on bronić swych racji przed
kapitułą.
Podczas dziesiątkującej Kraków epidemii w 1482 roku bł.
Szymon zdecydował się nie
opuszczać miasta, choć dziennie
umierało tam ponad 40 osób.
Niestety, nie udało się błogosławionemu uniknąć choroby, której pierwsze
oznaki dostrzeżono podczas głoszonego
przez niego kazania w oktawę święta
Nawiedzenia Matki Bożej. Po 5 dniach
cierpień, mimo troskliwej opieki, błogosławiony zakończył swoje życie. Jeszcze
tego samego dnia odbył się pogrzeb,
który z powodu zarazy nie był zbyt uroczysty. Ciało Szymona spoczęło, zgodnie z ówczesnym zwyczajem zakonnym,
w kościele klasztornym pod ołtarzem,
pomiędzy szczątkami braci Tymoteusza
i Bernardyna Taki jednak pogrzeb nie
był zgodny z wolą bł. Szymona. Przed
śmiercią zobowiązał on brata infirmarza
do pogrzebania jego ciała pod progiem
kościelnym. Brat jednak o tym zobowiązaniu zapomniał, a kiedy przypomniał
je sobie, było już za późno.
2
Z ŻYCIA FMO
29 stycznia - 22 kwietnia 2007 r.
17.02., 10.03. - Od zwycięstwa do porażki...
Ubiegłe miesiące przyniosły dwa turnieje halowej piłki
nożnej o Puchar Biskupa Diecezji Łowickiej. Pierwszy,
eliminacyjny, odbył się w pobliskim Bedlnie, drugi - już finałowy - w Sochaczewie. Ale po kolei.
Mimo osłabienia chorobami, do Bedlna jechaliśmy podwójnie zmotywowani - wszak od naszej postawy zależało
wyjście do diecezjalnego finału rozgrywek. Po emocjonujących meczach pokonaliśmy kolegów po fachu z Grabowa,
Kutna oraz Pleckiej Dąbrowy, co przy jednej tylko porażce
(z Rdutowem) dało nam zwycięstwo w całych zawodach, dzięki któremu awansowaliśmy do finału.
W finale rozgrywek wzięło udział osiem najlepszych drużyn z całej diecezji - wśród nich nasza oazowo-ministrancka
ekipa w składzie: Sebastian Sadowski, Michał Nowakowski, Łukasz Radzewicz, Piotrek Banasik, Mateusz Sadowski, Krzysiek Łęcki, Rafał Sobczak oraz Damian Łęcki. Niestety, szału nie było. Dwa zwycięstwa i dwie porażki
dały nam dopiero siódme miejsce. Nie udało nam się obronić
piątej pozycji sprzed roku, jednak siódma lokata w gronie siedemdziesięciu drużyn, biorących udział w całym turnieju to
przecież nie wstyd...
Wprawdzie w dotychczasowych występach na arenach
diecezjalnych był to nasz najsłabszy występ, to chyba nie można z tego powodu załamywać rąk. Pora wziąć się do pracy przede wszystkim nad skutecznością i kondycją - by w następnym turnieju było lepiej. ◘
31.01., 30.03. - Nowe, dźwięczne uczestniczki
Tak się składa w podsumowaniu minionych trzech miesięcy, że wydarzenia w nim opisywane, występują podwójnie. Tak
jak rozegraliśmy dwa turnieje piłkarskie, tak i w tym okresie
przybyły do nas dwie nowe gitary. Jedna akustyczna - Takamine G124, którą kupiliśmy za fundusze zebrane ze sprzedaży
poprzedniego numeru gazetki, druga - elektroakustyczna Admira 1000-E, podarowana nam przez o. Salwatora.
Obie gitary uroczo wyglądają, pięknie brzmią, a przy tym
nie wołają jeść ni pić. Nie mają jeszcze imion (konkurs trwa),
ale już zdążyły zadomowić się w naszej wspólnocie. Wierzyć
wypada, że wraz z pojawianiem się nowych gitar, również i my
będziemy rozwijać się instrumentalnie i wokalnie, byśmy
umieli wykorzystać cały potencjał naszego nowego sprzętu. ◘
18.03, 8.IV - FMO w prasie
Nasza popularność powoli, ale systematycznie wzrasta - po
raz kolejny, i to dwukrotnie, łęczycka wspólnota zaistniała
w mediach. Tym razem - w „Gościu Niedzielnym”.
Po raz pierwszy pokazaliśmy się (a konkretnie Damian
i Krzysiek Łęccy) na zdjęciu w relacji z Turnieju o Puchar
Biskupa Łowickiego. Próżno nam szukać powodów, dla
których to właśnie nasz mecz wybrano na ilustrację zmagań,
ale możemy snuć własne podejrzenia. Według jednych, do
redaktorów „Gościa Niedzielnego” przemówiła niespotykana
aparycja fotografowanych, inni uważają, że to właśnie kłótnie
Fafika z sędzią (uwiecznione na zdjęciu) były najbardziej
charakterystycznym momentem zawodów. Aby wyrobić sobie
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
własną opinię - zapraszamy na naszą stronę internetową:
www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca/.
Po raz drugi można było o nas przeczytać w wielkanocnym wydaniu „Gościa Niedzielnego”. Wtedy to ukazał się
(spora w tym nasza zasługa) artykuł o łęczyckim kościele
i klasztorze OO. Bernardynów. Oprócz krótkiej historii
naszej świątyni oraz paru słów o teraźniejszej posłudze,
w artykule Bohdana Fudały znalazły się cztery zdania o Młodzieży Oazowej i naszym dwudziestopięcioleciu.
