O. Kasjan Gumieniak
Transkrypt
O. Kasjan Gumieniak
19 listopada 2006 r. POKÓJ I DOBRO! Już po raz drugi spotykamy się na łamach oazowej gazetki. Numer ten poświęcamy głównie życiu naszej wspólnoty – opowiemy o tym, co zdarzyło się przez ponad dwa miesiące, a jest o czym pisać. Z Państwa pomocą wyremontowaliśmy salkę, zaczęliśmy udzielać się w mediach elektronicznych, a także – jak co roku – spotkaliśmy się z członkami innych oaz franciszkańskich na Dniach Wspólnoty w Kalwarii Zebrzydowskiej. Październik stał pod znakiem koncertu z okazji 28. rocznicy inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II, o którym szeroko piszemy na kolejnych stronach. O swoich wrażeniach z występu i przygotowań do niego opowiedział nam Piotrek Frontczak, perkusista grupy Dwa Tygodnie, przyjaciel FMO. To nie jedyna osoba, o jakiej piszemy w drugim numerze „PiD”. Do naszej wspólnoty parafialnej dołączył o. Kazimierz Stec, którego również pragniemy Państwu przedstawić. Specjalnie dla nas opowiedział on o swojej dotychczasowej pracy duszpasterskiej, o Rzymie Jana Pawła II, a także o swoich pierwszych wrażeniach z pobytu w naszym mieście. Listopad to miesiąc wspominania naszych zmarłych, dlatego nie mogło zabraknąć kilku zdań o rzeczach ostatecznych i naszych postawach wobec śmierci. W sposób szczególny pragniemy wspomnieć o. Kasjana – wspaniałego kaznodzieję i wielkiego przyjaciela młodzieży – który 7 listopada po długiej chorobie odszedł do Domu Pana. Na ostatek pragniemy zainaugurować w tym numerze rubrykę „XXV lat FMO w Łęczycy”, w której przypomnimy historię naszej wspólnoty, od momentu jej założenia aż po chwilę obecną. Wszystko przed obchodami rocznicowymi we wrześniu przyszłego roku. Zapraszam do lektury. PIOTREK BANASIK NR 2 (2) O. Kasjan Gumieniak 19 sierpnia 1938 r. - 7 listopada 2006 r. Na kilka minut przed mszą zwyczajowa krzątanina w zakrystii - ktoś potrzebuje krzesło, ktoś inny mikrofon, gdzieś zgubił się pasek od alby... I jak zwykle pytanie: "Gracie dzisiaj? Śpiewacie?" - ojciec Kasjan uwielbiał msze z młodzieżą, czekał tylko, żeby nas posłuchać. "No, to grajcie, tylko ładnie" - powtarzał zawsze. A kiedy rzeczywiście dobrze nam poszło, to mówił, że nigdzie nie ma takiej młodzieży jak w Łęczycy. Interesował się naszym życiem. Do legendy przejdą chwile, kiedy podczas spowiedzi pytał, co słychać w domu i jak się czują rodzice. Czasami po mszy pochwalił, że ktoś ładnie czyta, pięknie śpiewa albo gra. Zdarzało się, że za coś zganił - bo przecież nie zawsze wszystko wychodzi za to ganił z uśmiechem. Często modlił się za nas, szczególnie w trudnych chwilach - podczas matur albo sesji egzaminacyjnej. A kiedy tylko dowiedział się, że ktoś obchodzi imieniny albo urodziny, od razu włączał jego intencję do swych modlitw, często nawet podczas mszy - żeby cała parafia wiedziała. I nie szczędził przy tym miłych słów dla solenizanta czy jubilata. Kiedy zajmowaliśmy drugie miejsce w turnieju piłkarskim, pytał, dlaczego tak słabo - bo wierzył w nas i wiedział, że stać nas na więcej. Dodawał otuchy, gdy trzeba było podjąć trudne decyzje, często radził i pomagał. Był zawsze po naszej stronie. Ojciec Kasjan odszedł od nas w nocy 7 listopada. Swoją przyjazną postawą zaskarbił nie tylko naszą sympatię i zaufanie, ale także cząstki serc, które zawsze będą go pamiętać. Franciszkańska Młodzież Oazowa PS. Kiedy po odejściu o. Kasjana opublikowaliśmy ten tekst na oazowej stronie internetowej, w księgę gości wpisał się o. Honorat – nasz były moderator. Oto jego słowa: O. Kasjan mieszkając w Leżajsku ciągle podkreślał, i to wielu osobom, że gdy chodzi o poziom, to jest OAZA łęczycka, a potem długo, długo nic. To była Jego w Was wiara. I za tę wiarę, Ojcze Kasjanie, DZIĘKUJEMY. 2 Z ŻYCIA FMO 21 sierpnia - 19 listopada 2006 r. 21-26.08 - Remont salki oazowej Pierwszy numer gazetki oazowej był niejako rezultatem pomysłu na odnowienie naszej salki franciszkańskiej. Zebrane fundusze pozwoliły nam na uruchomienie naszej wyobraźni, a spośród wielu projektów na nowy wystrój wybraliśmy dom modrzewiowy wiejski. Remont rozpoczęliśmy od doboru palety barw i gruntowania ścian, później przyszedł czas na łupanie cegieł, bejcowanie szafy i stołu, malowanie krzeseł i inne tego typu prace gospodarskie. Wyszła nam z tego wiejska chata z prawdziwego zdarzenia, dorobiliśmy się wreszcie ceglanego kominka i pokaźnej belki podsufitowej. Efekty naszej pracy podziwiać można było w pierwszą niedzielę września, kiedy na salce zorganizowaliśmy oazowy dzień otwarty. Obyło się bez muzealnych kapci, nie zapomnieliśmy jednak o ciastkach i cukierkach dla tych, którzy zaszczycili nas swoją obecnością. Kto nas wtedy nie odwiedził, jest w dalszym ciągu mile widziany – zapraszamy w czasie spotkań i śpiewu FMO (PIĄTEK 16-18.30, NIEDZIELA 9-10) i Oazy Dzieci Bożych (SOBOTA 10-12). Do zobaczenia. ◘ 5/6.09 - Nowa strona internetowa Pod osłoną nocy, z 5 na 6 września, uruchomiliśmy nową stronę internetową Franciszkańskiej Młodzieży Oazowej. Autorką grafiki jest Martyna Romanowicz, zaś wszystko na język obcy przeciętnemu człowiekowi (za to zrozumiały dla komputera) przełożył Maciek Szeming (czyli po prostu Chomik), który jest administratorem naszej witryny. Pod adresem www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca znaleźć można najświeższe informacje o naszych poczynaniach, dowiedzieć się o nas kilku ciekawostek, obejrzeć zdjęcia, a także podyskutować na forum i dopisać kilka miłych słów do księgi gości. Zapraszamy do wirtualnego odwiedzania nas w sieci. ◘ 15.09 - O. Kazimierz Stec w Łęczycy Do naszej wspólnoty klasztornej dołączył o. Kazimierz Stec, który przybył do Łęczycy z klasztoru w Krakowie. Na kolejnych stronach (prezentacja - str. 6) postaramy się przybliżyć jego