Czachor Rafał

Transkrypt

Czachor Rafał
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Czachor Rafał
Дмитрий Тренин, Post-imperium: евразийская история, Российская политическая энциклопедия (РОССПЭН), Москва
2012, ss. 326.
Pierwsza dekada XXI stulecia była czasem, gdy świat obserwował rosyjskie dążenia do odbudowy utraconej wraz z dezintegracją Związku Radzieckiego pozycji w stosunkach międzynarodowych. Mówiło się o próbach restauracji dawnego potencjału oraz
ambicji powrotu do grona światowych mocarstw. Tymczasem wojna sierpniowa w 2008 roku, kryzys syryjski w 2013 roku oraz konflikt wokół Krymu i wschodniej Ukrainy w bieżącym roku udowodnił, że Rosja jest sprawniejsza i skuteczniejsza niż wydawałoby się
wielu postronnym obserwatorom sytuacji międzynarodowej.
Niejako na marginesie walki z problemami społecznymi i ekonomicznymi, a także wciąż niezrealizowanego postulatu modernizacji
państwa, Rosja odbudowuje swoją pozycję na arenie światowej.
Jednocześnie niespełnione pozostały nadzieje na jej demokratyzację
oraz porzucenie obecnego w polityce zagranicznej Kremla paradygmatu stref wpływu i geopolitycznej rywalizacji. Proces ten dokonał
się na tyle szybko i niespodziewanie, że zasadne staje się pytanie,
czy ogłoszone w końcu 1989 roku przez Michaiła Gorbaczowa
i George’a Busha zakończenie „zimnej wojny” nie było przedwczesne.
Fenomen upadku ZSRR i przemian systemowych w postradzieckiej Rosji staje się przedmiotem pogłębionych badań politologicznych1. Uprawnia ku temu zarówno upływający czas a wraz
z nim pojawienie się młodego pokolenia, które nie pamięta okresu
komunizmu, jak i petryfikacja w Rosji systemu politycznego
o właściwych sobie cechach, określanych mianem „suwerennej demokracji”. Procesowi przemian w rosyjskiej polityce „okresu turbulencji” poświęcona została najnowsza praca Post-imperium: eurazjatycka historia autorstwa Dmitrija Trenina, znanego badacza, dyrektora moskiewskiego biura Centrum Carnegie, która to książka
1
Szczególnie godna odnotowania jest praca: Д. Фурман, Движение по спирали.
Российская политическая система в ряду других систем, Москва 2010.
155
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
została wydana w języku angielskim oraz rosyjskim (w tym drugim
języku przez uznane wydawnictwo Rosyjska Encyklopedia Polityczna). W potoczystej narracji rosyjski badacz zabiera Czytelnika
w podróż przez minione dwudziestolecie, dzieląc się cennymi obserwacjami na temat zmian w życiu politycznym Rosji, działań na
rzecz odbudowy jej pozycji w środowisku międzynarodowym,
zwłaszcza w przestrzeni WNP. Na książkę składa się obszerne
wprowadzenie, 5 rozdziałów problemowych i zakończenie. Ma ona
charakter raczej popularnonaukowy, jednak ze względu na rzetelność autora, celność jego obserwacji i wywodów, może być ważnym materiałem uzupełniającym badania nad współczesną Rosją
i przestrzenią postradziecką.
Jak stwierdza sam autor, jest to praca o tym, jak rozwijała się
Rosja i przestrzeń postradziecka po rozpadzie ZSRR w 1991 roku.
Trenin zaznacza, że upadek radzieckiego imperium przyjął, podobnie jak i wielu innych jego obywateli, z nadziejami, jednak dynamika przemian i ich głębokość szybko spowodowały, że optymizm
ustąpił miejsca niepewności. Lata 1990-1991 przyniosły tworzącej
rdzeń ZSRR Rosji okres bezprecedensowego upadku i wewnętrznego wstrząsu, przede wszystkim w wymiarze prestiżowego upadku
autorytetu na arenie międzynarodowej. Kolejne lata oznaczały niejednokrotnie wewnętrzne sprzeczne poszukiwanie dróg odbudowy
statusu w społeczności międzynarodowej oraz kształtowania nowego systemu politycznego. Poprowadzona wartkim językiem narracja odnosi się właśnie do tych dwóch zjawisk.
We wprowadzeniu rosyjski politolog nie odnosi się do przesłanek dezintegracji Związku Radzieckiego, koncentrując się na
wskazaniu głównych etapów szybkiej utraty pozycji na arenie światowej przez to państwo. Co istotne, autor zaznacza, że Rosja nie
szuka dróg odbudowy swojego potencjału – dąży raczej do jego
potwierdzenia poprzez rzucanie wyzwania Zachodowi, m.in. roszczenie sobie prawa do politycznego i gospodarczego kontrolowania
obszaru byłego ZSRR.
Sam proces rozpadu państwa radzieckiego Trenin porównuje
do szybkiego zatonięcia „Titanica”: od wyprowadzenia wojsk z Afganistanu do ostatecznego rozwiązania ZSRR minęły zaledwie 34
miesiące. Mimo peryferyjnych konfliktów, które rozgorzały w momencie dezintegracji państwa radzieckiego (m.in. wojna w Górskim
156
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Karabachu, Abchazji, wojna czeczeńska, wojna domowa w Tadżykistanie), proces rozpadu dawnego imperium dokonał się stosunkowo sprawnie (s. 31). Nie licząc konfliktu karabaskiego i wojny
sierpniowej w 2008 roku, przestrzeń postradziecka ponad dwie dekady nie doznawała większych wstrząsów i perturbacji, a społeczność międzynarodowa nie musiała się obawiać m.in. niekontrolowanego rozprzestrzeniania się dawnego radzieckiego arsenału jądrowego. Dmitrij Trenin przyczyn tego faktu upatruje w tym, że procesy dezintegracyjne były kontrolowane przez dawną metropolię –
Rosję. Rosyjskie władze powstrzymały się w latach 90. od wzniecania nastrojów separatystycznych na Krymie czy w północnym Kazachstanie. Jednocześnie płonne okazały się nadzieje, że wszystkie
republiki postradzieckie z sukcesem dokonają demokratyzacji
i wpiszą się w Fukuyamowski „koniec historii”. Badacz zaznacza,
że choć rozpad ZSRR wynikał z wewnętrznych uwarunkowań, to
jego główne ogniwo, Rosja, nie została pokonana w wojnie, nie odniosła istotnych strat ludnościowych i gospodarczych. Rosja, jako
rdzeń ZSRR, przegrała bipolarną rywalizację światową, jednakże
nie została na tyle zdezorganizowana i rozbita, by rezygnować
z chęci utrzymania więzi i wpływów na przestrzeni dawnych republik związkowych. Oznacza to, że zachowywała określony potencjał
działalności na niwie międzynarodowej, ale także unaocznia, że
przeprowadzenie pod koniec lat 80. właściwych reform mogłoby
poprowadzić Gorbaczowa w kierunku chińskiego modelu polityczno-ekonomicznego (s. 35). Procesy emancypacji narodowej oraz
wykształcenie się elit narodowych (nawet w warunkach radzieckiej
monopartyjności), które weszły w sojusz z potrzebującym wsparcia
w walce z ortodoksyjnymi komunistami Gorbaczowem, przyczyniły się do nieoczekiwanego rozpadu państwa. W latach 1990–1991
wydarzenia wymknęły się spod kontroli władz i doprowadziły do
upadku państwa. Był to jednak upadek dość specyficzny, różniący
się od wcześniejszych upadków mocarstw, takich jak Austro-Węgry, III Rzesza czy kolonialna Portugalia. Radzieckie imperium się
rozpadło, jednak pozostał jego trzon – Rosja, którą w nowych warunkach geopolitycznych Trenin nazywa „postimperium” (s. 39).
