pobierz dokument - centrum

Transkrypt

pobierz dokument - centrum
ARCHITEKTURA I SOCJOLOGIA
- Armenia dla turystów
Nakładem wydawnictwa BEZDROŻA ukazał się przewodnik Gruzja i Armenia –
pierwsza na naszym rynku publikacja turystyczna poświęcona tym chrześcijańskim,
zakaukaskim krajom. Autorem jest Krzysztof Kamiński, z zawodu architekt, a z pasji
podróżnik, jak informuje sam we wstępie, jednocześnie przyznający się do specjalnego
zauroczenia Rumunią (to jednak zupełnie inna egzotyka...). Przewodnik pojawia się w
dobrym momencie – można zaobserwować powolne zmiany zainteresowań turystycznych
Polaków i choć rzeczywiście w naszych wyborach wciąż dominuje Chorwacja, Majorka,
Tunezja i Hiszpania, to co odważniejsi zaczynają jeździć na Krym oraz szukają informacji o
Zakaukaziu.1
Moje uwagi zawarte w tym miejscu, zwłaszcza merytoryczne, ograniczę do treści
poświęconych Armenii, co jest spowodowane prowadzonymi przeze mnie od kilkunastu lat
socjologicznymi badaniami dotyczącymi Ormian w Polsce oraz migracji ormiańskiej2. Nie
mam więc w oczywisty sposób kompetencji, aby w podobny sposób komentować treści
„gruzińskie”. Recenzowana książka ma bez wątpienia więcej zalet niż wad, a te ostatnie
zauważone przeze mnie i wyliczone poniżej można traktować raczej jako niewielkie
uzupełnienie jej treści.
Przede wszystkim zwraca uwagę staranna szata edytorska wydawnictwa i, niestety,
wysoka cena (moja to 41 zł). Książka ma poręczny format, nadający się rzeczywiście do
schowania do kieszeni lub torebki. Wkładka z kolorowymi zdjęciami jest uzupełnieniem rycin
(przede wszystkim obiektów architektury), planów najważniejszych zabytków oraz mapek.
Całości dopełniają mini rozmówki oraz prezentacja alfabetów. Godzi się tu przypomnieć, że
oba używane są tylko w krajach, o których pisze Kamiński i oba zaprojektował święty
Mesrop Masztoc. Nazwy własne miejscowości podawane są więc w alfabecie łacińskim i
grafii lokalnej, w języku zaś i alfabecie ormiańskim zawarte są podziękowania, które autor
opracowania złożył swym konsultantom. Trzeba podkreślić tę wielką dbałość o szczegóły a
1
Przed wakacjami 2007 do autora tej recenzji niezależnie od siebie zwróciły się dwie grupy studentów:
historii sztuki z UW oraz etnologii z UJ, podobnie jak zajmująca się Kurdami i Jezydami dr Maria Giedz z UG.
Krótki, trzystronicowy i zawierający drobne błędy opis turystycznych atrakcji Armenii znalazł się w dodatku do
Gazety Wyborczej „Turystyka” z dn. 11-12 sierpnia 2007, nr 32 (193), a więc już pod koniec „typowych”
wakacji;
2
Autor jest adiunktem w Zakładzie Badań Kultury Instytutu Socjologii UMK w Toruniu, założycielem
Centrum Badań Ormiańskich, www.centrum-armenia.uni.torun.pl;
czytelnik wybierający się za Kaukaz może już teraz liznąć grafologicznej inności, gdyż oba
alfabety nie przypominają w niczym alfabetów używanych w Europie.
Turysta szuka przede wszystkim konkretów, np. adresów noclegów oraz cen. Te
pierwsze, podane przez autora trudno mi zweryfikować, natomiast błędem wydaje się
podawanie cen w dolarach, co autor tłumaczy łatwością przeliczeń polskiego turysty. Pewnie
i tak jest, ale jednak po roku od wizyty Kamińskiego w Armenii cena dolara spadła
drastycznie i we wrześniu 2006 r. wynosiła minimalnie 375 dram za 1 USD, a nie już
przewodnikowe 450 dram. Czasem autor podaje ceny ormiańskie, ale nie robi tego
konsekwentnie.