Zainteresowanie naszą parafią wynika z faktu, że zaprosiliśmy Redakcję „Gościa Niedzielnego” do objęcia patronatem
medialnym uroczystości jubileuszowych FMO, która w tym
roku kończy 25 lat. Więcej o przygotowaniach do jubileuszu,
patronach medialnych i sponsorach piszemy na stronie 10. ◘
1.04. - Droga krzyżowa ulicami miasta
Zgodnie z wieloletnią tradycją, wieczorem w Niedzielę
Palmową przeszła ulicami Łęczycy droga krzyżowa, tym razem przygotowywana przez naszą wspólnotę. W tym roku,
chcąc uczcić drugą rocznicę śmierci Jana Pawła II, postanowiliśmy wykorzystać w rozważaniach fragmenty homilii Papieża
Polaka, które wygłosił w naszym kraju. W kilkuminutowych
fragmentach, jakie odtwarzaliśmy przy każdej stacji, staraliśmy
się zawrzeć najważniejsze elementy nauczania Jana Pawła II,
w szczególności zaś - słowa skierowane do młodzieży. ◘
2.-4.04 - Rekolekcje wielkopostne
Tegoroczne rekolekcje wielkopostne głosił w naszym kościele dominikanin, o. Roman Bakalarz, przeor klasztoru
w Borku Starym koło Rzeszowa. W Mszach świętych z nauką
dla młodzieży jak co roku uczestniczyli oazowicze-licealiści,
nie zabrakło też studentów i gimnazjalistów. O. Roman - jak
przystało na dominikanina - nie bał się stawiać trudnych pytań. Czy wierzysz? A jeśli tak, to JAK wierzysz? Kim jest dla
Ciebie Chrystus? Odpowiedź na te pytania - dająca fundament
naszej wierze - niejednokrotnie jest dla nas trudna, bo przecież
każdy może mieć wątpliwości. Zapewne dzięki tym rekolekcjom odpowiedź na tak postawione pytania będzie choć trochę łatwiejsza. ◘
2.-8.04 - Wielki Tydzień
Przygotowania do świąt Wielkiej Nocy rozpoczęły się jak
zwykle dużo wcześniej, od gruntownego sprzątania naszej
salki, mycia okien, a także pomocy w porządkach na korytarzach klasztornych, które przywracaliśmy do pierwotnego
wyglądu po remoncie. W Wielki Czwartek życzenia wszystkim
ojcom, posługującym w naszym klasztorze, złożył w imieniu
FMO Mateusz Sadowski, dziękując za każdy uśmiech i pogodę
ducha. W Wielki Piątek uczestniczyliśmy w adoracji Krzyża
Pana Jezusa, zaś po sobotniej Wigilii Paschalnej spotkaliśmy
się na wspólnym czuwaniu przy Grobie Pańskim. Jak zwykle
Dzień Zmartwychwstania uczciliśmy uczestnictwem we Mszy
św. rezurekcyjnej, a także meczem piłkarskim, w którym każda
strzelona bramka ogłaszana była światu głośnym „Alleluja!”. ◘
15.04 - Święto Miłosierdzia Bożego
Z ostatniej chwili: narodziła się nowa świecka tradycja rowerowo-samochodowy wyjazd do Sanktuarium św. Faustyny w Świnicach Wartkich na uroczystą koronkę. Liczymy, że
z roku na rok nasz peleton przyciągał będzie jeszcze większą
liczbę uczestników. ◘
3
POMAGAMY ARKOWI WOJCIECHOWSKIEMU
Jeden z najgłębszych sekretów życia
polega na tym, że tylko to wszystko,
co robimy dla innych, jest tym,
co naprawdę warto robić.
Lewis Carroll
Czwarty numer naszego pisma jest wyjątkowy.
Cały dochód z jego sprzedaży zdecydowaliśmy się
przeznaczyć na pomoc dla dwunastolatka chorego
na guza mózgu - Arka Wojciechowskiego. Mamy
nadzieję, że oazowa gazetka nie będzie jedyną
formą pomocy. Poniżej przedstawiamy Arka, oddając głos jego rodzicom, a także przybliżamy
łódzką Fundację „Gajusz”, której jest podopiecznym.
Polecamy Arka nie tylko Państwa wsparciu finansowemu, ale przede wszystkim - Państwa modlitwie. W jego imieniu - dziękujemy!
Arek Wojciechowski urodził się 28.09.1995 roku jako
wcześniak, w siódmym miesiącu ciąży. Już wtedy musiał walczyć z chorobami, które nękały go z powodu wcześniejszych
narodzin. Dzięki wspaniałej opiece lekarskiej, a nade wszystko
dzięki ogromnej chęci życia poradził sobie i wygrał.
Przez kolejne dziesięć lat nasz synek rósł zdrowo i szczęśliwie, przeżywając wielkie radości i małe smutki wieku dziecięcego. Stawał się bardzo inteligentnym, czułym, wrażliwym i
dowcipnym chłopcem. Jego zainteresowania przerodziły się w
pasję do techniki, fizyki, astronomii i chemii. Nagle, na początku grudnia 2005 roku, po kilku dniach złego samopoczucia Arka, rodzinne szczęście przygasło. Nasz jedyny syn
został poddany zabiegowi operacyjnemu mózgu, ratującemu
jego życie, a tydzień później postawiono diagnozę: nowotwór
złośliwy lewej części móżdżku (medulloblastoma).
Nasz świat się zawalił. Ze względu na charakter choroby i
leczenia, któremu zostało poddane nasze dziecko, w jego i
naszym życiu musiało nastąpić wiele zmian; ciągłe badania
kontrolne, pobyty w szpitalu w Łodzi i w Warszawie, indywidualne nauczanie w domu, częste złe samopoczucie i dokuczliwe efekty uboczne radio- i chemioterapii. Nasz syn, mimo iż ma dopiero 12 lat, jest bardzo dzielny i godnie znosi
wszystkie trudności związane z chorobą, ponieważ bardzo
chce być zdrowy i mocno wierzy w powodzenie terapii. My
wspieramy go w każdej minucie i nie pozwalamy, aby choć na
chwilę zwątpił.
Niestety, życie jest okrutne: koszty związane z leczeniem
Arka są duże. Mimo że czasami bywa ciężko, nasza wiara w to,
że nasz syn będzie zdrowy, jest ogromna. Wierzymy, że dobry
Bóg, w którego wierzymy i któremu bezgranicznie ufamy,
pozwoli naszemu dziecku powrócić do zdrowia i normalnego
życia.
Również Państwo możecie pomóc Arkowi jeszcze długo
cieszyć się życiem. Będziemy wdzięczni za każdą okazaną pomoc.
Edyta i Adam Wojciechowscy
Łódzka Fundacja „Gajusz” istnieje od prawie ośmiu lat i
zajmuje się wszechstronną pomocą przewlekle i nieuleczalnie
chorym dzieciom oraz ich rodzicom. Jest to organizacja pozarządowa, wspierająca dzieci chore, głównie onkologicznie.
Fundacja współpracuje przede wszystkim z Centrum Onkohematologii w szpitalu przy ul. Anastazego Pankiewicza
(dawniej Spornej) w Łodzi.
Choroba nowotworowa dziecka jest procesem niezwykle
trudnym, wyczerpującym dla całej rodziny. Zdając sobie z
tego sprawę, organizacja zapewnia pomoc psychologiczną,
materialną oraz organizuje przewozy do domu i do szpitali
(Centrum Onkohematologii, ośrodki przeszczepowe we Wrocławiu, Poznaniu, Centrum Zdrowia Dziecka).
Pod opieką Fundacji jest ponad 100 przewlekle chorych
dzieci, które są w trakcie leczenia. Dzieci te mają wiele marzeń: „chcą zatelefonować do mamy, mieć małego psa, rudego kota, uśmiechniętą mamę i szczęśliwego tatę, czerwony
rower albo dwustronne rękawiczki, ale czasem - chcą po prostu żyć”, tak pisze Fundacja na swojej stronie internetowej
www.gajusz.org.pl. Do spełnienia, można by powiedzieć
prostych marzeń tych dzieciaków, niezbędne są drogie leki,
badania i opieka medyczna, a co za tym idzie - finanse.