Rosyjskie „postimperium” wychodzi, zdaniem autora książki, ze stanu imperialnego i przeformułowuje imperialną świadomość. W jego przekonaniu Rosja nie stanie się już nigdy imperium,
157
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
aczkolwiek wciąż zachowuje właściwe mu cechy, w tym „neocarski” system polityczny oraz postrzeganie innych państw postradzieckich jako strefę wyłącznych wpływów. To napięcie pomiędzy stanem faktycznym a świadomością i ambicjami determinuje rosyjską
politykę po 1991 roku. Spośród największych trudności wymienia
on pozostawanie Rosji na marginesie europejskich procesów integracyjnych i niezrealizowane wyzwanie modernizacyjne. Przyczyn
porażki w tej materii Trenin upatruje w specyficznym, peryferyjnym położeniu Rosji, która w szczególnie ważnym okresie tworzenia zrębów państwowości znajdowała się pod jarzmem tatarskomongolskim, nie miała większych kontaktów z Europą, w tym
z europejskimi prądami kulturowymi i intelektualnymi. Aby przetrwać, Rosja wytworzyła silnie zcentralizowany system rządów, specyficzną świadomość mocarstwowości i szczególną misję polityczno-cywilizacyjną (idea „trzeciego Rzymu”). Jak konstatuje badacz,
cała historia Rosji to seria imperiów nie znajdujących sobie odpowiedników w świecie (s. 44). Jedną z jej form był ZSRR, określany
przez niego mianem radzieckiego imperium rosyjskiego.
W momencie upadku państwa sowieckiego Rosjanie stosunkowo szybko pogodzili się z utratą tak egzotycznych sojusznikówsatelitów jak Kuba czy Mozambik. Zgodę na wyjście Europy Środkowej spod kontroli Kremla wiązano z gwarancjami jej pozostania
poza NATO, zaś odłączenie się Ukrainy i Białorusi, historycznych
części składowych „trójjedynej Rusi”, traktowano jako aberrację,
krok zupełnie nieuzasadniony (s. 53). Fakt ten dał o sobie znać
w 2008 roku: dysponująca petrodolarami, niezadłużona za granicą
i dążąca do pozycji lidera w grupie państw BRIC Rosja, wdała się
w otwarty konflikt z Gruzją, rzucając tym samym wyzwanie Zachodowi. Przypominane przez obserwatorów polityki rosyjskiej słowa
Władimira Putina z 2005 roku, że rozpad ZSRR był największą katastrofą geopolityczną stulecia, miały nabrać nowego, złowieszczego kontekstu. Trenin nie widzi tu jednak zawoalowanej groźby pod
adresem Zachodu, twierdzi, że władze rosyjskie dawały tym samym
do zrozumienia, że Rosja pretenduje do samodzielności, nie będzie
podążać za wzorcami zachodnimi i żąda nieingerencji w swoje
wewnętrzne sprawy (s. 54). Atmosfera konfrontacji pomiędzy Rosją a Zachodem zaczęła narastać przed szczytem NATO w Bukareszcie w 2008 roku, na którym Ukraina i Gruzją nie zostały zapro158
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
szone do Sojuszu, jednak dano im na to nadzieję w przyszłości.
Wojna sierpniowa, za którą autor pracy wini awanturniczą politykę
Saakaszwili, stała się katalizatorem konfliktu Rosji z Zachodem. Jego zdaniem gruzińska agresja na Cchinwali była potwierdzeniem
rosyjskich obaw odnośnie do polityki George’a Busha i jego intencji wobec Rosji (s. 56). Znaczenia wojny sierpniowej dla polityki
rosyjskiej dowodzą słowa ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, który nazwał ją „rosyjskim 11 września”. Trenin argumentuje, że antygruzińska kampania w sierpniu 2008 roku była wyważona i przemyślana, nie doszło do przesadnego użycia siły, nie
było znaczących strat w infrastrukturze i ludności cywilnej – przyniosła mniej szkód niż atak NATO na Jugosławię Slobodana Miloszevicia w 1999 roku. Uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej było w tym kontekście nie tylko rewanżem za oderwanie
Kosowa od Serbii, ale i środkiem powstrzymującym amerykańską
eksplorację Kaukazu Południowego. Rosyjska polityka nabrała nowych cech, a jej celem było anulowanie postrzeganych jako sukcesy Zachodu osiągnięć demokratyzacji na obszarze postradzieckim,
w tym efektów „kolorowych rewolucji” na Ukrainie, w Gruzji
i Kirgistanie. Pojawienie się nowej administracji waszyngtońskiej
Baracka Obamy oraz niespodziewany światowy kryzys gospodarczy przyczyniły się do spadku zainteresowania Kaukazem oraz stały się punktem wyjścia do „resetu” relacji rosyjsko-amerykańskich.
Nie trwał on jednak długo, gdyż wydarzenia 2014 roku dowodzą,
że atmosfera konfrontacji wciąż dominuje w relacjach bilateralnych.
Dmitrij Trenin konstatuje, iż pojęcie „przestrzeń postradziecka” straciło uzasadnienie. Wymienia on kilka etapów odejścia
Moskwy od postrzegania państw dawnego ZSRR jako jednego obszaru, wspólnego bloku: przyjęcie polityki „rynkowego pragmatyzmu” w 2003 roku, „rewolucja róż” w Gruzji w 2003 roku „pomarańczowa rewolucja na Ukrainie” w 2004 roku, urynkowienie cen
gazu dla odbiorców w republikach postradzieckich w 2006 roku,
wojna pięciodniowa w 2008 roku oraz konflikty z Białorusią w latach 2010 i 2011 (s. 65). Na jej miejscu pojawiły się trzy obszary
geopolityczne: Europy Wschodniej (Ukraina, Białoruś, Mołdawia),
Kaukaz Południowy i Azja Środkowa. Fakt ten Trenin wykorzystuje do uzasadnienia swojej tezy, że odbudowa dawnego imperium
159
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
na gruzach ZSRR jest niemożliwa. Jednocześnie utraciwszy status
imperium eurazjatyckiego, Rosja – wbrew oczekiwaniom zachodnich badaczy – nie stała się państwem europejskim, nie wyzbyła się
ambicji do bycia autokratyczną potęgą. Odmawiając Rosji prawa do
bycia imperium w przyszłości, politolog wyznacza jej nowy status
i nową rolę – mocarstwa. Oznacza to, że przed nią, ale i przed społecznością międzynarodową, stoją nowe wyzwania i konieczność
ułożenia stosunków na nowo.
Pierwszy rozdział recenzowanej monografii nosi tytuł Od imperium do stanu postimperialnego stanowi rozwinięcie tez zawartych w rozbudowanym wprowadzeniu. Autor wychodzi od stwierdzenia, że percepcja ZSRR w świadomości Rosjan jest zgoła odmienna od percepcji obywateli innych państw, zwłaszcza zachodnich, dla których było ono „imperium zła”. Dla współczesnych Rosjan ZSRR to konglomerat wspomnień zarówno o totalitarnych represjach i podboju kosmosu, jak i nostalgii za „małą stabilizacją”
i państwowym paternalizmem. Lata rządów Gorbaczowa i dekadę
Jelcyna wspominają oni jako czas chaosu, w związku z czym odbiór najnowszej historii państwa jest w społeczeństwie dalece niejednoznaczny. Z perspektywy interesów państwowych rozpad
ZSRR przyniósł, zdaniem badacza, szereg pozytywnych konsekwencji: pozwolił na jasną delimitację granic Rosji, zrzucił z niej balast półkolonialnych zobowiązań czy kontrolowania „niepokornych” mieszkańców republik bałtyckich. Jednocześnie Rosja zachowała kontrolę nad swoim rdzeniem państwowotwórczym: Moskovią
i Syberią, ma dostęp do Bałtyku, Morza Czarnego, Kaspijskiego,
Oceanu Spokojnego i Lodowatego.
Autor pracy opisuje proces regulacji kwestii granicznych
z poszczególnymi sąsiadami Rosji, wskazując na szczególne znaczenie granicy z Chinami, gdzie za cenę porozumienia z Pekinem
Rosjanie zgodzili się na przekazanie Chińczykom spornych wysp
na Ussuri, które były przedmiotem konfliktu w okresie istnienia
ZSRR. Uwagę przykuwa fragment dotyczący granicy z Ukrainą
i okoliczności regulacji jej statusu, zwłaszcza w kontekście tegorocznych wydarzeń (s. 77–79). Trenin celnie zauważa, że już na
szczycie NATO w Bukareszcie W. Putin sugerował, że Rosja będzie akceptować integralność terytorialną Ukrainy, dopóki ta będzie
zachowywać neutralność i nie zgłosi aspiracji do członkostwa
160
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
w strukturach euroatlantyckich (s. 79). Niezwykle ważny jest fakt,
że wszystkie powstałe na gruzach ZSRR państwa przetrwały do
dzisiaj – co na początku lat 90. nie było takie oczywiste – a ich granice, z wyjątkiem Mołdawii, Gruzji, Azerbejdżanu i ostatnio Ukrainy, pozostały bez zmian. Głównych problemów w budowie państw
postradzieckich autor monografii upatruje zatem nie w zakresie polityki międzynarodowej, lecz wewnętrznej.