Turystyka to nie tylko zabytki, chciałoby się wypowiedzieć po raz kolejny ów truizm.
W krótkich podrozdzialikach autor komentuje np. ormiańską sztukę. Stąd możemy
dowiedzieć się, że sztuka są dla autora chaczkary (kamienne krzyże kwitnące)3. Całkowitym
milczeniem pominięta jest muzyka (np. Komitas, Sayat Nova, Aram Chaczaturian) malarstwo
(np. Iwan Ajwazowski, Martyros Saryan, o wybitnym wszechstronnym twórcy – był także
reżyserem – Sergieju Paradżanowie pada tylko kilka słów z okazji opisu jego muzeum). Nie
dowiemy się z tej części przewodnika niczego oprócz ogólników na temat ormiańskiego
sportu, np. szachistów, którymi szczycą się tuziemcy, przyznający się do Garri Kasparowa
czy gimnastyki (ojciec żony obecnego ambasadora RA w Polsce).
Kolejny odczuwalny przeze mnie brak to nieobecność informacji o rozproszeniu
Ormian na świecie (2/3 narodu żyje poza własnym krajem), gdzie autor nawet nie zająknie
się, że i my mamy na terytorium Polski licznych Ormian. Około 5 tysięcy z nich to
potomkowie tych, którzy przybyli na nasze tereny już w średniowieczu, natomiast ok. 35
tysięcy (sic!) to imigranci lat ostatnich, po wojnie o Górski Karabach i kryzysie
ekonomicznym w kraju (po 1994r.). A jest to ważna informacja, gdyż wielu Ormian w
Armenii ma za sobą etap pobytu w Polsce i stąd także jesteśmy im krajem bliskim, a to z
kolei może być jedną z przyczyn owej niezwykłej gościnności, o której tak często pisze
Autor. Natomiast uwzględnienie informacji o kilkutysięcznej „starej emigracji” (nazywam ją
drugą falą) jest ważkie tak z powodu rzetelności historycznej, jak i z uwagi na „target”
przewodnika – spodziewam się, że wielu Polaków o ormiańskich korzeniach sięgnie po tę
książkę. Co rusz mam bowiem sygnały, że ktoś ze „starych Ormian” wybiera się do kraju
dalekich przodków i szuka podstawowych informacji. Czyli choćby takiej wzmianki wymaga
3
Por. Tomasz Marciniak, Chaczkar czyli Krzyż Kwitnący, Bunt Młodych Duchem, listopad – grudzień
2004, nr 6 (22), s. 18 - 19;
prosta kurtuazja. Podobnie można by wspomnieć o niewielkiej ormiańskiej Polonii, której
siedziba znajduje się na obrzeżach ścisłego centrum Erywania.
Cenną wartością turyzmu jest etniczne jedzenie i dowodzi tego niezwykła
popularność różnego rodzaju telewizyjnych programów typu „gotowanie na ekranie” (Nb.
autor jednego z nich, zapoznającego nas właśnie z kulinariami różnych części świata, Robert
Makowicz jest z pochodzenia Ormianinem!). Oprócz przytoczenia kilkunastu nazw
ormiańskich potraw Kamiński podaje przepisy na harisę (nie ma ona nic wspólnego z ostrą
przyprawą z Tunezji i Maroka!!!). Podobnie jak i innych ormiańskich specjałów dane mi było
próbować – wszystkie, śladem autora entuzjastycznie polecam, nawet hasz jedzony w
maju…4
Informacje o minibusach – marszrutach, może być uaktualniona o kolejną:
porządkowaniu pozornego komunikacyjnego chaosu, o którym tak sympatycznie pisze Autor.