Fundacja Gajusz
Łódź, ul. Piotrkowska 17
nr konta: 46 1560 0013 2027 0380 6621 0038
z dopiskiem: Pomoc dla Arka
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
4
POMAGAJ MIMO WSZYSTKO!
Kontynuujemy przybliżanie na naszych łamach Słowa Bożego, a podtrzymując tradycję - po raz kolejny z
pytaniami o fragment z Ewangelii zwracamy się do naszych oazowych przyjaciół. Tym razem o symbolice
i wymowie fragmentu z Ewangelii według św. Jana opowie br. Anicet Gruszczyński* z Wyższego Seminarium
Duchownego w Kalwarii Zebrzydowskiej.
Pan Jezus obmywa nogi swoim uczniom tuż przed spożyciem wieczerzy. Jaka jest symbolika umycia nóg?
Po całym dniu nogi są porządnie brudne, szczególnie jeśli
uwzględnimy palestyński klimat. Wiemy też, jaki komfort
przynoszą czyste nogi. Trzeba je umyć, zanim zasiądzie się do
paschalnej wieczerzy. Jezus nie mówi jednak: „no, to umyjcie
sobie nogi i przychodźcie szybko, bo wszystko gotowe”, tylko
robi to osobiście. On - Mistrz, Pan, Bóg - służy tym, których
wybrał. Mycie nóg, to bardzo przyziemna czynność, jednak
dzięki czynowi Jezusa nabiera nowego znaczenia - ofiarnej
miłości, schylania się do tych, którzy są niżej od nas.
W jaki sposób ten fragment
odnosi się do naszego życia?
To jest właśnie nasze życie! Tylko widziane od środka. Ewangelia św. Jana jest właśnie taka;
podczas gdy inni Ewangeliści
przekazują słowa konsekracji,
Jan pisze o tym, co jest istotą
Eucharystii: przykazanie nowe,
dar Ducha Świętego, trwanie w
Chrystusie, oddanie życia za
przyjaciół, jedność i - właśnie - obmywanie nóg. To wszystko
jest w kontekście Eucharystii. Zaś Eucharystia przedłuża się w
życie. Całe życie jest bezkrwawą ofiarą uwielbienia, jaką składamy Ojcu, przez Chrystusa, w Duchu Świętym. „Proszę Was,
bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą,
świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12, 1). Tak jak żyjemy, tak też przychodzimy do kościoła, i to, co z niego wyniesiemy, ubogaca
(albo i nie) nasze życie.
„Jeśli więc Ja, Pan i Nauczyciel obmyłem wam nogi, to i wy powinniście
sobie nawzajem obmywać nogi” (J 13, 14). Dosłownie? Można
i dosłownie: miałem też taką sytuację. A potem zakładanie
skarpetek, co przy reumatyzmie jest wielką filozofią. Prawdziwa miłość nie rachuje: „ten to sobie poradzi, nie trzeba mu
pomagać”, tylko bezwarunkowo zabiera się do mycia nóg.
Trzeba wielkiej pokory. Trzeba też pokory, kiedy tobie myją
nogi. Spróbuj komuś pomóc... – „nie, sam sobie poradzę!”.
„Kto ze mną spożywa chleb, już podniósł na mnie swą
piętę” (J 13, 18) - co Chrystus chce przez to powiedzieć?
To, że poświęcamy się dla kogoś, nie chroni nas od ciosów,
wręcz na nie wystawia. Bł. Teresa z Kalkuty pisze: „Ludzie w
gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy, mogą cię jednak zaatakować, gdy
im pomagasz. Pomagaj mimo wszystko!” Mimo wszystko Jezus
myje nogi, także Judaszowi. Nikt nie jest wyłączony, nikomu
nie powiedziano: przegiąłeś, musisz odejść. To znak, że Jezus
chce zbawić wszystkich, nawet największych swych nieprzyjaciół.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
A
kiedy im umył nogi, przywdział szaty
i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do
nich: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie «Nauczycielem»
i «Panem», i dobrze mówicie, bo nim jestem.
Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam
nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie
jest większy od swego pana ani wysłannik od
tego, który go posłał. Wiedząc to, będziecie
błogosławieni, gdy według tego czynić będziecie. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz [trzeba], aby się wypełniło
Pismo: Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł
na Mnie swoją piętę. Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście gdy się stanie, uwierzyli, że JA JESTEM. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja
poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje,
przyjmuje Tego, który Mnie posłał”. (J 13, 12-20)
„Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego
będziecie postępować” - czy każdy, kto postępuje zgodnie z Ewangelią, będzie błogosławiony?
Już jest błogosławiony, już trwa w życiu wiecznym. Bo życie
wieczne - jak my często używamy tego terminu, aż się zużył...
- to nie to coś, tam, w niebie, Bóg, aniołowie, spotkasz swoich
znajomych, itp. Nie tylko! Życie wieczne to życie z Bogiem,
trwanie w Nim, i zaczyna się już tu! Staliśmy się nowymi ludźmi, umarliśmy z Chrystusem i razem z Nim powstaliśmy
z martwych. Choć dalej żyjemy w ciele, to życie jest już inne.
Zastanawiające jest to, że Bóg jest obecny tam, gdzie człowiek
upada, jest słaby, wzgardzony - wszędzie tam Bóg ujawnia się
w całej pełni. „Pan podtrzymuje wszystkich, którzy padają, i podnosi
wszystkich zgnębionych” (Ps 145, 14). Jest z nami we wszystkich
naszych trudnościach i słabościach - a nam się wydaje, że
trudność jest znakiem tego, że Bóg jest daleko... Wniosek to
prosty: chcesz znaleźć Pana? Znajdziesz go myjąc nogi swoim
braciom. Tam Bóg jest obecny o wiele bardziej, niż w mądrych, pięknych słowach i czynach. Czy to nielogiczne? Taka
jest logika miłości – „więcej jest szczęścia w dawaniu, aniżeli w braniu” (Dz 20, 25).
z br. Anicetem rozmawiała
Ewa Olczak
*BR. ANICET GRUSZCZYŃSKI studiuje na trzecim roku
Wyższego Seminarium Duchownego OO. Bernardynów
w Kalwarii Zebrzydowskiej; jest redaktorem naczelnym
pisma „Młodzież Seraficka”, wydawanego przez kleryków
z WSD.
5
SŁUŻYĆ BOGU I LUDZIOM
Praca brata, choć cicha i niedostrzegalna, jest bardzo ważna. Bracia, nawet mimo podeszłego wieku, zajmowali się często w klasztorach ogrodami, zakrystią i kościołem. Teraz
jest ich jednak jest z roku na rok coraz mniej. Ja zdecydowałem, że zostanę bratem i będę służył pokornie, nie wyróżniając się…
z br. Artemiuszem Irsakiem rozmawia ANGELIKA MIELCZAREK
Kiedy odkrył brat swoje powołanie do zakonu?
