O. Kasjan Gumieniak

Transkrypt

O. Kasjan Gumieniak
19 listopada 2006 r.
POKÓJ I DOBRO!
Już po raz drugi spotykamy się na
łamach oazowej gazetki. Numer ten poświęcamy głównie życiu naszej wspólnoty –
opowiemy o tym, co zdarzyło się przez
ponad dwa miesiące, a jest o czym pisać.
Z Państwa pomocą wyremontowaliśmy
salkę, zaczęliśmy udzielać się w mediach
elektronicznych, a także – jak co roku –
spotkaliśmy się z członkami innych oaz
franciszkańskich na Dniach Wspólnoty
w Kalwarii Zebrzydowskiej. Październik
stał pod znakiem koncertu z okazji
28. rocznicy inauguracji pontyfikatu Jana
Pawła II, o którym szeroko piszemy na
kolejnych stronach. O swoich wrażeniach
z występu i przygotowań do niego opowiedział nam Piotrek Frontczak, perkusista
grupy Dwa Tygodnie, przyjaciel FMO.
To nie jedyna osoba, o jakiej piszemy
w drugim numerze „PiD”. Do naszej
wspólnoty parafialnej dołączył o. Kazimierz
Stec, którego również pragniemy Państwu
przedstawić. Specjalnie dla nas opowiedział
on o swojej dotychczasowej pracy duszpasterskiej, o Rzymie Jana Pawła II, a także
o swoich pierwszych wrażeniach z pobytu w
naszym mieście.
Listopad to miesiąc wspominania naszych zmarłych, dlatego nie mogło zabraknąć kilku zdań o rzeczach ostatecznych
i naszych postawach wobec śmierci.
W sposób szczególny pragniemy wspomnieć o. Kasjana – wspaniałego kaznodzieję i wielkiego przyjaciela młodzieży –
który 7 listopada po długiej chorobie odszedł do Domu Pana.
Na ostatek pragniemy zainaugurować
w tym numerze rubrykę „XXV lat FMO
w Łęczycy”, w której przypomnimy historię
naszej wspólnoty, od momentu jej założenia
aż po chwilę obecną. Wszystko przed
obchodami rocznicowymi we wrześniu
przyszłego roku.
Zapraszam do lektury.
PIOTREK BANASIK
NR 2 (2)
O. Kasjan Gumieniak
19 sierpnia 1938 r. - 7 listopada 2006 r.
Na kilka minut przed mszą zwyczajowa krzątanina w zakrystii - ktoś
potrzebuje krzesło, ktoś inny mikrofon, gdzieś zgubił się pasek od alby...
I jak zwykle pytanie: "Gracie dzisiaj?
Śpiewacie?" - ojciec Kasjan uwielbiał
msze z młodzieżą, czekał tylko, żeby
nas posłuchać. "No, to grajcie, tylko
ładnie" - powtarzał zawsze. A kiedy
rzeczywiście dobrze nam poszło, to
mówił, że nigdzie nie ma takiej młodzieży jak w Łęczycy.
Interesował się naszym życiem.
Do legendy przejdą chwile, kiedy podczas spowiedzi pytał, co słychać w
domu i jak się czują rodzice. Czasami
po mszy pochwalił, że ktoś ładnie
czyta, pięknie śpiewa albo gra. Zdarzało się, że za coś zganił - bo przecież nie zawsze wszystko wychodzi za to ganił z uśmiechem.
Często modlił się za nas, szczególnie w trudnych chwilach - podczas matur albo sesji egzaminacyjnej.
A kiedy tylko dowiedział się, że ktoś
obchodzi imieniny albo urodziny, od
razu włączał jego intencję do swych
modlitw, często nawet podczas mszy
- żeby cała parafia wiedziała. I nie
szczędził przy tym miłych słów dla
solenizanta czy jubilata.
Kiedy zajmowaliśmy drugie miejsce w turnieju piłkarskim, pytał, dlaczego tak słabo - bo wierzył w nas
i wiedział, że stać nas na więcej. Dodawał otuchy, gdy trzeba było podjąć trudne decyzje, często radził
i pomagał. Był zawsze po naszej
stronie.
Ojciec Kasjan odszedł od nas
w nocy 7 listopada. Swoją przyjazną
postawą zaskarbił nie tylko naszą
sympatię i zaufanie, ale także cząstki
serc, które zawsze będą go pamiętać.
Franciszkańska
Młodzież Oazowa
PS. Kiedy po odejściu o. Kasjana
opublikowaliśmy ten tekst na oazowej stronie internetowej, w księgę
gości wpisał się o. Honorat – nasz
były moderator. Oto jego słowa:
O. Kasjan mieszkając w Leżajsku ciągle
podkreślał, i to wielu osobom, że gdy chodzi o poziom, to jest OAZA łęczycka,
a potem długo, długo nic. To była Jego
w Was wiara.
I za tę wiarę, Ojcze Kasjanie,
DZIĘKUJEMY.
2
Z ŻYCIA FMO
21 sierpnia - 19 listopada 2006 r.
21-26.08 - Remont salki oazowej
Pierwszy numer gazetki oazowej był niejako rezultatem
pomysłu na odnowienie naszej salki franciszkańskiej. Zebrane
fundusze pozwoliły nam na uruchomienie naszej wyobraźni,
a spośród wielu projektów na nowy wystrój wybraliśmy dom
modrzewiowy wiejski. Remont rozpoczęliśmy od doboru palety barw i gruntowania ścian, później przyszedł czas na łupanie
cegieł, bejcowanie szafy i stołu, malowanie krzeseł i inne tego
typu prace gospodarskie. Wyszła nam z tego wiejska chata
z prawdziwego zdarzenia, dorobiliśmy się wreszcie ceglanego
kominka i pokaźnej belki podsufitowej.
Efekty naszej pracy podziwiać można było w pierwszą
niedzielę września, kiedy na salce zorganizowaliśmy oazowy
dzień otwarty. Obyło się bez muzealnych kapci, nie zapomnieliśmy jednak o ciastkach i cukierkach dla tych, którzy zaszczycili nas swoją obecnością. Kto nas wtedy nie odwiedził, jest w
dalszym ciągu mile widziany – zapraszamy w czasie spotkań
i śpiewu FMO (PIĄTEK 16-18.30, NIEDZIELA 9-10) i Oazy
Dzieci Bożych (SOBOTA 10-12). Do zobaczenia. ◘
5/6.09 - Nowa strona internetowa
Pod osłoną nocy, z 5 na 6 września, uruchomiliśmy nową
stronę internetową Franciszkańskiej Młodzieży Oazowej. Autorką grafiki jest Martyna Romanowicz, zaś wszystko na
język obcy przeciętnemu człowiekowi (za to zrozumiały dla
komputera) przełożył Maciek Szeming (czyli po prostu
Chomik), który jest administratorem naszej witryny. Pod adresem www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca znaleźć można
najświeższe informacje o naszych poczynaniach, dowiedzieć
się o nas kilku ciekawostek, obejrzeć zdjęcia, a także podyskutować na forum i dopisać kilka miłych słów do księgi gości.