sylwetkę. Mamy nadzieję, ż współpraca młodzieży oazowej z o. Kazimierzem układać się będzie równie dobrze (a nawet lepiej) jak z pozostałymi współbraćmi. Witamy w Łęczycy. ◘ 20-23.09 - Dni Wspólnoty w Kalwarii Przedostatni weekend września był - zgodnie z tradycją czasem spotkania młodzieży franciszkańskiej ze wszystkich wspólnot bernardyńskich. W tym roku Dni Wspólnoty zaczynały się już w piątek po południu, od przedstawienia grup lokalnych. Zachowajmy jednak chronologię zdarzeń... Dla nas - oazy łęczyckiej - DW zaczęły się jeszcze mniej typowo, gdyż do Kalwarii wyjechaliśmy w czwartek po południu, prosto ze szkół, uczelni i zakładów pracy. W piątek rano uczestniczyliśmy we mszy świętej, a zaraz po niej nasi chłopcy rozegrali mecz piłkarski z braćmi klerykami z WSD. Zgodnie z ideą olimpijską nie liczył się wynik, ale sam udział i dobra zabawa, mimo tego chłopcy walczyli dzielnie i zostawili na boisku mnóstwo zdrowia. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA Po obiedzie witaliśmy wspólnoty, przybywające do Kalwarii, a uściskom i radości nie byłoby końca, gdyby nie fakt, że już o godzinie 17 na auli WSD miała miejsce prezentacja grup lokalnych. O naszej wspólnocie opowiedzieli Mati i Krzysio, po czym zaśpiewaliśmy nieoficjalny hymn oazowy - piosenkę "Wiara czyni cuda" - wywołując aplauz licznie zgromadzonej widowni. O 20.30 uczestniczyliśmy w modlitwie różańcowej w kalwaryjskiej bazylice, a po niej czas do ciszy nocnej (a nawet dłużej) wykorzystaliśmy na pogłębianie znajomości i przyjaźni. Tak upłynęły poranek i wieczór dnia pierwszego. Dzień drugi - sobota - był równie napięty. Modlitwy poranne, po nich prezentacja świadectw i grup z rekolekcji, następnie śpiew i msza święta, a zaraz po nich obiad - wszystko to sprawiło, że czas do wczesnego popołudnia upłynął bardzo szybko. Po obiedzie zaś - czas wolny, który wykorzystaliśmy bardzo różnie - już to na długie rozmowy bądź granie i śpiewanie, już to na zwiedzanie Kalwarii, już to na odsypianie straconego w nocy snu... Wieczorem uczestniczyliśmy w drodze krzyżowej, rozważając tajemnice Męki Pańskiej. Świadomi tego, że już w niedzielę przyjdzie nam się żegnać z przyjaciółmi z innych wspólnot, chcieliśmy wykorzystać pozostały czas jak najlepiej - niektórzy z tego powodu kładli się spać tuż przed świtaniem... Tak upłynęły dzień i noc dnia drugiego. Dzień trzeci – niedziela – zaczął się od modlitw, pakowania i sprzątania (z różnym skutkiem), po Eucharystii zaś - nadszedł czas pożegnań, a łzy popłynęły szerokim strumieniem... Wzruszeni, ale i zadowoleni z dobrze przeżytego czasu wracaliśmy do domu. Po drodze odwiedziliśmy sanktuarium na Jasnej Górze, skąd już prostą drogą dotarliśmy do Łęczycy. ◘ 22.10 - Koncert „Śladami Jana Pawła II” W przedostatnią niedzielę października uczciliśmy 28. rocznicę inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Choć o koncercie piszemy dużo więcej na kolejnych stronach (relacja i wywiad z Piotrkiem Frontczakiem - str. 7-8), to z kronikarskiego obowiązku należy o nim wspomnieć i tutaj. Tego dnia zaprezentowaliśmy efekty naszej pracy, która tak naprawdę zaczęła się ponad półtora miesiąca wcześniej. Na początku września powstał sam pomysł, niedługo potem scenariusz, który w toku prac ulegał niewielkiej obróbce. Udało nam się zebrać zgraną ekipę muzyków, z którymi na początku października rozpoczęliśmy próby solistów i chóru. W finalnej fazie koncert powstawał w może nieco wariackim tempie, ale mimo tego daliśmy radę - bo z oazą nie może być inaczej. Dziękując wszystkim widzom za przybycie, już teraz pragniemy zaprosić na nasze kolejne przedsięwzięcia. Pierwszą w kolejności zdają się być jasełka, które prawdopodobnie pokażemy w styczniu. ◘ 7.11 - Zmarł o. Kasjan W czasie przygotowywania tego numeru oazowej gazetki dotarła do nas wiadomość o śmierci ojca Kasjana. Po rozległym zawale serca i długiej chorobie odszedł do Domu Ojca w nocy z 6 na 7 listopada. Kilka zdań, parę luźnych wspomnień z naszej przyjaźni publikujemy na pierwszej stronie. Tydzień później, 13 listopada odprowadziliśmy o. Kasjana w ostatniej drodze, wykonując dwa utwory na mszy świętej i uczestnicząc w procesji z naszego kościoła na cmentarz, gdzie w grobowcu ojców bernardynów została złożona trumna z ciałem ojca Kasjana. ◘ 3 CZŁOWIEK W OBLICZU ŚMIERCI Czy można pogodzić lęk przed śmiercią z wiarą w Boga? Nawet dla osób głęboko wierzących może być to trudne, szczególnie w obliczu śmierci najbliższych. Daria Jędrzejczak, Piotr Banasik ●● Słowo „śmierć” jest często utożsamiane ze smutkiem, żalem, poczuciem opuszczenia, a nawet buntem i rozgoryczeniem. Czy to uczucia uzasadnione? Czy może są one jedynie wynikiem naszego egoizmu? W rozumieniu ludzkim śmierć to moment kończący życie człowieka – ostateczność. Każdy z nas rodzi się i żyje, by w końcu umrzeć – więc czemu tak trudno pogodzić się z tym, co nieuchronne? Przecież sam Jezus Chrystus dał nam nieomal namacalny dowód, że śmierć nie jest ostatecznością, a jedynie przejściem do nowego, lepszego życia. Dla nas – chrześcijan – śmierć powinna być nadzieją na lepsze, chwilą długo wyczekiwaną. Więcej: pragnieniem każdego z nas winna stać się rychła śmierć, by jak najprędzej zaznać obiecanego szczęścia. Prowadzi to do pewnego dysonansu między naszym pragnieniem osiągnięcia wiecznego szczęścia a przywiązaniem do drugiego człowieka. Dla bliskich oczekujemy szczęścia, ale jednocześnie chcemy jak najdłużej zatrzymać ich przy sobie – czyż nie jest to przejawem egoizmu? Jak inaczej nazwać nasze reakcje na śmierć kogoś bliskiego, nasz bunt, płacz, zwątpienie? We fragmencie Ewangelii wg św. Jana, mówiącym o wskrzeszeniu Łazarza, czytamy przecież: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. „POKÓJ I