Dotyczyło to zwłaszcza Rosji, w składzie której funkcjonuje
szereg jednostek autonomicznych. Na początku lat 90. niemalże
wszystkie zostały objęte tendencjami emancypacyjnymi. „Pełzającą
decentralizację” zatrzymał w zasadzie dopiero W. Putin, dokonując
centralizacji władzy w czasie swojej pierwszej prezydentury. Towarzyszyło temu ograniczenie roli Rady Federacji, wyższej izby
parlamentu, która przestała być reprezentantem rzeczywistej woli
ludności poszczególnych podmiotów wchodzących w skład państwa rosyjskiego. Badacz podkreśla szczególny charakter zjawisk zachodzących na Północnym Kaukazie – region ten nie tyle „oddziela
się od Rosji, co od niej oddala, tworząc wewnętrzną zagranicę”
(s. 85) – oraz znaczenie Syberii. Bez niej Rosja byłaby tylko Moskovią (s. 88). Dla bezpieczeństwa i integralności terytorialnej Rosji
istotny jest fakt, iż mieszkańcy Dalekiego Wschodu podróżują
szybciej i taniej do Chin czy Korei niż Moskwy i w sensie ekonomicznym coraz więcej wiąże ich z partnerami azjatyckimi niż własną stolicą. Próby utrzymania integralności terytorialnej kraju skutkowały programami rozwoju regionalnego, a te zaś powstawaniem
lokalnych ośrodków gospodarczo-naukowych. W rezultacie tych
zjawisk w Rosji mamy do czynienia z nowym regionalizmem: czy
to w Kazaniu, Tiumeniu czy Władywostoku.
Współczesne procesy narodowotwórcze dotyczyły wszystkich narodów, które zyskały własne państwa w wyniku dezintegracji ZSRR, jednakże nabrały szczególnego charakteru w Rosji, gdzie
rosyjska świadomość narodowa musiała być gruntownie zredefiniowana. Istotnym problemem politycznym stało się funkcjonowanie
zwartych skupisk Rosjan i ludności rosyjskojęzycznej w młodych
republikach bałtyckich, na Ukrainie, w Kazachstanie czy Turkmenistanie. Pojawiające się tam ogniska irredentyzmu nie zostały jednak poparte przez Kreml. Co więcej, współczesna Rosja, jak nigdy
wcześniej, zyskała szansę, by być państwem narodowym, gdyż
161
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
udział etnicznych Rosjan w społeczeństwie wynosi 75% (s. 95).
Trenin zaznacza, że wraz z rozpadem ZSRR dezintegracji uległo
dawne radzieckie makrospołeczeństwo, a to znacznie utrudniałoby
ewentualne procesy reintegracyjne byłego ZSRR. Również społeczeństwo rosyjskie ulega atomizacji, elity polityczne odrywają się
do mas, co skutkuje spadkiem potencjału mobilizacyjnego. Zaledwie 6% obywateli Rosji na pierwszym miejscu stawia interesy państwowe, zaś 80% własne (s. 100).
Badacz słusznie podkreśla, że rządy Putina opierają się na jego osobistej popularności w społeczeństwie. Prezydent wyciągnął
wnioski z rządów Gorbaczowa i Jelcyna, którzy w czasie swoich
kadencji szybko tracili popularność i posiadaną władzę. Atomizacja
społeczeństwa przy popularności spersonalizowanej władzy jest
zdaniem Trenina warunkiem stabilności obecnego systemu politycznego Rosji. Jego zdaniem współczesna Rosja porzuciła w praktyce federacyjną formę rządów, zaś jakakolwiek modernizacja państwa nie będzie możliwa bez przejścia od imperialnej (w domyśle –
autorytarnej) formy rządów do demokracji (s. 110). Autor wskazuje
na podobne problemy z demokratyzacją w innych państwach byłego ZSRR, w tym na Ukrainie i w Gruzji, które po kolorowych rewolucjach stały się bardziej prozachodnie niż prodemokratyczne.
Autokratyczni prezydenci republik postradzieckich nie mieli jednak
wspólnej wizji ani nie prowadzili skoordynowanych działań na
rzecz zachowania swojej władzy. Co ważne, również Zachód nie
miał strategii ich obalenia – dowodzi tego okresowy sojusz USA
z Islamem Karimowem oraz przyjmowanie na europejskich salonach Ilhama Alijewa.
Oceniając siłę militarną współczesnej Rosji, autor odnotowuje znaczący spadek jej potencjału i możliwości działania oraz utrzymania określonych priorytetów w polityce bezpieczeństwa: USA
wciąż są postrzegane jako zagrożenie dla Rosji, stosunki z Chinami
opierają się na współpracy, ale i powstrzymywaniu chińskiego potencjału. Główne zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa lokowane
są na Kaukazie oraz w Azji Środkowej. Jeśli chodzi o stosunki polityczne pomiędzy postradzieckimi republikami, to mechanizmy na
bazie WNP nie sprawdzają się, co dowodzi postępującej dezintegracji tej przestrzeni (s. 119). Ukraina, Mołdawia i Gruzją ciążą ku
Unii Europejskiej, republiki środkowoazjatyckie – ku światu isla162
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
mu, zaś Armenia, Azerbejdżan, Białoruś, Kazachstan i Rosja ze
swoimi rozmaitymi wewnętrznymi problemami znajdują się
„gdzieś pomiędzy” (s. 120). Słowami tymi Trenin wskazuje poniekąd, że państwa te nie dokonały jeszcze ostatecznego politycznego
wyboru, czeka je kolejna transformacja albo nawet, w niektórych
przypadkach, zniknięcie z mapy.
Drugi rozdział pracy zatytułowany jest Geopolityka i bezpieczeństwo. Autor omawia w nim stosunek Rosji do pozostałych byłych republik związkowych, tworzących tzw. „bliską zagranicę”,
a następnie przedstawia bardziej szczegółowo relacje z poszczególnymi państwami, dzieląc je na dwa bloki: „zachodnią flankę” oraz
„południowy front”. Sformułowania te dowodzą, że relacje dawnej
metropolii z jej dependencjami postrzegane są raczej poprzez pryzmat konfrontacji i rywalizacji. Trenin zaznacza, że idea Rosji jako
Eurazji nie ma już przyszłości, a głównych przyczyn tego faktu
upatruje w rozwoju środków komunikacji, współzależności
i powiązań między Europą i Azją. Co więcej, zarówno UE jak
i Turcja, Iran czy Pakistan dysponują coraz większą siłą przyciągania i stają się dla poszczególnych republik byłego ZSRR ciekawszą
alternatywą niż współpraca z Rosją (s. 127). Tuż po rozpadzie
Związku Radzieckiego władze rosyjskie wychodziły z założenia, że
było to zjawisko przypadkowe i wszystkie republiki z czasem wrócą pod kuratelę Kremla. Bierność władz rosyjskich potwierdza
mnogość spotkań przywódców postradziekcich i szczytów międzyrządowych, które w praktyce nie przełożyły się na reintegrację. Dopiero dojście do władzy pozbawionego „kompleksu Białowieży”
Putina zmieniło podejście Rosji do „bliskiej zagranicy”. Zaczął on
zabiegać o skuteczniejsze powiązanie obszaru postradzieckiego
z dawną metropolią, ale jednocześnie przestrzegał przed zmianami
politycznego status quo (dowodzi tego przykład Gruzji z 2004
i 2008 roku). Omawiając „zachodnią flankę” Trenin podkreśla znaczenie Ukrainy dla rosyjskiej geopolityki (w tym znaną tezę, że bez
niej nie ma szans realizacji żaden projekt reintegracyjny Kremla),
a za przykład podaje rosyjskie zabiegi o doprowadzenie do korzystnego dla siebie wyniku wyborów prezydenckich w latach 2003–
2004 roku, co poprowadziło Ukraińców do „pomarańczowej rewolucji” (s. 132). W przypadku Gruzji rosyjskie próby utrzymania jej
w orbicie własnych wpływów opierały się o podsycanie nastrojów
163
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
separatystycznych w Abchazji i Osetii Południowej. Gruzińskie
przymiarki do militarnego rozwiązania problemu integralności terytorialnej spowodowały wojnę w 2008 roku, która jednak nie przybliżyła Tbilisi ani do członkostwa w NATO, ani do opuszczenia rosyjskiej strefy interesów. Autor pracy dużo uwagi poświęcił właśnie
relacjom Rosji z Sojuszem Północnoatlantyckim i perspektywom
dla Europy Środkowej i Wschodniej. Trenin stwierdza, że „nowa
Europa Wschodnia” stała się faktem i trudno mu wyobrazić sobie
ponowne jej wchłonięcie przez Rosję. Nie przewiduje on też wstąpienia Białorusi, Ukrainy czy Mołdawii do UE w dającej się sprecyzować perspektywie (s. 157). Stąd też przestrzeń ta pozostanie
areną rywalizacji Zachodu i Kremla, choć nie jest przez kierownictwo rosyjskie – zdaniem badacza – traktowana priorytetowo
(s. 164). W dużym stopniu podobnie będzie kształtować się przyszłość republik kaukaskich, które stają się z kolei częścią dużego
Bliskiego Wschodu.