Zapraszamy do wirtualnego odwiedzania nas w sieci. ◘
15.09 - O. Kazimierz Stec w Łęczycy
Do naszej wspólnoty klasztornej dołączył o. Kazimierz
Stec, który przybył do Łęczycy z klasztoru w Krakowie. Na
kolejnych stronach (prezentacja - str. 6) postaramy się przybliżyć jego sylwetkę. Mamy nadzieję, ż współpraca młodzieży
oazowej z o. Kazimierzem układać się będzie równie dobrze
(a nawet lepiej) jak z pozostałymi współbraćmi. Witamy
w Łęczycy. ◘
20-23.09 - Dni Wspólnoty w Kalwarii
Przedostatni weekend września był - zgodnie z tradycją czasem spotkania młodzieży franciszkańskiej ze wszystkich
wspólnot bernardyńskich. W tym roku Dni Wspólnoty zaczynały się już w piątek po południu, od przedstawienia grup
lokalnych. Zachowajmy jednak chronologię zdarzeń...
Dla nas - oazy łęczyckiej - DW zaczęły się jeszcze mniej
typowo, gdyż do Kalwarii wyjechaliśmy w czwartek po południu, prosto ze szkół, uczelni i zakładów pracy. W piątek rano
uczestniczyliśmy we mszy świętej, a zaraz po niej nasi chłopcy
rozegrali mecz piłkarski z braćmi klerykami z WSD. Zgodnie
z ideą olimpijską nie liczył się wynik, ale sam udział i dobra
zabawa, mimo tego chłopcy walczyli dzielnie i zostawili na
boisku mnóstwo zdrowia.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
Po obiedzie witaliśmy wspólnoty, przybywające do Kalwarii, a uściskom i radości nie byłoby końca, gdyby nie fakt, że
już o godzinie 17 na auli WSD miała miejsce prezentacja grup
lokalnych. O naszej wspólnocie opowiedzieli Mati i Krzysio,
po czym zaśpiewaliśmy nieoficjalny hymn oazowy - piosenkę
"Wiara czyni cuda" - wywołując aplauz licznie zgromadzonej
widowni. O 20.30 uczestniczyliśmy w modlitwie różańcowej
w kalwaryjskiej bazylice, a po niej czas do ciszy nocnej (a nawet dłużej) wykorzystaliśmy na pogłębianie znajomości i przyjaźni. Tak upłynęły poranek i wieczór dnia pierwszego.
Dzień drugi - sobota - był równie napięty. Modlitwy poranne, po nich prezentacja świadectw i grup z rekolekcji, następnie śpiew i msza święta, a zaraz po nich obiad - wszystko
to sprawiło, że czas do wczesnego popołudnia upłynął bardzo
szybko. Po obiedzie zaś - czas wolny, który wykorzystaliśmy
bardzo różnie - już to na długie rozmowy bądź granie i śpiewanie, już to na zwiedzanie Kalwarii, już to na odsypianie
straconego w nocy snu... Wieczorem uczestniczyliśmy w drodze krzyżowej, rozważając tajemnice Męki Pańskiej.
Świadomi tego, że już w niedzielę przyjdzie nam się żegnać
z przyjaciółmi z innych wspólnot, chcieliśmy wykorzystać
pozostały czas jak najlepiej - niektórzy z tego powodu kładli
się spać tuż przed świtaniem... Tak upłynęły dzień i noc dnia
drugiego.
Dzień trzeci – niedziela – zaczął się od modlitw, pakowania i sprzątania (z różnym skutkiem), po Eucharystii zaś - nadszedł czas pożegnań, a łzy popłynęły szerokim strumieniem...
Wzruszeni, ale i zadowoleni z dobrze przeżytego czasu wracaliśmy do domu. Po drodze odwiedziliśmy sanktuarium na
Jasnej Górze, skąd już prostą drogą dotarliśmy do Łęczycy. ◘
22.10 - Koncert „Śladami Jana Pawła II”
W przedostatnią niedzielę października uczciliśmy
28. rocznicę inauguracji pontyfikatu Jana Pawła II. Choć
o koncercie piszemy dużo więcej na kolejnych stronach
(relacja i wywiad z Piotrkiem Frontczakiem - str. 7-8), to
z kronikarskiego obowiązku należy o nim wspomnieć i tutaj.
Tego dnia zaprezentowaliśmy efekty naszej pracy, która
tak naprawdę zaczęła się ponad półtora miesiąca wcześniej.
Na początku września powstał sam pomysł, niedługo potem scenariusz, który w toku prac ulegał niewielkiej obróbce. Udało nam się zebrać zgraną ekipę muzyków, z którymi na początku października rozpoczęliśmy próby solistów i chóru. W
finalnej fazie koncert powstawał w może nieco wariackim
tempie, ale mimo tego daliśmy radę - bo z oazą nie może być
inaczej.
Dziękując wszystkim widzom za przybycie, już teraz pragniemy zaprosić na nasze kolejne przedsięwzięcia. Pierwszą
w kolejności zdają się być jasełka, które prawdopodobnie
pokażemy w styczniu. ◘
7.11 - Zmarł o. Kasjan
W czasie przygotowywania tego numeru oazowej gazetki
dotarła do nas wiadomość o śmierci ojca Kasjana. Po rozległym zawale serca i długiej chorobie odszedł do Domu Ojca
w nocy z 6 na 7 listopada. Kilka zdań, parę luźnych wspomnień z naszej przyjaźni publikujemy na pierwszej stronie.
Tydzień później, 13 listopada odprowadziliśmy o. Kasjana
w ostatniej drodze, wykonując dwa utwory na mszy świętej
i uczestnicząc w procesji z naszego kościoła na cmentarz,
gdzie w grobowcu ojców bernardynów została złożona trumna z ciałem ojca Kasjana. ◘
3
CZŁOWIEK W OBLICZU ŚMIERCI
Czy można pogodzić lęk przed śmiercią z wiarą w Boga? Nawet dla osób
głęboko wierzących może być to trudne, szczególnie w obliczu śmierci najbliższych.
Daria Jędrzejczak, Piotr Banasik
●● Słowo „śmierć” jest często utożsamiane ze smutkiem,
żalem, poczuciem opuszczenia, a nawet buntem i rozgoryczeniem. Czy to uczucia uzasadnione? Czy może są one jedynie
wynikiem naszego egoizmu?
W rozumieniu ludzkim śmierć to moment kończący życie
człowieka – ostateczność. Każdy z nas rodzi się i żyje, by w
końcu umrzeć – więc czemu tak trudno pogodzić się
z tym, co nieuchronne? Przecież sam Jezus Chrystus
dał nam nieomal namacalny dowód, że śmierć nie
jest ostatecznością, a jedynie przejściem do nowego,
lepszego życia. Dla nas – chrześcijan – śmierć powinna
być nadzieją na lepsze, chwilą długo wyczekiwaną. Więcej:
pragnieniem każdego z nas winna stać się rychła śmierć, by jak
najprędzej zaznać obiecanego szczęścia.
Prowadzi to do pewnego dysonansu
między naszym pragnieniem osiągnięcia
wiecznego szczęścia a przywiązaniem do drugiego człowieka.
Dla bliskich oczekujemy szczęścia,
ale jednocześnie chcemy jak najdłużej zatrzymać ich przy sobie –
czyż nie jest to przejawem egoizmu? Jak inaczej nazwać nasze
reakcje na śmierć kogoś bliskiego, nasz bunt, płacz, zwątpienie? We fragmencie Ewangelii wg św. Jana, mówiącym o
wskrzeszeniu Łazarza, czytamy
przecież: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie
wierzy, to choćby umarł, żyć będzie.
