Biuletyn Forum wyd_1..

Transkrypt

Biuletyn Forum wyd_1..
W NUMERZE
 Wydarzenia
 Szkoły Zawodowe
Najserdeczniejsze życzenia dla Pań, członkiń
Forum Równych Szans i Praw
Kobiet w Opolu urodzonych w m-cu maju.
 Zofia Koszyk
 Dorota Dancewicz
 Szpitale w Polsce
 Alkohol w pracy
12 kwietnia w siedzibie Rady Wojewódzkiej SLD w Opolu odbyło się szkolenie przeprowadzone przez Fundację
Eberta skierowane do członkiń Forum Równych Szans i Praw Kobiet w Opolu. Inicjatorką szkolenia była
Sekretarz Forum Kobiet Katarzyna Piotrowska, która również wraz z przedstawicielkami Fundacji Eberta
odwiedziła Opole. Podczas szkolenia Panie uczyły się jak skutecznie przeprowadzić wystąpienie medialne,
jednocześnie jak wzbudzić zainteresowanie dziennikarzy i widzów oraz w jaki sposób dopasować się do
istniejących warunków. Szkolenie było też okazją do integracji oraz do mile spędzonego niedzielnego
popołudnia.
Kamila Biernacka
W dniu 18.04.2015 w Warszawie odbyła się ogólnopolska manifestacja „Marsz Gwiaździsty" w której brało udział
około 50 tysięcy związkowców. Protestujący domagali się likwidacji umów śmieciowych, wyższych płac
w budżetówce i minimalnej płacy godzinowej, zapewnienie możliwości przechodzenia na emeryturę po 35 latach
pracy dla kobiet i 40 latach pracy dla mężczyzn oraz obniżenie podatków dla najmniej zarabiających. Członkinie
Forum Równych Szans i Praw Kobiet w Opolu czynnie uczestniczyły w manifestacji.
Dorota Pregel
Postulaty regionalne 3 central związkowych
 Wzywamy wojewodę opolskiego i marszałka województwa do opracowania Regionalnej Strategii Rozwoju
opolskiego przemysłu i przeciwdziałania emigracji mieszkańców Opolszczyzny oraz zapewnienia godziwych
warunków pracy i płacy
 Nie zgadzamy się z likwidacją miejsc pracy na Poczcie Polskiej w naszym województwie.
 Domagamy się zwiększenia dotacji na instytucje kultury w województwie opolskim.
 Wniesienia ustawy o płaceniu podatku CIT w miejscu pracy zakładu, a nie miejscu siedziby zarządu.
 Zaprzestania degradacji żeglowności Odry i podjęcia działań na rzecz wznowienia transportu towarów Odrą.
 Sprzeciwiamy się planowanej prywatyzacji Stadniny Koni w Prudniku.
 Domagamy się od opolskich samorządów działań na rzecz wdrożenia dyrektywy gwarantującej prowadzenie
gospodarki odpadami, pełną kontrolę nad tymi zadaniami i jasną odpowiedzialność za zbudowany system przez
gminę.
Bez pracy jest 143 tys. sprzedawców. Kolejni wyjdą za rok z 744 placówek
Według danych Ministerstwa Edukacji Narodowej rok szkolny 2014/15 jest pierwszym od lat, w którym mniej niż
połowa absolwentów gimnazjum zdecydowała się iść do liceum. Ponad 54 proc. wybrało technika i zasadnicze szkoły
zawodowe. – To, co się dzieje, przeszło moje oczekiwania – cieszyła się szefowa resortu Joanna Kluzik-Rostkowska
podczas konferencji rozpoczynającej kampanię promocyjną szkól uczących zawodu.
Sukces rządowych starań związanych z ich popularyzacją może jednak okazać się drogą donikąd. Bo MEN co prawda
zadbało o to, żeby więcej uczniów kształciło się w szkołach zawodowych, ale już nie o to, czego dzieci się w nich uczą.