Przez 15 lat byłem ministrantem w mojej rodzinnej parafii –
w Oleśnikach. Tam rodziło się moje powołanie. Pragnąłem
służyć Bogu i innym ludziom. Po skończeniu szkoły zafascynowany postacią św. Franciszka, jego wielką miłością do bliźniego i otaczającej natury, postanowiłem go naśladować. Niestety naszym kościołem przewodzili księża diecezjalni, więc
nie nigdy miałem styczności z zakonnikami. Po rozmowie z proboszczem,
zawiózł mnie on do Leżajska, gdzie
mogłem poznać życie zakonne i odbyć
tam paromiesięczny postulat, czyli okres
przygotowujący do podjęcia decyzji
o wstąpieniu do zakonu…
Jak brat wspomina pobyt w seminarium w Kalwarii Zebrzydowskiej?
Nie byłem w seminarium, służyłem w
tym czasie przez dwa lata we wspólnocie
klasztornej Matki Bożej Anielskiej. Tam
ja i moi współbracia mieliśmy wykłady
i obowiązki, m. in. pracę w domu pielgrzyma, w klasztorze, we furcie i w sklepiku klasztornym. W junioracie wysyłano nas tez często do pomocy w innych
klasztorach przy przyjmowaniu intencji
od wiernych i roznoszeniu opłatka
przez Świętami. Potem przeniesiono
mnie do Dukli do nowego seminarium
św. Jana z Dukli, gdzie pracowałem w kiosku przyklasztornym.
Wydarzenie, które chętnie brat wspomina z okresu przed
wyświęceniem to…?
Pamiętam wydarzenie, gdy w Kalwarii odbywała się kolęda.
Wspólnota klasztorna, wszyscy ojcowie, bracia chodzili do
seminarium by odwiedzać się nawzajem z wizytą duszpasterską. Byłem zaskoczony, gdy widziałem, jak ojcowie i bracia
przynosili innym prezenty, a to książkę, a to kalendarz. Potem
okazało się, że w międzyczasie, gdy każdy po kolei rozmawiał
z bratem, inni współbracia zabierali mu rzeczy z celi i wręczali
mu je w formie prezentów. Raz wstawili do celi jednemu bratu
narty, innemu telewizor, wyjęli drzwi lub przynieśli gobelin
z wizerunkiem Matki Bożej i utworzyli w celi kapliczkę do
modłów.
Pracował brat już w wielu placówkach: Leżajsku, Kalwarii, Dukli, Skępem, Krakowie, a teraz w Łęczycy, jak się
bratu podoba nasze miasteczko?
W Kalwarii zajmowałem się często oprowadzaniem pielgrzymek, pracom w klasztorze i to zajmowało mi wiele czasu.
Tutaj nie mam jednak aż tyle pracy, dlatego jest to dla mnie
taka niby pustelnia, gdyż swój wolny czas mogę poświęcić
kontemplacji i modlitwie. Łęczyca zwana jest często „małym
Leżajskiem”, gdyż nasz kościół przypomina kościół w Leżajsku, miejsce gdzie stawiałem pierwsze kroki w zakonie, dlatego jest mi szczególnie bliski i też bardzo mi się podoba. Gdy
tu przybyłem wspólnota klasztorna przyjęła mnie bardzo serdecznie. Ojciec gwardian nazywa mnie „Rodzynkiem” i ma
nadzieję, że zostanę tu tak długo jak brat Marcin.
Jak wygląda brata plan dnia w naszym
klasztorze?
Pobudka ok. 5.30. Otwieram kościół i przygotowuję poranną Mszę św. Po niej mam czas
własny, poświęcony pracy klasztornej i odpoczynkowi. Po południu jest czas na modlitwy
popołudniowe i obiad, po którym do wieczornych nabożeństw mam czas własny. Późnym
wieczorem spotykam się ze współbraćmi na
salce. Mamy tzw. rekreację, która mija nam na
rozmowach na temat wydarzeń na świecie oraz
przemyśleń i przeżyć osobistych. Spać kładę
się po zakończonych pogaduszkach, zależnie
od tego, kiedy je zakończymy.
A co należy do brata obowiązków?
Moim głównym obowiązkiem jest praca w
zakrystii, niezbędne przygotowywania do Mszy
św., przyjmowanie intencji od wiernych. Kiedyś ktoś powiedział, że brat w zakrystii ma
więcej styczności z ludźmi niż ojciec. Zgadzam
się z tym stwierdzeniem, ponieważ często po
Mszy św. ludzie przychodzą zamówić intencję, albo załatwić
jakąś sprawę i wtedy z nimi rozmawiam, wysłuchuję i pomagam im. Zajmuję się także dbaniem o czystość w kościele,
otwieraniem go i zamykaniem. Oczywiście muszę także roznosić opłatki przed Świętami, przygotować szopkę Bożonarodzeniową i grób Pański na Wielkanoc.
Jakie jest życie brata zakonnego?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Chyba ciekawe. Na początku bardziej wolałem być kapłanem niż bratem. Pewne
wydarzenie bardzo jednak wpłynęło na moją decyzję. Wraz ze
współbratem wysłano nas do Koła, abyśmy pomogli roznosić
opłatki. Gdy weszliśmy do Kościoła zobaczyliśmy ponad
osiemdziesięcioletniego brata Wacława, który na kolanach mył
korytarz w kościele. Zapytaliśmy się czy możemy mu pomóc,
ale on odpowiedział, że gościom nie wypada. Wtedy pomyślałem, że praca brata, choć cicha i niedostrzegalna, jest bardzo
ważna. Bracia, nawet mimo podeszłego wieku, zajmowali się
często w klasztorach ogrodami, zakrystią i kościołem. Braci
jednak jest z roku na rok coraz mniej, większość młodych
zakonników woli zostać kapłanami niż braćmi zakonnymi. Ja
zdecydowałem, że zostanę bratem i będę służył pokornie, nie
wyróżniając się…
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
6
WOŁAJĄC O LUDZI SUMIENIA
„Bez Pana jesteśmy tylko Piotrem, który się Go zaparł trzy razy. Gdy jednak
Pan zwrócił ku Piotrowi swoje oblicze, ten zapłakał. Obmył swój błąd łzami, wylał
wodę ze swoich oczu i ochrzcił swoje sumienie.” Św. Augustyn
DARIA JĘDRZEJCZAK, PIOTR BANASIK
Trudno nie znać ewangelicznej historii św. Piotra, który
zaparł się Chrystusa przed trzykrotnym pianiem koguta.