„POKÓJ I DOBRO”
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA
OAZOWA
Skład redakcji:
Piotrek Banasik
Kamila Chrzanowska
Karolina Góralska
Daria Jędrzejczak
Paulina Król
Damian „Fafik” Łęcki
Krzysiek Łęcki
Angelika Mielczarek
Ewa Olczak
Martyna Romanowicz
Mateusz Sadowski
FMO
Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki.” (J 11, 25n).
Bóg jest nieśmiertelny i daje nam udział w swojej nieśmiertelności. Zdając sobie sprawę z trudności i powagi tego przekazu, Jezus pyta jeszcze Martę, czy aby na pewno w to wierzy,
ona zaś potwierdza swoją wiarę słowami: „Tak, Panie, ja mocno
wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży (…)”. Czy i my potwierdzamy swoją wiarę?
W codziennym pacierzu powtarzamy przecież: „wierzę w
ciała zmartwychwstanie i żywot wieczny”, często nawet nie
zdając sobie sprawy z wagi tych słów. Badania, przeprowadzone wśród osób wierzących, pokazują, że zgodne z nauką Kościoła przekonania o zmartwychwstaniu ma tylko nieco ponad
połowa polskich katolików. Są wątpiący, są też tacy, których
poglądy są całkowicie niezgodne z nauką chrześcijańską (np. wierzący w wędrówkę dusz –
reinkarnację). A „prawda jest niepodzielna,
toteż człowiek wierzący, katolik, nie może wyznawać części prawdy, a inną jej część odrzucić –
jak przypominał w jednej ze swych publikacji kard. Joseph Ratzinger. Tylko połowa z nas wierzy w nasze zmartwychwstanie,
tym samym poddając w wątpliwość Chrystusowe zwycięstwo nad śmiercią. A przecież w
Liście do Koryntian czytamy, że „gdyby Chrystus
nie zmartwychwstał, to daremna jest nasza wiara” (1
Kor 15, 17).
Czy można zatem pogodzić lęk
przed śmiercią z wiarą w Boga? Nawet
dla osób głęboko wierzących może być
to trudne, szczególnie w obliczu śmierci
najbliższych. Jednak mając obietnicę od
Boga, pozostaje nam powierzyć Mu swoją bezradność i słabość i radować się, że
ktoś nam bliski opuszcza ziemski padół,
by osiąść na niwie Pańskiej. Pozostaje
nam powierzyć mu swoją nadzieję i miłość, bo ani oko nie widziało, ani ucho nie
słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy
Go miłują (1 Kor 2, 9). ◘
Jako że gazetka nasza wchodzi dopiero w pierwszą fazę rozwoju,
pragniemy zachęcić wszystkich Państwa do współpracy, czy to w przygotowaniu tekstów, czy to w składzie czy w powielaniu pisma. Liczymy, że dzięki temu będziemy mogli się rozwijać, nie tylko jako Franciszkańska Młodzież Oazowa, ale także jako wspólnota parafialna. Z przyjemnością udostępnimy w tym celu nasze łamy. Wszystkich chętnych do zasilenia składu
redakcyjnego prosimy o kontakt:
FRANCISZKAŃSKA MŁODZIEŻ OAZOWA
Klasztor OO. Bernardynów w Łęczycy
Ul. Poznańska 18a
www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca
[email protected]
Jednocześnie zastrzegamy sobie prawo do redakcji nadsyłanych tekstów,
ich skracania oraz dodawania tytułów i śródtytułów.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
4
NIEKOCHANA MIŁOŚĆ
Wiele miejsca i czasu w różnych publikacjach poświęca się ostatnio tłumaczeniom Pisma Świętego na bardziej
współczesne wersje. Furorę robiła wersja hiphopowa,
nie tak dawno w Niemczech wydano Biblię dla zwolenników równouprawnienia (sic!), mamy wersje regionalne
- góralską czy kaszubską…
My również pragniemy tłumaczyć Pismo Święte na
język współczesny, ale w nieco inny sposób. W kolejnych numerach postaramy się przybliżyć wybrane perykopy biblijne, posiłkując się wiedzą i doświadczeniem
ojców z naszego klasztoru. Jako pierwszy przypowieść o
robotnikach w winnicy objaśni o. Nereusz.
Pierwsza część Ewangelii ukazuje nam gospodarza, który o różnych porach dnia najmuje pracowników do swej
winnicy. Czy rozumieć mamy, że Pan Bóg powołuje każdego z nas do zbawienia w różnych etapach życia, a nie
z chwilą narodzenia?
Bóg każdego powołuje w chwili narodzenia, daje mu w końcu
„powołanie do życia”. Tym niemniej każdemu z nas daje wolną wolę, a człowiek jest zdolny do wszystkiego. Może wybrać
dobro, może wybrać zło - i tak należy patrzeć w przypadku
ludzi urodzonych w chrześcijaństwie. Są również ludzie, którzy rodzą się w innych kulturach, w innych wierzeniach. Jeśli
nie mieli szansy odnaleźć w swym życiu Jedynego Boga, bo
nikt z Nim do nich nie dotarł, to musimy popatrzeć w troszkę
inny sposób. Wtedy rozpatrujemy powszechne dążenie człowieka do Dobra w jego wierze. Pan Bóg działa w sposób dla
nas niezrozumiały, ale przecież nie chce On „śmierci grzesznika,
lecz aby się nawrócił i miał życie”.
Pan Bóg powołuje w każdej chwili. Jeżeli zaś zbłądzimy, to
czeka, byśmy zaczęli od nowa. Chciałbym, abyśmy czytając
ten fragment Ewangelii wszyscy zrozumieli przede wszystkim
to, że Pan Bóg jest Miłością i nie może tej Miłości, którą sam
jest, się wyprzeć. W końcu stworzył człowieka z miłości i do
Miłości. Kończąc, chcę powtórzyć za św. Franciszkiem, że
również w czasach dzisiejszych „ Miłość nie jest kochana”.
Co to znaczy?
Święty Franciszek, używając tego zwrotu, słowem „Miłość”
pragnie określić Boga. Bóg oddaje się człowiekowi bez reszty,
niestety, przez tego samego człowieka jest niekochany, bardzo
często odrzucany. Największym
wyrazem braku naszej miłości do
Stwórcy jest grzech.
Czy skoro gospodarz płacił
swoim pracownikom po tyle
samo bez względu na to ile
czasu przepracowali, można
wnioskować, że Pan Bóg jest
niesprawiedliwy?
Patrząc na tą perykopę ewangelijną z takiego zwykłego, ludzkiego
punktu widzenia, moglibyśmy tak
też ocenić Pana Boga jako niesprawiedliwego. Jednak gdy zasta-
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
A
lbowiem królestwo niebieskie podobne jest
do gospodarza, który wyszedł wczesnym
rankiem, aby nająć robotników do swej
winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za
dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około
godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na
rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do
mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam".
Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny
szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych
stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały
dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas
nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!"