Do zawodów, które przodują w czołówce bezrobotnych, wciąż przygotowują setki placówek.
Najpopularniejszym, w jakim kształcą się młodzi, jest kucharz. Jak wynika z danych MEN, mają go w ofercie 1322
szkoły. Jednocześnie w powiatowych urzędach pracy pod koniec ubiegłego roku zarejestrowanych było ponad 43 tys.
osób deklarujących posiadanie tego zawodu. Urzędy pracy miały dla nich w tym czasie jedynie 417 propozycji. W 490
szkołach wciąż kształci się ślusarzy (39 tys. bezrobotnych na rynku), a w 526 – techników mechaników (19,5 tys.
bezrobotnych). Najgorzej jest wśród sprzedawców. Tych uczą 744 szkoły, na bezrobociu jest ich jednak ponad 140 tys.
Urzędy pracy miały dla nich pod koniec ubiegłego roku jedynie 1646 ofert. W całym drugim półroczu 2014 r. – około
10 tys. Tymczasem według danych z badania „Bilans Kapitału Ludzkiego” Polskiej Agencji Rozwoju
Przedsiębiorczości najbardziej poszukiwanymi specjalistami są nad Wisłą robotnicy wykwalifikowani, specjaliści,
operatorzy i monterzy.
– Dobrze, że zaczęliśmy wspierać kształcenie praktyczne. Niestety jednak wciąż wiele zawodów, których uczą szkoły, to
archaizmy. Jednocześnie ciągle nie mamy szkół odpowiadających na dzisiejsze wyzwania. Nie ma na przykład ani
jednej placówki, która uczyłaby operatorów maszyn sterowanych komputerowo. Mimo wzrastającej popularności
drukarek 3D brakuje też szkół kształcących specjalistów w ich obsłudze i serwisowaniu – ocenia Dominika Staniewicz,
ekspertka rynku pracy w BCC.
– Zarejestrowani bezrobotni nie zawsze mają pełne kwalifikacje. Wiele z tych osób przez kilka miesięcy pracowało
w sklepie, a po tym, jak straciło pracę, wpisywało sprzedawcę jako swój zawód – wyjaśnia Alina Mazur, dyrektor
Zespołu Szkół Handlowych im. Marii Dąbrowskiej w Bydgoszczy. Przewiduje jednak, że sprzedawców będzie kształcić
wkrótce jeszcze więcej placówek, bo po ten zawód często sięgają szkoły niepubliczne. – W ubiegłym roku, kiedy
gimnazjaliści przychodzili do nas składać świadectwa, przedstawiciele prywatnej placówki nagabywali ich, by zmienili
wybór. Obiecywali im tablety, wycieczki integracyjne pod Berlinem. Nas na to nie stać, ale my młodym oferujemy
w trakcie nauki bardzo solidne praktyki.
Dominika Staniewicz przekonuje, że nieodpowiednie programy kształcenia to jeden z głównych grzechów polskich
szkół zawodowych. – Wciąż produkujemy rzesze hotelarzy, ale szkoły wypuszczają ich bez znajomości języków obcych
na dobrym poziomie. Po co tacy pracownicy w hotelach? – zastanawia się.
Ogółem spośród absolwentów szkół zawodowych w wieku 25–34 lata pracuje ok. 70 proc. To minimalnie lepiej niż
w przypadku tych, którzy skończyli liceum ogólnokształcące i nie kontynuowali nauki. Sytuację absolwentów
zawodówek mają poprawić fundusze europejskie. W perspektywie na lata 2014–2020 zaplanowanych jest 820 mln zł na
rozwój szkół tego typu. Większość znajduje się w dyspozycji województw.
Dorota Pregel
Źródło: Gazeta Prawna
Nawet 7 mld zł potrzebują samorządy na remonty placówek medycznych. Bez zastrzyku unijnych pieniędzy co trzeciej
grozi widmo likwidacji
Nieubłaganie zbliża się godzina zero dla szpitali. Od 31 grudnia 2016 r. będą musiały spełniać wyśrubowane standardy,
które nałożyła na nie Unia Europejska, np. zapewnić odpowiednią powierzchnię na pacjenta i każdemu dostęp do
światła dziennego. Dostosowanie się do wymogów łączy się ze znaczącymi wydatkami. Samorządy liczyły więc na
unijne wsparcie. Problem w tym, że Bruksela narzuciła niekorzystne reguły jego pozyskiwania w nowych regionalnych
programach operacyjnych.
Inwestycje polegające na dostosowaniu istniejącej infrastruktury do obowiązujących przepisów w tej perspektywie co
do zasady nie będą wydatkami. To oznacza, że Komisja Europejska będzie mogła je kwestionować.
Paradoks polega na tym, że w tym rozdaniu pieniędzy z UE będzie dla szpitali nawet więcej niż w latach poprzednich.
Nie będą jednak mogły być wydane na remonty związane z zaostrzonymi wymogami technicznymi i sanitarnymi. Dla
placówek medycznych to dramat. Oznacza jedno: widmo likwidacji. Co trzeci szpital może mieć na koniec 2016 r.
kłopoty, a w przypadku co dziesiątego będą one bardzo poważne.
Jak wygląda oddział w przeciętnym powiatowym szpitalu, wszyscy wiemy. Stare wyposażenie łazienek, wyleżane
materace, rozpadające się krzesła. Do tego miliardy bakterii i nowych form życia w fugach, które pamiętają lata 70.
poprzedniego wieku. Lepiej ma być po 2016 r. Do tego czasu wszystkie placówki muszą dostosować się do nowych
wymogów technicznych i sanitarnych określonych przez resort zdrowia. Czy tak będzie – to się okaże. Zwłaszcza że
zablokowano możliwość dofinansowania niezbędnych remontów i zakupów na ten cel ze środków unijnych. Być może
autorzy tak racjonalizatorskiego rozwiązania (czyli Komisja Europejska) doszli do wniosku, że skoro już dwukrotnie
przekładaliśmy datę wprowadzenia nowych wymogów, to szpitale (samorządy, bo to do nich należy większość
placówek tego typu) miały wystarczająco dużo czasu na przeprowadzenie niezbędnych inwestycji. Że teraz potrzebują
unijnego wsparcia nie na mury, tylko na działania propacjenckie. Niestety, chyba Komisja Europejska przeceniła nasz
potencjał w tym zakresie, a na pewno możliwości samorządów. Wciąż kilkadziesiąt procent szpitali nie spełnia
wymogów, które zaczną obowiązywać za kilkanaście miesięcy. A powiaty i marszałkowie, posiłkując się wyłącznie
własnymi budżetami, nie poprawią warunków bytowych pacjentom. Na lepsze standardy ich nie stać. Co najwyżej
wygenerują większą dziurę we własnych budżetach.
Dorota Pregel
Źródło: Gazeta Prawna
Pracodawca ma prawo badać trzeźwość podwładnych.. Jednak nie powinien organizować stałych i cyklicznych
kontroli. Takie zachowanie nie tylko skutecznie zepsuje atmosferę w firmie, to jeszcze może narazić go na zarzut
niezgodnych
z prawem działań i naruszenia godności osobistej pracowników, a tę w myśl przepisów kodeksu pracy powinien
szanować.
Z drugiej strony obowiązkiem pracodawcy jest dbanie o porządek i bezpieczeństwo na terenie zakładu pracy. Jeśli
dopuści do wykonywania obowiązków osobę pod wpływem alkoholu i dojdzie do wypadku, odpowiedzialność spadnie
również na niego. Najlepszym rozwiązaniem jest okazjonalne badanie trzeźwości, do czego ma pełne prawo.
Większość zakładów pracy reguluje w wewnętrznych przepisach, jakie są uzasadnione przyczyny, kiedy pracodawca
może żądać od podwładnego poddania się badaniu. Może być to zapach, sposób wysławiania się, chwiejny chód itp.
Co więcej, w regulaminie może znaleźć się np. zapis, że pracownik, który odmawia poddania się badaniu, jest
automatycznie odsuwany od pracy.
Istotne jest to, że pracodawca ma prawo skontrolować trzeźwość pracownika wyłącznie za jego zgodą. Teoretycznie
podwładny może odmówić, ale jeśli szef podejrzewa, że przyszedł on do pracy nietrzeźwy, a ten nie zgodzi się na
badanie, będzie to oznaczać, że przyznaje się do postawionego zarzutu. W ten sposób zazwyczaj sprawę rozpatrują
sądy, które zauważają, że trzeźwy pracownik nie ma powodu, aby odmówić badania. Jeśli sprawa trafi do sądu,
ważne będą także zeznania współpracowników lub nagrania z monitoringu. One wystarczą do uznania, że w czasie
pracy dana osoba była podpita, wskazują na to choćby wyroki Sądu Najwyższego.
Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy odmowa poddania się badaniu nie wchodzi w grę. Gdy dojdzie do wypadku z
udziałem zatrudnionego, musi być sprawdzona obecność alkoholu. Choć oczywiście nie można pracownika
doprowadzić siłą do badania, to odmowa będzie oznaczać, że straci ubezpieczenie wypadkowe, niezależnie nawet od
tego, czy faktycznie był podpity, czy nie.
Pracodawca przeprowadzając badanie alkomatem, zwykle korzysta z pomocy straży miejskiej albo policji, bowiem te
służby dysponują odpowiednim sprzętem. Jeśli przełożony sam zdecyduje się je wykonać, alkomat powinien spełniać
wszystkie wymagania i posiadać odpowiednie certyfikaty. To o tyle istotne, że jeśli wskaże stan po spożyciu, a nie
będzie miał wymaganych atestów, utrudni to ewentualne postępowanie w sądzie. Uwaga! Jeśli pracodawca
podejrzewa, że pracownik może być nietrzeźwy, może także przewieźć go do komisariatu i tam wykonać badanie.
Pracownik, który nie zgadza się ze wskazaniem alkomatu, ma prawo żądać powtórzenia badań, zazwyczaj w sposób,
który wyklucza wszelkie wątpliwości, czyli poprzez analizę krwi. Jeśli okaże się, że podejrzenie było niesłuszne,
zapłaci za nie pracodawca, w innym przypadku opłatami za badanie zostanie obciążony sam zainteresowany.
Za stawienie się w pracy w stanie nietrzeźwości pracownikowi grożą poważne konsekwencje, z utratą pracy włącznie,
bez okresu wypowiedzenia. Pracodawca sam może ustalić w regulaminie stopień stężenia alkoholu we krwi, przy
którym może zwolnić z pracy. Nie należy się sugerować zapisami ogólnymi (0,5 promila i powyżej to stan
nietrzeźwości), w każdej pracy poziom może być zupełnie inny
Do 2011 r. pracodawca nie miał prawa występować z żądaniem poddania się przez pracownika badaniu stanu
trzeźwości. Takie badanie leżało natomiast w interesie pracownika, który mógł udowodnić, że nie spożywał alkoholu.
W 2011 r. nastąpiła zmiana zasad w omawianym zakresie. Od tego czasu także pracodawca może wyjść z inicjatywą
zbadania stanu trzeźwości pracownika. Badanie takie powinno być przeprowadzone przez uprawniony organ
powołany do ochrony porządku publicznego. Pobrania krwi natomiast dokonuje pracownik służby zdrowia. Badanie
stanu trzeźwości powinno się odbyć zgodnie z przepisami rozporządzenia ministra zdrowia i opieki społecznej z 6
maja 1983 r. w sprawie warunków i sposobu wykonywania badań na zawartość alkoholu w organizmie
Dorota Pregel
Źródło: Gazeta Prawna
606970366
Opracowanie: Dorota Pregel
Kamila Biernacka