Największych wyzwań dla bezpieczeństwa i interesów
współczesnej Rosji Trenin upatruje na południu – Kaukazie oraz
Azji Środkowej. Badacz podkreśla przede wszystkim znaczenie
konfliktu czeczeńskiego dla kształtowania się dzisiejszego, postimperialnego państwa rosyjskiego. Czeczenia Ramzana Kadyrowa jest
swoistym „chanatem”, autonomicznym państewkiem człowieka,
który w zamian za wierność Kremlowi otrzymał wolną rękę
w kwestii regulacji stosunków społecznych czy wymierzania sprawiedliwości. Nieco lepiej sytuacja wygląda w Inguszetii i Dagestanie, ale wciąż nie jest opanowana przez władze federalne. Z kolei
w Azji Środkowej z jednej strony wpływy rosyjskie od początku lat
90. maleją, z drugiej zaś region wciąż ma bardzo duże znaczenie
dla bezpieczeństwa Rosji. Dość zadziwiające, że konflikty, które regularnie dotykają państwa tego obszaru są rozwiązywane bez większego udziału Moskwy. Specyficzne reżimy autorytarne w Kazachstanie, Uzbekistanie czy Turkmenistanie mogą, zdaniem badacza,
stanowić źródło niestabilności i zagrożenia dla interesów rosyjskich, zwłaszcza w kontekście zmian na fotelach prezydentów oraz
wpływów islamistów. W regionie rzeczywiście bliskie relacje łączą
Rosję tylko z Kazachstanem, co znaczy, że na jego południowych
rubieżach kończą się wpływy Kremla w Azji Środkowej (s. 180).
164
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Na Dalekim Wschodzie kluczową rolę w rosyjskiej polityce
odgrywają Chiny, które po raz pierwszy od kilkuset lat jako potęga
militarna i ekonomiczna zaczynają dominować nad Rosją. W określonym stopniu postępowanie Moskwy w polityce azjatyckiej staje
się funkcją działań Pekinu, co dowodzi, że rosyjska siła słabnie.
Inaczej układają się relacje z Japonią, która dla Rosji nie stanowi
zagrożenia tak dużego jak Chiny. Z tego powodu autor pracy nie
widzi konieczności szybkiego uregulowania i poprawy stosunków
z Tokio. Czynnikiem sprzyjającym rozwojowi współpracy może
stać się jednak łączące oba państwa poczucie zagrożenia ze strony
Chin (s. 191). W odróżnieniu od Europy Wschodniej, Daleki
Wschód badacz postrzega jako obszar możliwej współpracy z USA,
a nie konfrontacji.
Trzeci rozdział pracy zatytułowany jest Gospodarka i energetyka. Trenin wychodzi od stwierdzenia, że w czasach radzieckich
cały ZSRR oparty był na militaryzmie i cała działalność politycznoekonomiczna uwzględniała ten fakt. Rozkład państwa nie tylko
przyniósł poważne zmiany w orientacji gospodarczej, ale również
trudności związane z destrukcją więzi pomiędzy przedsiębiorstwami z różnych części składowych dawnego ZSRR. Dopiero wzrost
cen na nośniki energii na początku obecnego stulecia poprawił kondycję rosyjskiej gospodarki oraz przyniósł aktywniejszą politykę
ekonomiczną na obszarze WNP. Obecnie Rosja jest zainteresowana
obszarem postradzieckim w kontekście dostępu do znajdujących się
tam zasobów naturalnych oraz zbytem własnych towarów.
W związku z tym Moskwa forsowała różne projekty integracyjne,
których najnowszą formą jest Unia Celna, łącząca oprócz Rosji
Białoruś i Kazachstan. Obecne postępowanie władz rosyjskich na
niwie gospodarczej jest dużo bardziej pragmatyczne niż było to
w czasach Jelcyna. W 2003 roku Anatolij Czubajs przedstawił
obecnie konsekwentnie realizowaną wizję Rosji jako „imperium liberalnego”, a więc wykorzystującego mechanizmy wolnorynkowe
do działalności politycznej. Wizja ta oczywiście bazuje na sprzedaży ropy naftowej i gazu a także kontrolowaniu ich zasobów i sprzedaży/zakupu przez państwa postradzieckie. Prowadzi to nie tylko
do obaw m.in. Polski o regularność dostaw, ale także do konfliktów
w obozie byłego ZSRR, w tym sporów z bliskim sojusznikiem
Kremla – A. Łukaszenką. Na polu ekonomicznym, stwierdza autor
165
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
pracy, Rosja nie ma wielu atutów i nie dysponuje siłą przyciągania
krajów „bliskiej zagranicy”. Z tego też powodu stosuje „twarde”
narzędzia i dyplomatyczne straszaki (s. 237). Do tej pory jest to metoda dość skuteczna, jednakże na dłuższą metę z pewnością nie
przyniesie Moskwie wielu korzyści.
Czwarty rozdział pracy Demografia i imigracja porusza
często omawiane w kontekście wewnętrznych zagrożeń dla Rosji
kwestie. Autor stwierdza, że obecnie notowany spadek liczby ludności kraju oraz przyrostu naturalnego jest konsekwencją rozpadu
dawnego imperium. Fakt ten miał również szereg konsekwencji dla
innych byłych republik związkowych – masowe wyjazdy Rosjan
przyczyniły się do zmiany struktury etnicznej, choć ogólnie problem wyludniania się dotyczy także Ukrainy czy Armenii. Z drugiej
strony rośnie liczba ludności Uzbekistanu czy Azerbejdżanu, co
wkrótce będzie mieć poważne przełożenie na stosunki polityczne
na obszarze postradzieckim. Dla wielu społeczeństw postradzieckich Rosja oraz UE pozostają głównymi miejscami docelowymi
migracji zarobkowych. Prowadzi to do pojawiania się w Rosji tendencji szowinistycznych i aktów agresji przeciwko przybyszom
z Kaukazu i Azji Środkowej (s. 256). Zupełnie inaczej postrzegana
jest natomiast imigracja Chińczyków – w przypadku słabo zaludnionego rosyjskiego Dalekiego Wschodu wzrost ich liczby zaczyna
poważnie zagrażać interesom Moskwy. Choć Trenin twierdzi, że na
tym tle Rosja musi uwolnić się od strachów, to procesy demograficzne mają swoje nieubłagane konsekwencje.
Ostatni rozdział recenzowanej monografii nosi tytuł Kultura,
ideologia, religia. Moskiewski badacz stara się w nim m.in. rozprawić z rosyjską ideą wielkomocarstwową i mesjanistyczną. Zaznacza on, że pochodzącą z XV wieku ideę „Moskwy – Trzeciego
Rzymu” zastąpiła w okresie bolszewizmu idea komunistycznego
państwa osaczonego przez świat imperialistyczny (s. 274). Silny
ładunek ideologizacji w polityce państwowej został porzucony wraz
z rozpadem ZSRR. Co więcej, władze Rosji wzięły na siebie rolę
demokratycznego lidera względem republik środkowoazjatyckich.