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy
do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im
należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!" Przyszli najęci około jedenastej godziny
i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi,
myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po
denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar
dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich:
"Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje
i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo
jak tobie. Czy i nie wolno uczynić ze swoim, co
chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem
dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi
ostatnimi». (Mt 20, 1-16)
nowimy się głębiej nad całością tekstu i dostrzeżemy co Bóg
uczynił tym, którzy przyszli do niego w ostatniej chwili, to
możemy mówić tylko o nieskończonej Miłości przez wielkie
„M” Boga do człowieka. Nasze ludzkie oceny są często bardzo powierzchowne i - jak wspomniałem - z bardzo ludzkiego
punktu widzenia. Chcielibyśmy, aby Pan Bóg postępował tak
jak my, ludzie. Zapominamy jednak, że gdyby tak było, to
mielibyśmy marne szanse na
zbawienie, bo pewnie wtedy
po pierwszym czy drugim
grzechu popełnionym zawsze
przeciw tej wielkiej miłości
Boga, który sam w sobie jest
Miłością, zostalibyśmy po
ludzku odrzuceni. My zawsze
wokół siebie i w Bogu również będziemy, niestety, szukali zrozumienia na ludzki sposób. A przecież musimy
wreszcie uwierzyć, a nie tylko
rozumieć. ◘
z o. Nereuszem rozmawiała
Daria Jędrzejczak
5
FMO POLECA:
PŁYTY
ANIA DĄBROWSKA
KILKA HISTORII NA
KSIĄŻKA
MARCO TOSSATI
ŚLEDZTWO W SPRAWIE
SZATANA
wyd. Salwator
Kraków 2005
TEN SAM TEMAT
Warszawa, 2006
●● Ania Dąbrowska jest wokalistką, kompozytorką
i autorką tekstów, która zadebiutowała w 2004 roku
albumem „Samotność po zmierzchu”. Niedawno na rynku
pojawiła się druga płyta piosenkarki, zatytułowana „Kilka
historii na ten sam temat”. Album promuje singiel
„Trudno mi się przyznać”, który całkiem nieźle sobie radzi
w rozgłośniach radiowych.
Tytuł płyty wskazuje na jej temat - skoro ma być ten
sam, co zwykle, to musi nim być miłość. Spotykamy się
z nią w różnych etapach związku dwojga ludzi. Rozstania
i powroty zostały opowiedziane nie tylko przez teksty swoje robią: klarnet, flet czy saksofon. Aranżacje są
niemal perfekcyjne, a wokal znakomicie komponuje się
z instrumentami.
Co najważniejsze - na tej płycie nie ma słabych
kawałków. Każdy nadawałby się na singiel, bo każdy to
małe dzieło sztuki. Mimo tego możliwe jest, że nowa płyta
Ani nie osiągnie takiego sukcesu komercyjnego jak jej
pierwszy album (a przypomnijmy, sprzedano go w ponad
50 tysiącach egzemplarzy) - bo nie jest to muzyka masowa,
jednak z pewnością jest to dużo ciekawszy materiał niż
poprzednio.
Kiedy płyta się kończy, możemy tylko żałować, że
trwała tak krótko - jedenaście utworów trwa niespełna
czterdzieści minut. Można powiedzieć, że Ania postawiła
raczej na jakość niż na ilość - i wyszło jej to na dobre, bo
dzięki temu album jest dopracowany w każdym, nawet
najmniejszym szczególe. A jest to na polskim rynku
prawdziwa rzadkość - i choćby dlatego warto sięgnąć po tę
produkcję. ◘
Ewa Olczak
BLUE CAFÉ
OVOSHO
Łódź, 2006
●● „Ovosho” to album otwierający nową erę dla zespołu
Blue Café. Po rozstaniu ze starą wokalistką Tatianą Okupnik, muzycy łódzkiej grupy związali się z Dominiką Gawędą - wokalistką znacznie mniej kontrowersyjną, a na pewno równie utalentowaną. Co ważne - odbiorcy na tej
zmianie nic nie stracili.
Trzecia płyta Blue Café to album dojrzały muzycznie
pod każdym względem. Świetne brzmienie, szczególnie
●● Już po przeczytaniu tytułu
książki pomyślałem, że może ona
być ciekawsza niż inne o podobnej
tematyce. Tytuł trafnie oddaje to,
w jaki sposób autor stara się zmierzyć z tematem, o którym tak wiele zostało już powiedziane i napisane, czyli o
gnębicielu ludzkich sumień - szatanie.
Całą treść "śledztwa" możemy podzielić na trzy części,
w których każda z nich mówi o wyżej wspomnianym
temacie w innym ujęciu. I tak kolejno autor powołuje się
na opinie trzech specjalistów: egzorcystę, psychoterapeutę
i socjologa. Są to trzy szczegółowe wywiady, w których
każdy z rozmówców niemal spowiada się Marco Tossatiemu ze swoich przeżyć, spotkań i obserwacji. Ponieważ
cała książka jest napisana w formie wywiadu, język w niej
zawarty jest również przystępny dla każdego czytelnika.
W wypowiedziach nie ma żadnych ubarwień, które by
w jakikolwiek sposób nadały niezdrowej otoczki sensacji,
której aktualnie nie brakuje – zwłaszcza w dziełach amerykańskiej produkcji.
W moim przekonaniu publikacja ta jest prawdziwym
rodzynkiem w dziedzinie tekstów popularno-naukowych
ze względu na swoja rzetelną treść jak i zarówno zwięzłość
przekazu. Na koniec chce tylko zaznaczyć, że pozycja
w swej prostocie nie omija szczegółowych opisów, które
czasami mogą przyprawić o lekki dreszcz. Zapewniam, że
nawet mając jakieś pojęcie w temacie, niejednokrotnie
zostaniemy zaskoczeni. Myślę, że tak jak w rozgrywkach
piłkarskich każdy chce rozpoznać swojego przeciwnika,
tak my - chrześcijanie - powinniśmy chcieć dowiedzieć się
więcej o naszym przeciwniku, z którym rozgrywamy bój o
nasze życie - przez całe życie. Jeszcze raz zachęcam do
lektury. ◘
Mateusz Sadowski
sekcji dętej, znakomity wokal - wszystko to sprawia, że
albumu chce się słuchać i słuchać. Zespół znakomicie
żongluje konwencjami, z łatwością przenosząc się od
współczesnego popu (w tym dobrym znaczeniu) do
klimatów z lat sześćdziesiątych, by po chwili zabrzmieć jak
latynoskie rytmy rodem z Carlosa Santany.
Pewnego niedosytu mogą dostarczać teksty, bo krzyżujące się co i rusz słowa „babe”, „love” i „feel” to trochę
mało jak na taką porcję solidnych doznań muzycznych.
Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne albumy dojrzeją
również pod względem tekściarskim, bo na pewno
łódzkich muzyków stać i na taką poprawę. ◘
Ban.
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
6
O. KAZIMIERZ STEC W NASZYM KLASZTORZE
●● W łęczyckim klasztorze pojawił się niedawno, bo dwa
miesiące temu. Mowa o o. Kazimierzu Stecu, który przyjechał do nas z Krakowa, z klasztoru pod Wawelem. Wcześniej
bywał w wielu innych miejscach, miał także zaszczyt pracować
przez prawie osiem lat w Rzymie.
Zacznijmy od samego początku... Pierwsza parafia po studiach, do której trafił ojciec Kazimierz to Przeworsk. Wspomina te czasy jako spełnienie marzeń kapłańskich i duszpasterskich. Do dziś pamięta wyjazdy na wieś Żurawiczki i budowę tamtejszego kościoła. Po Przeworsku była Jelna, w której Ojciec założył grupę młodzieży franciszkańskiej, której
zachowanie i postawa miały wzorować się na życiu św. Franciszka. Grupa powstała – i o ile wiemy – istnieje do tej pory.
Ojciec bardzo serdecznie i ciepło wspomina lata pracy z młodzieżą, uważając je za najpiękniejsze.
Po Jelnej przyszedł czas na Częstochowę, która odcisnęła
półtoraroczną pieczęć w sercu o. Kazimierza. Z sentymentem
patrzy w przeszłość i wspomina budowę nowej placówki
i rolę, która tam wypełniał - był wikarym. Później nadeszły
czasy spawowania służby w Dukli, która w pamięci Ojca zachowała się również jako ważne miejsce. W tamtejszej placówce o. Kazimierz prowadził kapitalny remont klasztoru przed
wizytą wielkiego Polaka – Jana Pawła II. Wraz z dukielskimi
pielgrzymami duszpasterz wybrał się do Rzymu, aby osobiście
zaprosić Jana Pawła Wielkiego (1997). Po Dukli przez dwa
następne lata przebywał w Tarnowie, a po Tarnowie - w latach
1998-2006 o. Kazimierz pełnił służbę w Rzymie. W stolicy
apostolskiej pracował na Lateranie jako spowiednik papieski.
Zaraz po przybyciu do Włoch Ojciec mieszkał we Florencji i tam uczył się języka, zajęło mu to 1,5 miesiąca. Po pomyślnie zdanym egzaminie zaczął pracować na Lateranie. Były
to szczególne lata. Poznał wielu ludzi i wiele widział. Najgłębiej w jego pamięci zapadł Jubileuszowy Rok 2000. Jak sam
mówi - Rzym przez cały ten okres przypominał jedno wielkie
święto religijne. Masy pielgrzymów przyjeżdżały i odjeżdżały,
trwał ciągły ruch. Wszyscy, którzy przybywali na audiencje,
byli przygotowani – mieli wspaniałe stroje i świetnie opracowane wystąpienia, by móc jak najlepiej zaprezentować się Janowi Pawłowi II. O. Kazimierz wspomina Rzym papieża Polaka jako bardzo radosny i energiczny, w którym cały czas coś
się działo. Pamięta także obumarły Watykan, gdy Ojciec Święty wyjeżdżał na pielgrzymki zagraniczne.
Po powrocie do ojczyzny o. Kazimierz przebywał w Krakowie, aby na nowo zaaklimatyzować się w Polsce. Później
jego drogi poprowadziły do Łęczycy, w której podziwia nie
tylko piękny kościół, ale sporą liczbę wiernych, którzy codziennie modlą się w naszym kościele. Podkreśla także, że
podczas słuchania naszego oazowego śpiewu często popada
w zadumę.
Liczymy, że pobyt w naszym klasztorze będzie wspominał
równie miło jak swoje poprzednie placówki, a współpraca
z nami będzie układać się wzorowo. Witamy w Łęczycy. ◘
informacje wydobyła
Karolina Góralska
O. KAZIMIERZ (CZESŁAW) STEC
•
•
•
•
ur. 16.04.1953 r. w Leżajsku;
data wstąpienia do Zakonu: 02.09.1972 r.;
data święceń kapłańskich: 20.06.1979 r.;
imieniny: 4.03.
SALKA PO REMONCIE
O oazie
Jest tam ciekawych rzeczy wiele
W bernardyńskim dziś kościele
Tu oaza swoje robi - śpiewa, pisze, recytuje
i jasełek też spróbuje.
Oprócz życia codziennego
Warto do nas przyjść dlatego,
że bezczynność nie istnieje,
no i nudą tu nie wieje.
W piątki o 16 zapraszamy,
więź sympatii zapewniamy,
więc czekamy tu na Ciebie,
abyś miejsce "grzał" już w niebie.
KRZYŚ ŁĘCKI
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
Pierwszy numer gazetki „Pokój i Dobro” rozszedł się w nieprzewidywalnym dla nas nakładzie. Zebrane środki przeznaczyliśmy na remont salki.
Za wszelkie wsparcie dziękujemy staropolskim „Bóg zapłać”, a o naszych
dobroczyńcach i sympatykach pamiętać będziemy w modlitwie.
7
ŚLADAMI JANA PAWŁA II
„Śladami Jana Pawła II” – to tytuł koncertu, jaki przygotowaliśmy 22 października
z okazji 28. rocznicy inauguracji pontyfikatu
Papieża Polaka.
W jego organizacji pomogli
nam goście i przyjaciele spoza
młodzieży franciszkańskiej, między innymi z zespołu Dwa Tygodnie i łęczyckiego Domu Kultury. Inicjatorką przedsięwzięcia
i autorką scenariusza była Karolina Góralska, zaś aranżacją
utworów oraz przygotowaniem
chóru i solistów zajęła się Daria
Jędrzejczak. Całości doglądał
Piotrek Banasik.
Opowieść o życiu Jana Pawła
II rozpoczęliśmy wierszem Czesława Miłosza, który powstał
specjalnie na osiemdziesiąte urodziny Karola Wojtyły, by w dalszej części koncertu odpowiedzieć na pytania z utworu: co
może jeden człowiek i jak działa świętość? Wykorzystaliśmy w
tym celu wiersze i piosenki, nie tylko oazowe – nie baliśmy się
sięgnąć do dorobku innych artystów, między innymi Edyty
Geppert i Szymona Wydry. Nowością i urozmaiceniem w naszym koncercie był telebim, na którym wyświetlaliśmy filmy z
życia Papieża Polaka. Dlaczego z bogatej biografii Jana Pawła
II wybraliśmy akurat te epizody? Życie Karola Wojtyły od samego
początku silnie związane było z Bogiem – mówi Karolina, autorka
pomysłu – dlatego wspomnieliśmy o ofiarowaniu młodego Lolka opiece
Matki Boskiej Kalwaryjskiej, o studiach w Rzymie i o spowiedzi u ojca
Pio. Również fragmenty z czasów pontyfikatu ukazywały nierozerwalną
- KONCERT W HOŁDZIE PAPIEŻOWI
więź Jana Pawła z Bogiem, a także Jego otwartość wobec ludzi – to, że
się nas nie bał, że mówił, nawracał i wskazywał dobrą drogę.
Choć przygotowania były krótkie, momentami było ciężko
i do ostatniej chwili koncert stał pod wielkim znakiem zapytania, to ostatecznie udało się
go zorganizować. Dziękujemy
wszystkim, którzy pomogli
w przygotowaniach, w szczególności muzykom: Bartkowi
Baranowskiemu, Kubie
Skonecznemu (gitary), Piotrowi „Jokerowi” Frontczakowi (bębny) i Rafałowi
Hajdorowiczowi (instrumenty klawiszowe). Bartek,
oprócz tego, że grał na gitarze, wykonał również jedną
z piosenek – utwór Szymona
Wydry „Poza czas”, skomponowany specjalnie dla Papieża. Jestem szczęśliwy, że mogłem z
wami współpracować już po raz
drugi – powiedział nam po
koncercie – poznałem tutaj wielu ciekawych ludzi, a dzięki wam
umacnia się moja wiara.
Odrębne wyrazy uznania należą się realizatorom dźwięku i
obrazu, tj. p. Dariuszowi Kusiowi z Domu Kultury i Krzyśkowi Góralczykowi, właścicielowi restauracji „Zatoka” w
Sierpowie. Dziękujemy też Dyrekcji Liceum Ogólnokształcącego, pani Lucynie Sztompce oraz Dyrekcji Domu Kultury,
pani Izabeli Nowickiej-Piaskowskiej, za wypożyczenie
sprzętu grającego. Specjalne podziękowania kierujemy do
wszystkich licznie zgromadzonych widzów, którzy nasze starania nagrodzili owacjami na stojąco. Dobrze, że jesteście. ◘
Paulina Król
NIE LUBIŁEM LEKCJI MUZYKI...
Z Piotrkiem Frontczakiem, perkusistą grupy Dwa Tygodnie
i przyjacielem FMO rozmawia Kamila Chrzanowska
Kamila Chrzanowska: Grasz już z nami drugi raz. Co
o tym wszystkim sądzisz?
Piotrek Frontczak: Na początku chciałem podziękować, że
chcieliście, żebym to ja z Wami współpracował. Traktuję to
jako wyróżnienie i bardzo się z tego cieszę, że mogłem uczestniczyć w tak ważnych uroczystościach. Myślę, że to świetna
sprawa zagrać w całkowicie innym klimacie, niż się słucha czy
gra na co dzień, i spróbować czegoś nowego. Dzięki tym
wszystkim spotkaniom i koncertom wiele się nauczyłem.
Współpracowałem ze wspaniałymi muzykami i ludźmi, a praca dzięki nim była łatwa i przyjemna, co uważam za ogromny
plus. Bardzo miło wspominam wszystkie spotkania i polecam
się na przyszłość.
Czy po tych koncertach nawiązałeś jakieś nowe znajomości?
Tak, oczywiście. Z wieloma osobami znałem się jedynie
z widzenia, a dzięki próbom poznałem je bliżej i o wiele lepiej.
Były również takie osoby, których nie znałem w ogóle i nigdy
nie widziałem na oczy (co w tak małym mieście jak Łęczyca
jest raczej trudne…); w większości poznawałem osoby młodsze ode mnie, więc nie było tak trudno się dogadać; mało tego
– z pewną grupą ludzi spędziłem kilka wspaniałych dni w wakacje i bardzo miło je wspominam, mam nadzieję, że oni też.
Po dziś dzień utrzymujemy bardzo dobry kontakt.
ciąg dalszy na stronie 8
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
8
NIE LUBIŁEM LEKCJI MUZYKI...
ciąg dalszy ze strony 7
Wiemy, że w dniu koncertu byłeś chory, a jednak zagrałeś z nami.
Owszem, nie byłem w najlepszej dyspozycji, ale wiedziałem,
że muszę zagrać i że to dla mnie bardzo ważne. Poza tym nie
mogłem zostawić moich przyjaciół. Grałem może nie ostatkiem sił, ale z pewnym wysiłkiem – najważniejsze jednak, że
dałem radę.. Dzięki temu doświadczyłem tego, że mimo osłabienia i tak jest we mnie sporo wiary w siebie – i z tego się
cieszę.
Kto jest Twoim autorytetem i dlaczego?
Jednym z moich wielkich autorytetów jest właśnie Jan Paweł
II. Był i moim zdaniem nadal jest człowiekiem światowym
i pozostanie na zawsze. Myślę, że gdyby większość takich ludzi
była na świecie byłoby o niebo lepiej. Być może dlatego też
chciałem uczestniczyć w koncertach, bo przecież poświęcone
one były właśnie temu człowiekowi – Wielkiemu Polakowi.
I jestem dumny że to nasz rodak. To, co ten człowiek pokazał
światu, jest niepowtarzalne. Wyciągał rękę do wszystkich
i każdego z osobna, naprawił wiele spraw, nie tylko związanych z chrześcijaństwem, ale także politycznych.
Uważam ponadto, że był to człowiek pełen wiary i miłości do
bliźniego – i to się chyba ceni w ludziach najbardziej. Dla
mnie był to wspaniały człowiek i żal mi że odszedł, ale mam
nadzieję, że kiedyś się z nim spotkam i pogramy razem w piłkę…
Bardzo dobrze grasz na perkusji. Jak to się stało, że
wybrałeś właśnie ten instrument, a nie np. bas?
Jeśli chodzi o moją grę, to niełatwo mi się na ten temat
rozmawia. Człowiek uczy się całe życie i chce jak najlepiej, ale nie zawsze mu wychodzi… Ja znam swoje braki, z pewnością są bębniarze lepsi ode mnie, w których
należy się wpatrywać i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz
ćwiczyć. Dziękuję jednak, że się podobało i obiecuję, że
będzie coraz lepiej.
Co się zaś tyczy wyboru instrumentu, była to kwestia
naprawdę zakręcona i długa. Tak naprawdę nigdy wcześniej nie interesowałem się tak dogłębnie muzyką –
moim zamiłowaniem był sport, jednak przez kontuzję
skończyłem z nim poważną przygodę.
Miłość do muzyki zaszczepił we mnie mój tato, który
również się nią interesuje, i bardzo mu za to dziękuje.
W szkole nie przepadałem za lekcjami muzyki, a nuty
od zawsze były dla mnie koszmarem – aż do pewnego
momentu. Mianowicie miałem kolegę – Darka, który,
niestety, był ciężko chory i odszedł od nas. To on uczył
się grać na perkusji i on właśnie namawiał mnie, żebym
poszedł do szkoły muzycznej i chciał się kształcić. Powiedziałem mu: „Spoko, ale ja będę grał na gitarze i
założymy zespół’. Lecz plany – jak to zazwyczaj bywa –
nie zawsze się udają, i w szkole muzycznej nie dostałem
się na gitarę. Rok później powiedziałem sobie: „nie chce
mnie gitara, to może perkusja zechce..” I zechciała, a ja
poszedłem w ślady swojego kolegi. Uczyłem się w szkole, a wiele ciekawych rzeczy pokazał mi właśnie Darek,
za co mu również bardzo dziękuje. Później trochę zwątpiłem w moją grę i chciałem iść na studia sportowe, lecz
widać – miało być inaczej.
W taki sposób znalazłem się na studiach muzycznych,
dzięki którym rozwijam się w tym kierunku w teorii
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
i praktyce. Mam nadzieję, że uda mi się czynić postępy w dalszym ciągu.
Dodam jeszcze, że gdybym wtedy dostał się na gitarę, to pewnie dziś grałbym na basie, bo sekcja rytmiczna to jest to!
Oprócz grania na perkusji na pewno masz inne zdolności
czy hobby. Jakie?
Właściwie to chyba sport teraz traktuje bardzo hobbistycznie
i różne przyjemności, które sprawiają, że człowiekowi pojawia
się uśmiech na twarzy. Tak na dzień dzisiejszy nie ma ich za
wiele. Kiedyś nawet wędkowałem, ale to była bardzo krótka
przygoda.
Co w człowieku cienisz najbardziej?