I trudno nie pamiętać, że mimo tego zdarzenia to właśnie
Piotra wybrał Jezus, mówiąc: „Paś owieczki moje!”. Niezwykle
obrazową interpretację tego zdarzenia przedstawia św. Augustyn, szczególnie zaś ważne w jego słowach wydaje się stwierdzenie „ochrzcił swoje sumienie”. Piotr zapłakał, zmywając z siebie ciężar grzechu - odejścia od Boga, tchórzostwa i niewierności. Można powiedzieć, że to właśnie wtedy, dzięki owej
mocy „chrztu sumienia” narodził się nowy Piotr.
Trudno mówić o chrzcie sumienia, nie powiedziawszy
uprzednio, czym naprawdę jest sumienie. Czy wystarczy do
jego wyjaśnienia używany w Starym Testamencie termin
„serce”? W końcu to właśnie za serce chwytamy się, kiedy
myślimy i mówimy o sumieniu...
Sumienie kojarzone jest jako głos wewnętrzny człowieka lecz czym ono jest w swej istocie? Na pewno każdy z nas choć
raz w życiu poczuł „coś”, co nie pozwoliło mu uczynić jakiejś
rzeczy, będącej niezgodną z własnymi przekonaniami i wyznawanymi wartościami. Nie pozwoliło lub po prostu zasygnalizowało, że akurat tego nie powinniśmy robić. To właśnie sumienie stanowi w naszym życiu pewnego rodzaju wyznacznik:
jak mamy postępować, co robić, by móc żyć w zgodzie ze
samym sobą.
Mówiąc o sumieniu, należy pamiętać, że jedynie człowiek je
posiada i może odczytywać, będąc w relacji z drugim człowiekiem a przede wszystkim z Panem Bogiem. Żywy kontakt
z Bogiem oraz łaska Ducha Świętego prowadzą nas ku dobre-
Rys. Martyna Romanowicz
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
o. IWO JANUSZ OFM
Sumienie człowieka jest ostateczną normą
postępowania człowieka. Oznacza to, że człowiek powinien zawsze słuchać tego głosu. Dlatego ważnym jest, aby było ono dobrze ukształtowane. Źle ukształtowane nakazuje czynić zło
w przekonaniu, że jest to dobro lub też jest
nieczułe na grzech. Sumienie człowieka potrzebuje jakiegoś odniesienia, które byłoby gwarantem prawdziwości wydawanych sądów. Dla
chrześcijanina tym odniesieniem jest Ewangelia
i Bóg. Jeżeli człowiek pozwala Bogu działać w
swoim sercu to wówczas może się spodziewać,
że jego sumienie nabierze odpowiedniej delikatności. Dotyczy to zwłaszcza tych pobożnych
ludzi, którzy zanoszą swoje modlitwy do Ducha
Świętego. Sumienie ukształtowane przez działanie Trzeciej Osoby Bożej jest bardzo delikatne.
Będzie ono wówczas ostrzegało człowieka w
każdej sytuacji życiowej, już przed możliwością
popełnienia jakiegokolwiek zła.
mu, a w chwilach wyboru delikatnie podpowiadają, co będzie
dla nas lepsze. Zdarza się ze brakuje nam tej zażyłości lub
zaufania do Pana Boga, wtedy potrzebujemy drogowskazów,
które będą nas ostrzegały o grożących nam niebezpieczeństwach. Z dostrzeganiem ich nie ma zazwyczaj wiele kłopotu,
ale zdarza się, że wolimy iść na skróty, nie rozejrzawszy się
dookoła, by odnaleźć właściwą drogę postępowania.
Właśnie o wyborze tej właściwej drogi mówił do Polaków
Jan Paweł II w 1995 roku. W homilii wygłoszonej na wzgórzu
Kaplicówka w czasie jednodniowej wizyty Papież zauważa:
„Nasza Ojczyzna stoi dzisiaj przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, także politycznymi. Trzeba je rozwiązywać mądrze i wytrwale. [...] Dlatego Polska woła
dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia!”
Słowa te po dwunastu latach nie straciły nic ze swojej aktualności - dlatego warto wyjaśnić, kogo należy rozumieć przez
„ludzi sumienia”. W tej samej homilii Papież tłumaczy: „Być
człowiekiem sumienia, to znaczy przede wszystkim w każdej
sytuacji słuchać swojego sumienia i nie zagłuszać w sobie jego
głosu, choć jest on nieraz trudny i wymagający; to znaczy angażować się w dobro i pomnażać je w sobie i wokół siebie.
Być człowiekiem sumienia, to znaczy wymagać od siebie, podnosić się z własnych upadków, nie zamykać oczu na biedę
i potrzeby bliźnich, w duchu ewangelicznej solidarności.”
Bez wątpienia każdy z nas może być „człowiekiem sumienia”, każdy może wymagać od siebie, choćby nie wymagali od
niego inni. I nawet nie potrzeba do tego takiego dramatycznego przełomu „chrztu sumienia” jak u Piotra. Wystarczy, byśmy to my zwrócili ku Panu swoje oblicza - a on na pewno
nas odnajdzie.
7
ROZWIĄZANIE
TRZECH SUPEŁKÓW
ADAM BARTCZAK*
Niewątpliwie bardzo często widzimy
jakiegoś zakonnika lub zakonnicę, którzy
na pasku, przepasającym habit, mają zawiązane trzy supełki. Czy to tylko ozdoba
stroju zakonnego?
A może oznaczają przypomnienie jakiegoś ważnego
zadania, wyznaczonego na dany dzień? Słyszałem nawet,
że to może jakiś stopień wtajemniczenia w zakonie… Tak
naprawdę żaden z tych domysłów nie jest prawdziwy, jednak nadmienić trzeba, że najbliższe prawdy pozostaje to
ostatnie porównanie.
Otóż prawdą jest, że te supełki oznaczają pewną przynależność, lecz nie tyle do konkretnego zgromadzenia, co
do samego Boga. Jest to zewnętrzny, wyraźny znak złożonych tzw. ślubów zakonnych. Otóż śluby zakonne to nic
innego jak swoista przysięga, obietnica życia w zgromadzeniu, w zupełnym poświęceniu się Ojcu Wszechmogącemu,
drogą praktykowania rad ewangelicznych. To swego rodzaju drabinka, dzięki której osoba konsekrowana może się
piąć jeszcze pełniej do Boga. Co oznacza sam termin „rady
ewangeliczne”? Otóż Kościół zna trzy rady ewangeliczne tzn.
czystość, ubóstwo oraz posłuszeństwo. ,,Rady ewangeliczne dotyczące poświęconej Bogu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, są darem Bożym, który Kościół otrzymał od Pana i z
Jego łaski ustawicznie zachowuje” (Konstytucja Lumen
Gentium 43). A zatem osoba, która praktykuje rady w konkretnym zgromadzeniu, żyje w czystości, ubóstwie i całkowitym posłuszeństwie swojemu przełożonemu.
Praktyka takich rad zaczyna się od momentu złożenia
na ręce kompetentnego przełożonego pierwszych ślubów.