DOBRO” FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA Skład redakcji: Piotrek Banasik Kamila Chrzanowska Karolina Góralska Daria Jędrzejczak Paulina Król Damian „Fafik” Łęcki Krzysiek Łęcki Angelika Mielczarek Ewa Olczak Martyna Romanowicz Mateusz Sadowski FMO Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.” (J 11, 25n). Bóg jest nieśmiertelny i daje nam udział w swojej nieśmiertelności. Zdając sobie sprawę z trudności i powagi tego przekazu, Jezus pyta jeszcze Martę, czy aby na pewno w to wierzy, ona zaś potwierdza swoją wiarę słowami: „Tak, Panie, ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży (…)”. Czy i my potwierdzamy swoją wiarę? W codziennym pacierzu powtarzamy przecież: „wierzę w ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, często nawet nie zdając sobie sprawy z wagi tych słów. Badania, przeprowadzone wśród osób wierzących, pokazują, że zgodne z nauką Kościoła przekonania o zmartwychwstaniu ma tylko nieco ponad połowa polskich katolików. Są wątpiący, są też tacy, których poglądy są całkowicie niezgodne z nauką chrześcijańską (np. wierzący w wędrówkę dusz – reinkarnację). A „prawda jest niepodzielna, toteż człowiek wierzący, katolik, nie może wyznawać części prawdy, a inną jej część odrzucić – jak przypominał w jednej ze swych publikacji kard. Joseph Ratzinger. Tylko połowa z nas wierzy w nasze zmartwychwstanie, tym samym poddając w wątpliwość Chrystusowe zwycięstwo nad śmiercią. A przecież w Liście do Koryntian czytamy, że „gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to daremna jest nasza wiara” (1 Kor 15, 17). Czy można zatem pogodzić lęk przed śmiercią z wiarą w Boga? Nawet dla osób głęboko wierzących może być to trudne, szczególnie w obliczu śmierci najbliższych. Jednak mając obietnicę od Boga, pozostaje nam powierzyć Mu swoją bezradność i słabość i radować się, że ktoś nam bliski opuszcza ziemski padół, by osiąść na niwie Pańskiej. Pozostaje nam powierzyć mu swoją nadzieję i miłość, bo ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9). ◘ Jako że gazetka nasza wchodzi dopiero w pierwszą fazę rozwoju, pragniemy zachęcić wszystkich Państwa do współpracy, czy to w przygotowaniu tekstów, czy to w składzie czy w powielaniu pisma. Liczymy, że dzięki temu będziemy mogli się rozwijać, nie tylko jako Franciszkańska Młodzież Oazowa, ale także jako wspólnota parafialna. Z przyjemnością udostępnimy w tym celu nasze łamy. Wszystkich chętnych do zasilenia składu redakcyjnego prosimy o kontakt: FRANCISZKAŃSKA MŁODZIEŻ OAZOWA Klasztor OO. Bernardynów w Łęczycy Ul. Poznańska 18a www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca [email protected] Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do redakcji nadsyłanych tekstów, ich skracania oraz dodawania tytułów i śródtytułów. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 4 NIEKOCHANA MIŁOŚĆ Wiele miejsca i czasu w różnych publikacjach poświęca się ostatnio tłumaczeniom Pisma Świętego na bardziej współczesne wersje. Furorę robiła wersja hiphopowa, nie tak dawno w Niemczech wydano Biblię dla zwolenników równouprawnienia (sic!), mamy wersje regionalne - góralską czy kaszubską… My również pragniemy tłumaczyć Pismo Święte na język współczesny, ale w nieco inny sposób. W kolejnych numerach postaramy się przybliżyć wybrane perykopy biblijne, posiłkując się wiedzą i doświadczeniem ojców z naszego klasztoru. Jako pierwszy przypowieść o robotnikach w winnicy objaśni o. Nereusz. Pierwsza część Ewangelii ukazuje nam gospodarza, który o różnych porach dnia najmuje pracowników do swej winnicy. Czy rozumieć mamy, że Pan Bóg powołuje każdego z nas do zbawienia w różnych etapach życia, a nie z chwilą narodzenia? Bóg każdego powołuje w chwili narodzenia, daje mu w końcu „powołanie do życia”. Tym niemniej każdemu z nas daje wolną wolę, a człowiek jest zdolny do wszystkiego. Może wybrać dobro, może wybrać zło - i tak należy patrzeć w przypadku ludzi urodzonych w chrześcijaństwie. Są również ludzie, którzy rodzą się w innych kulturach, w innych wierzeniach. Jeśli nie mieli szansy odnaleźć w swym życiu Jedynego Boga, bo nikt z Nim do nich nie dotarł, to musimy popatrzeć w troszkę inny sposób. Wtedy rozpatrujemy powszechne dążenie człowieka do Dobra w jego wierze. Pan Bóg działa w sposób dla nas niezrozumiały, ale przecież nie chce On „śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i miał życie”. Pan Bóg powołuje w każdej chwili. Jeżeli zaś zbłądzimy, to czeka, byśmy zaczęli od nowa. Chciałbym, abyśmy czytając ten fragment Ewangelii wszyscy zrozumieli przede wszystkim to, że Pan Bóg jest Miłością i nie może tej Miłości, którą sam jest, się wyprzeć. W końcu stworzył człowieka z miłości i do Miłości. Kończąc, chcę powtórzyć za św. Franciszkiem, że również w czasach dzisiejszych „ Miłość nie jest kochana”. Co to znaczy? Święty Franciszek, używając tego zwrotu, słowem „Miłość” pragnie określić Boga. Bóg oddaje się człowiekowi bez reszty, niestety, przez tego samego człowieka jest niekochany, bardzo często odrzucany. Największym wyrazem braku naszej miłości do Stwórcy jest grzech. Czy skoro gospodarz płacił swoim pracownikom po tyle samo bez względu na to ile czasu przepracowali, można wnioskować, że Pan Bóg jest niesprawiedliwy? Patrząc na tą perykopę ewangelijną z takiego zwykłego, ludzkiego punktu widzenia, moglibyśmy tak też ocenić Pana Boga jako niesprawiedliwego. Jednak gdy zasta- FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA A lbowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam". Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!" A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!" Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy i nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi». (Mt 20, 1-16) nowimy się głębiej nad całością tekstu i dostrzeżemy co Bóg uczynił tym, którzy przyszli do niego w ostatniej chwili, to możemy mówić tylko o nieskończonej Miłości przez wielkie „M” Boga do człowieka. Nasze ludzkie oceny są często bardzo powierzchowne i - jak wspomniałem - z bardzo ludzkiego punktu widzenia. Chcielibyśmy, aby Pan Bóg postępował tak jak my, ludzie. Zapominamy jednak, że gdyby tak było, to mielibyśmy marne szanse na zbawienie, bo pewnie wtedy po pierwszym czy drugim grzechu popełnionym zawsze przeciw tej wielkiej miłości Boga, który sam w sobie jest Miłością, zostalibyśmy po ludzku odrzuceni. My zawsze wokół siebie i w Bogu również będziemy, niestety, szukali zrozumienia na ludzki sposób. A przecież musimy wreszcie uwierzyć, a nie tylko rozumieć. ◘ z o. Nereuszem rozmawiała Daria Jędrzejczak 5 FMO POLECA: PŁYTY ANIA DĄBROWSKA KILKA HISTORII NA KSIĄŻKA MARCO TOSSATI ŚLEDZTWO W SPRAWIE SZATANA wyd. Salwator Kraków 2005 TEN SAM TEMAT Warszawa, 2006 ●● Ania Dąbrowska jest wokalistką, kompozytorką i autorką tekstów, która zadebiutowała w 2004 roku albumem „Samotność po zmierzchu”. Niedawno na rynku pojawiła się druga płyta piosenkarki, zatytułowana „Kilka historii na ten sam temat”. Album promuje singiel „Trudno mi się przyznać”, który całkiem nieźle sobie radzi w rozgłośniach radiowych. Tytuł płyty wskazuje na jej temat - skoro ma być ten sam, co zwykle, to musi nim być miłość. Spotykamy się z nią w różnych etapach związku dwojga ludzi. Rozstania i powroty zostały opowiedziane nie tylko przez teksty swoje robią: klarnet, flet czy saksofon. Aranżacje są niemal perfekcyjne, a wokal znakomicie komponuje się z instrumentami. Co najważniejsze - na tej płycie nie ma słabych kawałków. Każdy nadawałby się na singiel, bo każdy to małe dzieło sztuki. Mimo tego możliwe jest, że nowa płyta Ani nie osiągnie takiego sukcesu komercyjnego jak jej pierwszy album (a przypomnijmy, sprzedano go w ponad 50 tysiącach egzemplarzy) - bo nie jest to muzyka masowa, jednak z pewnością jest to dużo ciekawszy materiał niż poprzednio. Kiedy płyta się kończy, możemy tylko żałować, że trwała tak krótko - jedenaście utworów trwa niespełna czterdzieści minut. Można powiedzieć, że Ania postawiła raczej na jakość niż na ilość - i wyszło jej to na dobre, bo dzięki temu album jest dopracowany w każdym, nawet najmniejszym szczególe. A jest to na polskim rynku prawdziwa rzadkość - i choćby dlatego warto sięgnąć po tę produkcję. ◘ Ewa Olczak BLUE CAFÉ OVOSHO Łódź, 2006 ●● „Ovosho” to album otwierający nową erę dla zespołu Blue Café. Po rozstaniu ze starą wokalistką Tatianą Okupnik, muzycy łódzkiej grupy związali się z Dominiką Gawędą - wokalistką znacznie mniej kontrowersyjną, a na pewno równie utalentowaną. Co ważne - odbiorcy na tej zmianie nic nie stracili. Trzecia płyta Blue Café to album dojrzały muzycznie pod każdym względem. Świetne brzmienie, szczególnie ●● Już po przeczytaniu tytułu książki pomyślałem, że może ona być ciekawsza niż inne o podobnej tematyce. Tytuł trafnie oddaje to, w jaki sposób autor stara się zmierzyć z tematem, o którym tak wiele zostało już powiedziane i napisane, czyli o gnębicielu ludzkich sumień - szatanie. Całą treść "śledztwa" możemy podzielić na trzy części, w których każda z nich mówi o wyżej wspomnianym temacie w innym ujęciu. I tak kolejno autor powołuje się na opinie trzech specjalistów: egzorcystę, psychoterapeutę i socjologa. Są to trzy szczegółowe wywiady, w których każdy z rozmówców niemal spowiada się Marco Tossatiemu ze swoich przeżyć, spotkań i obserwacji. Ponieważ cała książka jest napisana w formie wywiadu, język w niej zawarty jest również przystępny dla każdego czytelnika. W wypowiedziach nie ma żadnych ubarwień, które by w jakikolwiek sposób nadały niezdrowej otoczki sensacji, której aktualnie nie brakuje – zwłaszcza w dziełach amerykańskiej produkcji. W moim przekonaniu publikacja ta jest prawdziwym rodzynkiem w dziedzinie tekstów popularno-naukowych ze względu na swoja rzetelną treść jak i zarówno zwięzłość przekazu. Na koniec chce tylko zaznaczyć, że pozycja w swej prostocie nie omija szczegółowych opisów, które czasami mogą przyprawić o lekki dreszcz. Zapewniam, że nawet mając jakieś pojęcie w temacie, niejednokrotnie zostaniemy zaskoczeni. Myślę, że tak jak w rozgrywkach piłkarskich każdy chce rozpoznać swojego przeciwnika, tak my - chrześcijanie - powinniśmy chcieć dowiedzieć się więcej o naszym przeciwniku, z którym rozgrywamy bój o nasze życie - przez całe życie. Jeszcze raz zachęcam do lektury. ◘ Mateusz Sadowski sekcji dętej, znakomity wokal - wszystko to sprawia, że albumu chce się słuchać i słuchać. Zespół znakomicie żongluje konwencjami, z łatwością przenosząc się od współczesnego popu (w tym dobrym znaczeniu) do klimatów z lat sześćdziesiątych, by po chwili zabrzmieć jak latynoskie rytmy rodem z Carlosa Santany. Pewnego niedosytu mogą dostarczać teksty, bo krzyżujące się co i rusz słowa „babe”, „love” i „feel” to trochę mało jak na taką porcję solidnych doznań muzycznych. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne albumy dojrzeją również pod względem tekściarskim, bo na pewno łódzkich muzyków stać i na taką poprawę. ◘ Ban. FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 6 O. KAZIMIERZ STEC W NASZYM KLASZTORZE ●● W łęczyckim klasztorze pojawił się niedawno, bo dwa miesiące temu. Mowa o o. Kazimierzu Stecu, który przyjechał do nas z Krakowa, z klasztoru pod Wawelem. Wcześniej bywał w wielu innych miejscach, miał także zaszczyt pracować przez prawie osiem lat w Rzymie. Zacznijmy od samego początku... Pierwsza parafia po studiach, do której trafił ojciec Kazimierz to Przeworsk. Wspomina te czasy jako spełnienie marzeń kapłańskich i duszpasterskich. Do dziś pamięta wyjazdy na wieś Żurawiczki i budowę tamtejszego kościoła. Po Przeworsku była Jelna, w której Ojciec założył grupę młodzieży franciszkańskiej, której zachowanie i postawa miały wzorować się na życiu św. Franciszka. Grupa powstała – i o ile wiemy – istnieje do tej pory. Ojciec bardzo serdecznie i ciepło wspomina lata pracy z młodzieżą, uważając je za najpiękniejsze. Po Jelnej przyszedł czas na Częstochowę, która odcisnęła półtoraroczną pieczęć w sercu o. Kazimierza. Z sentymentem patrzy w przeszłość i wspomina budowę nowej placówki i rolę, która tam wypełniał - był wikarym. Później nadeszły czasy spawowania służby w Dukli, która w pamięci Ojca zachowała się również jako ważne miejsce. W tamtejszej placówce o. Kazimierz prowadził kapitalny remont klasztoru przed wizytą wielkiego Polaka – Jana Pawła II. Wraz z dukielskimi pielgrzymami duszpasterz wybrał się do Rzymu, aby osobiście zaprosić Jana Pawła Wielkiego (1997). Po Dukli przez dwa następne lata przebywał w Tarnowie, a po Tarnowie - w latach 1998-2006 o. Kazimierz pełnił służbę w Rzymie. W stolicy apostolskiej pracował na Lateranie jako spowiednik papieski. Zaraz po przybyciu do Włoch Ojciec mieszkał we Florencji i tam uczył się języka, zajęło mu to 1,5 miesiąca. Po pomyślnie zdanym egzaminie zaczął pracować na Lateranie. Były to szczególne lata. Poznał wielu ludzi i wiele widział. Najgłębiej w jego pamięci zapadł Jubileuszowy Rok 2000. Jak sam mówi - Rzym przez cały ten okres przypominał jedno wielkie święto religijne. Masy pielgrzymów przyjeżdżały i odjeżdżały, trwał ciągły ruch. Wszyscy, którzy przybywali na audiencje, byli przygotowani – mieli wspaniałe stroje i świetnie opracowane wystąpienia, by móc jak najlepiej zaprezentować się Janowi Pawłowi II. O. Kazimierz wspomina Rzym papieża Polaka jako bardzo radosny i energiczny, w którym cały czas coś się działo. Pamięta także obumarły Watykan, gdy Ojciec Święty wyjeżdżał na pielgrzymki zagraniczne. Po powrocie do ojczyzny o. Kazimierz przebywał w Krakowie, aby na nowo zaaklimatyzować się w Polsce. Później jego drogi poprowadziły do Łęczycy, w której podziwia nie tylko piękny kościół, ale sporą liczbę wiernych, którzy codziennie modlą się w naszym kościele. Podkreśla także, że podczas słuchania naszego oazowego śpiewu często popada w zadumę. Liczymy, że pobyt w naszym klasztorze będzie wspominał równie miło jak swoje poprzednie placówki, a współpraca z nami będzie układać się wzorowo. Witamy w Łęczycy. ◘ informacje wydobyła Karolina Góralska O. KAZIMIERZ (CZESŁAW) STEC • • • • ur. 16.04.1953 r. w Leżajsku; data wstąpienia do Zakonu: 02.09.1972 r.; data święceń kapłańskich: 20.06.1979 r.; imieniny: 4.03. SALKA PO REMONCIE O oazie Jest tam ciekawych rzeczy wiele W bernardyńskim dziś kościele Tu oaza swoje robi - śpiewa, pisze, recytuje i jasełek też spróbuje. Oprócz życia codziennego Warto do nas przyjść dlatego, że bezczynność nie istnieje, no i nudą tu nie wieje. W piątki o 16 zapraszamy, więź sympatii zapewniamy, więc czekamy tu na Ciebie, abyś miejsce "grzał" już w niebie. KRZYŚ ŁĘCKI FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA Pierwszy numer gazetki „Pokój i Dobro” rozszedł się w nieprzewidywalnym dla nas nakładzie. Zebrane środki przeznaczyliśmy na remont salki. Za wszelkie wsparcie dziękujemy staropolskim „Bóg zapłać”, a o naszych dobroczyńcach i sympatykach pamiętać będziemy w modlitwie. 7 ŚLADAMI JANA PAWŁA II „Śladami Jana Pawła II” – to tytuł koncertu, jaki przygotowaliśmy 22 października z okazji 28. rocznicy inauguracji pontyfikatu Papieża Polaka. W jego organizacji pomogli nam goście i przyjaciele spoza młodzieży franciszkańskiej, między innymi z zespołu Dwa Tygodnie i łęczyckiego Domu Kultury. Inicjatorką przedsięwzięcia i autorką scenariusza była Karolina Góralska, zaś aranżacją utworów oraz przygotowaniem chóru i solistów zajęła się Daria Jędrzejczak. Całości doglądał Piotrek Banasik. Opowieść o życiu Jana Pawła II rozpoczęliśmy wierszem Czesława Miłosza, który powstał specjalnie na osiemdziesiąte urodziny Karola Wojtyły, by w dalszej części koncertu odpowiedzieć na pytania z utworu: co może jeden człowiek i jak działa świętość? Wykorzystaliśmy w tym celu wiersze i piosenki, nie tylko oazowe – nie baliśmy się sięgnąć do dorobku innych artystów, między innymi Edyty Geppert i Szymona Wydry. Nowością i urozmaiceniem w naszym koncercie był telebim, na którym wyświetlaliśmy filmy z życia Papieża Polaka. Dlaczego z bogatej biografii Jana Pawła II wybraliśmy akurat te epizody? Życie Karola Wojtyły od samego początku silnie związane było z Bogiem – mówi Karolina, autorka pomysłu – dlatego wspomnieliśmy o ofiarowaniu młodego Lolka opiece Matki Boskiej Kalwaryjskiej, o studiach w Rzymie i o spowiedzi u ojca Pio. Również fragmenty z czasów pontyfikatu ukazywały nierozerwalną - KONCERT W HOŁDZIE PAPIEŻOWI więź Jana Pawła z Bogiem, a także Jego otwartość wobec ludzi – to, że się nas nie bał, że mówił, nawracał i wskazywał dobrą drogę. Choć przygotowania były krótkie, momentami było ciężko i do ostatniej chwili koncert stał pod wielkim znakiem zapytania, to ostatecznie udało się go zorganizować. Dziękujemy wszystkim, którzy pomogli w przygotowaniach, w szczególności muzykom: Bartkowi Baranowskiemu, Kubie Skonecznemu (gitary), Piotrowi „Jokerowi” Frontczakowi (bębny) i Rafałowi Hajdorowiczowi (instrumenty klawiszowe). Bartek, oprócz tego, że grał na gitarze, wykonał również jedną z piosenek – utwór Szymona Wydry „Poza czas”, skomponowany specjalnie dla Papieża. Jestem szczęśliwy, że mogłem z wami współpracować już po raz drugi – powiedział nam po koncercie – poznałem tutaj wielu ciekawych ludzi, a dzięki wam umacnia się moja wiara. Odrębne wyrazy uznania należą się realizatorom dźwięku i obrazu, tj. p. Dariuszowi