Człowiek to bardzo obszerne pojęcie i każdy z nas dobrze
o tym wie. Ja najbardziej cenię miłość i zaufanie do drugiego
człowieka. W końcu całe życie człowiek szuka swojej miłości
i to jest jeden z głównych celów jego życia. A później pojawia
się coś takiego jak zaufanie, które dla mnie odgrywa bardzo
istotną rolę w życiu. Oszukiwanie i kłamstwa uważam za błędne posunięcia, zresztą nikt nie lubi jak ktoś kłamie czy oszukuje. Ale, niestety, czasem nie udaje nam się w pełni być uczciwym, jednak uważam, że w życiu każdego człowieka powinno
być tego jak najmniej i wtedy nie dochodziłoby między nami
do tak wielu nieporozumień i kłótni. ◘
rozmawiała
Kamila Chrzanowska
9
POKRÓJ NA DROBNO
- czyli słów kilka prosto z kuchni
W pierwszym numerze oazowej gazety wyruszyliśmy na
poszukiwania smaków i zapachów do kuchni klasztornej, skąd
po dziennikarskim śledztwie ujawniliśmy, co i jak jadają ojcowie bernardyni. Dziś zmieniamy miejsce badań, przenosząc się
do jednego z gospodarstw naszej parafii a przewodnikiem po domowej kuchni będzie Damian
„Fafik” Łęcki.
Choć studiowanie informatyki pochłania mu mnóstwo czasu, to nie jest
kulinarnym analfabetą. Mało tego - swoim doświadczeniem przebija niektóre
(nie wszystkie, ale kilka) gospodynie
domowe. Pierwsze kuchenne szlify zdobywał w domu pod czujnym okiem
babci, aby następnie swoje pomysły
realizować w czasie studiów w Łodzi. W wakacje odbył miesięczny staż w kuchni jednej z najbardziej znanych restauracji
całego powiatu - w „Zatoce” w Sierpowie. Dziś dzieli się z
nami swoją praktyką. Oddajmy mu głos.
ŁAZANKI
Do przygotowania łazanek potrzebujemy:
- kapusta kiszona (około 0,5 kilograma),
- grzybki leśne (podgrzybeczki, borowiczki),
- pęto kiełbasy zwyczajnej,
- niezły kawałek mięsa, może być wieprzowego (w zależności, co kto znajdzie w swojej lodóweczce) - ok. 25 dag,
- dostosowana do indywidualnych potrzeb ilość cebuli zwyczajnej,
- oczywiście makaron „łazanki”.
Sercem potrawy są, oczywiście, kluski „łazanki”. Jeśli nie
posiadamy zbyt wiele czasu albo np. stolnicy czy wałka do
ciasta, możemy zrezygnować z własnego wyrobu naszych
kluseczek. Każdy kupi je bez większego problemu w
„naszym” pobliskim spożywczym. Gdy jednak podejmiemy
decyzję samodzielnego wyrobu makaronu, do czego gorąco
namawiam, musimy zasięgnąć jakże cennych rad naszych babć. Z własnego doświadczenie wiem, że one na gotowaniu
znają się jak nikt inny. Moja cała rodzina wie, że w gotowaniu
nikt nie dorówna babcinym potrawom, i zdaje sobie sprawę,
że dla babci Kazi żadna zupa nie jest obcą. Właśnie babcie
dokładnie nakreślą nam, jakich ingrediencji należy użyć, w
jakich ilościach oraz zapewne dadzą parę wskazówek, co do
sposobu ugniatania ciasta i wałkowania (wszak każda gospodyni posiada własny model operowania wspaniałym narzędziem kuchennym, jakim jest wałek).
Gdy ciasto będzie już gotowe, należy je cienko rozwałkować i powycinać kluski w kształcie małych kwadracików. Z
opcji własnego wyrobu makaronu oprócz korzyści zdobycia
cennego doświadczenia, płynie jeszcze jeden wymierny profit.
Otóż w fazie gotowania naszego makaronu własnej roboty
możemy skorzystać z dobrodziejstwa ludzkości, które babcia
Kazia zowie zupą „kluszczonką”. Jest to woda, odlana po
ugotowaniu klusek (stąd jej nazwa). Bardzo bogata w witaminy. Super smakuje wzbogacona łyżeczką masła śmietankowego.
Przejdźmy teraz do części głównej tegoż przepisu. Naszą
kapustkę należy dobrze wymoczyć w gorącej wodzie, nawet
kilkakrotnie, co sprawi, że jej kwaśny smak stanie się już tylko
wspomnieniem. Następnie odsączamy naszą kapustkę, pozbywając się kwaśnej wody. Kolejnym etapem w drodze do naszego „łazankowego” raju jest ugotowanie posiekanej kapustki
razem z pokrojonymi uprzednio grzybkami (borowiaczkami,
podgrzybkami lub innymi). Odcedzamy wszystko i pozostawiamy samym sobie, co daje nam chwile czasu na przygotowanie kolejnych ingredientów.
Nasze pętko „zwyczajnej” kroimy w gruba kostkę i przesmażamy na patelni, to samo czynimy z naszym mięsem. Teraz możemy się spokojnie zająć cebulką. Kroimy ją w półksiężyce lub w kostkę, w zależności od naszych indywidualnych
upodobań - wszak powszechnie wiadomo, że o gustach się nie
dyskutuje. Ja na przykład preferuje półksiężyce. Tak przygotowaną cebulkę przesmażamy do zarumienienia.
Ostatnim gwoździem do naszej „łazankowej” arki jest
wymieszanie wszystkiego w dużym kuchennym pojemniku
metalowym o kształcie wydrążonego i jednostronnie otwartego walca z uszami, który to pojemnik zwany jest potocznie
garnkiem. Rzeczony garnek wstawiamy na mały ogień i tak
pozostawiamy, co jakiś czas mieszając, na około 20 minut.
Czas ten nie jest sztywno narzucony. Ważne jest to, aby cała
potrawa „przeszła” smakiem wszystkich składników, których
użyliśmy, oraz aby nasza kapustka się troszkę przesmażyła.
Tak przygotowanej potrawie nie trzeba nic więcej jak tylko
pary sztućców, jednego talerzyka i głodnego Polaka.
Życzę miłych doznań kulinarnych podczas wędrowania po
krainie zwanej „łazankową przyjemnością”. ◘
Damian „Fafik” Łęcki
R
E
K
L
A
M
A
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA
10
Rok 2007 będzie dla naszej wspólnoty czasem szczególnym, gdyż na
wrzesień zaplanowaliśmy obchody dwudziestej piątej rocznicy założenia naszej
oazy. W 1982 roku przy łęczyckim klasztorze OO. Bernardynów powstała pod
opieką o. Marka Kurpiela grupa Franciszkańskiej Młodzieży Oazowej, która
przetrwała aż do dziś – i nadal ma się dobrze. Z tego powodu pragniemy
zapoczątkować rubrykę „XXV lat FMO w Łęczycy”, w której choć trochę
postaramy się przybliżyć naszych wcześniejszych moderatorów, animatorów
i uczestników.
Jednocześnie zapraszamy wszystkich dawnych oazowiczów na obchody
dwudziestopięciolecia, wstępnie zaplanowane na 8 września 2007 r. Abyśmy
mogli dobrze przygotować się do tych uroczystości, prosimy o kontakt wszystkich chętnych do spotkania się po latach. Zgłaszać się można przez forum na
naszej stronie internetowej www.bernardyni.pl/mlodziez/leczyca, przez e-mail
[email protected], do naszego moderatora o. Nereusza lub któregokolwiek
animatora FMO. Prosimy o przekazywanie tej wiadomości dalej, byśmy we
wrześniu przyszłego roku spotkali się w jak największym gronie.
nież inny „chórek” - zgłodniałych żołądków. Kolejnym punktem w programie dnia było więc śniadanie (ser, dżem lub konserwy) i tak co dzień. Interesujące konferencje o. Józefa Zapod red. Martyny Romanowicz
chla
lub o. Józefa Wręczyckiego przybliżały słuchaczy do
Część I
Pana Boga. Później nadchodził czas na spotkania w grupach,
śpiew, obiad (przygotowany przez brata Nikodema) i czas
Kto by pomyślał, że Franciszkańska Młodzież Oazowa
wolny. Wieczorem wszyscy spotykali się na nieszporach.
działa w Łęczycy już ćwierć wieku. Czas mija, a mimo to
Dzień
kończył się modlitwą i błogosławieństwem. Kiedy reogień radości i ofiarnej pokory płonie w łęczyckiej młodzieży
kolekcje
dobiegły końca, łęczycanie wrócili pokrzepieni i chętnieprzerwanie od 1982 roku. Wtedy to przybył do Łęczycy,
ni do dalszej działalności oazowej.
zaraz po święceniach kapłańskich, o. Marek Kurpiel, który
Powoli wszystko zaczęło się układać. Łęczycanie jeździli
wcześniej był uczestnikiem Ruchu Światło-Życie przy klasztodo
innych wspólnot franciszkańskich, one przyjeżdżały do
rze OO. Bernardynów w Radomiu. Do pracy w naszym mienich.
Niezapomniany stał się wyjazd do Radomia, gdzie mogli
ście przystąpił pełen zaangażowania. Rzucając się w wir niezlispotkać
się ze znajomymi z wakacji.
czonych obowiązków, „tchnął życie” w anemicznych, skostŻycie młodego oazowicza nie składa się jedynie z wyjazniałych tubylców. Wzbudził ożywienie wśród grona młodych
dów na rekolekcje i odwiedzin przyjaciół tam poznanych.
nastolatek, które pełne nowozaszczepionego ducha, z energią
Młody oazowicz — to również imprezowicz! Rokrocznie
przystąpiły do okupowania murów i pomieszczeń klasztoru.
hucznie obchodzone były imieniny ojca Marka. Szczególnie
Początki były trudne… O. Marek próbując rozniecić ów
uroczyste miały miejsce w 1984 roku. Przybyło wówczas do
tlący się płomyczek, ujął w dłoń batutę i począł dawać pierwłęczyckiej oazy sporo „nowych twarzy”. Rozpierała ich tak
sze lekcje śpiewu religijnych pieśni, które zresztą szły bardzo
ogromna Boża radość, że moderator został zmuszony do
opornie. Początkowo repertuar zawierał: „Skałą i zbawieprzeniesienia siedziby FMO do większej salki. Wielkim wydaniem” oraz „Pewnej nocy łzy z oczu mych…”, które pozostarzeniem roku 1985 stały się mikołajły wśród oazowych przebojów aż do
ki.
Prezenty nie tylko wzbudziły
dziś.
ciekawość,
ale i przyniosły wiele
Wydawać by się mogło, że to
uśmiechu. Było tak zabawnie, że
niewiele. Był to jednak kamień węnawet podczas modlitwy na zakońgielny położony u podstaw naszej
czenie spotkania, trudno było o
oazy. I tu właśnie historia zaczyna
zachowanie powagi. W 1986 roku
toczyć się kołem.
po raz pierwszy został zorganizowaW końcu przyszedł czas na to,
ny Sylwester. I choć nie spotkało się
aby podzielić się swoim szczęściem z
to z aprobatą wszystkich mieszkańinnymi wspólnotami. Nietrudno więc
ców Łęczycy, zabawa była przednia.
się domyślić, że pomysł ojca na zorRok później ojciec Marek
ganizowanie wyjazdu do odległej
musiał
przenieść się do innej plaKalwarii Zebrzydowskiej, spotkał się
cówki.
Ze
łzami w oczach nie żez entuzjastycznym poparciem młognano tylko jego, ale również tych,
dzieży. Wszyscy chwycili za plecaki
Założyciel FMO — o. Marek Kurpiel.
którzy uczestniczyli razem z nim
wypchane konserwami i ruszyli
w budowaniu wspólnoty. Skończyli
w podróż pełną wrażeń. Po przybybowiem
szkołę
i
wyjechali
do innych miast na studia. Tylko
ciu na miejsce zostali przywitani z ogromną radością. W dodzięki
inicjatywom
nowego
moderatora
- o. Seweryna Zycha
datku każdy dostał swoją pryczę, co było kolejnym powodem
i
poświęceniu
„nowo
upieczonych”
animatorów, dzieło
do szczęścia. Co więcej, wieczorne ognisko, nie przeszkodziło
o. Marka nie rozpadło się. Doby Bóg sprawił, że krótkim czaoazowiczom w tym, aby nazajutrz z samego rana pójść na
sie wszystko wróciło do normy i tlący się płomyczek nie zospacer po Dróżkach. Powrót do domu był równie interesujący
stał
zgaszony przez byle podmuch przeciwności.
jak wszystko, co go poprzedzało. Cóż powiedzieć, żal odjeżNiestety,
ojciec Seweryn niedługo zabawił w Łęczycy. Modżać…
głoby
się
wydawać,
że był tu posłany po to, by właśnie poZima minęła, wszystkie kalwaryjskie smutki utonęły we
dźwignąć łęczycką oazę z upadku. Podczas III pielgrzymki
wiosennej odwilży i nadszedł czas wyjazdu na letnie rekolekJana Pawła II do Polski otrzymał krzyż misyjny i latem 1988
cje. Informacje ojca na ten temat przedstawiały się następująroku wyjechał z kraju. Również i to pożegnanie było niezwyco: ………………… (kropki oznaczają ich brak). Co ciekakle smutne.
we, w 1983 roku nikt nie wiedział, na czym miały polegać.
Naturalnie, nie był koniec wspólnoty. Następcą ojca Zycha
Ostatecznie z grona ok. 30 osób wyłoniła się szczęśliwa dziezostał
o. Arkadiusz Słysz. Oaza łęczycka kontynuowała swosiątka, która niepewna jutra pojechała na rekolekcje do Mrzeją działalność poszerzoną o spotkania z Bractwem Otrzeźwieżyna. Uczestniczyli w niej również członkowie oaz z Radomia,
nie im. Maksymiliana Marii Kolbe, z III Zakonem Świeckiej
Warszawy i Kalwarii Zebrzydowskiej.
Rodziny
Franciszkańskiej, a także z dziećmi ze szkoły specjalDzień zaczynał się pobudką o 6.30. Oprócz śpiewów liturnej.
To
był
dopiero początek… ◘
gicznych na Mszy Św. o godz. 7.00, można było usłyszeć rów-
XXV lat FMO w Łęczycy
FRANCISZKAŃSKA GAZETKA OAZOWA