Z reguły pierwsze śluby są czasowe, a więc złożone na
określony z góry przedział czasu. A jeśli ktoś się sprawdzi i
wytrwa, uznając przy tym, że chce nadal poświęcać się Bogu w ten sposób, może przystąpić do złożenia kolejnych
ślubów. Dopiero w oznaczonym terminie, po odbyciu stosownego czasu próby, dana osoba składa tzw. śluby wieczyste. To ostateczny moment, w którym ktoś decyduje się
„POKÓJ I DOBRO”
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA
OAZOWA
Skład redakcji:
Piotrek Banasik
Kamila Chrzanowska
Karolina Góralska
Daria Jędrzejczak
Paulina Król
Damian „Fafik” Łęcki
Krzysiek Łęcki
Angelika Mielczarek
Ewa Olczak
Martyna Romanowicz
Mateusz Sadowski
Maciek „Chomik” Szeming
FMO + GOŚCIE
na życie zakonne przez resztę swoich lat. Staje się profesem.
Za Kodeksem Prawa Kanonicznego możemy podać, iż:
„Życie konsekrowane zatem przez profesję rad ewangelicznych jest trwałą formą życia, w której wierni pod działaniem Ducha Świętego naśladując dokładniej Chrystusa,
oddają się całkowicie umiłowanemu nade wszystko Bogu
ażeby – poświęceni z nowego i szczególnego tytułu dla
chwały Boga, budowania Kościoła i zbawienia świata –
osiągnąć doskonałą miłość w służbie królestwa Bożego i,
stawszy się w Kościele wyraźnym znakiem, zapowiadać
niebieską chwałę” (kan. 573 § 1 KPK).
Trzy rady ewangeliczne tzn. czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, niosą za sobą oczywiście głęboka treść teologiczną. Czystość to oczywiście uporządkowanie w sprawach
grzechu ogólnie, jak również ze szczególnym naciskiem na
czystość fizyczną. Każdy profes pragnie żyć bez wiązania
się z inną osobą, swoje życie ofiarując jedynie Bogu. Życie
w ubóstwie oznacza nic innego jak skromność o charakterze materialnym. Osoby konsekrowane wyrzekają się zbędnych im rzeczy, które nie służą im w drodze do zbawienia,
co więcej – zobowiązują się nie mieć swojej własności. Żyją,
nie mając nic własnego. Co zaś tyczy się posłuszeństwa, to
zakonnicy i zakonnice pragną żyć w posłuszeństwie swoim
przełożonym, na wzór posłuszeństwa Chrystusowego.
Podsumowując, trzeba stwierdzić, że osoby konsekrowane stanowią swoisty stan, który ani nie przynależy do
duchowieństwa, ani do stanu osób świeckich. Prawdą jest,
że mężczyźni żyjąc w zgromadzeniach zakonnych mogą być
jednocześnie diakonami, kapłanami czy biskupami, jednakże w porównaniu do kapłanów diecezjalnych, przynależą
oni w szczególny sposób do swojego instytutu, poprzez
złożone śluby. Należy też zauważyć, że nie wszystkie zgromadzenia, w których składa się wspomniane śluby, noszą
ich zewnętrzny znak, tak jak np. bernardyni w postaci
owych trzech supełków.
*ADAM BARTCZAK — kanonista, pracuje w Trybunale
Matropolitalnym Łódzkim
Jako że gazetka nasza wchodzi dopiero w pierwszą fazę rozwoju,
pragniemy zachęcić wszystkich Państwa do współpracy, czy to w przygotowaniu tekstów, czy to w składzie czy w powielaniu pisma. Liczymy, że dzięki temu będziemy mogli się rozwijać, nie tylko jako Franciszkańska Młodzież Oazowa, ale także jako wspólnota parafialna. Z przyjemnością udostępnimy w tym celu nasze łamy. Wszystkich chętnych do zasilenia składu
redakcyjnego prosimy o kontakt:
FRANCISZKAŃSKA MŁODZIEŻ OAZOWA
Klasztor OO. Bernardynów w Łęczycy
Ul. Poznańska 18a
www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca
[email protected]
Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do redakcji nadsyłanych tekstów,
ich skracania oraz dodawania tytułów i śródtytułów.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
8
MARTYNA ROMANOWICZ
PO PROSTU URZEKA….
JOHN & STASI ELDREDGE
URZEKAJĄCA
Oficyna Wydawnicza Logos,
Warszawa 2005
●● John Eldredge, znany ze świetnej książki „Dzikie serce” o
tęsknotach męskiej duszy, tym razem porwał się na rzecz
nieporównanie trudniejszą. Książka pt. „Urzekająca” ma w
podtytule „Odkrywanie tajemnicy kobiecej duszy”. Nie od
d z i ś
w i a d omo,
ż e
mę ż c z y z na
i kobieta to istoty diametralnie różne, a rozszyfrować
i wyjaśnić kobiece sekrety - rzecz niemal niemożliwa. Niemal...
Odkrywania tajemnicy niewieściej duszy John Eldredge
podjął się wraz z żoną Stasi, a ich książka powstała właśnie z
myślą o kobietach.. Kobiety dość powszechnie czują, że są
„zbyt trudne”. Co kryje się głęboko w ich sercu? O czym
marzyły jako małe dziewczynki? W jaki sposób powinny
leczyć rany? Odpowiedzi należy szukać właśnie
w tym bestsellerze.
Wszystkie małe kobietki śnią o porwaniu w wir romansu, o
odegraniu niezastąpionej roli w wielkiej przygodzie
i o roli Pięknej w czyjejś historii. Te marzenia nie są jedynie
niewinną, nic nieznaczącą zabawą, lecz stanowią sedno ich
serca.
Niestety, z biegiem czasu ukryte pragnienia zostają pogrzebane w natłoku zadań domowych. Często słyszy się twierdzenie kierowane pod adresem chrześcijanek: „Zrób tych dziesięć
rzeczy, a uznamy cię za kobietę pobożną”. Efekty przesłania
są niszczące.
Mimo to, niewieście serce wciąż przypomina o swoim
istnieniu, podczas romantycznego filmu lub tuż przed bladym
świtaniem. Ono znaczy więcej niż wszystkie „ważne” sprawy
razem wzięte. Pragnienia i tęsknoty mówią o życiu, do jakiego
Bóg powołał białogłowe. To On chce stać się ich Rycerzem.
Przyjechać na ognistym rumaku, ocalić wnętrze zamknięte w
zamczysku codzienności i przywrócić do prawdziwego życia.
Zdumiewające jest to, do jak pięknych rzeczy została
stworzona kobieta. Książkę czyta się jednym tchem. Gorąco
polecam ją nie tylko płci pięknej. Mężczyznom na pewno
pomoże w zrozumieniu skomplikowanej psychiki ukochanej.