Na moich oczach we wrześniu 2006 stawiano na ulicach Erywania5 przystanki
autobusowe/trolejbusowe, gdzie w czytelny sposób informowano, jakiej linii pojazdy tam się
zatrzymują. Oczywiście, nadal nie wiadomo jak często kursują, ani też którędy jeżdżą (brak
schematu sieci), ale z pewnością jest to znaczący krok do przodu.
Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn Autor wplata do opisu wypowiedź emeryta,
którego matka po Rzezi 1915 roku (ludobójstwie ok. 1,5 mln Ormian dokonanym przez
Turków) przebywała w sierocińcu. Jako socjolog traktuję to jako ciekawe wykorzystanie
mojego warsztatu badawczego, ale kłóci się to z przyjętą wcześniej konwencją opisu.
Oczywiście, w tak niewielkim, kieszonkowym opracowani nie sposób zawrzeć
wszystkiego, o czym wiedzą bardziej zaangażowani w temat i nie miałem tu na celu szukanie
dziury w całym, jednak częstokroć ma się wrażenie braku informacji świeżych, dostępnych
autorowi w trakcie jego podróży. Np. opis wspaniałego klasztoru Tatev (VII w.) jest jak na
mój gust zbyt szczegółowy w detalach architektonicznych, (ale cóż - licentia poetica profesji
Autora) a pozbawiony jest informacji o zawieszonej od czasów radzieckich odbudowie
kompleksu (szpecące krajobraz zardzewiałe żurawie budowlane) i planach przywrócenia tam
uniwersytetu. Zauważalne dla architekta powinno być przebudowywane właśnie centrum
miasta, Prospekt Północny wyrąbany przez XIX wieczne kamienice od Opery ku Placowi
Republiki, ale w momencie wizyty Autora były tam pewnie dziury w ziemi, teraz jest to cią
apartamentowców. No cóż, powtórzę, nie wszystkim można wiedzieć i nie o wszystkim
4
Por. Tomasz Marciniak, Konsumpcjonizm po ormiańsku, Biuletyn Ormiańskiego Towarzystwa
Kulturalnego 2004, nr 38/39, ss. 64 – 67;
5
Preferuję tę formę zapisu nazwy stolicy Armenii, co już dawno postulował prof. Andrzej Pisowicz z
UJ;
można pisać, ale czasem ma się wrażenie, że autor nie odwiedził osobiście miejsc, o których
pisze, poprzestając na dublowaniu ogólnych informacji6.
*
O nieznajomości kultury krajów (za)kaukaskich niech świadczy anegdota z księgarni
podróżniczej na poznańskim dworcu głównym PKP, gdzie w kwietniu tego roku zakupiłem
przewodnik Krzysztofa Kamińskiego. Otóż, gdy zapytałem tradycyjnie o jakieś przewodniki
po Kaukazie i, też tradycyjnie czekając na typowe: „nie ma”, rozglądałem się czujnie,
usłyszałem równocześnie spodziewaną odpowiedź i zobaczyłem recenzowany powyżej
przewodnik na półce. Gdy poprosiłem o podanie egzemplarza, sprzedawczyni była zdziwiona,
„że to Kaukaz” bo jej owo pojęcie kojarzyło się z Syberią…(nie jestem pewien, czy chodziło
o położenie Gruzji i Armenii czy też Kaukazu). Na moje żachnięcie się, że sprzedawcy map i
przewodników turystycznych powinni jednak znać geografię, uzyskałem ripostę, że obie
panie są „po innych kierunkach”…
Tomasz Marciniak
2007-09-09, Nancy
6
Moje podejrzenia, co prawda, w innym wymiarze, podparł czytelnik pierwszej wersji tego tekstu, Pan
Jakub Osiński z Krakowa. Stwierdził na kilku przykładach, że Autor Magicznego Zakaukazia, wpisał do swego
przewodnika prawie dosłowne cytaty z książki Brady Kieslinga i Raffi Kojiana, Rediscovering Armenia – guide
(Summer 2005 - brak miejsca wydania). Moja analiza odpowiednio np. ss. 212 (Kamiński) i 45 (Kiesling,
Kojian) potwierdziły ten fakt.