Autor pracy zaznacza, że współczesna Rosja budowana była na początku lat 90. na racjonalnej idei demokratyzmu, a późniejszy zwrot
ku autorytaryzmowi stał się wynikiem realizacji społecznego zapotrzebowania na silną władzę. W tych warunkach polityczna elita,
166
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
która zdążyła już się znacząco wzbogacić na prywatyzacji państwowego majątku, powróciła do znanej sobie idei mocarstwowości, co
explicite wyraził w 1996 roku minister spraw zagranicznych Jewgienij Primakow. Koncepcja ta przeszła następnie ewolucję i do tej
pory wyznacza kierunek działalności politycznej Kremla. Za główny element mocarstwowości postrzega się zdolność do samodzielnego funkcjonowania, przeciwstawiania się trendom i wpływom
Zachodu, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych, choć Trenin zwraca
uwagę, że jeszcze latach 90. Rosjanie w poszukiwaniu swojej potęgi gotowi byli naśladować państwa zachodnie (s. 278). Późniejsze
wzajemne rozczarowanie Rosji i Zachodu sprawiło, iż ta pierwsza
wybrała „polityczną samotność”. Jej realizacja dokonała się poprzez rosyjskie dążenie do usamodzielnienia się zarówno w polityce międzynarodowej, jak i wewnętrznej – istniejący reżim polityczny badacz nazywa „autokratyzmem za zgodą poddanych” (s. 281).
Po zakończeniu „zimnej wojny” Rosja starała się na nowo znaleźć
się w gronie światowych potęg, co częściowo dokonało się poprzez
rozszerzenie grupy G7 w 1998 roku. Fakt ten nie osłabił aspiracji
Moskwy, które w początkach XXI wieku nabrały nowego, bardziej
dynamicznego formatu. Autor dokonuje w związku z tym godnego
odnotowania rozróżnienia pomiędzy imperium, którego polityczna
aktywność przynosi korzyści innym państwom, a mocarstwem, którego polityka jest egoistyczna i tylko jemu daje profity (s. 285).
W związku z koniecznością rewizji oceny własnej historii, od
początku XXI stulecia w Rosji prowadzona jest polityka historyczna, mająca na celu wykorzystanie określonej interpretacji wydarzeń
z przeszłości w celu uzasadnienia określonych decyzji. W Rosji
sprowadza się to do obrony ZSRR przed oskarżeniami o zbrodniczość i imperializm (dowodem była rosyjska niechęć do uznania
wielkiego głodu z 1932 roku na Ukrainie za ludobójstwo). Rosja,
będąca kontynuatorką ZSRR na gruncie prawnym, poczuwa się
również do kontynuacji radzieckiej historii, stąd też podejmuje się
takich działań jak uniemożliwienie Polsce uznania zbrodni katyńskiej za ludobójstwo czy protesty przeciwko usuwaniu radzieckiej
symboliki w republikach nadbałtyckich. Historia ZSRR została tym
samym przez Rosjan „znacjonalizowana” (s. 294). Także na gruncie językowym dawna rosyjska potęga na obszarze ZSRR odchodzi
w przeszłość. Język rosyjski traci popularność m.in. w Gruzji, Ar167
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
menii czy Kirgistanie, co oznacza, że obywatele tych państw przestają identyfikować się z najsilniejszą stroną Rosji, a więc jej kulturą
(s. 306). Obojętny bądź niechętny wobec Rosji stosunek mieszkańców dawnego imperium oznacza trudności Kremla w utrzymaniu
tego obszaru w strefie swoich wpływów. Autor radzi Moskwie
wsłuchiwać się w głosy płynące z „bliskiej zagranicy” i prowadzenie mniej szorstkiej i bezwzględnej polityki (s. 308).
Niewątpliwie książka Trenina jest bardzo wartościowym
i godnym polecenia studium przemian polityki Rosji wobec obszaru
postradzieckiego oraz szans odbudowy potęgi utraconej wraz z rozpadem ZSRR – autor jednoznacznie wskazuje, iż odrodzenie imperium jest niemożliwe, a cała narracja zmierza ku potwierdzeniu tej
tezy. Monografia w doskonały sposób porządkuje wiedzę o przemianach politycznych, ekonomicznych i społecznych, które zaszły
w państwach postradzieckich po 1991 roku. Będzie przydatną lekturą dla każdej osoby zainteresowanej problematyką polityczną
współczesnego świata.
168
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Figa Anna
Krajobrazy pamięci, pejzaże wyobraźni
Uwagi na marginesach
Leksykonu miast intymnych Jurija Andruchowycza
Jurij Andruchowycz, Leksykon miast intymnych. Swobodny podręcznik do geopoetyki i kosmopolityki, tłum. Katarzyna Kotyńska, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
1.
Każda nowa książka Jurija Andruchowycza wzbudza u czytelników zainteresowanie i przyciąga należytą uwagę. Nie inaczej
jest z wydanym tej wiosny Leksykonem miast intymnych – książką
szeroko komentowaną, opisywaną, już cieszącą się niemałym uznaniem wśród bardziej, ale i mniej „profesjonalnych” odbiorców. Leksykon doczekał się wielu recenzji i omówień. Wart jest jednak oddania mu miejsca i poświęcania czasu, wart jest rozgrzewania wokół niego rozmowy, pobudzania do uważnego czytelniczego zastanowienia naroślami magazynowych czy internetowych opinii, refleksji, uwag. Oto polski odbiorca otrzymał książkę wartościową,
solidnie opracowaną, wydaną z poszanowaniem wszelkich edytorskich prawideł, a przy tym wymykającą się jednoznacznym klasyfikacjom, uciekającą od jasnych opisów, niemożliwą do zbyt szybkiego (a i powierzchownego) dopasowania, zainwentaryzowania –
a przez to tym bardziej ciekawą, frapującą, urzekającą.
2.
Leksykon to atlas geografii intymnej. Jak sam autor podpowiada w podtytule, to raczej „swobodny podręcznik do geopoetyki
i kosmopolityki” niż literacko obrobiony bedeker, jakich sporo na
księgarnianych półkach. Za pomocą klucza podtytułu uważny czytelnik może próbować rozwikłać genologiczną niepewność Leksykonu, przyglądając się poszczególnym słowom, jakie Andruchowycz w tymże podtytule wyróżnił. Szczególną uwagę zwracają dwa
sformułowania: geopoetyka oraz kosmopolityka. Pierwszy termin
wiąże ze sobą nierozerwalnymi nićmi kulturę i przestrzeń, uwrażli169
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
wiając na wzajemną motywację oraz stymulację tych – pochodzących wszak z zupełnie odmiennych porządków – sił. Interakcje kulturowo-przestrzenne, jakie dowartościowuje geopoetyka, są oczywiście dwuzwrotne. Wskazują zarówno na przestrzenne uwarunkowania kultury, jak i na kulturową soczewkę, za pomocą której odbieramy przestrzeń. Nie inaczej czyni Andruchowycz w Leksykonie
miast intymnych: pokazuje (zurbanizowaną) przestrzeń jako przestrzeń oglądaną przez pryzmat kultury i samą kulturę – tę uwewnętrznioną, intymną, bliską – formowaną przez przestrzeń. Kosmopolityka, na której przekonania autor również kieruje czytelniczą uwagę,
podobnie jak geopoetyka jest terminem dwojga płaszczyzn, dwóch
żywiołów. Jej zwolennicy burzą przecież naznaczone bezwzględnością polityki granice, niwelując nie tylko przestrzenne ograniczenia, ale i limity najgłębszych ludzkich interiorów, wskazują na jedność i niepodzielność przestrzeni, na sztuczność i bezzasadność podziałów wspólnot wymykających się jednoznaczności politycznych
umów czy postanowień. Czerwone linie, nanoszone na polityczne
mapy ruchem zdecydowanym i nieznoszącym sprzeciwu, są w kosmopolityzmie przeciwieństwem idei wspólnotowej, wolnej od nienaturalnych limes. Leksykon wskazuje wyraźnie, że kosmopolityka,
podobnie jak geopoetyka, trwa przede wszystkim w nas samych. To
raczej konstytuujące nas przekonania, wewnętrzne wartości, które
stają się sposobem patrzenia na świat, aniżeli nauki, ideologie, nieustępliwe listy pełne postulatów, dążeń i zobowiązań. Niemniej istotne są jednak i inne słowa, które wyraźnie wybrzmiewają zarówno w podtytule, jak i samym tytule najnowszej książki autora Dwunastu kręgów. Andruchowycz, ze znanym sobie rezonem, proponuje czytelnikowi oksymoroniczną zagadkę. Przedstawia „swobodny podręcznik”, a zarazem „leksykon”, który opiera się na intymności opisywanych w nim miast. Językowe wyczulenie Andruchowycza, widoczne jakże wyraźnie w jego wcześniejszej twórczości,
ujawnia się znów mocno i dobitnie. Podręcznik, którego jedyną cechą dookreślającą jest swoboda oraz leksykon, którego elementy
składowe wyróżnia przede wszystkim intymność (a więc osobistość, prywatność, „mojość”), nie może występować w roli drogowskazu, daleko mu tak naprawdę i do leksykonu, i do podręcznika.
