Rozmów o harcmistrzach ciąg dalszy

Transkrypt

Rozmów o harcmistrzach ciąg dalszy
INSTRUKTORSKIE SPRAWY
Rozmów o harcmistrzach ciąg dalszy
Minął rok, jak przy Lubelskiej Komendzie Chorągwi powstał Krąg Instruktorski z byłych
komendantów chorągwi, hufców, funkcyjnych władz naczelnych, chorągwianych itd.
Trzydzieści deklaracji członkowskich, dwudziestu dziewięciu harcmistrzów i jeden
podharcmistrz. Krąg harcmistrzów! Opracowano regulamin pracy kręgu, roczny plan pracy,
wystąpiono z propozycjami współpracy i pomocy w kilku podstawowych dziedzinach pracy
harcerskiej do uczestników Zjazdu Chorągwi, dwukrotnie do komend hufców. Oferta oprócz
propozycji uczestnictwa w pracach kręgu, jego zespołów i komisji zawierała także chęć
niesienia pomocy metodyczno-programowej, opracowań historycznych, harcerskiej służby
informacyjnej oraz rzecznictwa spraw instruktorskich (patrz „Czuwaj" 5/96). I co? I nic!
Żadnego „meee, beee ani kukuryku". Żadnego listu czy przynajmniej telefonu. Jedynie
komendant chorągwi po kilku miesiącach zdecydował udzielić kręgowi zezwolenia na prowadzenie Honorowej Księgi Zasłużonych i zaproponował uczestnictwo w pracach Chorągwianej
Komisji Historycznej (ciała martwego od kilkunastu już lat). Dobre i to, choć myślę, że
zmarnotrawiono tu szansę wykorzystania ludzkiej chęci, zapału, wiedzy i doświadczenia.
Na zbiórki kręgu przychodzi średnio dziesięć osób, a na pięć zespołów i komisji: zespół
programowo-organizacyjny, poradni metodycznej, rzecznika spraw instruktorskich, komisja
stopni i odznaczeń oraz historyczna pracują w miarę regularnie tylko te dwie ostatnie. I choć
większość członków kręgu nastawiona jest bardziej na klubowe spotkania towarzyskowspomnieniowe, to istnieje grupa chętnych do bardziej konkretnej, regularnej pracy
harcerskiej. Tak też było w przeszłości, w innych kręgach skupiających ludzi wielce niegdyś
zasłużonych, z najwyższych stanowisk, z najwyższymi stopniami i odznaczeniami, ale nadal
czynnych zawodowo poza harcerstwem i mogących wiele dla lokalnego środowiska
harcerskiego zrobić. Praca w takim kręgu bardziej przypomina klub instruktorski niż pracę
drużyny. Nie przesądzam jednak niczego, bowiem wszystko tkwi w indywidualnych
postawach i umiejętnościach członków tej zbiorowości i w społecznym zapotrzebowaniu. I
nie biadoliłbym nad tym, że większość z „moich harcmistrzów” z pozycji czynnego
instruktora przeszło nie tak dawno na pozycję biernego działacza, ale z całą stanowczością
będę bronił tych, którzy nadal pragną być czynnymi instruktorami, nie koniecznie pełniąc
funkcję drużynowego. Taka, bowiem m.in. była do tej pory rola kręgu instruktorskiego i
takiej postawy ze strony komend harcerskich - stwarzania warunków do aktywności
społecznej - oczekują ci nieliczni, zasłużeni wodzowie niegdyś prężnie działających struktur
harcerskich. Domaganie się dla nich warunków do aktywnego uczestnictwa w życiu
instruktorskich wspólnot jest rzeczą naturalną i nie może być lekceważone przez harcerskie
komendy. Jak my „starzy” (tak nas czterdziestolatków postrzegają młodzi) sami możemy
tworzyć warunki dla rozwoju organizacji dzieci i młodzieży będąc poza strukturami mającymi
wpływ na kształt tej pracy. Nie oszukujmy się: dziś praca wielu kręgów to działanie „sobie a
muzom".