◘
PIOTREK BANASIK
W POSZUKIWANIU ODPOWIEDZI
JOHN M. COETZEE
FOE
Wydawnictwo Znak, Kraków 2007
●● Choć księgarskie półki zdobią szeregi równo ułożonych
i pięknie wydanych powieści Johna Maxwella Coetzee, to
w dalszym ciągu jest to w Polsce pisarz mało znany. A szkoda,
bo ani Nagrody Bookera (dla najlepszej powieści napisanej
przez obywatela Wspólnoty Narodów), ani tym bardziej
Nagrody Nobla nie dostaje się za powieści niskiego lotu. Być
może do stosunkowo małej popularności przyczynia się fakt,
że pisarz nie jest pupilem mediów, nie przybywa na rozdania
nagród, a z czytelnikami spotyka się niezwykle rzadko
(w Polsce był tylko raz).
Książki Johna M. Coetzee nie są łatwą literaturą. Autor
porusza trudne tematy: swoich bohaterów naznacza piętnem
gwałtu bądź sprawia, że pojawiają się znikąd, dając
czytelnikowi okazję do myślenia nad światem takim, jaki jest bez zbędnych upiększeń, bez cenzury, bez omijania tematów
zakazanych. W „Hańbie” dotyka problemów apartheidu,
w „Powolnym człowieku” bohaterem czyni człowieka, który
właśnie stracił nogę w wypadku i dopiero uczy się życia
niepełnosprawnych.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
Ten mroczny, trudny świat spotykamy u Coetzee’go
również w „Foe”, wydanej w Polsce już po raz drugi. To
swoista interpretacja historii Robinsona Cruzoe, samotnego
rozbi tk a na be zl u dne j wy spi e . Jak zwy kl e
u południowoafrykańskiego autora, tak i tu bohaterowie kryją
w sobie tajemnicę: tytułowy Foe przepada bez śladu już na
pierwszych kartkach powieści, zaś pisząca do niego listy Susan
Barton ma charakter równie skomplikowany jak życiorys.
Marginalną rolę odgrywa w całej opowieści sam Kruzo, zaś
chyba najważniejszym z bohaterów jest Piętaszek…
„Foe” to nie tylko reinterpretacja powieści Daniela Defoe.
To również książka o książkach - już na obwolucie czytamy,
że w powieści padają pytania o istotę narracji - tajemnica
uciętego języka Piętaszka przeplata się z nieustanną gadaniną
Susan, która, choć włada pięknym językiem, to niewiele
posuwa historię do przodu. Czy odwieczny niemowa może
mówić? A może ktoś powinien opowiedzieć jego historię?
Snucie powieści jest jak głuchy telefon - nieważne, co
powiemy na początku, istotne jest, co pozostanie z naszych
słów, co jest w stanie dotrzeć do czytelnika. Do czego może
posunąć się autor, by uczynić historię ciekawą? Czy można
zmyślać, by uczynić książkę bardziej interesującą? Czy może
lepiej oprzeć się na prawdzie, choćby była nudna i kłopotliwa?
To tylko parę pytań, które Coetzee stawia przed
czytelnikiem. Na szczęście - nie daje łatwych odpowiedzi
i każdy może spróbować odpowiedzieć sam. ◘
9
W czasie przygotowań do jubileuszu naszej wspólnoty
(więcej - str. 10) docieramy do wielu ludzi, którzy przed laty
stanowili siłę łęczyckiej Młodzieży Oazowej. Od rozmów o
historii FMO już tylko krok do owocnej współpracy na łamach
„Pokój i Dobro”. Postanowiliśmy więc zaprosić do tworzenia
pisma byłych oazowiczów - nie narzucając im jednak tematyki
artykułów. Prosiliśmy tylko o wspomnienie osób, miejsc, chwil,
które są dla nich ważne - a nawet niekoniecznie dotyczą oazy.
Dziś pierwszy odcinek tej rubryki. Do jej otwarcia zaprosiliśmy wieloletnią oazowiczkę - Anię Posyłek. A już teraz zachęcamy wszystkich innych, by dzielili się z nami tym, co sami z
nostalgią wspominają.
„NA WSZYSTKO CZAS BYŁ JESZCZE
DZISIAJ JUŻ GO NIE MA…”
ANNA POSYŁEK*
KS. JAN
TWARDOWSKI
Należę do tego pokolenia, które zostało pozbawione prawdy o dramacie Polski
i Polaków. Starałam się nadrobić zaległości już jako dorosły człowiek. Nie tylko
czytałam, ale rozmawiałam z ludźmi, którzy mogli opowiedzieć mi historię mojego
kraju poprzez doświadczenia własnego życia.
rodziców, a potem ich dzieci. Z charakterystycznym dla siebie
Dopiero odejście, śmierć kogoś bliskiego, skłania nas do
poczuciem humoru opowiadała szkolne anegdoty.
odkrycia, kim właściwie była dana osoba w naszym życiu.
Kiedy spotykaliśmy się w Jej mieszkaniu, pytała gdzie
Każdego dnia kogoś tracimy. Ktoś odchodzi z naszego życia,
ostatnio byliśmy, co zobaczyliśmy. Opowiadaliśmy, pokazywaczy to poprzez śmierć, czy rozstanie…
liśmy zdjęcia, pamiątki, a w jej oczach widać było blask. Od
Niektórzy odchodzą cicho i niepostrzeżenie, choć całe
dawna już miała trudności z poruszaniem się. Wychodziła
życie byli tak bardzo obecni w życiu innych. Tak wiele dawali
jedynie do sklepu i na swoją ulubioną ławeczkę. Lubiła słuswoją obecnością i uczyli swoim doświadczeniem…
chać jak zachwycamy się światem, jak mówimy o krajobrazach
7 lutego odeszła od nas jedna z osób, które właśnie tak
i zabytkach. Wędrowała w naszych opowieściach swoimi dawzapisały się w moim życiu. Pani Krystyna Szymańska – moja
nymi szlakami – Ona już tam wszędzie byNauczycielka geografii.
ła… Jednak jeszcze raz wyruszała z nami
Jak się później okazało, była
w podróż naszych opowieści.
nie tylko Nauczycielką geograW swoją ostatnią podróż wyruszyła jedfii, ale historii i patriotyzmu.
nak bez nas. Zawsze zabierała kilka niezbędNigdy nie zapomnę tych
nych drobiazgów w swój stary plecak - tym
wspólnych rozmów o dramarazem nie mogła zabrać niczego. Odeszła
tycznej historii Polski, z których
niespodziewanie i bez słowa. Nie zdążyliśmy
dowiadywałam się o prawdzipowiedzieć jej „do widzenia” i pożegnać
wych losach mojej Ojczyzny.
przed drogą. Odeszła i pozostawiła nas
Rozmowy odbywały się w
w zagubieniu i smutku. Nie dała nam czasu
mieszkaniu mojej Nauczycielki,
na przygotowanie. Odeszła, jak żyła: cicho
gdzie na ścianach zawsze wisiai spokojnie, nie chcąc angażować sobą nikoły dwa obrazy, będące zapisem
go…
dwóch heroicznych wydarzeń z
Mogę powiedzieć, że miałam Nauczyhistorii Polski: „Rejtan – upaciela, który uczył mnie nie tylko przedmiotu,
dek Polski” autorstwa Jana MaPANI KRYSTYNA SZYMAŃSKA Z UCZNIAMI
ale zachwytu nad pięknem mojego kraju. Natejki, i „Cud nad Wisłą”, któreuczyciel, który pokazywał mi, jak ważna jest znajomość histogo autora, niestety, nie znam. Zawsze też towarzyszył nam w
rii własnej Ojczyzny, jej losów - tak tragicznych, jej umęczenia
rozmowach portret Papieża Polaka, który cieszył się wielkim
i chwały. Nauczyciel, który uczył mnie, że powinnam być
szacunkiem i zawsze znajdował się na honorowym miejscu.
dumna z tego, że jestem Polką.
Należę do tego pokolenia, które zostało pozbawione
Za to wszystko dziękuję Pani w imieniu swoim i wszystprawdy o dramacie Polski i Polaków. Starałam się nadrobić
kich uczniów, którzy mieli zaszczyt mieć z Panią lekcje geozaległości już jako dorosły człowiek. Nie tylko czytałam, ale
grafii.
rozmawiałam z ludźmi, którzy mogli opowiedzieć mi historię
mojego kraju poprzez doświadczenia własnego życia. Takim
W przeddzień Dnia Nauczyciela, 13 października 2007 r.
właśnie człowiekiem była Pani Krystyna Szymańska. Chętnie
o godz. 18.30 w kościele OO. Bernardynów zostanie odopowiadała o dramatycznej historii swojej rodziny, której losy
prawiona Msza św. w intencji śp. Krystyny Szymańskiej,
były związane z historią Polski. Opowiadała również o historii
zamówiona przez jej uczniów
Łęczycy. Mieszkała tu wiele lat i uczyła kilka pokoleń jej
mieszkańców. Znała tu wszystkich.
Zawsze chętnie przyjmowała swoich uczniów. Pytała jak
*ANNA POSYŁEK - psycholog, pracuje w Ośrodku
sobie obecnie radzą i wspominała - często przecież uczyła
Interwencji Kryzysowej w Łodzi
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
10
Wy jesteście naszym listem, pisanym w sercach naszych, listem, który znają
i czytają wszyscy ludzie. Powszechnie o was wiadomo, żeście listem Chrystusowym dzięki naszemu posługiwaniu, listem napisanym nie atramentem, lecz Duchem Boga żywego; nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach serc.
2 Kor 1, 2-3
25 LAT FMO W ŁĘCZYCY
Franciszkańska Młodzież Oazowa ma zaszczyt zaprosić wszystkich byłych
oazowiczów na uroczyste obchody XXV-lecia istnienia Oazy przy kościele
OO. Bernardynów w Łęczycy. Jubileusz zaplanowaliśmy na sobotę,
8 września 2007 r., a rozpocznie się on Mszą świętą o godz. 14.00 w naszym
kościele. Liczymy, że swoją obecnością uświetnią Państwo tę uroczystość.
Kto by pomyślał, że Franciszkańska Młodzież Oazowa w Łęczycy liczy sobie już 25
lat? A jednak to prawda! W 1982 roku
kamień węgielny u podstaw naszej
wspólnoty położył o. Marek Kurpiel, a upływający czas nie zdołał
zagasić radości i ofiarnej pokory,
płonącej w sercach łęczyckiej młodzieży.
Teraz, prawie ćwierć wieku od
tamtych wydarzeń, pragniemy wrócić pamięcią do początków naszej
wspólnoty i przypomnieć jej bogatą
tradycję. Miło nam zaprosić wszystkich
byłych oazowiczów na uroczystość jubileuszową, będącą okazją od odświeżenia
wspomnień i spotkania po latach swoich
oazowych przyjaciół.
Obchody dwudziestopięciolecia będą składały się z
dwóch części: pierwsza - oficjalna - to oczywiście Msza
święta, a także zestaw przemówień, podziękowań i owacji.
Druga część - ta mniej oficjalna - to obiad, spotkania i rozmowy, wspomnienia, wspólne śpiewy, tańce i pamiątkowe
fotografie - aż do ostatniego gościa. Wierzymy, że w drugą
sobotę września spotkamy się w naszym klasztorze w jak
największym gronie.
Jednak aby tak się stało, potrzebujemy odrobiny pomocy z Państwa strony. Jeśli dysponujecie Państwo jakimikolwiek kontaktami z byłymi oazowiczami, to prosimy uprzejmie o przekazanie tej wiadomości dalej - bo nam pewnie
nie do wszystkich uda się dotrzeć, a nie chcielibyśmy nikogo pominąć. Jeśli nawet nie macie Państwo żadnego kontaktu, a pamiętacie choćby nazwiska osób ze wspólnoty będziemy wdzięczni za nawet taką pomoc. Równie ważne
są dla nas wszelkie materiały, które pomogą nam lepiej
przygotować się do jubileuszu - zdjęcia, wspomnienia, pa-
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
miątki, świadectwa, śpiewniki... Z góry za nie
dziękujemy.
Żeby spotkanie na ćwierć wieku
naszej wspólnoty miało naprawdę godną oprawę, będziemy musieli ponieść
koszty związane z jego organizacją.
Już teraz przeznaczamy na ten cel
dochody z wydawanej przez nas
Franciszkańskiej Gazetki Oazowej
"Pokój i Dobro", wkrótce ruszymy
na poszukiwanie sponsorów wśród
łęczyckich urzędów i firm. Jeśli mieliby Państwo życzenie wesprzeć nas
finansowo, będziemy wdzięczni za
wszelkie ofiary, które zostaną przeznaczone na zorganizowanie jubileuszu. Dobrowolne datki można składać do któregokolwiek z animatorów lub do naszego moderatora,
o. Nereusz, a także dokonywać wpłat na konto klasztorne:
Klasztor oo. Bernardynów
ul. Poznańska 18a
99-100 Łęczyca
72 1020 3440 0000 7702 0067 0505
Darowizna na cel kultu religijnego - FMO
Abyśmy mogli dobrze przygotować się do tych uroczystości, prosimy o kontakt wszystkich chętnych do spotkania się po latach. Zgłaszać się można, korzystając z FORUM na naszej oazowej stronie internetowej
www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca, przez e-mail [email protected], pod numerem telefonicznym 505-415-712
(Ewa Olczak, koordynująca poszukiwania oazowiczów),
a także do o. Nereusza lub któregokolwiek animatora
FMO. Prosimy o przekazywanie tej wiadomości dalej, byśmy we wrześniu przyszłego roku spotkali się w jak największym gronie. Do zobaczenia!