Kusiowi z Domu Kultury i Krzyśkowi Góralczykowi, właścicielowi restauracji „Zatoka” w Sierpowie. Dziękujemy też Dyrekcji Liceum Ogólnokształcącego, pani Lucynie Sztompce oraz Dyrekcji Domu Kultury, pani Izabeli Nowickiej-Piaskowskiej, za wypożyczenie sprzętu grającego. Specjalne podziękowania kierujemy do wszystkich licznie zgromadzonych widzów, którzy nasze starania nagrodzili owacjami na stojąco. Dobrze, że jesteście. ◘ Paulina Król NIE LUBIŁEM LEKCJI MUZYKI... Z Piotrkiem Frontczakiem, perkusistą grupy Dwa Tygodnie i przyjacielem FMO rozmawia Kamila Chrzanowska Kamila Chrzanowska: Grasz już z nami drugi raz. Co o tym wszystkim sądzisz? Piotrek Frontczak: Na początku chciałem podziękować, że chcieliście, żebym to ja z Wami współpracował. Traktuję to jako wyróżnienie i bardzo się z tego cieszę, że mogłem uczestniczyć w tak ważnych uroczystościach. Myślę, że to świetna sprawa zagrać w całkowicie innym klimacie, niż się słucha czy gra na co dzień, i spróbować czegoś nowego. Dzięki tym wszystkim spotkaniom i koncertom wiele się nauczyłem. Współpracowałem ze wspaniałymi muzykami i ludźmi, a praca dzięki nim była łatwa i przyjemna, co uważam za ogromny plus. Bardzo miło wspominam wszystkie spotkania i polecam się na przyszłość. Czy po tych koncertach nawiązałeś jakieś nowe znajomości? Tak, oczywiście. Z wieloma osobami znałem się jedynie z widzenia, a dzięki próbom poznałem je bliżej i o wiele lepiej. Były również takie osoby, których nie znałem w ogóle i nigdy nie widziałem na oczy (co w tak małym mieście jak Łęczyca jest raczej trudne…); w większości poznawałem osoby młodsze ode mnie, więc nie było tak trudno się dogadać; mało tego – z pewną grupą ludzi spędziłem kilka wspaniałych dni w wakacje i bardzo miło je wspominam, mam nadzieję, że oni też. Po dziś dzień utrzymujemy bardzo dobry kontakt. ciąg dalszy na stronie 8 FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 8 NIE LUBIŁEM LEKCJI MUZYKI... ciąg dalszy ze strony 7 Wiemy, że w dniu koncertu byłeś chory, a jednak zagrałeś z nami. Owszem, nie byłem w najlepszej dyspozycji, ale wiedziałem, że muszę zagrać i że to dla mnie bardzo ważne. Poza tym nie mogłem zostawić moich przyjaciół. Grałem może nie ostatkiem sił, ale z pewnym wysiłkiem – najważniejsze jednak, że dałem radę.. Dzięki temu doświadczyłem tego, że mimo osłabienia i tak jest we mnie sporo wiary w siebie – i z tego się cieszę. Kto jest Twoim autorytetem i dlaczego? Jednym z moich wielkich autorytetów jest właśnie Jan Paweł II. Był i moim zdaniem nadal jest człowiekiem światowym i pozostanie na zawsze. Myślę, że gdyby większość takich ludzi była na świecie byłoby o niebo lepiej. Być może dlatego też chciałem uczestniczyć w koncertach, bo przecież poświęcone one były właśnie temu człowiekowi – Wielkiemu Polakowi. I jestem dumny że to nasz rodak. To, co ten człowiek pokazał światu, jest niepowtarzalne. Wyciągał rękę do wszystkich i każdego z osobna, naprawił wiele spraw, nie tylko związanych z chrześcijaństwem, ale także politycznych. Uważam ponadto, że był to człowiek pełen wiary i miłości do bliźniego – i to się chyba ceni w ludziach najbardziej. Dla mnie był to wspaniały człowiek i żal mi że odszedł, ale mam nadzieję, że kiedyś się z nim spotkam i pogramy razem w piłkę… Bardzo dobrze grasz na perkusji. Jak to się stało, że wybrałeś właśnie ten instrument, a nie np. bas? Jeśli chodzi o moją grę, to niełatwo mi się na ten temat rozmawia. Człowiek uczy się całe życie i chce jak najlepiej, ale nie zawsze mu wychodzi… Ja znam swoje braki, z pewnością są bębniarze lepsi ode mnie, w których należy się wpatrywać i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Dziękuję jednak, że się podobało i obiecuję, że będzie coraz lepiej. Co się zaś tyczy wyboru instrumentu, była to kwestia naprawdę zakręcona i długa. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie interesowałem się tak dogłębnie muzyką – moim zamiłowaniem był sport, jednak przez kontuzję skończyłem z nim poważną przygodę. Miłość do muzyki zaszczepił we mnie mój tato, który również się nią interesuje, i bardzo mu za to dziękuje. W szkole nie przepadałem za lekcjami muzyki, a nuty od zawsze były dla mnie koszmarem – aż do pewnego momentu. Mianowicie miałem kolegę – Darka, który, niestety, był ciężko chory i odszedł od nas. To on uczył się grać na perkusji i on właśnie namawiał mnie, żebym poszedł do szkoły muzycznej i chciał się kształcić. Powiedziałem mu: „Spoko, ale ja będę grał na gitarze i założymy zespół’. Lecz plany – jak to zazwyczaj bywa – nie zawsze się udają, i w szkole muzycznej nie dostałem się na gitarę. Rok później powiedziałem sobie: „nie chce mnie gitara, to może perkusja zechce..” I zechciała, a ja poszedłem w ślady swojego kolegi. Uczyłem się w szkole, a wiele ciekawych rzeczy pokazał mi właśnie Darek, za co mu również bardzo dziękuje. Później trochę zwątpiłem w moją grę i chciałem iść na studia sportowe, lecz widać – miało być inaczej. W taki sposób znalazłem się na studiach muzycznych, dzięki którym rozwijam się w tym kierunku w teorii FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA i praktyce. Mam nadzieję, że uda mi się czynić postępy w dalszym ciągu. Dodam jeszcze, że gdybym wtedy dostał się na gitarę, to pewnie dziś grałbym na basie, bo sekcja rytmiczna to jest to! Oprócz grania na perkusji na pewno masz inne zdolności czy hobby. Jakie? Właściwie to chyba sport teraz traktuje bardzo hobbistycznie i różne przyjemności, które sprawiają, że człowiekowi pojawia się uśmiech na twarzy. Tak na dzień dzisiejszy nie ma ich za wiele. Kiedyś nawet wędkowałem, ale to była bardzo krótka przygoda. Co w człowieku cienisz najbardziej? Człowiek to bardzo obszerne pojęcie i każdy z nas dobrze o tym wie. Ja najbardziej cenię