Cechuje go raczej literacka dowolność, rozumiana jako przyzwolenie na osobiste wrażenie, na intymne zanurzenie, prywatną – nie
170
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
skażoną podręcznikową i leksykonową linearnością – lekturę. Do
takiego zresztą odczytania – znaczonego i swobodą, i intymnością –
namawia sam autor.
3.
Leksykon został przez wydawców nazwany „osobistą mapą
podróży Jurija Andruchowycza”. Trzeba przy tym zaznaczyć, że
jest to podróż wymykającą się geograficzno-topograficznych ograniczeniom i limitom. Przestwór nieskończonej przestrzeni świata –
widziany w perspektywie płaszczyzn krajobrazu, w perspektywie
zaokiennych horyzontów – poszerzony jest przez autora o przestwór bezbrzeżnej wyobraźni i bezmiernej pamięci. Lektura Leksykonu nie jest prostą podróżą w przestrzeni, której mógłby się spodziewać czytelnik. To raczej wycieczka w stronę nieoczywistości
wyobraźni, w kierunku osobistego doświadczenia. Andruchowycz
pomieścił bowiem w Leksykonie prawdę ważną, ale i często umykającą: poznanie jest zapośredniczone sobą samym – ograniczeniami własnych zmysłów, pragnieniami, ale także zobojętnieniem,
w równej mierze osobistymi fascynacjami i niezainteresowaniem,
a nawet ignorancją. To ważna lekcja. Daje znak, w jaki sposób odczytywać Leksykon – jako podróż w głąb siebie, w której mapa i topografia stanowią tylko pretekst i wymówkę. Sugeruje również
w jaki sposób odbierać własne, toczone nieoczywistością przestrzeni, wspomnienia, odczucia, afekty. Drobne szkice proponowane
przez Andruchowycza są świadectwem wielkiej uwagi i nieutrudzonej pracy pamięci. Pamięci literata, pisarza, artysty, względnie reportażysty, ale nigdy nie autora zobiektywizowanego bedekera,
miejskiego przewodnika prowadzącego znudzone wycieczki równie
znudzonym krokiem.
4.
Jego literackie zatrzymania topograficzne przynoszą nam frapujące portrety miejskie. Wyłaniają się z opowieści Andruchowycza miasta-metafory, miasta-proustowskie magdalenki, które rodzą
się w głowie i filtruje je imaginacja. Nieodwracalne biegi historii
i bezlitosne geograficzne współrzędne ustąpić muszą meandrycznej
opowieści o mieście, którego żywioł rodzi się w najgłębszym inte171
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
riorze człowieka, o mieście, które rozgrywa się w ludziach, przez
wspomnienia i dzięki sile wyobraźni – spajającej niemożliwe, łączącej odmienne. Słowa autora Leksykonu filtrowane są więc jakością oraz temporalną modalnością własnych wspomnień, utrwalonych mniej lub bardziej wyraźnie obrazów, strzępów rozmów, rozmytych smaków, płowiejących kolorów. Andruchowycz spisuje
miasta odwiedzone przed dziesiątkami lat i te odwiedzane niejako
naprędce, na potrzeby uzupełnienia leksykonu, wymazania z niego
białych plam alfabetu, bo każda geografia (nawet ta najbardziej
uwewnętrzniona) białych plam nie znosi. Poznajemy miejsca wielkich dziecięcych rozpoznań czy spotkań (nie zawsze pożądanych),
jak Czerniowce, gdzie „najpierw trzeba było trafić […] przymusowo” (s. 76). Miejsca młodzieńczych fascynacji i urzeczeń, choćby
były to urzeczenia opierające się jedynie urbanistyczno-topograficznej utopii, jak ma to miejsce w przypadku wyżej wspomnianych
Czerniowców, o których Andruchowycz pisze: „Najlepsze ze
wszystkiego, co do tej pory udało mi się powiedzieć o Czerniowcach, […] w całości należy do utopii” (s. 76).
5.
W Leksykonie Andruchowycz niejednokrotnie zwraca uwagę
na umowność znaków alfabetu, na kulturę, która przenika i formułuje się także wskutek kształtów liter – tych wszystkich zawinięć,
podkreśleń, brzuszków i daszków. Czernienie linią pisma niezapisanych kartek papieru to zapisywanie siebie, ale i zapisywanie przez
siebie: przez własną egzystencję, poznanie, światopogląd, kulturę.
Pisze autor Dwunastu kręgów:
Polski alfabet różni się od ukraińskiego. Za sprawą tej fundamentalnej różnicy – między łacinką a cyrylicą – jesteśmy rozrzuceni
niemal po odmiennych cywilizacjach. Tę alfabetyczną prawdę
przypominam tylko po to, by polscy czytelnicy Leksykonu lepiej
zrozumieli, że to nie jest zwykłe tłumaczenie. To inna książka.
Niektóre jej części przemieszano, jej oryginalną strukturę naruszono. Nie, lepiej powiedzieć – nie naruszono jej, tylko stworzono ją na nowo. To tak, jakby w powieści zamienić miejscami
część rozdziałów. Czy pozostanie sobą? Czy będzie to już zupełnie inna powieść? (s. 11)
172
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Andruchowycz zaznacza tym samym świadomość alfabetowego zapośredniczenia, jakie zdaje się dominować w naszym poznaniu, jakie kataloguje nasze wspomnienia i inwentaryzuje przestrzenie epistemologicznego chaosu. Bez wiecznego uporządkowywania, bez niekończącego się szeregowania, nie ma nas samych.
Autor – świadomy rezonansu własnej twórczości, odczuwający potencjalność tłumaczeń Leksykonu – nieraz igra z czytelnikiem alfabetycznymi rozbieżnościami. Pokazuje świat namacalny i widzialny
przez umowność znaków alfabetu. Odkrywa poznanie formułowane
przez niejednoznaczność (wieloznaczność?) liter, które nie tylko
przekształcają i dopasowują, ale wręcz kształtują i tworzą. Świat topografii niezmienianej słowem – nienaruszalnych mową wzgórz,
dolin i depresji – określa się tak naprawdę nie w synestezyjnym
spotkaniu z przestrzenią – zniewalającą widokami, zapachami, smakami – ale w samym słownym wyrażeniu, w słownym pojęciu, pod
jakim miasto dla nas funkcjonuje. Andruchowycz przemawiający
do polskiego czytelnika, mającego w rękach polskie wydanie Leksykonu, mówić może mniej wyraźnie, mniej ostro, słyszymy bowiem jego głos zapisany łacińskim alfabetem. Świadomość cyrylicznego zapisu nazw, które my znamy pod imionami Krakowa,
Lublina, Hamburga, ale i – bywa – München czy New York uderza
ze zdwojoną siłą. Jest w języku moc kultury, jest w literze siła oddziaływania. Tak jak Krzysztof Kolumb i Michał Anioł nie zawsze – w wyobraźni – są tymi samymi bytami, co Cristoforo Colombo i Michelangelo Buonarotti.
6.