Harcerstwo zawsze było organizacją wielopokoleniową i w tym także tkwi jego siła i
prestiż. Luka pokoleniowa, jaka nam się przytrafiła, jest zjawiskiem bardzo niedobrym i
niebezpiecznym dla zachowania jednego z podstawowych kanonów harcerstwa, czyli
„wielopokoleniowej rodziny".
Jeśli tę ogromną armię harcmistrzów (3847), w większości ludzi w wieku powyżej 40 lat,
sprowadzimy do roli okazjonalnych gawędziarzy, to, jakie perspektywy stworzymy obecnym
przewodnikom i młodym podharcmistrzom? Może powrót do tradycji rad czy
przedwojennych zarządów, gdzie harcmistrzowie statutowo brali udział w zjazdach zarządów
i obwodów, zajmowali w nich funkcje radnych, członków wielu komisji i zespołów, byłby nie
najgorszą szansą na uaktywnienie tej grupy instruktorskiej i powrotem do normalnego,
demokratycznego, zgodnego z ustawą o stowarzyszeniach funkcjonowania naszej organizacji.
Uświadamiam niewiedzących, że tylko nasza organizacja, ZHP pozbył się przed paroma laty
rad, jako ciał uchwałodawczych, zarządzających i kontrolnych, co nie miało miejsca w żadnej
innej organizacji społecznej. Każda organizacja, na każdym szczeblu ma dwie formy władzy:
radę, zarząd i ich organ wykonawczy. U nas mamy demokrację tylko na szczeblu centralnym
i może w niektórych drużynach i kręgach instruktorskich, gdzie pracują rady tych jednostek.
Harcmistrzowskie życiorysy nie muszą wcale składać się z litanii stanowisk i funkcji
kierowniczych. Mogą to być funkcje członków rad, zarządów, zespołów, komisji stałych,
doraźnych, ale wiedzę i zapał tych ludzi trzeba jakoś wykorzystać. Marnotrawstwo nie tylko
przejawia się w złym gospodarowaniu majątkiem i finansami (to można dopracować czy
uzyskać), ale niepowetowaną stratę może przynieść nam marnotrawstwo zasobów ludzkich,
ich umiejętności i doświadczeń.
Być może wzorzec pracy kręgu, jaki stworzyliśmy, jest niefunkcjonalny, nie przystaje do
potrzeb i oczekiwań. Ale właśnie, jakie są te oczekiwania? Ostatnio słyszałem dowcip
młodego harcerza przyglądającego się wodnej kąpieli harcmistrzów: - Patrzcie! Wapno się
lasuje!
My nie chcemy narzucać młodym stylu życia, pracy, eliminować ich z funkcji czy
stanowisk. Chcemy być razem, chcemy wspólnie cieszyć się z ich sukcesów, pomagać, być
wśród nich, a nie tylko przeżywać harcerstwo czytając „Czuwaj" czy inne czasopisma
harcerskie. I nie jest to tylko nasz, seniorów problem, to jest też problem, z którego być może
nie zdają sobie sprawy młodzi instruktorzy, a który dotknie ich za kilka lub kilkanaście lat,
jeśli tego nie zmienimy.
W naszej harcerskiej rodzinie zabrakło nam nagle starszego brata, siostry, a dziadek
potrzebny nam jest tylko wtedy, kiedy może nam coś dać lub opowiedzieć bajkę na dobranoc.
Zapominają lub nic wiedzą młodzi, że bez „zlasowanego wapna” nie zbudujemy trwałego
muru naszego wielopokoleniowego harcerskiego domu, domu z rodzicami, dziadkami, chyba,
że wychodzą z założenia, że „z rodziną wychodzi się najlepiej tylko na zdjęciu”. Ale wtedy
nie mówmy o rodzinie. Pewnie, możemy zamknąć się w „domu starców”, jakimi są kręgi
seniorów, ale nikomu nie życzę takiej przyszłości. A jedna czy dwie okazjonalne kartki z
życzeniami świątecznymi nie wypełnią braku więzów rodzinnych, lecz wręcz przypominają o
rozejściu się dróg życiowych i o samotności jednych i drugich.
hm. Stanisław Dąbrowski
„Czarna Owca”
CZUWAJ nr 10/1996