miłość i zaufanie do drugiego człowieka. W końcu całe życie człowiek szuka swojej miłości i to jest jeden z głównych celów jego życia. A później pojawia się coś takiego jak zaufanie, które dla mnie odgrywa bardzo istotną rolę w życiu. Oszukiwanie i kłamstwa uważam za błędne posunięcia, zresztą nikt nie lubi jak ktoś kłamie czy oszukuje. Ale, niestety, czasem nie udaje nam się w pełni być uczciwym, jednak uważam, że w życiu każdego człowieka powinno być tego jak najmniej i wtedy nie dochodziłoby między nami do tak wielu nieporozumień i kłótni. ◘ rozmawiała Kamila Chrzanowska 9 POKRÓJ NA DROBNO - czyli słów kilka prosto z kuchni W pierwszym numerze oazowej gazety wyruszyliśmy na poszukiwania smaków i zapachów do kuchni klasztornej, skąd po dziennikarskim śledztwie ujawniliśmy, co i jak jadają ojcowie bernardyni. Dziś zmieniamy miejsce badań, przenosząc się do jednego z gospodarstw naszej parafii a przewodnikiem po domowej kuchni będzie Damian „Fafik” Łęcki. Choć studiowanie informatyki pochłania mu mnóstwo czasu, to nie jest kulinarnym analfabetą. Mało tego - swoim doświadczeniem przebija niektóre (nie wszystkie, ale kilka) gospodynie domowe. Pierwsze kuchenne szlify zdobywał w domu pod czujnym okiem babci, aby następnie swoje pomysły realizować w czasie studiów w Łodzi. W wakacje odbył miesięczny staż w kuchni jednej z najbardziej znanych restauracji całego powiatu - w „Zatoce” w Sierpowie. Dziś dzieli się z nami swoją praktyką. Oddajmy mu głos. ŁAZANKI Do przygotowania łazanek potrzebujemy: - kapusta kiszona (około 0,5 kilograma), - grzybki leśne (podgrzybeczki, borowiczki), - pęto kiełbasy zwyczajnej, - niezły kawałek mięsa, może być wieprzowego (w zależności, co kto znajdzie w swojej lodóweczce) - ok. 25 dag, - dostosowana do indywidualnych potrzeb ilość cebuli zwyczajnej, - oczywiście makaron „łazanki”. Sercem potrawy są, oczywiście, kluski „łazanki”. Jeśli nie posiadamy zbyt wiele czasu albo np. stolnicy czy wałka do ciasta, możemy zrezygnować z własnego wyrobu naszych kluseczek. Każdy kupi je bez większego problemu w „naszym” pobliskim spożywczym. Gdy jednak podejmiemy decyzję samodzielnego wyrobu makaronu, do czego gorąco namawiam, musimy zasięgnąć jakże cennych rad naszych babć. Z własnego doświadczenie wiem, że one na gotowaniu znają się jak nikt inny. Moja cała rodzina wie, że w gotowaniu nikt nie dorówna babcinym potrawom, i zdaje sobie sprawę, że dla babci Kazi żadna zupa nie jest obcą. Właśnie babcie dokładnie nakreślą nam, jakich ingrediencji należy użyć, w jakich ilościach oraz zapewne dadzą parę wskazówek, co do sposobu ugniatania ciasta i wałkowania (wszak każda gospodyni posiada własny model operowania wspaniałym narzędziem kuchennym, jakim jest wałek). Gdy ciasto będzie już gotowe, należy je cienko rozwałkować i powycinać kluski w kształcie małych kwadracików. Z opcji własnego wyrobu makaronu oprócz korzyści zdobycia cennego doświadczenia, płynie jeszcze jeden wymierny profit. Otóż w fazie gotowania naszego makaronu własnej roboty możemy skorzystać z dobrodziejstwa ludzkości, które babcia Kazia zowie zupą „kluszczonką”. Jest to woda, odlana po ugotowaniu klusek (stąd jej nazwa). Bardzo bogata w witaminy. Super smakuje wzbogacona łyżeczką masła śmietankowego. Przejdźmy teraz do części głównej tegoż przepisu. Naszą kapustkę należy dobrze wymoczyć w gorącej wodzie, nawet kilkakrotnie, co sprawi, że jej kwaśny smak stanie się już tylko wspomnieniem. Następnie odsączamy naszą kapustkę, pozbywając się kwaśnej wody. Kolejnym etapem w drodze do naszego „łazankowego” raju jest ugotowanie posiekanej kapustki razem z pokrojonymi uprzednio grzybkami (borowiaczkami, podgrzybkami lub innymi). Odcedzamy wszystko i pozostawiamy samym sobie, co daje nam chwile czasu na przygotowanie kolejnych ingredientów. Nasze pętko „zwyczajnej” kroimy w gruba kostkę i przesmażamy na patelni, to samo czynimy z naszym mięsem. Teraz możemy się spokojnie zająć cebulką. Kroimy ją w półksiężyce lub w kostkę, w zależności od naszych indywidualnych upodobań - wszak powszechnie wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje. Ja na przykład preferuje półksiężyce. Tak przygotowaną cebulkę przesmażamy do zarumienienia. Ostatnim gwoździem do naszej „łazankowej” arki jest wymieszanie wszystkiego w dużym kuchennym pojemniku metalowym o kształcie wydrążonego i jednostronnie otwartego walca z uszami, który to pojemnik zwany jest potocznie garnkiem. Rzeczony garnek wstawiamy na mały ogień i tak pozostawiamy, co jakiś czas mieszając, na około 20 minut. Czas ten nie jest sztywno narzucony. Ważne jest to, aby cała potrawa „przeszła” smakiem wszystkich składników, których użyliśmy, oraz aby nasza kapustka się troszkę przesmażyła. Tak przygotowanej potrawie nie trzeba nic więcej jak tylko pary sztućców, jednego talerzyka i głodnego Polaka. Życzę miłych doznań kulinarnych podczas wędrowania po krainie zwanej „łazankową przyjemnością”. ◘ Damian „Fafik” Łęcki R E K L A M A FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA 10 Rok 2007 będzie dla naszej wspólnoty czasem szczególnym, gdyż na wrzesień zaplanowaliśmy obchody dwudziestej piątej rocznicy założenia naszej oazy. W 1982 roku przy łęczyckim klasztorze OO. Bernardynów powstała pod opieką o. Marka Kurpiela grupa Franciszkańskiej Młodzieży Oazowej, która przetrwała aż do dziś – i nadal ma się dobrze. Z tego powodu pragniemy zapoczątkować rubrykę „XXV lat FMO w Łęczycy”, w której choć trochę postaramy się przybliżyć naszych wcześniejszych moderatorów, animatorów i uczestników. Jednocześnie zapraszamy wszystkich dawnych oazowiczów na obchody dwudziestopięciolecia, wstępnie zaplanowane na 8 września 2007 r. Abyśmy mogli dobrze przygotować się do tych uroczystości, prosimy o kontakt