Andruchowycz zabiera czytelnika w wędrówkę po światach
prywatnego doświadczenia. Wystarczy wspomnieć choćby o trzech
przykładach. Norymberga to poszumy i dalekie, ginące niczym
echo rozchodzące się po dolinie, coraz cichsze dźwięki: wybrzmiałe
głosy i brzmienia ukraińskiej grupy muzycznej Mertwyj piweń
(Martwy Kogut, jak podpowiada nam tłumaczka, Katarzyna Kotyńska). To także akwatyczne powidoki, grupujące w pamięci obrazy
rzecznych wodorostów, ciężkiej od wilgoci trawy, miejsca, które
we władanie wzięły multiplikujące się bez końca „drzewa, polany,
mosty” (s. 296), urbanistyczno-naturalna zagwozdka, która wyraża
173
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
się w stwierdzeniu o „pięknych rybach w kanałach” (s. 296). Strasburg to niepewność, trema i pożądliwość zatrzymania niemalże
faustowskiej chwili, która w (poprzedniej) ukraińskiej rewolucji
wciąż dostrzegała nie tyle bezsilność, beznadzieję i niemoc, co bezmiar wiary, motywację i afirmację życia. Mińsk to czystość totalna,
bezbrzeżna, bezmierna, ale i nieco autorytarna, niedopuszczająca
sprzeciwu. To czystość przenikliwa, bezpardonowo wkraczająca
w obszary zarezerwowane dotychczas – w naszej wyobraźni, w stereotypowych osądach i obiegowych prawdach – dla jej rozlicznego
przyrodniego rodzeństwa: brudu, nieporządku, chaosu, nieczystości. To przestrzeń wyrugowana z przymiotów (jak powiedziałby
Andrzej Stasiuk) „słowiańskiego syfu”, przynależnego nam i chyba
także potrzebnemu klasyfikatorowi przestrzeni.
7.
W Leksykonie odnajdujemy jednak nie tylko odbitki i powidoki samego autora. W Leksykonie, jako uważni czytelnicy, odnajdujemy także samych siebie. Mimowolnie porównujemy, zestawiamy, klasyfikujemy własne wspomnienia, własne podróże i ich wyobrażeniowe echa z zapiskami poczynionymi przez Andruchowycza. Zestrajamy się, ale i jawnie kontrastujemy. Wychodzimy naprzeciw jego narracji albo wyraźnie ją odrzucamy. Kontestując, podając w wątpliwość i angażując się w pełni w tę grę imaginacyjnej
topografii, odpowiadamy na autorskie postulaty (choć może nie wyrażone expressis verbis): odnajdujemy w Leksykonie motywację do
podróży, która nie kończy się wraz z powrotem do domu.
174
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
Figa Anna
Lista (nie)obeności
Notatki o Literaturze obecnej Tomasza Mizerkiewicza
Tomasz Mizerkiewicz, Literatura obecna. Szkice o najnowszej
prozie i krytyce, TAiWPN UNIVERSITAS, Kraków 2013.
1.
Tomasz Mizerkiewicz, profesor zajmujący się dwudziestowieczną literaturą w jednej z katedr Instytutu Filologii Polskiej
UAM w Poznaniu, opublikował niedawno książkę Literatura obecna. Szkice o najnowszej prozie i krytyce. Publikacja stanowi umiejętnie dobrany i dopasowany zbiór wcześniej ogłaszanych tekstów
krytycznych uzupełniony o kilka nowych notatek. Mizerkiewicz
przedstawia więc uważnym czytelnikom swojego interpretacyjnego
dorobku kompilację tekstów, które uznał za najbardziej reprezentatywne dla proponowanego przez siebie tytułowego terminu „literatury obecnej”. Autor pomieścił w swojej publikacji imponującą
liczbę szkiców, notatek, recenzji, interpretatorskich i analitycznych
uwag, które dla odbiorców najnowszej polskiej prozy mogą stanowić cenne źródło czytelniczych wskazówek, bazę dla własnych dociekań, tło osobistych rozważań nad modami, tendencjami, nad prozatorską dykcją czy krytycznymi szlakami, które wspólnie – autor,
krytyk i czytelnik – przecierają nadawcy, pośrednicy i odbiorcy
współczesnej twórczości. Mizerkiewicz stara się, między innymi
przez proponowaną przez siebie kategorię „literatury obecnej”,
przybliżyć stany skupienia, powidoki i echa rodzimej twórczości
kształtującej ostatnie ćwierćwiecze.
2.
Proponowany przez autora Po tamtej stronie tekstów termin
„literatura obecna” jest przez niego interpretowany dwojako. Oddając głos samemu literaturoznawcy:
Pojęcie „literatury obecnej”, nieco zadłużone w refleksji filologicznej Hansa Ulricha Gumbrechta, rozumiane będzie poniżej na
175
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
dwa sposoby. Po pierwsze, odnosić się ma do niejasnej ontologii
tego, co literackie (i nie tylko) we współczesności. Literatura jako
obiekt dzisiaj istnieniowo niepewny, chwilami nieobecny, innym
razem podejrzanie oczywisty, wreszcie – najczęściej – ujawniający się jako coś spektakularnego, widmowego. […] Literatura
obecna staje się również interesująca jako wgląd w podobne zjawiska nie tylko literackie […]. Drugie ze znaczeń „literatury
obecnej” akcentuje teraźniejszość czytanych poniżej utworów.
Bez wątpienia są one wyjątkowo interesującą ekspresją naszego
„teraz” kontynuują – na własnych zasadach, przy użyciu właściwych sobie środków – opisaną przez Karla Bohrera nowoczesną
problematykę momentu. Silniejszy akcent kładę na temporalny
wymiar pojęcia „literatury obecnej” w kilku częściach książki,
przy czym jako całość również jest ona próbą zapytania o to, jakie wyobrażenia na temat udziału w teraźniejszości dają się odnaleźć w utworach współczesnych polskich autorek i autorów.
(s. 5–6)
Ta cząstka wprowadzenia wybrzmiewa niezwykle wyraźnie. Określa w jasny sposób lekturowe drogi, punkty wyjścia i oczekiwania,
jakie autor Niczego śmiesznego przemierza w poszukiwaniu istoty
najnowszej polskiej produkcji literackiej. Jest jednocześnie obecność literatury pewnego rodzaju zaprzeczeniem, potencją opozycyjności w stosunku do jej innych – jakże chętnie rozdzielnych przez
recenzentów, krytyków, komentatorów – imion. Gdy pisze się o literaturze zdetronizowanej, zmarginalizowanej, unieważnionej, Mizerkiewicz zwraca uwagę na inne jej oblicza, nazywając nawet literaturę „ekspertką od obecności” (s. 5).
3.
Książka, choć składa się głównie ze szkiców publikowanych
w ostatnich latach na łamach rozmaitych periodyków (pojawiają się
m.in. „FA-art”, „artPapier”, „Nowe Książki” czy „Odra”) i publikacji (np. Dwadzieścia lat literatury polskiej 1989-2009 pod redakcją
Arlety Galant i Ingi Iwasiów czy Nowe Dwudziestolecie. Szkice
o wartościach i poetykach prozy i poezji lat 1989-2009 pod redakcją Piotra Śliwińskiego), układa się w logiczną, dobrze przemyślaną
całość, która czytelnikowi podsuwa nie tylko interpretacyjne rozwiązania i daje analityczne podpowiedzi odnoszone do konkretnych
176
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
publikacji, ale stanowi także próbę syntezy, podsumowania ćwierćwiecza doświadczeń literackich. Podsumowywanie, syntezowanie
i próba wyciągania jednoznacznych wniosków z żywej materii literatury jest w zasadzie niemożliwe. Krytycznoliterackie wizje
z pierwszej połowy lat 90., wieszczące konkretne utorowanie literatury, jej możliwe drogi rozwoju, nieraz okazały się już chybione.
Mizerkiewicz nie ucieka się więc do kategorycznych sądów i nie
wygłasza nieznoszących sprzeciwu poglądów. Raczej zaprasza do
lektury, wciąga odbiorcę swoich krytycznych tekstów w skomplikowany, wieloznaczący – a przez to tym ważniejszy, rezonujący
silniej – mikroświat polskiej prozy ostatniego ćwierćwiecza. Autor
Literatury obecnej, przy zachowaniu pewnego dystansu, który wydaje się konieczny u recenzenta i krytyka zajmującego się prozatorskimi nowinkami, komentującego niemalże „na gorąco” literackie
premiery i wydarzenia, próbuje też rozpoznawać i oceniać – nieraz
gorzko, wyraźnie, mocno. Mizerkiewicz nie boi się zestawiać i porównywać dotychczasowego dorobku opisywanego twórcy z jego
najnowszym dziełem. Stawia noty, znaczy momenty słabsze, punktuje niedociągnięcia. Nie ma jednocześnie w tym sposobie oceniania zgubnej autorytarności, przesadnej władczości i akademickiej
nieomylności. To raczej uwagi – efekt nie tyle efemerycznych impresji, co raczej gruntownej, dokładnej lektury i intelektualnego namysłu.
4.
Opracowanie Mizerkiewicza rozdziela „obecność” literatury
pomiędzy osiem cząstek, osiem swoistych metalinii wyznaczonych
graniczną funkcją rozdziałów. Autor stara się – z charakterystyczną
dla siebie wnikliwością, ale i w przystępny sposób – opisać oraz
scharakteryzować zwrotne punkty, przemiany, wyróżniki polskiej
prozy ostatniego ćwierćwiecza. Znajdziemy więc w Literaturze
obecnej rozdział, w którym Mizerkiewicz pomieścił „propozycję
trzech spojrzeń na historię polskiej literatury po roku 1989” (s. 7),
która łatwo staje się kolejną – jakże cenną – próbą pisana owej historii, wnikliwego rozbioru i ponownego zespolenia twórczości
wciąż żywej, aktywnej, wymykającej się jednoznacznym opisom.
Mizerkiewicz nie próbuje podsumowywać i nazywać żywiołu, nie
177
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
próbuje petryfikować żywej tkanki najnowszej twórczości rodzimych prozaików. Jest świadomy niemożności, ale i emocji, które
towarzyszą krytykom, interpretatorom, analizatorom polskiego piśmiennictwa ostatniej doby. Oddając głos autorowi Literatury obecnej:
Nader liczne opracowania krytyczne, jakie pojawiły się na przełomie pierwszej i drugiej dekady, miały zwykle za zadania stworzenie nowych opisów ostatnich dwudziestu lat rodzimego piśmiennictwa. Przy okazji wyraziły chyba przekonanie, iż jest to okres
wciąż niezapisany przez historię literatury najnowszej. Wciąż nie
wiemy, „co to było”, co zjawia się przed nami, gdy chcemy się
skonfrontować z tekstami owego czasu. Zadaniem zamieszczonych artykułów jest […] także podtrzymanie nadal odczuwalnej
niepewności sygnalizowanej przez tytułowe „co to było?!” Zbyt
natarczywa jest obecność tekstów z najnowszej przeszłości i zbyt
paląca aktualność historycznoliterackiego zadania, aby je wyrazić
mniej emocjonalnie. (s. 7)
To ważne świadectwo, ważna lekcja, której udziela – samemu sobie
oraz odbiorom – Mizerkiewicz. W artykułach poświęconych choćby katastrofizmowi oraz estetyce profanacji (które obok tekstu „Życie literackie” jako młodoliteracka metafora zmienności po roku
1989 składają się na rozdział Co to było?! Czyli z historii literatury
najnowszej) stara się wnikliwie badać, zestawiać, mierzyć się z –
jak sam pisze – „silnymi pokusami”, mając jednocześnie świadomość stwierdzenia, które nadało tytuł rozważaniom nad ogólnym
ujęciem polskiego dorobku literackiego ostatnich lat. „Co to było?!” – to nie tylko pytanie czy wyrzut, to także emocjonalność
bądź uniesienie burzące nieraz trzeźwość osądu, siła – bywa, że destrukcyjnego – zaangażowania, świadomość przemawiania z samego środka rzeczy. Autor Literatury obecnej nie zapomina o bagażu,
jaki niesie ze sobą to hasło.
5.
Kolejne części opracowania wydają się równie istotne. Znajdziemy tam cykl artykułów nazwany przez Mizerkiewicza „opisem
współczesnego odchodzenia (od) postmodernizmu” czyli „historii
porzucania tekstualistycznego paradygmatu owej formacji” (s. 7),
178
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
cząstkę poświęconą sprawie politycznej, artykuły wnikliwie przyglądające się prozie o tematyce „żydowskiej i genderowej”, rozdział noszący tytuł Czas fantastyki, kryminału, powieści historycznej, część zestawiającą problematykę debiutów literackich i sytuację, którą autor nazwał „pisaniem dzieła późnego” i tę poświęconą
literaturze niezwykle obecnej (fizycznie, namacalnie, ilościowo)
w ostatnich latach: autobiograficznej, a także metaliterackiej.
W tym krótkim i schematycznym wyliczeniu zawartości najnowszej
książki Mizerkiewicza widać wielką konsekwencję i upór badacza,
który z równym zaangażowaniem i poświęceniem przygląda się
rozmaitym tekstom, należącym nieraz do porządków nie tyle odmiennych, co wręcz przeciwstawnych. Wystrzega się genologicznego wartościowania, które – takie można odnieść wrażenie – nieraz
stanowi waloryzującą dominantę, przebija się w recenzjach, omówieniach, analizach niczym piętno gatunków lepszych, bardziej
wartościowych oraz tych poślednich. Autor Literatury obecnej spogląda głębiej, takie podziały nic dla niego nie znaczą.
6.
Ważnym elementem Literatury obecnej jest część poświęcona krytyce literackiej. Autor podjął się zadania trudnego, będącego
podjęciem dialogu, który kształtować się może jako (tekstowa) rozmowa pomiędzy krytykami. Tomasz Mizerkiewicz zestraja własny
głos z opiniami innych, często uznanych krytyków – to zestrajanie
nieraz przeradza się w intelektualnie frapującą polemikę, czego
efektem jest urokliwy dwugłos. Dwugłos tym cenniejszy dla uważnego odbiorcy polskiej prozy, który pragnie zestawienia własnej,
intymniej interpretacji z ocenami i poglądami czytelników, których
nazwać można profesjonalnymi. Mizerkiewicz pisze więc o książkach Mieczysława Orskiego, Dariusza Nowackiego czy Roberta
Ostaszewskiego, pokazując czytelnikom Literatury obecnej fascynujący świat krytycznoliterackiego wielogłosu.
7.
Polską literaturę „urodzoną po 1989 roku” przed kilkoma laty, gdy wchodziła w swoją metrykalną dorosłość, często próbowano
porównywać z literackim dorobkiem dwudziestolecia między179
Rocznik Instytutu Polsko-Rosyjskiego Nr 1 (6) 2014
wojennego. Analogie narzucały się aż za bardzo. Efektem tego paralelnego myślenia były choćby zbiorowe tomy, które zaczęły się
ukazywać pod koniec pierwszego dziesięciolecia XXI wieku. Głos
Mizerkiewicza pobrzmiewa niejednokrotnie echem tamtych wysiłków i zamierzeń (Autor Literatury obecnej współtworzył tamte
opracowania, zamieszczając w nich swoje artykuły). Jest jednocześnie głosem otwierającym, raczej zapraszającym niż wykluczającym
z dyskusji. Zestawienie, którego efektem jest omawiana publikacja,
pomieściło w sobie niemalże niezliczoną liczbę szkiców, notatek,
tekstów. Swoje miejsce otrzymał i zmarły niedawno Marek Nowakowski, i Magdalena Tulli, i Zbigniew Kruszyński, i Rafał Ziemkiewicz, i Jerzy Pilch, i Zbigniew Masternak, i Piotr Paziński, i Sławomir Shuty, i Eustachy Rylski, i Adam Zagajewski… wymieniać
można bez końca. To wartościowa, sprawnie napisana książka –
nieraz teksty wyraźnie zaświadczają o swojej prowienencji, dając
do zrozumienia, że tworzone były jako byty osobne, ale nie stanowi
to ani wady konstrukcyjnej, ani nie zaburza toku wywodu. Co więcej, pokazuje, że Tomasz Mizerkiewicz, jako uważny czytelnik,
a potem jeszcze uważniejszy krytyk, badacz, komentator, konsekwentnie realizuje i kontynuuje raz obraną drogę. Ścieżkę i dukt,
którym wytrwale podąża, by z ułamków, okruchów i pojedynczych
czytelniczych impresji kształtować odpowiedź nie tylko na najbardziej nurtujące go pytanie: „co to było?!”, ale także – jak się wydaje – „co to jest” i „czym to będzie”.
180