wszystkich chętnych do spotkania się po latach. Zgłaszać się można przez forum na naszej stronie internetowej www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca, przez e-mail [email protected], do naszego moderatora o. Nereusza lub któregokolwiek animatora FMO. Prosimy o przekazywanie tej wiadomości dalej, byśmy we wrześniu przyszłego roku spotkali się w jak największym gronie. nież inny „chórek” - zgłodniałych żołądków. Kolejnym punktem w programie dnia było więc śniadanie (ser, dżem lub konserwy) i tak co dzień. Interesujące konferencje o. Józefa Zapod red. Martyny Romanowicz chla lub o. Józefa Wręczyckiego przybliżały słuchaczy do Część I Pana Boga. Później nadchodził czas na spotkania w grupach, śpiew, obiad (przygotowany przez brata Nikodema) i czas Kto by pomyślał, że Franciszkańska Młodzież Oazowa wolny. Wieczorem wszyscy spotykali się na nieszporach. działa w Łęczycy już ćwierć wieku. Czas mija, a mimo to Dzień kończył się modlitwą i błogosławieństwem. Kiedy reogień radości i ofiarnej pokory płonie w łęczyckiej młodzieży kolekcje dobiegły końca, łęczycanie wrócili pokrzepieni i chętnieprzerwanie od 1982 roku. Wtedy to przybył do Łęczycy, ni do dalszej działalności oazowej. zaraz po święceniach kapłańskich, o. Marek Kurpiel, który Powoli wszystko zaczęło się układać. Łęczycanie jeździli wcześniej był uczestnikiem Ruchu Światło-Życie przy klasztodo innych wspólnot franciszkańskich, one przyjeżdżały do rze OO. Bernardynów w Radomiu. Do pracy w naszym mienich. Niezapomniany stał się wyjazd do Radomia, gdzie mogli ście przystąpił pełen zaangażowania. Rzucając się w wir niezlispotkać się ze znajomymi z wakacji. czonych obowiązków, „tchnął życie” w anemicznych, skostŻycie młodego oazowicza nie składa się jedynie z wyjazniałych tubylców. Wzbudził ożywienie wśród grona młodych dów na rekolekcje i odwiedzin przyjaciół tam poznanych. nastolatek, które pełne nowozaszczepionego ducha, z energią Młody oazowicz — to również imprezowicz! Rokrocznie przystąpiły do okupowania murów i pomieszczeń klasztoru. hucznie obchodzone były imieniny ojca Marka. Szczególnie Początki były trudne… O. Marek próbując rozniecić ów uroczyste miały miejsce w 1984 roku. Przybyło wówczas do tlący się płomyczek, ujął w dłoń batutę i począł dawać pierwłęczyckiej oazy sporo „nowych twarzy”. Rozpierała ich tak sze lekcje śpiewu religijnych pieśni, które zresztą szły bardzo ogromna Boża radość, że moderator został zmuszony do opornie. Początkowo repertuar zawierał: „Skałą i zbawieprzeniesienia siedziby FMO do większej salki. Wielkim wydaniem” oraz „Pewnej nocy łzy z oczu mych…”, które pozostarzeniem roku 1985 stały się mikołajły wśród oazowych przebojów aż do ki. Prezenty nie tylko wzbudziły dziś. ciekawość, ale i przyniosły wiele Wydawać by się mogło, że to uśmiechu. Było tak zabawnie, że niewiele. Był to jednak kamień węnawet podczas modlitwy na zakońgielny położony u podstaw naszej czenie spotkania, trudno było o oazy. I tu właśnie historia zaczyna zachowanie powagi. W 1986 roku toczyć się kołem. po raz pierwszy został zorganizowaW końcu przyszedł czas na to, ny Sylwester. I choć nie spotkało się aby podzielić się swoim szczęściem z to z aprobatą wszystkich mieszkańinnymi wspólnotami. Nietrudno więc ców Łęczycy, zabawa była przednia. się domyślić, że pomysł ojca na zorRok później ojciec Marek ganizowanie wyjazdu do odległej musiał przenieść się do innej plaKalwarii Zebrzydowskiej, spotkał się cówki. Ze łzami w oczach nie żez entuzjastycznym poparciem młognano tylko jego, ale również tych, dzieży. Wszyscy chwycili za plecaki Założyciel FMO — o. Marek Kurpiel. którzy uczestniczyli razem z nim wypchane konserwami i ruszyli w budowaniu wspólnoty. Skończyli w podróż pełną wrażeń. Po przybybowiem szkołę i wyjechali do innych miast na studia. Tylko ciu na miejsce zostali przywitani z ogromną radością. W dodzięki inicjatywom nowego moderatora - o. Seweryna Zycha datku każdy dostał swoją pryczę, co było kolejnym powodem i poświęceniu „nowo upieczonych” animatorów, dzieło do szczęścia. Co więcej, wieczorne ognisko, nie przeszkodziło o. Marka nie rozpadło się. Doby Bóg sprawił, że krótkim czaoazowiczom w tym, aby nazajutrz z samego rana pójść na sie wszystko wróciło do normy i tlący się płomyczek nie zospacer po Dróżkach. Powrót do domu był równie interesujący stał zgaszony przez byle podmuch przeciwności. jak wszystko, co go poprzedzało. Cóż powiedzieć, żal odjeżNiestety, ojciec Seweryn niedługo zabawił w Łęczycy. Modżać… głoby się wydawać, że był tu posłany po to, by właśnie poZima minęła, wszystkie kalwaryjskie smutki utonęły we dźwignąć łęczycką oazę z upadku. Podczas III pielgrzymki wiosennej odwilży i nadszedł czas wyjazdu na letnie rekolekJana Pawła II do Polski otrzymał krzyż misyjny i latem 1988 cje. Informacje ojca na ten temat przedstawiały się następująroku wyjechał z kraju. Również i to pożegnanie było niezwyco: ………………… (kropki oznaczają ich brak). Co ciekakle smutne. we, w 1983 roku nikt nie wiedział, na czym miały polegać. Naturalnie, nie był koniec wspólnoty. Następcą ojca Zycha Ostatecznie z grona ok. 30 osób wyłoniła się szczęśliwa dziezostał o. Arkadiusz Słysz. Oaza łęczycka kontynuowała swosiątka, która niepewna jutra pojechała na rekolekcje do Mrzeją działalność poszerzoną o spotkania z Bractwem Otrzeźwieżyna. Uczestniczyli w niej również członkowie oaz z Radomia, nie im. Maksymiliana Marii Kolbe, z III Zakonem Świeckiej Warszawy i Kalwarii Zebrzydowskiej. Rodziny Franciszkańskiej, a także z dziećmi ze szkoły specjalDzień zaczynał się pobudką o 6.30. Oprócz śpiewów liturnej. To był dopiero początek… ◘ gicznych na Mszy Św. o godz. 7.00, można było usłyszeć rów- XXV lat FMO w Łęczycy FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA